Nieznajomi
Nieznajomi - Aleksandra Kalbarczyk
Romantyczny weekend… Spadek po ciotce… Intratna posada… W domu na odludziu spotyka się kilkoro nieznajomych, ale dla wszystkich to spotkanie stanowi zaskoczenie. Nie spodziewali się innych osób.
Dlaczego właściwie tam się znaleźli? Kto ich tam zwabił?
Kiedy emocje biorą górę i dochodzi do kłótni, część osób chce opuścić dom. Okazuje się jednak, że drzwi są zamknięte, a okna zakratowane. Sytuacja staje się absurdalna.
Uwięzieni w domu i zmuszeni do spędzenia w nim nocy, przybysze rano odkrywają, że jeden z nich nie żyje. Wkrótce pojawiają się kolejne ciała…
Co kieruje mordercą? Co łączy przybyłe do domu osoby?
Fragment tekstu
Kiedy Maks podjeżdżał pod dom, Wiktoria aż otworzyła usta z wrażenia. Budynek składał się z parteru, pierwszego piętra i poddasza. Wieńczył go ciemny, lekko spadzisty dach. Ściany z czerwonej cegły częściowo porastał gęsty bluszcz, który przybrał karmazynowo-żółte jesienne barwy. Narożniki domu wykończono białymi kamieniami. Na samym środku, nad wejściem, wznosiła się półokrągła wieżyczka, a na jej szczycie stał mały blaszany kogucik zmieniający położenie przy każdym powiewie wiatru. Z lewej strony na parterze wybrzuszał się półokrągły ryzalit zwieńczony bogato zdobioną balustradą balkonu. Szczyt dachu otaczały metalowe grzebienie. W wysokich oknach poprzecinanych złotymi szczeblinami widać było ciemne zasłony. Wiktorii z tyłu głowy przemknęła myśl, że wszystkie okna są zakratowane, ale szybko uznała, że w takim miejscu na pewno trzeba się zabezpieczać się przed włamaniami.
– Jest piękny! – powiedziała z zachwytem. – Wygląda na stary.
Maks się uśmiechnął. Jego nastrój zaczął się poprawiać. Ich weekend w końcu zaczynał wyglądać tak, jak zaplanował. Mimo drobnych przygód dotarli na miejsce, Wiktoria przestała narzekać, a dom robił jak najlepsze wrażenie.
– Podoba się? – zapytał. – Mam nadzieję, że w środku będzie równie imponujący. Tyle czasu spędziliśmy już w nowoczesnych hotelach, że coś bardziej klasycznego będzie miłą odmianą.
Z prawej strony domu znajdował się otwarty garaż. Maks doszedł do wniosku, że właściciele musieli przygotować dla nich miejsce, więc zatrzymał się w środku. Kiedy wysiedli zamknął drzwi garażowe. Nie zamierzał ruszać samochodu przez cały weekend, więc po co wystawiać go na działanie pogody i złodziei. Wyciągnął z bagażnika walizki, po czym otworzył przed Wiktorią drzwi, za którymi był korytarz prowadzący do właściwej części domu.
Po chwili znaleźli się w holu. Po lewej stronie mieli drzwi wejściowe, naprzeciwko których rozciągała się ogromna klatka schodowa. Balustrady wykonano z ciemnego drewna. Schody wyłożono miękkim czerwonym dywanem. Prowadziły bezpośrednio na pierwsze piętro, gdzie zaczynał się biegnący dookoła holu wewnętrzny balkon. Sufit znajdował się na wysokości kilkunastu metrów, co dawało osobom stojącym na dole poczucie ogromnej przestrzeni. Efektu dopełniał kryształowy żyrandol, który rzucał tęczowe refleksy światła na podłogę.
– Jest fantastyczny! – krzyknęła Wiktoria. – Już nie mogę się doczekać, żeby obejrzeć cały!
Maks wyprostował się, dumny z siebie, jakby sam zbudował ten dom, a nie tylko wynajął.
– Jest cały nasz – powiedział zadowolony. – Możemy zwiedzić każdy jego kąt i robić w nim, co tylko nam się podoba. Jak dobrze poszukamy, może znajdziemy jakieś futro tygrysa rozłożone przed starym kominkiem.
– Ach tak? – zapytała Wiktoria, chichocząc. Przysunęła się do Maksa i położyła mu ręce na ramionach. – I co będziemy robić na tym twoim tygrysie?
Zanim Maks zdążył odpowiedzieć, drzwi wejściowe się otworzyły. Dziewczyna gwałtownie odskoczyła i odruchowo wygładziła sukienkę. W progu ujrzeli parę, dziewczynę około dwudziestu lat i jakieś dziesięć lat starszego od niej chłopaka.
– Dzień dobry… – odezwał się niepewnie chłopak, wchodząc do środka.
Jego partnerka bez słowa zamknęła za nim drzwi. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała Maksa i Wiktorię.
– Dzień dobry – odpowiedział równie niepewnie Maks. Przez chwilę wszyscy milczeli i mierzyli się wzrokiem. Nagle Maks znacznie pewniejszym głosem powiedział: – Rozumiem, że chodzi o oprowadzenie po domu, prawda? Dlatego państwo tu są?
– Ach tak, oczywiście, trzeba oprowadzić po domu! – krzyknął Daniel z nagłym zrozumieniem.
Napięcie, które jeszcze przed chwilą unosiło się w pomieszczeniu, momentalnie opadło. Zaczęli się nawzajem przedstawiać i podawać sobie ręce.
– Ja mam na imię Daniel, a to moja dziewczyna Emilka.
– Emilia – poprawiła go dziewczyna i wyciągnęła rękę najpierw do Wiktorii, potem do Maksa.
– Wiktoria – odpowiedziała tamta krótko i uścisnęła dłoń dziewczyny.
– Ja nazywam się Maksymilian Krajewski.
– Bardzo mi miło – odpowiedział znowu Daniel.
Po tym krótkim wstępie znowu zapadła cisza. Obie pary wyczekująco przypatrywały się sobie nawzajem z grzecznymi, wyczekującymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy.
– Świetnie, to skoro wszyscy się już znamy, może chodźmy? – przerwał ciszę Daniel.
– Oczywiście. Od czego chcieliby państwo zacząć? – zapytał Maks.
– Sam nie wiem… może od salonu, a potem sypialnie?
– Doskonały pomysł – powiedział Maks zadowolony, nie ruszając się z miejsca.
Po tej wymianie zdań ponownie zapadła cisza. Nikt się nie ruszał, wszyscy tylko patrzyli na siebie.
– No to…? – zapytał Daniel powoli. – Idziemy?
– My jesteśmy gotowi – odpowiedział Maks. – Mogą państwo prowadzić.
– A to my mamy prowadzić? Przecież jesteśmy tu pierwszy raz…
Wiktoria uniosła brwi ze zdziwieniem. Sytuacja zdawała się ją bawić. Zupełnie inne uczucia malowały się na twarzy Emilii, która obrzuciła Daniela ostrym spojrzeniem.
– Jak chcą państwo nas oprowadzić, skoro nigdy tu nie byliście? – zapytał Maks, czując, że ta rozmowa z każdą chwilą traci sens.
– Myśleliśmy, że to wy macie oprowadzić nas… – odpowiedział coraz bardziej zdezorientowany Daniel.
Na twarzy Maksa pojawiło się nagłe zrozumienie.
– O nie… – jęknął, wzdychając ciężko. – Nie jesteście właścicielami, prawda? Wy też wynajęliście dom na weekend?
Najwyraźniej sytuacja sprawiła, że Maks bezwiednie zrezygnował z form grzecznościowych. Daniel powoli pokiwał głową.
– Wiedziałam! – powiedziała Emilia głośno, po czym nachyliła się w stronę chłopaka i z wściekłością syknęła mu do ucha: – Nie tak miało być! Mieliśmy być sami!
– Bo… mieliśmy być sami – powiedział Daniel bezradnie. – Tak mi zapowiedział właściciel.
– Prosiłam cię o jedną prostą rzecz, wyjazd tylko we dwoje – mówiła Emilia, z wściekłością wciskając palec w pierś Daniela. – A wygląda na to, że po to przedzieraliśmy się przez ten przeklęty las, żeby trafić do normalnego hotelu z jakimiś obcymi ludźmi. Naprawdę bardzo romantyczny weekend – warknęła dziewczyna, zaplatając sobie ręce na piersi.
– Ja też myślałem, że będziemy mieć dom na wyłączność – powiedział Maks, rozkładając ręce. – A może pomyliliście termin?
– Niemożliwe – odpowiedział Daniel natychmiast. – Robiłem rezerwację w ostatni czwartek „na najbliższą sobotę i niedzielę”. Nie ma mowy o pomyłce.
– Ja też jestem pewny daty.
Ponownie zapadła niezręczna cisza. Pary patrzyły na siebie, jakby licząc na to, że ktoś z nich odpuści i zgodzi się wyjechać. Emilia co jakiś czas przesuwała wściekły wzrok na Daniela, który próbował udawać, że tego nie zauważa. Wiktoria starała się powstrzymać rozbawienie, ale kąciki jej ust zadrżały.
– Widzę tylko jedno wyjaśnienie. Przedsiębiorczy właściciel wynajął ten sam dom kilku osobom, licząc na to, że jak już tu dotrą, to stwierdzą, że nie robi im to różnicy – powiedział w końcu Maks.
– Mnie tam faktycznie wszystko jedno, cztery osoby to wciąż nie jest tłum – stwierdziła Wiktoria lekko.
– Ale mi nie! – powiedziała Emila obrażonym tonem. – Chcę, żebyśmy zostali sami!
– Może moglibyście… – zaczął żałosnym tonem Daniel, ale Maks zaraz mu przerwał.
– Nie mamy zamiaru wyjeżdżać – stwierdził stanowczo.
– Zwłaszcza że to my byliśmy tu pierwsi – dodała kwaśno Wiktoria.
– Nie obchodzi mnie, czy byliście pierwsi, czy nie! Miałam obiecany romantyczny weekend tylko we dwoje i chcę go dostać! No zróbże coś! – krzyknęła na Daniela, uderzając go lekko w ramię.
Chłopak stał bezradnie pomiędzy nią a nowo poznaną parą, nie wiedząc, co zrobić.
– Kochanie, ten dom jest tak wielki, że zmieścimy się tu we czwórkę – powiedział w końcu. – Pewnie nawet nie zauważymy swojej obecności.
– Pan ma rację – powiedział szybko Maks, zanim Emilia miała szansę wyrazić swój sprzeciw. Znowu przybrał sztywny, oficjalny ton. – Ukryjemy się każdy w swoim skrzydle, a kiedy…
Nagle dyskusja została przerwana. Przez drzwi znajdujące się dokładnie naprzeciwko tych wiodących do garażu wszedł mężczyzna. Był brudny, oblepiony liśćmi i pajęczynami, a przez ramię miał przewieszoną sportową torbę. Szeroko się uśmiechał, ale kiedy zobaczył obecnych, jego uśmiech nieco zbladł, ustępując miejsca zaskoczeniu.
– No nie! – krzyknął Daniel, kiedy przybysz stanął jak wryty, wpatrując się w nich, jakby zobaczył ducha. – Nie mów, że ty też wynająłeś dom na weekend!
– Nie, ja… – zaczął Jacek, ale zaraz zamilkł, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. – To znaczy tak! Ja też wynająłem dom na weekend – powtórzył powoli i mechanicznie słowa Daniela. – A w tej torbie oczywiście mam ubrania i kosmetyki. Oczywiście. Ubrania i kosmetyki. I tylko to. Bo wynająłem dom na weekend.
Choć normalnie jego zachowanie od razu wzbudziłoby podejrzenia, zebrani byli zbyt źli i zdezorientowani, żeby mogło przykuć ich uwagę na dłużej. Gdy tylko skończył mówić, zaczęli się przekrzykiwać, nie słuchając się nawzajem. Jacek nie wiedział, co się dzieje, ale też dołączył się do tej słownej przepychanki, powtarzał zdania, które udało mu się wychwycić z dyskusji, starając się za wszelką cenę zrozumieć, o co chodzi.
– Żądam, żebyście wyjechali i zostawili nas samych!
– Z jakiej racji to my mamy wyjeżdżać?
– Wyjedźmy wszyscy!
– Zostańmy wszyscy!
– Podzielmy dom na pół!
– Nie zgadzam się na taki układ!
– Nie można ci zaufać, zawsze zrobisz coś źle!
Nagle harmider ponownie ucichł, kiedy klamka w drzwiach wejściowych ze skrzypieniem opadła. Wszyscy odwrócili się z napięciem w tamtą stronę. Po chwili w progu ukazała się kobieta trzymająca za rękę dziecko w wieku wczesnoszkolnym. Emilia zamarła, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w chłopca.
– Przyprowadziłaś tu dzieciaka?! – zapytała z niedowierzaniem.
Alicja na widok zebranych otworzyła usta i torebka wypadła jej z rąk.
– Co wy robicie w moim domu? – zapytała w końcu oburzonym tonem, kiedy szok nieco opadł.
– Pani domu? – zapytał Maks. – Czyli to pani jest właścicielką?
– Tak, ja…
Nie miała okazji dokończyć zdania. Cała piątka, łącznie z Jackiem, który za wszelką cenę nie chciał zwracać na siebie uwagi zachowaniem niepasującym do pozostałych, zaczęła mówić jednocześnie.
– Żądamy wyjaśnień!
– Mieliśmy być sami…
– Na jakich zasadach wynajmujesz ten dom, kobieto?!
– Proszę ich natychmiast wyrzucić!
– Żądam zwrotu pieniędzy i jakiegoś zadośćuczynienia!
Alicja stała zdezorientowana, przesuwała wzrok od jednej osoby do drugiej, otwierając i zamykając usta, jakby chciała coś powiedzieć.
– Dość! – krzyknęła w końcu, podnosząc ręce i wszyscy umilkli. – Nic nie rozumiem. Czy jedna osoba może wytłumaczyć mi, o co tu chodzi? Jedna! – dodała szybko, widząc, że za chwilę znowu zaczną się przekrzykiwać.
– To może ja wyjaśnię! – powiedział Maks. Nikt nie zaprotestował, więc podjął temat: – Wszyscy myśleliśmy, że wynajmujemy cały dom na wyłączność. Tymczasem okazuje się, że zrobiono trzy rezerwacje, a kto wie, czy nie znajdą się następni. Chcemy wiedzieć, jak to się stało i jakie rozwiązanie pani, jako właścicielka, proponuje.
– Ja nic nikomu nie wynajmowałam – oświadczyła Alicja, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia. – Jestem tu pierwszy raz w życiu.
– Przecież powiedziała pani, że jest właścicielką! – krzyknął niecierpliwie Daniel.
– Bo jestem. Od tygodnia. Dopiero co dowiedziałam się, że odziedziczyłam ten dom, a teraz przyszłam go obejrzeć – powiedziała Alicja, rozkładając ręce.
– Nie przyszło pani do głowy, że w pierwszej kolejności wypadałoby pokończyć interesy prowadzone przez właściciela? – zapytał Maks, zakładając ręce na piersi.
Alicja pokręciła głową.
– Pan nie rozumie, ja nie wiedziałam nic o żadnych interesach. Odziedziczyłam dom po ciotce, której nie widziałam od wieków. Skontaktował się ze mną jej prawnik, żeby przekazać spadek, ale nic więcej nie mówił. Ostatnie, czego się tu spodziewałam, to zgraja obcych ludzi.
Na twarzy Maksa zaczęło się pojawiać zrozumienie.
– Zostaliśmy wszyscy perfidnie oszukani – powiedział zmęczonym głosem. – Ktoś wyciągnął od nas pieniądze za wynajęcie nie swojego domu.
Emilii zaszkliły się oczy.
– Nic nie umiesz zrobić dobrze! – krzyknęła znowu na Daniela, po czym popchnęła go i z płaczem odwróciła się od pozostałych. Chłopak stał bez ruchu, patrząc zdezorientowanym wzorkiem w jej stronę.
– Cóż – powiedziała Alicja, która zrozumiała, co się dzieje i odzyskała pewność siebie. – Bardzo mi przykro, że zostali państwo oszukani, ale to nie mój problem. Dom należy do mnie i nie zamierzam go nikomu wynajmować. A przynajmniej nie dziś. Nie pozostaje państwu nic innego, jak tylko udać się do swoich domów. Do widzenia.
Odsunęła się od drzwi i wystawiła rękę w geście, który miał sugerować, żeby wyszli.
– To znaczy, że w ogóle nie poczuwa się pani do odpowiedzialności za to, co się wydarzyło? – zapytał Maks.
– Chyba padnę ze śmiechu… – dodała Wiktoria.
– A dlaczego miałabym się poczuwać? – obruszyła się Alicja. – Ja z nikim nie rozmawiałam, niczego nie obiecywałam, nawet nie przyjęłam płatności. Chyba że jeszcze nie płaciliście – dodała po chwili. – Wtedy możemy pomyśleć o jakimś noclegu.
– Raczy sobie pani żartować! – powiedział głośno Maks, załamując ręce.
W tym momencie usłyszeli ciche pukanie, a drzwi zaczęły się powoli uchylać. Wiktoria zaśmiała się z niedowierzaniem, a Daniel cicho jęknął. Alicja przewróciła oczami i gwałtownie otworzyła drzwi na oścież. Po drugiej stronie zobaczyła niskiego, łysiejącego mężczyznę w średnim wieku. Ubrany był niechlujnie i czuć było od niego nieprzyjemny zapach niedomytego ciała. W rękach ściskał zmiętą czapkę. Kiedy zobaczył Alicję, nerwowo się uśmiechnął i kiwnął jej szybko głową.
– Dzień dobry szanownej pani – powiedział wesoło. – Czy byłaby pani tak miła i wskazała mi, którędy do najbliższego miasta albo przynajmniej jakiejś większej drogi? Nie obraziłbym się też za coś do picia, jeśli pani ma, potwornie mnie suszy – dodał na końcu, zaglądając do środka ponad jej ramieniem.
– Za bramą skręci pan w prawo i będzie szedł przed siebie, w końcu trafi pan na jakąś drogę – odparła zirytowanym tonem Alicja, całkowicie ignorując drugą część wypowiedzi przybysza, po czym zwróciła się do reszty zebranych: – A państwo pójdą za przykładem tego pana i również odjadą.
– Znaczy państwo sobie jadą? Samochodem? – zapytał entuzjastycznie Dawid i zanim Alicja zdążyła zareagować, przepchnął się między nią a drzwiami i wszedł do środka. – To może ktoś chciałby mnie gdzieś podrzucić?
Wiktoria skrzywiła się, mierząc go wzrokiem. Inni również nie wyrywali się do oferowania pomocy. Maks niechętnie obejrzał mężczyznę, zatrzymując się dłużej na jego zabłoconych butach i plamach nieznanego pochodzenia na kurtce. Daniel obejmował Emilię, która z obrażoną miną patrzyła na Dawida, jakby on też przyczynił się do jej obecnego nieszczęścia. Zanim ktokolwiek zdążył podjąć temat, w drzwiach ukazała się młoda kobieta, ciągnąca za sobą walizkę.
– Dzień dobry – powiedziała cicho, powoli wchodząc i rozglądając się po zebranych.
– O nie! – krzyknął Daniel. – Kolejna do wynajmu! Ile was jeszcze będzie?
– Słucham? – zapytała dziewczyna niepewnie. – Przepraszam, ale to jakaś pomyłka, nie chciałam nic wynajmować.
– Więc co pani tu robi? – zapytał Maks
– I niby na co pani walizka? – dodała z powątpiewaniem Wiktoria.
– Miałam się dziś zgłosić do pracy. To rezydencja państwa Sujeckich, prawda?
– Nie – powiedziała Alicja tak gwałtownie, że Agata aż się cofnęła o pół kroku. – To moja rezydencja! I informuję wszystkich państwa, że za chwilę będzie tu mój prawnik i jeśli do tej pory nie opuszczą państwo mojego domu, gwarantuję, że podejmie odpowiednie kroki w celu przymusowego usunięcia państwa z mojej posesji.
Daniel uśmiechnął się kpiąco, rzucając pod nosem coś, co brzmiało jak „chciałbym zobaczyć, jak próbuje”.
– Doskonale – odparł Maks, po czym oparł się swobodnie o ścianę. – Z radością poczekam na pani prawnika. Może on będzie bardziej skory do rozmowy na temat tego, co się tu dzieje.
– Jeśli to nie jest rezydencja państwa Sujeckich, to czy ktoś mógłby mi powiedzieć, gdzie się znajduje? – zapytała Agata niepewnym tonem.
– Dość mam już tego! – krzyknęła Alicja, w której głosie zaczynała przebrzmiewać histeria. – Nie wiem, gdzie jest rezydencja Sujeckich, nie wiem, którędy do najbliższego miasta, i nie wiem, kto wynajął wam mój dom! Żądam, żebyście natychmiast wyszli, zostawili mnie samą i zakończyli tę farsę! Raz w życiu miałam coś dostać od losu, a wy to wszystko rujnujecie! No już, wynocha!
Po tych słowach podbiegła w stronę stojącego najbliżej niej Jacka i zaczęła ciągnąć go za pasek od torby. Jacek wyrwał się gwałtownie i szybko odepchnął kobietę. Zrobił to na tyle gwałtownie, że przewróciła się na podłogę. Agata natychmiast rzuciła się na ziemię, żeby sprawdzić, czy nic się jej nie stało, i obrzuciła Jacka oburzonym spojrzeniem. Ten poczuł, że inni też nagle skupili swoją uwagę na nim. Nerwowo przycisnął torbę mocnej do siebie.
– Ja… przepraszam – wyjęczał. – Nie chciałem. Po prostu… nie dam się stąd wyrzucić, bo wynająłem… no…
W końcu umilkł. Do tej pory mówił najmniej i nie wzbudzał większego zainteresowania. Teraz nikt nie odrywał od niego wzroku.
– No, no, no, cóż to za agresywne zachowanie, trzeba nad sobą panować.
Wszyscy odwrócili się w stronę wejścia, skąd dochodził głos. W drzwiach stał mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce i dżinsach. Zatrzasnął za sobą drzwi, po czym swobodnie podszedł do leżącej wciąż na ziemi Alicji i podał jej rękę, pomagając wstać. Kobieta popatrzyła na niego niepewnie, ale nic nie powiedziała. Następnie mężczyzna rozejrzał się z zainteresowaniem po holu. Z jego twarzy nie schodził lekki uśmiech.
– A pan kim jest? – wykrztusiła z siebie Alicja znacznie spokojniejszym tonem.
– Nikim ważnym – odpowiedział Adam swobodnie. – Po prostu poczułem się bardzo zainteresowany zbiegowiskiem tylu osób w tym dawno opuszczonym domu.
– Jest pan sąsiadem?
– Jakim sąsiadem, kobieto?! – przerwał jej Maks. – Nie widziałaś, że tu dookoła nie ma innych domów? Ten człowiek, kimkolwiek jest, wiedział, że się tu zbierzemy. Prawdopodobnie to żartowniś, który ściągnął nas tu pod pozorem wynajmu. Teraz pewnie pan myśli, że to bardzo zabawne? – zakończył, zwracając się do Adama.
– Nie wynajmowałem nikomu domu, ani nie sprowadzałem tu nikogo w żaden inny sposób – odpowiedział Adam spokojnie. – Ale nie przeczę, że moim zdaniem jest to zabawne – dodał, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
– Mam tego dość – jęknęła Emilia, która odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu. – Nie wiem, co chciał pan osiągnąć, ściągając nas tutaj, ale ja nie zamierzam dostarczać panu więcej rozrywki. Wychodzimy!
Powiedziawszy to, ruszyła do wyjścia. Nacisnęła klamkę i pociągnęła, jednak drzwi się nie otworzyły.