Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nie wódź mnie na pokuszenie / Choćby jedna noc
Zajrzyj do książki

Nie wódź mnie na pokuszenie / Choćby jedna noc

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-276-9488-1
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczAnna SawiszKatarzyna Ciążyńska
Tytuł oryginalnyThe Wedding DareOne Night Consequence
Język oryginałuangielski
EAN9788327694881
Data premiery2023-05-10
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Nie wódź mnie na pokuszenie" oraz "Choćby jedna noc", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Quinn jest producentką i filmuje ślub swojej przyjaciółki celebrytki. Wśród gości weselnych spotyka Logana. W czasach studenckich byli parą. Teraz Logan ma opinię bezwzględnego biznesmena, który w każdej sytuacji musi wygrać. Ale chyba nie dotyczy to miłości? Przez wzgląd na dawne dobre czasy spędzają razem noc. Okazuje się jednak, że w łóżku Logan, znakomity jako kochanek, nadal musi być zwycięzcą. Quinn pragnęłaby z nim być, ale nie znosi, gdy ktoś nad nią dominuje...

Fletcher jedzie w góry, by odpocząć. Jest zdumiony, gdy w hotelu wita go Stevie, żona zmarłego przyjaciela. Zawsze mu się podobała, ale jako żona kumpla była niedostępna. Teraz prowadzi hotel butikowy w dawnym domu rodzinnym. Cieszy się wolnością, nie chce nowego związku. Obecność Fletchera budzi w niej wspomnienia, a także pożądanie. Ulegając chwili, puka do jego drzwi. Chce spędzić z nim noc i rano go pożegnać…

 

Fragment książki

 

Słońce i błękit nieba. To główne powody, dla których ludzie czują się szczęśliwi, mogąc w czerwcu odwiedzić Nantucket. Ale Logan martwił się, że jego komórka będzie miała na wyspie słaby zasięg. No i w końcu przybył tu na ślub swojego największego rywala w biznesie.
Doprawdy, nic zabawnego.
W dużym wakacyjnym domu babci zastał spiskujących w odosobnionym pokoju braci i już zaświtała mu nadzieja, że kuzynka Adler opamiętała się i rzuciła tego Nicka Williamsa.
Duża i ciesząca się masą koneksji rodzina zebrała się bowiem na wyspie, by uczestniczyć w zaślubinach ich kuzynki Adler Osborn.
Jej ojcem był gwiazdor rocka Toby Osborn, a matka – ciocia Logana imieniem Musette – umarła, kiedy Adler była berbeciem. Mama Logana wzięła na siebie trud wychowania małej dziewczynki, więc Adler byłą dla niego tak jakby trochę siostrą.
Nick Williams to zupełnie inna historia.
Odkąd Logan sięgał pamięcią, Nick i jego ojciec Tad Williams zaciekle rywalizowali z Bisset Industries. Logan spędził w życiu prawdopodobnie więcej czasu z Nickiem niż z kimkolwiek z rodzeństwa i szczerze nie cierpiał tego typa, który zawsze chciał go przechytrzyć i wymanewrować.
Prawdę powiedziawszy, Logan przybył na wyspę tak późno, bo chciał pod nieobecność Nicka podkupić mu jeden z patentów, na który obaj mieli chrapkę.
– Co tu się dzieje? – zagadnął swojego brata Zaca, który na wyspie przebywał już od kilku dni w towarzystwie swojej nowej dziewczyny Iris Collins, która miała być druhną panny młodej.
– Tata właśnie przyznał się, że trzydzieści pięć lat temu miał romans z Corą Williams. Nick jest naszym przyrodnim bratem – odparł Zac, podając Loganowi whisky z colą.
– Robisz mnie w konia, tak?
A może tylko się przesłyszał?
Logan nie potrzebował dodatkowego brata. Miał ich już trzech: młodszego Zaca, też młodszego Lea, który po kłótni z Loganem porzucił Bisset Industries i z sukcesem prowadził własną firmę. No i był jeszcze najstarszy z nich, Dare, obecnie senator.
Mieli też najmłodszą spośród nich siostrę Mari, zaręczoną obecnie z kierowcą Formuły 1, Inigem Velasquezem.
– Chciałbym. Mama jest, no cóż… bardzo zła. Cora i jej mąż są z nią i tatą, zamknęli się w gabinecie z Carltonem – powiedział Dare, dolewając sobie whisky i proponując to samo Zacowi i Leowi.
– I ja dowiaduję się o tym ostatni? – spytał Logan, ani trochę nie zdziwiony faktem, że ojciec konferuje obecnie z Carltonem Mansfordem, swoim powiernikiem, asystentem i PR-owcem jednocześnie.
– Mari jeszcze nie przyjechała – odparł Leo. – Jest na promie. Wysłałem jej esemesem szczegóły tego przypału.
– Przypału? Nie możesz wyrażać się jak dorosły człowiek?
– Dzięki, tatuśku juniorze – odgryzł się młodszy brat. – A może i ty zgotowałeś nam jakąś niespodziankę? Będzie beka?
Logan chętnie przyłożyłby teraz braciszkowi. Może w ten sposób choć trochę rozładowałby napięcie, które pojawiło się wraz z informacją, że Nick jest jego bratem.
– Przestańcie – odezwał się Dare. – Jeszcze tego tylko mamie teraz brakuje, żebyście się wzięli za łby.
– Masz rację – mruknął Logan i spojrzał za okno na starannie wypielęgnowany trawnik i rozciągający się w dali ocean.
Rodzina.
Dzięki niej jest tym, kim jest, ale też ona przysparza mu mnóstwa problemów. Czuł dumę, gdy ludzie mówili, że po ojcu odziedziczył upór i wytrwałość, a po matce wdzięk i urok. Zapewne stanowił najlepszą mieszankę cech rodziców. Tyle że Leo pewnie by się z tym nie zgodził, a Dare i Zac prawdopodobnie byli zdania, że w ich ojcu nie sposób doszukać się jakichkolwiek pozytywów.
Tylko zapatrzona w ojca Marielle być może przyznałaby mu rację.
– Jak się miewa mama? – zapytał Dare.
– Wyglądała na załamaną – odparł Zac, który jako jedyny z rodzeństwa uczestniczył w ujawnieniu rodzinnej tajemnicy. – Chciałem, żeby odpoczęła od obecności taty, ale uparł się, że bez niej nigdzie nie pójdzie.
– Możesz być spokojny, on by jej nigdy nie skrzywdził – odezwał się Logan.
– Bo sypianie z inną babą, kiedy żona jest w ciąży, to żadna krzywda, prawda? – spytał ironicznie Zac. – Jak się czuje kobieta, która po trzydziestu latach dowiaduje się, że narzeczony jej siostrzenicy jest przyrodnim bratem jej dzieci?
– Masz rację. Ale tak poza wszystkim to zupełnie niepodobne do taty – odparł Logan.
– Właśnie że bardzo podobne. Ty tego nie widzisz, bo chcesz być taki sam jak on – wtrącił się Leo.
– Ja nie tylko chcę, ja jestem taki jak on – odparł Logan.
– Fakt – mruknął Dare pod nosem. – Ja go widziałem przy stole negocjacyjnym. Jest równie twardy jak stary.
– I co z tego? Po mamie odziedziczyłem urok osobisty – pochwalił się Logan.
– Chciałbyś – prychnął Leo.
– Szukasz zaczepki?
– Tak. Nie jestem tobą i wiem, że powinienem być zawsze miły, sympatyczny, i uśmiechnięty. Ale dziękuję za takiego brata jak Nick Williams. On jest prawie tak okropny jak ty, Logan.
– Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego – podsumował Dare. – Podobno też był zdruzgotany tym, co usłyszał.
– No tak, wszyscy siedzimy w dupie…
– Liczcie się ze słowami, chłopcy, tu jest dama – odezwała się Mari, wchodząc.
Z jasnym włosami sięgającym połowy pleców wyglądała, jakby dopiero co zeszła nie z promu, a z wybiegu na Fashion Week. Uśmiech miała radosny, nie tak wymuszony, jak to bywało, zanim poznała Iniga Velasqueza.
Rodzeństwo zaczęło się witać i obściskiwać.
– No więc mamy powtórkę z rozrywki – odezwała się na koniec Mari. – Podejrzewałam, że jego romans z czasów przed moimi narodzinami nie był jedynym.
– Taaa… I co my zrobimy z tym Nickiem? – zapytał Dare. – Carlton, mama i tata opracują jakąś wersję dla świata zewnętrznego.
– Ja przedwczoraj byłem z Nickiem na kolacji – ujawnił Zac. – I pewnie jako jedyny mogę z nim pogadać i wybadać jego oczekiwania.
No tak, trzeba się dowiedzieć, czego Nick chce.
Logan przybył na Nantucket z silnym postanowieniem, że przez cały weekend będzie dla swojego śmiertelnego wroga miły i uprzejmy. Wyłącznie dlatego, że ten drań żeni się z jedyną siostrzenicą jego mamy. Uwielbiał kuzynkę Adler, choć najwyraźniej miała fatalny gust do mężczyzn.
O tym okropnym guście rozmyślał jeszcze trzy godziny później obok hotelowego baru. Goście weselni zebrali się przy ognisku na pikniku na plaży, pierwszej z atrakcji tego weekendu. Tak jakby nic się nie stało.
Logan z ponurą miną siedział samotnie, gdy nagle ujrzał idącą korytarzem Quinn Murray.
Była jego miłością z czasów studiów. A teraz miała za zadanie sfilmować celebrycki ślub i wesele Adler na potrzeby jednej z sieci telewizyjnych.
Nie spodziewał się, że na jej widok dozna jakichkolwiek emocji. Poruszała się z wdziękiem królowej tego miejsca. Tych długich rudych włosów, brązowych oczu i drobnej sylwetki nie dało się pomylić z nikim innym. Ciekawe, ilu po nim miała kochanków…
Była jedyną napotkaną przez niego dziewczyną, która nie dała się omamić. Ani rozgryźć. Miała w sobie jakiś… magnetyczny czar. A on nie znosił rzeczy trudnych do określenia. Myślał zadaniowo: jest problem, trzeba go rozwiązać. Ale dziś, kiedy jego świat zachwiał się w posadach, takie spotkanie z Quinn mogłoby nawet stanowić przyjemną odskocznię…
Ona na pewno nie da się zaciągnąć do łóżka, to nie w jej stylu, ale może pozwoli mu się nieco odprężyć.
Poprosił barmana o dopisanie drinka do rachunku i podążył za nią.
Quinn żwawym krokiem szła w kierunku morza. Zawsze była skoncentrowana na jakimś celu i choć jemu zarzucała nadmiar determinacji, sama postępowała bardzo podobnie.
Gdy dotarł do plaży, ujrzał Zaca i Nicka popatrujących na Adler i Iris. Pijackimi głosami śpiewali jakąś piosenkę. O nie, ostatnią rzeczą, której Logan teraz pragnął, było spotkanie z nowo odkrytym przyrodnim bratem.
W biznesie ostro z sobą rywalizowali, jeden zawsze chciał prześcignąć drugiego. Zac niedawno wrócił z Australii, gdzie startował w zawodach żeglarskich. Miał zamiar założyć własną drużynę, poszukiwał funduszy na dalsze wyjazdy i zaczął się spotykać z Iris, dziewczyną obytą w świecie, która chyba już zdołała zauroczyć sobą i trochę okiełznać tego niezależnego ducha.
Logan pokręcił głową.
Ale ten Nick…
Jak okazać serdeczność człowiekowi, którego chce się zniszczyć? Jak przekonać ludzi, że to jest plan opracowany dawno temu i puszczony w ruch? Jak do licha…
– Masz teraz nowego brata – powiedziała Quinn, jakby czytała mu w myślach. – Musiało cię to nieźle zaskoczyć.
Spojrzał na nią. W świetle ogniska ledwo dostrzegał piegi pokrywające jej nos i policzki.
– Tak, nie tego się dziś spodziewałem – odparł kwaśno.
– No chyba. Przybywasz tu uzbrojony w wielkoduszność i wspaniałomyślność i nagle… bum! Twój wróg jest twoim bratem.
– Tak byś to spuentowała, Quinn?
– Nie, po prostu ciekawi mnie, czy jesteś wstrząśnięty czy poirytowany, czy może masz już plan, jak sobie poradzić z tą sytuacją. A zresztą to nie moja sprawa. Jak się czujesz? – spytała, siadając obok niego na jednym z leżaków ustawionych przez hotelową obsługę.
– No cóż… – mruknął.
Ma się jej zwierzać? Od lat nie był z nikim blisko. Miał rodzeństwo, kilku lojalnych współpracowników, ale generalnie sam był sobie sterem, żeglarzem, okrętem.
– To nie zabrzmiało prawdziwie. – Quinn uniosła brwi.
– Tak? A myślałem, że jestem przekonujący.
– Mnie nie przekonałeś – odparła, kładąc dłoń na jego ręce.
Poczuł przeszywający go do szpiku kości dreszcz i wyprostował nogi. Na jej dotyk zawsze tak reagował. Była piękna i seksowna jak cholera.
Problem w tym, że z nią nic nie było proste. Nie należała do dziewczyn, które można poderwać w barze i zaciągnąć na chatę. Ją się lubiło i szanowało. Poza tym była zaprzyjaźniona z żeńską częścią jego rodziny.
Mimo braku szans na przygodę odwrócił jej dłoń i przesunął palcem po wewnętrznej stronie jej ręki i ramienia.
Drgnęła i przysunęła się do niego. Ciągle używała tych samych perfum o waniliowym zapachu. Przechyliła głowę w bok i badawczo mu się przyglądała.
Ciekawe, co takiego zobaczyła. Wolałby, żeby przynajmniej dziś nie oceniała go zbyt trzeźwo. Niech lepiej przyjmie za dobrą monetę wizerunek, który stworzył na potrzeby otoczenia.
Nachylił się ku niej, chcąc sprawdzić, czy da się pocałować, a ona oblizała wargi i dotknęła jego policzka, po czym ścisnęła go za ramię. Musnęła ustami jego wargi, więc przyjął ten niespodziewany pocałunek. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za nim tęsknił.
Gdy Quinn rozchyliła wargi, w jednej sekundzie zapomniał o skomplikowanej sytuacji, w jakiej znalazła się jego rodzina. Teraz liczyła się tylko Quinn Murray i jej pełne pasji usta. One uświadomiły mu, jak bardzo zaniedbał uczuciową stronę swojego życia.
No tak, ale to jest jedyna kobieta, której nie potrafił się oprzeć. Nie przestając jej całować, posadził ją sobie na kolanach. Całowali się coraz goręcej, Quinn przyciągnęła do siebie jego głowę. No i po kłopocie.
Odprężył się i już wiedział, że jedynym zmartwieniem będzie dla niego dziś wieczorem to, jak ją zadowolić.

Logan. Jedyna zagadka, której nie potrafiła dotąd rozwiązać. Jedyny facet, którego nie umiała zapomnieć. Wspaniała aparycja blondyna o pięknie wyrzeźbionej szczęce i lodowato niebieskich oczach. Dobrze zbudowany, pełen energii. Od jego siostry Marielle wiedziała, że wstaje codziennie o piątej rano, ćwiczy, a potem udaje się do pracy, z której wraca około północy.
Na studiach fajnie było mieć chłopaka tak mocno nastawionego na sukces. Do czasu, gdy zorientowała się, że on rywalizuje z całym światem, w tym także z nią. I że nigdy nie przestanie. Sama lubiła wyzwania, ale u niego to już była obsesja.
Gdy to zrozumiała, odeszła. Ale teraz, siedząc na jego kolanach, po prostu go zapragnęła. Faceta nie miała od dziewięciu miesięcy. Cóż, romantyczna aura weselnego weekendu na Nuntucket robi swoje…
Jego pocałunek był upojny. Chyba nigdy nie całowała się z takim mistrzem w tym fachu. On to robił tak… dziko, z jakąś pierwotną siłą. A przy tym nieśpiesznie. Pasja, która ich niegdyś łączyła, najwyraźniej przez te lata nie wygasła. Ona chciała o nim zapomnieć, ale teraz stwierdziła, że jej się to na szczęście nie udało.
Nadal lubiła być w jego ramionach, czuć jego podniecenie i dłonie błądzące po jej plecach.
Realnie rzecz biorąc, rozumiała, że znalazł w niej odskocznię od wiadomości, z którymi musiał się dziś zmierzyć, ale nie była przez to ani trochę mniej podniecona.
Przerwała pocałunek i spojrzała mu w oczy. Ujrzała w nich nieudawane pożądanie. I właśnie to chciała zobaczyć.
Ta noc była im po prostu potrzebna, by ostatecznie domknąć to, co kiedyś było między nimi. Będzie gorąco, zostawią skotłowaną pościel, a rano on wróci do rodzinnych afer, a ona do realizowania zamówionego filmu o wymarzonym ślubie Adler.
– To było zaskakujące – powiedziała.
– A może niepożądane? – zapytał. – Zerwaliśmy z sobą już tak dawno, ale muszę ci się przyznać, Ace, że ilekroć cię widzę, mam ochotę cię pocałować.
Ace. Tylko on używał tej ksywki, zwracając się do niej.
– Też czasami o tym myślę.
– Ale nie tak często jak ja. Wiem, pod koniec byłem nie do zniesienia i pewnie nadal taki jestem, ale…
Zamilkł. Miał ochotę ją przelecieć, ale jeśli Quinn odmówi? Ich dawną relację zniszczyła jego wybujała ambicja. Quinn dojrzała już wtedy do związku, w którym będzie mogła się przed facetem odsłonić i poczuć bezpiecznie. A z Loganem to było niemożliwe.
Traktował życie – i związek też – jak pole walki. A ona nie miała ochoty do końca życia się z nim ścigać.
– Ten pocałunek go była cudowna podróż do krainy wspomnień – powiedziała. – Ale nie sądzę, żeby którekolwiek z nas chciało komplikować sytuację przygodnym seksem.
– Czy to stanowi naprawdę aż taką komplikację?
– Nie wiem. Ale podejrzewam, że nie potrafiłbyś otwarcie przyznać, że mnie pragniesz. A ja nie chciałabym być niczyim wstydliwym czy nieprzyzwoitym sekretem.
– Ne mam nic przeciwko umiarkowanej nieprzyzwoitości – odparł. – A ukrywać się z tym też nie musimy.
Pomyślała, że ona też lubi czasem zachować się nieprzyzwoicie i zadrżała. Ale z Loganem jest tak, że nigdy nie daje za wygraną.
Jak się powie A, trzeba też powiedzieć B.
– Dlaczego ja? – spytała. – Tu są dziesiątki kobiet, które bez trudu dałyby się zaciągnąć do łóżka.
– Wiesz, czasami budzę w nocy cały spocony, bo śniłem, że jestem z tobą. Wiem, że nie mogę liczyć na wiele, ale cię wciąż pragnę, Ace. Zawsze cię pragnąłem. Decyzja należy do ciebie. Jeśli powiesz nie, zaakceptuję to. Ale błagam, powiedz tak. Po tym okropnym dniu bardzo tego potrzebuję.
On jej pragnie. Czy jest na świecie potężniejszy afrodyzjak niż takie poczucie?
Dla innej kobiety może tak. Ale w Quinn dzisiejsze spotkanie z tym facetem obudziło ukryte żądze. Logan to silny człowiek, tytan biznesu. Arogancki, na ogół nielubiany, nie dbający o opinię innych. I oto teraz ten facet, który nigdy nie daje nic po sobie poznać, oświadczył, że pragnie właśnie jej.
Z wzajemnością.
Chce przypomnieć sobie, jak to jest być w jego ramionach i zapomnieć, że może polegać jedynie na samej sobie. Wyciągnęła rękę, Logan przytulił ją do siebie. Wdychała korzenny zapach jego wody po goleniu, mając nadzieję, że nie popełnia największego w życiu błędu.

Pachniała latem, słońcem i czymś… czystym. Takiej właśnie odskoczni potrzebował. Znał ją i ona znała jego dobre i złe strony. Nie miała wobec niego żadnych oczekiwań.
Kiedy jednak gotów był znów ją pocałować, ona położyła mu palec na wargach.
– Co takiego? – zapytał.
– Czy jesteś tego pewien? – usłyszał. – To znaczy ja wiem, że….
– A ty jesteś pewna? – Doprawdy ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął, była rozmowa.
Chciał gorącego seksu, który da mu zapomnienie. Ale czy Quinn nadaje się do takiej roli?

 

Fragment książki

 

Stevie po raz ostatni poprawiła narzutę, po czym odsunęła się od dużego łóżka z baldachimem i z dumą rozejrzała po pokoju.Bardzo lubiła drobne świąteczne akcenty, rodzinne pamiątki wyciągnięte z pudeł na strychu, którymi ozdabiała pokoje. Nareszcie wszystko zaczęło się układać. Życie było dobre. Nie, fantastyczne. W końcu spełniła marzenie, by zamienić stuczterdziestoletni wiktoriański dom w stylu królowej Anny w luksusowy hotel butikowy.

Minione półtora roku to był trudny okres dla biznesu turystycznego. A w zasadzie dla wszystkich na całym świecie. Jakoś jednak udało jej się przetrwać i teraz czekała na sukces. Gdy tylko bank potwierdzi, że udzieli jej pożyczki, zacznie dalej działać.
Dźwięk silnika samochodu na podjeździe uprzedził ją o zbliżającym się gościu. Zdziwiła się, bo nie pamiętała, by rezerwowała komuś pokój, ale może zrobiła to Elsa przed urlopem. Stevie zatrudniała dwie osoby: Elsę, która pomagała w sprzątaniu i prowadziła wycieczki w góry, oraz Penny królującą w kuchni. Jeszcze nie wynaleziono tego, czego ta kobieta nie potrafiłaby ugotować czy upiec.
Z pełnym satysfakcji uśmiechem podeszła do okna. Tak, wszystko idzie zgodnie z planem.
Jednak na widok kabrioletu o niskim zawieszeniu, który właśnie objechał podjazd i zatrzymał się przed drzwiami, jej uśmiech zgasł. Skrzywiła wargi z dezaprobatą.
Typowe auto na pokaz, by pochwalić się bogactwem. Jej mąż by się nim zachwycił. Poczuła gorzki smak w ustach. Od tygodni nie myślała o Harrisonie, ale czasami coś nagle go przywoływało, a wraz z tym powracało poczucie niedoskonałości i zależności, jakie w niej rozwinął i pielęgnował.
Odwróciła się od okna, przypominając sobie, że już nie jest tamtą kobietą. Znów jest sobą, Stevie Nickerson, właścicielką Nickerson House. Budynek należał do jej rodziny od końca dziewiętnastego wieku, pradziadkowie zbudowali go z drewna z pobliskiego tartaku Nickerson Mill & Lumber Company. Tu są jej korzenie. Tutaj jest szczęśliwa. I choćby się waliło i paliło, z uśmiechem powita swojego jedynego gościa.
Zbiegła lekko po schodach, przesuwając dłonią po balustradzie z lśniącego drewna, ozdobionej łańcuchem z jemioły i jarzębiny. Znała ten dom na pamięć, mogła się po nim poruszać z zamkniętymi oczami. Teraz podzieli się nim z innymi. Gdy dotarła do recepcji, drzwi się otworzyły. Przez kilka sekund nie widziała twarzy gościa, od tyłu oświetlonego słońcem.
Widziała tylko wysoką postać z lekko przygarbionymi ramionami i workiem marynarskim.
- Witamy. Mam nadzieję, że miał pan dobrą podróż – odezwała się, gdy drzwi się zamknęły.
Wtedy zobaczyła jego zaczesane do tyłu włosy, szare oczy pod ciemnoblond brwiami i pokryte zarostem kości policzkowe. Jej uwagę przyciągnęły wargi mężczyzny, górna jakby wyrzeźbiona, i zmysłowa pełna dolna. Znała tę twarz, zachowała się w ciemnych zakamarkach jej pamięci. Zadrżała, bo te wspomnienia przywołały lęk.
Fletcher Richmond, przyjaciel jej męża. Tu, w jej domu. Nie widziała go od śmierci Harrisona. Wcześniej zdawało się, że drogi obu mężczyzn się rozeszły, a ona, mówiąc szczerze, czuła ulgę, bo nie musiała już udawać, że jego wizyty są jej obojętne.
Nigdy nie przestała się zastanawiać, co doprowadziło do kresu tej przyjaźni. Ale wtedy też jej małżeństwo się rozpadało i to zabierało jej energię. Fletcher pojawił się na pogrzebie Harrisona i złożył jej kondolencje. Teraz na jego widok przeżyła szok.
Lekko położyła rękę na szyi, jakby to pomogło jej wydobyć z siebie głos. To na pewno jakaś pomyłka.
- Stephanie? – Wyglądał na równie zaskoczonego.
- Teraz mówią na mnie Stevie.
Harrison nalegał, by używała pełnej wersji imienia, tak wypadało żonie mężczyzny z ambicjami. Uważał, że będzie idealnym dodatkiem do jego politycznych ambicji pod warunkiem, że wyprostuje zęby, weźmie lekcje dykcji i będzie się odpowiednio ubierać i zachowywać. Tak, była w nim zakochana i wszystko to zrobiła, a na dodatek odłożyła na bok dyplom z zarządzania hotelami. Uwierzyła, że go kocha. Co gorsza, uwierzyła, że on ją kocha.
- Stevie? Czemu?
Fletcher nie tracił czasu, zawsze taki był. Pamiętała też, że był jedynym znanym jej mężczyzną, który jednym spojrzeniem zbijał ją z tropu. Nawet teraz czuła, że krew w jej żyłach płynie szybciej, a towarzyszyło temu pulsowanie w dole brzucha. I jak zwykle siłą woli je ignorowała.
- Zawsze tak do mnie mówiono, w każdy razie zanim poznałam Harrisona. A teraz wybacz. Masz rezerwa…
- Nie miałem pojęcia, że to twój hotel. Chociaż pamiętam, jak Harrison kiedyś wspominał, że twoja rodzina zajmowała się hotelarstwem.
Tak, z pewnością wspominał, i niewątpliwie w jego ustach brzmiało to wytworniej.
- Dzwoniłem tu wczoraj – ciągnął Fletcher. – Zarezerwowałem pokój na dwa tygodnie.
Dwa tygodnie? Przeraziła się.
- Zaraz sprawdzę – odparła.
Obudziła komputer i weszła na stronę rezerwacji. Rzeczywiście, widniało tu nazwisko Fletchera. Elsa zanotowała też, że chce odbyć kilka wycieczek z przewodnikiem. Jak mogła tego nie zauważyć? Gdyby wiedziała o jego przyjeździe…
Odwołałaby rezerwację? Wybrała się na długą wyprawę łodzią? Otrząsnęła się. To idiotyczne. Jest dorosła i potrzebuje gości. Zaczęła nucić pod nosem, jak zawsze, gdy była zdenerwowana. Harrisona potwornie to irytowało. Jakie to symboliczne, że właśnie Fletcher obudził w niej tę reakcję.
- A tak – powiedziała. – Jest pan w apartamencie Beaumont. Ma pan bagaże, panie Richmond?
- Fletcher, proszę. Jesteśmy starymi przyjaciółmi.
Przyjaciółmi? Nigdy tak nie myślała. Fletcher i Harrison przyjaźnili się w college’u i w pierwszych latach ich małżeństwa. Ilekroć Fletcher pojawiał się w mieście, mąż się nią chwalił. Nigdy nie uważała go za przyjaciela, zwłaszcza że jego widok wywoływał w niej krępujące podniecenie. Siłą woli przywołała na twarz uśmiech.
- A zatem, Fletcher, co z bagażem?
- Mam tylko to. – Pokazał jej worek marynarski i zabójczy uśmiech.
Zawsze był atrakcyjny, lecz kiedy się uśmiechał, stanowił poważne zagrożenie. Ale ona wiedziała, że uroda bywa zwodnicza. Nie świadczy o wartości człowieka.
Zebrała się w sobie. Bez wątpienia Fletcher lada moment zacznie się szarogęsić. Jak Harrison. Czyż jej zmarły mąż nie powtarzał, że on i Fletcher są z ulepieni z jednej gliny?
- Jeśli zechcesz ze mną pójść, pokażę ci apartament – powiedziała sztywno i wyszła zza lady recepcji.
W tej samej sekundzie poczuła się bezbronna. Nie była drobna, ale Fletcher przewyższał ją o kilkanaście centymetrów, co w pewnym stopniu pozbawiało ją poczucia, że ma nad wszystkim kontrolę. Może w pracy powinna nosić szpilki.
Nie. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie ubierać się dla kogoś, by tego kogoś zadowolić, a zwłaszcza faceta. Nosiła skromną, ale elegancką czarną sukienkę, z krótkim rękawem w lecie i długim w zimie, a do tego buty na niskim obcasie. Wyprostowała się i ruszyła na schody.
- Ładne miejsce – zauważył Fletcher, idąc za nią.
- Dziękuję. Należy do mojej rodziny od pięciu pokoleń.
- Ciekawe, Harrison nigdy o tym nie mówił.
Nie zrobiłby tego. Co prawda jej rodzina była dobrze sytuowana, nigdy jednak nie była tak niebotycznie bogata jak ród Harrisona. Jego zdaniem powinna być wdzięczna, że wyniósł ją ponad przeciętność i odmienił jej życie. Cóż, zdecydowanie je odmienił, pomyślała z goryczą.
- To twój pokój – oznajmiła, gdy dotarli do końca korytarza. Otworzyła podwójne drzwi do pokoju, gdzie niegdyś była główna sypialnia, i cofnęła się, przepuszczając Fletchera. – Znajdziesz tu wszystko, co potrzebne, gdyby jednak okazało się inaczej, proszę daj mi znać. Wystarczy podnieść słuchawkę i wybrać zero.
- Pięć pokoleń, mówisz? – spytał.
Nie miała ochoty dzielić się z nim rodzinną historią, ale ta była przecież wydrukowana w informacjach dla gości na stoliku w holu, więc zdecydowała się na skróconą wersję.
- Mój pradziadek zbudował ten dom dla swojej angielskiej narzeczonej. Od tamtej pory należy do Nickersonów.
- Ale nie zawsze był tu hotel?
- Nie. Po śmierci dziadka babcia urządziła tu ośrodek w stylu hippie, co zirytowało miejscowych, bo myśleli, że założyła jakąś sektę. Zawsze powtarzała, że dzięki temu ja i mój ojciec mieliśmy co jeść, więc warto było popsuć komuś trochę krwi. Zmiany, jakie wówczas wprowadziła, dodatkowe łazienki i powiększenie kuchni, ułatwiły zamianę budynku na hotel butikowy.
Fletcher się zaśmiał, a ona poczuła motyle w brzuchu. Zawsze tak było. Jego śmiech rozjaśniał przestrzeń. Gdy opowiadał jakąś historię, ludzie chłonęli każde jego słowo.
- Musiała być kobietą z charakterem. Nadal tu mieszka?
- Zmarła dwa lata temu. Wciąż za nią tęsknię. Może Harrison ci mówił, że wzięła mnie do siebie, kiedy byłam dzieckiem, a moi rodzice zginęli w lawinie.
- Bardzo mi przykro.
Te słowa mogły zabrzmieć jak banał, a jednak, o dziwo, poczuła w nich ogromne zrozumienie i współczucie.
- Dziękuję. Więc jak mówiłam, znajdziesz tutaj wszystko. Śniadanie możesz dostać do pokoju albo zjeść w jadalni. Poinformuj nas tylko dziś do dziesiątej.
- Osoba, z którą rozmawiałem przez telefon, jest też przewodniczką?
- Tak, ale w tej chwili jest nieobecna. Mogę ci załatwić innego przewodnika.
- Może sama ze mną pójdziesz.
- Mam zbyt wiele zajęć.
- Wydaje mi się, że moja rezerwacja obejmuje też towarzyszenie mi w wyprawach kogoś z Nickerson House.
Jęknęła w duchu, zachowując obojętną minę.
- No cóż, w takim razie zgoda. Oczywiście będę wdzięczna, jeśli mnie uprzedzisz, kiedy chcesz gdzieś się wybrać. Coś jeszcze?
Odwróciła się do wyjścia i po raz drugi zatrzymał ją głos Fletchera.
- Zjedz ze mną kolację. Pogadamy o dawnych czasach.
Na sekundę zamknęła oczy i wzięła uspokajający oddech. Problem w tym, że przy okazji głębiej wciągnęła jego zapach. Cytrusowy z nutą drewna sandałowego i ciepła męskiego ciała. Zapach, który teraz był tak samo zakazany jak w czasie, gdy była żoną jego najlepszego przyjaciela.
- Fletcher – powiedziała z westchnieniem irytacji – jestem dziś zajęta. Szczerze mówiąc, wolałabym nie wracać do dawnych czasów, skoro przez ostatnie osiemnaście miesięcy starałam się o nich zapomnieć.
Zamknęła drzwi i ruszyła korytarzem. Drżącą ręką chwyciła się balustrady. Czemu pozwoliła, by ją zdenerwował? To jej hotel, jej dom. On jest tu gościem. Zostanie dwa tygodnie, potem zniknie. Nie mogła się już doczekać tego dnia, a w międzyczasie musi przestrzegać zasad gościnności, jakie ustanowiła, choćby w duchu się przeciw nim buntowała.

ROZDZIAŁ DRUGI

Patrzył na drzwi i zastanawiał się, co takiego powiedział, że tak zirytował Stephanie. Nie, Stevie. Chciał tylko powspominać. To chyba nie jest nierozsądne oczekiwanie?
Na pewno tęskni za Harrisonem. Był niezwykłym człowiekiem. Może strata wciąż tak boli, że nie chce o tym rozmawiać. W końcu minęło niewiele czasu.
Przypomniał sobie słowa, które powiedziała na odchodnym. Robi wszystko, by zapomnieć? Ściągnął brwi. To było dobre małżeństwo, a jednak kobieta, którą dziś ujrzał, choć wciąż piękna, nie była tą, którą znał jako narzeczoną, a potem żonę Harrisona.
Po pierwsze imię. Stevie pasowało do niej bardziej niż Stephanie. Najwyraźniej nie traciła czasu, by opuścić dom, gdzie mieszkała z mężem i wrócić do rodzinnego gniazda, jakby nie mogła się doczekać, aż zostawi tamtą część życia za sobą.
Ale jakie on ma prawo mówić komukolwiek, jak radzić sobie z niespodziewaną śmiercią? Prawie rok temu sam zmagał się ze stratą ojca. Jednak mało prawdopodobne, by Harrison prowadził podwójne życie, jak jego ojciec, który utrzymywał dwie rodziny, a każdą z dwoma synami i córką, i dwie firmy, jedną w Norfolk w Wirginii, drugą w Seattle w stanie Waszyngton. I to przez trzydzieści pięć lat.
Rodziny odkryły swoje istnienie, kiedy Douglas Richmond zmarł nagle w swoim biurze w Seattle.
Na szczęście przyrodnie rodzeństwo połączył ból straty i współpracowali podczas sprawy o szpiegostwo korporacyjne w firmie w Seattle. Fletcher wciąż pamiętał szok, gdy odkrył, że ojciec, którego szanował za uczciwość, okazał się oszustem. Jego skomplikowane życie nadal sprawiało im problemy.
To właśnie zmęczenie tymi sprawami zdecydowało, że wziął dwutygodniowy urlop, zostawiając Richmond Construction, i wybrał się w góry. Miał nadzieję odpocząć i naładować baterie. Zresetować organizm po burzliwym roku. Ostatnią osobą, jaką spodziewał się ujrzeć w Asheville, była Stephanie Reed.
Skłamałby mówiąc, że od śmierci Harrisona w samolocie, który stanął w ogniu, wcale o niej nie myślał. Z trudem wymazał z pamięci jej zszokowaną minę na pogrzebie. Wszystko kazało mu ją pocieszyć, pamiętał jednak, że podczas wizyt w ich domu okazywała, że jest tolerowanym, lecz niezbyt mile widzianym gościem.
Zastanawiał się, czy była zazdrosna o jego przyjaźń z Harrisonem opartą na rywalizacji. Zaczęło się od ocen w szkole, dokonań w sporcie, potem przeszedł czas na dziewczyny, z którymi się spotykali. Fletcher skończył college z najlepszymi ocenami, Harrison miał kilka punktów mniej, ale to ten drugi zdobył największą nagrodę. Pierwszy wypatrzył Stephanie i się z nią ożenił.
Bardzo się zmieniła. Zniknęły drogie modne buty i nieskazitelny strój, wyprostowane włosy sięgające ramion, idealne brwi i subtelny manikiur. Teraz, choć miała na sobie elegancką sukienkę, kręcone włosy opadały jej na plecy. Zapragnął ich dotknąć, odkryć, czy są tak jedwabiste, na jakie wyglądają. Zamiast makijażu skórę miała świeżą i czystą. Chyba lekko malowała rzęsy, by podkreślić wyraziste brązowe oczy. Paznokcie pokrywał koralowy lakier pasujący do szminki, nie blady róż jak dawniej. Mówiła nawet inaczej, jakby mniej oficjalnie.
Jakby odkryła się na nowo. Tak mu się teraz spodobała, że wakacje zapowiadały się na dziwnie przyjemną torturę. Miło byłoby spędzić z nią trochę czasu, chociaż nic na siłę. Nie należał do mężczyzn, którzy oczekują, że kobieta będzie się stosować do ich życzeń. Miał szczęście, bo ogólnie rzecz biorąc, cieszył się sympatią. Także z tego powodu Stevie była dla niego wyzwaniem.
Rzucił worek na krzesło, zdjął buty i wyciągnął się na łóżku. Jego głowa zatonęła w grubej puchowej poduszce. Pościel delikatnie pachniała lawendą. Aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był spięty podczas sześciogodzinnej jazdy samochodem. Poczuł, jak mięśnie mu się rozluźniają. Dawno nie czuł się tak odprężony.
Po to właśnie tu przyjechał. Żeby się zatrzymać i pomyśleć. Uporządkować myśli. Przez chwilę pobyć sobą.
Odkąd był młodym chłopcem, zawsze przez pół roku musiał pełnić rolę pana domu. Ojciec wyjeżdżał w interesach, a właściwie, jak się później okazało, po to, by poświęcić czas drugiej rodzinie.
Był zatem wsparciem dla matki i rodzeństwa, brał w swoje ręce sprawy w biurze, przejmował pałeczkę. Odpowiadał przed zarządem. Całe życie był dla rodziny tym, kto wszystko załatwia. Rozwiązuje problemy i troszczy się o innych.
Potem jego życie gwałtownie się zatrzymało. Był bezradny wobec zdrady ojca, kłamstw matki, bólu rodziny i żądań narzeczonej, by zapobiegł skandalowi.
Miniony rok poświęcił pracy, ale nie czuł satysfakcji. Uświadomił sobie, że jest wykończony. Kiedy ktoś się nim zaopiekuje? Kiedy będzie mógł robić to, na co ma ochotę? Może te dwa tygodnie dadzą mu odpowiedź.
Kiedy się obudził, na zewnątrz pociemniało. Zszokowany zdał sobie sprawę, że przespał prawie dwie godziny. Nigdy nie ucinał sobie drzemki w ciągu dnia. Prawdę mówiąc, ostatnio kiepsko sypiał, a jednak od dawna nie czuł się tak wypoczęty jak w tej chwili. Poza tym umierał z głodu.
Wiedział, że Nickerson House nie oferuje kolacji, będzie musiał wyjść i znaleźć restaurację. Wciąż czuł lekki żal, że Stevie nie chciała się z nim umówić, miał jednak nadzieję, że poleci mu jakiś lokal.
Wziął prysznic i się przebrał, potem zszedł na dół. Wokół panowała cisza. Spodziewał się zastać innych gości w bawialni obok recepcji. W kominku radośnie tańczyły płomienie. W rogu wypatrzył ładnie udekorowaną choinkę, co najmniej trzymetrową. Idealne miejsce, by usiąść z drinkiem po dniu wędrówki, jeździe na snowboardzie czy nartach. Tymczasem było tu kompletnie pusto. Był jedynym gościem czy inni jeszcze nie wrócili?
Wzruszając ramionami, ruszył holem, prowadzony dźwiękami i zapachami płynącymi z końca korytarza. Pachniało smakowicie. Drzwi na końcu były uchylone. Stevie rozmawiała z drugą kobietą. Zapukał, po czym wszedł, a wtedy obie się odwróciły.
- Jakiś problem, Fletcher? – spytała Stevie. – Telefon w pokoju nie działa?
- Nie, nie ma żadnego problemu, a telefon z pewnością działa. Zastanawiałem się, czy mogłabyś mi polecić jakieś miejsce na kolację?
Druga z kobiet wytarła ręce w fartuch i wyciągnęła do niego rękę.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel