Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nie zawiodę cię (ebook)
Zajrzyj do książki

Nie zawiodę cię (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7472-2
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyHis Contract Christmas Bride
TłumaczEwelina Grychtoł
Język oryginałuangielski
EAN9788327674722
Data premiery2021-10-28
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Po tragicznej śmierci brata i jego żony Drakon Konstantinou zostaje opiekunem nowo narodzonego bratanka. Chce zapewnić dziecku pełną rodzinę, dlatego postanawia się ożenić. Przypomina sobie ciepłą i wrażliwą Lucy Philips, położną, z którą kiedyś miał romans. Sądzi, że ona najlepiej będzie potrafiła zająć się dzieckiem. Oświadcza się Lucy, nie domyśla się jednak prawdziwych powodów, dla których jego propozycja zostaje przyjęta.

Fragment książki

Lucy nie od razu rozpoznała Drakona. Jakże mogłoby być inaczej, skoro ostatnie miesiące spędziła, usilnie starając się o nim nie myśleć? Odpychała myśli o Drakonie Konstantinou tak zaciekle, jak osoba na diecie odpycha myśli o kremówkach, czekoladzie i tostach z topionym masłem.
Musiałaby być kompletną idiotką, żeby rozmyślać mężczyźnie, który pokazał jej świat rozkoszy, a potem rozpłynął się bez śladu. Musiałaby być idiotką, żeby rozpamiętywać coś, co zawsze wydawało jej się niemożliwą do spełnienia fantazją.
Czując, jak serce tłucze jej się w piersi, Lucy uchyliła drzwi swojego domku i nieufnie spojrzała nad łańcuchem na ciemną sylwetkę Drakona. To zdecydowanie był on, a jednocześnie wcale nie przypominał mężczyzny, który uwiódł ją na greckiej wyspie Prasinisos. Wyspie, która w całości należała do niego.
Teraz rysy jego twarzy wydawały się bardziej surowe, a przygarbione ramiona sprawiały wrażenie, jakby dźwigał wielki ciężar. Jego czarne włosy, niegdyś ścięte krótko, teraz opadały na ramiona, a zarost wyglądał, jakby nie golił się od wielu dni. W porównaniu z jego zwykłym, perfekcyjnie zadbanym wyglądem te drobne oznaki zaniedbania wydawały się niemal szokujące. Obecnie Drakon Konstantinou bardziej przypominał muzyka rockowego niż potężnego barona naftowego, mającego cały świat u swoich stóp.
Sam jego widok wystarczył, by Lucy zrobiło się gorąco. Jej skóra momentalnie stała się tak wrażliwa, jakby ktoś przejechał po niej papierem ściernym. Nie chciała tak na niego reagować, ale wrażliwość to nie jest coś, co można włączyć i wyłączyć jak wodę w kranie. Jej uczucia do Drakona były sprzeczne i skomplikowane; przede wszystkim zaś czuła, że byłoby lepiej, gdyby nigdy więcej się nie spotkali. Na pewno lepiej dla niej. Lepiej byłoby zapomnieć te trzy magiczne dni i noce, które postawiły poprzeczkę dla jej przyszłych kochanków na niemożliwym poziomie. Lepiej na nowo przyzwyczaić się do codzienności, która wydawała jej się śmiertelnie nudna po tym, jak miała okazję spędzić kilka dni w świecie Drakona.
Ale teraz stał przed nią, żywy, prawdziwy i tak samo onieśmielający jak zawsze, a ona nie mogła go zignorować. Nie mogła zamknąć mu drzwi przed nosem, twierdząc, że nie ma czasu z nim rozmawiać. Mógłby wtedy uznać, że się go boi, a tego by nie zniosła.
Okej, odebrał jej dziewictwo. Czy też raczej oddała mu swoje dziewictwo z entuzjazmem, który zaskoczył nawet ją samą. Nie byli sobie nic winni. Nie musieli stać się dla siebie wrogami tylko dlatego, że ich namiętność wypaliła się niczym sylwestrowe fajerwerki. Czy też była na tyle naiwna, by sądzić, że powstanie między nimi jakiegoś rodzaju relacja? Mimo że pochodzili z dwóch różnych światów?
A jednak...
Przełknęła nerwowo, usiłując zdusić głupią, niepotrzebną nadzieję. Wiedziała, że jeśli się jej podda, to czeka ją nieznośny ból rozczarowania. A ona miała dość bólu. Czyż nie przeżyła go dość w swoim krótkim, dwudziestoośmioletnim życiu?
Dlatego uśmiechnęła się tak szeroko, jak potrafiła.
– Drakon. – Mroźne zimowe powietrze sprawiało, że z jej ust unosiły się obłoczki pary. – Cóż za niespodziewane spotkanie.
Drakon wzruszył ramionami.
– Może powinienem był zadzwonić.
Powiedział to takim tonem, jakby w rzeczywistości wcale nie uważał za stosowne się tym przejmować. Jakby oczekiwał, że każda kobieta będzie zachwycona, widząc na progu niespodziewanego gościa w postaci sławnego greckiego miliardera. Lucy powinna uznać to za bezczelne, ale jakoś nie potrafiła obudzić w sobie wzburzenia.
– Owszem, powinieneś. Masz szczęście, że jestem w domu.
Drakon uniósł brwi.
– Doprawdy?
Wbrew wszystkiemu Lucy poczuła, że jest mu winna wyjaśnienie. Jakby musiała cokolwiek wyjaśniać mężczyźnie, któremu nie zależało na niej nawet na tyle, żeby do niej zadzwonić.
– To gorący okres dla branży cateringowej. Odbywa się wiele przedświątecznych imprez i normalnie byłabym w pracy. Na wypadek, gdybyś zapomniał, pracuję dla Caro’s Canapés, a w święta ludzie jedzą więcej kanapek niż w jakimkolwiek innym okresie.
– Oczywiście. Święta. – Drakon zamilkł na moment, wiedząc, że musi ostrożnie dobierać następne słowa. Zwykle było wręcz odwrotnie: ludzie z uwielbieniem spijali każde słowo z jego ust, co czasem napawało go wręcz obrzydzeniem. Tak jak wielu wpływowych ludzi, oczekiwał służalczości, a jednocześnie w głębi ducha nią pogardzał. Ale Lucy była inna. Zawsze była inna. Czy to nie dlatego tu przyszedł? Setki kobiet dałyby sobie rękę uciąć, żeby przyjąć jego propozycję, ale tylko Lucy naprawdę ją zrozumie.
Tylko Lucy zrozumie wiążące się z nią ograniczenia.
Ale najpierw musiał się dostać do jej miniaturowej fortecy. Spojrzał znacząco na łańcuch.
– Mogę wejść? – zapytał.
Na moment zapadło milczenie. Zbyt krótkie, by mogło zostać uznane za obraźliwe, ale dość długie, by poczuł ukłucie irytacji.
– Przypuszczam, że tak – odparła wreszcie Lucy.
Drakon poczekał, aż upora się z łańcuchem i się cofnie, przepuszczając go w wejściu. Zauważył, że trzyma się na dystans. Pewnie mógł się tego spodziewać. Nie zachował się zbyt ładnie po tej niespodziewanej erotycznej przygodzie, której później wielokrotnie żałował. Nie miał pojęcia, dlaczego postąpił w tak nietypowy dla siebie sposób. Zazwyczaj wybierał sobie kochanki równie starannie, jak samochody czy inwestycje. Ktoś taki jak Lucy Philips zostałby odrzucony na starcie.
Nie zadzwonił, ponieważ nie chciał robić jej nadziei. Nie chciał, żeby wyobrażała sobie Bóg wie jakie rzeczy, które nigdy się nie spełnią. Była zbyt naiwna i niedoświadczona, żeby zadawać się z kimś takim jak on. Cały ten pomysł był błędem i Drakon wielokrotnie zastanawiał się, co go opętało, żeby zaprosić znajomą ze szkolnych czasów na swoją prywatną wyspę.
W głębi duszy wiedział. Nie chodziło o to, jak na niego patrzyła tymi łagodnymi niebieskimi oczami ani jak się rumieniła na jego widok. Nie chodziło też o jej dość staromodne podejście do świata, które od początku go zauroczyło. Przede wszystkim zdecydował się na to dlatego, że zrobiło mu się żal tej zapracowanej, ciężko doświadczonej przez los dziewczyny. To dlatego ją uwiódł, mimo że w niczym nie przypominała jego poprzednich kochanek. Nigdy nie bawił się uczuciami kobiet, z przyczyn, które miały ścisły związek z jego przeszłością. Niektórzy posądzali go nawet o obojętność na ich wdzięki. Tymczasem Drakon uwielbiał seks tak samo jak każdy mężczyzna, ale ładne ciało nie wystarczyło, żeby go zainteresować. Lubił doświadczone, niezależne kobiety. Takie, które bardziej skupiały się na karierze niż na zakładaniu rodziny. A nie niewinne marzycielki, jak Lucy Philips.
Popatrzył na Lucy. Trudno byłoby nazwać ją piękną, ale jej brązowe włosy były miękkie i błyszczące, cera gładka i oliwkowa, a te rozmarzone niebieskie oczy patrzyły na niego w szczególny sposób…
Zmrużył oczy. Miała młode, wysportowane ciało, ale szare workowate dżinsy odejmowały jej zgrabnym pośladkom sporo uroku. Nie lepiej prezentowała się jej bordowa bluza z naszywką klubu pływackiego, skutecznie zakrywającą krzywiznę piersi. Wbrew swojej woli Drakon wyobraził sobie jej sutki, różowe i smakujące kokosowym kremem do opalania. Poczuł, jak krew gwałtownie napływa mu do lędźwi. Jakże wspaniale byłoby znów się w niej zatracić…
W duchu zganił się za to, że w tak poważnej chwili myśli o seksie. Potrząsnął głową. Skup się. Przypomnij sobie, dlaczego tu jesteś.
Wszedł do salonu, na środku którego stał duży stół, ozdobiony stroikiem z ostrokrzewu. W kominku pełgał ogień, rozsiewając zapach palonego drewna. Wszystkie meble były stare, ale czyste i zadbane. Na honorowym miejscu na ścianie wisiały zdjęcia dwóch mężczyzn w mundurach.
– Przyjemne miejsce – skomentował. Ta uprzejma uwaga zabrzmiała dziwnie w jego ustach.
Lucy podejrzliwie zmrużyła oczy, jakby mu nie wierzyła. Jakby sądziła, że z niej drwi, porównując jej malutki domek do oszałamiającego metrażu jego licznych rezydencji. Tymczasem on mówił najzupełniej szczerze. Nigdy dotąd nie był w tym nadrzecznym domku, ale często mijał go, kiedy uczył się pobliskiej szkole z internatem. Jak większość chłopców rozpaczliwie tęsknił za domem, a to miejsce w jakiś sposób mu o nim przypominało. Ilekroć go mijał, z otwartych drzwi i okien dobiegał śmiech. Zimą każdego roku na drzwiach wisiała jemioła, a w oknach świeciły kolorowe lampki.
Tym razem nie było ani jednego, ani drugiego.
– W pełni spełnia moje potrzeby – odparła nieco sztywno Lucy.
Drakon opuścił wzrok na jej lewą rękę. Zanim z powrotem spojrzał jej w oczy, upewnił się, że na żadnym palcu nie ma pierścionka. Mało prawdopodobne, żeby jej sytuacja życiowa zmieniła się od lata, ale nigdy nic nie wiadomo...
– Mieszkasz tu sama?
– Owszem. – Lucy lekko zmarszczyła brwi.
– To znaczy, że w twoim życiu nie ma mężczyzny?
Na jej policzki wystąpiły rumieńce.
– Sądzę, że to dość osobiste pytanie.
– Nie ma? – Drakon nie ustępował.
Jej rumieńce pociemniały.
– Nie. Właściwie to nie ma, chociaż to nie twoja sprawa – odparła. Sprawiała wrażenie, jakby targały nią sprzeczne emocje. – Co mogę dla ciebie zrobić, Drakon? Pojawiasz się tu bez uprzedzenia i zaczynasz wypytywać mnie o moje życie prywatne, chociaż przez miesiące nie dawałeś znaku życia. Wybacz, ale nie rozumiem, co tu się dzieje. To przypadkowa wizyta?
Drakon pokręcił głową. W jego głowie ta rozmowa przebiegła zupełnie inaczej. Zamierzał stopniowo wyłuszczyć jej całą sytuację i możliwie jak najbardziej złagodzić wstrząs. Nie spodziewał się, że będzie musiał tak po prostu to powiedzieć.
– Nie. To nie jest przypadkowa wizyta. – Słowa na jego języku smakowały jak gorzka trucizna. – Chodzi o Nika. Nie żyje.
Lucy zamrugała. Co on wygadywał? To niemożliwe. Niko był bratem bliźniakiem Drakona. Jego bardziej dziką, nieprzewidywalną wersją. Tym, który okupował nagłówki gazet plotkarskich i trzy razy został prawie wyrzucony ze szkoły. Ale choć Niko był lekkomyślny, był też pełen życia. Wydawał się wręcz emanować energią. Jak ktoś taki mógł zginąć?
– O czym ty mówisz? – zapytała i od razu sobie uświadomiła, że jej pytanie jest co najmniej naiwne, biorąc pod uwagę jej własne doświadczenia.
Drakon skrzywił się boleśnie.
– Przedawkował. W zeszłym miesiącu.
Lucy krzyknęła cicho, zasłaniając usta rękami. Ze wszystkich ludzi ona najlepiej powinna wiedzieć, że młode życie może zostać ścięte równie łatwo, jak źdźbło trawy.
– Och, Drakon – szepnęła. – Tak mi przykro. Nie miałam pojęcia. Proszę, usiądź. Przyniosę ci coś do picia. – Rozejrzała się, usiłując sobie przypomnieć, gdzie jest barek. – Chyba mam gdzieś jakąś whiskey...
– Nie chcę whiskey – przerwał szorstko Drakon.
Lucy skinęła głową.
– W porządku. W takim razie zrobię ci herbatę. Gorąca herbata z cukrem to jest to, czego potrzebujesz.
Ku jej zdziwieniu Drakon nie zaprotestował. Opadł na jeden z foteli przy kominku, który wyglądał na zbyt wątły, by utrzymać jego potężne ciało. Lucy umknęła do kuchni, ciesząc się w duchu, że może się czymś zająć. Trzęsła się przy tym tak bardzo, że filiżanki dzwoniły jej w rękach.
Czekając, aż woda się zagotuje, starała się głęboko oddychać. Jak to możliwe, że nie zauważyła, że coś jest nie tak? Czyż nie znała mowy ciała, z której przy odrobinie wysiłku wyczytałaby, że ma przed sobą człowieka pogrążonego w żałobie? Zamiast tego wolała przeżywać fakt, że Drakon uwiódł ją i zostawił. Czymże to było w porównaniu z jego tragedią?
Było też inne, dużo ważniejsze pytanie.
Dlaczego jej powiedział?
Wciąż się nad tym zastanawiając, postawiła filiżanki na tacy i wróciła z nią do salonu. Drakon obrócił się, by na nią spojrzeć. Wyraz jego twarzy przeraził Lucy. Jego chłodne, niedostępne spojrzenie zdawało się mówić „nie zbliżaj się do mnie”.
Nalała herbaty z dzbanka, wrzuciła cztery kostki cukru do jego filiżanki i postawiła ją na małym stoliku przy kominku. Następnie sama usiadła na fotelu obok.
– Chcesz mi o tym opowiedzieć? – zapytała łagodnie. – O tym, co się stało z Nikiem?
Rozmawianie o zmarłym bracie było ostatnią rzeczą, na jaką Drakon miał ochotę, ale musiał się przemóc, jeśli miał skłonić Lucy do przystania na jego propozycję. Właściwie dlaczego to miałoby być trudne? Był mistrzem negocjacji. Teraz należało po prostu przenieść techniki używane w biznesie na życie prywatne, by osiągnąć to, co sobie zamierzył.
– Ile wiesz o moim bracie? – zapytał.
Lucy wzruszyła ramionami.
– Niewiele. Odkąd skończył szkołę, zapadł się pod ziemię.
– „Zapadł się pod ziemię” to dobre określenie. – Drakon pomyślał, że jego głos brzmi, jakby dobiegał z bardzo daleka. Uświadomił sobie, że naprawdę tak jest. Dobiegał z przeszłości, z innego życia. Bliźnięta Konstantinou, dwóch czarnookich chłopców, rozpieszczanych jak książęta przez szereg służących, ale ignorowanych przez własnych rodziców. Ich DNA było prawie identyczne i przez lata niewielu ludzi potrafiło ich odróżnić. Do czasu, kiedy nauczyli się mówić. Tak podobni z wyglądu, a tak różni z charakteru. Czasem potrafili nabrać nawet rodziców, co właściwie nie było trudne, biorąc pod uwagę, jak niewiele spędzali z nimi czasu.
– Niko był starszy ode mnie – dodał. – Tylko o półtorej minuty, ale to wystarczyło, by stał się spadkobiercą rodzinnej firmy. Myślał, że będzie bardzo bogatym człowiekiem… do czasu, aż odczytano testament. Wszystkie pieniądze zniknęły. Nie odziedziczyliśmy nic.
– Jak to możliwe?
Drakon wpatrywał się w łagodne, współczujące oczy Lucy, i przez chwilę naprawdę miał ochotę się jej zwierzyć. W duchu przywołał się do porządku. Przyszedł tutaj rozmawiać o przyszłości, a nie o przeszłości.
– Przyczyny nie mają znaczenia – powiedział stanowczo. – Ważne, jak Niko poradził sobie z tą wiadomością. A poradził sobie, sięgając po narkotyki. Tu buch marihuany na imprezie, tam kreska kokainy. Ale każdy narkoman prędzej czy później zaczyna potrzebować nowych bodźców. – Drakon skrzywił się boleśnie. – Dlatego zaczął brać heroinę.
Lucy nie odpowiedziała. Drakon sam nie wiedział, jakiej reakcji oczekuje. Czy potajemnie chciał, żeby powiedziała coś oklepanego i przewidywalnego, żeby mógł wyładować na niej swoją frustrację? Niełatwo było mu się przed nią otworzyć, ale kiedy już to zrobił, ulżyło mu. Z nikim dotąd o tym nie rozmawiał, nawet z Amy. Nie ośmielił się. Czy bał się, że powiedzenie komuś o uzależnieniu brata odbije się źle na nim? Obnaży wstyd i poczucie winy, które dręczyły go, ponieważ nie pomógł Nikowi, kiedy ten potrzebował go najbardziej?
– Dowiedziałem się dopiero, kiedy było już za późno – kontynuował gorzko. – Niko wyjechał z Grecji i zaczął trzymać wszystkich na dystans, włączając w to mnie. Dopiero teraz rozumiem, że chciał ukryć przede mną swoją narkomanię. Gdybym wiedział, mógłbym podjąć jakieś kroki, ale nie wiedziałem. Chyba byłem zbyt zajęty pomnażaniem mojej fortuny. Odbudowywaniem dobrego imienia rodziny Konstantinou. – Westchnął ciężko. – Pewnego dnia usłyszałem, że Niko zamieszkał na wyspie Goa i jest w stałym związku. Pamiętam, że ucieszyła mnie ta wieść. Sam nigdy nie wierzyłem w uzdrawiającą moc miłości, ale miałem nadzieję, że u mojego brata może jednak zadziała. – Skrzywił się i milczał przez chwilę. – Co jakiś czas docierały do mnie kolejne doniesienia z jego życia. Wzięli ślub, a potem mieli dziecko.
– Dziecko? – powtórzyła wstrząśnięta Lucy.
Drakon widział, jak krew odpływa jej z twarzy, ale to wciąż nie był właściwy moment. Musiał nakreślić jej sytuację, poczekać, aż przyjmie do wiadomości wszystkie fakty, zanim uderzy w nią tym najważniejszym.
– Skontaktował się ze mną zaraz po narodzinach, żeby mi powiedzieć, że zostałem wujkiem. Zapytał, czy chcę przyjechać i poznać Xandera, a ja odpowiedziałem, że oczywiście. Zaplanowałem wizytę w następnym tygodniu i miałem nadzieję, że ojcostwo da mojemu bratu poczucie spełnienia, którego nie potrafił znaleźć gdzie indziej. Może naprawdę by się tak stało, gdyby on i jego żona nie postanowili uczcić narodzin dziecka w swój ulubiony sposób. Nie butelką szampana ani kolacją przy świecach, ale śmiertelną mieszanką narkotyków.
Lucy pobladła jeszcze bardziej.
– O nie.
– O tak. Moja wspólniczka akurat pojechała w tamte okolice w interesach i postanowiła złożyć im niespodziewaną wizytę. – Drakon przerwał, szukając właściwych słów. – Kiedy weszła, ich ciała były jeszcze ciepłe. Wynająłem lokalnego detektywa, żeby się dowiedział, ile się da. Okazało się, że oboje byli głęboko uzależnieni.
– Och, Drakon. Tak mi przykro.
Drakon pokręcił głową.
– Udało mi się skontaktować z kobietą, która opiekowała się jego żoną w czasie ciąży. Na szczęście okazało się, że na całe dziewięć miesięcy odstawiła narkotyki.
– A dziecko? – szepnęła Lucy. – Co z dzieckiem?
– Jest zdrowe. Znajduje się teraz pod opieką niani, w moim mieszkaniu w Londynie. Widzisz, Niko i jego żona wskazali mnie w testamencie jako oficjalnego opiekuna.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel