Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Nieważne, kim jesteś / Czy istnieją syreny?
Zajrzyj do książki

Nieważne, kim jesteś / Czy istnieją syreny?

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-276-9504-8
Wysokość170
Szerokość107
Tytuł oryginalnyThe Kiss She Claimed from the GreekHer Secret Royal Dilemma
TłumaczAgnieszka BaranowskaMałgorzata Dobrogojska
Język oryginałuangielski
EAN9788327695048
Data premiery2023-08-16
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Nieważne, kim jesteś" oraz "Czy istnieją syreny?", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Do szpitala, w którym pracuje Sofie MacKenzie, zostaje przywieziony ciężko ranny mężczyzna. Po kilku dniach odzyskuje przytomność, lecz nie pamięta, kim jest. Sofie jest pod wrażeniem jego męskiej urody. Chętnie się zgadza, by na czas rehabilitacji zamieszkał u niej w pensjonacie. Nie podejrzewa nawet, że gości milionera – Achillesa Lykaiosa, właściciela dużej firmy. Gdy Achilles odzyskuje pamięć, proponuje Sofie, by rzuciła wszystko i wyjechała z nim do Londynu…

Książę Eirik bierze udział w regatach dookoła Irlandii. Podczas sztormu jego jacht ulega uszkodzeniu i zaczyna tonąć. Książę też by utonął, gdyby nie pomogła mu syrena. Tak mu się przynajmniej wydaje, kiedy piękna dziewczyna wskazuje mu drogę do bezpiecznej zatoki. Gdy dwa dni później zostaje mu przedstawiona Arielle Tremain, działaczka na rzecz czystego morza, rozpoznaje te oczy i głos. Eirik nie wyobraża sobie, żeby ich znajomość miała się zakończyć wraz z jego wyjazdem…

 

Fragment książki

Nadal tu był! Serce Sofie MacKenzie zabiło szybciej, gdy przekroczyła próg małej prywatnej sali, zanim jeszcze podjęła świadomą decyzję, że wejdzie do środka. Wiedziała, że nie powinno jej tu być. Nie była pielęgniarką ani lekarzem. Sprzątała i pracowała w stołówce. Leżący w tej sali mężczyzna na pewno nie mógł zjeść obiadu. Był nieprzytomny od kilku dni, kiedy to przywieziono go do niewielkiego szpitala na wyspie. Znaleziono go na skalnej półce na Ben Kincraig, słynnym wzniesieniu Gallinvach, ulubionym miejscu do wspinaczki ludzi z całego świata. Nie pochodził z okolicy i nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Tajemniczy wspinacz nie odniósł żadnych obrażeń, oprócz niewielkiego guza, ale nie odzyskiwał przytomności.
Sofie stanęła przy łóżku. Mężczyzna miał nagi tors i podłączony był do kroplówki oraz monitora, który wydawał miarowe, dające nadzieję dźwięki. Dlaczego się nim przejmowała? Nie znała go przecież. Ale zdany był na obcych, nie miał tu żadnych bliskich, nikogo, kto by go kochał. Poruszyło ją to i czuła z nim rodzaj pokrewieństwa, choć urodziła się na wyspie i spędziła tu całe życie. Jej rodzice niedawno zmarli, pozostawiając ją zupełnie samą. Miała oczywiście przyjaciół, ale nic nie było w stanie zapełnić tej pustki w jej sercu. Dlatego od kilku dni po zakończeniu swojej zmiany przychodziła tutaj i siedziała w milczeniu przy łóżku nieprzytomnego mężczyzny bez imienia. Miała nadzieję, że czuł, że ktoś przejmuje się jego losem. Choć w głębi duszy uwierało ją sumienie – jej zainteresowanie wykraczało poza zwykłą empatię. Nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego mężczyzny. Gdy go zobaczyła, jej zamrożone ciało zaczęło topnieć i ze zdumieniem obserwowała, jak jej zmysły budzą się do życia – pierwszy raz w jej dwudziestotrzyletnim życiu.
Wiedziała, że ludzie na wyspie nazywają ją żartobliwie „siostrą Sofie”, bo żyła jak zakonnica. Dopóki żyli rodzice, opiekowała się nimi, bo od zawsze cierpieli na różne schorzenia, przez co nigdy nigdzie nie wyjeżdżali. Największą ich wyprawą były wakacje letnie w północnej Francji, gdy była nastolatką. A gdy jej znajomi świętowali zakończenie liceum na tropikalnych wyspach, ona opiekowała się umierającym ojcem. Nie czuła się jednak pokrzywdzona, była to winna rodzicom, byli jej jedyną rodziną. Teraz otrząsnęła się już z żałoby i może dlatego nieznajomy wspinacz wzbudził w niej tłumione dotąd tęsknoty? Miał rosłe, umięśnione ciało sportowca bez grama tłuszczu i czarne gęste włosy, które wyglądały na dawno niepodcinane. Ciekawa była koloru jego głęboko osadzonych oczu… Wyobrażała sobie, że są ciemne, jak jego czarne włosy, brwi i śniada skóra. Na myśl o tym, że mógłby je teraz otworzyć i na nią spojrzeć, przeszył ją dreszcz. Miał piękny orli nos, a jego mocny, kwadratowy podbródek ocieniał kilkudniowy zarost. A jego usta… Serce Sofie znowu zabiło mocniej. Miał pełne i zmysłowe usta, prawie za piękne, jak na mężczyznę. Wyglądały jak prowokacja – były grzeszne, kuszące…
Sofie odwróciła wzrok. Zauważyła tatuaż na lewym ramieniu, nie ważyła się zbliżyć bardziej, ale przypominał jakieś wpisane w koło dzikie zwierzę, wyjącego wilka? Nie mogła się powstrzymać, ześlizgnęła się wzrokiem na umięśnioną klatkę piersiową usianą czarnym zarostem schodzącym linią w dół wyrzeźbionego brzucha i znikającym pod kołdrą. Sofie poczerwieniała i odwróciła głowę. Była zszokowana swoim zachowaniem. Podeszła do szafki i zaczęła porządkować prawie pusty blat, by jakoś usprawiedliwić przed sobą samą swoją obecność w sali obcego mężczyzny. Odkąd pojawił się w szpitalu, Sofie opuścił jej zwykły rozsądek. Rozszalała się w niej hormonalna burza. Zresztą inne kobiety pracujące w szpitalu też zdradzały niezdrową fascynację upadłym czarnym aniołem. Tylko że ona miała niebezpieczne wrażenie, że łączy ich coś wyjątkowego. Jakby tylko ona rozumiała, jak samotny musiał być. Co zakrawało na szaleństwo, bo nieprzytomny pacjent na pewno nie zdawał sobie sprawy ze swojej samotności. A kiedy odzyska przytomność, od razu zadzwoni do swoich bliskich, zostawiając Sofie z jej idiotycznymi mrzonkami.
Może czuła z nim więź, bo nie był stąd? Wydawał się przybyszem z równoległej rzeczywistości, który pojawił się, by porwać ją ze sobą do lepszego świata… Sofie nie mogła uwierzyć we własną głupotę. Chyba postradałam rozum, pomyślała! Powinna już iść, ale zawahała się. Nieznajomy wyglądał tak spokojnie, mimo to wyczuwała w nim uśpioną dziką energię, która czekała tylko, by ją obudzić. Sofie przeszył dreszcz. Zerknęła ponownie na zmysłowe usta. Były idealne. Korciło ją, by ich dotknąć. Czy były ciepłe? Jędrne?
Taka kobieta jak ona, czyli wyjątkowo zwyczajna, nigdy więcej nie znajdzie się tak blisko równie oszałamiającego mężczyzny. Jej ciało pulsowało, ogarnęła ją nagła, nieodparta chęć, by posmakować tych ust. Zanim rozum zdołał ją powstrzymać, pochyliła się, zamknęła oczy i przywarła wargami do ciepłych, jędrnych ust. Były takie, jak sobie wyobrażała, a nawet lepsze. Czuła, jak krąży w nich gorąca krew, jakby tylko czekał, by go obudziła pocałunkiem…
Przerażona, odskoczyła od łóżka – przekroczyła właśnie wszystkie możliwe granice, osobiste i profesjonalne. Rozejrzała się wokół, jakby wybudziła się z transu. Musiała natychmiast wyjść i zapomnieć o tajemniczym nieznajomym. Na szczęście przez następne dwa dni miała wolne.
Odwracała się już do wyjścia, gdy poczuła mocny uścisk dłoni na nadgarstku. Zamarła. Ma zielone, nie czarne oczy, pomyślała, gdy na niego spojrzała. Mężczyzna otworzył usta i powiedział coś w obcym języku, którego nawet nie rozpoznała. Miał głęboki, miękki głos… Chyba mam halucynacje, przemknęło jej przez myśl. Wzięła głęboki oddech i spróbowała się skupić.
– Przepraszam, nie rozumiem, co pan powiedział.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Przytomny, był jeszcze bardziej niesamowity. Zmrużył oczy, przyjrzał jej się uważniej i przemówił wyraźną angielszczyzną:
– Gdzie ja, do diabła, jestem?

Sofie nieświadomie dotknęła swojego nadgarstka. Nadal czuła dotyk długich palców mężczyzny, który złapał ją za rękę dwa dni temu. Potem jeszcze przez długi czas czuła mrowienie w tym miejscu. Długo po tym, jak zadzwoniła po lekarza i pielęgniarki, którzy przybiegli zaaferowani. Zanim ktokolwiek zdążył zacząć zadawać jej pytania, wyślizgnęła się pospiesznie z sali.
Czy obudziła go zakazanym pocałunkiem? Czy naprawdę to zrobiła? Sofie pokręciła z niedowierzaniem głową. Szaleństwo! Zapięła bluzkę od uniformu pod samą szyję i westchnęła na widok swojego odbicia w lustrze. Wyglądała blado, a jej czarne włosy tylko podkreślały brak opalenizny, na którą w Szkocji nie mogła liczyć nawet w środku lata. Nigdy w życiu nie spędziła ani jednego dnia w gorącym kraju, znała je jedynie z filmów. Bluzka opinała mocno jej biust, próbowała ją poprawić, ale bez skutku. Gdyby była wysoka, krągłe kształty mogłyby się stać jej atutem, ale przy stu sześćdziesięciu centymetrach wzrostu obfity biust i szerokie biodra przysparzały jej jedynie zmartwień. Zamknęła drzwi szafki, starając się nie myśleć o nim. Co nie było łatwe, bo cały szpital aż huczał od plotek o tajemniczym nieznajomym, który rzekomo stracił pamięć. Nie miał pojęcia, kim jest. Nie zgłoszono jego zaginięcia, nikt go nie szukał. Oprócz amnezji i guza na głowie nic mu się nie stało, był w świetnej kondycji. Sofie zarumieniła się na myśl o jego zdrowym, wysportowanym ciele. Drzwi do szatni otworzyły się gwałtownie i do środka wpadła pielęgniarka, przyjaciółka Sofie, Claire.
– Sofie, trzeba posprzątać w sali jednoosobowej, ktoś wylał wodę z wazonu.
Sofie przełknęła ślinę.
– W tej sali, gdzie leży ten pacjent…?
Claire wzniosła oczy do nieba.
– Mamy tylko jedną salę jednoosobową.
– On tam nadal leży?
– Leży. Co się z tobą dzieje? – Przyjaciółka spojrzała na nią czujnie.
Sofie z całych sił starała się nie ulec panice.
– Nic, nic – odpowiedziała pospiesznie. – Już idę. – Zabrała ze sobą kilka rzeczy i wyszła. Kiedy doszła do drzwi sali, zawahała się. Ze środka dobiegały podniesione głosy. Po chwili drzwi otworzyły się na oścież i oczom Sofie ukazała się zaaferowana siostra przełożona.
– Sofie! – zawołała starsza kobieta. – Świetnie, że jesteś. Posprzątaj ten bałagan, zanim ktoś się poślizgnie i skręci nogę.
Sofie miała ochotę odwrócić się i uciec. Lekarz i dyrektor szpitala stali pomiędzy nią a łóżkiem, zasłaniając pacjenta. Rozmawiali przyciszonym głosem. W pewnej chwili jeden z nich przesunął się i Sofie zobaczyła tajemniczego mężczyznę. Siedział na łóżku, a jego imponujący tors okrywała szpitalna piżama. Był całkowicie przytomny. Sofie zaparło dech w piersi. Mężczyzna wpatrywał się w nią niesamowitymi zielonymi oczyma. I te usta… Teraz zaciśnięte mocno tworzyły cienką linię niezadowolenia. Pamiętała ich dotyk na swoich wargach…
– Sofie?
Sofie zamrugała gwałtownie i zorientowała się, że dyrektor i lekarz przyglądają jej się.
– Stłuczony wazon leży po drugiej stronie łóżka – poinformowała ją surowo siostra przełożona.
Sofie oblała się rumieńcem i pospiesznie zabrała się do pracy.

Ciemnowłosa kobieta, która pojawiła się w sali, wyglądała znajomo, a ponieważ wszystko inne wydawało mu się obce, wzbudziła jego zainteresowanie. Przebiła się przez mgłę spowijającą jego świadomość jak promień jasnego światła. Nieprzyjemne, frustrujące uczucie zagubienia ustąpiło na chwilę. Przyglądał jej się więc, zamiast słuchać mówiących coś bezustannie lekarzy. Wolałby, żeby podeszła bliżej, ale ona skuliła się i ostrożnie zbierała szkło z podłogi. Zauważył tylko, że jej bluzka opina bujne kształty. Kiedy wyprostowała się ponownie, mógł w końcu podziwiać jej apetyczną sylwetkę miniaturowej bogini z bujnym biustem, krągłymi biodrami i wąską talią. Miała czarne, skromnie związane włosy i bardzo jasną karnację, a oczy ogromne, w niezwykłym kolorze fiołków.
Czy spotkali się już wcześniej? Dlaczego wydawała mu się znajoma? Natychmiast rozbolała go głowa, gdy tak próbował sobie cokolwiek przypomnieć. Kobieta unikała jego wzroku, pracowała pilnie z pochyloną głową. Ogarnęła go irytacja. Dlaczego go unikała? Zazwyczaj kobiety nie kryły się przed jego spojrzeniem. Policzki kobiety pokrywał rumieniec, co, ku jego zdumieniu, zelektryzowało go. Poczuł, że krew krąży szybciej w jego żyłach. Dopiero gdy lekarz chrząknął znacząco, musiał wrócić myślami i wzrokiem do trójki ludzi, którzy przyprawiali go o ból głowy niekończącymi się pytaniami.
– Nie ma powodu, byśmy tu pana dłużej trzymali, ale oczywiście nie możemy pana wystawić za drzwi, skoro nie ma pan dokąd pójść i nie pamięta nawet, jak się nazywa – poinformował go lekarz.
– Wszystkie hotele i kwatery są w sezonie letnim zajęte – dodał dyrektor.
– Niestety mnie odwiedza niedługo matka, nie mam wolnego pokoju – wtrąciła szybko siostra przełożona.
– A może Simmondowie? Oni mają duży dom…
– Wyjechali do rodziny i wynajęli cały dom letnikom.
Mężczyzna nie potrafił powstrzymać narastającej frustracji. Uniósł dłoń, by ich uciszyć. Spojrzał na młodą kobietę zgarniającą mopem wodę z podłogi. Jej długi kucyk opadał lśniącą, jedwabistą wstęgą na ramię i prawie dotykał jednej z pełnych piersi. Wskazał ją palcem i oświadczył.
– Zatrzymam się u niej.
W sali zapadła cisza. Wszyscy, łącznie ze sprzątaczką, zamarli. Dziewczyna podniosła w końcu głowę i spojrzała na niego fiołkowymi oczyma. I wtedy przypomniał sobie.
– Byłaś w sali, gdy odzyskałem przytomność. To byłaś ty.
Jej policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. Fascynująca reakcja, pomyślał.
– Ja… Tak, byłam tu wtedy. Wezwałam lekarza.
Miał wrażenie, że coś mu umykało, pamiętał dotyk jej skóry pod swoimi palcami – chłodnej i gładkiej. Ale nic więcej. Ktoś chrząknął ponownie.
– Obawiam się, że zatrzymanie się pana u Sofie byłoby nieodpowiednie – zauważyła z nieskrywaną dezaprobatą pielęgniarka.
Sofie. To imię pasowało do niej, było miękkie i kobiece jak jej ciało. Choć jej intensywne spojrzenie zdradzało siłę charakteru ukrytą za głębokim błękitem. Zacisnął zęby. Była szalenie intrygująca. I ekscytująca. Nie mógł od niej oderwać wzroku. Zignorował przełożoną i zwrócił się wprost do Sofie.
– Mogę się u ciebie zatrzymać?
Zaskoczona, zamrugała gwałtownie. Zauważył, że miała długie, gęste rzęsy bez śladu makijażu. Na jej twarzy odbijały się wszystkie, nawet przelotne emocje. Musiał bardzo nad sobą panować, by jego podniecenie nie stało się widoczne. Zazwyczaj nie reagował tak gwałtownie na widok kobiety, zwłaszcza w miejscu publicznym. Sofie spojrzała na swoich przełożonych i przygryzła wargę.
– Czemu nie? – odpowiedziała, nie patrząc na niego.
Miała niski i melodyjny głos. Bardzo przyjemny. Łechtał jego zmysły. Siostra przełożona nie poddawała się jednak.
– Sofie, naprawdę nie musisz się czuć zobowiązana. To wyjątkowa sytuacja.
Sofie wzruszyła ramionami.
– Mieszkam sama od śmierci mamy i mam wolne pokoje. Nie ma problemu.
– Naprawdę zgodziłabyś się? – zapytał doktor. – Możemy zorganizować wizyty pielęgniarki środowiskowej. A ty dostałabyś oczywiście urlop na ten czas.
– Płatny urlop? – upewnił się mężczyzna. Zaskoczyło go, że czuje potrzebę zaopiekowania się Sofie. Miał także wrażenie, że przejmowanie kontroli nad sytuacją przychodziło mu naturalnie.
– Oczywiście. – W głosie dyrektora wyczuł ulgę. – Sofie wyświadcza nam wszystkim przysługę. Musimy przede wszystkim ustalić pana tożsamość, panie…
Nagle do głowy przyszło mu imię. Nie sądził, żeby to on się tak nazywał, wywoływało w nim niepokój. Mimo to postanowił go użyć.
– Darius, możecie się do mnie zwracać tym imieniem.
W sali zapadła cisza. Przerwała ją Sofie, zwracając się do lekarza.
– Kiedy odzyska pamięć?
– Trudno powiedzieć. W przypadku utraty pamięci spowodowanej traumą nie ma zasad. Wspomnienia mogą wracać stopniowo przez długi czas albo nagle, w jednej chwili.
Mężczyzna spojrzał na Sofie i zauważył niepokój na jej twarzy. Nie próbowała nawet ukrywać swoich emocji, co szalenie go intrygowało. Dopiero po chwili rozpoznał w jej spojrzeniu współczucie. Nawet litość. Już miał się żachnąć i powiedzieć jej, że zmienił zdanie, gdy powiedziała zdecydowanie:
– Okej, w porządku, może się u mnie zatrzymać.

– Zwariowałaś, Sofie? A co jeśli on jest seryjnym mordercą?!
Sofie wzniosła oczy do nieba, słysząc bzdury wygadywane przez przyjaciółkę. Przebrała się w dżinsy i koszulkę z długim rękawem, wzięła torbę i bez zerkania w lustro ruszyła ku drzwiom. Wiedziała, jak wygląda: bez szału…
– Wątpię, Claire. Zresztą mieszkasz na tej samej ulicy, w razie czego zacznę krzyczeć. Na pewno mnie usłyszysz i przybiegniesz na pomoc.
Claire nie wyglądała na uspokojoną.
– Będę do ciebie zaglądać codziennie po pracy, żeby mieć na ciebie oko.
– To on spadł w przepaść, nie ja. Na niego trzeba mieć oko.
Claire machnęła ręką.
– Wiem, przełożona przydzieliła mi już to zadanie. Mnie jednak bardziej obchodzisz ty niż on. Jesteś pewna, że nie dajesz się wykorzystywać?
Sofie przypomniała sobie przyjemny dreszcz, który ją zelektryzował, gdy Darius oświadczył, że zamieszka u niej. Kiedy jednak przypomniał sobie, że była w sali, gdy odzyskał przytomność, panika chwyciła ją za gardło. Czy pamiętał, że go pocałowała, tylko tego nie powiedział? Czy dlatego chciał się u niej zatrzymać? Wydawało mu się, że chętnie zaoferuje mu dodatkowe… atrakcje?
– Nie wie, kim jest. Na pewno ma rodzinę, przyjaciół, którzy się o niego martwią.
Może ma żonę? Dzieci? Kochankę? Może gdzieś czeka na niego nieziemska piękność? Sofie postanowiła o tym nie myśleć. Claire prychnęła.
– Poszedł się wspinać w pojedynkę. Jeśli ma rodzinę, to jakoś słabo go szukają.
Sofie zrobiło się jeszcze bardziej żal pięknego nieznajomego.
– Masz za miękkie serce, Sofie – zawyrokowała przyjaciółka. – Kiedyś wpakujesz się przez to w tarapaty.
„Tarapaty”. Sofie poczuła niebezpieczne łaskotanie w podbrzuszu, obcy jej przypływ lekkomyślnej frywolności. Nie była typem kobiety, która pakuje się w tarapaty, a jednak zaprosiła do swego domu obcego mężczyznę. Oszałamiająco przystojnego mężczyznę.
– Obiecaj, że do mnie zadzwonisz, jeśli on zacznie się dziwnie zachowywać.
– Oczywiście. Na pewno w ciągu kilku dni odzyska pamięć i okaże się jednym z bankierów z londyńskiego City.
Wielu takich pojawiało się u nich każdego roku. Wspinali się po górach w poszukiwaniu sensu życia.
– Jeśli ten facet jest bankierem, to mój Graham występował w Magic Mike’u. – Claire przewróciła oczami.
Sofie przypomniała sobie męża Claire i z trudem powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem. Miał spory brzuszek i przerzedzające się włosy i w niczym nie przypominał profesjonalnego striptizera. Ale stanowili z Claire cudowną, kochającą się parę. Sofie westchnęła w duchu. Miała nadzieję, że i ona kiedyś spotka miłość swojego życia. Czy dlatego zgodziła się przyjąć pod swój dach obcego mężczyznę? Żeby zmienić coś w życiu? Do szatni zajrzała przełożona i przerwała rozmyślania Sofie.
– Sofie, pan Darius jest gotowy.
Serce Sofie zabiło żywiej. A co, jeśli Claire słusznie się o nią martwiła?

 

Fragment książki

Fala była ogromna. W świetle czołówki książę Eirik widział ścianę wody wyrastającą przed dziobem jachtu. Morze szalało, miotane potężnym sztormem, który nadszedł wcześniej, niż przewidywały prognozy. Fala z charakterystyczną grzywą białej piany na szczycie załamała się i runęła na jacht.
Jacht Eirika, „Mako”, stracił maszt zaraz na początku sztormu, jakąś godzinę wcześniej. Zniszczenie anteny wysokiej częstotliwości skazało go na brak łączności radiowej. Nie mógł nawet nadać sygnału Mayday. Sygnał telefonu satelitarnego nie przenikał przez grubą powłokę chmur i Eirik nie miał innego wyjścia, jak opuścić trasę regat wokół Islandii, którego uczestnicy wyruszyli z mariny w Penash na południowym wybrzeżu Kornwalii. Zawrócił więc, ustawił prowizoryczny maszt i pożeglował w stronę wybrzeża. Urwiste, kornwalijskie klify były blisko, ale nie zbyt blisko. Noc przyniosła nieprzeniknioną ciemność. Miejsce, gdzie łamiący się maszt uderzył go w głowę, pulsowało boleśnie. Odgarnął włosy z oczu i w świetle latarki zobaczył na palcach krew z rozciętego łuku brwiowego. A teraz obserwował potężną falę przewalającą się przez pokład z dźwiękiem przypominającym łoskot schodzącej lawiny.
Czy Niels też się tak wtedy bał? Eirik przypomniał sobie pamiętny dzień wycieczki narciarskiej sprzed roku. Wyprzedzał brata o kilka metrów i zdołał doszusować do kępy drzew, które uchroniły go przed pędzącymi masami śniegu. Kiedy spojrzał za siebie, zrozumiał, że brat nie miał szans. Smutek i poczucie winy, bo wycieczka była jego pomysłem, dręczyły go do dziś. Obaj uwielbiali stromizny, ale Niels, jako potencjalny dziedzic tronu Fjernland, wolał już nie podejmować tak dużego ryzyka.
Teraz bezgwiezdne niebo zlewało się z morzem, a potężna fala obróciła jacht o sto osiemdziesiąt stopni. Po dłuższym czasie przypominającym pobyt w bębnie wirówki, Mako powrócił na poprzedni kurs. Kaszląc i plując, Eirik odetchnął głęboko i spróbował ocenić szkody. Prowizoryczny maszt został złamany. Na szczęście przegroda, gdzie przechowywano flary, pozostała wodoszczelna. Flary używano do wzywania pomocy tylko w sytuacji zagrożenia życia. Uświadomienie sobie, że sytuacja jest aż tak poważna, zadziałało otrzeźwiająco. Chwilę później obserwował czerwoną świetlną smugę z nadzieją, że ktoś jeszcze ją dostrzeże i zawiadomi straż wybrzeża.
Morze uspokoiło się trochę, sztorm zaczął przycichać. Spoza pękających chmur pokazało się światło księżyca i Eirik zorientował się, że jacht zniosło bliżej wybrzeża. Ale dziób wciąż znajdował się nisko nad wodą, co oznaczało, że jacht powoli tonie. Mógł tylko próbować dopłynąć do brzegu, ale groźne bałwany rozbijały się o klif i prawdopodobieństwo, że Mako zostanie tam roztrzaskany, było ogromne.
Rozpiął linę zabezpieczającą i wdrapał się na górną część nadburcia. W świetle księżyca widział w dali zaledwie zarys odległych klifów. To był wariacki plan, ale innego nie miał.
Wtedy zauważył ogon. Wiedział, że delfiny są regularnie widywane w wodach oblewających Kornwalię, ale to coś nie wyglądało jak ogon delfina. Duży kształt ponownie przeciął powierzchnię wody, po czym zniknął w falach. Eirik zamarł, kiedy w wodzie, kilka metrów od łodzi pojawiła się twarz. Wpatrywał się w nią pewny, że ma halucynacje. Może to wstrząs mózgu? Zamknął oczy, a kiedy znów je otworzył, zjawisko wciąż tam było. Kobieca figura z ogonem ryby? Cóż to takiego?
Syrena podniosła rękę i pomachała do niego. Nie wierzył w opowieści o wabiących żeglarzy syrenach, ale w tej chwili nie był w stanie szukać innego wytłumaczenia.
– Płyń za mną. – Jej głos wzniósł się ponad szum wiatru, zanim z pluskiem potężnego ogona zniknęła w falach.
Woda sięgała już górnej części nadburcia. Mako tonął szybko. Eirik nie miał innego wyjścia, jak wskoczyć do morza i ratować życie. Woda była przeraźliwie zimna i groziła mu hipotermia. Szanse przeżycia były znikome.
Syrena wynurzyła się kilka metrów przed nim i znów na niego skinęła. Jej skóra połyskiwała srebrzyście w świetle księżyca, a twarz z wysokimi kośćmi policzkowymi wyglądała jak na obrazach prerafaelitów. Za nią po wodzie snuła się smuga długich włosów. Kim była? Skąd się wzięła? Nie miał pojęcia, ale na pewno była jego jedynym ratunkiem.
Zgubił swoją czołówkę, ale w jasnym świetle księżyca bez trudu utrzymywał kierunek, choć ramiona bolały go od wysiłku i oddychał coraz ciężej. Kamizelka ratunkowa pomagała utrzymać się na wodzie, ale silny prąd znosił go w stronę skał, które z daleka wyglądały jak wyrastające z morza gigantyczne zęby.
Pamiętał legendy o syrenach wiodących żeglarzy do zguby. Być może popełniał błąd, podążając za tajemniczą przewodniczką, ale nigdy nie potrafił się oprzeć pięknej kobiecie, pomyślał z posępnym humorem. Teraz jednak był wykończony. Prąd znosił go na skały, lodowaty ziąb przenikał ciało i wola przeżycia słabła z każdą chwilą.
W tym momencie poczuł na ramieniu dotyk dłoni. Syrena była tuż obok, jej oczy w ciemności nocy – wielkie i przepastne. Eirik miał wrażenie, że trafił do krainy cieni.
– Nie poddawaj się. Płyń blisko mnie – wionęła.
– Kim jesteś? – rzucił w jej stronę, ale już płynęła dalej., więc raz jeszcze zmusił słabnące mięśnie do wysiłku.
Znaleźli się w przesmyku spokojniejszej wody między skałami. Z boku fale rozbijały się o klif, ale przed sobą zobaczył małą zatoczkę i pasek piaszczystej plaży. W końcu jego stopy znalazły oparcie i, na wpół pełznąc, z gardłem palącym od słonej wody, wydostał się na piasek.
Opadł na kolana i oddychał z trudem, kaszląc i plując. Potem musiał chyba zemdleć, bo kiedy odzyskał świadomość, leżał policzkiem przytulony do mokrego piasku. Ktoś obrócił go na plecy i podtrzymał głowę.
– Wszystko będzie dobrze…
Głos miał śpiewną intonację, której miał nigdy nie zapomnieć. Ale uchylenie ciężkich powiek sprawiało mu trudność, a ciało przenikał lodowaty ziąb.
– Nie poddawaj się – nalegał głos.
Jego czułość otuliła zmrożone serce Eirika. Na twarzy i wargach czuł ciepły oddech. Delikatnie poklepała go po policzkach i poczuł na wargach dotyk jej warg. Pocałunek anioła, pomyślał.
Zapragnął już na zawsze pozostać w czułych objęciach. Otworzył oczy i napotkał przepaściste spojrzenie. Natychmiast się odsunęła i delikatnie opuściła jego głowę na piasek. Zanim zdołał podeprzeć się na łokciu, jego wybawicielka wróciła do morza i siedziała teraz na wystającej spod wody skale. Trudno byłoby określić barwę spływających na ramię włosów. Ogon, tak, to rzeczywiście był ogon, połyskiwał srebrzyście w blasku księżyca.
– Kim jesteś?
– Jesteś już bezpieczny. Niedługo nadejdzie pomoc – odparła melodyjnym głosem i zanurkowała w fale.
– Zaczekaj…
Wpatrywał się w wodę, ale już zniknęła. Czy tylko ją sobie wyobraził? Logiczny umysł to mu właśnie podpowiadał. A przecież bez niej nie odnalazłby drogi do zatoczki…
Opadł na piasek i marzył na jawie. W jakiś czas potem, może minuty, może godziny usłyszał nad głową łoskot tnących powietrze łopat helikoptera. Osłoniwszy oczy przed ostrym światłem szperacza, dostrzegł opuszczaną na plażę postać.
– Wasza Królewska Wysokość, co za ulga, że jest pan bezpieczny – odezwał się lekarz. – Wszyscy bardzo się martwili, kiedy kontakt radiowy się urwał. Istniała zaledwie nikła szansa, że zdoła pan dotrzeć do Pixie Cove. Tylko nieliczni tutejsi mieszkańcy znają to miejsce. Miał pan szczęście.
Zatoczka Wróżek, trafna nazwa, pomyślał Eirik. Przeczesał palcami włosy, sklejone od krwi i soli.
– To nie szczęście – mruknął. – Wiem, jak to brzmi, ale przyprowadziła mnie tu syrena.
Brzmiało to cudacznie i przypuszczał, że medyk wybuchnie śmiechem i wyjaśni mu, że miał wstrząs mózgu. Ale mężczyzna wcale się nie zdziwił.
– Ach, tutejsza kornwalijska syrena. Nie widziałem jej osobiście, ale dużo słyszałem o Arielle…

– Chyba nawet ty przyznasz, że książę Eirik jest niezły.
Szyderczy głos przestraszył Arielle. Uświadomiła sobie, że została przyłapana na wpatrywaniu się w atrakcyjnego mężczyznę, który przyciągał spojrzenia wszystkich bez wyjątku obecnych tu istot rodzaj żeńskiego.
– Nawet ja? – spytała obronnym tonem.
Tamara Bray była pierwszorzędną plotkarą, a dawniej przywódczynią gangu, który zamienił szkolne lata Arielle w piekło.
– Nigdy się nie zainteresowałaś żadnym z miejscowych chłopków, ale też żaden nie chciałby mieć nic wspólnego z córką skazanego za morderstwo. Naprawdę myślisz, że takie zero miałoby szanse u księcia?
Tamara miała powody nienawidzić ojca Arielle i ze zrodzoną z podłości przyjemnością wylewała złośliwości na jego córkę. Dawne obrzucanie wyzwiskami zmieniło się w coś znacznie bardziej plugawego.
– Nikt z miejscowych nie jest taki przystojny.
Arielle podążyła wzrokiem za spojrzeniem Tamary, gdzie Jego Królewska Wysokość książę Fjernland, Eirik, gawędził z komandorem jacht klubu. Z całą pewnością był „niezły”, akurat to określenie atrakcyjnej osoby świetnie do niego pasowało. Z potarganymi ciemnoblond włosami i opaloną na miodowy brąz skórą wyglądał jak młody bóg, a biały opatrunek na czole nic nie ujmował przystojnym rysom.
W przeszłości zdjęcia księcia playboya regularnie pojawiały się w tabloidach, ale od śmierci brata Eirik zniknął z kręgu zainteresowania mediów. Szczerze mówiąc, Arielle była w nim trochę zadurzona. Wycięła jego zdjęcie z pisma o sławnych i bogatych i przyczepiła na lodówce. Ile razy otwierała drzwi, spoglądała w hipnotyzujące oczy o tym samym odcieniu błękitu co kornwalijskie niebo w rześki, wiosenny dzień.
Morska bryza potargała jej włosy, które upięła na czubku głowy, by wyglądać poważniej. Zbłąkany kasztanowy kosmyk opadł luźno i musnął ją po policzku, więc, ze wzrokiem wciąż utkwionym w Eiriku, podniosła rękę, by wsunąć go za ucho.
Wyglądał teraz dużo lepiej niż trzy noce temu, kiedy pomogła mu dotrzeć wpław do Zatoczki Wróżek. Zostawiła go na plaży i pobiegła po pomoc, ale potem się o niego martwiła, dopóki nie usłyszała w wiadomościach, że omal nie utonął w morzu i został zabrany helikopterem do szpitala w Penzance. Dopiero wtedy jej ulżyło.
Wysoka, imponująca sylwetka wyróżniała go pośród gości, którzy stłoczyli się wokół. Charakterystyczna uroda i cień jasnego zarostu sugerowały pochodzenie od Wikingów.
– Gdzie właściwie leży Fjernland? – dopytywała burkliwie Tamara. – Zwykle wagarowałam podczas lekcji geografii.
– Fjernland to mała wysepka na Morzu Północnym, pomiędzy Jutlandią a południową Norwegią – wyjaśniła Arielle. – Dania wielokrotnie próbowała uzyskać nad nią kontrolę, ale tamtejsi mieszkańcy okazali się najbardziej nieustraszeni i bezlitośni ze wszystkich skandynawskich wojowników i wysepka już w dziesiątym wieku została samodzielnym księstwem. Obecnym monarchą jest Jego Wysokość książę Otto III, który rządzi wspólnie z żoną, księżną Huldą. Po śmierci starszego brata, księcia Nielsa, książę Eirik jest ich jedynym synem i spadkobiercą.
– Zawsze byłaś kujonem – syknęła zjadliwie Tamara. – Może i miałaś dobre stopnie, ale twój ojciec siedzi w więzieniu za morderstwo, a wiele osób uważa, że też powinnaś tam trafić.
– Nie miałam pojęcia o przestępstwach mojego ojca ani o tym, co się stało z twoim kuzynem.
– Już ci wierzę.
Na wzmiankę o ojcu żołądek Arielle ścisnął się boleśnie. Już nigdy nie zdoła uciec od przeszłości. Zerknęła w stronę mariny, gdzie przycumowano jachty, które wzięły udział w regatach wokół Irlandii. Były tam wszystkie te, które dopłynęły do mety w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, poza jednym. Wypadek Eirika trafił do międzynarodowych nagłówków, szczęśliwie bez wzmianki na temat udziału Arielle, która zdecydowanie nie życzyła sobie zainteresowania prasy.
Jachty, pobrzękując olinowaniem, kołysały się na fali. Słony zapach morskiego powietrza obudził w Arielle tęsknotę za pływaniem. Pływała i nurkowała z monofinem prawie codziennie. Morze było jej drugim domem. Świetnie pływała, ale pewność, z jaką poruszała się w wodzie, nie przekładała się na inne sfery życia.
Wyspiarze uważali ją za takiego samego samotnika jak jej ojciec, który przez wiele lat przed aresztowaniem żył w domu na szczycie klifu. To miejsce było też jedynym domem Arielle. Gerran Rowse miał opinię wichrzyciela, więc ludzie unikali Arielle i jej matki, kiedy jeszcze żyła.
Nie pasowała nigdzie, a zwłaszcza do ekskluzywnego jacht klubu, którego członkowie byli w większości bogatymi emerytami. Zamienili życie w mieście na nadmorską idyllę i lamentowali nad brakiem w małej miejscowości znanej sieci sklepu z kawą. Żaden z tutejszych rybaków poławiających na morzu do jacht klubu nie należał.
Arielle nie pasowała też do wspólnoty rybaków złożonej z mężczyzn, którzy odwiedzali jej ojca nocami, pozostawiając łodzie przycumowane przy nadbrzeżu. Dlatego z zaskoczeniem powitała pojawienie się komandora jacht klubu przed swoją pracownią poprzedniego dnia.
– Książę opuścił szpital po ciężkich przejściach na morzu i ma wręczyć nagrodę zwycięzcy regat – poinformował ją Charles Daventry. – Sekretarka przekazała mi, że Jego Królewska Wysokość życzy sobie spotkać się z tobą.
– Po co miałby się ze mną spotykać?
Czyżby wiedział, że to ona go uratowała, choć nikomu o tym nie wspomniała? Zmroziło ją podejrzenie, że mógł słyszeć o złej sławie jej ojca. Po skazaniu Gerrana Rowse’a zaczęła prześladować ją prasa; dlatego zdecydowała się na zmianę nazwiska.
– Książę Eirik jest zainteresowany ochroną środowiska morskiego – wyjaśnił Charles. – Wspiera międzynarodową Inicjatywę na Rzecz Czystego Morza i słyszał o twoim pomyśle przetwarzania wyłowionego z mórz plastiku na elementy dekoracyjne.
Wziął do ręki podkładkę pod szklankę wykonaną przez Arielle z pozyskanych z morza granulek plastiku i oglądał ją z zaciekawieniem.
– Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś zechciała zabrać ze sobą kilka twoich wyrobów. Prawdopodobnie po ceremonii wręczenia nagród książę znajdzie chwilę, by je obejrzeć.
Promocja ochrony morskiej przyrody jest zawsze pożądana, myślała Arielle, wchodząc do klubu. Goście wciąż jeszcze siedzieli przy lunchu i nadęty kelner skierował ją do stolika na zewnątrz, gdzie miała rozłożyć swoje wyroby. Zaproszono też kilkoro miejscowych biznesmenów. Tamara, która reprezentowała firmę swojego ojca, spojrzała na nią krzywo.
– Dlaczego nie zrobisz wszystkim przysługi i po prostu nie znikniesz? W ogóle nie rozumiem, skąd się tu wzięłaś.
– Podobno książę jest zainteresowany moim pomysłem na recykling plastiku pochodzącego z mórz.
– Książę na pewno nie będzie zainteresowany niczym, co mogłabyś powiedzieć. Kiedy jego ochroniarze dowiedzą się, że twój ojciec jest kryminalistą, wcale cię do niego nie dopuszczą.
Komentarz Tamary bardzo zabolał Arielle. Od lat z winy ojca czuła się bezwartościowa. Choć nie zrobiła nic złego, była przez mieszkańców miasteczka bojkotowana i miała wyrzuty sumienia, że nie postarała się poznać prawdy o mętnych interesach ojca. Małe gospodarstwo, gdzie trzymał głównie owce, nie przynosiło specjalnych zysków, ale któregoś dnia znalazła torbę podręczną pełną banknotów, ukrytą za balami siana. Jednak kiedy w domu pojawiali się obcy, zgodnie z wolą ojca zamykała się w swojej sypialni.
Odruchowo podniosła rękę i dotknęła blizny na policzku. Ojciec odsiadywał w więzieniu wyrok dożywocia i nie musiała już się go bać, ale była naprawdę udręczona jego skandalicznymi zbrodniami.
Prawdopodobnie Tamara miała rację. Książę Eirik nie będzie jej chciał słuchać, pomyślała posępnie. Jak czytała, prowadził życie osoby znanej i bogatej, pełne wystawnych przyjęć. Fetowano go i adorowano gdziekolwiek się pojawił, a jego legendarny wdzięk przyciągał kobiety jak miód pszczoły. Arielle była zdecydowana się temu nie poddawać.
– Idzie tu. – Tamara była podekscytowana. – Nie mogę uwierzyć, że poznam prawdziwego księcia.
Arielle obserwowała Eirika przechodzącego na skos przez trawnik. Zignorował Tamarę i skierował się prosto do niej. Jego wysoka sylwetka zasłoniła słońce i musiała przekrzywić głowę, żeby na niego spojrzeć. Spotkali się wzrokiem i czuła, że ją rozpoznał.
– To ty! – Zaskoczony, podszedł bliżej, przypatrując jej się uważnie. – Kim jesteś?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, obejrzał się przez ramię i zaklął pod nosem na widok swojej świty, dążącej jego śladem przez trawnik.
– Byłem pewny, że sobie ciebie wyobraziłem. Ale jesteś prawdziwa.
Przebiegł po niej wzrokiem i od intensywności tego spojrzenia zrobiło jej się gorąco.
Był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętała. Wtedy kompletnie bezbronny wobec żywiołu, teraz całkowicie powrócił do formy. Miał trochę ponad metr osiemdziesiąt i jasne włosy, rozpięta pod szyją jasnoniebieska koszula odsłaniała opaloną pierś. Granatowe dopasowane dżinsy podkreślały wąskie biodra i długie, zgrabne nogi. Atletyczna budowa znamionowała siłę, a intensywne spojrzenie niebieskich oczu przyprawiało ją o szybsze bicie serca.
– Uratowałaś mi życie. – Skrzywił się lekko na widok nadchodzącego komandora. – Chciałbym z tobą pomówić – powiedział ciszej. – Ale nie tu. Znasz jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy zostać sami?
– Nie bardzo – mruknęła, myśląc o dziennikarzach, którzy natychmiast wywęszyliby to prywatne spotkanie.
Z trudem ukrył frustrację, kiedy do stolika zbliżył się Charles Davenport.
– Chciałbym przedstawić Waszej Wysokości Arielle Tremain związaną z inicjatywą „Czyste morze”.
Arielle wyciągnęła rękę.
– Bardzo mi przyjemnie poznać Waszą Wysokość.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.

Dbamy o Twoją prywatność


Sklep korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zamknij
pixel