Misterny plan
Przedstawiamy "Misterny plan" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Amelia Seymore i jej siostra od lat planowały, jak zrujnować braci Rossi, którzy swoimi decyzjami zniszczyli ich rodzinę. Gdy nadchodzi decydujący moment, młodsza siostra odwraca uwagę jednego z braci, uwodząc go podczas rejsu, a Amelia – najbliższa współpracownica Alessandra Rossiego – ma doprowadzić do podpisania kontraktu, który spowoduje bankructwo firmy Rossich. Nie potrafi jednak sfinalizować swojego tak misternie przygotowanego planu, ponieważ zakochała się w Alessandrze. Ma też coraz więcej wątpliwości, czy to rzeczywiście on jest winny temu, co wydarzyło się przed laty…
Fragment książki
To dziś.
Amelia Seymore wyjrzała przez okno na szare chmury ciągnące się po horyzont, a potem na rowerzystów korzystających z uroków tego wczesnego poranka. Po chwili wyskoczyła pospiesznie z autobusu o przystanek za wcześnie, bo wypełniający pojazd zapach wilgotnej wełny sprawił, że zrobiło jej się niedobrze. Wzięła desperacki wdech świeżego tlenu, o ile można było tak powiedzieć o londyńskim powietrzu w godzinach szczytu. Potrząsnęła głową, próbując odzyskać skupienie i opanowanie, którymi się szczyciła. Pewnie po prostu coś ją brało.
Nie mogła sobie pozwolić na rozkojarzenie, nie dzisiaj. Razem z siostrą pracowały na ten dzień od dziesięciu lat, ale to nie długie godziny i bezsenne noce umocniły jej determinację. To wspomnienie twarzy ojca, bólu w jego spojrzeniu i roztrzęsionych dłoni, które sięgały po szklankę whisky, kiedy po raz ostatni rozmawiali. To z jego powodu musiało im się dzisiaj udać.
Amelia nie zamierzała czekać, aż zrobi się zielone, i niecierpliwie przebiegła przez trzypasmową ulicę, by dotrzeć do stóp jednego z najpiękniejszych wieżowców Londynu, nazwanego pieszczotliwie Rubinem. Ten właśnie budynek wybrali sobie dwaj niezwykle przystojny magnaci rynku nieruchomości na siedzibę swojego międzynarodowego konglomeratu.
Amelia uniosła głowę i przyjrzała się robiącemu wrażenie biurowcowi, który jak zwykle wzbudzał w niej zachwyt i gniew. Codziennie od dwóch lat przechodziła tę drogę, wiedząc, że wkracza do twierdzy mężczyzn, którzy zniszczyli jej rodzinę. I każdego dnia obiecywała sobie, że się zemści.
Ale chęć zemsty nie była dla niej naturalnym uczuciem, nie mogła też przeprowadzić jej od razu. Ona miała piętnaście, Issy trzynaście lat, kiedy po raz pierwszy zobaczyły Alessandra i Gianniego Rossich. Wtedy nie mogły wiedzieć, kim są. Byli dla nich tylko dwójką młodych mężczyzn, którzy przerwali ich niedzielnego grilla i poprosili o spotkanie z ojcem. Podczas tej jednej rozmowy stało się jasne, że ukradli mu firmę i zniszczyli cały jego świat. Jedyny świat, który znały ona i jej siostra.
Zimna wściekłość przebiegła dreszczem po jej kręgosłupie, kiedy szukała w torebce swojej karty pracowniczej, która głosiła, że jest kierownikiem projektów w Rossi Industries. Mimo to uśmiechnęła się grzecznie do ochroniarza, kiedy przekraczała bramkę i podeszła do jednej z czterech wind, która zabrała ją na poziom numer sześćdziesiąt cztery. Jadąc, liczyła piętra, tak jakby odliczała czas do wybuchu wielkiej bomby, o której kuzyni Rossi nie mieli pojęcia, a która miała zatrząść w posadach ich życiem. Nieważne miało być dzisiaj to, że ponad miesiąc temu w jedną noc prawie zaprzepaściła szansę na zemstę…
– Nie powinniśmy. – Amelia przygryzła wargę, starając się odgonić to pierwotne, drapieżne pożądanie, które oplatało jej ciało za każdym razem, gdy przypominała sobie głęboki, chrapliwy głos w jej uchu.
– Ale… ja tego chcę.
Tym jednym zdaniem zdradziła swoją rodzinę, siostrę i samą siebie. Dosyć. Nie pozwoli, by jedna noc, którą spędziła ze swoim szefem, swoim wrogiem, Alessandrem Rossim, cokolwiek zmieniła. Ta jedna pomyłka nie zniszczy wszystkiego, na co pracowały.
Potrząsnęła głową, pozbywając się ostatnich, niezwykle wyrazistych wspomnień z nocy w Hongkongu. Nic nie usprawiedliwia tego, co Alessandro i Gianni zrobili jej rodzinie. I dzisiaj zapłacą za to najwyższą cenę.
Alessandro patrzył przez przeszklone ściany swojego ogromnego biura na Londyn, który rozciągał się pod nim jak uniżony sługa.
Poczucie władzy wypełniało go nie tylko ze względu na jego bezkresne bogactwo czy osiągnięcia, których dokonał ze swoim kuzynem przez dziesięć lat, odkąd przejęli kontrolę nad swoim pierwszym biznesem. Nie, czuł się niepokonany, bo na pierwszym z wielu spotkań, jakie dziś odbędzie, przypieczętuje układ, który zatrzęsie światem biznesu.
Oczywiście, nazwisko Rossich było już powszechnie znane, ale ten układ miał być wydarzeniem historycznym, inspiracją dla młodych, o którym będą potem opowiadać wykładowcy w szkołach biznesowych.
Alessandro zauważył w odbiciu w szybie, że się uśmiecha, i pokiwał głową. Ciekawe, co by powiedział jego ojciec, gdyby się dowiedział, że on i Gianni osiągnęli tak wielki sukces. Cóż, na pewno nie byłby zadowolony, że zrobili to pod nazwiskiem Rossi.
Gdy tylko mogli, razem z kuzynem postarali się o legalną zmianę nazwiska, by zetrzeć z siebie ślady swoich okrutnych ojców. Zdecydowali się na nazwisko ich nonny, jedynej krewnej, która kiedykolwiek okazała im życzliwość.
– Moja krew i tak płynie w twoich żyłach, chłopcze. I będzie płynąć w żyłach twoich dzieci, dzieci twoich dzieci i ich dzieci!
Ojciec się mylił. Ich ród zakończy się na Alessandrze, który zamierzał o to zadbać.
W gruncie rzeczy Alessandro nie musiał się nawet specjalnie starać. Rossi Industries i tak pochłaniało całą jego energię i czas. Miał cel. Podczas gdy jego ojciec pragnął tylko niszczyć i wykorzystywać do cna pracowników swojej winnicy albo stosować przemoc na milczącej, uległej żonie, Alessandro chciał uczynić ten świat lepszym. To miała być jego spuścizna.
Jego zegarek zawibrował, informując, że za piętnaście minut zaczyna się spotkanie. Nie był do końca zadowolony, że urlop Gianniego, który jego kuzyn brał co roku dokładnie w tym samym czasie i którego za żadne skarby nie pozwalał przełożyć, musiał wypaść akurat teraz.
Przypomniał sobie jednak, że Gianni skrupulatnie sprawdził umowę projektu Aurora razem z radą nadzorczą, jego zaufanymi doradcami, a nawet kierowniczką projektów, która pracowała z nimi dopiero dwa lata i której, może trochę na wyrost, całkowicie zaufał.
Alessandro poprawił krawat, myśląc tylko o tym, jak zdejmował go pospiesznie w pokoju hotelowym w Hongkongu, patrząc w wielkie oczy Amelii Seymore wypełnione pożądaniem.
– Ale… chcę tego.
– Jesteś pewna, Amelio? Bo…
– Tylko dzisiaj. Tylko teraz. I nigdy więcej nie będziemy o tym rozmawiać. Nigdy.
Tak bardzo pragnął zasmakować jej ust, że zgodziłby się na wszystko. Cristo, gdyby tylko wiedziała, jaką miała wtedy nad nim władzę! Mogła sprawić, że błagałby ją na kolanach, by przyjęła wszystko, co ma. Wstyd wypłynął czerwonym rumieńcem na jego kark.
To była jedna jedyna noc, kiedy przekroczył granicę, której nigdy nie powinien był przekraczać. Nie był tego typu facetem, nie sypiał ze swoimi pracownicami. Chociaż, najwyraźniej, teraz już tak.
Pukanie wyrwało go z zamyślenia, więc z dziwnym pośpiechem usiadł za biurkiem, żeby ukryć wyraźne podniecenie, które odczuwał trochę zbyt często od czasu podpisania kolejnej udanej umowy w Hongkongu sześć tygodni temu.
– Proszę!
Jego sekretarka postąpiła kilka kroków i zatrzymała się, wiedząc, że szef lubi swoją przestrzeń osobistą.
– Brak zmian w dzisiejszym planie. Asimov właśnie dotarł do hotelu, on i jego ludzie stawią się na odprawie o jedenastej. Stolik na obiad zarezerwowałam w restauracji Alaina Ducasse w Dorchester. Dzwonił też Gianni i powiedział „nie schrzań tego”.
– Powiedział „schrzań”? – zapytał Alessandro, unosząc nieznacznie kąciki ust.
– Parafrazuję.
Alessandro parsknął śmiechem, domyślając się, co naprawdę powiedział jego kuzyn. Całe dzieciństwo wychowywali się jak bracia i ta bliska zażyłość, umiejętność odgadywania swoich myśli, pozwoliła im odnieść tak ogromny sukces.
– A spotkanie o dziewiątej?
– Sala konferencyjna jest przygotowana, informatycy sprawdzili audio i projektor, panna Seymore już czeka. Przesłała mi też plik z prezentacją. Czy chciałby go pan przejrzeć?
– Nie trzeba.
Wiedział, że kiedy Amelia Seymore mówiła, że coś zrobi, to zwykle tak właśnie było. Potrafiła jednocześnie oceniać i prowadzić projekty, spotykać się z klientami i zarządzać zespołem, a wszystko to robiła wyjątkowo dobrze. Była prawie tak efektywna jak on sam, dlatego powierzył jej prowadzenie projektu Aurora. Nie dlatego, że przeżyli razem kilka słodkich chwil, ale dlatego, że była świetna w swojej pracy, zawsze na czas, zawsze z gotowymi rozwiązaniami. Tak jakby stworzono ją specjalnie dla niego.
– Proszę pana? – Gdyby tylko go tak bardzo nie rozpraszała. Był zażenowany własnym rozkojarzeniem.
– O co pytałaś?
– Chciałby pan wypić kawę tutaj czy na spotkaniu?
– Tutaj. – Ewidentnie musiał się zebrać w sobie.
Członkowie jej zespołu powoli napływali do pomieszczenia o przeszklonych ścianach, podczas gdy Amelia przygotowywała zestawy składające się z wydrukowanej prezentacji, notatników i długopisów. Alessandro lubił, gdy wszystko było pod ręką, wygodne i praktyczne.
Lubił mieć też pod ręką jej uda, gdy…
Na jej policzki wpłynął rumieniec, a delikatny pot wystąpił na czoło. Musiała skupić się na tu i teraz, więc stanowczo zamknęła drzwi wspomnień. Odsunęła się odrobinę, przyglądając się szkicowi budynku, który mógłby zmienić oblicze deweloperki mieszkaniowej, gdyby tylko kuzyni Rossi nie zbudowali swojego imperium na podeptanych marzeniach jej ojca. Alessandro i Gianni sami to na siebie sprowadzili.
Właściwie wydawało się to wręcz zbyt idealne, żeby było prawdziwe, ale oto właśnie dzisiaj miało nadejść wielkie zwieńczenie jej dziesięcioletniej pracy. Po dwóch latach od projektu do projektu Amelia wypracowała sobie silną pozycję w korporacji. Dlatego właśnie najważniejszy projekt, jaki kiedykolwiek podjęli jej szefowie, znalazł się w jej rękach. Do tego, jakimś cudownym zrządzeniem losu, coroczny urlop Gianniego zbiegł się w czasie z jego finalizacją. Wszyscy wiedzieli, że razem kuzyni Rossi są właściwie niepokonani. Ale osobno? To był jedyny moment, kiedy w ich legendarnej zbroi pojawiała się szczelina. I właśnie tę szczelinę wykorzystają dwie niepozorne siostry, które rzucą ich na kolana.
Issy przez lata z determinacją przekształcała się w idealną przynętę na powszechnie znanego playboya, który wylansował swój własny hasztag #SeksownyRossi. Wczoraj, skrupulatnie wystylizowana, by przypaść mu do gustu, poleciała na Wyspy Karaibskie, mając na celu wciągnięcie go na jacht i odcięcie od Alessandra, kiedy będą podejmowane ostateczne decyzje dotyczące projektu Aurora.
A kiedy już nie będą mieli ze sobą kontaktu, Amelia przeprowadzi największy przemysłowy sabotaż w historii, upewniając się, że z życia Rossich zostanie tak samo niewiele, jak kiedyś z życia państwa Seymore.
– Dobrze robimy, prawda?
Pytanie Issy wciąż dzwoniło gdzieś z tyłu głowy Amelii. Nie dlatego, że nie uważała, że robią dobrze, ale dlatego, że aby zrealizować ich plan, musiała okłamać siostrę. A nie sądziła, że kiedykolwiek posunie się do czegoś takiego.
Wiele lat wcześniej, kiedy postanowiły się zemścić, ustaliły, że zrobią to tylko, jeśli znajdą dowód na winę Rossich. Nie chciały stać się potworami, na które polowały. I Amelia oczywiście się z tym zgadzała, bo była pewna, że dowody istnieją. Że gdzieś, w ukrytych archiwach znajdzie informacje o nielegalnych umowach, podkupionych podstępnie firmach, naginaniu prawa i korupcji, które prawie zawsze zdarzają się, gdy prowadzi się ogromną międzynarodową firmę, a w dodatku jest się chciwym i łasym na szybki sukces, jak Alessandro i Gianni.
Tylko że przez dwa lata pracy nie znalazła nic. Nic poza tym, co zrobili jej ojcu.
Zaczęła panikować. Nie mogła pozwolić, by nie stało się zadość sprawiedliwości, skoro włożyły w nią tyle lat przygotowań. Bo kiedy inne nastolatki biegały po klubach, siostry Seymore planowały zamach. Amelia zapisała się na każdy kurs biznesowy i językowy, jaki była w stanie zmieścić w grafiku, by stać się idealną przyszłą pracownicą Rossi Industries. Issy za to utonęła w wirtualnym świecie, poznając życie ich wrogów. Żadna relacja, żaden post w mediach społecznościowych lub wzmianka w prasie nie uszła jej uwadze. Wiedziała o nich wszystko.
A potem przyszła ta cholerna delegacja do Hongkongu, jej trzeci duży projekt dla korporacji. Alessandro nie miał być obecny przy podpisywaniu umowy, ale kiedy już się pojawił, nie pozwoliła mu zbić się z tropu. Przeprowadziła doskonałą prezentację, a jej dobry kontakt z klientem zapewnił im nie tylko wygrany przetarg, ale również zaproszenie na kolację. Uprzejmość zabraniała odmówić, więc choć jej zespół był w drodze do Londynu, ona i Alessandro zostali w Hongkongu.
Nawet teraz dziwiło ją, jak bardzo cieszyła się z wygrania tego przetargu. Ta praca miała być tylko narzędziem, środkiem do celu. Zamiast tego zobaczyła podziw w oczach mężczyzny, którego opinia w ogóle nie powinna jej obchodzić. A potem zobaczyła w nich też ogień, kiedy trochę za długo utrzymała jego spojrzenie.
Ten ogień spalał ją od tego czasu, a szkody, które poczynił w jej umyśle, popchnęły ją do zrobienia czegoś, czego nigdy nie zamierzała uczynić. Nie mogła już dłużej czekać. Wyrzuty sumienia i żądza, którą czuła dla swojego największego wroga, odbierały jej kontrolę, która była jej siłą. Plan zemsty zaczynał blednąć, a trzymanie popędów na wodzy stawało się coraz trudniejsze.
Dlatego skłamała i powiedziała siostrze, że znalazła dowód na ich przekręty, więc mogą zacząć wprowadzać w życie plan obalenia Rossich. Wiedziała, że tym samym właśnie zdradziła towarzyszkę życia, która wspierała ją od śmierci ojca. Issy, która była śliczna, kochana, wesoła i do głębi dobra.
Ale powtarzała sobie, że kuzyni Rossi muszą zostać ukarani. Śmierć Thomasa Seymore’a zostawiła krew na ich rękach tak samo, jakby po prostu zadźgali go nożem. Zesłali na niego demony, które nawiedzały go, aż w końcu zapił się na śmierć, nigdy nie mogąc pogodzić się z raną, którą zadano jego reputacji i statusowi. Potem ich matka zmieniła się nie do poznania. Kiedy opuścili ich przyjaciele i z łomotem spadli z panteonu wyższych sfer, które tak kochała, zmarł jej mąż, a Jane Seymore załamała się i nigdy już nie wróciła do zdrowia.
– Mam nadzieję, że Gianni szybko wróci. Nienawidzę tych spotkań, kiedy jest tylko Alessandro.
– Cholerny perfekcjonista.
– Przynajmniej dzisiaj wreszcie skończy się to miotanie między firmami i wybierzemy wykonawcę projektu. To zaczynało się robić nie do wytrzymania.
Słysząc ciche rozmowy swoich współpracowników, Amelia uspokoiła się. Kiedy będą wybierać wykonawcę, ona zręcznie poprowadzi Rossi Industries do podpisania umowy z nieodpowiednią firmą i ostatecznie przypieczętuje ich los. A potem odejdzie i nie obejrzy się za siebie.
W sali zapadła cisza oznajmiająca, że Alessandro zajął swoje miejsce u szczytu stołu.
Alessandro kiwnął głową, dając znać Amelii, że może zaczynać, a potem zajął się przeglądaniem przygotowanych przez nią materiałów. Cała jej prezentacja była konkretna i przejrzysta, zdjęcia, które prezentowała, bezpretensjonalne, eleganckie i dobrze dopasowane. Wyobraził sobie, jak ćwiczyła przed tym wystąpieniem. Stała na lewo od ekranu, na którym wyświetlała szczegółowe informacje na temat konkurujących ze sobą firm, a on podziwiał jej doskonałą sylwetkę, którą nie mógł się nasycić w Hongkongu.
Była taka… perfekcyjna. Nienagannie ubrana, z włosami w kolorze mahoniu z rudawymi refleksami, związanymi w wysokiego koka. Wystarczająco ciasnego, by wyglądać profesjonalnie, ale również ujawniającego kilka buntowniczych kosmyków, które okalały jej piękną twarz. Twarz symetryczną i drobną, o lekko trójkątnej szczęce, która idealnie mieściła mu się w dłoni. Teraz przyglądał się, jak przełączając slajdy, unosiła delikatny łuk brwi i zaciskała jasnoróżowe usta, które tak łapczywie badały jego ciało.
Nagle jego myśli pobiegły jeszcze bardziej w przeszłość. Przypomniał sobie pierwszy raz, gdy ją zobaczył. Nazwisko od razu przykuło jego uwagę, ale niejasne skojarzenie łączyło je z momentem jego życia, do którego nie lubił wracać. Złożyła za to wyjątkowo bogaty życiorys, wykazywała się wyraźną ambicją i determinacją, otrzymała też doskonałe referencje. Jej rozmowa kwalifikacyjna przebiegła równie obiecująco, tak że od razu mógł stwierdzić, że będzie doskonałym uzupełnieniem jego kadry pracowniczej. I na tym powinno się to zakończyć, ale…
Zdawał się być jej zupełnie obojętny. I to było dziwne. A stwierdzając ten fakt, nie przemawiała przez niego arogancja, lecz doświadczenie. Przez lata Alessandro otrzymywał tyle samo kobiecej uwagi co jego kuzyn playboy, Gianni. Po prostu jej nie wykorzystywał, bo nie zamierzał robić komuś fałszywych nadziei na „coś więcej”. Nazywano go więc Pustelnikiem. Nie przeszkadzało mu to, ale bardzo dobrze zdawał sobie sprawę ze swojego atrakcyjnego wyglądu. Mimo to Amelia Seymore traktowała go z taką samą chłodną uprzejmością jak każdego innego pracownika korporacji.
– Tutaj właśnie leży problem… – Amelia odrzuciła niesforny lok z czoła, a Alessandro przypomniał sobie, że gdy rozpuszczała włosy, sięgały aż za łopatki i muskały jej ciemniejące z pożądania sutki, które on dotykał, pieścił i…
Cristo. Odchrząknął, a wszyscy zebrani zwrócili na niego spojrzenia. Amelia wlepiła w niego pytający wzrok, w którym nie odbijało się nic prócz pełnego profesjonalizmu. Musiał nauczyć się takiej kontroli.
Wykonał gest, dając jej do zrozumienia, że ma kontynuować.
– Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to ważna decyzja, która może nie tylko zdeterminować powodzenie tego projektu, ale zadecydować o przyszłości całej firmy.