Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nie wszystko zgodnie z planem (ebook)
Zajrzyj do książki

Nie wszystko zgodnie z planem (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8604-6
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyA Baby on the Greek’s Doorstep
TłumaczMałgorzata Dobrogojska
Język oryginałuangielski
EAN9788327686046
Data premiery2022-11-10
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Pięć lat po śmierci żony i córki Tor Sarantos wciąż nie zamierza zakładać nowej rodziny. Jednak nawet potężny bankier nie wszystko ma pod kontrolą. Pewnego dnia pod drzwiami swojego domu znajduje niemowlę, a obok list, że to jego syn, którym musi się zająć. W pierwszej chwili Tor myśli, że to nieporozumienie, lecz potem przypomina sobie Pixie Miller, która kilka miesięcy temu przyszła do niego do biura w zaawansowanej ciąży. To z nią spędził wcześniej jedną niezwykłą noc…

FRAGMENT

Tor Sarantos nie przejął się zaniepokojeniem szefa ochrony na wieść o jego zaplanowanym na wieczór samotnym wyjściu.
– Wiesz, co to za dzień – powiedział po prostu. – Jak co roku, chcę spędzić ten szczególny wieczór samotnie.
– Z całym szacunkiem – nalegał starszy mężczyzna. – Przy twojej pozycji to niebezpieczne.
– Wiem – odparł Tor sucho. – Ale nie zmienię planów.
Przez minione pięć lat tego właśnie dnia Tor nieodmiennie wychodził sam. To była bardzo smutna rocznica śmierci jego żony i córki. Tor nie należał do specjalnie czułostkowych czy sentymentalnych, ale wypadek Kateriny i Sophii był najgorszą porażką w jego życiu. Nieokiełznany gniew, zraniona duma i gorycz doprowadziły do tragedii, o której nie pozwalał sobie zapomnieć. Dlatego przez ten jeden dzień w roku Tor pławił się w nienawiści do samego siebie. W końcu to on zawalił sprawę tak fatalnie, że kosztowało to dwa ludzkie życia, które można było uratować, gdyby tylko potrafił się zdobyć na odrobinę współczucia i wielkoduszności.
Przykre, ale Tor Sarantos nie grzeszył współczuciem ani wielkodusznością. Choć pochodził z ciepłej i kochającej rodziny, był twardy, nieustępliwy i bezwzględny. Bajecznie bogaty bankier i przenikliwy finansista, którego prognozy ceniły sobie zarówno rządy, jak i prywatni inwestorzy. W biznesie odniósł sukces, a w życiu prywatnym porażkę i nie planował ponownie zakładać rodziny.
Obecnie rzadko odwiedzał dom rodzinny w Grecji. Nie tylko dlatego, że ze zrozumiałych względów wolał unikać spotkań z włoskim bratem przyrodnim Sevastianem, ale nie chciał też słuchać coraz bardziej natarczywego nagabywania krewnych. Podczas odwiedzin nieustannie przedstawiano mu „odpowiednie” młode kobiety, chociaż wyraźne dawał do zrozumienia, że nie ma ochoty na ponowne małżeństwo.
Poza wszystkim, już dawno przestał być szczęśliwym mężem swojej pierwszej miłości, a został kobieciarzem, znanym w całej Europie z namiętnych, krótkotrwałych romansów. W wieku lat dwudziestu ośmiu bardzo się oddalił od naiwnych, młodzieńczych ideałów, ale rodzina uparcie nie chciała dostrzec tej zmiany.
Jego rodzice nadal byli w sobie tak samo zakochani jak w dniu swojego ślubu i przekonani, że podobne szczęście jest dostępne wszystkim. Tor nie zamierzał ich informować, że w ich własnym kręgu rodzinnym kwitną niedostrzeżone i niepodejrzewane kłamstwa, oszustwa i zdrada. Wolał, by jego krewni żyli w swojej słonecznej wersji rzeczywistości, w otoczeniu tęczy i jednorożców. Sam przekonał się boleśnie, że raz utracone zaufanie i niewinność są nie do odzyskania.
Przebierając się do wyjścia, odłożył złote spinki do mankietów, platynowy zegarek i wszystkie oznaki bogactwa, wybierając anonimowość spranych dżinsów i skórzanej kurtki. Zamierzał pójść do baru i pić aż do otępienia, rozpamiętując przeszłość, a potem wrócić do domu taksówką. Co roku spędzał ten czas tak samo. Nie pozwalał sobie na zapomnienie, bo to uwolniłoby go od poczucia winy, na co z pewnością nie zasługiwał.

Osiemnaście miesięcy później

Tora zdziwił widok niezwykle poruszonej gospodyni, która stanęła w drzwiach jego domowego gabinetu.
– Czy coś się stało?
– Ktoś zostawił dziecko na progu domu, proszę pana – poinformowała go z zakłopotaniem. – To chłopczyk, mniej więcej dziewięciomiesięczny.
– Dziecko? – Tor nie wierzył własnym uszom.
– Ochrona przegląda taśmy z monitoringu. Znaleziono przy nim list zaadresowany do pana.
– Do mnie? – powtórzył z niedowierzaniem, kiedy podała mu kopertę.
Widniało na niej jego nazwisko wypisane wielkimi literami, flamastrem.
– Czy mam zawiadomić policję?
Tor rozdarł kopertę. Wiadomość była krótka:

Dziecko jest Twoje. Opiekuj się nim.

Oczywiście dziecko nie mogło być jego. Ale może kogoś z rodziny? Miał trzech młodszych braci, którzy bywali w jego londyńskim domu. Może więc chłopczyk był jego bratankiem? Skoro matka zdecydowała się zostawić dziecko i odejść, musiała być zdesperowana.
– Czy zawiadomić policję? – dopytywała pani James.
– Na razie nie. Pozwól mi się nad tym zastanowić.
Na wypadek gdyby był w to zamieszany ktoś z jego krewnych, nie chciał skandalu i prasowych spekulacji.
– Więc co mam teraz zrobić?
– Z czym?
– Z dzieckiem, proszę pana. Nie znam się na opiece nad dziećmi.
– Wezwij nianię z agencji – poradził. – A ja postaram się coś ustalić.
Dziecko? Oczywiście nie mogło być jego. Ale jednocześnie pojawiła się refleksja. Na dobrą sprawę, żadna z form antykoncepcji nie dawała stuprocentowej gwarancji. Wpadki się zdarzały. Kobiety manipulatorki też.
Podobnie jak inni mężczyźni słyszał o kondomach specjalnie dziurawionych szpilkami i innych niesmacznych postępkach, ale nigdy nie spotkał nikogo, komu by to się rzeczywiście przydarzyło.
Starał się myśleć pozytywnie, ale niespodzianie naszło go wspomnienie dziwnej, rozhisteryzowanej kobiety, która wtargnęła do jego biura rok wcześniej…

Osiemnaście miesięcy wcześniej

Pixie otworzyła kluczem drzwi do swojego tymczasowego luksusowego domu. Mieszkało w nim kilka świetnie zarabiających osób, a ona jako studentka pielęgniarstwa mogła tylko potraktować możliwość spędzenia tu dwóch tygodni jako odpoczynek od mieszkania z bratem Jordanem i jego partnerką Eloise, akurat w trakcie rozstania. W małym szeregowcu, który z nimi dzieliła, musiała wysłuchiwać niekończących się kłótni, co było wyjątkowo krępujące.
Dlatego bardzo się ucieszyła, kiedy Steph, siostra jednej z jej przyjaciółek, posiadaczka cennej syjamskiej kotki, postanowiła nie oddawać jej na czas służbowego wyjazdu do hotelu dla zwierząt. Pixie dziwiło, że Steph, która była modelką, nie poprosiła o opiekę nad zwierzakiem współlokatorów. Dopiero kiedy zaczęła zajmować się Coco, zrozumiała, że każdy żyje tu w swoim świecie, nie interesując się sprawami innych, co niweczyło jej nadzieje na wspólnotowe kontakty.
Nie mogła jednak nie docenić możliwości korzystania z luksusowo wyposażonej łazienki i sypialni tylko za opiekę nad bardzo miłą koteczką. A ponieważ pracowała na dwunastogodzinnych zmianach jako praktykantka pielęgniarstwa, możliwość zamieszkania w tym eleganckim miejskim domu spadła jej jak z nieba. Właśnie wróciła z pracy, obiecując sobie długą, relaksującą kąpiel, a Coco podbiegła do niej, domagając się pieszczot po samotnym dniu.
Pixie wykąpała się, starając się nie rozmyślać o odejściu swojej pierwszej pacjentki. Była to młoda, zdrowa kobieta i żadne studia nie mogły jej na to przygotować. Wiedziała, że nie powinna się angażować emocjonalnie, tylko taktownie i empatycznie wspierać pogrążonych w bólu krewnych. Mogła się cieszyć satysfakcją z dobrze wykonanego zadania, ale przeżycie wciąż w niej tkwiło. Miała oczywiście świadomość, że nie powinna przenosić kwestii zawodowych na grunt prywatny, ale nie było to łatwe. Miała tylko dwadzieścia jeden lat, a sześć lat wcześniej przeżyła poważną stratę we własnej rodzinie.
Pozwoliła sobie na bose stopy i wygodną piżamę, bo nikogo poza nią w mieszkaniu nie było. Na imprezowiczów było jeszcze za wcześnie, inni podróżowali w interesach lub dla przyjemności. W tych godzinach, a także wcześnie rano Pixie miała zwykle to miejsce całe dla siebie i jej nietypowe godziny pracy okazywały się plusem.
Zapaliła tylko modną lampę wiszącą nad kuchenną wyspą, podekscytowana doskonałością swojego otoczenia. Profilowane blaty, wymyślne urządzenia, oszklona weranda, wszystko to bardzo jej się podobało. Lubiła marzyć i czasem sobie wyobrażała, że dom należy do niej i sama przygotowuje w tej wspaniałej kuchni posiłek dla wyjątkowego mężczyzny. Wyjątkowy mężczyzna to oczywiście żart, pomyślała z żalem, kiedy w oszklonych drzwiach patia mignęło jej odbicie niewysokiej, krągłej figurki z zielonymi włosami.
Zielonymi! Co też ją naszło, żeby kilka tygodni wcześniej ufarbować sobie włosy na zielono? Jordan i Eloise przekonali ją do tego, kiedy czuła się podle, bo mężczyzna, którym była zainteresowana, ledwo ją zauważał. Antony był pracownikiem paramedycznym, ciepłym i przyjacielskim, dokładnie takim, jak Pixie wyobrażała sobie idealnego partnera.
Farbowanie okazało się kiepskim pomysłem, bo tani barwnik nie dał się zmyć, choć powinien. W dodatku zbyt późno doczytała, że nie był polecany do jasnych włosów. Nie cierpiała swoich jasnych loków od czasów szkolnych, kiedy przezywano ją Pudlem. I nawet nie przez zdeklarowanych wrogów, ale osoby, które uważała za przyjaciół. Ostatnio przekonała się jednak, że włosy zielone są dużo gorsze niż blond, a w dodatku bardzo dalekie od profesjonalizmu. Wypowiedzieli się na ten temat wszyscy, poczynając od jej mentora, po przełożonych i kolegów z pracy. Niestety nie mogła sobie pozwolić na szukanie pomocy u fryzjera. Staż był niepłatny, a z powodu dwunastogodzinnych zmian nie mogła wziąć dodatkowej pracy.
Rozpamiętując zmartwienia, przygotowała sobie grzankę z serem. Na więcej nie było jej stać i nawet Coco jadała dużo lepiej. Nastawiła wodę na herbatę i wtedy usłyszała blisko jakiś dźwięk. Pomyślała, że to kotka, bo wcześniej dała jej do zabawy gumową piłeczkę. Coco była bardzo żywa, ale jak większość kociaków szybko się męczyła i zasypiała w swoim ekskluzywnym, przyozdobionym futerkiem koszu na długo przed tym, jak Pixie położyła się spać. Teraz Pixie czekała na grzankę i rozmyślała o czekającym ją w weekend powrocie do domu brata. Ta perspektywa nie cieszyła jej ani trochę, ale nie miała wyboru. W dodatku do innych kłopotów Jordan stracił pracę i Eloise była na niego wściekła, bo nie szukał nowej, a wydatki rosły zastraszająco. W tej sytuacji Pixie czuła, że jest dla nich jeszcze większym ciężarem.
Jordan zaczął się nią opiekować po nagłej śmierci rodziców. Ona miała wtedy lat piętnaście, on dwadzieścia trzy. Pixie wiedziała, że mógł ją oddać do rodziny zastępczej. Tym bardziej, że z formalnego punktu widzenia byli rodzeństwem przyrodnim, z tego samego ojca i różnych matek, bo ich ojciec owdowiał i ożenił się ponownie. Jednak Jordan nie odwrócił się do niej plecami, chociaż mógł, i dopełnił wielu formalnych wymogów, by zostać jej prawnym opiekunem. Była mu bardzo wdzięczna za opiekę i wsparcie, jakiego jej nie żałował w latach szkolnych i później, na studiach pielęgniarskich.
– Coś tu bardzo dobrze pachnie…
Na dźwięk nieznanego męskiego głosu Pixie omal nie wyskoczyła ze skóry. Odwróciła się pospiesznie i zobaczyła mężczyznę wstającego niespiesznie z leżaka na nieoświetlonej, oszklonej werandzie, gdzie do tej pory siedział niezauważony. Od pierwszej chwili zrobił na niej ogromne wrażenie, bo wyglądał jak chodząca męska doskonałość. Nieopatrznie dała krok do przodu i zderzyła się ze spojrzeniem ostrym, przenikliwym, przejmującym i mrocznym jak nocne niebo.
– Nie widziałam cię tu wcześniej. Kim jesteś? – spytała grzecznie, obawiając się obrazić któregoś ze współlokatorów czy znajomych Steph.
– Jestem Tor – zamruczał. – Miałem zamówić taksówkę i pojechać do domu, ale przysnąłem.
– Nie wiedziałam, że ktoś tu jest – powiedziała Pixie. – Wróciłam z pracy i szykuję sobie kolację. Do kogo przyszedłeś?
Zmarszczył brwi i znów opadł na leżak.
– Bardzo przepraszam, ale nie pamiętam nazwiska. Ruda długonoga o denerwującym śmiechu.
– Saffron – podpowiedziała rozbawiona. – Dlaczego cię tu zostawiła?
– Wybiegła wściekła, bo ją odtrąciłem – odparł, wzruszając ramionami.
– Odtrąciłeś Saffron?
Trudno było w to uwierzyć, bo Saffron, niedoszła aktorka, wyglądała jak supermodelka i ludzie oglądali się za nią na ulicy.
– Zaszło nieporozumienie – wyjaśnił gładko. – Myślałem, że zaprasza mnie na party, ale planowała co innego. Trochę za dużo wypiłem i słabo panowałem nad językiem.
Na pewno nie był pijany. W szpitalu nierzadko stykała się z pijanymi. Zwykle bełkotali, przeklinali i nie byli w stanie stać o własnych siłach. Ten nieznajomy mówił z doskonałą dykcją, bardzo grzecznie, i potrafił zręcznie załagodzić nieprzyjemne wrażenie , jakie mógł wywrzeć, wspominając o odtrąceniu innej kobiety. Pixie była pod wrażeniem mężczyzny o guście na tyle wyrafinowanym, by odrzucić zaloty takiej piękności jak Saffron.
– Co będzie na kolację? – spytał niespodziewanie.
– Zapiekanki z serem. – Pixie zdjęła pokrywkę z patelni i sięgnęła po talerz.
– Pachną fantastycznie.
– Masz ochotę?
Był zupełnie obcy i nie miała wobec niego żadnych zobowiązań, ale jak już wcześniej stwierdziła Eloise, Pixie była typem kobiety, którą mężczyźni będą wykorzystywać. Zresztą sama też zauważyła, że zwyczajnie lubi karmić ludzi i się nimi opiekować. Zaspokajanie ludzkich potrzeb dawało jej satysfakcję, choć Eloise powtarzała, że dla własnego dobra powinna zdusić te skłonności w zarodku.
– Bardzo chętnie. Umieram z głodu. – Jego uśmiech był oszałamiająco piękny i ciepły.
Pixie przełożyła gotową zapiekankę na talerz.

– Bardzo proszę. Dla mnie będzie następna.
Podała mu talerz, nóż i widelec, a on przysunął sobie jeden z wysokich barowych stołków. Choć zajęta przygotowywaniem następnej zapiekanki, była bardzo świadoma jego palącego spojrzenia. To, co czuła przy Antonym i przy tym nieznajomym, było nieporównywalne.
Dziewczyna miała zupełnie niezwykłe włosy. Tor, kontemplujący bladą zieleń loków spadających na wąskie ramiona, nie potrafił znaleźć innego określenia. Jeżeli jednak kobieta mogła dobrze wyglądać w zielonych włosach, to w tym przypadku tak było. Miała też najjaśniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widział, najmiększe, najbardziej różowe wargi, najgładszą skórę i była tak drobna, że ledwo ją widział przez kuchenną wyspę.
– Ile masz wzrostu?
– Jakieś metr pięćdziesiąt. U mnie w rodzinie wszyscy są niewysocy.
– A lat?
– Dlaczego pytasz?
– Jestem w obcym domu i nie chcę zostać posądzony o zaczepianie cudzego dziecka, a ty wyglądasz bardzo młodo.
– Dwadzieścia jeden. Jestem wykwalifikowaną pielęgniarką. Całkiem dorosłą i niezależną.
– Dwadzieścia jeden to wciąż niewiele – zauważył mimochodem.
– A ty, starcze, ile masz lat? – spytała żartobliwie, przykrywając patelnię i opierając się wygodniej. – Napijesz się kawy?
– Chętnie. Czarną z cukrem – odparł. – Ja mam dwadzieścia osiem.
– I jesteś żonaty. – Zauważyła jego obrączkę. – Co w takim razie robiłeś z Saffron? Przepraszam, to nie moja sprawa – zreflektowała się zaraz.
– Nic nie szkodzi. Jestem wdowcem.
Zamieszała kawę i podała mu kubek.
– Bardzo mi przykro.
– Bywa – odparł sztywno. – Moja żona i córka zginęły pięć lat temu.
Pixie zbladła.
– Straciłeś też dziecko?
Natychmiast wróciło do niej wspomnienie jej pierwszej śmierci w szpitalu. Nieuchronność przemijania i smutek rodziny oddziaływały też na personel medyczny. Ból po stracie żony i dziecka musiał być niewyobrażalny i serce ścisnęło jej się współczuciem. Pobladł, co zdawało się potwierdzać jej odczucia.
– Ogromnie mi przykro.
– Nikt już ich nawet nie wspomina. Jakby minęło sto lat, a nie pięć – zauważył z goryczą.
– W obliczu śmierci ludzie czują się nieswojo. Unikają tematu, żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.
– Albo jakby to mogło być zaraźliwe – dopowiedział sucho.
– Wiem. Moi rodzice odeszli w odstępie dwóch dni i nawet przyjaciele unikali mnie, kiedy wróciłam do szkoły.
– Wypadek samochodowy? – spytał ze współczuciem.
– Nie. Choroba legionistów. Oboje mieli cukrzycę i upośledzony układ odpornościowy, a leczenie przyszło nie dość szybko. Wszyscy myśleli, że to jakiś niegroźny wirus. Tata odszedł pierwszy, mama dwa dni po nim. Byłam zdruzgotana. Nie miałam pojęcia, jak groźna jest sytuacja, a potem było już za późno.
– To dlatego zostałaś pielęgniarką?
– Po części. Chciałam móc pomagać potrzebującym i mieć praktyczny, sensowny zawód. – Uśmiechnęła się smutno. – Prawdę mówiąc, już jako dziecko bandażowałam pluszowe misie i próbowałam ratować porzucone pisklęta. Mój brat mawiał, że chcę zbawić świat.
– Ja też mam brata, ale się nie kontaktujemy.
Najwyraźniej stare powiedzenie, że alkohol rozwiązuje język było prawdziwe, bo mówił dużo więcej niż zwykle. Z natury raczej powściągliwy, więc może to ona tak na niego działała? Zwyczajna i pozornie zupełnie nieseksowna w szarej piżamie w małe różowe flamingi… przynajmniej dopóki nie zauważył zgrabnych, pełnych piersi.
– Dlaczego się nie kontaktujecie? – W niebieskich oczach zabłysło współczucie. – To smutne.
– Wcale nie. Sypiał z moją żoną – odparł Tor, zaskakując samego siebie.
Nigdy wcześniej nikomu o tym nie wspomniał i naprawdę nie zamierzał tego robić.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– Jak brat bratu mógł zrobić ci coś takiego?
– Nie dorastaliśmy razem i właściwie nigdy nie byliśmy blisko – wyjaśnił niechętnie. – Ale tej zdrady nigdy mu nie wybaczę.
– To oczywiste.
Po tym pierwszym zwierzeniu z niewytłumaczalnego powodu nie potrafił powstrzymać się od kolejnych.
– Tamtej nocy, zanim zmarła, moja żona wyznała, że zakochała się w Sevie, ale walczyła z tym uczuciem, bo chciała być lojalna wobec mnie i sądziła, że jej się to udało.
– Nie powinna była za ciebie wychodzić – powiedziała Pixie z uczuciem. – Powinna była powiedzieć ci o swoich wątpliwościach jeszcze przed ślubem.
– To byłoby z pewnością mniej niszczące niż efekt końcowy.
Jego szczupła opalona twarz wyglądała jak wyrzeźbiona z granitu, ciemne oczy miały twardy wyraz.
– Świadomość, że nasze wspólne lata to fałsz i kłamstwo, była bardzo trudna i źle to zniosłem – dokończył półgłosem.
– Przeżyłeś wstrząs. – Dolała mu kawy.
– To mnie nie usprawiedliwia.
Patrzył na nią z pustką w pięknych ciemnych oczach ze złocistymi refleksami, ocienionych długimi czarnymi rzęsami. Był uderzająco przystojny…

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel