Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Miłosny eksperyment
Zajrzyj do książki

Miłosny eksperyment

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-8342-844-4
EAN9788383428444
Tytuł oryginalnyThe True Love Experiment
TłumaczAnna Derelkowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-08-08
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Miłosny eksperyment" nowy romans Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS.
Wren szuka chłopaka, który by jej towarzyszył na ślubie kuzynki. Nash, jej wieloletni przyjaciel, bajecznie bogaty i nieprzystępny naukowiec, szuka kobiety, która wzięłaby z nim udział w charytatywnej aukcji kawalerów. Wren i Nash postanawiają wymienić przysługę za przysługę i podczas obu tych ceremonii udawać kochanków – co jest łatwe dla romantycznej Wren, ale trudne dla zamkniętego w sobie Nasha. Ich eksperyment wymyka się jednak spod kontroli i przeradza w wybuch namiętności. Co znów proste jest dla Wren, ale nie dla Nasha...

 

Fragment książki

- Ale przystojniak, nie? – powiedziała przyjemnie zaokrąglona kobieta w średnim wieku ubrana w biały fartuch laboratoryjny, wpatrując się w coś na biurku.
- Jeśli lubisz wysokich, ciemnych i szalonych. Takich Heathcliffów. – Nieznajomy mężczyzna w garniturze nie wydawał się przekonany. Wren go nie znała, co znaczyło, że był nowym asystentem. Asystenci zmieniali się niemal co miesiąc, ponieważ, jak mawiała Wren, Nash był Nashem. Trzecia osoba przy biurku zmarszczyła brwi.
- Bardzo melancholijny. Czy on umie się uśmiechać?
Ooo, jakie to romantyczne. Wren uwielbiała gotyckie angielskie powieści i z ciekawością ich podsłuchiwała.
Podeszła bliżej, ale nie udało jej się zrobić tego cicho, bo jej klapki zaklaskały na linoleum. Popatrzyła na paznokcie u nóg pomalowane na różowy kolor. Właśnie łamała podstawową zasadę laboratorium: będziesz nosić jedynie pełne obuwie. Doktor Nash Masterson, władca tego imperium, przestrzegał zasad. Ludzie często wybuchali płaczem, gdy wyjaśniał ich niedociągnięcia. Był niezmiernie bogatym szefem wielkiej firmy Masterson Chemicals, więc uchodziło mu to na sucho. Pieniądze i pozycja umożliwiają wiele rzeczy. Ona nie miała tego komfortu.
Troje pracowników Nahsa podniosło wzrok. Rozpoznała dwoje z nich. Martha była wiceszefową działu rozwoju, a Jenn pracowała w marketingu. Młodego człowieka nie znała. Laboratorium było za biurkiem, oddzielone drzwiami. W sterylnym pomieszczeniu z oknami od podłogi do sufitu stały białe stoły zastawione zlewkami i tajemniczymi lśniącymi przyrządami. Całość wyglądała jak Antarktyda ze stali nierdzewnej, tyle że bez uroczych pingwinów. Nasha nie było widać, ale na pewno przyjdzie punktualnie. Tutaj nikt się nie spóźniał.
- Czy to już wtorek? – spytała Martha.
- Błagam, powiedz, że przyszłaś porwać naszego złego szefa miliardera na lunch – powiedziała Jenn niby żartem, ale jej palce były nerwowo zaciśnięte na laptopie przyciskanym do piersi.
- Jest cały mój – zgodziła się wesoło.
Nie pojmowała, czemu tylko ona lubi Nasha. Oczywiście bywał arogancki i patrzył na wszystkich z góry. No i miał paskudny zwyczaj wykazywania publicznie nawet drobnych luk w rozumowaniu innych, a także w ich prezentacjach, eksperymentach i wnioskach patentowych. Był zamknięty w sobie, doskonale udawał głodnego niedźwiedzia polarnego uwięzionego na górze lodowej i od lat niweczył wszystkie jej wysiłki, by go poznać bliżej. Oskarżał ją, że chce wśliznąć się do jego mózgu i się tam rozgościć, ale ona wiedziała, że potrzebne mu jest towarzystwo.
Po ośmiu latach uległ jej i we wtorki chadzał z nią na tacos. To były spotkania przyjaciół, którzy lubią tacos. Nie była pewna, co Nash mówił pracownikom o tych lunchach. Pewnie nic, bo ograniczał się do mówienia o tym, co niezbędne.
- Nash jest w laboratorium? – Podeszła bliżej, bo chciała zobaczyć tego Heathcliffa, którego oglądali.
- Ogr jest w swoim leżu – odparł nerwowo chłopak w garniturze. Asystenci Nasha rezygnowali z powodu stresu.
- Nie opuścił go od trzydziestu sześciu godzin – dodała Jenn. – Gdybyś mogła go stamtąd wyciągnąć, oddałabyś nam przysługę.
Wren puściła do niej oko.
- Błagał mnie, żebym go zabrała.
SOS to prośba o ratunek, prawda? Oraz czas na tacos. Przynajmniej jedno z nich było stać, by zapłacić za lunch. Okazało się, że profesorowie w południowej Kalifornii nie zarabiają jednak wystarczająco dużo, by się utrzymać, szczególnie jeśli wliczyć kredyty studenckie. Wren kochała swoją pracę w Pomona College, ale czasem fantazjowała o kupnie domu albo pary butów nie z przeceny. Może uda jej się trochę zaoszczędzić i wynająć chłopaka na wesele Noaha i May. Czy wtedy wygra zakład z siostrami? O Boże, żeby tylko nie musiała iść sama i uśmiechać się, jakby bardzo ją cieszył czas dla siebie, czy jak tam „Cosmo” określa bycie samotnym.
- Co to? – Podniosła zalaminowane kartki leżące na biurku, zanim ktoś zdążył ją powstrzymać. Ale, sądząc po chichocie, raczej nie były to tajne plany przejęcia przez Nasha kontroli nad światem. Nie. Trzymała w ręku zdjęcia… bardzo atrakcyjnych ludzi. Na wszystkich widniały oszałamiające uśmiechy i krótkie opisy, jak w atlasie ptaków albo na tych okropnych fiszkach do nauki chemii, jak w college’u. Przypomniała sobie, że wbrew nawracającym koszmarom sennym, w których spóźniała się na egzamin albo nie mogła trafić do sali czy łazienki, zaliczyła chemię wyłącznie dzięki pomocy Nasha.
- Kawalerowie – powiedziała Martha.
- I panny – dodała Jenn.
- Wszyscy samotni i dostępni. Za odpowiednią cenę. – Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Więc to jest… katalog prostytutek? – Czy ci ludzie są tani? Bo jeśli tak, to ma problem rozwiązany.
- To menu kawalerów – powiedział chłopak w garniturze, jakby można było zamówić sobie kogoś jak potrawę w restauracji.
- Na aukcję. Możesz zapłacić za randkę z kimś przyjemnym, a pieniądze trafiają do fundacji na Martha’s Vineyard, która organizuje obozy dla dzieci. To twoje menu.
Brzmiało to zabawnie. Zgadywała, że ludzie ci zgłosili się sami. Gdyby miała pieniądze, które mogłaby przeznaczyć na szczytny cel, mogłaby wynająć któregoś z tych przystojniaków. Jej wzrok zatrzymał się na jednym zdjęciu. Różniło się od innych, bo mężczyzna był częściowo odwrócony. To, co widziała, wyglądało jednak doskonale. Był w typie drwala: miał szerokie ramiona i ciemne włosy, ale wyglądał tak, jak mógłby wyglądać pan Rochester, gdyby spędzał w siłowni każdą chwilę wolną od ukrywania żony i romansowania z Jane Eyre. Mogła się założyć, że ten facet ma piękne bicepsy i sześciopak. Właściwie czemu nie kazali im zdjąć koszul? Skoro już ktoś robi coś tak tandetnego, może z równym powodzeniem robić to dobrze.
- Sądzisz, że ktoś zalicytuje pana Mastersona? – zapytała Martha, wskazując na przystojniaka w ręce Wren.
Moment. Co? Najwidoczniej wszechświat postanowił z niej dziś zażartować. Popatrzyła na zdjęcie jeszcze raz, tym razem skupiając się na twarzy, i zrozumiała, że ten seksowny tajemniczy przystojniak to Nash. To jest… dziwne, szepnął głos w jej głowie. Niewłaściwe. Usuń i skasuj wszystkie kopie zapasowe. Nash miał swoje zasady w laboratorium, ale ona miała zasady dotyczące przyjaźni, które mówiły, by nie zakochiwać się w przyjacielu, w którym być może podkochiwała się w college’u. Na szczęście uczucie to umarło, gdy przeczytała jego zjadliwe komentarze na temat jej egzaminu z chemii.
- Drodzy państwo, czy to czas wolny dla zespołu?
Przerażona podniosła głowę i upuściła menu. Oczywiście był to głos Nasha, niski, szorstki, władczy. Mogła się założyć, że gdyby przyłapał złodzieja i zawołał „Stój!”, złodziej sam oddałby się w ręce władz.
Chłopak w garniturze jęknął i opadł na krzesło. Zaczął szybko pisać na komputerze, by pokazać, że cały czas pracował. Nie miał szans. Nash był spostrzegawczy. Skierował swój lodowaty wzrok na ludzi przy biurku.
- Doktorze Masterson – powiedziała słodko Wren.
- Doktor Wilson.
Przewróciła oczami, gdy oficjalnie skinął głową. Kiedyś będzie musiała wywołać w laboratorium skandal i na powitanie go przytulić.
- Czy ty urosłeś? – Miała dopiero trzydzieści lat, nie mogła więc już maleć, czyli to on musiał urosnąć.
- Nie – parsknął.
- Platformy? Obcasy?
- Nie. – Odwrócił się i ruszył w kierunku schodów. Poszła za nim, ale pomachała pozostałym.
- Ten nowy to kto?
- Zastępstwo. – Nash lekko wzruszył ramieniem.
- Jakim cudem trafiłeś na aukcję kawalerów? – Musiała biec truchcikiem, by za nim nadążyć. Miał długie nogi.
- Declan – odparł cicho, jakby to wszystko wyjaśniało.
No tak. Declan był starszym bratem Nasha i po mistrzowsku go torturował. Wren twierdziła, że braterskie złośliwości to taki jego język miłości, ale Nash warczał, że nawet kwiaty byłyby lepsze. A Nash uważał kwiaty po pierwsze za niszczenie natury, a po drugie za coś bezwartościowego, bo słowa, symbole chemiczne albo raporty laboratoryjne mówią więcej niż bukiet dalii albo, nie daj boże, róż. Język kwiatów, mawiał, jest równie jasny jak język niemowlaka, który uczy się mówić.
Wren uśmiechnęła się. To będzie bardzo ciekawe.
- Nie lubi cię tak, że chce cię sprzedać? Rozszerza działalność? Branża filmowa już mu nie wystarcza?
- Nie. – Nash potarł twarz, co w jego przypadku oznaczało panikę.
- Możesz dodać drugie słowo? Albo nawet zdanie?
- Nie tutaj. – Szeroko otworzył drzwi na klatkę schodową, krzywiąc się, może dlatego, że nie był fanem Hollywoodu mimo sukcesów brata.
Ona sama skrzywiła się na myśl o tych schodach. Nash nie znosił małych przestrzeni i kochał ćwiczenia, więc nie korzystał z wyłożonej lustrami windy. Przynajmniej jego luksusowy sportowy samochód zrekompensował jej te niewygodne schody. Zapadając w miękkie siedzenie, westchnęła z ulgą.
Pół godziny później odebrali papierową torbę z auta sprzedającego tacos i zaparkowali przy plaży Malibu. Wren zdjęła klapki i cisnęła je na siedzenie pasażera, a Nash zdjął buty o stalowych czubkach nadające się do pracy w laboratorium, włożył do nich skarpetki i podwinął spodnie. Panie i panowie! Ależ się różnili.
- Jak ci minął dzień? – spytała, kiedy przechadzali się po piasku i pożerali tacos, jakby cały dzień nic w ustach nie mieli. Mieli, oczywiście, ale tacos były pyszne.
- Później. Opowiedz mi o swoim dniu.
Wręczyła mu telefon, by obejrzał zaręczyny Noaha i May.
- Romantyczne, co? Facet zrywa ze mną przez komunikator, bo nie jest gotowy na związek, i uważa, że powinniśmy zostać przyjaciółmi, a pół roku później jedzie na Malediwy wręczać brylanty. Nade mną wisi klątwa. Śmiertelnie zakochał się w następnej kobiecie.
- Nie masz pojęcia, czy to rzeczywiście następna kobieta, którą spotkał – zwrócił jej uwagę. – To mało prawdopodobne, chyba że, teoretycznie, była przy nim, kiedy wysyłał ci wiadomość.
- Nie pomagasz – powiedziała cicho.
Wzruszył ramionami.
- Ale jest zakochany. Naprawdę.
- Był żałosny.
- To nie ty z nim chodziłeś!
- To jest ten były chłopak, który w tym tygodniu wysłał ci wiadomość gdzieś znad Oceanu Indyjskiego, żebyś nakarmiła jego psa? Bo zakładał, że się zgodzisz i był zbyt leniwy, aby znaleźć kogoś przed wyjazdem na wakacje?
- To on. – Wzięła od niego telefon i wepchnęła go do kieszeni. No dobrze, Nash ma rację, Noah nie złamał jej serca, usuwając się z jej życia. Nie był jej księciem z bajki.
- Chcesz, żebym cię wysłuchał czy coś naprawił?
Kiedy się zaprzyjaźnili, ustalili, że powinien pytać, bo lubił działać i rozkładał problem na części pierwsze, aż znalazł rozwiązanie. Jej życie nie jest jego kostką Rubika, jak mu wyjaśniała, i choć była ciekawa, jak rozwiązałby kwestię Noaha, chciała to z siebie wyrzucić.
- Wysłuchał. Dzięki. Słuchaj, mam trzydzieści lat, zmieniam chłopaków częściej niż ty asystentów, a oni wszyscy po kolei znajdują miłość w ramionach następnej kobiety, z którą się spotykają. Teraz ja będę musiała pójść sama na kolejny ślub w rodzinie i znosić przyjazne, ale krępujące próby ze strony rodziny, żeby zeswatać mnie z jakimś dentystą lub kurierem.
Chciała rzuciła się na piasek, ale Nash ją podtrzymał. Pokręcił głową i podsunął jej marynarkę, by po opuszczeniu z plaży nie musiała usuwać piasku z włosów.
- Tyle o mnie, ale rano dostałam wiadomość od kogoś bardzo poważnego i tajemniczego.
- Naprawdę? Może powinienem poznać twojego byłego chłopaka z moimi byłymi asystentami.
- Wiadomość brzmiała „SOS” – powiedziała, ignorując komentarz Nasha. Jedną z jego wad była niewiara w miłość. Mrugnęła do niego. – Wyjaśnisz, od czego mam cię ratować? I o co chodzi z tym pomysłem twojego brata? Czy może jesteś spokrewniony z moimi siostrami i stanowimy jedną wielką szczęśliwą i dysfunkcyjną rodzinę?
Odczekała chwilę. Nash się nie spieszył. Miał stalowe spojrzenie, które oznaczało, że jest z czegoś bardzo niezadowolony i że polecą głowy. Gdy był asystentem na wydziale chemii, do jego zadań należało wywieszanie wyników egzaminu. Wychodził niczym kat, wywieszał wyniki i wszyscy wokół Wren wybuchali płaczem. Oblał połowę jej akademika na Uniwersytecie Kalifornijskim i zniszczył wiele marzeń o zawodzie lekarza.
Na początku semestru wśliznęła się do jego gabinetu i zaprosiła go na randkę, bo uważała go niemal za boga i sądziła, że jego ponura osobowość jest romantyczna. Być może miała też fantazje o seksownych profesorach. W każdym razie, gdy już wyjąkała zaproszenie, podniósł głowę i rozwiał jej wizje.
- Nie – powiedział i dodał: – Czy ja panią znam?
Fajnie marszczył czoło. Wtedy jednak pojęła, że zdziwiła go sama jej obecność. Powiedział jej, kiedy spotyka się grupa wyrównawcza z chemii, i wtedy się w nim odkochała.
- Czekam – przypomniała mu o sobie.
- Lecę w weekend na Martha’s Vineyard.
- Fantastycznie. – W końcu kto by nie chciał wakacji? – Chyba że lecisz przez sześć różnych lotnisk, masz dwanaście minut na przesiadki i musisz gnać z walizką między rozbawionymi współpasażerami.
- Lecę prywatnym samolotem – prychnął.
- Korzyści z bycia miliarderem?
- Pewnie – odparł sucho. – Nie wszyscy pracujemy za fistaszki, ucząc młodzież o pięknie literatury angielskiej.
- No wiesz! Czytanie jest bardzo ważne, a Jane Austen jest najlepsza. Gdybyś przeczytał książki, które ci dałam, wiedziałbyś, dlaczego Darcy dostaje w końcu dziewczynę.
Popatrzył na nią z ukosa.
- Zmusiłaś mnie do obejrzenia filmu. Facet był farmerem i miał mnóstwo staroci. Nie wiedziałem, że na tym polega seksapil.
- Pan Darcy jest najlepszy – oznajmiła wesoło. – Ale, ale. Prywatny samolot?
- Narzeczona mojego brata zbiera pieniądze na fundację i zgodziłem się jej pomóc, chociaż jestem w trakcie dużego zakupu. – Nash wciąż kupował firmy chemiczne.
- Więc z dobroci serca lecisz przez cały kraj prywatnym samolotem, żeby spędzić weekend w domu swojego brata na Martha’s Vineyard. Nie widzę tu księcia w tarapatach.
- Jest coś jeszcze. – Popatrzył na nią posępnie.
- Aha? – Moment. Menu kawalerów. – Czy w czasie tego weekendu będzie się odbywała pewna aukcja?
- Tak. – Wyglądał na zbitego z tropu.
- Pozwalasz swojej pięknej przyszłej bratowej sprzedać się na aukcji na cele charytatywne?
- Nie wiem, czemu Charlotte nie chce po prostu wziąć pieniędzy.
- Bo to będzie o wiele bardziej zabawne!
- Może dla ciebie.
- Proszę, powiedz, że będzie relacja na żywo. Albo aukcja w internecie. Świat musi zobaczyć Nasha Mastersona na scenie! Masz zamiar się uśmiechnąć czy ponurym spojrzeniem zmusić kogoś, żeby cię kupił? Czekaj, czytałam o tym! Dwie panie w średnim wieku pobiją się o twoje piękne ciało, a wygra samotnica, która przypadkiem podniesie numerek do głosowania, żeby zabić muchę. Używają jeszcze tych numerków? Rozbierzesz się? Będą mokre T-shirty? Czy twoja przyszła bratowa ma klasę i czy wie, że mniej klasy oznacza większe pieniądze?
- Mądrala. – Lekko się uśmiechnął. – Obowiązują stroje wieczorowe, a przed aukcją będzie wystawna kolacja.
- Kolacja i przedstawienie. Więc smoking?
- A ty będziesz siedzieć na widowni. I mnie kupisz.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel