Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nie mogę cię zapomnieć / Jesteśmy tylko kochankami
Zajrzyj do książki

Nie mogę cię zapomnieć / Jesteśmy tylko kochankami

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-433-0
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424330
Tytuł oryginalnyThe Rancher's Plus-OneStranded with a Cowboy
TłumaczElżbieta ChlebowskaKrystyna Rabińska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-02-01
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Nie mogę cię zapomnieć" oraz "Jesteśmy tylko kochankami", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Levi potrzebuje specjalisty od PR-u, który mógłby przeprowadzić jego holding przez kryzys wizerunkowy. Znakomita w tym fachu jest Kendra, z którą trzy lata temu przeżył pełną szalonego seksu noc. Ona od tego czasu z jakiegoś powodu go unika, ale Levi wie, że nie odrzuci szansy na zrobienie dobrego interesu. Ma też nadzieję, że uda mu się wyjaśnić nieporozumienia i powtórzyć tamtą noc sprzed lat...

Z doświadczeń Nory wynikało, że miłość nie istnieje. Postanowiła więc, że będzie szukać tylko seksu. Najlepiej gorącego i bez zobowiązań. Na przykład z facetem, którego widziała tylko raz na wideoczacie. Poczuła, że między nimi iskrzy. A że jest samotnym ojcem? Tym lepiej. Tacy nie szukają związków. Spędzi z nim kilka szalonych dni i nocy, a potem bez żalu się rozstaną...

 

Fragment książki

 

Quinton Kingsley oparł kowbojki o mahoniowe biurko i popatrywał na brata spode łba.
‒ Jeśli ty nie zadzwonisz do tej kobiety, sam to zrobię – zagroził.
Na samą myśl o „tej kobiecie” Leviemu podskoczyło ciśnienie, jednak nie zamierzał kłócić się z Quintonem.
Z jego trzech braci ten był najbardziej ustępliwy. Na ranczu robił swoje, a na boku założył firmę informatyczną. Nigdy nie uchylał się przed wykonywaniem obowiązków, choć Levi dobrze wiedział, że przez całe swoje dorosłe życie o niczym innym nie marzył, jak tylko o możliwości wyjazdu z Kingslandu na dobre.
Zaskoczyło go, gdy tak zdecydowanie mu się postawił. Levi rozumiał, że kiedy Quinton raz sobie wbije coś do głowy, nie zmieni zdania.
‒ Nikt nie będzie do niej dzwonił. Jeszcze nie teraz – burknął i przeniósł wzrok na ekran komputera.
Kobietą, o którą się spierali, była specjalistka od piaru, Kendra Davies. Bez wątpienia bardzo by im się teraz przydała, bo interesy rodziny Kingsleyów zostały narażone na potężny uszczerbek z powodu licznych skandali, które wyszły na jaw po śmierci ojca.
Gdyby nie to, że parę lat temu poszedł z nią do łóżka, już by wykręcił numer Kendry.
Tymczasem przeglądał w mediach społecznościowych kolejne agresywne w tonie komentarze o ich biznesach, z których największym i najbardziej dochodowym było rodzinne ranczo. Było do momentu, gdy Duke Kingsley przed śmiercią skłócił rodzinę, zostawiając cały majątek synom swojej pierwszej żony, Leviemu i Quintonowi, a wydziedziczając ich dwóch przyrodnich braci.
Początkowo cała historia stanowiła tylko przedmiot złośliwych plotek wśród hodowców w Montanie, ale wkrótce na jaw zaczęły wychodzić bardziej groźne sekrety.
Nieżyjący patriarcha rodu miał wiele na sumieniu. Ostatni skandal wiązał się z tym, że zgodził się urządzić na swoim terenie składowisko toksycznych odpadów w zamian za łapówkę od lokalnego dostawcy prądu. Społeczność miejscowych farmerów przyjęła to z ogromnym oburzeniem, a to zaczęło poważnie zagrażać innym firmom Kingsleyów. Internetowi influencerzy z całego kraju nawoływali do bojkotu produktów alkoholowych marki Gargoyle King, oczka w głowie Leviego, oraz programów komputerowych do ochrony danych, które pisała firma Quintona.
W dzisiejszym poście znanego obrońcy środowiska pojawiły się zdjęcia terenów zniszczonych przez składowisko popiołów węglowych, a pod nimi wezwanie do bojkotowania rancza Kingsland.
Ponieważ były to media społecznościowe, komentatorzy nie szczędzili obelg. Hasztag #KancelKingsley był przez cały dzień jednym z częściej używanych.
Levi był wściekły na ojca za jego działania narażające ekosystem na szkody, a jednak to on i bracia byli obwiniani za decyzje nieżyjącego seniora rodu. Przyprawiono mu gębę, której nie mógł się łatwo pozbyć, bo to jego nazwisko widniało na akcie własności rancza Kingsland.
Najważniejsza będzie rewitalizacja gruntu i odzyskanie dobrego imienia.
– To do ciebie niepodobne kierować się emocjami, nie rozumem – mruknął Quinton. – Zwłaszcza że chodzi o całą naszą rodzinę.
– Nie ma rzeczy, której bym nie zrobił dla naszej ziemi i odzyskania dobrego imienia Kingsleyów – wycedził Levi, z trudem zachowując spokój.
Odkąd pamiętał, tym się kierował w swych działaniach. Ojcu bardziej zależało na władzy, lubił manipulować ludźmi. I kochał pieniądze, skoro gotów był zrobić składowisko odpadów z elektrowni na własnym gruncie. Teraz Levi, jako najstarszy z braci, musiał ponieść tego konsekwencje.
Czy ojciec naprawdę był tak podejrzaną personą, jak przedstawiały go plotki? Levi dotąd nie znalazł twardych dowodów potwierdzających je ani im zaprzeczających. Duke Kingsley stał się w tym tygodniu wrogiem publicznym numer jeden.
Nie miało znaczenia, czy oskarżenia są prawdziwe, skoro opinia publiczna w nie uwierzyła. Negatywny rozgłos może zrujnować wszystkie rodzinne przedsiębiorstwa, a na to Levi nie mógł pozwolić.
– Nie pozostaje ci nic innego, jak zadzwonić do Kendry Davies i przyznać, że potrzebujemy jej pomocy. Nie stać nas na samotną walkę – dopowiedział Quinton.
Wstał i zdjął czarnego stetsona z oparcia ohydnego skórzanego krzesła zwieńczonego rogami łosia.
Krzesło wykonano na zamówienie ojca i wyglądało jak koszmarne skrzyżowanie gotyku i westernu, a miało stanowić dowód na to, że w biurze rancza Kingsland nie brakuje miejsca na powieszenie kapelusza.
– Nic nie jest przesądzone – odparł Levi.
Tata lubił pieniądze, ale to jeszcze nie znaczy, że był skorumpowany. Jego oskarżyciele nie mają dowodu, że złamał prawo.
Wyszedł w ślad za bratem. Ogromny dom sprawiał wrażenie opuszczonego, panowała w nim głęboka cisza. Levi nadal tu mieszkał i pracował w dawnym gabinecie ojca.
Quinton miał własny dom w Sunnyvale w Kalifornii, blisko siedziby firmy informatycznej, ale od trzech miesięcy, od czasu śmierci ojca, on także zatrzymał się na rodzinnym ranczu.
Gwizdnął na psa i Gunner, duży border collie, natychmiast do niego podbiegł.
– Chcesz się założyć, że dowód się znajdzie, i to raczej prędzej niż później?
– Naprawdę wierzysz w winę ojca? – Levi stanął jak wryty. Pogłaskał jedwabisty łeb Gunnera.
Nie potrafił wyobrazić sobie ojca przyjmującego łapówki za przyjęcie na swoją ziemię ładunku toksycznych śmieci. Składowisko znajdowało się co prawda daleko od ich łąk i pastwisk, ale ojciec nie naraziłby rancza na zanieczyszczenie. Byłaby to zbrodnia przeciw matce naturze. Pracował z ojcem wystarczająco długo, aby znać jego obyczaje. Miał też wgląd w ich księgi rachunkowe.
Nie przegapiłby nieuzasadnionych zysków.
– Nasz ojciec miał inną twarz dla świata, a inną w życiu prywatnym – zauważył Quinton i się zawahał.
– No, mów. Jeśli wiesz o czymś, o czym ja nie wiem, powinieneś mnie uprzedzić.
Brat skrzywił się i kopnął kupkę kamyków, które osypały się z rabatki na alejkę.
– Nic nie wiem o jego relacjach biznesowych. Czasem korzystałem z komputera Duke’a i mam pewność, że był kłamcą i zdradzał wszystkie swoje kobiety – przyznał niechętnie.
Quinton był geniuszem informatycznym. Jak długo śledził poczynania taty w internecie? Tajemnicą poliszynela było, że podczas pierwszego małżeństwa Duke zdradzał swoją żonę, którą rzekomo uwielbiał.
Istnienie ich przyrodniego brata Claytona stanowiło najlepszy dowód niewierności Duke’a.
Macocha pojawiła się w ich życiu, gdy byli jeszcze mali. Isla Mitchell była wcześniej ich nianią, a po śmierci mamy w tragicznym wypadku na ranczu zastąpiła ją w łóżku i życiu Duke’a Kingsleya. Nie na długo zresztą.
Levi miał wtedy dziewięć lat, Quinton osiem. Czy już wtedy śledził ojca?
– A skoro zdradza i oszukuje swoje partnerki, również w biznesie będzie nieuczciwy – skończył Levi za brata.
Zaczęło do niego docierać, że lekkomyślność taty stanowiła realne zagrożenie dla całej rodziny.
– Myśl, co chcesz. – Quinton wzruszył ramionami i spojrzał na pasmo gór wznoszące się na wschodzie, za pastwiskami. – Nie był wiernym mężem, a po jego śmierci dowiedzieliśmy się, jakim był beznadziejnym ojcem. Wydziedziczył dwóch swoich synów. To mi wystarcza do wyrobienia sobie opinii na jego temat.
– Okej, rozumiem. – Sfrustrowany Levi walnął pięścią w podłogę stojącej obok terenówki. – Uważasz, że tata zachował się jak drań wobec Claytona i Gavina. Nie chcesz mieć z tym nic wspólnego. Ale ranczo Kingsland jest teraz nasze i możemy je zmienić w coś, z czego wszyscy będziemy dumni. Musimy to zrobić razem, jako rodzina.
– Stworzyłem dla siebie własne miejsce – odparł nieprzekonany Quinton i usiadł za kierownicą swojego pikapa. – Coś, co nie jest skażone machinacjami ojca.
Nie wspomniał o innej sprawie, która sprawiła, że stracił serce do Silent Spring. Ranczo na zawsze będzie mu się kojarzyło ze śmiercią mamy. Był świadkiem tego wypadku. Niedoszłą ofiarą. Poradził sobie z traumą, ale to już nie było jego miejsce na ziemi.
Wyraz rezygnacji w jego oczach wystraszył Leviego. Zaczął się obawiać, że brat wyjedzie jeszcze przed zakończeniem postępowania spadkowego.
– Proszę tylko, żebyś się wstrzymał z podjęciem decyzji dotyczących twojej połowy rancza do czasu, kiedy znajdziemy Claytona. Nasza czwórka powinna wspólnie podjąć decyzje dotyczące przyszłości Kingslandu.
Clay Reynolds, ich przyrodni brat, zniknął im z oczu trzy lata temu po kłótni z ojcem. Levi wynajął prywatnego detektywa, aby go odnaleźć, Quinton obdzwonił wszystkich możliwych znajomych.
Brat przepadł jak kamień w wodę.
– Niczego ci nie obiecuję. Obaj wiemy, że Clay może się nie znaleźć. – Włożył komórkę do uchwytu na desce rozdzielczej i w tym momencie telefony obu braci zabrzęczały. Ostrzeżenie pogodowe? Błękitne niebo nad głowami nie zapowiadało burzy.
– Pojawił się nowy świadek, który potwierdza zarzuty przeciw Duke’owi Kingsleyowi – przeczytał Quinton i zapalił silnik.
Levi zaklął. Zobaczył ten sam nagłówek w swoich alertach. Odkąd zaczął się atak na rodzinę, obaj z bratem ustawili powiadomienia o kolejnych informacjach na temat Kingsleyów.
– Może to ktoś, kto ma osobistą urazę do ojca – mruknął bez przekonania i zaczął czytać wiadomości.
– Wiarygodny czy nie, nasze problemy właśnie się nasiliły – powiedział Quinton, przekrzykując szum silnika.
– Piszą, że ich źródło związane jest z elektrownią.
Brat nie wydawał się zdziwiony, ale Levi poczuł ciężar na ramionach. Może tata naprawdę był na bakier z prawem?
Sprawa jest jasna. Nie powinien zwlekać. Do sprzątania tego bałaganu potrzebuje najlepszych piarowców, nawet jeśli oznacza to konieczność schowania dumy do kieszeni.
– Dzisiaj skontaktuję się z Kendrą – obiecał.
Ich znajomość nie skończyła się dobrze, ale Kendra nie odrzuci szansy na zrobienie dobrego interesu. Jest profesjonalistką, ambitną i zawziętą. I cholernie seksowną dziewczyną. Jaka szkoda, że z jakiegoś powodu go nie znosi.

Stojąc przed domem, w którym spędziła dzieciństwo, Kendra Davies żonglowała torbami, szukając klucza do drzwi wejściowych. Zatrzymywała się u ojca, ilekroć wracała do Silent Spring w Montanie.
Zdarzało się to częściej, niżby sobie życzyła, ale przyjeżdżała regularnie z powodu zdrowia psychicznego ojca i jego uzależnienia od hazardu. Jej dwuipółletni pobyt w Denver był satysfakcjonujący pod względem finansowym i zawodowym, jednak bardzo źle odbił się na tacie. Kiedy wróciła do domu na święta, odkryła, że zniknęły z niego wszystkie wartościowe meble i obrazy.
Ojciec sprzedał je, aby spłacić karciane długi.
Postawiła torby na najwyższym stopniu schodków do prostego domu z bali i znalazła właściwy klucz.
– Tato, jesteś w domu? – zawołała od wejścia.
Nie chciała go zaskoczyć. Kiedyś przyłapała go in flagranti przed kominkiem. Dla nich obojga było to krępujące wspomnienie. A przecież nie miała do niego pretensji, że szuka damskiego towarzystwa. Ucieszyłaby się, gdyby związał się z kimś na stałe. Odkąd matka go porzuciła dziesięć lat wcześniej, cierpiał na depresję.
Brak odpowiedzi oznaczał, że ojca nie ma w domu.
Kendra położyła zakupy na kuchennym blacie. Dom miał sypialnie po obu stronach otwartej wspólnej przestrzeni. Był czas, kiedy było tu przytulnie, wiele przestrzeni zajmowały robione na zamówienie kanapy, ciężkie stoliki, puszyste tureckie dywany na podłogach.
Teraz jedynym meblem była używana skórzana sofa, którą Kendra zamówiła przez internet, aby w salonie było na czym usiąść.
Matka Kendry uwielbiała kuchenne gadżety, ale ich ojciec się także pozbył. Jedynym, co zostawił, był ekspres do kawy. Miała ochotę zaparzyć sobie filiżankę. Od rana nic nie jadła. Obudził ją telefon od stałej klientki – znanej influencerki z dziedziny mody i kosmetologii – która wpadała w popłoch, gdy tylko kurczyła się liczba obserwujących ją internautów.
Tym razem musiała się trochę napracować, aby znaleźć krótką wzmiankę na stronie niewielkiego producenta żywności organicznej. Oskarżył on znanych blogerów o lekceważenie problemu marnowania żywności. Dajmy im nauczkę, przestańmy ich obserwować, nawoływał. Ten właśnie tekst spowodował niewielkie wahnięcie w popularności influencerki.
Cóż, problemy pierwszego świata.
Nalewała właśnie wody do dzbanka i zastanawiała się, jak długo miałaby zostać w Silent Spring, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
Czyżby ojciec zapomniał klucza?
Przez grube szybki w drzwiach dostrzegła wysoką sylwetkę. Komornik? Windykator? Niewiele tu zostało do zarekwirowania. Otworzyła drzwi.
Przed nią stał Levi Kingsley w całej swej okazałości – blisko metr dziewięćdziesiąt wzrostu, szerokie bary, brązowe włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Kobiety traciły dla niego głowę. W dżinsach, kowbojskim kapeluszu i skórzanych butach wyglądał znakomicie.
A jednak Kendra miała pewność, że komornik byłby lepszym towarzystwem.
Skrzywiła się niechętnie. Niech go diabli.
– Czemu zawdzięczam tę nieoczekiwaną przyjemność? – spytała i stanęła w drzwiach, aby mu nie przyszło do głowy, że zaprasza go do środka.
Nie da draniowi ani centymetra. I tak zabrał jej zbyt wiele.
– Mamy kryzys wizerunkowy – powiedział niechętnie. Brzmiało to tak, jakby przyszedł tu wbrew sobie.
Dobrze mu tak. Powinien się czuć nieswojo w jej towarzystwie. Wykupił firmę jej ojca, zanim zaczęła przynosić zyski. Praca nad biznesplanem dla marki Gargoyle King była ostatnim okresem, gdy tata okazywał resztkę dawnej radości życia. Od tego czasu nałogi i depresja jeszcze się pogłębiły.
– To mnie nie dotyczy – odparła stanowczo. Skoro czegoś od niej chce, musi to wyraźnie powiedzieć.
– Chciałbym cię zatrudnić.
– Nie mówisz poważnie. – Potrząsnęła głową, jakby to pomogło oczyścić ją z niepotrzebnych wspomnień i skojarzeń. Nie wspominając już o urazach. – Zapomniałeś, że przespaliśmy się z sobą?
Szkoda, że nie ugryzła się w język. Jego wina. Jak może myśleć, że będzie dla niego pracowała?
Nieznacznie uniósł brwi i się zastanowił.
W pełnej napięcia ciszy zderzyli się wzrokiem. Miała wrażenie, że myślą o tym samym, i zrobiło jej się gorąco. A może wspomnienie tamtej nocy to sprawiło.
– Zapewniam cię, że pamiętam. W najdrobniejszych szczegółach – wycedził.
Jeśli wcześniej lekko się zaczerwieniła, to teraz spłonęła rumieńcem. Nie wstydziła się seksu. Wręcz przeciwnie, nigdy i z nikim nie miała tylu orgazmów podczas jednej nocy. Jednak już parę dni później Levi dźgnął ją nożem w plecy. Złożył Sethowi Daviesowi ofertę nie do odrzucenia w sprawie biznesu, nad którym Kendra pracowała z ojcem. Wręczył mu hojny czek.
Ojciec oczywiście go przyjął.
– W takim razie rozumiesz, dlaczego współpracę z tobą uważam za niemożliwą. – Była gotowa zatrzasnąć mu drzwi przed nosem.
– Kendro, proszę. – Zdjął stetsona z głowy i uderzył rondem w udo. – Wiem, że mnie nie lubisz. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby ranczo Kingsland nie znalazło się na skraju katastrofy.
Szczerość w jego tonie sprawiła, że się zatrzymała. Tylko „nie lubisz”? Levi nie ma pojęcia, jak silne emocje w niej budził. Stłumiła urazę. Nie okaże złości z powodu jego zdrady.
– Potrzebujesz piarowca do zarządzania kryzysem wizerunkowym? – Zastanowiła się, niecierpliwie stukając paznokciami w drewnianą futrynę.
Kingsleyowie zarządzali wieloma zyskownymi firmami. Od marki alkoholi Gargoyle King, którą Levi uczynił powszechnie znaną, po firmę informatyczną, ranczo i wiele drobniejszych okolicznych biznesów, na przykład lokalny bar. Wymarzone zlecenie dla ambitnej ekspertki, która potrzebowała w portfolio dużego klienta.
Jeśli uda jej się przeprowadzić cały holding przez kryzys wizerunkowy, będzie mogła zażądać partnerstwa w agencji, która ją zatrudniała. Więcej, będzie mogła założyć własną agencję public relations.
A to oznacza, że nie może sobie pozwolić na zatrzaśnięcie drzwi przed Levim. I nieistotne, że wołałaby mieć do czynienia z komornikiem.
– Wejdź – burknęła niechętnie.
Witajcie, stresy i kłopoty.

 

Fragment książki

 

Beau Ward siedział w kabinie swojego niebieskiego pikapa Dodge Ram i zaciskał dłonie na kierownicy, usiłując zapanować nad furią, jaka go ogarnęła na widok reportera stojącego na grobie jego żony Annie zmarłej sześć lat temu. Nigdy nie uciekał się do rękoczynów, ale w tej chwili miał ochotę rzucić się na mężczyznę z pięściami.
Od dwóch dni chował się przed reporterami, którzy niczym sępy zlecieli się do Devil’s Bluffs po tym, jak na stronach nowojorskiego plotkarskiego blogu nazwano jego i jego starszego brata, Coltera, najseksowniejszymi kawalerami w Teksasie, a nagranie wideo z akcji ratowania przez nich cielaka z rzeki pełnej skalistych progów trafiło do internetu i stało się viralem.
Blog na pierwszy ogień wziął Coltera i przysłał do miasteczka reporterkę, Adeline. Adeline bardzo zależało na wywiadzie z Colterem, bo liczyła, że zapewni jej awans. Wszystko potoczyło się jednak inaczej. Zakochała się w Colterze. Z wzajemnością.
Wtedy Beau, chcąc odwrócić uwagę mediów od pary zakochanych, ujawnił trochę szczegółów o sobie i w rezultacie przejął tytuł najseksowniejszego kawalera. Gdy reporterzy odkryli, że jest wdowcem, zaczęli interesować się śmiercią jego żony i jego życiem ojca samotnie wychowującego synka. Beau wcale sobie nie życzył ingerencji w prywatność.
- Robił zdjęcia. – Przez otwarte okno usłyszał chropawy głos. Spojrzał w lewo i zobaczył dozorcę cmentarza, Freda, którego znał, odkąd sięgał pamięcią.
- Dzięki, że mnie zawiadomiłeś.
Fred zadzwonił do niego dwadzieścia minut przedtem.
- Bo to nie w porządku – mruknął i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Masz rację. – Beau wysiadł z kabiny i podał Fredowi rękę. – Rozprawię się z nim – powiedział.
Uścisk dłoni Freda był mocny i zdecydowany.
- Twój ojciec nie tolerowałby czegoś takiego.
- Zdecydowanie nie – przyznał Beau.
Jego ojciec, Grant Ward, został pochowany niedaleko grobu Annie. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie. Od jego śmierci minął dopiero miesiąc.
Beau pożegnał Freda skinieniem głowy i zbliżył się do reportera.
- Czym mogę służyć? – zapytał.
Dłonie go świerzbiły, więc skrzyżował ramiona na piersi, by nie chwycić intruza za klapy. Reporter, mężczyzna dwudziestokilkuletni, obejrzał się zaskoczony. Rozpoznał Beau i skonsternowany wybąkał:
- Ee…
- Zgadza się. To ja, Beau Ward – powiedział ostrym tonem. – Nie, nie udzielę wywiadu, ale jeśli nie zejdziesz z grobu mojej żony, sam cię usunę.
Mężczyzna cofnął się kilka kroków.
- Wykasuj zdjęcia – zażądał Beau.
Drżącymi rękami mężczyzna wykonał polecenie.
- Już ich nie ma.
Beau zrobił krok w jego kierunku. Wściekłość w nim buzowała. Reporter cofnął się na bezpieczną odległość.
- Nie waż się pisać o mojej zmarłej żonie. Jasne?
- Jasne.
- I nie waż się tu wracać.
Patrzył, jak mężczyzna biegnie do samochodu, wsiada i odjeżdża. Potem spojrzał na grób.
- Nie pozwolę, żeby zamienili naszą historię w sensacyjny spektakl, Annie – zadeklarował.

Pojechał prosto do domu brata. Wszedł bez pukania, zatrzasnął za sobą drzwi i ryknął:
- Macie u mnie dług. – Adeline aż podskoczyła przestraszona. Beau oparł się o framugę i powtórzył: - Macie u mnie dług.
Dwa lata starszy Colter wyglądał jak skóra zdjęta z ojca, którego stratę odczuli boleśnie. Beau wiedział, że ojciec dałby sobie radę z reporterami.
- Mówiłem ci, że nie powinieneś się ujawniać.
- Nie miałem pojęcia, że będzie aż tak źle. – Beau spojrzał na brata i jego narzeczoną. Kochał ich. Gdyby było trzeba, drugi raz postąpiłby tak samo. – Oboje macie u mnie dług. Rozpętało się jakieś szaleństwo.
Z komórki, którą Adeline trzymała w dłoni, rozległo się sarkastyczne prychnięcie.
- Dobrze, że przyjechałeś – powiedziała Adeline. – Skoro ty jesteś drużbą Coltera, a Nora moją druhną, powinniście się poznać. – Obróciła aparat ekranem w stronę Beau. – To Nora Keller, a to Beau Ward.
Beau zmrużył oczy, podszedł bliżej i wyjął Adeline telefon z ręki. Dech mu zaparło, gdy spojrzał na Norę.
Jakiś czas po śmierci Annie zaczął się umawiać z kobietami, ale z żadną nie zawarł bliższej znajomości. Żadna nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia.
I dopiero ta sprawiła, że zamarł. Jej orzechowe oczy złapały jego spojrzenie i przytrzymały.
- Co znaczy ten śmiech? – zapytał piękną nieznajomą.
- Śmiech czy raczej prychnięcie?
- Cokolwiek to było.
Nora nie wahała się ani chwili.
- Że to, co powiedziałeś, uważam za śmieszne. Kobiety uganiają się za tobą, a ty się nie cieszysz? Co jest z tobą nie w porządku?
Odwaga Nory mu zaimponowała. Ostatnia kobieta, którą zaprosił na randkę, zamówiła to samo co on, powiedziała, że lubi te same rzeczy co on, i śmiała się ze wszystkiego, co mówił, wprawiając go w stan irytacji.
Spodobało mu się wyzwanie w oczach Nory.
- Co byś zrobiła na moim miejscu? – zapytał.
- Wykorzystałabym sytuację – odparła. – Darmowe kolacyjki i kawki. Szalone nocne imprezy na mieście. Och, jakie tortury musisz cierpieć.
- To wpuść swoje zdjęcie do sieci i poczekaj, aż stanie się viralem.
- Nie mogę – mruknęła cierpkim tonem. – Brak mi twojego seksapilu.
W odpowiedzi powoli uniósł brwi i zobaczył, że Nora się czerwieni. Tylko jedna kobieta się czerwieniła pod wpływem jego spojrzenia. Kochał ją i stracił. Ale poznał ten rzadki rodzaj chemii opartej tylko na jednej emocji, na czysto fizycznej fascynacji. Nie na logice, a na głodzie, który musi zostać zaspokojony.
- Rzecz w tym, że nie tylko kobiety się za mną uganiają, reporterzy też. – Oddał telefon Adeline i zwrócił się do Coltera: - Chciałbym wyjechać na kilka dni.
- Jest aż tak źle?
Beau kiwnął głową.
- Austin może pomieszkać tutaj ze dwa tygodnie? – zapytał. – Musielibyście zawozić go do szkoły i odbierać, to samo z treningami z baseballu. Nie mogę pozwolić, żeby konfrontował się z tym całym nonsensem. Nie rozumiem, dlaczego jacyś ludzie ciągle za nami chodzą.
Colter oparł się o wyspę kuchenną obok Adeline.
- Jasne, że może tu mieszkać. Dokąd się wybierasz?
Beau wskazał komórkę Adeline.
- Później ci powiem.
- Będę głosem rozsądku – odezwała się Nora. – Reporterzy nigdy nie rezygnują, chyba że mają powód.
- Nie będą mieli wyboru. Wieczorem wyjeżdżam.
- Nie radzę.
- Dlaczego?
- Bo i tak cię wytropią.
Beau wyciągnął rękę po telefon. Kiedy Adeline mu go podała, powiedział:
- Nigdy mnie nie znajdą.
Nora posłała mu uśmiech, który rozpalił mu wnętrzności.
- Znajdą. Wierz mi. Powinieneś przemyśleć strategię.
Prychnął z sarkazmem.
- Zawsze jesteś taki gderliwy?
Beau wpatrywał się w ekran. Najlepsza przyjaciółka Adeline pobudziła jego ciekawość.
Kim jest ta seksowna kobieta, zastanawiał się, ale nie mając już nic do dodania, zwrócił aparat właścicielce i skierował się do wyjścia.
Gdy pociągnął za klamkę, zrobił coś, czym sam siebie zaskoczył – uśmiechnął się szeroko.

- Stęskniłem się za tobą, tato.
Serce omal mu nie pękło. Rozmawiali na Face Timie.
- Ja też się za tobą stęskniłem. – Wyjechał cztery dni temu i każdy następny dzień wydawał mu się dłuższy od poprzedniego.
Patrzył na syna i jak zawsze doszukiwał się podobieństwa do zmarłej żony, ale widział tylko wykapanego Warda. Od pierwszego dnia życia Austin nie zdradzał najmniejszego podobieństwa do matki.
Beau tęsknił za Annie. Tęsknił za jej uczuciem do niego, za jej bliskością, za jej ciałem.
- Kiedy wrócisz do domu?
- Przykro mi, kolego, ale jeszcze trochę tu pobędę – odparł łagodnym tonem.
- Dlaczego? – Austin był bliski płaczu.
- Zbliża się burza. Nie mógłbym wrócić, nawet gdybym chciał. – Nie wyjaśnił synowi sytuacji z reporterami. – Co nowego w szkole? – zapytał, zmieniając temat.
- Nuda. – Chłopiec poruszył tabletem, obraz zadrżał. – Wujek Colter mówi, że burza będzie groźna.
- Ma rację. – Beau znowu spojrzał w ciemność za oknem. Miał nadzieję, że prognozy się nie sprawdzą. – U cioci i wujka jesteś bezpieczny. Ja tutaj też. Będziesz miał kilka dni wolnych od szkoły. Nie cieszysz się?
- Trochę – mruknął Austin i spojrzał w górę. – Muszę kończyć. Wujek mówi, że czas iść się wykąpać.
- Słodkich snów, synku. Kocham cię.
- Ja też cię kocham, tato. – Obraz poruszył się i na ekranie pokazała się twarz Coltera.
- U ciebie wszystko w porządku? – zapytał.
Beau westchnął. Usiadł na krześle obok kominka.
- Miałeś rację – powiedział. – To piekło.
Colter zachichotał, ale jego oczy pozostały poważne.
- Mówiłem ci. Popularność w sieci to wątpliwa przyjemność.
- Chciałem poznać jakąś kobietę – przyznał Beau.
Pragnął spotkać towarzyszkę życia, która pomogłaby mu wychowywać syna, przy której zapomniałby, jak bardzo jest samotny. Taką, jaką Colter znalazł w Adeline.
- Nigdy nie grzebali w twoim życiu tak jak w moim.
- Bo chcą zbić kapitał na twojej żałobie – burknął Colter. – Obrzydliwość.
- Ciągle szwendają się po okolicy? – zapytał.
Adeline pojawiła się za plecami Coltera.
- Widziałam ich w mieście. Ta sama trójka co zawsze. Zaczepiają ludzi, zagadują, no wiesz, robią swoje.
Wiedziała, na czym polega ich praca. Zanim przeprowadziła się do Devil’s Bluffs i została redaktorką w gazecie lokalnej, była reporterką w Nowym Jorku.
- O ile mi wiadomo, nikt cię nie sprzedał – dodała.
Beau zmełł w zębach przekleństwo. Miał nadzieję, że wraz z jego wyjazdem do reporterów dotrze, że nic nie wskórają, a z relacji rodziny wynikało, że nadal polują na informacje.
- Jak mama? – zapytał.
- Dobrze – rozległ się głos matki.
Colter obrócił ekran, żeby brat mógł zobaczyć ich matkę siedzącą na kanapie w pokoju dziennym i dziergającą kołderkę dla schroniska dla zwierząt.
- Cześć, mamo. Dobrze cię widzieć.
- Cześć, synku. Nie martw się o nas. Dajemy radę. Zostań tam, poczekaj, aż kurz opadnie, i potem wracaj.
- Taki mam plan.
Matka przytaknęła ruchem głowy, a tymczasem na ekranie znowu pojawiła się Adeline.
- Posłuchaj, mamy tu nową sytuację, o której powinieneś wiedzieć.
- Tak? – zapytał, marszcząc brwi.
- Nora do ciebie jedzie.
Nora. Kobieta, o której nie przestawał myśleć.
- Ty jej powiedziałaś, gdzie jestem? – zapytał, usiłując nie okazać irytacji.
- Oczywiście, że nie ja. Nora jest przebiegła. Nie znam lepszej reserczerki. Jeśli trzeba znaleźć coś albo kogoś, ona tego dokona.
- Nikt poza rodziną nie wie o mojej chacie. Więc jak ją znajdzie?
- Ma swoje sposoby. – Adeline wzruszyła ramionami.
Gdyby nie był taki zły, byłby pod wrażeniem.
- Dlaczego chce mnie odwiedzić?
- Bardzo serio traktuje rolę pierwszej druhny – odparła Adeline. – Twierdzi, że są sprawy, które musicie omówić, ale nie zdradziła jakie. Chce zrobić nam niespodziankę.
- Jedzie dyskutować o weselu, kiedy zaraz rozpęta się burza tropikalna?
- Nie zapominaj, że ona mieszka w Nowym Jorku. Kiedy wyjeżdżała, jeszcze nie było tak źle.
- Nie słucha prognoz pogody?
- Albo mnie – wtrącił Colter i westchnął ciężko.
- Och, bądź cicho! – Adeline trzepnęła go w ucho. – Zgoda, powinnyśmy słuchać ciebie, ale powiedz, kiedy prognozy się sprawdzają?
- Kiedy ma być burza tropikalna – odparli bracia unisono.
Adeline prychnęła z irytacją.
- Co chcesz, żebym zrobił? – zapytał Beau.
- Powiedziała, że zjechała na pobocze i ma zamiar przeczekać burzę. Mógłbyś ją znaleźć?
Błagalny wzrok Adeline przypominający spojrzenie bezradnego szczeniaka sprawił, że Beau odszedł od okna.
- Dobrze. Znajdę ją – obiecał.
- Dzięki.
- To ja dziękuję za opiekę nad Austinem. Dam znać, jak ją znajdę.
Rozłączyli się i Beau wsunął telefon do kieszeni. Na myśl o spotkaniu z Norą czuł przypływ adrenaliny. To wszystko nie ma sensu, myślał. Przecież jej nie zna. Widział ją raz na Face Timie!
Niemniej tamto jedno spotkanie pobudziło jego wyobraźnię i nie dawało spokoju.
Zanim dobiegł do pikapa, był przemoczony do nitki.
Do chaty prowadziła jedna wąska leśna droga, która odchodziła od dwupasmówki okalającej tereny Wardów.
Wycieraczki ledwie nadążały, deszcz bębnił o dach kabiny. W pewnej chwili w miejscu, gdzie droga skręcała w prawo, dostrzegł samochód.
Gdy się zbliżył, obok hondy civic zobaczył Norę zmieniającą koło. Adeline nie wspomniała o tym, że Nora złapała gumę. Domyślił się, że Nora nie chciała niepokoić przyjaciółki i o tym jej nie powiedziała.
Zatrzymał pikapa i wysiadł.
- Noro! – zawołał.
- Tak? – Podniosła głowę, kaptur opadł i zasłonił jej twarz. Jej głos brzmiał rześko, z lekką nutą ironii.
- To ja, Beau. – Osłonił oczy dłonią. – Wsiadaj, zabieram cię do siebie. Zmienimy koło, kiedy burza minie.
Odchyliła głowę do tyłu, ale wciąż nie widział jej pięknych oczu i warg, które utkwiły mu w pamięci.
- Skąd mam wiedzieć, że ty to Beau, a nie seryjny morderca?
- Chyba nie mówisz poważnie!
- Żartuję! – Ze śmiechem podniosła koło zapasowe i wrzuciła do bagażnika. Schowała narzędzia, wyciągnęła torbę podróżną i zatrząsnęła klapę.
Beau przyglądał się jej oniemiały i zastanawiał się, kim jest ta obca kobieta, która zmienia koło, gdy wokół szaleje burza tropikalna, śmieje się, chociaż jest przemoczona i śmiało biegnie do jego pikapa.
Niebo przecięła błyskawica. Grzmot przypomniał mu o zagrożeniu. Pobiegł za Norą, która zdążyła pilotem zablokować zamki.
Pokręcił głową i parsknął śmiechem. Nie boi się burzy tropikalnej, ale złodziei samochodów tak.
Wnętrze kabiny wypełniło się zapachem lawendy. Nora ściągnęła kaptur i śmiech zamarł mu na ustach.
Jasne włosy, teraz mokre i ociekające wodą, okalały twarz o delikatnych rysach. Orzechowe oczy, które zwróciły jego uwagę podczas rozmowy na Face Timie, były tak promienne, że ciepło zrobiło mu się od samego patrzenia. Miała nieco ponad metr pięćdziesiąt wzrostu, a przemoczone ubranie przylegało jej do ciała. Poczuł, jak oblewa go fala gorąca.
- A więc – zaczął, aby skierować myśli na inne tory – przyjechałaś taki szmat drogi, żeby omówić ze mną plany na wesele, tak?
- Uhm – mruknęła.
- Mogliśmy porozmawiać przez telefon.
- Trudno jest coś planować przez telefon. – Wytarła twarz dłonią i uśmiechnęła się. – Ten ślub jest bardzo ważny. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
Beau pokręcił głową.
- Ani mój brat, ani Adeline nie oczekują idealnego ślubu i wesela. Dlaczego tobie tak na tym zależy?
Zdjęła sweter i została w mokrym podkoszulku.
- Bo myślę o przeprowadzce do Paryża. Ale błagam, nie mów o tym Adeline. Sama jej powiem, jak wróci z podróży poślubnej. Teraz chcę, żeby cała uwaga skupiała się na niej, nie na mnie.
- Zaraz, zaraz… Wytropiłaś mnie, choć wyraźnie powiedziałem, że nie chcę zostać odnaleziony, a teraz chcesz, żebym ja nie zdradził twojej tajemnicy?
- Tak.
- Dlaczego miałbym to zrobić? – Był zdumiony jej tupetem.
- Bo mam jeszcze drugi powód, dla którego chciałam się spotkać z tobą twarzą w twarz.
- Mianowicie?
Posłała mu szelmowski uśmiech.
- Zamierzam zwrócić ci twoje życie.
- W jaki sposób? – spytał z powątpiewaniem.
Sięgnęła do torby i wyciągnęła kartonową teczkę.
- Aktualnie troje reporterów poluje na twoją historię. A tak się składa, że jedna z najlepszych reserczerek chce ci pomóc.
- Co proponujesz?
- Współpracę. Ty pomożesz mi zorganizować ślub, a ja ci pomogę przegonić tych reporterów z miasta. Wystarczy tylko poznać czyjeś najczarniejsze sekrety i zadziała.
Przyglądał się jej uważnie, jak gdyby chciał odkryć jakiś znak świadczący o tym, że go naciąga, ale nie znalazł. Przeciwnie, zobaczył tylko chęć pomocy.
- Powiedz mi, jak znalazłaś moją chatę?
- To wcale nie było trudne. Podałeś tę lokalizację, kiedy zamawiałeś drewno. Dostarczono ci je tutaj – odparła i schowała teczkę do torby. – Następnym razem podaj adres kogoś znajomego.
Wpatrywał się w nią z podziwem.
- Wiesz co, Noro? – powiedział. – Zaczynam cię lubić.
- Czy to znaczy, że wybaczasz mi, że cię znalazłam?
- Jeśli pozbędziesz się tych reporterów, to ci wybaczam. – Zapalił silnik. – Co dla ciebie będzie korzystne, ponieważ utknęłaś tu na kilka dni i jesteś skazana na moje towarzystwo.
- Jak to, utknęłam?
- Prognozy przewidują, że burza potrwa kilka dni, a w mojej chacie jest tylko jedno łóżko.
- A kanapa? – spytała zmienionym głosem.
- To jest leśna chata. Nie mam kanapy.
- Czyli my…
- Spędzimy burzę razem – dokończył za nią.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel