Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nie wszystko pod kontrolą / Niebo nad Toskanią
Zajrzyj do książki

Nie wszystko pod kontrolą / Niebo nad Toskanią

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-291-1710-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329117104
Tytuł oryginalnyIn Bed with Her Billionaire BodyguardThe Truth About De Campo
TłumaczAdam BujnikDorota Viwegier-Jóźwiak
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-12-09
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Nie wszystko pod kontrolą" oraz "Niebo nad Toskanią", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Luca Calvino na prośbę przyjaciela podejmuje się osobistej ochrony jego siostry – Hope Harcourt. Dla doświadczonego właściciela międzynarodowej firmy ochroniarskiej to proste zadanie. A jednak Luca napotyka na problemy. Temperament i niespodziewane pomysły Hope utrudniają mu zapewnienie jej bezpieczeństwa. Ponadto Hope tak bardzo mu się podoba, że coraz trudniej mu zachować profesjonalny dystans…

Producent wina Matteo De Campo chce wprowadzić swoje wino do międzynarodowej sieci restauracji. Decyzję o tym, kto wygra przetarg, ma podjąć Quinn Davis. Matteo jest przekonany, że uda mu się ją oczarować na tyle, by chciała współpracować właśnie z nim. Jest bardzo zdziwiony, gdy Quinn przyjmuje go wyjątkowo chłodno…

Fragment książki

Siedząc przy szpitalnym łóżku, Luca Calvino starał się nie wpatrywać w leżącego na nim mężczyznę, podłączonego do niewiarygodnie dużej liczby urządzeń monitorujących czynności życiowe. Fakt, że mężczyzną tym był Nate Harcourt, bardzo bogaty biznesmen – w podobnym wieku co trzydziestotrzyletni Luca – wywoływał w nim pewien niepokój.
– Nie jest tak źle, jak wygląda.
– Wygląda zdecydowanie źle – odparł zgodnie z prawdą Luca.
– Ale jest lepiej, niż wygląda – upierał się Nate.
– Niech ci będzie.
Prywatny szpital w Szwajcarii, w którym się znajdowali, luksusem nie ustępował najlepszym hotelom, z których do tej pory miał przyjemność korzystać Luca, zapewniając jednocześnie swoim pacjentom bardzo wysoki poziom ochrony.
Duże szpitalne okna wychodziły na bajkową scenerię lasu pogrążonego w mroźnej zimie.
– Pegaso zdecydowanie ma się już czym pochwalić, jak na tak młodą firmę – stwierdził Nathanial Harcourt, wracając do tematu rozmowy.
– Nie jesteśmy już młodą firmą. Działamy od dziesięciu lat – odparł z dumą w głosie Luca.
– Z perspektywy prowadzonego czwarte stulecie biznesu rodzinnego, to bardzo młoda.
– Słuszna uwaga – przyznał Luca.
Jeszcze rok wcześniej Nathanial Harcourt był wschodzącą gwiazdą świata biznesu. Pochodził z rodziny dysponującej tak olbrzymimi zasobami, że graniczyło to wręcz z instytucjonalnym nepotyzmem. Ale o Nathanialu zaczynało być głośno w kontekście jego własnych osiągnięć.
I nagle, pewnego dnia, zniknął z powierzchni ziemi. Według oficjalnej wersji – by odbyć podróż do indyjskiego stanu Goa.
– To rak? – spytał Luca, ciekawy, co odpowie Nate.
– Tętniak. Mózgu.
Luca skinął głową. Część łóżka była uniesiona do góry, a na wystającym ze ściany metalowym ramieniu zamontowany był blat – umożliwiający pracę na laptopie i zapewniający miejsce do rozłożenia dokumentów.
– Zeszłoroczne przychody Pegaso naprawdę robią wrażenie, szczególnie biorąc pod uwagę obecną koniunkturę. Ale chociaż działasz w wielu krajach Europy, wciąż nie potrafisz mocno wejść na rynek anglojęzyczny – rzekł Nate.
– Nie bardzo rozumiem, dlaczego ciągle pastwisz się nad moją firmą, skoro za chwilę masz poprosić mnie o przysługę – rzekł Luca, nieznacznie wzruszając ramionami.
– Żadną przysługę. Mam dla ciebie ofertę.
W tym momencie jedno z urządzeń monitorujących wydało ostry dźwięk, a uwadze Luki nie uszedł grymas bólu i gwałtowny ruch ręki Nate’a, jakby zamierzał przyłożyć ją do głowy.
– Gadaj szybko, zanim ktoś przyjdzie naszprycować cię kolejnymi lekami – ponaglał Luca.
– Nie jest tak źle, jak wygląda.
– Właśnie widzę…
Nate zdobył się na słaby uśmiech.
– Chcę, żebyś ochraniał moją siostrę.
Wskazał leżącą na blacie teczkę, a Luca wstał, by po nią sięgnąć. Zaczął czytać:
Hope Harcourt, bliźniaczka Nathaniala, lat dwadzieścia dziewięć, niezamężna, dyrektor marketingu ogólnoświatowej sieci domów towarowych z dobrami luksusowymi Harcourts.
Luca usiadł, przeglądając zdjęcia przedstawiające blondynkę o delikatnych rysach. Chociaż Hope i Nathanial byli bliźniętami, trudno było dopatrzeć się między nimi podobieństwa większego niż u przeciętnego rodzeństwa.
Luca odłożył na bok zdjęcia i notę biograficzną, by obejrzeć wycinki prasowe.
„Może jednak trochę więcej niż ładna buzia? Hope Harcourt ma objąć funkcję dyrektora marketingu” – przeczytał jeden z nagłówków.
Przejrzał kilka kolejnych tytułów, bez większego zdziwienia napotykając kolejne przejawy mniejszej czy większej mizoginii:
„Narzeczony Hope Harcourt opowiada o jej głębokich lękach”
„Diament Harcourts ma liczne skazy! Prawda o rozstaniu”
Luca próbował przezwyciężyć znajomy odruch odrazy wobec tabloidów, które są gotowe zrobić wszystko, by pozyskać nową historię.
– Moja siostra ciągle jest celem takich ataków.
– Dlaczego więc mam ją teraz zacząć ochraniać?
– Bo ja… jestem tutaj. Nie mam możliwości chronić jej sam.
– Chcesz, żeby moja firma chroniła ją przed prasą? I czy w ogóle ona będzie tego chciała?
– Coś się teraz szykuje. Nie wiem co, ale akcjonariusze Harcourts jakby nabrali wody w usta. A odkąd sądzą, że włóczę się po Indiach w poszukiwaniu trzeciego oka, odcięli mnie od wszelkich informacji.
– Nie możesz powiedzieć im prawdy?
Nate rzucił mu długie, twarde spojrzenie.
Luca pokiwał głową, nie zmuszając Anglika do dalszych wyjaśnień. Sam wystarczająco dobrze znał świat biznesu.
– Wiem, wybaczyliby ci największą frywolność, ale nie poważną chorobę… Bo jak umrzesz, to spadnie wartość akcji.
Nate skinął głową, jakby zadowolony, że Luca sam odpowiedział sobie na zadane pytanie.
– Dorastaliśmy z siostrą w gnieździe żmij, Luca. Z zewnątrz wygląda to inaczej, ale w rzeczywistości ona jest tam całkiem sama, a ja nie mogę teraz czuwać nad jej bezpieczeństwem.
Poruszony przykładem braterskiej lojalności, Luca wyjął telefon, by włączyć nagrywanie.
– Czy są jakieś konkretne zagrożenia, o których powinniśmy wiedzieć?
– Na pewno Simon Harcourt, nasz kuzyn. Nigdy nie byłem w stanie niczego mu udowodnić, ale to wystarczająco sprytny gość, by nie brudzić sobie rąk osobiście. Poza tym cała banda naciągaczy uganiających się za jej pieniędzmi.
– Pewno jest trochę tego tałatajstwa? – spytał Luca, ponownie spoglądając na naprawdę atrakcyjną kobietę ze zdjęć.
– Choćby jej eks. Ale tym zająłem się już sam.
– Jak on się nazywa?
– Masz nazwisko w aktach. Ale ta sprawa już załatwiona.
– Przydzielę jej moich najlepszych ludzi. Będziemy mogli zacząć…
– Chcę, żebyś ochraniał ją osobiście.
– Ale to niemożliwe.
– Możliwe… Bo jeśli przychylisz się do mojej prośby, jeżeli będziesz ochraniał ją osobiście, w pojedynkę, to twoja firma otrzyma wyłączność na obsługę ochroniarską Harcourts na całym świecie. I mam na myśli nie tylko sklepy, ale również ochronę naszych biur i fabryk, a także ochronę w cyberprzestrzeni. Wejdziesz na rynki anglojęzyczne z przytupem! I będziesz ustawiony do końca życia.
Luca ponownie rzucił okiem na zdjęcia.
– Kiedy zaczynam? – zapytał.
– Za kilka dni Boże Narodzenie. Gdybym chciał porwać cię dla siebie, rodzina by płakała?
– Nie – odparł Luca.
– A dziewczyna?
– A co ty się tak martwisz, Nate, że zabierzesz mnie komuś innemu?
– Bo chcę cię zabrać. Natychmiast.
– To miłe z twojej strony – rzekł ze śmiechem Luca. – Ale nie bardzo jesteś w moim typie.
– Całe szczęście – zaśmiał się Nate. – Dopóki moja siostra również nie okaże się w twoim typie, to mamy wszystko ustalone.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Po plecach Hope Harcourt spływał pot. Jej oddech był coraz gorętszy, ale nie zamierzała odpuścić. Rzuciła okiem na wyświetlacz: cztery i pół kilometra, dwadzieścia trzy minuty – była już tak blisko. Jej stopy wybijały na bieżni pierwotny rytm… Czuła, że tego właśnie potrzebuje.
Gdy na wyświetlaczu pojawiło się równo pięć kilometrów, w czasie dwudziestu pięciu minut, Hope natychmiast przeszła w tryb „cooldown”. Dostosowując tempo marszu do przesuwającej się teraz znacznie wolniej bieżni, chwyciła zwisający z poręczy ręcznik i obtarła nim twarz. Gdy punktualnie o szóstej rano zadzwoniła jej asystentka, oddech Hope wracał już do normy.
– Jak się dzisiaj mamy? – usłyszała w zatkniętych w uszy słuchawkach dźwięczny głos Elise.
– Mamy się świetnie – odparła, wyłączając bieżnię i chwytając torebkę. Mieszkała w tym apartamentowcu od trzech lat, ale ani razu nie widziała, by ktoś inny niż ona korzystał ze znajdującej się w budynku prywatnej siłowni. Idąc w stronę windy, by wjechać na szesnaste piętro, gdzie znajdował się jej apartament, czuła na twarzy błogosławiony powiew klimatyzacji.
– Czy przyszła już dzisiaj jakaś nowa wiadomość od Kinary? – spytała.
Przed porannymi ćwiczeniami sama nigdy nie sprawdzała skrzynki mejlowej. Ale zanim wyruszała do pracy, asystentka zapoznawała ją z wszelkimi nowinami. Choćby po to, by Hope wiedziała, jak ma się w danym dniu ubrać w kontekście ewentualnych spotkań.
Tego rodzaju staranność wynikała z jej wcześniejszych złych doświadczeń. Na przestrzeni lat prasa wykorzystywała każdą najmniejszą okazję, by ukazać ją w jak najgorszym świetle. Począwszy od szesnastych urodzin, przez pozostały okres w szkole i całe studia, jej strój budził wieczne zainteresowanie. Gdy więc objęła stanowisko dyrektora marketingu Harcourts, postanowiła, że w jej pracy ubiór będzie równie ważny jak dyplom uniwersytecki.
– Kinara chce się spotkać. Zdjęcia będą robić w piątek przed południem. To właściwie dla nich jedyny termin.
Hope przestudiowała w głowie swój kalendarz.
– My wtedy też możemy, prawda?
– Zgadza się – potwierdziła asystentka.
– Świetnie. Wpisz to do mojego kalendarza.
Po tym, jak nie doszło do podpisania umowy z Casas Fashion, nad którą pracował Nate, Hope walczyła, by nawiązać nowe kontakty, między innymi z Kinarą. Każde wspomnienie dnia, w którym Nate zasłabł, wywoływało w niej silny skurcz żołądka. To ona wezwała prywatny ambulans i – czekając na jego przyjazd – czuwała przy Nacie, który leżał na podłodze z oczami bezwiednie utkwionymi w suficie. Bo wówczas tylko na to stać było jego zawsze tak bystry umysł.
Nate otrzymał wprawdzie najlepszą opiekę medyczną, i na szczęście powoli wracał do zdrowia, ale oprócz pracowników szpitala o jego stanie wiedziała tylko ona i ich dziadek. I musiało tak być – bo w firmie czyhało stado hien, gotowych na to, by po trupie jej brata wspiąć się na kolejny szczebel kariery.
Hope zaś, nie po raz pierwszy, stanęła przed dylematem: jak pogodzić swoją miłość do firmy z nienawiścią do osób w niej pracujących…
– Coś jeszcze? – spytała asystentkę, wysiadając z windy na swoim piętrze. Potem podeszła do drzwi i przyłożyła kciuk do czytnika.
Cisza w telefonie trochę ją zdenerwowała.
– Nie sprawdzaj mediów społecznościowych – wydusiła wreszcie z siebie asystentka.
Wiedząc, że nikt na nią nie patrzy, Hope oparła czoło o drewniane drzwi.
– Co tym razem? – spytała.
– Nic, co nie mogłoby poczekać.
– Mów natychmiast.
– Znowu Martin.
Hope pchnęła drzwi, weszła i zamknęła je za sobą, rzucając wiązankę słowną, której nie powstydziłby się żaden marynarz. Nie przejmowała się tym, że słyszy to Elise. Przed swoją asystentką, która była na jej usługach od prawie dziesięciu lat, nie miała właściwie tajemnic.
Elise towarzyszyła początkom jej relacji z czarującym i uwodzicielskim Martinem de Savoir, jak i była świadkiem ich gorzkiego rozstania, po którym Martin wypłakiwał się na ramieniu każdego napotkanego dziennikarza.
Ale, podobnie jak nikt inny, Elise nie znała treści rozmowy, którą Hope kiedyś podsłuchała – rozmowy pomiędzy Martinem a jej bratem.
Hope wyjrzała przez okno. Chociaż roztaczała się z niego zapierająca dech w piersiach panorama Londynu, ona nie potrafiła cieszyć oczu tym widokiem. W jej głowie ciągle brzmiał teraz głos Nate’a i nienaturalny, szyderczy śmiech Martina, którego nie słyszała nigdy wcześniej.

– Dysponuję wszelkimi dowodami, Martin. Wiem, że chodzi ci tylko o jej posag.
– A co to za wielka tajemnica, Nate? Przecież to jej jedyna wartość. Każdy wie, że poza tym jest do niczego.

– Okej, do zobaczenia za trzy kwadranse – wróciła do teraźniejszości Hope.
Rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko. Ściągnęła z siebie lepki od potu strój do ćwiczeń i trochę dłużej niż zwykle postała pod silnym strumieniem prysznica.
Potem dokładnie wytarła ciało i – ze swoistym namaszczeniem – przystąpiła do wyboru garderoby. Miała wprawdzie pokusę, by zajrzeć na platformę X czy na Instagram, ale nie chciała, by to, co tam zobaczy, miało wpływ na dobór stroju. Musiała wyglądać tak, jakby w ogóle nie przejmowała się tym, co znów zmalował jej eks.
Wybrała więc kaszmirową spódnicę do połowy łydki w kolorze wielbłądzim – mocno podkreślającą talię – białą jedwabną bluzkę koszulową, z kokardą pod szyją, oraz pasujące do tego botki z miękkiej skóry, w kolorze maślanym. Całości dopełniał długi, kaszmirowy prochowiec.
Poświęciła też trochę więcej uwagi makijażowi – mając świadomość, że to broń bodaj najsilniejsza ze wszystkich. Przed wyjściem z mieszkania, jeszcze raz obejrzała się w lustrze.
Zjeżdżając na dół windą, czuła w sobie ślady przyjemnego oczekiwania. Dziś po raz pierwszy miała zobaczyć pewnego wysokiego mężczyznę o szerokich ramionach, przejmującego schedę po jej szoferze, Jamesie, który – ze względu na sprawy rodzinne – niespodziewanie musiał zrezygnować z pracy. W oczekiwaniu tym było coś dziecinnego: potencjał zauroczenia właściwy dla nastolatki i nieprzystający pani dyrektor.
Ale, gdy ujrzała go przez szklane drzwi budynku, czekającego na nią przy samochodzie, jej puls przyspieszył, a serce podskoczyło jak płochliwe zwierzątko. Opuściła wzrok i czym prędzej założyła okulary przeciwsłoneczne, by chronić oczy nie tylko przed porannym zimowym słońcem, ale też pokusą zbyt dogłębnej lustracji nowego pracownika. Miała też nadzieję, że nie widać wypieków, które nagle poczuła na policzkach.
Szofer ubrany był w czarny garnitur, którego poły trochę opinały mu się na piersi, sygnalizując siłę fizyczną, ale nie powodując wrażenia, że garnitur jest za mały. Na śnieżnobiałej koszuli wisiał czarny krawat, znikający pod guzikami opadającej na wąskie biodra marynarki.
Twarz szofera była wygolona do czysta, a linia jego szczęki – ostra jak kołnierzyk koszuli. Ciemne włosy, przycięte krócej po bokach, a dłuższe na szczycie głowy, układały się w nienaganną fryzurę. Jednym słowem: mężczyzna czysty, zwarty i gotowy.
Całkowicie przesłaniające mu oczy, duże ciemne okulary roztaczały wokół niego aurę niedostępności i emocjonalnego chłodu.
Ale nieskazitelnie profesjonalny wygląd szofera tylko wzmacniał niestosowne reakcje Hope.

Na widok Hope Harcourt, Luca też musiał walczyć ze sobą. Taka reakcja organizmu – wobec klientki – była w jego świadomości czymś niedopuszczalnym. Choć, technicznie, nie była to wcale klientka, tylko siostra klienta. Początkowo Luca nie chciał się zgodzić na ukrywanie przed Hope swojej tożsamości, ale zdecydowane nalegania w tym względzie Nate’a zrobiły swoje.
Po ich spotkaniu w szpitalu Luca spędził okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku na tworzeniu planu ochrony. Pierwszym elementem było pozbycie się dotychczasowego szofera Hope, który – zachęcony odpowiednią kwotą – łatwo zgodził się zrezygnować z pracy i zobowiązał się do milczenia. Asystent Luki szybko znalazł dla niego mieszkanie w okolicy apartamentu Hope, ale położone od niego w takiej odległości, by nie było ryzyka przypadkowego spotkania. Nate zaś zorganizował zaplecze informatyczne, zapewniając Luce pełny dostęp do korespondencji zawodowej Hope. Luca wiedział też, że jeżeli uznałby to za stosowne, to w każdej chwili uzyska dostęp również do jej mejli prywatnych.
Już od sześciu dni przebywał w Anglii – w tym roku wyjątkowo zaśnieżonej – intensywnie pracując.
Od lat starał się o poważne wejście na rynki anglojęzyczne, a oferta Nate’a wreszcie dawała mu taką możliwość.
Hope przeszła przez szklane obrotowe drzwi budynku i usiadła na tylnym siedzeniu samochodu, właściwie na niego nie patrząc. Luca od razu poczuł na sobie, jak łatwo można było posądzić Hope o wyniosłość i brak ludzkich odruchów. Ale gdy spojrzał na nią uważnie, odniósł wrażenie, że ma do czynienia z kobietą bogatą i luksusową, ale również… ciepłą.
Kolor wielbłądzi dobrze pasował do jej karnacji, oferując istne bogactwo męskich wrażeń.
Luca był jednak tutaj po to, by ją chronić, a nie po to, by jej pożądać. Bez słowa usiadł więc na siedzeniu kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Przed przyjęciem na siebie obowiązków szofera, dokładnie sprawdził cały samochód. Z zadowoleniem stwierdził, że wóz nie tylko jest w doskonałym stanie technicznym, ale nie ma też w nim żadnych urządzeń umożliwiających jego namierzanie czy podsłuchiwanie prowadzonych w nim rozmów. I chociaż wóz zostawał na noc na zamkniętym parkingu, każdego ranka Luca dokonywał ponownego sprawdzenia.
Wjeżdżając w Upper Thames Street, spojrzał na Hope, która zdawała się kontemplować poranną scenerię Londynu. Fakt, że podczas jazdy ani razu nie sięgnęła po telefon wydawał mu się czymś niewiarygodnym, tworząc wrażenie niemal sielanki.
Gdy obok ich samochodu przemknął motocykl, Luca mocniej skoncentrował się na drodze. Po chwili poczuł na piersi wibrujący telefon. Pojedyncza wibracja oznaczała niepilną informację od któregoś z pracowników. Prawdopodobnie jego zespół nie odnalazł jeszcze niczego, co mogłoby łączyć kuzyna Simona z dziennikarzem, od którego pochodziło około osiemdziesięciu procent negatywnych informacji na temat Hope, rozpowszechnianych w przestrzeni publicznej. Luca był jednak pewien, że ustalenie takiego związku to tylko kwestia czasu.
Nadjeżdżający z przeciwka samochód skręcił w prawo, oświetlając stojący w oddali tłum dziennikarzy i fotoreporterów. Silny strumień światła, emitowany przez reflektory samochodu, odbijał się w setkach naszykowanych już do zdjęć lamp błyskowych… W głowie Luki zaś ożyły wspomnienia:

– Prosimy o uśmiech, panno Bertoli! Jeszcze raz!
– Tutaj, tutaj, panno Bertoli!
– Czy to prawda, że przeżyła pani romans na planie zdjęciowym?
– Czy myśli już pani o założeniu rodziny?

Czując powracającą traumę, Luca również skręcił w stronę dziennikarzy. Przed oczami znów stanęła mu jego nieziemsko atrakcyjna matka, która – słysząc takie pytania – odrzucała do tyłu głowę i seksownym, rozbawionym głosem odkrzykiwała dziennikarzom:

– Ani teraz, ani w przyszłości, moi drodzy. W ogóle nie zamierzam zakładać rodziny!

Fragment książki

O ile Matteo De Campo się nie mylił, a zdarzało się to rzadko, jego rozmowa z bratem nosiła wszelkie znamiona interwencji. Riccardo patrzył na niego z góry jak matador szykujący się do zadania śmiertelnego pchnięcia. Dydaktyczny ton argumentacji drażnił uszy i wywoływał fizyczny wręcz dyskomfort.
Prawdę mówiąc, relacje między nim a bratem zawsze tak wyglądały, niezależnie od tego, czy się kłócili, czy żyli we względnej zgodzie. Riccardo był typowym, agresywnym samcem alfa, który szedł przez życie, rozpychając się łokciami. Matteo wolał subtelniejsze metody, zarówno w biznesie, jak i w życiu prywatnym. Wychodził bowiem z założenia, że więcej much można złapać na lep, niż bezmyślnie młócąc powietrze pięściami.
Strzepnął niewidoczny pyłek z perfekcyjnie skrojonego garnituru i cofnął się, by zwiększyć dystans.
– Więc twierdzisz, że zachowałeś się w porządku?
– Nie – odparł chłodno Riccardo. – Twierdzę, że nie wiem, co, do cholery, w ciebie wstąpiło. Traktujesz kobiety, jakby były twoją własnością.
Matteo wzruszył ramionami. 
– Może uznałem, że twój sposób na życie jest lepszy. Powinieneś być zadowolony.
Riccardo spojrzał na niego rozbawiony. 
– Zapominasz, że jestem teraz innym człowiekiem. Ożeniłem się i dobrze mi z tym. Nie zamierzam wracać do przeszłości.
– Tylko dlatego, że trafiłeś na anioła, który toleruje twój podły charakterek – mruknął. – Chyba nie wezwałeś mnie tutaj, żeby porozmawiać o moim życiu prywatnym, Ric?
– Jesteś dyrektorem sprzedaży i marketingu w De Campo, Matty. Twoje wyczyny rujnują wizerunek firmy, a to już jest moja sprawa.
– Czyżby? – wycedził.
– Żartujesz? Tabloidy są pełne twoich zdjęć. Alex ma już serdecznie dość tłumaczenia cię na każdym kroku.
Ukłuło go to. Matteo lubił szwagierkę i nie podobało mu się, że dokłada jej pracy. Był jednak zbyt rozdrażniony, żeby się nie odgryźć: 
– Nawet gdybym od dziś do końca roku co tydzień lądował na okładce jakiegoś brukowca, nie pobiję twojego rekordu.
– To prawda – przyznał Riccardo. – Z tym że ja jestem lepiej zorganizowany. 
Matteo zesztywniał. 
– Nabijam się z ciebie, nie rozumiesz?
– Ależ rozumiem. Dlatego właśnie chcę, żebyś wziął się w garść. 
– A co, jeśli nie posłucham? Ukarzesz mnie i ześlesz na prowincję?
Riccardo rzucił mu ganiące spojrzenie. 
– Naprawdę chciałbym, żebyś przynajmniej na jakiś czas zniknął mi z oczu, ale niestety jesteś potrzebny tutaj.
Matteo wiedział, dlaczego. Jako szef sprzedaży na Europę niemalże podwoił obroty. Nie cierpiał tylko tego trzymania go na krótkiej smyczy. Wsunął dwa palce w węzeł krawata i poluzował go gwałtownym szarpnięciem. – Nie ufasz mi.
– Gdybym ci nie ufał, nie dostałbyś tej pracy.
– Więc czemu wciąż mnie kontrolujesz?
Oblicze Riccarda przypominało chmurę gradową.
– Przez ostatnie pół roku zachowujesz się jak gówniarz, Matty.
– Daj mi coś do roboty, to nie będę miał czasu na głupoty – mruknął.
– Nareszcie mówisz do rzeczy. – Riccardo podniósł z błyszczącego biurka magazyn i pokazał go bratu. – Warren Davis kupił sieć Luxe.
Matteo rzucił okiem. O kupnie sieci hotelowej przez trzeciego w rankingu światowym najbogatszego człowieka na świecie było głośno już od jakiegoś czasu.
– Czytałem o tym. Patreus dostał kontrakt na kolejne trzy lata.
– Nie jest to takie pewne. Davis weryfikuje wszystkich dostawców.
Matteo zmarszczył czoło. 
– Skąd o tym wiesz?
– W poniedziałek grałem w pokera z jego znajomym. De Campo ma szansę zostać wiodącym dostawcą wina dla sieci.
Matteo aż wstrzymał oddech. 
– To byłby kontrakt na sześć, siedem milionów dolarów, lekko licząc.
– Dziesięć – poprawił go brat, a w jego oczach błysnęła iskra rywalizacji. Ich ojciec Antonio De Campo wprowadził rodzinną firmę na światowe rynki. Riccardo umocnił pozycję imperium, rozszerzając działalność o branżę restauracyjną. Ale nawet dla nich kontrakt z siecią luksusowych hoteli był łakomym kąskiem i oznaczał, że ich wina byłyby sprzedawane w każdej z cieszących się wręcz legendarną sławą restauracji Luxe. 
– Nieźle – szepnął Matteo. – Jak to rozegramy?
– Davis wyznaczył swoją córkę Quinn jako odpowiedzialną za segment wina. To do niej ostatecznie będzie należeć decyzja, kogo z wielkiej czwórki wybiorą. Ale najpierw musimy zdać test.
– Test? – zdumiał się.
– Warren Davis jest przekonany, że biznesem rządzą relacje. Dlatego rzadko kiedy kieruje się wyłącznie ofertą. Zresztą, wszyscy czterej kandydaci do kontraktu, w tym De Campo, mają atrakcyjną ofertę. Tak więc w tym przypadku zadecyduje właściwa chemia – mówiąc to, Riccardo uśmiechnął się dwuznacznie. 
– Jak zamierzają ją sprawdzić?
– Koktajl w rezydencji Davisa.
Matteo odpowiedział uśmiechem. 
– Przyjęcie z udziałem rekinów gotowych się pozagryzać?
– Tak to będzie wyglądać. – Riccardo wymienił dwie duże firmy działające w branży spirytusowej, które połknęły mniejszych producentów wina, oraz jednego niszowego producenta z południa Australii.
– Silver Kangaroo? – nie mógł uwierzyć Matteo.
– Zdobyli kilka prestiżowych nagród.
– Nie mają statusu wielkiego gracza. Skąd w ogóle pomysł, by ich zaprosić do przetargu?
– Podobno spodobali się Quinn. Z kolei my mamy szansę wygrać ze wszystkimi, jeśli Davis postawi na markę z tradycjami.
Matteo natychmiast poczuł zew rywalizacji. Jeśli o wyborze dostawcy ma decydować Quinn Davis, wystarczy, że użyje swojego uroku.
– Mamy jakieś informacje o tej całej Quinn? – rzucił szybko.
– Absolwentka Harvardu, inteligentna, twarda negocjatorka. – Brat wręczył mu teczkę. – Wszystko znajdziesz tutaj.
Matteo otworzył dossier i pobieżnie przerzucał znajdujące się w nim zdjęcia, artykuły i notatki. 
– Harvard? Coś w sam raz dla mnie – mruknął.
Riccardo uśmiechnął się szeroko. On wybrał Harvard, Matteo Oxford. Od wielu lat sprzeczali się, która uczelnia była lepsza i jeszcze nie udało im się dojść do porozumienia.
– Quinn jest dyrektorką w kilku firmach Davisa, prawda?
– Tak. Jedna z ostatnich to Dairy Delight. Warren ma nadzieję, że jej doświadczenie w branży spożywczej pomoże ożywić biznes restauracyjny. Restauracje Luxe od paru lat odnotowują nieznaczny, ale jednak spadek obrotów.
– Dairy Delight? Przecież oni sprzedają lody i burgery. W jaki sposób ma to pomóc restauracjom z przewodników Michelina?
– Matty, Quinn jest nieodrodną córką swojego ojca. Nie doceniając jej, popełnisz poważny błąd.
Może i tak. Ale była też kobietą, a Matteo jeszcze nie spotkał kobiety, której nie mógłby mieć. Jeśli będzie w formie, Quinn zacznie mu jeść z ręki, zanim dopije pierwszy koktajl na tym przyjęciu. Co nie znaczy, że jej nie doceniał. 
Zamknął teczkę. 
– Kogo tam wyślemy?
– Ciebie.
– A ty i Gabe?
– Ja muszę być na otwarciu restauracji w San Francisco, a Gabe ma teraz mnóstwo roboty przy winobraniu. Nie będę mu zawracać głowy.
Matteo poczuł, że wraca do gry. Kontrakt jest jego. Tylko jego.
Riccardo nie spuszczał z niego oka. 
– To bardzo ważny przetarg. Jeśli De Campo wygra, otworzymy zupełnie nowy rozdział w historii firmy. Musisz się postarać, Matty.
– Załatwione.
Riccardo drgnął nieznacznie. Matteo poczuł przypływ złości. 
– Tylko nie mów tego znowu! – Ale było za późno.
– Pamiętaj, żeby nie powtórzyć historii z Angelique Fontaine.
Matteo wciągnął powietrze i zacisnął dłonie tak mocno, że przestał czuć własne palce. 
– Jak długo będziesz mi to jeszcze wypominał? – wycedził. Miał ochotę rzucić się na brata i pięściami wybić mu z głowy przeklętą Angelique Fontaine.
– Załatw kontrakt z Luxe i jesteśmy kwita – odparł brat tonem, który natychmiast schłodził jego zamiary.
Matteo pochylił głowę i rozprostował palce, czekając, aż odzyska w nich czucie. W końcu popatrzył na brata, zastanawiając się nad czymś usilnie. 
– Dlaczego ja? Gdybyś chciał, spokojnie znalazłbyś na to czas.
– Prawda jest taka – zaczął powoli – że tylko ty możesz zdobyć ten kontrakt. Quinn Davis nienawidzi mężczyzn. Skreśliłaby mnie za sam wygląd. Może Gabe dałby sobie z nią radę. Ale ty jesteś subtelniejszy, kobiety do ciebie lgną. Miejmy nadzieję, że to pomoże.
Matteo, który spodziewał się kolejnej porcji wyrzutów, odetchnął z ulgą. 
– Hotele Luxe będą nasze, obiecuję.
Wsunął teczkę pod ramię, skłonił się i ruszył ku drzwiom. Jego umysł już pracował nad strategią, gdy do uszu doleciał głos brata. 
– Matty?
Kładąc dłoń na klamce, odwrócił głowę.
– Pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie wolno ci wciągnąć Quinn Davis do łóżka. Rozumiemy się?
Zacisnął szczęki, czując, jak cała jego kreatywność, która już zdążyła rozwinąć skrzydła, odlatuje w niewiadomym kierunku. 
– Nie musisz mi tego powtarzać!
Riccardo pokręcił głową. 
– Od jakiegoś czasu jesteś kompletnie nieprzewidywalny. 
Matteo zesztywniał po raz kolejny w trakcie tej rozmowy. 
– Doskonale wiesz, przez co przechodziłem i dlaczego doszło do takiej sytuacji z Angelique…
– To był kontrakt na siedem milionów, Matty.
A on go zdmuchnął jak domek z kart. Przeszłość stanęła mu gorzką pigułką w gardle. Mimo to zdobył się na wymuszony uśmiech. 
– Tym razem nie nawalę. 
Riccardo bez słowa odwrócił się w stronę okna. Audiencja była zakończona.
Matteo zamknął drzwi. Stał na korytarzu, zastanawiając się, co dalej. Oczywiście, że będzie musiał zawrócić w głowie Quinn. Inaczej nie zdobędzie kontraktu. Ale spać z nią? Matteo nie miał zamiaru spędzić kolejnych dwóch lat w czyśćcu. Musiał wrócić do gry i ten kontrakt mu to umożliwi. Od rozmowy z bratem zaschło mu w ustach. Potrzebował piwa. Zimnego piwa.

Godzinę później siedział na patiu przestronnego loftu usytuowanego w Meatpacking District, modnej dzielnicy Nowego Jorku. Humor wcale mu się nie poprawił. Wertował informacje zgromadzone przez asystentkę brata. Było tu wszystko, a nawet więcej, niż powinien wiedzieć o Quinn Davis. Także zdjęcia. Oglądając je, zrozumiał, dlaczego Riccardo go ostrzegł. Quinn nie była atrakcyjną kobietą. Jej uroda wprost zwalała z nóg.
Duże zdjęcie, które załączyła Paige, pochodziło z imprezy charytatywnej. Quinn była niewysoka, ale tak kobieca i apetyczna, że od razu wyobraził ją sobie w swoim łóżku. Długie ciemnobrązowe włosy spływały pasmami na ramiona, a szmaragdowe oczy mówiły „Weź mnie”. Nerwowo przełknął ślinę. Tak cudowna kobieta nie mogła nienawidzić mężczyzn. 
Pociągnął łyk piwa i zagłębił się w lekturze. Quinn zatrudniła się w firmie swojego ojca zaraz po ukończeniu Harvardu. Szybko awansowała. Cieszyła się dobrą opinią, zarówno wśród partnerów biznesowych, jak i dziennikarzy ekonomicznych. 
Przerzucał kolejne wycinki w poszukiwaniu informacji na temat życia osobistego. Albo raczej jego braku, jak stwierdził po chwili z zaskoczeniem. Dwadzieścia siedem lat, zamieszkała w Chicago, eksżona Juliana Edwardsa, prawnika z Bostonu. Małżeństwo trwało zaledwie rok. Poziom zaawansowany w krav madze? Aż gwizdnął z uznaniem.
Matteo był nią zafascynowany. Quinn Davis wyglądała na mocną zawodniczkę. Tak mocną, że w trzy miesiące zdołała pewnie całkowicie zdominować swojego biednego męża. Ostatni raz rzucił okiem na zdjęcie Quinn, po czym odłożył teczkę na betonowy podest. Wyciągnął nogi i spojrzał na jedyną widoczną gwiazdę, zawieszoną wysoko nad Manhattanem. Przed oczami mignęło mu wspomnienie z przeszłości. Wszyscy bracia De Campo – on, Gabriel i Riccardo – wchodzili do sali posiedzeń drugiego co do wielkości w Europie przewoźnika lotniczego. To był pierwszy ważny kontrakt dla Riccarda, jako nowego prezesa. Ich serca przepełniała nadzieja, w żyłach płynęła czysta adrenalina. Siedem milionów dolarów w zamian za dostawy wina na pokłady samolotów renomowanych linii lotniczych znajdowało się w zasięgu rąk. Prezentacja poszła tak świetnie, że wieczorem poszli w miasto uczcić sukces. Jednak gdy działanie adrenaliny osłabło, wrócił smutek i poczucie winy z powodu utraty najlepszego przyjaciela Giancarla. Matteo zmagał się z nim przez ostatnie kilka miesięcy, ale na próżno. Kiedy alkohol nie wystarczał, szukał pocieszenia w ramionach pięknych kobiet. Tyle że tym razem pocieszycielką była córka George’a Fontaine’a, prezesa linii lotniczych.
Angelique pracowała dla ojca i spotykali się w trakcie negocjacji. Miała na niego oko. Sądził, że jest dorosłą kobietą. Jednak gdy następnego ranka delikatnie uświadomił jej, że nie jest zainteresowany nawet dłuższą znajomością, pobiegła poskarżyć się ojcu. Szansa na kontrakt ulotniła się wraz z nią.
Fontaine zrobił mu awanturę przez telefon. Wspomnienie min braci, gdy George Fontaine oznajmiał swoją decyzję, która wypaliła w jego świadomości ranę, bolało go nawet dziś. Dlatego był tak wściekły podczas rozmowy z bratem.
Zły odstawił butelkę. Alkohol mu nie pomagał. Riccardo miał rację, powinien wziąć się w garść. Maleńka gwiazda mrugała do niego z wysoka jak latarnia przywołująca zagubionych na morzu żeglarzy. Zdobędzie ten kontrakt, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. A poprzeczka wisiała tym razem naprawdę wysoko. 

Należąca do Warrena Davisa zabytkowa kamienica w zamożnej dzielnicy Hyde Park w Chicago połyskiwała ceglastą czerwienią w promieniach zachodzącego słońca. To był wyjątkowo upalny dzień i dopiero o tej porze parne powietrze zaczynało z wolna ustępować miejsca wieczornemu chłodowi. 
Wysokie pinie oddzielające dom od ulicy szumiały lekko, wnosząc rześki zapach do pokoju Quinn, która stała w oknie, obserwując w dole samochody wysadzające gości przybyłych na koktajl. Byli nimi czterej przedstawiciele największych firm z branży spirytusowej. Spodziewała się ostrej rywalizacji. Ciekawa była nie tylko strategii, ale i swojej roli w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie. 
Przed przekroczeniem progu każdy z gości przez chwilę patrzył na zatkniętą przy wejściu flagę Stanów Zjednoczonych, przypominając sobie, że Warren Davis reprezentował wszystko, czym była dziś Ameryka. Miliarder, ale i filantrop, który potrafił dzielić się swoim bogactwem. Patriota i geniusz finansowy, który doradzał prezydentom i komentował ich decyzje. Człowiek, któremu darczyńcy gotowi byli zapłacić trzy i pół miliona na cele charytatywne w zamian za lunch przy jego stole. Zapewne w nadziei, że spłynie na nich choćby maleńka cząstka jego świetności.
Był także mężczyzną, który wraz ze swoją irlandzką żoną Sile, postanowił adoptować Quinn, gdy miała zaledwie dwa miesiące, a jej pochodzący z Południa rodzice ledwie wiązali koniec z końcem. W parę dni po tym, jak przywieźli niemowlę do domu, Sile zaszła jednak w ciążę i urodziła młodszą siostrę Quinn i jej najbliższą przyjaciółkę Theę.
Thea stała teraz przed lustrem, dobierając fryzurę. Wkładała po kolei różne opaski, przymierzała spinki i ponownie rozpuszczała włosy, rozczesując je coraz bardziej nerwowymi ruchami.
– Błagam, zdecyduj się wreszcie i chodźmy na dół – pospieszała ją Quinn.
Siostra westchnęła dramatycznie. 
– Jak mam się zdecydować? – szepnęła z rozpaczą.
– Kochanie, dzisiejszego wieczoru poznamy dwóch potencjalnych partnerów biznesowych, a nie przyszłych mężów – roześmiała się Quinn. – Zdążyła już przeboleć swój rozwód z Julianem na tyle, że nawet udawało jej się żartować z powrotu do bycia singielką.
– Chyba nie sądzisz, że przepuszczę taką okazję? – rzuciła niemal oburzona Thea. – Pomyśl tylko, baron od steków, książę winnic, a na deser smakowity Matteo De Campo.
Quinn uśmiechnęła się tylko. Sama nie należała ani do trzpiotek, ani do flirciarek, więc trochę zazdrościła siostrze tego entuzjazmu. 
– Daniel Williams jest bardzo przystojny, to muszę przyznać.
Thea odrzuciła długie blond włosy na plecy. 
– O, tak, mogłabym zamieszkać na tym jego ranczu. Chociaż, gdyby Matteo De Campo dał mi szansę, pobiegłabym za nim bez wahania. – Wzniosła oczy ku górze z egzaltacją nastolatki.
– De Campo to playboy i narcyz. Nie związałby się na dłużej z żadną kobietą, nawet gdyby trafiła mu się ostatnia na świecie przedstawicielka naszej płci.
Thea machnęła tylko ręką. 
– Kogo to obchodzi?I tak jest słodki! Podobno kobiety wyskakują z majtek na sam jego widok.
– Aż tak przystojny nie jest, chyba że lubisz mężczyzn w typie modeli z reklam perfum. Ci faktycznie wyglądają, jakby mogli uprawiać seks przez całą noc.
– A widzisz! – Siostra wychwyciła nutę podziwu w jej głosie. – Właśnie takim najtrudniej się oprzeć. Powinnaś pozbyć się tego pesymizmu. Rozwód to nie koniec świata – powiedziała zatroskanym głosem. 
Serce Quinn ścisnął ból. Nikt poza nią i Julianem nie znał prawdy. Oficjalnym powodem rozstania była niezgodność charakterów. Prawdziwy powód jak dotąd nie ujrzał światła dziennego i byłoby lepiej, gdyby tak pozostało. Zdobyła się na wymuszony uśmiech. 
– Nie zdejmuj majtek na widok De Campo. Drań nie tylko złamie ci serce, ale jeszcze będzie wściekły, gdy kontrakt przejdzie mu koło nosa.
Thea spojrzała na siostrę zaciekawiona. 
– A więc już podjęłaś decyzję?
– Nie, ale De Campo i tak jest na końcu listy. – Quinn wolała Silver Kangaroo Danny’ego Williamsa. Nieduża, australijska kompania winiarska wygrywała kolejne konkursy i bardziej pasowała do jej wizji marki Luxe.
– Tata lubi wina De Campo – rzuciła Thea lekko zawiedzionym głosem, podążając za siostrą. – Mówił, że ten nowy szczep z Napa jest wprost wyborny.
– Nie tata podejmuje decyzję.
Thea żachnęła się.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel