Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Miłosny zamęt (ebook)
Zajrzyj do książki

Miłosny zamęt (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7467-8
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnySecret Prince’s Christmas Seduction
TłumaczFilip Bobociński
Język oryginałuangielski
EAN9788327674678
Data premiery2021-12-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Antonietta Ricci wraca po pięciu latach na Sycylię i podejmuje pracę fizjoterapeutki w położonym na uboczu hotelu. Dostaje specjalne zadanie zadbania o wyjątkowego gościa. Louis Dupont, który uległ wypadkowi narciarskiemu, przybył tu z armią ochroniarzy, by z dala od mediów dojść do zdrowia. Antonietta nie docieka, kim naprawdę jest Louis. Ulega jego urokowi, nie spodziewając się, jaki skandal wywoła…

Fragment książki

– Dzięki, ale naprawdę liczę, że Boże Narodzenie spędzę z rodziną. – Gdy tylko zdała sobie sprawę, że mogło to zostać odebrane jako brak wdzięczności, Antonietta natychmiast przeprosiła.
– Rozumiem. – Aurora wzruszyła ramionami, pomagając Antonietcie się rozpakować. – Nie przyjechałaś przecież do Silibri, by spędzić święta z Messinami.
– Ale teraz przecież nazywasz się Caruso! – Uśmiechnęła się.
Cmentarz w wiosce Silibri, po którym Antonietta uwielbiała spacerować, zawierał wiele różnych nazwisk, ale było kilka szczególnie często się powtarzających. Caruso, Messina i Ricci do nich należały. Szczególnie Ricci.
Ród Riccich zamieszkiwał cały południowo-zachodni rejon Sycylii, ale Silibri stanowiło epicentrum jego występowania. Ojciec Antonietty, znany posiadacz ziemski i szef straży pożarnej, miał wiele koneksji i był powszechnie szanowany.
– Wiesz… – Urwała, by powiesić nieliczne ubrania, jakie posiadała. – Gdybym poślubiła Sylvestra, nie musiałabym nawet zmieniać nazwiska. I tak pozostałabym Antoniettą Ricci.
– Owszem. I żyłabyś z kuzynem jako swym małżonkiem, w domu na terenie twego ojca. Pewnie by jeszcze Sylvestra zatrudnił.
– Prawda… – Antonietta chciała coś jeszcze dodać, ale się wstrzymała.
Pięć lat temu uciekła w dniu ślubu – i to w dość spektakularny sposób. Wyszła przez okno sypialni, gdy jej ojciec czekał za drzwiami, by zaprowadzić ją do pełnego gości kościoła. Sylvester był popularny we wsi, do tego był częścią jej dalszej rodziny. Spotkały ją za to poważne reperkusje – rodzina całkowicie się jej wyrzekła. Nikt nie odpowiadał na jej listy i mejle, a matka rozłączała się, ilekroć Antonietta do niej dzwoniła, by przedstawić sprawę ze swojego punktu widzenia.
Przez cztery lata żyła i pracowała we Francji, lecz choć radziła sobie z językiem i zyskała tam przyjaciół, nigdy nie czuła się tam jak w domu. Powróciła więc do Silibri na ślub Aurory i Nica, lecz nie czekał na nią żaden komitet powitalny. Zamiast tego unikała jej zarówno bliższa, jak i dalsza rodzina.
Publiczne odrzucenie Sylvestra zostało odebrane jak odrzucenie całej rodziny, jej wartości i tradycji.
Po weselu Nica i Aurory znalazła zatrudnienie w należącym do Nica wielkim hotelu w Rzymie jako pokojówka. Rzym również nie był dla niej domem. Często zwierzała się przyjaciółce, jak tęskniła za Silibri.
Antonietta chciała podjąć ostatnią próbę pogodzenia się z rodziną, zaś Aurora zaproponowała jej rozwiązanie – mogła zatrudnić się jako pokojówka w nowo otwartym hotelu Nica w Silibri i przy okazji szkolić się na masażystkę fizjoterapeutkę. Nico odbudował i odnowił gmach starego klasztoru, który przypominał teraz raczej luksusowe sanatorium niż hotel. Szkolenie w tej placówce byłoby dla niej znaczącym osiągnięciem na ścieżce kariery.
Była to okazja, jakiej Antonietta nie zamierzała przegapić, lecz biorąc pod uwagę stopień wrogości, jaki budziła w lokalnej społeczności, trudno by jej było zamieszkać w wiosce. Aurora i na to miała gotowe rozwiązanie – posiadała mały kamienny domek na skraju klifu i udostępniła go przyjaciółce.
– Jakość połączenia internetowego tam jest koszmarna, do tego znajduje się on zbyt blisko lądowiska dla helikopterów, by wynajmować go gościom – wyjaśniła. – Dlatego pozostaje pusty.
– Obym nie musiała z niego długo korzystać – odparła Antonietta. – Gdy moja rodzina się dowie, że wróciłam i pracuję…
Urwała. Dostrzegła w oczach drogiej przyjaciółki takie samo powątpiewanie jak wtedy, gdy upierała się, by spędzić święta z rodziną.
– Antonietto?
Przygotowała się na rychłe pytanie przyjaciółki. Aurora była równie bezpośrednia, jak Antonietta skryta, lecz do tej pory ta pierwsza powstrzymywała się przed wytknięciem niewygodnych faktów.
– Minęło pięć lat, odkąd twoja rodzina z tobą rozmawiała…
– Zdaję sobie z tego sprawę – rzekła Antonietta. – Nie, żebym dawała im zbyt wiele okazji do rozmowy.
– Wróciłaś na moje wesele – zauważyła Aurora. – Zignorowali cię wtedy.
– Myślę, że po prostu byli w szoku. Nie spodziewali się mnie. Gdy się jednak dowiedzą, że wróciłam tu na stałe…
Aurora usiadła na łóżku, Antonietta nadal jednak stała. Nie miała ochoty odbyć nadchodzącej rozmowy.
– Minęły lata. – wytknęła Aurora. – Miałaś dwadzieścia jeden lat, gdy to się stało, niedługo skończysz dwadzieścia sześć! Może wreszcie czas, żebyś przestała znęcać się nad sobą?
– To zupełnie nie tak – odparła. – To było pięć cudownych lat. Podróżowałam, nauczyłam się nowego języka. Przez większość czasu moje życie jest cudowne. Czasem tylko…
Czasem.
Na przykład w chwilach, które powinno się spędzać z rodziną.
– Boże Narodzenie jest dla mnie szczególnie trudnym okresem – przyznała. – Wtedy właśnie brakuje mi ich najbardziej. I nie wierzę, by oni za mną nie tęsknili. Szczególnie matka. Chcę dać im tę jedną, ostatnią szansę…
– W porządku. A co z rozrywką? – naciskała Aurora. Rozumiem, że twoje życie to nie tylko krwi koryto, ale nic nigdy nie wspominałaś o przyjaciołach. Nie przypominam sobie też, żebyś kiedykolwiek powiedziała, że się z kimś umawiasz…
– Przecież sama nie spotykałaś się z nikim przed Nikiem – zaprotestowała Antonietta.
Zaśmiały się, ale momentalnie śmiech Antonietty zamarł. Miała bardzo dobry powód, by nie umawiać się na randki. Nie podzieliła się nim nawet z najbliższą przyjaciółką. Fakt, że Sylvester był jej kuzynem, nie był jedynym powodem, dla którego uciekła w dniu ślubu. Przerażała ją perspektywa nocy poślubnej.
Pocałunki Sylvestra były dla niej odstręczające, a brutalne, gwałtowne szwendanie się jego rąk po jej ciele przerażało ją. Jej niechęć do tych zalotów doprowadzała go do furii.
Pomysł, by uciec, przyszedł jej po raz pierwszy do głowy parę tygodni przed ślubem, gdy poznała pełnię grozy czasu spędzonego sam na sam z narzeczonym. Więcej niż kilka razy był bliski wzięcia jej siłą. Antonietta zmuszona była błagać go, by przestał, argumentując, że chce poczekać do nocy poślubnej.
– Frigida – rzucił do niej z wściekłością.
I może faktycznie była oziębła, pomyślała, ponieważ po dziś dzień sama myśl o zbliżeniu z mężczyzną powodowała u niej zimne dreszcze.
Wtedy próbowała podzielić się swymi obawami z matką, ta jednak powiedziała jej, że po ślubie jej powinnością jako żony będzie poświęcenie się „raz w tygodniu, by był zadowolony”.
Wraz ze zbliżającą się nocą poślubną w Antonietcie narastało uczucie grozy. I groza ta z nią została: powracała, ilekroć choćby pomyślała o całowaniu się z mężczyzną.
Żałowała, że nie była w stanie o tym porozmawiać z Aurorą, lecz jej przyjaciółka była tak pewna w sprawach własnej seksualności i tak szaleńczo szczęśliwa w małżeństwie, że zamiast się jej zwierzyć, Antonietta zachowała tę najmroczniejszą część własnej duszy wyłącznie dla siebie.
– Najwyższy czas choć trochę nacieszyć się życiem – naciskała Aurora.
– Zgadzam się. – Antonietta kiwnęła głową, choć nie do końca w to wierzyła. – Najpierw muszę dać rodzicom szansę, by mi wybaczyli.
– Co takiego mają ci wybaczyć? – zapytała oszołomiona. – Sylvester był twoim kuzynem. Chodziło im o to, by pieniądze zostały w rodzinie…
– Mimo to… – przerwała jej Antonietta. – Okryłam hańbą rodziców na oczach całej rodziny. Porzuciłem Sylvestra, gdy stał przy ołtarzu. Widziałaś zresztą, co się tam działo…
– Owszem…
W kościele niemal doszło do wielkiej bijatyki. Antonietty przy tym jednak nie było. Znajdowała się już wówczas w pociągu opuszczającym Silibri.
– Tęsknię za rodziną – wyznała szczerze. – Nie są idealni. Wiem to. Brakuje mi ich jednak w moim życiu. I nawet jeśli nie uda nam się pogodzić, czuję, że musimy się spotkać. Nawet jeśli to ma być ostatnie pożegnanie, chciałabym je usłyszeć w rozmowie twarzą w twarz.
– Cóż, gdybyś zmieniła zdanie, nasza oferta jest ciągle aktualna – odpowiedziała Aurora. – Nico i ja chcemy, by Gabe świętował swoją pierwszą Gwiazdkę w Silibri… – Jej głos zamilkł, gdy wyciągnęła pas szkarłatnej tkaniny z walizki Antonietty. – Jaki piękny. Skąd go masz?
– Z Paryża – odparła z uśmiechem i przesunęła z dumą dłonią po materiale. – Kupiłam zaraz po tym, jak tam przybyłam. – Było to pod koniec lata, właśnie napisała list do rodziców i liczyła na pojednanie z nimi. – Przechodziłam przez Place Saint-Pierre i natrafiłam na sklep z tkaninami.
Postanowiła uczcić swój dobry humor i pośród aksamitów i brokatów znalazła belę zachwycającego ciemnoczerwonego jedwabiu.
– Miałaś go od tak dawna i nic z nim nie zrobiłaś? – upewniła się Aurora, podczas gdy przyjaciółka schowała jedwab z powrotem w papier pakunkowy i umieściła go w dolnej szufladzie ciężkiej drewnianej komody. – Nie wolno ukrywać takiego cuda!
– Mogłabym zrobić z niego poszewki na poduszki.
– Poszewki?! – jęknęła ze zgrozą. – Ten materiał zasługuje na przemianę w suknię, która zachwyci świat!
– Doprawdy? A kiedy niby miałabym ją założyć?
– W ostateczności mogą cię w niej złożyć do trumny – rzuciła Aurora z typowym, sycylijskim czarnym humorem. – Daj mi ten jedwab, już ja coś z niego uszyję.
Aurora była genialną szwaczką i niewątpliwie zrobiłaby coś pięknego, ale Antonietta ociągała się, niechętnie oddając tkaninę.
– Pozwól, że cię zmierzę – rzuciła.
I tak, zamiast się rozpakowywać, Antonietta stała w samej bieliźnie, zawstydzona i onieśmielona. Trzymała w górze długie, proste czarne włosy, gdy Aurora drobiazgowo sprawdzała jej wymiary.
– Aleś ty szczupła – zawołała. – Twoja talia ma grubość mojego uda.
– Gadanie!
Przyjaciółki były swoimi przeciwieństwami. Aurora miała obfite krągłości i wprost emanowała pewnością siebie, podczas gdy Antonietta była wycofana i szczuplutka niczym cień, który rzucała na kamienną ścianę. Wieczór był raczej przyjemnie chłodny niż zimny, lecz czas nieubłaganie gnał ku zimie. Antonietta zadrżała, gdy Aurora powoli i starannie robiła przymiarki. Antonietta postanowiła ją ponaglić.
– Nico zaraz powinien po ciebie przybyć – ostrzegła.
Podczas gdy Aurora pomagała przyjaciółce urządzić się w domku, on doglądał hotelu, ale już wkrótce wraz z żoną polecą helikopterem z powrotem do ich rezydencji w Rzymie.
– Nie zamierzasz wpaść do rodziców, zanim odlecisz?
– Unikam ich – mruknęła Aurora, przewracając oczami. – Czy uwierzyłabyś, że chcą, by Nico zatrudnił mojego leniwego brata w charakterze głównego ogrodnika Starego Klasztoru?
Antonietta zaśmiała się.
– To nie żart. Mój brat to próżniak równie beznadziejny, jak i twój, ale teraz, gdy Nico wziął mnie za żonę, tamten ubzdurał sobie, że Nico winien mu jest pracę.
– Mam nadzieję, że Nico nie czuł się zobligowany, by mnie zatrudnić…
– Nie bądź niedorzeczna – ucięła Aurora. – Ciężko pracujesz i Stary Klasztor zyska na takim pracowniku jak ty.
Nawet jeśli, to i tak wyświadczyli jej wielką przysługę, udostępniając ten domek.
Dźwięk śmigłowca Nica sprawił, że Aurora wyjrzała przez okno.
– Już czas. – Pocałowała przyjaciółkę w oba policzki i mocno ją przytuliła. – Powodzenia w nowym miejscu pracy i do zobaczenia na Wigilii. O ile nie spotkamy się wcześniej. Mówię poważnie, Antonietto. Jeśli nie dogadasz się z rodziną, zapraszamy cię serdecznie.
– Dziękuję – odparła. – Do świąt jeszcze parę miesięcy. Sporo czasu, by poukładać swoje sprawy.
– Poradzisz sobie? Jesteś tu nieco osamotniona…
– Poradzę sobie – uspokoiła ją. – Dziękuję za wszystko.
Nico nie wszedł do domku. Zamiast tego udał się wprost do helikoptera. Antonietta obserwowała przez okno, jak Aurora dołącza do niego. Oboje cieszyli się na powrót do Rzymu i małego Gabe’a, który wkrótce skończy roczek. Była zadowolona, że jej nie odwiedził. Wkrótce zacznie tu pracę i nie chciała, by jej współpracownicy myśleli, że ma dostęp do ucha szefa, bo przyjaźni się z jego żoną.
Gdy jednak Aurora sobie poszła, poczuła się nieprzyjemnie samotna.
Domek był pięknie wyposażony. Miał nowoczesną kuchnię i przytulny salonik. Krążyła po nim nie po to, by podziwiać wykończenie i umeblowanie, lecz by napawać się oszałamiającym widokiem zza okien. Z sypialni widziała ocean. Nie dostrzegała plaży, lecz spienione fale rozbijające się o nabrzeże. Mimo chłodnego wieczoru otworzyła okno i zatopiła się w dojmującej ciszy, jaka nastała wraz z odlotem Aurory.
Jestem w domu, powtarzała sobie.
Ale tak się nie czuła.
Po prawdzie, Silibri nigdy nie było dla niej domem.
Antonietta nigdy w życiu nie czuła, by gdziekolwiek przynależała.

Sześć tygodni później

Antonietta wstała na długo przed sycylijskim zimowym wschodem. Przez chwilę leżała w ciemnej sypialni niewielkiego kamiennego domku, wsłuchana w odgłos fal łamiących się na skałach. Dawniej mogło to pomagać tutejszym mnichom w medytacji, ale Antonietty nie było w stanie uspokoić.
Zostały zaledwie dwa tygodnie do Bożego Narodzenia, a od czasu powrotu nie udało jej się poczynić większych postępów w kontaktach z rodziną. Sytuacja raczej się pogorszyła. Ilekroć przybywała do wsi, towarzyszyły jej wrogie spojrzenia i mamrotane pod nosem obelgi. Gdy przyszła do rodzinnego domu, ojciec zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Dostrzegła jednak pełen bólu wzrok stojącej na korytarzu matki – zupełnie, jakby mamma chciała jej coś powiedzieć.
Właśnie dlatego Antonietta nie chciała się poddać.
Sylvester ożenił się i wyjechał ze wsi, więc istniało niewielkie ryzyko, że na niego wpadnie. Miło było spacerować po plaży i wzgórzach, jakie znała. W pracy szło jej niezwykle dobrze. Współpracownicy byli przyjaźni i pomocni, a szkolenia były pierwszorzędnej jakości.
Zaraz po prysznicu ruszyła do szafy wybrać swój uniform. Miała ich kilka. Gdy pracowała w Oratorium, zakładała biały, ale dziś sprzątała apartamenty, potrzebowała więc zwykłego stroju.
Gdy już miała wyjąć mundurek, jej palce musnęły najnowszy dodatek do jej szafy.
Aurora faktycznie była cudowną krawcową! Szkarłatna suknia dotarła wczoraj pocztą. Jednak tak jak Antonietta niechętnie oddała przyjaciółce materiał, tak i teraz czuła opór przed przymierzeniem gotowego stroju. Sukienka była odważna i zmysłowa, a Antonietcie brakowało tych cech.
Nie miała zresztą czasu dłużej podziwiać sukni. Niedługo zaczynała się jej zmiana, więc wyjęła uniform i ubrała się szybko.
Lniane stroje służbowe wyglądały oszałamiająco: wyrazista pomarańczowa barwa pasowała do jej oliwkowej skóry, a krój ubioru doskonale leżał na jej smukłej sylwetce. Antonietta nie nakładała makijażu ani w pracy, ani poza nią, więc jej przygotowania do wyjścia nigdy nie trwały długo. Starannie spięła włosy w kucyk i narzuciwszy kurtkę, ruszyła w kierunku Klasztoru.
Jej nieduży domek znajdował się kawałek drogi od głównego budynku. Mimo to spacer był przyjemny. Niebo przechodziło w granat, a ostatnie gwiazdy szykowały się do ustąpienia rychłemu światłu poranka. Nasycona solą bryza wiała od strony Morza Śródziemnego.
W Starym Klasztorze już o tej porze panowało ożywienie.
Dwóch mężczyzn w ciemnych garniturach przechadzało się po budynku, a Pino, główny konsjerż, wyglądał szczególnie wytwornie, gdy powitał ją ciepło:
– Buongiorno, Antonietta.
– Buongiorno, Pino – odparła.
– Mamy nowego gościa!
W hotelu było wielu gości, ale po obecności dodatkowej ochrony Antonietta zgadła, że nowo przybyły jest VIP-em.
Pino kochał plotkować i był zdecydowany ją wtajemniczyć.
– Mamy zwracać się do niego per signor Louis Dupont. Jednakże… – Postukał się znacząco w bok nosa. – Tak naprawdę to…
– Pino… – przerwała mu.
Uwielbiała go i zawsze przychodziła nieco wcześniej, by móc uciąć sobie z nim pogawędkę. Pino niedawno stracił ukochaną żonę, Rosę, po czterdziestu latach małżeństwa. Antonietta wiedziała, że tylko praca pozwala mu odegnać złe myśli. Jednakże tym razem stwierdziła, że nie chce być częścią jego szeptanego obiegu informacji.
– Jeśli życzy on sobie, by tak się do niego zwracać, to tyle mi wystarczy.
– W porządku – odparł i przypatrzył się jej uważnie. – Jak się miewasz, Antonietto?
– Jakoś się tu odnajduję – rzekła wzruszona, że mimo tylu rzeczy na głowie zainteresował się też nią. – A co u ciebie?
– Nie czekam na Boże Narodzenie. To Rosa zawsze sprawiała, że było ono magiczne. Był to jej ulubiony okres w roku.
– Co zatem zrobisz? Odwiedziesz córkę?
– Nie, w tym roku święta powinni spędzić u rodziny jej męża, więc powiedziałem Francesce, że zostanę w pracy. Uznałem, że to lepsze niż siedzenie samemu w domu. A co z tobą? Jakieś postępy w kontaktach z rodziną?
– Żadnych – przyznała. – Byłam pod domem kilka razy, ale nie chcieli ze mną rozmawiać, a moje podróże do wioski były niezbyt przyjemne. Chyba już czas zaakceptować to, że nie jestem tam mile widziana.
– Nieprawda – odrzekł Pino. – Nie każdy tam jest spokrewniony z Riccimi.
– Hm, czuję, jakby tak właśnie było.
– Dobrze sobie radzisz w pracy – zauważył.
– Prawda!
A to, że zaangażowała się w kurs fizjoterapeutyczny, było głównym powodem, dla którego Antonietta pozostała w Silibri po tym, gdy stało się jasne, że rodzina jej tu nie chce. Z każdą zmianą, zarówno w charakterze pokojówki, jak i podczas szkoleń, praca podobała jej się coraz bardziej. Była całkowicie odmienna od prac w barach i kawiarniach, z jakich utrzymywała się w Paryżu, wolała też spokojną naturę Silibri od rzymskiego zgiełku.
– Praca jest dla mnie wybawieniem – przyznała.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel