Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Mógłbyś znów pokochać (ebook)
Zajrzyj do książki

Mógłbyś znów pokochać (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7945-1
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyMelting the Trauma Doc's Heart
TłumaczMonika Krasucka
Język oryginałuangielski
EAN9788327679451
Data premiery2021-09-30
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Doktor Zac Cameron widział na własne oczy okrucieństwa licznych wojen. Wypalony zawodowo i emocjonalnie zaczyna pracę w prowincjonalnym szpitaliku, gdzie próbuje odzyskać równowagę psychiczną. I gdy już czuje, że zaczyna żyć na nowo, w jego małej miejscowości zjawia się niezapowiedziany gość. To córka głównego lekarza, Olivia, która przyjechała tu załatwić zadawnione sprawy z ojcem. Wpada jak burza do szpitala i rujnuje z trudem odbudowany wewnętrzny spokój Zaca. Napięcie erotyczne między nimi jest tak silne, że spędzają razem noc, świadomi, że następnego dnia rozstaną się na zawsze...

Fragment książki


Szedł posłusznie za szefem i jego córką, obmyślając linię obrony. Nawarzył piwa, ale chciał dobrze. Poza tym, kto mógł wiedzieć, że Olivia Donaldson wpadnie do szpitala jak burza, na dodatek bez uprzedzenia. Zaledwie wczoraj do niej zadzwonił, a ona już tu jest? O ludzie, musiał niechcący trafić w czuły punkt…
Wprawdzie widział jej zdjęcie na stronie Kliniki Chirurgii Plastycznej w Auckland, ale nie spodziewał się, że na żywo będzie… oszałamiająca. Wysoka i smukła miodowozłota blondynka o oczach tak intensywnie niebieskich, jakby nie były dziełem natury.
Z notki pod zdjęciem dowiedział się, że jest uznanym chirurgiem plastycznym, lecz gdyby zapragnęła zostać modelką, sukces miała murowany. Nie tylko jej uroda wywarła na nim wrażenie. Tembr głosu, sposób, w jaki się poruszała, a może zapach perfum. Wszystko jedno, co go tak urzekło. To omamy, pocieszał się. Skutek konsternacji wizytą, którą zaaranżował, nie myśląc o konsekwencjach. Będą one przykre dla wszystkich, a zwłaszcza dla niego.
Za chwilę dojdzie do konfrontacji.
Czuł przez skórę, że Don da mu popalić.
- Ty jej powiedziałeś, tak? Chyba prosiłem, żeby to zostało między nami?
- To znaczy… - Wykonał ten telefon, zanim został poproszony o dyskrecję. – Bardzo cię przepraszam, Don. Po prostu pomyślałem, że twoja córka powinna wiedzieć i że…
- Chcesz mnie przed śmiercią jeszcze zobaczyć – wtrąciła Olivia. – Ale to nieprawda?
- Tak powiedziałeś? – Don przyszpilił Isaaca surowym spojrzeniem.
- Nie pamiętam dokładnie, co mówiłem. Na pewno byłem wkurzony, że zostałeś tak potraktowany. Jak zobaczyłem te wszystkie odesłane listy, których twoja córka nawet nie raczyła otworzyć, trochę mnie poniosło.
- Jakich listów nie raczyłam otworzyć? O czym pan mówi? – Teraz to Olivia się zdenerwowała. – Nigdy nie dostałam od ojca żadnego listu!
Zac odruchowo spojrzał na górną półkę, gdzie stało pudło z korespondencją. Olivia i Don wpatrywali się w niego wyczekująco. Mieli przy tym identyczne marsowe miny, które go rozbawiły. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, pomyślał.
- Nie masz co się tam gapić – burknął Don. – Nic tam nie ma. Wrzuciłem wszystko do niszczarki. A nawet gdybym ich nie zniszczył, i tak były bez znaczenia. Stare dzieje.
Gdyby nie to, że Zac nie spuszczał oka z Olivii, może przeoczyłby grymas zawodu na jej twarzy. Czyżby te listy były jednak dla niej ważne? Może wcale nie kłamała, mówiąc, że ich nie dostała. Może chciałaby je przeczytać. Wyczuł, że mimo pozornego spokoju jest wzburzona. Niedbałe wzruszenie ramion, którym skwitowała słowa Dona, odebrał jak typowy gest obronny.
- Szczerze mówiąc, jest mi obojętne, co się z tymi listami stało. Rozumiem, że spotkanie ze mną nie figuruje na liście twoich priorytetów. Nic dziwnego, skoro przez dwadzieścia pięć lat nie znalazłeś dla mnie czasu. W gruncie rzeczy przyjechałam, żeby ci powiedzieć, że postępujesz wobec mnie nie fair…
Ledwie wyczuwalne drżenie jej głosu wystarczyło, by Zac gorzko pożałował, że do niej zadzwonił. Jakim prawem wlazł z butami w cudze sprawy i spowodował czyjeś cierpienie? Don był blady jak ściana i wyglądał, jakby miał zaraz paść trupem. Jeśli coś mu się stanie, będzie miał go na sumieniu. Olivia też pobladła. Rozdrapywanie starych ran musiało sprawić obojgu ból.
- Jak możesz opowiadać ludziom, że to ja ciebie odrzuciłam? Przecież wiesz, że było odwrotnie. Co to za ojciec, który znika z życia dziecka bez słowa wyjaśnienia?
Zac chciał zaprotestować. Powiedzieć Olivii, że jest niesprawiedliwa, gdy mówi, że jej ojciec nie ogląda się za siebie. Nie dalej jak wczoraj spoglądał wstecz. I płakał. A on był tego mimowolnym świadkiem. Nie odezwał się jednak słowem. Już i tak powiedział za dużo.
- Taki ojciec jest po prostu do niczego – odparł Don. – Nie mam do ciebie żalu, że mnie nie lubisz. Jednego tylko nie rozumiem: dlaczego zadałaś sobie trud, żeby tu przyjechać?
- Bo ktoś mi zasugerował, że kiedyś mogę pożałować szansy na ostatnie spotkanie z tobą. – Uniosła dumnie głowę. – Właściwie przyjechałam, żeby powiedzieć ci prosto w oczy, co o tobie myślę. A nie mam o tobie wysokiego mniemania. Ani jako ojcu, ani mężu mojej mamy. Która zresztą często powtarzała, że nie wspierałeś jej ambicji. Jako lekarz też wypadasz słabo, bo co to za doktor, który nie chce się leczyć? Jaki przykład dajesz pacjentom? Kto ci zaufa i zastosuje się do twoich zaleceń, skoro sam odmawiasz leczenia?
Zac syknął. Sam by to chętnie powiedział Donowi, ale nie miałby w sobie takiego…ognia. Przez Olivię przemawiała złość, ale dałby sobie głowę uciąć, że gniew jest tu jedynie zasłoną dymną. Patrzył bowiem na dorosłą, pewną siebie kobietę, a widział zdezorientowaną i skrzywdzoną dziewczynkę, która nie rozumie, dlaczego ojciec ją porzucił.
Swoją drogą, co temu Donowi strzeliło do głowy, by tak bezwzględnie postąpić z własnym dzieckiem? Miał ochotę objąć Olivię i przytulić, ale domyślał się, że jego gest nie spotka się z ciepłym przyjęciem.
Niepotrzebnie przyszedł z nimi do gabinetu. Don i jego córka powinni rozprawić się z przeszłością sami. Nie jego sprawa, czy i jak to zrobią.
Don jakby czytał w jego myślach.
- Nie twoja sprawa, czy się leczę, czy nie – warknął do Olivii. – Nikt cię tu nie zapraszał, a już na pewno nie ja. Po coś tu w ogóle przyjeżdżała? To nie miejsce dla ciebie. Nie pasujesz tu, tak samo zresztą jak twoja matka. Zbieraj się stąd, pókim dobry!
O nie… Zac wstrzymał oddech.
- Spokojnie! Nie unoś się tak. – Olivia odwróciła się do ojca plecami. – Właśnie wychodzę.
Zac potrzebował chwili, by po tym, jak trzasnęły drzwi, zebrać się w sobie i spojrzeć Donowi w oczy. Spodziewał się wybuchu złości, który ku jego zdziwieniu nie nastąpił. Don był smutny. Zac nie przypominał sobie, by kiedykolwiek widział równie przybitego człowieka.
- Ty też stąd idź. Zostaw mnie samego, dobrze?

Tak jej ręce drżały, że dopiero za drugim podejściem uruchomiła silnik. Przejechała parę mil, ale musiała się zatrzymać, bo łzy wciąż napływały jej do oczu. Wytarła je wierzchem dłoni i głęboko odetchnęła. Dlaczego, na Boga, zareagowała tak emocjonalnie? Czego spodziewała się po człowieku, który zniknął z jej życia, gdy była o wiele za młoda, by zrozumieć jego motywy?
Czyżby gdzieś głęboko żywiła złudną nadzieję, że ojciec mimo wszystko ją kocha, jak zasugerował nieznajomy?
Nic bardziej mylnego. Ojciec jasno dał do zrozumienia, że nawet w obliczu śmierci nie chce jej oglądać. Do ich niepotrzebnego spotkania doszło dzięki fanaberii obcego człowieka, który nieświadomie odgrzebał zadawnione sprawy. Owszem, mocno to przeżyła, ale sobie z tym poradzi. Doszła do wprawy już jako kilkunastolatka i nic się pod tym względem nie zmieniło.
Szkoda, że tu przyjechała. Popełniła błąd, który szybko naprawi. Po prostu musi uciec jak najdalej od tego przeklętego miejsca i zapomnieć, że tu była.
Przynajmniej dobrze, że opuściła już miasteczko. Zostawiła je za sobą i jechała drogą wijącą się pośród pól.
Mijały minuty, a z każdą z nich w Olivii narastało przeczucie, że nie będzie jej łatwo zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Nie chodzi o nieprzyjemną rozmowę z ojcem, bo to akurat szybko zepchnęła do obszaru, w którym pogrzebała wszystkie reminiscencje z nim związane. Nie, nie ojciec jest tu problemem.
Czuła przez skórę, że ktoś inny będzie zaprzątał jej myśli. Mąciwoda. Nieodpowiedzialny nicpoń, który pechowym zrządzeniem losu wyskoczył jak diabeł z pudełka i narobił zamieszania.
Niestety, Isaac Cameron ma szansę stać się głównym bohaterem jej dociekań, czy kiedykolwiek wcześniej pożądanie wybuchło w niej z podobną siłą i czy ma szansę jeszcze raz poczuć ten słodki skurcz w dole brzucha.
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Działo się z nią coś niedobrego. Nie dość, że każda myśl o nim działa jak elektrowstrząs, to jeszcze rzuciło jej się na uszy. Słyszała bowiem narastający warkot. Tak ogłuszający, że skuliła się i spojrzała w górę.
I wcisnęła gaz do dechy.
Opony zapiszczały i samochód stanął prawie w miejscu. Mały samolot pojawił się nie wiadomo skąd.
Przeleciał tuż przed maską samochodu, ledwie parę centymetrów ponad dachem. Zdołał nabrać trochę wysokości, lecz już po chwili wyjący silnik zaczął się krztusić i samolot gwałtownie opadł w dół.
Co ten pilot wyprawia? Próbuje lądować awaryjnie? Jeśli tak, musi wznieść się o wiele wyżej, by nie zahaczyć o korony cyprysów. Tylko jak, skoro ma problemy z silnikiem?
Nie udało się. Olivia z przerażeniem patrzyła, jak koła zaczepiają o gałęzie, po czym maszyna zaczyna się kołysać, lecąc wprost ku ziemi. Wystraszone owce, becząc w niebogłosy, rozbiegły się na wszystkie strony. Sekundę później koła dotknęły gruntu. Samolot poskoczył, po czym zarył nosem w trawie, obrócił się i upadł kołami do góry.
Zszokowana nie mogła się ruszyć. Na szczęście niemoc trwała nie więcej niż sekundę. Opanowała nerwy i wyskoczyła z samochodu. Ruszyła w stronę pastwiska, dzwoniąc jednocześnie na numer alarmowy.
- Gdzie wydarzył się wypadek?
- Przy stanowej numer jeden, jakieś dziesięć minut jazdy za Cutler’s Creek w stronę Dunedin.
- Co dokładnie się stało?
- Mały samolot, chyba cessna, rozbił się na pastwisku.
- Wiadomo, ile osób jest w środku?
- Nie mam pojęcia. Przeleciał dosłownie nad moją głową, ale nie zauważyłam…
- Proszę opisać, co się teraz dzieje.
- Niewiele widzę, jestem dość daleko. – Widziała dym unoszący się nad wrakiem, ale nie mogła dostrzec, czy wewnątrz lub na zewnątrz ktoś się rusza. Nie mogła podejść bliżej, ponieważ teren był ogrodzony.
- Proszę się nie rozłączać – usłyszała od dyspozytora. – Pomoc jest już w drodze.
Bezradnie rozejrzała się po pustej autostradzie. Oby zaraz ktoś nadjechał i miał pojęcie o udzielaniu pierwszej pomocy. Od strony Cutler’s Creek usłyszała wycie syreny. Domyśliła się, że to sygnał zwołujący strażaków ochotników i ratowników medycznych.
Nawet jeśli wyruszą natychmiast, dojazd zajmie im kilkanaście minut. Te minuty są bezcenne dla poszkodowanych, którzy na skutek obrażeń balansują na granicy życia i śmierci. Człowiek uwięziony we wraku może się teraz wykrwawiać. Albo dusić, wisząc na pasach głową w dół.
Jako lekarka nie mogła bezczynnie czekać, aż nadejdzie pomoc. Jednak myśl, że jako pierwsza dostanie się rannych, mocno ją stresowała. Zdarzało jej się pracować na oddziałach ratunkowych, ale tam miała do dyspozycji nowoczesny sprzęt i w razie problemów mogła liczyć na pomoc specjalistów. Tu jest zdana na siebie, sama na bezludziu, nad którym wznoszą się szczyty gór, które onieśmielają swoją potęgą. I nie ma torby medycznej…
Chyba pierwszy raz w życiu będzie musiała polegać wyłącznie na sobie. Czyjeś życie będzie zależało od tego, czy dokona właściwej oceny. A czasu do namysłu nie będzie, pozostanie instynkt i wiedza.
Jak na złość w trakcie praktyki nie nauczyła się przechodzić przez ogrodzenie zabezpieczone drutem kolczastym. Mimo to jakimś cudem zdołała przedostać się na drugą stronę, choć nie obyło się bez szkód – jej wąska spódnica strzeliła w szwie. Szczęśliwa, że skończyło się tylko na tym, ruszyła po nierównej darni. Nie miała pojęcia, jak gołymi rękami zdoła otworzyć drzwi samolotu i wyciągnąć rannych...
Nim dobiegła do wraku, zatrzymała się nie tylko po to, by złapać oddech. Kiedyś brała udział w warsztatach, podczas których ratownicy uczyli, jak powinna zachować się osoba, która jako pierwsza dotrze na miejsce wypadku. Strzępy informacji wypływały z pamięci, między innymi fragment o tym, że najpierw trzeba ocenić sytuację pod kątem zagrożeń dla osób idących z pomocą.
Sprawdzić, czy na przykład nie wycieka paliwo albo czy linie energetyczne nie zostały zerwane, by samemu nie stać się ofiarą.
Rozejrzała się i upewniła, że druty z prądem nie są uszkodzone. Przy okazji spostrzegła, że przez bramę wjeżdża pojazd z migającymi światłami na dachu. Nie był to ani wóz strażacki, ani karetka. Wyglądał na zwykły samochód terenowy z kogutem przyczepianym na magnes. Odległość nie pozwalała jej dostrzec twarzy kierowcy, ale i tak wiedziała, kto siedzi za kierownicą.
Isaac Cameron.
W tej chwili była gotowa wybaczyć mu, że nieproszony ingerował w jej życie. Jeszcze nigdy tak bardzo nie ucieszyła się na widok drugiego człowieka. Nie będzie musiała zmagać się ze wszystkim sama.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel