Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nawiedzony dwór
Zajrzyj do książki

Nawiedzony dwór

ImprintHarlequin
Liczba stron384
ISBN978-83-291-2123-1
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329121231
Tytuł oryginalnyMesmerized
TłumaczKrzysztof Dworak
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-11-04
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Nawiedzony dwór" nowy romans Harlequin z cyklu HQN POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
Lady Olivia nigdy nie dbała o opinię towarzystwa i nie bała się wygłaszać swoich sądów głośno i dobitnie. Zwłaszcza jeśli dotyczyły seansów spirytystycznych popularnych wśród dobrze urodzonych dam. Na jednym z nich poznaje lorda Stephena St. Legera. Stephen zachwycony demaskatorskimi umiejętnościami Olivii zaprasza ją do swojej posiadłości, gdzie po śmierci najstarszego z braci mają miejsce trudne do wyjaśnienia zdarzenia. Zaintrygowana Olivia przyjmuje zaproszenie i już pierwszej nocy sama doświadcza niepokojącej wizji…

Fragment książki

Ledwie tląca się lampa naftowa rzucała ze środka stołu migotliwe światło na twarze zebranych. Głęboki cień skrywał oczy, wyostrzał rysy i nadawał tajemniczość ponuremu milczeniu. Spoglądali na ciemną, drewnianą skrzynię, która stała nieopodal. Ze środka nie dobiegał żaden dźwięk.
Naraz lampa zgasła. Jedna z kobiet stłumiła krzyk. W atramentowej ciemności serca zadudniły szybciej, zimny pot zrosił czoła. Czekano. W ciszy i mroku łatwo można było ulec wrażeniu, że kościste palce za moment dotkną ramienia. Niespokojne oczekiwanie wywoływało z bezkształtnej ciemności duchy, omal słyszało się zza grobu szept.
Nawet Olivię Moreland, która przybyła tu w innym celu niż pozostali, przeszedł po plecach mroźny dreszcz. Ale to jej nie mogło odwieść od powziętego zamiaru. Powoli i ostrożnie, korzystając z tych samych sztuczek, które zamierzała zdemaskować, odchyliła się do tyłu. Pod osłoną ciemności wstała i odłączyła się od kręgu zebranych.
Przystanęła, żeby na dobre złapać równowagę i się nie zdradzić. Jedynie mdłe światło spod drzwi dawało nikły punkt odniesienia. Olivia poruszyła się bardzo powoli, żeby bez jednego szmeru dotrzeć do skrzyni medium i wszystkich zaskoczyć. Całą uwagę skupiła na ciemnym kształcie.
Nagle jakaś dłoń chwyciła ją za rękę. Olivia wrzasnęła i podskoczyła ze strachu. Silne palce ściskały do bólu.
– Mam cię! – dał się słyszeć głęboki męski głos. Momentalnie rozwiał się cały irracjonalny strach, który na mgnienie oka zawładnął Olivią.
– Puszczaj! – syknęła, wyrywając się.
– Najpierw mi się wytłumaczysz – odparł.
Szarpała się bez skutku.
– Przestań! Wszystko zepsujesz!
– Nie wątpię – odparł z rozbawieniem. – To takie niemiłe, kiedy obłuda wychodzi na światło dzienne.
– Obłuda?
Podczas tej wymiany zdań rozległ się głuchy huk i stłumione przekleństwo, wreszcie  zapłonęła u stołu zapałka. Zaraz potem ktoś zapalił lampkę naftową i pokój znowu stał się widoczny. Zaś Olivia zajrzała w oczy swojemu prześladowcy.
Nie miała cienia wątpliwości, że nigdy wcześniej się nie spotkali, inaczej byłaby go na pewno zapamiętała. 
Wciąż siedział na krześle, ale odsunął się od stołu na skos, żeby ją złapać. Szerokie ramiona świadczyły o sile, którą Olivia poznała już na własnej skórze. Twarz miał szczupłą i wyrazistą, wyraźnie zaznaczone kości policzkowe. Zimne, zdecydowane spojrzenie podkreślało surowość rysów. Przez chwilę zdawało się jej, że może liczyć na łagodność, jaką zdradzały jego usta, ale zaraz ściągnął je w wąską linię. Niemal czarne i gęste włosy miał obcięte jakby jednym ruchem nożyczek czy wręcz ostrego noża. Niechlujna fryzura szła w parze z odzieniem. Choć uszyte z przednich materiałów, najwyraźniej nie powstało w pracowni londyńskiego mistrza krawiectwa i nie nadążało za modą. Na pierwszy rzut oka uznałaby go za cudzoziemca, ale akcent zdradzał Anglika z wyższych sfer.
Przez krótką chwilę, gdy zebrani chłonęli skandaliczny obrazek, panowała cisza.
– Z niczego się panu nie muszę tłumaczyć! – zawołała Olivia, rozpaczliwie szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia. W szamotaninie potargała sukienkę, spod której nieprzystojnie ukazała się halka. Zmierzwiła też włosy. Jeden kosmyk wymknął się z upiętego koka i łaskotał ją w policzek. Rozumiała, że aparycja stawia ją w dodatkowo trudnym położeniu, a niezręczność pogłębiało świdrujące spojrzenie srebrnoszarych oczu nieznajomego. Nie dała się jednak zastraszyć.
Olivia wiedziała dobrze, że nie imponuje wyglądem. Sama myślała o sobie niekiedy, że przypomina szarobrązowego wróbla, szczególnie w porównaniu z innymi kobietami z rodziny. Nauczyła się jednak przełamywać nieśmiałość poprzez spokojną i upartą wolę sprzeciwu.
Rzuciła pogardliwe spojrzenie na dłoń nieznajomego.
– Żądam, aby mnie pan natychmiast puścił i nie robił sceny.
– A w moim przekonaniu ma pani obowiązek wyjaśnić nam wszystkim swoje dziwne zachowanie – odparł, ale rozluźnił uścisk i przestał jej sprawiać ból. – Dlaczego skradała się pani po pokoju? Może chciała się pani ukazać jako gość z zaświatów?
Niski głos zaprawiony był cynizmem.
– Wypraszam sobie! – Olivia zaczerwieniła się, czując na sobie baczne spojrzenia. – Jak pan śmie!
– Szanowny panie, to zachowanie jest niegodne dżentelmena – wziął ją w obronę inny mężczyzna, korpulentny jegomość z niesamowicie bujnymi wąsami i bokobrodami, którymi rekompensował zapewne świecącą łysinę.
Oprawca Olivii nawet na niego nie spojrzał. Nie spuszczał jej z oczu.
– Słucham – rzucił. – Dlaczego spacerowała pani na paluszkach po pokoju?
– To istotnie dziwna historia – wtrącił się inny uczestnik. – Droga pani… przepraszam, zapomniałem pani nazwiska.
Niestety, Olivia też zapomniała. A w każdym razie nie mogła sobie uzmysłowić, jak się przedstawiła tego wieczoru. Nie podała, oczywiście, prawdziwych personaliów. Mało efektowny wygląd był w tym względzie dla Olivii prawdziwym błogosławieństwem. O ile zachowała ostrożność, pozostawała nierozpoznana. Wyjątkowy pech i emocje sprawiły, że ten jeden raz umknął jej z pamięci konspiracyjny pseudonim.
– Comstock – odparła, kiedy nagle odzyskała pamięć. Niestety, z twarzy zebranych wyczytała, że zbyt długie wahanie odebrało jej wiarygodność.
– Bardzo przekonujące, panno „Comstock” – zadrwił bezlitośnie prześladowca. – Drżymy z niecierpliwości, co nam pani wyjawi. Zamierzała pani nakryć głowę prześcieradłem czy tylko wydawać żałosne jęki?
– Cóż ty sugerujesz, człowieku? – huknął gospodarz. – Twierdzisz, że wpuściłbym do domu jakąś przeklętą szarlatankę?
Zwrócił się do kobiety u swego boku:
– Wybacz, moja droga. Szanowne panie, emocje wzięły nade mną górę.
– St. Leger… – sąsiad upomniał z przejęciem prześladowcę. – Panie pułkowniku, jestem przekonany, że lord St. Leger nie chciał pana urazić.
– Oczywiście, że nie – odparł lord St. Leger. – Jestem pewien, że i pan dał się nabić w butelkę.
– Nabić w butelkę! – pisnęła histerycznie żona pułkownika.
Z wnętrza skrzyni dał się słyszeć cichy jęk, a po chwili znacznie głośniejszy, kiedy nikt nie raczył zareagować. Żona pułkownika wydała z siebie inny dźwięk, podobny raczej do beczenia kozy, i zerwała się na równe nogi.
– Przebóg, pani Terhune! Jakżeśmy mogli o pani zapomnieć?
Jeden z mężczyzn podbiegł do skrzyni medium i otworzył wieko. W środku, na stołeczku, siedziała białowłosa pani Terhune ze wciąż skrępowanymi rękami i nogami. Mężczyzna z pomocą żony pułkownika rozwiązał staruszkę, a Olivia patrzyła z ironicznym uśmieszkiem, jak łatwo puszczają więzy. Była przekonana, że medium samo rozwiązało je chwilę wcześniej, a potem pospiesznie zawiązało ponownie, kiedy w pokoju wybuchło zamieszanie. Ale teraz oczywiście nie mogła już tego udowodnić.
– Widzisz pan, coś narobił? – zawołała do lorda St. Legera. Zerknął na nią, unosząc leniwie brwi.
– Co ja narobiłem? – zdziwił się bez przekonania.
– Tak! Wszystko zepsułeś!
Uśmiechnął się i w jednej chwili jego twarz odmieniła się. Olivia poczuła ucisk w brzuchu i bezwiednie zaczerpnęła powietrza.
– Nie wątpię – przyznał. – Pani wybaczy, że przeszkodziłem, panno… Comstock. Powinienem był zaczekać na dalsze przedstawienie, a dopiero potem panią zdemaskować.
– Nikogoś pan nie zdemaskował, ty głupku – odcięła się Olivia. Była zbyt rozczarowana i wściekła, żeby dbać o maniery. – Właśnie miałam udowodnić…
– Co to za ludzie? – zapytało medium nikłym głosem, który jakimś cudem skupił na niej całą uwagę obecnych. – Tak mi dziwnie… Byłam już w transie i nagle złe głosy ściągnęły mnie z powrotem. Czuję się całkiem wyczerpana. Czy przemówiłam? Czy przybyły dusze?
– Nie – warknął poirytowany pułkownik, przeszywając Olivię i lorda St. Legera gniewnym spojrzeniem. – Nie było nawiedzenia i nie doszły nas wieści z zaświatów. Ci dwoje przerwali seans!
– Przerwaliśmy? – St. Leger nic nie rozumiał. – Złapałem je na gorącym uczynku. Chciały nas wszystkich oszukać, a pan ma żal, że przerwałem tę farsę?
– Farsę? – wyrzucił z siebie oburzony pułkownik, a jego twarz przybrała czerwoną barwę.
– O, rety! – jęknął mężczyzna obok St. Legera i pospieszył wyjaśnić: – Panie pułkowniku, niechże pan będzie łaskaw przebaczyć lordowi St. Legerowi, który ostatnio zbyt dużo czasu spędził w Ameryce. To dlatego całkiem stracił poczucie taktu.
Posłał St. Legerowi znaczące spojrzenie.
– Na pewno nie chciał pana urazić – dodał.
– Jasne, że nie chciałem pana urazić – zgodził się St. Leger. – Po prostu został pan wystrychnięty na dudka przez to tak zwane medium i jego wspólniczkę, tak zwaną pannę Comstock.
– Nie jestem niczyją wspólniczką! – zawołała ze złością Olivia.
– Łaskawy panie, zapewniam, że pierwszy raz widzę tę kobietę na oczy – odezwała się pani Terhune.
– Dlaczego więc chodziła po pokoju? – chciał wiedzieć St. Leger.
– Zupełnie nie wiem – odparła Terhune i spokojnie, ale zarazem surowo zwróciła się do Olivii: – Panienko, przecież ja wyraźnie prosiłam, żeby nie odchodzić od stołu. To jest naprawdę ważne, bo nasi przyjaciele po drugiej stronie są bardzo wrażliwi.
– Och, na pewno – odcięła się ze złością Olivia. Zastanawiała się, czy da jeszcze radę zatkać wszystkim usta, wymawiając się niecierpiącą zwłoki potrzebą. Ale w tym momencie zabrała głos inna kobieta.
– Przecież ja ją znam. Żadna z niej panna Comstock, to ta kobieta, która nienawidzi takich seansów i nie wierzy w medium. Brat mi opowiadał o sympozjum, w którym brał udział.
– Do kroćset! – wybuchł pułkownik. – Oboje tu przyszliście siać zamęt! Podstępnie przekroczyliście próg mego domu! Drogi panie, bierze mnie chęć obić pana na kwaśne jabłko.
St. Leger uwolnił nadgarstek Olivii i podniósł się z krzesła, drwiąc posturą z gróźb pułkownika.
– Proszę się nie kłopotać, szanowny panie – odrzekł bez emocji. – Już wychodzę. Widzę, że tu obecni wolą hołubić swoje złudzenia.
Opuścił pokój, a gdy pułkownik ruszył na Olivię, ta uznała za stosowne podążyć za St. Legerem. Gospodarz zaś deptał jej po piętach i nawoływał służbę. Lokaj o kamiennej twarzy wręczył im płaszcze, nakrycia głowy, otworzył przed nimi drzwi i natychmiast je za nimi zatrzasnął.
Na schodkach St. Leger zatrzymał się nagle, a Olivia odbiła się od jego pleców z wściekłym „Uf!”.
Odwrócił się, a ona odpowiedziała mu spojrzeniem najostrzejszym z surowych. Niestety, równocześnie zmagała się z płaszczem i czepkiem, więc wrażenie wywarła mizerne.
St. Leger zerknął na okrycie, wywrócone na lewą stronę, i uśmiechnął się z politowaniem. Sam był już w palcie i kapeluszu.
– Pani pozwoli – rzekł i wyjął płaszcz z jej rąk. Jednym potrząśnięciem przywrócił mu kształt i okrył ramiona Olivii. Choć dotknął jej przez gruby materiał, Olivię i tak przeszedł dreszcz.
Kiedy St. Leger sięgnął do wstążek, jakby chciał je jeszcze zawiązać, Olivia odtrąciła ze złością jego ręce.
– Dam sobie radę – prychnęła. – Dość już pan dzisiaj zrobił.
St. Leger uniósł brew i zapytał z zaciekawieniem:
– To prawda, co mówiła tamta damulka? Pani jest wrogiem mediów?
– Jestem demaskatorką szarlatanów – odparła szorstko Olivia. – Chętnie przyznam każdemu, że ma kontakt z zaświatami. Ale nie spotkałam dotąd w Londynie nikogo takiego, więc mniemam, że to sami oszuści.
– Czyli nie pomagała pani dzisiaj tej Terhune?
– Z całą pewnością!
– To po co się pani skradała po ciemku?
– Nie skradałam się, tylko bezgłośnie i ostrożnie szłam do skrzyni medium, żeby odkryć machlojki pani Terhune. Spodziewałam się ją zastać rozwiązaną i z dagerotypem w ręku. Wysuwa go przez szparę i udaje, że to duch. Przygotowałam już nawet fosforową zapałkę.
Westchnęła ciężko nad utraconą okazją, a lord St. Leger wyjątkowo okazał cień skruchy.
– Proszę mi wybaczyć, sądziłem, że złapałem wspólniczkę w oszustwie.
– Bywa – odparła i dała znak woźnicy. Z głębi ulicy ruszył w jej stronę powóz.
Olivia zeszła po schodkach, a St. Leger ruszył za nią.
– To pani zwyczajna rozrywka? – zapytał.
– Udział w seansie, by ujawnić oszustwo? – Westchnęła znowu. – Niestety, nie. Jeśli medium o mnie wie, to nie mam szans dołączyć do kręgu. Moja niewiara podobno zraża duchy. Wcale niełatwo o zatrudnienie – dodała otwarcie. – Okazuje się, że ludzie, jak to pan ujął, zwykle hołubią złudzenia.
– Jakie zatrudnienie ma pani na myśli? – zainteresował się.
– Prowadzę przedsiębiorstwo – wyjaśniła i wręczyła mu wizytówkę. Była z tych bilecików bardzo dumna i nie przepuszczała żadnej okazji, żeby się pochwalić. Niestety, znaczenie częściej spotykała się z dezaprobatą niż z podziwem.
St. Leger przypatrzył się kartonikowi i odczytał nadruk zgrabną czcionką: „Panna O. Q. Moreland, badaczka fenomenów nadnaturalnych”.
Spojrzał na nią zdumiony i zadał pierwsze nasuwające mu się pytanie:
– Q?
Olivia zacisnęła usta.
– Nazwisko rodowe – wyjaśniła i chciała odebrać mu wizytówkę, ale St. Leger ubiegł ją i schował kartę do kieszeni.
– A pani rodzina nie ma nic przeciw…
– Rodzina ma szerokie horyzonty – odparła szorstko. Powóz zatrzymał się właśnie przed domem pułkownika i Olivia podeszła do drzwiczek, gestem każąc stangretowi pozostać na koźle.
St. Leger chciał otworzyć dla niej powóz, ale Olivia pierwsza sięgnęła klamki. Odwróciła się do niego i rzekła z naciskiem:
– W mojej rodzinie przeważają poglądy nowoczesne i nikt się nie sprzeciwia poszukiwaniu przez kobiety własnej drogi życiowej.
– Nie mają nic przeciwko, że ugania się pani za duchami? – zapytał od niechcenia, podając jej rękę.
Olivia już zaczynała wygłaszać ciętą tyradę, ale zamilkła, kiedy na twarzy St. Legera pojawił się wyraz nagłego zrozumienia. Zerknął jeszcze na drzwiczki, na których widniał książęcy herb, i z nową uwagą popatrzył na kartę wizytową.
– Dobry Boże! – zawołał zaskoczony. – Chyba nie jest pani… Pani jest jedną z szalonych Morelandów?
Olivia zamaszyście otworzyła drzwiczki, odtrąciła pomocną dłoń i energiczne wdrapała się do środka. Usiadła bez ceregieli i pochyliła się do niego.
– Tak! Jestem jedną z szalonych Morelandów, nawet najbardziej szaloną ze wszystkich. Na twoim miejscu spaliłabym tę wizytówkę, bo jeszcze zarazi cię obłędem.
– Nie, zaczekaj! Wcale nie chciałem, bardzo…
Zatrzasnęła drzwiczki, przerywając jego pospieszne przeprosiny. Zastukała, dając sygnał do odjazdu, i powóz ruszył z kopyta, zostawiając osłupiałego St. Legera na chodniku.
– …mi przykro – dokończył cicho Stephen St. Leger. Popatrzył po swoich eleganckich i przed chwilą nieskazitelnych spodniach i lśniących butach, które teraz obryzgane były rynsztokowym błotem. Przypuszczał, że stangret ochlapał go z pełną premedytacją.
W głębi serca Stephen wcale mu się nie dziwił. Zachował się niezręcznie, wręcz ordynarnie. Kuzyn Capshaw miał rację; zbyt długo przebywał w Stanach Zjednoczonych, konkretnie wśród dziczy Gór Skalistych. Odwykł od wykwintnego towarzystwa, a nawet od towarzystwa jakich bądź ludzkich istot.
Nie chciał niczego ujmować rodzinie ledwie poznanej młodej damy. Nie posiadał się jedynie ze zdumienia, kiedy wyszło na jaw, że kobieta, którą miał za wspólniczkę oszustki, jest w rzeczywistości córką możnego księcia i na co dzień obraca się wśród arystokratycznych elit. A epitet dorzucił całkiem bezwiednie, bo rzadko się w kręgach mówiło inaczej o jej skądinąd wielce szacownym rodzie. 
Szaleni Morelandowie, powtórzył w duchu. Uznał, że musiało coś w tym być, skoro nikt się u nich nie sprzeciwiał nocnym polowaniom młodej kobiety na spirytualistycznych szarlatanów. Wyglądało to dość ryzykownie.
Za to fakt, że kobieta w ogóle imała się pracy, zdziwił go znacznie mniej. W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych dość się naoglądał żon i córek, a czasem nawet wdów, które pracowały w rodzinnych przedsiębiorstwach. Niepokoiło go jednak, że młoda, niezamężna dama ze znamienitej rodziny para się zarobkowaniem. Przypuszczałby raczej, że bliscy gotowi byliby poruszyć niebo i ziemię, byleby tylko ją od tego odwieść.
Ale złożył to na karb przydomku, jaki nieodłącznie towarzyszył jej nazwisku. Chociaż z perspektywy prawnej Morelandowie nie podpadali pod definicję szaleństwa, powszechnie uznawano ich za dziwaków. Stary książę i dziadek panny Moreland dał się poznać jako fanatyk kontrowersyjnych metod wspierania sił witalnych, wśród których nieodmiennie szokowały kąpiele błotne, wstrętnie cuchnące napoje o tajemniczym składzie, a także przesiadywanie godzinami w mokrych prześcieradłach. W ostatnim upatrywano przyczynę, dla której książę w dość młodym wieku pożegnał się ze światem, gdy zapadł na suchoty. Znaczną część życia poświęcił konsultacjom z osławionymi konowałami oraz pogoni za wszelkimi nowinkami medycyny. Tymczasem jego żona mówiła ponoć, że konwersuje ze swoimi przodkami na co dzień. Młodszy jego brat i stryj obecnego księcia z kolei zdecydowanie za długo bawił się ołowianymi żołnierzykami.
Ojca Olivii Moreland, księcia Broughtona, opanowała dziwaczna obsesja, która miała związek z jakąś starożytną dziedziną. Stephen nie był pewien, o co dokładnie chodziło, ale rzecz obracała się wokół starych posążków, skorup naczyń i podobnych rupieci. Co więcej, ożenił się z kobietą, która miała osobliwe poglądy na temat reform społecznych, roli kobiet, małżeństwa i wychowania, a na dokładkę nie wywodziła się z arystokracji, a zaledwie spośród nikomu nieznanych ziemian.
Większość dzieci księcia była młodsza od Stephena. Niewiele o nich wiedział, bo opuścił kraj, zanim zadebiutowały w towarzystwie, ale z relacji matki i przyjaciół wyniósł niejasne przeświadczenie, że wszyscy byli dość ekscentryczni. Wrażenie ze spotkania z panną O. Q. Moreland wpisywało się w to przekonanie. Zdecydowanie była postacią osobliwą. Nocami wyprawiała się na seanse spirytystyczne, podczas których skradała się po ciemnych pomieszczeniach, aby demaskować oszukańcze medium – i jeszcze robiła to zarobkowo!

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel