Niebezpieczne porywy serca
Przedstawiamy "Niebezpieczne porywy serca" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Paryż w czasach Napoleona to niebezpieczne miasto. Najmniejszy błąd może zaprowadzić majora Shayborne’a, angielskiego szpiega, wprost na szubienicę. W jego domu pojawia się niespodziewanie Celeste, niegdysiejsza przyjaciółka i kochanka. Ostrzega go przed niebezpieczeństwem i doradza szybki powrót do Anglii. Major nie wie, dla kogo pracuje Celeste, ale postanawia jej zaufać. Uciekają razem z Paryża, coraz mocniej przekonani, że los podarował im jeszcze jedną szansę na miłość. Droga ku wspólnej przyszłości okaże się trudniejsza, niż zakładali, ale często to, o co musimy walczyć, cenimy najbardziej.
Fragment książki
Major Summerley Shayborne otworzył drzwi swojego mieszkania przy Rue St Denis i ujrzał młodą kobietę, której twarz ginęła w wieczornym półmroku. Miała grube okulary, a jej śnieżnobiałe włosy były luźno związane na karku. Major nie widział podobnego koloru u nikogo w jej wieku, założył więc, że został uzyskany sztucznie.
- Jestem tu, by pana ostrzec.
Shay zdążył zauważyć mgnienie ostrza w jej lewej ręce, zanim schowała ją do kieszeni.
- Ostrzec mnie przed czym - Nie potrafił rozpoznać jej akcentu. Posługiwała się francuszczyzną jak ktoś, kto nie pochodzi znikąd.
- Savary i Ministerstwo Policji obserwują pana - odparła. Jej dykcja była nienaganna. - Prowadził pan za dużo konwersacji o sprawach wojskowych Francji na Polach Marsowych i w kawiarniach. Ludzie zaczynają zadawać pytania.
Kobieta zapaliła świecę, odwracając twarz od światła. Kiedy knot rozpalił się na dobre, przysunęła ją do twarzy Shaya, pozostawiając własną w półmroku.
- Niektórzy podejrzewają, że wcale nie jest pan amerykańskim posłem.
- Kim pani jest?
Kobieta zaśmiała się krótko. W jej śmiechu nie było śladu wesołości i po plecach Shaya przebiegł zimny dreszcz.
- Tutejsza polityka nie bierze jeńców. Jeden fałszywy ruch i będzie pan martwy. Nawet czarujący i dociekliwy cudzoziemiec nie jest odporny na nóż wsunięty po cichu między żebra. - Stała w całkowitym bezruchu, który podkreślało migotanie płomienia. - Policja będzie tu w ciągu kilku dni, żeby zadać pytania. Jest pan szpiegiem, majorze Shayborne, o nieocenionej wartości dla obu stron, ale zawsze nadchodzi moment, kiedy zwyczajnie kończy się szczęście.
Shay spojrzał na nią z oszołomieniem.
- Dlaczego mi to pani mówi?
- Historia - szepnęła w odpowiedzi, po czym odwróciła się i zniknęła w ciemności.
Shay nie próbował jej gonić. Stał jak wryty, usiłując przetrawić to, co usłyszał.
Historia.
Było coś znajomego w barwie jej głosu, pod gniewem, za grubymi okularami i pod sztuczną peruką. Wspomnienie. Jak echo odzywające się we krwi. Shay stał tak nieruchomo, jak to tylko możliwe, starając się pochwycić to, co tańczyło na krawędzi jego świadomości.
Celeste szła w stronę Palais Royale, z łatwością orientując się w gąszczu uliczek prowadzących do Rue des Petit Champs. Maszerowała żwawo, ale nie za szybko, ponieważ nadmierny pośpiech zwróciłby uwagę. Noc była przyjemna jak na czerwiec. Celeste dotknęła ściany domu tynkowanej kredowym i wapiennym piaskiem. Przed sobą miała tawernę, w której niekiedy się zatrzymywała. Na wszelki wypadek weszła głębiej w cień, naciągając na oczy kaptur jedwabnej peleryny. Nową, drogą białą perukę schowała w kieszeni.
Nie chciała z nikim się widzieć ani przed nikim się tłumaczyć. Chciała się umyć. Chciała usiąść na swoim balkonie i wypić kieliszek dymnego Pouilly-Fumé, które poprzedniego dnia kupiła od żydowskiego sklepikarza.
Chciała być sama.
Powinna była wysłać kogoś innego, żeby ostrzegł Shayborne'a. Mogła napisać mu liścik albo wyszeptać swoją wiadomość w ciemności, bez zapalania świecy. Mogła przekazać swoją informację dowolną bezpieczną i praktyczną metodą, ale tego nie zrobiła. Poszła się z nim zobaczyć i powiedziała mu dokładnie to, co powinna była zachować dla siebie.
Historia.
Jedno słowo, skąpane w krwi i wstydzie. Jedno słowo, które zmieniło ją z dziewczynki, którą była, w kobietę, którą się stała.
Odkryła swoje karty, ponieważ wiedziała, że Ministerstwo Policji i Ministerstwo Wojny wkrótce będą deptać jej po piętach tak samo, jak Shayborne'owi. I ponieważ po sześciu latach uciekania w końcu wyczerpały jej się opcje.
To będzie cud, jeśli nie zginie jeszcze przed nim, tym angielskim szpiegiem, który wywołał zamieszanie w całej Francji swoją ucieczką z Bayonne. Który, zamiast zgodnie z oczekiwaniami wrócić do Hiszpanii, przedarł się do samego serca imperium Napoleona.
Dlaczego?
Był tutaj, żeby dowiedzieć się, co może wydarzyć się w następnej kolejności. Czy Napoleon skieruje armię do Rosji? Takie informacje mogły zmienić przebieg wojny. Brytyjski generał Arthur Wellesley, który obecnie stacjonował na północnym wybrzeżu Hiszpanii, na nie czekał.
Kiedyś bardziej by ją to obchodziło. Pilnie słuchałaby plotek generałów i narzekania ministrów. Ale istniała ograniczona liczba tajemnic, jakie można odkryć, zanim człowieka dopadną własne kłamstwa. Oszustwo miało swoje granice i ona prawie ich sięgnęła w mieście, którego nie mogła już nazywać swoim.
Popełniła błąd, powierzając wrażliwe dokumenty posłańcowi, który ją zdradził. Jej pomyłka kosztowała życie prawie wszystkich członków jednej z paryskich rodzin. Wciąż nie rozumiała, jak to się stało. Ktoś wyżej musiał wydać rozkaz zmiecenia rodziny Dubois z powierzchni ziemi, a ona przypłaciła to swoim nazwiskiem i swoją reputacją. Jej życie wisiało na włosku. Zginęli dobrzy ludzie, którzy nie wiedzieli, do czego może doprowadzić tocząca kraj wojna. Ludzie, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Dwoje z nich było dziećmi. Celeste wciąż była porażona ogromem tej tragedii.
Klnąc pod nosem, przejrzała w myślach opcje, które jeszcze były dla niej dostępne. Prawdopodobnie czekała ją zmiana tożsamości, ale najpierw musiała dopilnować, żeby reszta rodziny Dubois znalazła się w bezpiecznym miejscu. Była im winna przynajmniej tyle. Z pieniędzmi, które zarobiła na handlu tajnymi informacjami, mogło jej się udać.
Porty były zamknięte, a każdego podróżnego bacznie obserwowano. Ale wciąż mogła prześlizgnąć się jak cień przez każde miasto w Europie, a poza granicami Paryża nikt jej nie rozpozna.
Na tę myśl zmarszczyła brwi. Wiedziała, że nie może zostawić majora Shayborne'a na pastwę tych, którzy chcą go zabić. Była w szoku, kiedy ujrzała go w drzwiach jego mieszkania. Po tylu latach nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, a na pewno nie w sercu terytorium wroga.
Jego oczy były bardziej złote, niż zapamiętała, a jego twarz szczuplejsza. Farbował włosy, ale w ostatecznym rozrachunku czas okazał się bardziej litościwy dla niego, niż dla niej.
- Cóż za szkoda - szepnęła.
Gdy przed ośmioma laty przybyła do Paryża ze swoim ojcem, ona także była piękna. Ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż użalanie się nad utraconą urodą. Skupiona na obserwacji otoczenia, przeszła przez La Place De La Bourse i dotarła na Rue St Berger. Tutaj budynki były mniej zdobione i imponujące, a uliczki węższe. Pies zaszczekał i Celeste zatrzymała się na moment. Dopiero gdy poczuła na twarzy podmuch wiatru, wspięła się po cichu po krętych schodach. Kolejne schody i drzwi jej mieszkania. Przyjrzała się dokładnie zamkowi, by upewnić się, że włos, który do niego włożyła, wciąż jest na swoim miejscu. Na popiele, który rozsypała na progu, też nie było żadnego śladu, więc przekręciła klucz w zamku i weszła do środka.
Nikt jej nie śledził. Cienie latarni i wąskie łuki Les Halles, z okrągłą Halle aux Blés po zachodniej stronie, były wolne od niebezpieczeństw.
To był teraz jej dom, ta część Paryża, i znała ją jak własną dłoń. Każdą twarz, każdy kamień, każdy dźwięk każdej poruszającej się istoty. Taka wiedza chroniła ją, ale zarazem niosła ze sobą izolację. Ale ona była przyzwyczajona do samotności.
Jej mieszkanie było prawie puste. Odpowiadało jej to. Tak żyła przez te tygodnie, miesiące i lata po tym, jak jej ojciec został zamordowany. Tak udało jej się przetrwać po tym, jak znalazła się w sercu chaosu.
Historia.
Nie powinna była wyszeptać tego słowa, ale pod nim kryła się inna prawda. Prawda, która przebiła się przez płytką próżność.
Zresztą co Shayborne mógł zrobić z taką informacją, mając najwyżej kilka dni na opuszczenie miasta? Kiedy Celeste go zobaczyła, przeżyła wstrząs. Nikt oprócz Julesa, jej szpiega w Ministerstwie Wojny, jeszcze nie odgadł jego tożsamości, ale wystarczy połączyć kropki. Agenci ścigający Shayborne'a wkrótce zrozumieją, co przeoczyli.
Dobrze zapłaciła Julesowi za jego milczenie na czterdzieści osiem godzin, ale realnie nie mogła liczyć na więcej niż dwadzieścia cztery. Taki sekret był wart małą fortunę i jej szpieg z pewnością właśnie szacował, ile warta jest jego lojalność. Być może nie mogła liczyć nawet na dwanaście godzin.
McPherson też był podejrzany, Stary szkocki jubiler, który dyskretnie zbierał informacje o ruchach Napoleona.
Wystarczyło dodać dwa do dwóch i każdy mógł dostać lorda Summerleya Anthony'ego Williama Shayborne’a. Summera, jak go nazywała, ale już nie mogła nazywać go swoim. Oboje dostali karty, które na zawsze ich rozdzieliły, zmieniając nie do poznania niewinnych ludzi, którymi niegdyś byli.
Odsunęła kotarę i wyszła na balkon, uważając, żeby pozostać blisko ściany. Zawsze pilnowała, żeby mieć coś solidnego za plecami, coś grubego i osłaniającego.
Ostrożnie rozpięła pelerynę i rozluźniła sznurowanie sukni, pozwalając, by nocne powietrze omiotło jej skórę. Odchyliła głowę i zamknęła oczy.
Wspominając…
Bliskość jego silnego, twardego ciała, jego ciepło i jego dotyk. Myślała o tym, kiedy jej ojciec zginął, a ona została porwana. Wtedy tylko wspomnienie dobroci i honoru Shayborne'a trzymało ją przy życiu. Sposób, w jaki wypowiadał jej imię pod gwiazdami Sussex był jak muzyka. Zawsze wyczuwała w nim też zagrożenie, okiełznane przez obowiązek, ale zawsze przyczajone niedaleko. Przemoc i absolutne opanowanie - odurzająca kombinacja. Był jedynym mężczyzną, jakiego poznała, który pokonałby każdą przeszkodę.
- Notre Père, qui est aux cieux…
Pradawne słowa modlitwy nieco ją uspokoiły.. Włożyła rękę do kieszeni i dotknęła różańca ojca, gładząc polerowany bursztyn.
Nigdy nie żałowała tego, co zrobiła z Summerem. Pamiętała dziewczynę, którą wtedy była, niewinną i arogancką. Czy wszystkie młode piękne kobiety zachowywały się w tak nieznośnie roszczeniowy sposób, czy tylko ona? Dobrze chociaż, że z tego wyrosła.
Spuściła wzrok na blizny na lewym nadgarstku, białe i wyblakłe. Powiodła po nich opuszkiem palca. Tym właśnie się stała: kobietą z bliznami na ciele i duszy.
Podniosła kieliszek doskonałego wina, wypiła duszkiem i nalała sobie kolejny kieliszek, czując, jak jej lęki powoli odpuszczają….
Shay zasunął zasłony, zapalił dwie świece i postawił po bokach kominka.
Był zmęczony Paryżem, zmęczony jego intrygami i mrokiem. Uświadomił sobie, kim była jego tajemnicza stronniczka w ciągu kilku minut od jej wyjścia.
Celeste Fournier. Minęło osiem lat, odkąd ostatni raz widział ją w Anglii. Wszyscy, którzy ją znali, wychwalali jej piękno, ale on najbardziej kochał jej wrażliwość.
Kochał? Wtedy na pewno tak sądził, choć w wieku osiemnastu lat serce jest skłonne do przesady.
Odwrócił się, słysząc kolejne pukanie do drzwi. Czyżby wróciła? Odsunął rygiel i ujrzał na progu Richarda Cunninghama. Wpuścił go i pospiesznie zamknął drzwi, pamiętając ostrzeżenie Celeste.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha, Rick.
- Możliwe, że widziałem. Szykują się problemy, Shay. Wczorajsza awantura podzieliła światek paryskiego wywiadu i każde ministerstwo oskarża pozostałe o próbę sięgnięcia po więcej władzy. W rezultacie wszelkie sojusze przestały istnieć.
- Mówisz o morderstwie rodziny Dubois?
- Czyli słyszałeś? Od kogo? - Cunningham szerzej otworzył oczy. - Mówi się, że agencje Napoleona od teraz będą eksterminować każdego, kto nie zgadza się z jego wizją Francji. Oficjalna wersja jest taka, że Dubois byli w posiadaniu obciążających dokumentów, które stawiały ich lojalność wobec Francji pod znakiem zapytania. Napoleon oszalał w swojej żądzy władzy!
- Dym - odparł Shay. - Dym wznoszący się w naiwnej nadziei na potęgę. Jeśli Napoleon podbije Rosję, nic go już nie powstrzyma od przejęcia władzy nad całym światem.
- Zima rzuci go na kolana, zapamiętaj moje słowa.
- Czyli wyjeżdżasz? - Spojrzenie Shaya padło na torbę przy drzwiach.
- Tak. Dzisiaj w nocy. Jedź ze mną. To jedyna rozsądna opcja.
Piętnaście minut wcześniej Shay myślał, że to zrobi, ale teraz pokręcił głową.
- Najpierw muszę dokończyć pewną sprawę.
Pomyślał o Celeste. Pomyślał o bezcennym darze, który otrzymał od niej na sianie w stodole w Langley.
- Czy James McPherson zdaje sobie sprawę z zagrożenia?
- Jeśli nie, to jego agenci go zawiedli. Wszystko skończone, nie rozumiesz?
- Dokąd zamierzasz się udać?
- Na północne wybrzeże. Znam rybaków, dla których złoto jest ważniejsze od polityki.
- W takim razie życzę ci szczęścia i szerokiej drogi.
- Nie jedziesz ze mną?
- Myślę, że masz większe szanse beze mnie. Jestem tu spalony. Dzisiaj się dowiedziałem.
- Boże. W takim razie dlaczego zostajesz, do diabła?
- Zostanę tylko chwilę dłużej. Jutro wyjeżdżam.
- Znajdź sobie inną przykrywkę. Słyszałam plotki, że każdy amerykański poseł prezydenta Madisona będzie przeszukany. Jesteś bohaterem, Shay, w Hiszpanii i w Anglii, ale pamiętaj, że masz tylko jedno życie.
- I jedną śmierć?
- To też.
Kiedy Cunnigham wyszedł, Shay podszedł do stołu i duszkiem dopił jego brandy. Zdmuchnął świece, odsłonił zasłony i usiadł przy oknie, patrząc na księżyc.
Kiedy następnego ranka Celeste przeciskała się przez tłoczny targ Les Halles, Guy Bernard już na nią czekał. Gdyby bardziej uważała, mogłaby uniknąć spotkania, ale stanęli praktycznie twarzą w twarz. Jego policzki były zaczerwienione, a ramiona spięte.
- Czyżbyś stała się zdrajczynią, ma chérie? - Jego głos ociekał sarkazmem. - Po tym, co się stało z Dubois, niektórzy zaczęli myśleć, że pracujesz dla Anglików.
- To sugerowałoby, że wynik tej wojny mnie obchodzi, Guy - odparła zgodnie z prawdą. Oboje byli szpiegami do wynajęcia służącymi każdemu, kto dobrze zapłaci. Zobaczyła, że Guy się rozluźnia, więc puściła sztylet, który ukradkiem trzymała w kieszeni.
Musiała poznać jego intencje, dowiedzieć się, jaki może być jego następny ruch.
Wiele się nauczyła. Powstała z popiołów wstydu i narodziła się na nowo, tym razem ze sztyletem w dłoni i nienawiścią w sercu. Guy nauczył ją, jak ją szlifować, jak ją wykorzystywać.
Dlatego kiedy Guy wziął ją za rękę, nie wyrwała jej. Miała dobry powód, żeby ciągnąć tę mistyfikację choćby przez kilka dni dłużej.
- Zrobiłaś się samotna i zgorzkniała, Brigitte. Już nie rozpoznaję w tobie nic z osoby, którą byłaś.
Kiedyś Celeste lubiła Guya Bernarda, ale potem zrozumiała, że w swoich dążeniach jest pozbawiony szczypty moralności. I zrozumiała też inne rzeczy.
Był niebezpieczny i za dużo pił. Zanim minął pierwszy rok ich małżeństwa, przestała żyć z nim intymnie. Kontynuowali tę szaradę przez sześć miesięcy tylko dlatego, że dodawała im wiarygodności w pracy. Przez jakiś czas tworzyli zgraną drużynę szpiegów i jeśli Guy dowiedział się o czymś, o czym Celeste nie wiedziała, to przekazywał jej informację. Pomógł jej też stworzyć Brigitte Guerin, kobietę powstałą z nicości. Ukradł dowód martwej prostytutce na ulicy w Marais, bo dziewczyna była mniej więcej w tym samym wieku i miała dostatecznie podobny wygląd. Taki dokument wystarczał, żeby wziąć ślub, żeby znowu legalnie zaistnieć, żeby mieć przeszłość, ale też teraźniejszość i przyszłość. Paryż był miastem zbyt nieufnym, żeby móc w nim przetrwać poza granicami społeczeństwa.
Brigitte Guerin zgrabnie wypełniła lukę i nikt nie byłby już w stanie powiązać Celeste z błędami jej ojca. Uliczny spryt Guya Bernarda dał jej ochronę, a sam Guy nigdy więcej nie wypowiedział je prawdziwego imienia. Ale polityka i zmienne szczęście Francji podzieliły ich. Jego gniew coraz częściej kładł się cieniem na ich relacji, a jego wieczna melancholia stała się nieznośna.
Dlatego Celeste zaczęła działać na własną rękę, wykorzystując umiejętności, których nauczył ją mąż, umiejętności, który weszły jej w krew, choć jednocześnie uczyniły ją zepsutą. Przez jakiś czas Guy próbował ją przekonać, że się zmieni, ale ostatecznie pogodził się z jej stratą i poszedł dalej - do innych kobiet. W głębi duszy Celeste wiedziała, że w innym życiu nawet by na niego nie spojrzała.
- Kim dzisiaj jesteś? - Guy zmierzył wzrokiem jej spodnie, kurtkę i koszyk z chlebem. - Pomocnikiem piekarza? Chłopcem na posyłki? - Wziął drożdżówkę z jej koszyka i odgryzł kawałek. - Benet chce, żebyś przyszła i wyjaśniła, co poszło nie tak z Dubois. Uważa, że twoja lojalność stoi pod znakiem zapytania.
- A co z twoją lojalnością? - zapytała gorzko. Louis Dubois miał siedem i pół roku, a Madeline Dubois mniej niż pięć lat.
Guy zaklął, używając ulgaryzmów charakterystycznych dla rolniczego zachodu. Ten błąd nie uszedł uwadze Celeste. Nawet niedoświadczony agent rozpoznałby po tym jego tożsamość.
- Nie miało ich tam być.
- I myślisz, że to wystarczająca wymówka?
Guy szybko zmienił temat.
- Angielski szpieg, major Shayborne, jest w mieście. Jeśli przyniesiesz taki kąsek, może Benet znowu ci zaufa.
- Mówisz o legendarnym mistrzu wywiadu Wellesleya?
- Tak, o tym samym. Złamał zasady zwolnienia warunkowego z Bayonne, choć mógł uciec w dowolnym momencie do Hiszpanii. Zapytasz, dlaczego postąpił w ten sposób? Ano po to, żeby przedostać się do Paryża i zebrać jak najwięcej informacji o Wielkiej Armii Napoleona.