Najtrudniejsza sprawa panny Cahill (ebook)
Panna Francesca Cahill jest prywatnym detektywem i chociaż ma na koncie wiele sukcesów, ostatnio narzeka na brak ciekawych spraw. Marzy o ekscytującej przygodzie, ale czasami spełnienie życzeń przynosi więcej smutku niż radości. Owszem, będzie wreszcie prowadzić ważne śledztwo, ale w sprawie mężczyzny, którego bezgranicznie kocha. Jej narzeczony, Calder Hart, zostaje oskarżony o zamordowanie byłej kochanki, która spodziewała się jego dziecka. Francesca wierzy w niewinność Caldera, ale przeczuwa, że on nie mówi jej całej prawdy. Mozolnie odtwarza przeszłość zamordowanej Daisy, przekonana, że tylko w ten sposób odnajdzie prawdziwego sprawcę i oczyści ukochanego z zarzutów. Calder powinien być jej wdzięczny, tymczasem niespodziewanie zrywa zaręczyny…
Fragment książki
Ruch na ulicach był umiarkowany, jak zwykle w poniedziałkową noc, ale mieszkała w Nowym Jorku, więc wkrótce przystanęła dorożka, z której wysiadł dżentelmen i idąc do klubu, obrzucił Francescę jednoznacznym spojrzeniem. O tej porze damy nie kręciły się same po mieście. Ale ta dama szybko wskoczyła do zwolnionej dorożki.
Francesca wytężyła wzrok, kiedy dojeżdżała do rezydencji Daisy Jones. Zachodziła w głowę, czego może chcieć od niej Rose.
Daisy Jones była dawną kochanką Harta i najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziała Francesca. Gdy się poznały, zarabiała na życie jako jedna z luksusowych prostytutek w mieście. Francesca prowadziła wówczas pewną sprawę, blisko współpracując z komisarzem Rickiem Braggiem, szefem nowojorskiej policji i bratem przyrodnim Caldera. W tamtym czasie ledwie znała Harta i sądziła, że kocha Ricka.
Nie była zaskoczona, gdy dowiedziała się o związku Daisy i Harta. Rozumiała, dlaczego Hart utrzymywał taką kobietę. W trakcie śledztwa zaprzyjaźniła się z Daisy, lecz nić sympatii między nimi pękła, gdy Hart poprosił Francescę o rękę. Porzucona Daisy nie kryła frustracji.
W oddali zamajaczyła osiemnastowieczna budowla. Daisy nadal zajmowała dom, w którym Hart pozwolił jej mieszkać jeszcze przez pół roku po zerwaniu. Francesca sądziła, że wprowadziła się tam również Rose, najbliższa przyjaciółka i kochanka Daisy, odtrącona po pojawieniu się Harta.
Dorożka dojechała na miejsce. Francesca zauważyła, że dom jest pogrążony w mroku, jeśli nie liczyć zewnętrznej latarni i dwóch okien na piętrze. Natychmiast rozdzwoniły się w niej dzwonki alarmowe. Nawet o tak późnej porze przynajmniej kilka świateł powinno rozjaśniać okna na parterze.
Zapłaciła stangretowi i zeskoczyła na krawężnik. Gdy powóz odjeżdżał, z uwagą przyglądała się masywnemu domowi z cegły. Zdawało się, że nikogo tam nie ma. Ostrożnie pchnęła żelazną bramkę i ruszyła ścieżką w stronę drzwi.
Gdy dostrzegła, że są uchylone, wystraszyła się nie na żarty i zapragnęła wrócić do domu. Nie zabrała ani pistoletu, ani świecy, ani w ogóle nic, co zazwyczaj wkładała do torebki, wyruszając na kolejne eskapady śledcze. A przecież tyle razy powtarzała sobie, żeby nigdy nie wychodzić bez broni!
Zajrzała do środka, ale w holu panowały egipskie ciemności, i z duszą na ramieniu weszła do środka. Miała jak najgorsze przeczucia. Gdzie się podziewała Daisy? Gdzie była Rose? Co się stało ze służbą? Powoli szła wzdłuż ściany, aż dotarła do stolika.
W domu panowała tak ogłuszająca cisza, że Francesca usłyszałaby nawet mysz przemykającą się po podłodze. Rozpaczliwie zapragnęła zapalić lampę gazową, ale się powstrzymała. Odczekała jeszcze chwilę, a gdy wzrok przywykł do ciemności, ostrożnie ruszyła przed siebie.
Jadalnia znajdowała się parę kroków dalej. Francesca uchyliła drzwi i wzdrygnęła się, gdy usłyszała skrzypienie zawiasów, lecz wyglądało na to, że w środku nie ma nikogo. Przeszła na drugą stronę holu, minęła szerokie kręcone schody i przekroczyła próg mniejszego z dwóch przyległych salonów. Po chwili stwierdziła, że oba też są puste.
Naszło ją pewne wspomnienie. Już kiedyś stała w tym miejscu i przyciskając ucho do drzwi, które prowadziły do większego salonu, podsłuchiwała Harta i Daisy, gdy uprawiali miłość. Wiedziała, że powinna się wstydzić, ale nie potrafiła nad sobą zapanować.
Od tamtego czasu minęły długie miesiące i w jej życiu sporo się zmieniło, a prywatne animozje straciły na znaczeniu. Jeśli Daisy i Rose potrzebują pomocy, to je uratuje.
Gdy opuściła salon i znalazła się w holu, usłyszała głuchy odgłos, jakby ktoś się dławił.
Nie była sama.
Hałas dobiegał nie z piętra, lecz zza schodów. Francesca znów pożałowała, że nie wzięła broni, jednak przełamała strach i ruszyła przed siebie.
– Daisy? – zawołała cicho. – Rose?
W niezbyt dużym pokoju dostrzegła migotliwe światełko. Za otwartymi na oścież drzwiami znajdował się gabinet z biurkiem, sofą i krzesłem. Francesca podbiegła, zatrzymała się na progu i krzyknęła.
Na podłodze siedziała Rose. Pochylała się nad kobietą o platynowych włosach. Francesca od razu wiedziała, że to Daisy. Rose zawodziła żałośnie, przełykając łzy.
Daisy miała na sobie zakrwawioną suknię z jasnego atłasu. Gdy Francesca osunęła się na kolana i spojrzała na jej piękną twarz, ujrzała szeroko otwarte, nieruchome błękitne oczy.
Daisy nie żyła.
Rose pojękiwała, kołysząc się w przód i w tył z martwą przyjaciółką w objęciach.
Francesca starała się ochłonąć. Sądząc po tym, co zobaczyła, Daisy padła ofiarą morderstwa. Prawdopodobnie ją zasztyletowano, i to z wyjątkową brutalnością.
Kto pragnął jej śmierci i dlaczego? Francesca przypomniała sobie, kiedy po raz ostatni widziała Daisy. Ona i Rose pojawiły się na pogrzebie zamordowanej Kate Sullivan, której dotyczyło jej ostatnie śledztwo.
Daisy miała tylko jeden powód, by tam przybyć: pragnęła rozdrażnić Francescę swoim widokiem. Robiła, co się dało, żeby wywołać napięcie między nią a Hartem, zręcznie wykorzystując jej brak pewności siebie. Przed kościołem wdały się w pyskówkę i zgodnie z planem Daisy, jej rywalka zdenerwowała się i wystraszyła.
To prawda, złośliwie i cynicznie raniła Francescę oraz Harta, ale z pewnością nie zasłużyła na taką karę.
Kto to zrobił i dlaczego?
Zapłakana Rose wciąż kołysała przyjaciółkę.
– Rose? – Francesca chwyciła ją za rękę. – Strasznie mi przykro…
Rose podniosła na nią zapłakane oczy i pokręciła głową, na próżno usiłując coś powiedzieć.
Francesca, modląc się bezgłośnie, opuściła powieki zmarłej. Pierś Daisy zamieniła się w przeoraną nożem krwawą masę. Francesca, choć jako prywatny detektyw wiele już widziała, nie potrafiła oswoić się ze śmiercią, zwłaszcza tak gwałtowną.
Wstała, żeby zapalić światło, i wciąż rozdygotana ściągnęła z sofy kaszmirową narzutę.
– Dowiem się, kto to zrobił – wyszeptała.
– Nie udawaj, że cię to obchodzi! – Rose spojrzała na nią oskarżycielsko. – Obie wiemy, że jej nienawidziłaś, bo kiedyś była utrzymanką Harta!
– Mylisz się. – Zacisnęła palce na narzucie. – Obchodzi mnie to morderstwo. Daisy nie zasłużyła na taki los, nikt nie powinien tak umierać. Rose… – Położyła dłoń na jej ramieniu. – Musisz ją puścić.
Uwalana krwią Rose jeszcze mocniej przytuliła się do zwłok. Ciemnowłosa, wysoka i o bujnych kształtach, była całkowitym przeciwieństwem Daisy, szczupłej i niskiej blondynki.
– Muszę jechać na policję. – Potrzebowała Ricka Bragga. Tworzyli świetny zespół, razem rozwiązali kilka niebezpiecznych i trudnych spraw. Poza tym Rick wielokrotnie udowodnił, że jest jej prawdziwym przyjacielem. Było późno, ale musiała go ściągnąć, i to natychmiast, by wraz z nim znaleźć mordercę.
Hart co prawda nie kochał Daisy, ale skąd mogła wiedzieć, jak zareaguje na wiadomość o jej śmierci? Wiedziała, że to na niej ciąży obowiązek zawiadomienia go o tragedii. Zrobi to, gdy tylko Hart wróci do miasta.
– Na policję? – powtórzyła Rose zjadliwie. – To my musimy znaleźć mordercę! Zatrudniam cię, żebyś go wytropiła. Zapomnij o tych draniach. Ich nie obchodzi, co się stało! – Ponownie zalała się łzami.
Francesca skinęła głową, choć instynkt podpowiadał jej, że przyjmowanie zlecenia od Rose to kiepski pomysł. Uklękła i przykryła zwłoki narzutą, po czym pomogła Rose wstać i otoczyła ją ramieniem.
– Chodź, usiądziemy w salonie – zaproponowała cicho.
– Nie – sprzeciwiła się Rose. – Nie zostawię jej samej!
Francesca przyklękła i poprawiła narzutę, żeby zasłonić twarz Daisy, po czym stwierdziła spokojnym tonem:
– Cokolwiek mówisz i czujesz, i tak trzeba zawiadomić policję. Popełniono zbrodnię, więc śledczy muszą się tym zająć. Ale nie zostawię cię samej.
– Kto ją zabił? – Rose opadła na sofę. – Dlaczego? Czym ona zawiniła?
Francesca usiadła obok niej. Odzyskała już jasność umysłu. Wiadomość od Rose otrzymała ponad pół godziny temu, tuż przed północą. Betty powiedziała, że list dostarczono niedługo przed ich powrotem do domu. Doręczyciel przesyłki musiał jechać pół godziny z domu Daisy, co oznaczało, że Rose wysłała list około wpół do dwunastej.
– Rose, odpowiedz mi na kilka pytań, dobrze? – poprosiła.
– Policjanci mają to w nosie. Nie ufam im. – Rose spojrzała na nią. – Znajdziesz mordercę?
– Tak. – Wiedziała, że nie zdoła jej odmówić. – Zajmę się tą sprawą.
– Chociaż nienawidziłaś Daisy?
– Nie czułam do niej nienawiści. – I dodała po chwili: – Bałam się jej.
Rose przez jakiś czas patrzyła jej w oczy, po czym oznajmiła:
– W porządku. Co chcesz wiedzieć?
– Kiedy ją znalazłaś? I co tu się tu wydarzyło?
– Sama nie wiem. – Rose nerwowo przełknęła. – Kiedy przyszłam, w domu było ciemno i od razu się połapałam, że coś jest nie tak. Wołałam Daisy, ale nie odpowiadała. – Zamilkła, gdy coś cicho stuknęło w holu.
Francesca też zamarła. Patrzyły na otwarte drzwi, lecz niczego nie dostrzegły w mroku. Było jednak oczywiste, że ktoś czaił się w pobliżu.
– Gdzie jest służba? – Francesca wstała.
– Kamerdyner i pokojówka śpią w swoich pokojach za kuchnią, a gospodyni kończy pracę o piątej i idzie do domu. – Rose aż poszarzała ze strachu.
– Gdy byłaś już w domu, to od razu poszłaś pod schody?
– Nie, zaczęłam iść na górę, ale zauważyłam, że w tym pokoju pali się światło. – Jej usta zadrżały, gdy próbowała powstrzymać łzy.
– Poczekaj tutaj – wyszeptała Francesca i wzięła z biurka nożyk do otwierania listów, który po namyśle zamieniła na masywny kryształowy przycisk do papieru, i wyszła z gabinetu.
Korytarz nadal tonął w mroku, ale Francesca wiedziała, że ktoś tam jest. Morderca z pewnością uciekł już dawno temu, więc zapewne był to ktoś ze służby. Z tym że mordercy często postępują wbrew zasadom logiki.
Zebrała się w sobie i jak najciszej ruszyła do przodu. Wtedy usłyszała czyjeś kroki, tak samo jak jej powolne i ostrożne.
Mocniej zacisnęła palce na przycisku i by nie uciec napędzana strachem, przywarła do ściany. Wtedy ujrzała ukrytą w cieniu sylwetkę mężczyzny, który zastygł w pół kroku i uniósł świecę, oświetlając nie tylko Francescę, lecz i siebie.
Dzięki czemu rozpoznała swojego narzeczonego.
Rozdział drugi
Wtorek, 3 czerwca 1902 roku, godz. 00.45
Nie wierzyła własnym oczom. Hart był ostatnią osobą, którą spodziewała się tu zastać. Co robił w Nowym Jorku?
Nagle jego marynarka się rozchyliła i Francesca dostrzegła ciemną plamę na białej koszuli.
– Calder? – wyszeptała.
Podszedł do niej z bardzo niezadowoloną miną.
– Dlaczego mnie nie dziwi, że cię tu spotykam? – burknął.
– Jesteś ranny? – spytała, lecz w jej umyśle już kiełkowało straszne podejrzenie. Czyżby Calder był ubrudzony krwią Daisy?
– Nie, nie jestem ranny. – Chwycił Francescę za ramię, jakby chciał ją podtrzymać. – Daisy nie żyje.
– Tak, wiem. – Spojrzała mu badawczo w oczy.
– To jej krew, nie moja. Znalazłem ją w gabinecie. Ktoś pchnął ją nożem.
Otrząsnęła się z szoku, myśląc przy tym intensywnie. Calder powinien być w Bostonie. Kiedy wrócił do miasta i dlaczego do niej nie zadzwonił? I co, u diabła, robił w tym domu? Miał krew na koszuli, a więc trzymał Daisy w objęciach, tak jak Rose.
– Rose powiedziała, że znalazła Daisy. Przysłała mi list z prośbą o przybycie.
– Kiedy tu się zjawiłem, Rose nie było – wyjaśnił. – Znalazłem Daisy na podłodze w gabinecie, leżała sama. – Umknął wzrokiem, ale widać było, że z trudem nad sobą panuje. – Już nie żyła.
– Sprawdziłeś tętno? – Francesca przełknęła ślinę.
– Tak. – Spojrzał jej prosto w oczy.
– O której tu byłeś? – Czuła się tak, jakby przesłuchiwała podejrzanego.
– Wyszedłem z domu około jedenastej – odparł szorstkim tonem, po czym dodał łagodniej: – Nie chcę, żebyś była zamieszana w tę sprawę.
Na to już za późno, pomyślała.
– Francesca? – Chwycił ją za nadgarstek.
– Daisy nie żyje – stwierdziła z naciskiem. – Ktoś ją zamordował. Cokolwiek zrobimy, i tak jesteśmy w to zamieszani.
Odwrócił się, lecz zdążyła dostrzec ból w jego oczach. Czyżby po tak długim czasie nadal żywił ciepłe uczucia do Daisy?
Po chwili Hart znów spojrzał na nią.
– Gapisz się na mnie – zauważył bez złości i wziął ją za rękę. – Ja też jestem wstrząśnięty. Lepiej będzie, jeśli wezwiemy policję.
– Calder, co tu robisz? – spytała wprost.
– Załatwiłem sprawy w Bostonie szybciej, niż się spodziewałem, wsiadłem do pociągu i za kwadrans siódma wieczorem wysiadłem na dworcu Grand Central. Potem znalazłem Daisy i zamierzałem schwytać mordercę. Gdy wychodziłem na miasto, zjawiła się Rose i poszła prosto do gabinetu, a ja ruszyłem za nią. I wiesz co? Ona wiedziała, że Daisy zamordowano.
Francesca intensywnie myślała. Calder nie odpowiedział na jej pytanie, to znaczy nie wyjaśnił, po co przyszedł do Daisy. Dotąd sądziła, że ich obecne relacje mają charakter wyłącznie finansowy, ale tym zajmie się później. Musiała działać, a było już mocno po północy.
Skoro wyszedł z domu o jedenastej, to dotarł do Daisy mniej więcej przed godziną. Co tu robił przez cały ten czas? Francescę ogarnął strach i jej tętno przyśpieszyło.
– Co się zdarzyło później?
– Znalazłem ją i zabrałem się do przeszukiwania domu. – Puścił dłoń Franceski i ujął ją pod brodę. – Jesteś zdenerwowana. Cóż, ja również, ale sobie poradzimy, Francesco.
– Ależ naturalnie. – Usiłowała przywołać uśmiech, ale nic z tego nie wyszło. – Z tym że teraz wiemy tylko tyle, że Daisy nie żyje. Traktowała nas paskudnie, jednak nie zasłużyła na śmierć.
– Nie zasłużyła. – Jego oczy pociemniały. – Narobiła nam mnóstwo kłopotów, ale powinna żyć.
Przypomniała sobie, jak miesiąc wcześniej stała przed kościołem, a Daisy z niej szydziła. To właśnie wtedy Hart poradził Francesce, żeby się nie przejmowała.
„Zajmę się Daisy”. Tak to ujął. Zastanawiała się, czy ktoś mógł usłyszeć tę deklarację. Oczywiście Calder nie zamierzał zamordować Daisy, tylko chciał, żeby przestała się im naprzykrzać. Ale jeszcze kilka miesięcy temu była jego kochanką, a on nadal wspierał ją finansowo.
– Calder, powinieneś stąd iść – oznajmiła stanowczo. – Znajdę stójkowego i zawiadomię Bragga. Czy ktoś jeszcze cię widział? Na przykład Rose?
– Próbujesz mnie chronić? – spytał, spoglądając na nią dziwnie.
– No dobrze… – Westchnęła. – Przyznaję, chcę cię chronić. Powinieneś trzymać się jak najdalej od miejsca zbrodni. – Uświadomiła sobie, że będzie musiała wprowadzić w błąd policję. Nikt nie powinien się dowiedzieć, że tego wieczoru Calder przyszedł do Daisy. Tylko czy to kłamstwo przejdzie jej przez gardło?
Hart przez chwilę wpatrywał się w nią z czułością, po czym wyjaśnił:
– Już rozmawiałem z kamerdynerem Homerem i z pokojówką. Są w swoich pokojach i kazałem im tam pozostać. Oboje wiedzą o mojej obecności, ale nie sądzę, żeby Rose mnie widziała. Francesco, znalazłem Daisy martwą. To nie ja ją zamordowałem – zakończył wyraźnie rozzłoszczony.
Złapała go za rękę, lecz ją odtrącił.
– Hart! – niemal krzyknęła. – Wiem, że jej nie zabiłeś. – Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. – Ale znalazłeś się tutaj w wieczór jej śmierci, więc policja może cię uznać za podejrzanego.
Pomyślała, że najlepiej by było, gdyby patolog stwierdził, że zgon nastąpił przed osiemnastą czterdzieści pięć, bo do tego czasu Hart przebywał poza Nowym Jorkiem.
– Nie musisz mnie chronić – zapewnił ją. – Zresztą pół miasta wie, że ją utrzymywałem, więc nie wyprę się tego związku. Pamiętaj jednak, że Rose była tu przede mną.
– Twoje słowo przeciwko jej słowu. – Francesca potarła obolałe skronie. Wiedziała, że jeśli szybko nie znajdzie kogoś innego, dla policji Hart będzie głównym podejrzanym.
– Dlaczego się kłócimy? – Już nie był zły, tylko czule pogłaskał ją po policzku. – Nie ma potrzeby, żebyś otaczała mnie specjalną troską. Przecież nie zrobiłem nic złego. Sam się sobą zajmuję, i to od dzieciństwa. Kiedy byłem mały, musiałem kraść jedzenie na ulicy, więc wiem, jak wygląda życie. – I dodał cicho: – Tęskniłem za tobą.
– Też za tobą tęskniłam – wyznała drżącym głosem i wtuliła się w niego, myśląc o tym, że ta okropna sprawa najpewniej będzie miała straszny finał. Bała się o Harta, o nich oboje, i czuła, że nigdy nie kochała go bardziej niż w tej chwili.
Pocałował ją i szybko się odsunął, mówiąc z powagą:
– Powinniśmy uszanować zmarłą.
– No tak, racja. – Francesca odczekała chwilę, by wrócić do tu i teraz. – Rose jest… przy zwłokach.
– Rose… – powtórzył powoli. – Czy mogła zamordować Daisy? Kiedy wysłała ci wiadomość?
Wydawało się nieprawdopodobne, by Rose zabiła najbliższą przyjaciółkę, jednak Francesca nie mogła tego wykluczyć.
– Otrzymałam list przed północą – odparła. – Załóżmy, że dotarł za kwadrans dwunasta. Rose napisała go i wysłała około jedenastej, może parę minut po. Kiedy tu wszedłeś, najpewniej przekazywała kopertę dorożkarzowi. – Uświadomiła sobie, że Rose właśnie stała się główną podejrzaną. – To ona znalazła zwłoki. Była pierwsza na miejscu zbrodni.
– Nigdy jej nie ufałem – po chwili ciszy oznajmił Hart. – Dlaczego właśnie ty zostałaś przez nią wezwana? Przecież i ona, i Daisy nienawidziły ciebie. – Francesca nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc milczała, a Hart z ironicznym uśmieszkiem ciągnął dalej: – Niech zgadnę. Rose chce, żebyś wytropiła mordercę, prawda?