Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Niezwykły rejs (ebook)
Zajrzyj do książki

Niezwykły rejs (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-9168-2
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyA Consequence Made in Greece
TłumaczPola Szafulera
Język oryginałuangielski
EAN9788327691682
Data premiery2023-03-01
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Pewnego dnia Cora Georgiou znajduje na plaży wyczerpanego mężczyznę. Udziela mu pomocy, o nic nie pytając. Nazajutrz mężczyzna zjawia się w kawiarni, w której Cora pracuje, i przedstawia się jako Strato Dukas. Chce się odwdzięczyć i zaprasza ją na miesięczny wspólny rejs. Cora słyszała niejedno o tym milionerze słynącym z rozrywkowego stylu życia, ale propozycja jest zbyt kusząca, by mogła odmówić…

 

Fragment książki

– Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć?
Strato zmrużył oczy przed słońcem, obserwując kobietę topless w basenie na swoim superjachcie. Jej piersi podskakiwały w wodzie, a blond włosy były suche i doskonale ułożone.
– Nie. Kontynuuj.
Gdyby chciał pływać, skoczyłby z łodzi. Woda w tej części zachodniej Grecji była przejrzysta niczym kryształ. Ale gdyby Strato chciał popływać, zrobiłby to w morzu, a nie w brodziku, który był w stanie przepłynąć jednym ruchem. A gdyby chciał kobiety…
Na tym polegał problem. Nie chciał tej kobiety. Cztery dni wystarczyły, by mu przypomnieć, że nie lubił bezmyślnego gadania o niczym. Plotkowanie o celebrytach nie mogło się równać z intelektualnie pobudzającą dyskusją ani żartowaniem z kimś o podobnym poczuciu humoru. A ta sfabrykowana pasja nie zastąpi prawdziwej namiętności. Kobieta była entuzjastyczna lub potrafiła udawać entuzjazm, ale czegoś jej brakowało. Strato zmarszczył brwi. Zawsze czegoś brakowało.
Nagle uświadomił sobie, że problem leży w nim, a nie w niej…
Unikał przywiązania i głębokich, emocjonalnych relacji, odkąd był wystarczająco duży, by zrozumieć nieuchronne ryzyko, jakie za sobą niosły. Spędził swoje dorosłe życie z kobietami, którym przyjemność sprawiały przelotne relacje. Takimi, które lubiły miło spędzić czas i poimprezować. Jednak z biegiem czasu stawał się coraz bardziej cyniczny i niezadowolony.
Czuł, że czegoś mu brakuje, i dlatego podjął spontaniczną decyzję o zaproszeniu Liv i jej przyjaciółki na pokład. Ale zamiast cieszyć się ich towarzystwem, coraz bardziej ich unikał.
Nadąsała się, zalotnie przechylając głowę.
– Jeśli nie chcesz pływać, to mogę zrobić ci masaż.
Strato zadrżał. Chciał zostać sam. Nie chciał, żeby kościste palce ugniatały jego ramiona jako preludium do seksu, po którym czułby się jeszcze bardziej pusty niż wcześniej. Jeśli potrzebował masażu, na pokładzie był masażysta sportowy.
– Może wolisz coś innego? – zamruczała gardłowym głosem.
Strato odwrócił się i zobaczył, jak koleżanka Liv wychodzi z kajuty. Poruszała się z gracją, ukazując szczupłe ciało modelki. Jej długie włosy opadały kaskadą na opalone ramiona. Pod przezroczystym wdziankiem wysadzanym klejnotami była naga. Uśmiechnęła się zalotnie, zapraszając go do wspólnej zabawy. Strato wiedział jednak, że jej prawdziwy apetyt zarezerwowany był dla jego bogactwa.
Tak naprawdę wiedział, że dostał dokładnie to, o co prosił. Zaproszenie Liv i Lene w tę podróż było jego błędem, i to nie tylko dlatego, że przecenił ich atrakcyjność. Określił jasno swoją chęć na zabawę, seks, luksus i brak zobowiązań.
– Może chciałbyś dołączyć do nas? – Lene zdjęła sukienkę z rozmachem, odsłaniając swoje eleganckie ciało, po czym upuściła materiał i weszła po schodkach do basenu. Skinęła na swoją przyjaciółkę. – Może chciałbyś popatrzeć na mnie i Liv razem, a potem dołączyć?
Wyciągnęła rękę i pogładziła nagie ciało swojej przyjaciółki od ramienia do uda. Dwie pary oczu utkwione w Stracie. Poczuł wagę ich kalkulacji. Nie motywowało ich pragnienie. Z wyjątkiem pragnienia, by go zadowolić, po to by utrzymał je w luksusie i dalej obsypywał drogimi bibelotami. A może, w chwili słabości, zdecyduje się na uczynienie jednej z nich swoją kochanką na stałe.
Strato uśmiechnął się i zdjął okulary przeciwsłoneczne w chwili, gdy kobiety zbliżyły się do siebie. Nie miały pojęcia, że czuł w tej chwili obrzydzenie do samego siebie. Czy naprawdę myślał, że rejs z tymi dwiema to będzie dobra rozrywka?
– Dziękuję za zaproszenie, drogie panie. – Wstał, a ich spojrzenia przesunęły się po jego ciele. Okej, może ich zainteresowanie jego ciałem nie było całkowicie wymyślone. Ale to nic nie zmieniało.
– Przepraszam, ale coś niespodziewanie się wydarzyło. – Wskazał na gabinet, który opuścił kilka minut wcześniej. Niech pomyślą, że otrzymał wiadomość, która wymagała jego natychmiastowej uwagi. Dałoby im to trochę godności, gdy odeśle je z kwitkiem. – Bawcie się dobrze. Obawiam się, że muszę zmienić plany i wrócić dzisiaj do Aten. Mój helikopter zabierze was z powrotem o zachodzie słońca lub wcześniej, jeśli wolicie. Stamtąd szofer zawiezie was, dokąd zechcecie. – Skinął głową. – Dziękuję wam obu za towarzystwo. To było niezapomniane.
Odwrócił się i przeszedł przez pokład, a w tyle usłyszał rozczarowane westchnięcia. Jego sprawny asystent wyłonił się ze środka, akurat gdy Strato dotarł do burty łodzi.
– Załatw to, Manoli, proszę. Wybierz odpowiedni prezent dla każdej z nich i zorganizuj transport.
Strato stał przez chwilę, spoglądając ponad wodą na małą wyspę kilka kilometrów dalej. Odetchnął głęboko, wciągając świeże, przesiąknięte solą powietrze niczym lekarstwo. Następnie zanurkował wprost w zielone głębiny i zaczął pływać.

Strato przeszedł przez miękki biały piasek maleńkiej plaży, kierując się w stronę cienia drzew. Pływanie sprawiło, że krew zaczęła w nim krążyć, a w głowie pojawiło się rozwiązanie problemu biznesowego, który nie pozwalał mu zasnąć w nocy. Skoncentrował się na tym, a nie na błędzie, który popełnił, zapraszając Lene i Liv na pokład. Upadł na piasek, pogrążając się w rozmyślaniach. Jakiś czas później pulsujący dźwięk sprawił, że spojrzał w górę. Z lądowiska jachtu wznosił się helikopter. Czy to możliwe, że jego świadomy wybór płytkich, niewymagających związków również czynił go płytkim? Ale nie widział sposobu, by tego uniknąć. Nie chciał, żeby ludzie próbowali się do niego zbliżyć. Niestety, coraz częściej jego ostrzeżenie, że nie tworzy związków, kobiety przyjmowały jako wyzwanie i próbowały go uwieść. Nie rozumiały, że Strato Dukas nie ma ukrytej słabości. Żadnych sekretnych pragnień, by zbudować małżeństwo lub rodzinę.
Nagle przeszył go chłód.
Nigdy nie zapomni bolesnych lekcji z dzieciństwa. Zadbał o to jego ojciec. Strato odrzucił traumatyczne wspomnienia. O wiele lepiej było skoncentrować się na pracy, jednym z jego antidotum na przeszłość, o której pragnął zapomnieć. Zanim jednak zdołał skoncentrować się na swoim azjatyckim biznesie, zauważył małą białą łódkę z niebiesko-czerwonym wykończeniem, płynącą w kierunku wyspy. Westchnął. Chciał samotności, a nie bandy wycieczkowiczów. Ale gdy zmrużył oczy, zobaczył tylko jedną postać w szerokim słomkowym kapeluszu i obszernej koszuli. Mały statek zbliżył się, aż znalazł się na skalistym cyplu na końcu plaży. Lepiej, żeby to nie był paparazzo.
Intruz zrzucił szeroki kapelusz, a Strato patrzył uważnie.
Kobieta. Z ciemnymi włosami prawie do pasa. Uniósł brwi. Takich włosów nie widuje się codziennie. Jednym szybkim ruchem kobieta zdjęła koszulę, ukazując ciało, na widok którego zaparło mu dech w piersiach. Strato nie widywał często tak pięknych włosów, a już na pewno nie widywał na co dzień takiego ciała, przynajmniej w swoich kręgach towarzyskich. Kobieta obróciła się i pochyliła, żeby schować kapelusz i koszulę, a on zarejestrował jej gibkość i pełne kształty. Przybyszka miała figurę klepsydry. Po jego szczupłych do kości towarzyszkach minionego tygodnia, dojrzałe, krągłe kształty jej sylwetki przyciągnęły jego wzrok niczym latarnia morska. Patrzył, jak porusza biodrami, ściągając szorty, by odsłonić bardziej jędrne pośladki. Nawet ciemny, jednoczęściowy kostium kąpielowy nie umniejszał jej urody, opinając idealnie sylwetkę.
Może jednak nie miałby nic przeciwko spotkaniu z intruzem…
Lecz kobieta, zamiast zejść na brzeg, założyła maskę i rurkę i opuściła się z drugiej strony łodzi, kierując się na głębszą wodę. Przez pięć minut obserwował ją, zaciekawiony tym, jak pływa. Poruszała się z gracją i precyzją, nie była amatorką. W końcu dopłynęła do cypla i minęła go, znikając z pola widzenia.
Może to i dobrze – pomyślał. Przybył tu, by być sam. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, była rozpraszająca go kobieta. Przeciągnął się i obrócił na bok, odwracając się od wody.

Cora poprawiła kapelusz na głowie, ostrożnie stąpając po skałkach. Dopiero kiedy dotarła do drobnoziarnistego piasku, spojrzała w stronę zacienionego zagajnika. Wtedy odkryła, że nie jest sama. W głębokim cieniu leżała postać.
Nikt inny nie przypływał na tę małą wysepkę, z wyjątkiem okazjonalnych wczasowiczów w szczycie sezonu. Spojrzała na wodę. Jedyną łódką w zasięgu wzroku, z wyjątkiem małej drewnianej, którą pożyczyła od ojca, był ogromny, smukły krążownik bujający się w oddali. Wyglądem pasował bardziej do egzotycznych Bahamów niż tego zapomnianego zakątka Grecji. Cora zmarszczyła brwi, dostrzegając pojedyncze ślady stóp na piasku.
Ludzie, którzy pływali po świecie na eleganckich dużych jachtach, nie pokonywali wpław czterech kilometrów do brzegu, ot tak, dla zabawy. Czy jego łódź się zepsuła? Nie mógł zejść na brzeg podczas wczorajszej burzy. Ślady były zbyt świeże. Marszcząc brwi, skierowała się na plażę. Miała nadzieję, że nie został ranny.
Podeszła bliżej i zobaczyła, że to mężczyzna. Był nagi. Jego skóra miała kolor oliwkowy. Był idealnie, równomiernie opalony, począwszy od szerokich, umięśnionych ramion, poprzez zwężające się plecy, do mocno zaokrąglonych pośladków i długich, owłosionych nóg.
Cora poczuła, że z wrażenia zaschło jej w ustach. Z racji swojej pracy była przyzwyczajona do wysportowanych mężczyzn, a jednak miała wrażenie, że nigdy nie widziała tak idealnego, muskularnego ciała.
Czy z przodu też będzie wyglądał tak spektakularnie?
Lekki wietrzyk rozwiał jego ciemne włosy. Jej wzrok powędrował do odbarwionego obszaru rozciągającego się od ramienia, na którym leżał, w kierunku łopatki. Kontuzja? Z pewnością nie krew.
Opuściła płócienną torbę i podbiegła do niego, ogarnięta nagłym strachem. Czy oddychał? Pochyliła się nad nim. Nie było krwi. To nie była świeża kontuzja, raczej stara blizna. Oparzenie lub…
Mięśnie naprężyły się pod ciemną skórą i mężczyzna obrócił się, a jego ramię przesunęło się po jej kostce, sprawiając, że natychmiast odskoczyła do tyłu. Poczuła bijącą od niego silną energię. Bezwstydne spojrzenie na jego zupełnie nagą postać sprawiło, że jej serce łomotało jak szalone. Cora skupiła się na jego twarzy. Ciężkie, proste czarne brwi, a pod nimi zielone oczy.
Posejdon. Tak wyglądał. Każdy Grek widział podobizny potężnego boga morza, uosobienia męskiej siły i piękna. Z pewnością, gdyby stare opowieści o bogach objawiających się śmiertelnikom zawierały jakąkolwiek prawdę, Posejdon miałby właśnie takie oczy. Burzliwe. W kolorze wzburzonego morza, w którym właśnie pływała.
– Żyjesz? – odezwała się z trudem Cora.
– A spodziewałaś się trupa? – Rozbawiła go.
Zesztywniała i cofnęła się o kolejne pół kroku.
– Nie byłam pewna, co o tym myśleć. – Cora zmarszczyła brwi. – Nie masz ręcznika ani ubrania.
Bardzo się starała nie patrzeć poniżej jego pasa, ale jedno szybkie zerknięcie ujawniło, że został zbudowany równie monumentalnie w każdym fragmencie swojego boskiego ciała. Poczuła, że się rumieni.
– Czy istnieje jakaś zasada, która mówi, że zawsze muszę mieć je przy sobie?
– Zastanawiałam się, czy miałeś wypadek.
– Czy dlatego się nade mną pochylałaś? Żeby mi zrobić sztuczne oddychanie? – Roześmiał się.
Jej wzrok spoczął na jego pięknie ukształtowanych ustach. Cora nie była jednak głupia. Może i był niesamowicie charyzmatyczny, z tym seksownym, typowo męskim ciałem, ale była w nim ostrość, która jej się nie podobała. Każdy Grek znający mitologię mógłby powiedzieć, że starożytni bogowie nie byli życzliwymi, troskliwymi stworzeniami. Byli niebezpieczni.
Ten człowiek też. Kobiecym instynktem wyczuwała niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo nie przemocy, ale relacji między tym mężczyzną a kobietą.
Widziała to w sposobie, w jaki jego wzrok przesunął się na wilgotne miejsca, gdzie jej piersi przyciskały się do znoszonej dżinsowej koszuli. I w sposobie, w jaki ten uśmiech poszerzył się w coś w rodzaju zainteresowania, gdy zobaczył, że to zauważyła. A przede wszystkim w tym, że nie wykonał żadnego ruchu, by zakryć swoją nagość.
– Cóż, jeśli wszystko w porządku, to pójdę już – powiedziała stanowczo.
– Skąd wiesz, że wszystko ze mną w porządku? Nie sprawdziłaś mojego pulsu.
Strato przyglądał się kobiecie z ciekawością i zaskakującą przyjemnością. Była uosobieniem Nereidy, nimfy morskiej.
Ściągnęła brwi, a jej złotobrązowe oczy wpatrywały się w niego z mieszaniną zniecierpliwienia i podejrzliwości. Kobiety zwykle nie patrzyły na niego w ten sposób. Zwykle wyglądały na chętne.
Przez sekundę rozważał, czy nie skłamać, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Ku swemu zdumieniu poczuł przyjemne ciepło rozlewające się pod żebrami. Ciepło, które nie miało nic wspólnego z zainteresowaniem seksualnymi, ale z faktem, że ta kobieta, której nie znał, naprawdę się o niego zatroszczyła.
To było dziwne.
Przeczesując włosy palcami, posłał jej leniwy uśmiech, by ukryć swoje emocje i nie zostać posądzonym o słabość.
– Nie, nie jestem ranny. Czy wyglądam, jakbym był?
Poczuł satysfakcję, gdy zauważył, że kobieta z trudem przełyka ślinę, jakby zawstydzona walczyła z jakąś instynktowną reakcją.
– To dobrze. Cieszę się, że nic ci nie jest.
– Przypuszczam, że nie masz nic do picia? Jestem bardzo spragniony – zwrócił się do niej.
– Nie masz wody? – Znieruchomiała. – Jak długo tu jesteś?
– Przypuszczam, że kilka godzin.
– Przypuszczasz? Nie wiesz? Masz przy sobie jakieś zapasy?
– Nie mam nic.
– Co robisz tutaj sam bez zapasów? To szaleństwo. Może nie ma jeszcze lata, ale nie możesz sobie pozwolić na odwodnienie. Zwłaszcza jeśli jesteś tu sam. – Jego Nereida przerwała, oglądając za siebie, jakby się spodziewała zobaczyć kogoś innego wyłaniającego się zza niewielkiego wzgórza. – Bo jesteś sam prawda?
– Jestem. Ale zabiorą mnie o zachodzie słońca. – Taka była stała umowa z jego załogą.
– To czysta głupota – rzekła. – W tym czasie wszystko może się zdarzyć.
Jego spojrzenie powędrowało po jej ciele. O tak, wszystko mogło się w tym czasie wydarzyć.
– Przypuszczam, że nie masz tam żadnych przekąsek? Nie jadłem też nic dzisiaj…
Cora przerwała przetrząsanie torby, unosząc głowę na dźwięk jego jakże nonszalanckiego głosu. Nie ufała mu. Chciała zetrzeć uśmieszek z jego twarzy. Dobra, może nie uśmiechał się otwarcie, ale wewnętrznie śmiał się jej kosztem. Nagle przypomniał jej się inny mężczyzna. Adrian, złotowłosy i niebieskooki. Miał podobny śmiech. Jeśli intuicja jej nie myliła, ten mężczyzna i Adrian mieli ze sobą wiele wspólnego. Ale nie mogła mieć co do tego pewności. I nie mogła zostawić go tutaj bez łyka wody.
Cora chciała zapytać, jak się tu znalazł, sam, nagi i bez prowiantu, ale podejrzewała, że jakikolwiek przejaw ciekawości podsyci jego ego.
– Mogę podzielić się z tobą lunchem, jeśli chcesz – westchnęła.
Doris zawsze pakowała za dużo jedzenia, mówiąc, że taka „duża dziewczyna” jak Cora potrzebuje dużo paliwa. Prawdą było, że pracując w polu, Cora spalała dużo energii i potrzebowała dodatkowych kalorii, jednak nienawidziła bycia klasyfikowaną jako „duża dziewczyna”.
– Byłoby wspaniale. Dziękuję. – Podparł się na łokciu i posłał jej czarujący uśmiech.
– Pod jednym warunkiem – dodała.
Cora prawie się roześmiała, widząc szczere zdziwienie malujące się na jego twarzy. Wyglądało na to, że nikt nie miał zwyczaju odmawiać Posejdonowi tego, czego chciał, ani ustalać ograniczeń w jego grze.
– Jakim? – zapytał, a jego kruczoczarne brwi uniosły się.
Cora nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu.
– Nie martw się. Nie proszę o udział w twoich ziemskich dobrach, ale wolałabym nie jeść obiadu z nagim nieznajomym. Proszę, żebyś się zakrył.
– Obawiam się, że nie mam czym się przykryć. Chyba że zechciałabyś mi pożyczyć trochę swojej odzieży? – zapytał nonszalancko, patrząc na jej wilgotną koszulę, przez którą niewątpliwie widać było sutki.
Ktoś powinien go trochę przytemperować – pomyślała Cora. Jak na dłoni było widać, że chciał, żeby zdjęła koszulę.
– Nie przeszkadzałoby ci, że nosisz damskie ciuchy? Niektórzy mężczyźni mogliby czuć, że ich męskość jest zagrożona.
– Jeżeli mam wybierać między tym a byciem głodnym, to zdecyduję się na ubrania. Moje ego nie jest tak kruche.
Tak, to już zdążyła zauważyć. Zaśmiała się.
– Okej.
Rzuciła torbę na piasek pomiędzy nimi, dostrzegając kątem oka sposób, w jaki unosi się wyżej na łokciu, jakby zapewniał sobie lepszy widok. Cora wyprostowała się i położyła ręce na rąbku swojej za dużej koszuli.
Przez sekundę zawahała się. Ale była głodna. Dlaczego miałaby się powstrzymać przed przyjemnością zjedzenia lunchu na plaży przez jakiegoś bezmyślnego nagiego turystę? Ponadto bawił ją ten słowny sparing między nimi. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz jej puls tak przyspieszał w kontakcie z mężczyzną. Poza tym nadszedł czas, by ktoś pokazał tajemniczemu nieznajomemu, że nie może mieć wszystkiego na swoich warunkach. Dlatego zamiast zdjąć koszulę przez głowę, jednym szybkim ruchem ściągnęła workowate szorty.
– Proszę bardzo. – Rzuciła je na kolana Posejdona.
Jego zaskoczenie prawie ją rozśmieszyło. Jednak szybko starł rozbawienie z jej twarzy, bo zauważyła, z jaką lubością przygląda się jej opalonym nogom. Cora poczuła to przesuwające się spojrzenie prawie niczym pieszczotę.

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel