Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Najkrótszy romans świata (ebook)
Zajrzyj do książki

Najkrótszy romans świata (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7941-3
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyOnce Forbidden, Twice Tempted
TłumaczJulita Mirska
Język oryginałuangielski
EAN9788327679413
Data premiery2021-09-30
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

„Nie potrafił oderwać od Tary wzroku. Miał wrażenie, jakby świat zewnętrzny przestał istnieć. Pochłaniała go uroda i piękno Tary, ale nie tylko; wiedział, że za jej śliczną twarzą kryje się duża inteligencja, że życie z Tarą byłoby fascynujące i pełne cudownych niespodzianek. Chyba nigdy niczego ani nikogo bardziej nie pragnął. Ale to było coś więcej niż zwykłe fizyczne pożądanie”.

Fragment książki

Przez kilka dni Grant usiłował wyobrazić sobie przebieg spotkania z prawnikiem oraz trzema żonami Johnathona. Czy zgodzą się sprzedać mu udziały?
Niestety nie miał tyle wolnej gotówki; pieniądze zawsze inwestował. Pewną sumę mógłby każdej zapłacić od razu, ale potrzebował czasu, by zdobyć resztę. Skąd mógł wiedzieć, że Johnathon umrze?
Nie potrafił odgadnąć, jak zareagują na jego propozycję. Trzy kobiety, trzy różne charaktery.
Miranda zwykle zachowywała się rozsądnie, choć teraz była kompletnie załamana. Ciąża stanowiła dodatkową komplikację. Astrid była mściwa i zła, że Johnathon ukrył przed nią informację o trzecim ślubie. Kiedy dowie się o dziecku, jej złość może sięgnąć zenitu. Tara na ogół podejmowała mądre decyzje, ale w kwestii udziałów nie umiał przewidzieć jej reakcji.
Do Tary żywił autentyczną słabość. Od czasu jej rozwodu z Johnathonem kusiło go, by się do niej zbliżyć, ale nigdy nie złamał danego przyjacielowi słowa. Jonathan jednak umarł…
Poza tym podzielił swoje udziały między trzy żony i jego, wbrew ich wcześniejszym ustaleniom, pozbawił szansy kierowania firmą. Może więc obietnica już go nie obowiązuje?
- Jesteśmy gotowi? – spytał, krążąc po przestronnym gabinecie Maxa.
Dłonie miał wilgotne, kark spocony. Denerwował się wynikiem spotkania.
- Jak najbardziej. To ty prosiłeś o zwłokę. Powinienem był od razu w szpitalu powiedzieć Mirandzie, jak ją mąż urządził.
- W szpitalu? Chryste, facet nie zdążył ostygnąć…
Rozległo się pukanie.
- Panie Hughes, przyszły panie Sterling – oznajmiła sekretarka.
- Znakomicie. – Prawnik wstał, zapiął marynarkę. – Poproś je.
Grant odsunął się pod ścianę, nie chcąc przeszkadzać. Ale na widok Tary nie zdołał ustać w miejscu. Instynktownie ruszył w jej stronę.
- Taro, wyglądasz prześlicznie.
To nie były czcze słowa. Wyglądała tak pięknie, że stojąc koło niej, ledwo był w stanie myśleć. Właśnie dlatego nie powinien się do niej zbliżać.
- Dzięki. – Dając mu znak głową, przeszła na koniec gabinetu. – Nie powiedziałeś nic Mirandzie i Astrid? – spytała szeptem.
- Nie. To obowiązek Maxa, nie mój.
Zmrużyła podejrzliwie oczy.
- To dlaczego mnie powiedziałeś?
Dobre pytanie! Chyba po prostu chciał podzielić się z kimś tajemnicą. Wtedy na pogrzebie emocje go przytłoczyły.
- Znamy się tyle lat. Nie mogłem tego przed tobą ukrywać.
- Przyznaj się, co knujesz?
- Wszystko wyjaśnię, kiedy Max przeczyta wam testament. Dla ciebie te udziały to uśmiech losu, prawda?
- Nie spodziewałam się niczego od Johnathona. – Tara obejrzała się przez ramię. – Już Max o to zadbał podczas naszej sprawy rozwodowej.
- Jesteś po mojej stronie, prawda?
- Jasne. – Powiodła wkoło wzrokiem. Astrid i Miranda nie rozmawiały z sobą. – Ale głównie po swojej.
Nie taką odpowiedź chciał usłyszeć. No cóż, miał nadzieję, że dla kobiet decydującym argumentem będą pieniądze. Wtedy on dostanie to, na czym jemu najbardziej zależy: kontrolę nad firmą.
- Drogie panie, może zaczniemy? – odezwał się Max. – Usiądźcie, proszę.
Miranda z Astrid zajęły dwa krańcowe krzesła przed biurkiem prawnika. Tara środkowe.
Słusznie, uznał Grant; stanowiła pomost pomiędzy obecnymi w pokoju. Astrid nadal z nim nie rozmawiała; nie mogła mu darować, że nie powiedział jej o ślubie Johnathona z Mirandą. Ale on miał na nią haka: wiedział parę rzeczy o jej związku z Johnathonem, które na pewno wolałaby ukryć przed światem.
Oparł się o regał i wsunął ręce do kieszeni.
- Jak wiecie, cały majątek osobisty Johnathona przypada jego żonie Mirandzie – zaczął Max.
Astrid poruszyła się niespokojnie.
- To po co nas wezwałeś?
Max popatrzył na siedzące przed nim kobiety.
- Po zaręczynach z Mirandą Johnathon przeniósł swoje udziały w Sterling Enterprises do oddzielnego funduszu. Miał pięćdziesiąt jeden procent udziałów. Chciał, żeby po jego śmierci zostały między was równo podzielone.
Astrid wciągnęła powietrze. Tara zacisnęła usta.
- Słucham? – zawołała Miranda. – Dlaczego o tym nie wiedziałam?
Grant spodziewał się takiej reakcji, ale milczał, podobnie jak Tara.
Max uniósł ręce, próbując uspokoić wdowę.
- Udziały Johnathona w Sterling Enterprises były wyłączone z waszego wspólnego majątku. Johnathon miał prawo rozporządzać nimi wedle swojej woli.
- Ale mówił mi, że wszystko po nim dostanę.
- Przykro mi, liczy się słowo pisane. Jeszcze à propos słowa pisanego, Johnathon zostawił list z prośbą, żebym go wam odczytał.
Tym razem Grant zaprotestował.
- List? Nic nie wiem o żadnym liście.
- A o udziałach wiedziałeś? – Miranda wbiła w niego oskarżycielskie spojrzenie.
- Dowiedziałem się w dniu jego śmierci. Wcześniej zakładałem, że ty je odziedziczysz, a ja przejmę funkcję prezesa i będziemy prowadzić dalej firmę jako wspólnicy. – Grant łypnął na Maxa. – Słowem nie wspomniałeś mi o liście.
- Działam zgodnie z życzeniem Johnathona. Chciał, żebym przeczytał list jego żonom. Nie rozumiem twoich pretensji. Nawet nie jestem pewien, czy powinieneś tu teraz być.
- Niech zostanie – rzekła Tara. – Grant był prawą ręką Johnathona. I obejmie funkcję prezesa.
- Dobrze, nie traćmy czasu. – Miranda założyła nogę na nogę, po czym skrzyżowała ręce na piersi. – Ale te udziały powinny przypaść mnie.
Prawnik wyjął list z koperty i zaczął czytać:
- „Kochane Mirando, Astrid i Taro. Chcę wam wyjaśnić, dlaczego postanowiłem podzielić między was moje udziały w Sterling. Zdaję sobie sprawę, że Miranda może czuć się zawiedziona, ale wierzę, że odziedziczony po mnie majątek wystarczy jej do końca życia. Jeśli chodzi o Tarę i Astrid… gdyby nie ich pomoc, firma nigdy by się tak nie rozwinęła. Obie w trakcie małżeństwa ze mną przyczyniły się do jej sukcesu. Dlatego uznałem, że sprawiedliwie będzie podzielić udziały na trzy równe części. Mirando, kocham Cię nad życie, ale nie przestałem darzyć uczuciem Astrid i Tary. Podejmując tę decyzję, kierowałem się sercem. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Może moja decyzja wyda wam się dziwna, ale nie mogłem postąpić inaczej. Całuję was mocno, Johnathon”.
Grant przyglądał się kobietom, starając się wyczytać coś z ich twarzy. W gabinecie zapadła cisza.
- Cały Johnathon – rzekła w końcu Tara. – Nawet po śmierci wydaje dyspozycje.
Miranda potrząsnęła głową.
- Jak mógł mi to zrobić?
- Przecież masz kupę forsy – mruknęła Astrid.
- To nie twój interes – odparowała wdowa.
Grant postanowił zainterweniować.
- Mirando, Astrid, Taro… posłuchajcie, proszę. – Usiadł na brzegu biurka. – Jest jak jest. Podobnie jak Miranda, nie jestem tą sytuacją zachwycony, ale to akurat nie ma znaczenia. Johnathon miał prawo pojąć taką, a nie inną decyzję. Postanowił wyrazić w ten sposób wdzięczność Tarze i Astrid, a mnie postanowił przydzielić rolę prezesa.
Zamilkł i wziął głęboki oddech. Poświęcił Sterling Enterprises wiele lat pracy; teraz jego przyszłość zawisła na włosku. Każda z tych kobiet może dokonać wyboru, który pozbawi go kontroli. Musi przemówić im do rozsądku, przekonać je do swojego pomysłu.
- Mam dwadzieścia procent udziałów. Ani moje dwadzieścia procent, ani wasze siedemnaście, bo tyle każda z was otrzyma, nie uczyni nikogo z nas większościowym udziałowcem. Ponieważ mam zasiąść w fotelu prezesa, chciałbym wam zaproponować, że odkupię część waszych udziałów, tak abym miał pięćdziesiąt jeden procent, tyle ile przed śmiercią miał Johnathon. Dzięki temu będę mógł zarządzać firmą w ten sam sposób co on.
- A może nie chcę? Może…
- Ciii – syknęła Astrid. – Daj mu mówić.
- Nie waż się mnie uciszać! – Miranda wbiła wzrok w Granta. – Może sama chcę kierować Sterling Enterprises? Może ja chcę kupić udziały Tary i Astrid?
Grantowi zakręciło się w głowie. Jego lata wytężonej pracy miałyby pójść na marne?
- Żadne decyzje nie muszą zapaść dzisiaj.
- Grant ma rację – powiedziała Tara. Jest po jego stronie? Wstąpiła w niego nadzieja. – Nie wolno w tej chwili podejmować żadnych wiążących decyzji. Myślę, że powinnyśmy się spotkać we trzy, omówić nasze cele i priorytety. I wtedy coś postanowić.
Brzmiało to sensownie. Więc dlaczego się denerwował? Wiedział: bo nie ma wpływu na to, co kobiety zdecydują.
- W porządku, mnie to odpowiada – oznajmiła Miranda.
- Mnie również – rzekła Astrid. – Nie spieszy mi się z powrotem do Oslo.
- Świetnie. Zatem spotkajmy się jutro wieczorem – zaproponowała Tara. – Może u mnie? O siódmej?
Obie, Miranda i Astrid, skinęły głową.
- W międzyczasie, Grant, przygotuj dla nas ofertę, żebyśmy wiedziały, na czym stoimy. – Napotkała jego spojrzenie.
Czy faktycznie była po jego stronie, czy tylko mu się wydawało? Nie był pewien. Nic dziwnego, że uważano ją za doskonałą negocjatorkę: potrafiła zachować spokój i kamienny wyraz twarzy.
- Jedną wspólną? Negocjujesz w imieniu was trzech? – Nie spodziewał się, że żony zawrą koalicję.
Tara zerknęła na Astrid i Mirandę. Skinieniem wyraziły zgodę.
- Tak – odparła. – Nie ma powodu zatrudniać trzech prawników. Znam się na sporządzaniu umów. Robię to zawodowo. Miranda też. – Wstała. – Na dziś to chyba wszystko? Do zobaczenia jutro wieczorem.
Astrid z Mirandą ruszyły do drzwi, Tara za nimi.
- Mam prośbę – powiedział Grant. – Czy mogę przedstawić wam ofertę osobiście?
Tara uśmiechnęła się szeroko.
- Grant, wiem, do czego zmierzasz. Po prostu trudniej komuś odmówić, kiedy patrzy mu się w twarz.
- Johnathon na pewno byłby za tym, żebyśmy razem…
- Przyślij nam ofertę mejlem. Miranda, Astrid i ja przedyskutujemy ją. Kiedy będziemy gotowe, wtedy możesz przyjść i przekażemy ci naszą odpowiedź.
Nie cierpiał kompromisów; zbyt często musiał ustępować, kiedy Johnathon stał u steru. Teraz on powinien kierować firmą i podejmować decyzje. Szlag by to trafił! Dlaczego Johnathon nie uprzedził go, że zamierza podzielić swoje udziały? Przecież się przyjaźnili, ufali sobie.
- Dobrze, oczywiście. – Przytrzymał Tarę za łokieć. – Taro, znamy się od tylu lat. Nie traktuj mnie jak wroga. Jak drania, który chce was oskubać.
- Skarbie… - Przewiesiła torbę przez ramię. – Masz wielkie cudne oczy, ale nie licz, że się nad tobą zlituję.
- Nie proszę o litość. Po prostu od was zależy moja przyszłość i chciałbym wiedzieć, że nikt mnie nie oszuka.
Pocałowała go w policzek, a jemu zrobiło się gorąco.
- Jesteś przystojny i bogaty. Bez względu na to, co zdecydujemy, jestem pewna, że dasz sobie radę.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel