Nieposkromiona namiętność (ebook)
Sammi, topowa modelka, i Oliver, fotograf mody, poznają się w barze hotelu na Manhattanie. Umawiają się na sesję, lecz nie potrafią zapanować nad namiętnością i lądują w łóżku. Sammi uważa, że ich cudowna przygoda może być początkiem bliskiego związku. Trochę się jednak tego obawia, bo Oliver w przeciwieństwie do niej pochodzi z wyższych sfer, poza tym ma historię uzależnień. Nie może jednak bez niego żyć, on też jej pragnie. Spędzają z sobą gorące noce, chodzą na przyjęcia, do teatru. Jest jak w bajce. Ale gdy Oliver się jej oświadcza, Sammi nie zgadza się zostać jego żoną. Nie jest pewna, czy ją kocha. Bo wspaniały seks nie wystarczy, by wiązać się na całe życie...
Fragment książki
Oliver Lowell wpatrywał się w pojedyncze słowo napisane ręcznie pod ozdobnym motywem urodzinowej karty pocztowej.
„Kiedyś”.
Brak podpisu. Żadnej uwagi w rodzaju „wybacz, że przegapiłem twoje urodziny”. Tylko jedno słowo. Pojedyncze słowo budzące z uśpienia wszystkie demony, które Oliver zmusił do uległości w ciągu tych ostatnich ośmiu lat, gdy zachowywał trzeźwość.
Kiedyś? Co miało oznaczać to dziwne przesłanie? Czy była to groźba? Czy może obietnica?
Podarunek w postaci bardzo kosztownej wędki z kołowrotkiem zaburzył wewnętrzny spokój Olivera równie gwałtownie, jak wszystkie wspomnienia wiążące się z osobą jego ojca.
Vernon Lowell wielokrotnie obiecywał synowi wspólną wyprawę na ryby, ale zawsze odkładał ją na później, twierdząc, że ma na głowie ważniejsze sprawy. Nie było więc zaskakujące, że kiedy Oliver rozpoczynał naukę w szkole średniej, stosunki między ojcem a najmłodszym synem osiągnęły poziom z trudem tłumionej wrogości.
Oliver odrzucił kartę pocztową, chwycił kamerę i znalazł się po chwili w sercu rozgrzanego popołudniowym wrześniowym słońcem Manhattanu.
Odurzony kwaśnym odorem spalin i ogłuszony szumem silników, zatrzymał się na moment. Przytłoczony gwałtownym atakiem gniewu i żalu nie bardzo wiedział, dokąd skierować swoje kroki.
Osiem lat wcześniej odnalazłby zaprzyjaźnionego dilera i zaopatrzyłby się w jakiś narkotyk mogący stępić jego nerwowe podniecenie. Zapomnienie było w owych czasach jego najlepszym przyjacielem, ulubionym sposobem radzenia sobie z pogardą dla samego siebie, której nie mogły uleczyć nawet największe sukcesy zawodowe.
Jako dwudziestolatek przeżywał wzloty i upadki, ale nie zwracał uwagi na to, że jego postępowanie ma wpływ na losy najbliższego otoczenia. Pewnego dnia postanowił jednak przerwać proces swojej autodestrukcji.
Wstrzemięźliwość jednak wcale nie ułatwiła mu życia. Co więcej, bardzo je utrudniła, zmuszając go do ponoszenia konsekwencji dotychczasowych poczynań.
Każdego dnia musiał zmagać się z codziennymi pokusami i znosić negatywne opinie otoczenia.
Przezwyciężywszy przejściowy atak paraliżu, ruszył w kierunku Grand Hotelu. Zamierzał utwierdzić się w przekonaniu, że panuje nad nałogami i w żadnym wypadku im nie ulegnie.
Minąwszy obszerny elegancki hol oraz przylegający do niego ekskluzywny bar, wszedł do Sali Klubowej ozdobionej wielkimi fotosami ze starych filmów i starannie dobranymi zestawami kanap i foteli. Zbliżała się godzina szósta, więc lokal był niemal pełny gości.
Oliver zajął jedyny wolny stolik, z którego mógł obserwować cały bar.
Został uprzejmie powitany przez znajomego kelnera i choć z reguły nie pił alkoholu, zamówił podwójną whisky, budząc w kelnerze zdumienie, które spotęgowało jeszcze bardziej jego irytację.
Nieczęsto poddawał swoją silną wolę tego rodzaju próbom i zawsze pijał tylko wodę mineralną z sokiem cytrynowym.
Ponownie ogarnęła go furia. Wiedział, że jest to uczucie destruktywne, odbierające energię i zdolność koncentracji. Uczucie, które było źródłem wszystkich podejmowanych przez niego błędnych decyzji.
Czekając na zamówionego drinka, rozglądał się po wnętrzu baru, rozpaczliwie szukając czegoś, co oderwałoby go od myślenia o błogim otępieniu, jakie zapewniały mu narkotyki i alkohol. W okresie wczesnej młodości właśnie to otępienie było jedyną ucieczką przed złością, która toczyła jego duszę i nadal, choć bardzo rzadko, przypominała mu o swoim istnieniu.
W pierwszych miesiącach abstynencji, kiedy zgłębiał umiejętność panowania nad ciemnymi emocjami, ucieczkę przed rzeczywistością zapewniały mu zdawkowe kontakty z przygodnie poznanymi kobietami. Pospieszne zbliżenia, do których dochodziło w przypadkowych pokojach hotelowych, w toaletach czy nawet w ciemnych zaułkach, były skutecznym lekarstwem na rozterki duchowe, ale pozostawiały po sobie uczucie pustki i niesmaku.
Zerwał więc z tym autodestrukcyjnym postępowaniem i przelał swoją energię w coś, co miało zbawienny wpływ na chorobę jego duszy. W coś, co pozwoliło mu wykorzystać własną wyobraźnię i stać się światowej sławy artystą fotografikiem.
W gruncie rzeczy nie zauważył kelnera, który postawił przed nim na stoliku zamówioną whisky. Jego uwagę pochłonęła para, która weszła właśnie do środka i zmierzała w kierunku baru. A ściślej mówiąc, szczupła zgrabna kobieta wyglądająca na modelkę.
Miała na sobie czarne obcisłe dżinsy, czarny T-shirt i lekką bluzę stylizowaną na kurtkę pilota wojskowego. Dzięki wysokim obcasom mierzyła ponad metr osiemdziesiąt i była znacznie wyższa niż jej partner, który musiał odczuwać kompleks niższości, bo dość szorstkim gestem pchnął ją w kierunku stołka barowego.
Zareagowała na jego obcesowość niechętnym skrzywieniem ust, a Oliver zaczął się zastanawiać, dlaczego ta wyraźnie wrażliwa kobieta traci czas w towarzystwie takiego gbura.
Jej proste ciemne włosy i oczy o kształcie migdałów zdawały się sugerować filipińskie pochodzenie. Oliver odruchowo sięgnął do torby, w której nosił kamerę, ale nagle zastygł. Od skierowania obiektywu na twarz kobiety powstrzymała go nie delikatność, lecz nagłe zainteresowanie jej urodą.
Zafascynował się fotografią już w szkole średniej. Właśnie wtedy posiadł umiejętność obserwacji, która umożliwiała odzwierciedlanie prawdziwej natury przypadkowo spotkanych modeli. Jako zawodowiec zdobył sławę dzięki portretom osób, których aparycja wyrastała ponad przeciętność.
Ale ta kobieta wzbudziła w nim zupełnie inne uczucia. Miał ochotę podziwiać jej urodę bez pośrednictwa kamery. Dotykać jej i przywrzeć wargami do jej ust. Zamknąć oczy i słuchać jej głosu. Więc odsunął od siebie torbę z aparatem i zaczął uważnie obserwować piękną nieznajomą.
Siedziała bez ruchu, wpatrzona w szklankę z koktajlem, który zamówił dla niej mężczyzna, ale nie sięgając po nią i nie odzywając się ani słowem.
Jej towarzysz zdążył już wypić z prostackim pośpiechem dwa drinki i wylać połowę trzeciego, akcentując potok słów gwałtowną gestykulacją. Ona zaś zacisnęła palce na trzymanej w rękach teczce z jakimiś dokumentami, ale nie ruszyła się z miejsca.
Oliver wyczuwał instynktownie, że przyczyną jej biernego zachowania jest nie lęk, lecz zimna furia.
Obserwował z zainteresowaniem poczynania dwojga uczestników tej sceny, żałując, że siedzi zbyt daleko, aby słyszeć, co mówi mężczyzna. Zauważył, że kobieta nie ma na rękach żadnego pierścionka i doszedł do wniosku, iż ich związek nie ma trwałego charakteru.
Sam nie wiedział, dlaczego to założenie poprawiło jego humor. Chwilę później poczuł jednak gwałtowny przypływ złości, bo mężczyzna energicznie stuknął szklanką o blat baru, oblewając alkoholem swoją rozmówczynię.
Zaczęła wycierać dżinsy papierową serwetką, on zaś nie tylko jej nie przeprosił, lecz zerwał się ze stołka i najwyraźniej przedstawił kolejne ultimatum.
Potem na chwilę zamilkł, czekając na odpowiedź, ona zaś odłożyła serwetkę i przez kilka sekund przyglądała mu się w milczeniu, a następnie potrząsnęła głową.
Jej towarzysz nie spodziewał się widocznie takiej reakcji, bo wygłosił jakąś agresywną uwagę, a później ruszył w kierunku wyjścia.
Zanim jednak do niego dotarł, Oliver uniósł ze stołu swoją nietkniętą szklankę, wstał i zastąpił mu drogę. Kiedy się zderzyli, spora porcja kosztownej whisky oblała marynarkę nieznajomego, który spojrzał na Olivera z wściekłością.
- Co pan, do cholery, robi? – spytał z oburzeniem.
- Bardzo przepraszam! – zawołał Oliver, udając szczery żal i starając się ukryć satysfakcję, jaką sprawiła mu możliwość ukarania nieznajomego za jego zachowanie. – Ogromnie mi przykro.
- Przykro? – warknął mężczyzna, wyciągając z kieszeni wizytówkę. – Nic mnie nie obchodzi, czy jest panu przykro, czy nie! Chcę, żeby zwrócił mi pan koszt pralni chemicznej.
- Oczywiście – odparł Oliver, zerkając na trzymany w ręku kartonik. – Ty Littel. Obiecuję, że wkrótce się do pana odezwę.
- Moje nazwisko wymawia się Li-tell, a nie Little.
- Bardzo pana przepraszam – powtórzył Oliver, a agresywny facet odepchnął go i ponownie ruszył w kierunku wyjścia.
Obracając w palcach wizytówkę nieznajomego, Oliver śledził go, dopóki nie zniknął za drzwiami. Potem ruszył w stronę baru, zatrzymał się obok kobiety, która siedziała nadal nieruchomo i tylko jej zaciśnięte usta mogły dowodzić, że usiłuje opanować podniecenie.
Podsunął pięćdziesięciodolarowy banknot barmanowi, bo zauważył, że Littel, opuszczając bar bez pożegnania, zapomniał również o rachunku.
- Ten facet jest dupkiem – oznajmił, mając nadzieję, że jego żartobliwa uwaga rozproszy napięcie kobiety. – To dobrze, że się go pani pozbyła.
Nie chcąc wykorzystywać sytuacji, która i tak musiała być dla niej niełatwa, zamierzał się ukłonić i odejść, ale ciepłe spojrzenie jej migdałowych oczu całkowicie go sparaliżowało. Był zafascynowany różnorodnością emocji malujących się kolejno na jej pociągłej twarzy.
Złość. Przerażenie. Zrozumienie. Ulga. Zmiany następowały tak szybko, że nie mógł za nimi nadążyć. Dopiero kiedy przestała reagować na jego obecność, odniósł wrażenie, że gdzieś ją widział.
- Czy myśmy się już kiedyś nie spotkali? – spytał pod wpływem impulsu i natychmiast odczuł obawę przed jej reakcją na tak banalną zaczepkę.
Ona jednak uniosła jedynie lekko brwi.
- Czy wydaję się panu znajoma?
- Owszem, ale nie potrafię sobie pani umiejscowić. Czy jest pani modelką?
Zamrugała oczami w taki sposób, jakby jego pytanie sprawiło jej przykrość.
- Chwilowo.
- Tak mi się wydawało. Nazywam się Oliver Lowell.
- Wiem – mruknęła, a na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
Nie był zaskoczony jej odpowiedzią, bo zanim zdobył sławę jako artysta fotografik, obracał się przez jakiś czas w świecie mody. Jego portrety wschodzących gwiazd tej branży przyniosły mu wielkie uznanie i wywołały lawinę propozycji składanych przez poważne czasopisma.
- Czy ja panią kiedyś fotografowałem? – spytał, a ona potrząsnęła głową. – Przepraszam za niemądre pytanie – dodał pospiesznie. – Przecież z pewnością bym panią zapamiętał.
Jej enigmatyczny uśmiech całkowicie wytrącił go z równowagi. Miał ochotę przesunąć palcami po twarzy tej dziewczyny i przekonać się, czy jej skóra jest naprawdę tak miękka i gładka, na jaką wygląda.
- Więc proszę mi powiedzieć, gdzie skrzyżowały się nasze drogi – zażądał żartobliwym tonem, nadal nie mogąc sobie przypomnieć daty ani okoliczności spotkania.
Nie był tym zaskoczony, bo przeżył znaczną część wczesnej młodości w chmurze wywołanego przez narkotyki otępienia.
- Osiem lat temu braliśmy oboje udział w defiladzie z okazji walentynek – oznajmiła, odgarniając znad ucha niesforny kosmyk włosów, a on zauważył, że jej krótko obcięte paznokcie są zadbane, ale pozbawione lakieru. – To był mój pierwszy występ uliczny.
- A mój ostatni – stwierdził, usiłując pokonać atak złości i wyrzutów sumienia.
Tego wieczoru zmarł na skutek przedawkowania jego przyjaciel. A on nie mógł go uratować, bo był zbyt zajęty marnowaniem własnego życia.
- A teraz patrzy pan na wszystko z drugiej strony obiektywu – stwierdziła dziewczyna, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że jego myśli skręciły w ciemną ścieżkę. – Jakie to jest uczucie?
- Lubię panować nad sytuacją – odparł, ignorując wybuch ironicznego śmiechu dochodzący z głębi jego duszy.
Jako najmłodszy chłopiec wychowany w rodzinie potentatów finansowych rzadko panował nad sytuacją. Ojciec żądał od niego coraz większych wysiłków, by osiągnięciami dorównywał starszym braciom bliźniakom, Joshui i Jacobowi. I karał go, gdy osiągał gorsze wyniki w jakiejkolwiek dziedzinie.
Nie panował nad sytuacją, kiedy Vernon Lowell posłał go do ekskluzywnej szkoły średniej, a potem na uniwersytet Harvarda. Nie zdołał też postawić na swoim, kiedy ojciec zabronił mu wstąpienia do towarzystwa fotograficznego, wybierając dla niego karierę zawodowego piłkarza i baseballisty.
Nie panował też nad sytuacją jako student Harvardu. Okoliczności towarzyszące zniknięciu ojca zmusiły go do rezygnacji ze studiów. Podobnie jak wszyscy pozostali członkowie rodziny czuł się porzucony i usiłował stępić ból przy pomocy życia towarzyskiego i narkotyków.
- Panowanie nad sytuacją… - powtórzyła dziewczyna, a on wyczuł w jej głosie gorycz, która spotęgowała jego fascynację. – Co to właściwie oznacza?
Wiedział, że chodzi o prawo wyboru. Nauczył się w trakcie terapii odwykowej, że różni ludzie różnie reagują na stres. Joshua postanowił wziąć na siebie odpowiedzialność za firmę. Jacob wolał się wycofać.
Schronieniem Olivera było odurzanie się alkoholem i narkotykami, dopóki terapia nie wskazała mu innej drogi.
- Lubię decydować o swoich sprawach – wyjaśnił.
- I wygląda pan właśnie na takiego człowieka – stwierdziła, przyglądając mu się badawczo.
- Powinna pani spróbować tej metody – zasugerował, przypominając sobie scenę, która na jego oczach rozegrała się przed chwilą.
- Pewnie ma pan rację. – Odwróciła się na stołku i spojrzała mu w oczy. – Jak mam się do tego zabrać?
- Mogłaby pani na początek rzucić tego adoratora.
- Za późno – mruknęła, zerkając w stronę drzwi. – On właśnie wykreślił mnie ze swojego życia.
Oliver skwitował tę wiadomość skinieniem głowy, ale sprawiła mu ona satysfakcję.
Jego nastrój poprawiał się z każdą chwilą spędzaną w towarzystwie tej tajemniczej kobiety.
- Jego strata jest moim zyskiem.
Szeroko otworzyła oczy, zaskoczona jego obcesową deklaracją, ale nie okazała złości ani nawet zniecierpliwienia.
- Powiedziała pani wcześniej, że jest pani modelką chwilowo – ciągnął Oliver, pragnąc dowiedzieć się o niej czegoś więcej. – Czyżby zamierzała pani z tego zrezygnować?
- Pracowałam w tym zawodzie już jako roczne dziecko. Dwadzieścia pięć lat w jednej branży to chyba dosyć, prawda?
- Nie mam pojęcia – przyznał szczerze. – Ja wytrwałem tylko pięć.
- I zrezygnował pan u szczytu możliwości. Dlaczego?
- Zawsze opuszczam miejsce pracy z wielkim hukiem – zażartował, a potem uznał, że kobieta rozważająca zmianę dotychczasowego trybu życia zasługuje na poważną odpowiedź, toteż dodał: - Gdybym nie zrezygnował z kariery modela, byłbym już martwy.
Spodziewał się, że ta deklaracja ją zszokuje, ale ona kiwnęła głową.
- To naprawdę straszny zawód – przyznała poważnym tonem. – Dlaczego tak wielu ludzi do niego ciągnie?
- Dlatego, że można w nim szybko zarobić duże pieniądze – odparł z lekkim sarkazmem.
- A godziny pracy są dość krótkie – dodała z ledwie dostrzegalnym uśmiechem.
- Trzeba też pamiętać o tym, że nawet drobne sukcesy korzystnie wpływają na poczucie własnej wartości – mruknął ironicznym tonem, przypominając sobie setki odmownych odpowiedzi i tysiące godzin spędzonych na castingach, zdjęciach próbnych i spotkaniach z reżyserami.
Kobieta najwyraźniej wyczuła jego ironię, bo kiwnęła głową i dodała:
- Zwłaszcza w przypadku osób, które lubią być traktowane jak istoty gorszego sortu.
Przez chwilę oboje milczeli, jakby pragnąc przetrawić usłyszane informacje, a Oliver, po raz pierwszy od wielu lat, odniósł wrażenie, że rozmawia z kimś, kto nadaje na tej samej częstotliwości. Sekundę później zauważył, że jego złość minęła bez śladu.
Rozmowa z tą kobietą przyniosła mu upragniony spokój ducha.
- Co pani zamierza robić, skoro myśli pani o zmianie zawodu?
- Sama nie wiem – przyznała z wyraźnym smutkiem. – A nie mogę zrezygnować z pracy modelki, dopóki nie mam jakiegoś planu B.
- Może będę w stanie pani pomóc – powiedział Oliver pod wpływem tego samego odruchu, który skłonił go do oblania jej towarzysza whisky i zapłacenia rachunku w barze.
Sam nie wiedział, dlaczego to robi, bo wspieranie ludzi słabych uważał za stratę czasu i nigdy dotąd nie zapewnił nikomu swojego poparcia.
Miał jednak świadomość, że gdy kobieta weszła do baru, jego nastrój wyraźnie się poprawił, toteż pragnął przedłużyć ten stan rzeczy choćby o krótką chwilę.
Serce Sammi Guzman biło tak gwałtownie, że z trudem chwytała oddech. Nie odrywała oczu od Olivera, nie mogąc uwierzyć w to, że mężczyzna, którym zachwycała się jako nastolatka, wkroczył tak nagle w jej życie.
W gruncie rzeczy nie było to zaskakujące. Oliver wyglądał bardzo seksownie w obcisłych dżinsach, białym T-shircie i znoszonej kurtce pilota. Emanował z niego męski urok. Poczuła lekki zawrót głowy już wtedy, kiedy usiadł obok niej przy barze.
Teraz, gdy pochłaniał ją wzrokiem, w jej podświadomości rodziły się różne śmiałe skojarzenia.
- Pomóc? W jaki sposób? – spytała, nie wierząc własnemu szczęściu.
- Niech mi pani pozwoli się sfotografować.
Poczuła lekki zawód, ale postanowiła złagodzić swoją odmowę przyjaznym uśmiechem.
- Bardzo mi pochlebia, że chce mnie fotografować sławny i niezwykle utalentowany Oliver Lowell, ale jak już powiedziałam, mam zamiar wycofać się z zawodu modelki, a nie otwierać nowy rozdział kariery.
Analizował przez chwilę jej odpowiedź, nie odzywając się ani słowem, a ona nieświadomie obracała w palcach swój nietknięty kieliszek.
Kiedy ostatni raz przebywała w tym samym pomieszczeniu co Oliver, była nastolatką, a on nie miał pojęcia o jej istnieniu. W ciągu tych ośmiu lat przeobraził się z ładnego szczupłego chłopca w przystojnego, potężnie zbudowanego mężczyznę o dominującej osobowości.
Nadal jednak cieszył się opinią bardzo utalentowanego człowieka. O wybuchowym usposobieniu.
- To będzie fotografia przeznaczona tylko dla nas dwojga.
Jego enigmatyczna odpowiedź jeszcze bardziej ją poruszyła. Nie rozumiała przyczyn zainteresowania Olivera jej osobą. Poczynając od dnia, w którym chodziła jako modelka po tym samym wybiegu co on, wyobrażała sobie spotkanie z tym sławnym człowiekiem w zupełnie innych okolicznościach.
Romantyczne marzenia podsuwały Sammi scenariusz, w którym ten czarujący mężczyzna chwyta ją w ramiona i namiętnie całuje w usta...