Noc z majorem Lithgowem (ebook)
Pavia jest nazywana perłą sezonu towarzyskiego, bo rzeczywiście trudno o bogatszą i bardziej urodziwą pannę. Chociaż niektórzy uważają, że półkrwi Hinduska nie ma wstępu na salony, wielu arystokratów chętnie ożeniłoby się z posażną kupiecką córką. Ojciec Pavii, niestrudzony w poszukiwaniu utytułowanego zięcia, wysyła córkę na kolejny bal. Pavia już raz znalazła szokujący sposób, by uniknąć małżeństwa z wiekowym lordem. Teraz, w obawie przed gniewem rodziny, musi się podporządkować i oddać rękę temu, kto zacznie o nią zabiegać. Na balu Pavia staje twarzą z twarz z majorem Camem Lithgowem. Poznali się w skandalicznych okolicznościach i mieli się już nigdy nie zobaczyć, jednak tamto trwające kilka godzin spotkanie zniweczy ich dotychczasowe plany i zadecyduje o przyszłości.
Fragment książki
Pavia Honeysett potrzebowała mężczyzny. Jej wzrok padł na wojskowego w granatowo-złotym mundurze siedzącego w rogu sali, pod ścianą. Prawdopodobnie z żołnierskiego nawyku mężczyzna miał wzrok utkwiony w stojącym przed nim piwie, ale nie ulegało wątpliwości, że go nie widzi. Myślami najwyraźniej błądził gdzieś daleko.
Pavia przyglądała mu się przez uchylone drzwi z kuchni, gdzie wśród innych paplających dziewcząt czekała na swój występ taneczny. Oceniała wzrokiem szerokość ramion nieznajomego i zarys jego szczęki. W hałaśliwym barze, wśród innych gości w podnieceniu oczekujących nocnej rozrywki tajemniczy mężczyzna odróżniał się od otaczającej go swojskiej braci pod każdym względem: zachowaniem, wyglądem, gładko ogoloną twarzą i złotymi włosami. Był samotny w swojej perfekcyjności. Żeby go znaleźć, musiała przez trzy noce tańczyć w różnych tawernach od Yorkshire do Londynu. Teraz pozostawało jej już tylko go złowić.
Pavia ostatni raz poprawiła zwiewną materię swoich woali i nerwowo przełknęła. Teraz, kiedy nadeszła ta chwila, była wyraźnie zdenerwowana. A przecież powinna uważać się za szczęściarę. Bo tego właśnie chciała: poczuć się wolną. Planowała to od chwili, kiedy na pensję w Londynie przyszło wezwanie. Całe zaoszczędzone pieniądze wydała na przekupienie służby, by jej wskazała tawerny, w których mogłaby tańczyć. Ta konkretna, o nazwie Ząb Tygrysa, położona na przedmieściu Londynu, wydawała się najbardziej obiecująca z punktu widzenia jej potrzeb. Oferowała rozrywkę w postaci nocnych występów tanecznych w wykonaniu dziewcząt pochodzących z najróżniejszych środowisk i części Imperium Brytyjskiego. Wtopienie się w to barwne i różnorodne środowisko tancerek, czekających w kuchni na swoją kolej, wydawało się proste.
Właśnie w barze rozległy się oklaski, którymi nagrodzono tancerkę podającą się za Persjankę. Pavia wątpiła w autentyczność jej perskiego pochodzenia, ale nie w jej wdzięki. Z takimi piersiami – kto by się interesował jej pochodzeniem? Odruchowo spojrzała na swoje znacznie skromniejsze „wdzięki”; miała nadzieję, że ujdą. Jeszcze jedna dziewczyna i kolej Pavii. Chyba że… obleci ją strach i wymknie się tylnymi drzwiami.
Nie, nie ma mowy. Albo dziś wieczór, albo będzie za późno. Jutro już znajdzie się w Londynie pod kuratelą ojca jako szczebel w jego wspinaczce po drabinie awansu społecznego. Puls Pavii zdecydowanie przyspieszył. Miała być dziewicą złożoną w ofierze na ołtarzu małżeństwa z hrabią Wenderlym, który z powodzeniem mógłby być jej dziadkiem. Obaj mężczyźni należeli do bogaczy, chociaż jej ojciec lubił podkreślać, że jest o wiele bogatszy, jednak Wenderly miał tytuł, a jej ojciec nie dochrapałby się tytułu nawet za cenę herbaty całych Chin. Jej ojciec mógł być Oliverem Honeysettem, współzałożycielem firmy Honeysett and Crooks, największego importera angielskiej herbaty przewyższającego nawet legendarną Twinings Company, ale i tak był tylko mieszczuchem, nowobogackim, jednym z tych, którzy dorobili się fortuny w Indiach. Krótko mówiąc, był człowiekiem, który musiał na swoje pieniądze ciężko zapracować i który bez tytułu nie miał szans wdrapać się wyżej po drabinie społecznej.
Pavia miała być dla niego furtką do świata parów i gwarancją, że chociaż on nie zdobędzie tytułu, to jego wnuki owszem. Ale ona nie chciała wyjść za Wenderly’ego. Inaczej wyobrażała sobie swoje życie. Marzyła jej się przygoda, była ciekawa świata, chciała żyć wśród rodaków swojej matki, w Indiach, gdzie ceniono by ją dla niej samej. W pałacu jej wuja, radży Sohry, kolor skóry nie miał najmniejszego znaczenia. Tu, w Anglii, to było najważniejsze – coś, na co mężczyźni skłonni byli przymknąć oczy w zamian za pieniądze jej ojca albo – jak w przypadku Wenderly’ego – za jej dziewictwo. Podobno Wenderly miał na tym punkcie obsesję, co bardzo martwiło Pavię, szczególnie wobec szeroko rozpowszechnianych plotek, które dziewczęta przekazywały sobie na lekcjach dobrego wychowania. Wśród wychowanek Akademii szykujących się do debiutu towarzyskiego było powszechnie wiadome, że żadna przyzwoita panna by go nie chciała. Dziewczęta spoglądały więc w jej stronę, znacząco kiwając głowami. Żadna angielska przyzwoita panna, ma się rozumieć. Co innego Hinduska. Wniosek wydawał się jasny. Bycie Hinduską w Anglii jest czymś nieprzyzwoitym.
Może istotnie dziś wieczorem jest trochę nieprzyzwoita. Potrząsnęła zwiewnymi welonami i zaśmiała się cicho. Otóż dziś w nocy te angielskie damy będą miały rację. Postanowiła stracić dziewictwo, na którym tak zależało Wenderly’emu. W zamian zyska wolność, a ta jest warta każdej ceny. Nie była to łatwa decyzja, ale Pavia została do jej podjęcia zmuszona, kiedy prośby, błagania i apele do ojca okazały się bezskuteczne. Podjął decyzję co do jej małżeństwa. Nie wskórała nic nawet jej matka, która się wstawiła za córką. Dlatego Pavia wzięła sprawę w swoje ręce.
Jak do tej pory życie nauczyło ją jednego: że nie ma „ i żyli długo i szczęśliwie…” Jeśli dziewczyna marzy o szczęśliwym zakończeniu, to musi zadbać o nie sama. W przeciwnym razie załatwią to za nią inni – tak, jak to postanowił zrobić jej ojciec. Taki był właśnie los jej matki. Została wydana za mąż za Anglika i zmuszona do życia w obcej kulturze, która nie miała dla niej zrozumienia. Pavia po raz kolejny przysięgła sobie, że takie rozwiązanie jest nie dla niej.
Nasunęła na twarz ostatnią woalkę, pozostawiając widoczne tylko oczy, i od razu zlokalizowała swój cel. Stanowił niewątpliwie najlepszy wybór w ciągu tych trzech nocy, jakie spędziła w Londynie. W innych miejscach mężczyźni byli za bardzo prymitywni. Może działała zbyt nierozważnie, ale trzymała się pewnych zasad. Nie miała zamiaru wyjść z tego pobita, zarażona jakąś chorobą, a już broń Boże w ciąży. Na to ostatnie mogła mieć przynajmniej wpływ. Przygotowała sobie na wszelki wypadek nasycone octem gąbki, które trzymała w innym zajeździe w swoim pokoju. Co do wybranego przez siebie mężczyzny nie mogła mieć takiej pewności. Westchnęła. Kiedy układała ten plan, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo to wszystko okaże się skomplikowane.
Poprzednia tancerka kończyła właśnie występ i Pavia raz jeszcze oceniła swojego kandydata. Czy okaże się przyzwoitym kochankiem? Czy to będzie bolało? Dziewczyny w szkole mówiły, że boli, ale ich wiedza oparta była wyłącznie na pogłoskach. Od kobiet, które spotykała u wuja w pałacu, słyszała znacznie przyjemniejsze opowieści. Komu miała wierzyć? Być może zależało to od kochanka. Ten siedzący w rogu mężczyzna sprawiał wrażenie honorowego. Sposób, w jaki siedział wpatrzony w swoje piwo, świadczył o tym, że walczy z jakimiś demonami. I że najtrudniej będzie go przekonać do tego, by wziął to, co ona ma mu do zaoferowania.
Pavia zagryzła usta, po raz pierwszy wzięła pod uwagę możliwość porażki. Snując swoje plany, nie pomyślała o tym, co się stanie, jeśli jej się nie powiedzie. Ale teraz nie było czasu się nad tym zastanawiać. Bo jeśli będzie tu sterczała przez całą noc, to nic nie wskóra. Stojąca za nią dziewczyna szturchnęła ją lekko. Teraz była kolej Pavii. Na palce duży i wskazujący obu rąk wsunęła delikatne czynele i otworzyła drzwi, a następnie skinieniem głowy dała znak skrzypkowi, który rozpoczął powolną melodię. Z całą pewnością nie hinduską. Może irlandzką? Zresztą wszystko jedno, byle tylko muzyka była poruszająca i sprzyjała kołysaniu biodrami.
Zaczęła tańczyć powoli, sugestywnie, przyciągając wzrok wszystkich dokoła, czemu towarzyszyło rytmiczne uderzanie w talerze. Przedzierała się przez tłum gości, obdarzając swoją uwagą to tego, to tamtego mężczyznę. Nie mogła wyróżnić swojego wybranka, tak po prostu do niego podbiegając, byłoby to zbyt oczywiste. Ale to musiał być on.
Wychowała się w bogatym domu jako jedyne dziecko kupca herbacianego. Nauczono ją, że liczy się tylko to, co najlepsze. I tej nocy miało być nie inaczej. Któryś z mężczyzn sięgnął do niej ręką, gdy przechodziła. Zrobiła unik i ukarała go, zwracając uwagę na innego. Zrozumiała jednak ostrzeżenie. Prowokowała ich spojrzeniami i kołysaniem bioder, rozbudzając oczekiwania. Właśnie dotarła do przerwy pomiędzy częścią sali zastawioną stołami na kozłach a stolikiem pod ścianą zajętym przez wojskowego. Wyglądało na to, że stara się na nią nie patrzeć, że jest jedynym mężczyzną w tym pomieszczeniu, który omija ją wzrokiem.
Opuściła woal przyczepiony do paska ze złotych monet, ukazując gładką nogę. Udało jej się w ten sposób zwrócić uwagę nieznajomego. Mimo wszystko był to mężczyzna, a nie postać z marmuru, co by mogły sugerować jego rzeźbione rysy. Udało jej się przyciągnąć wzrok mężczyzny i utrzymać go z pomocą zmysłowych ruchów. Zrobiła krok do przodu. Uśmiechała się teraz oczami, pozwalając nieznajomemu domyślać się ukrytych pod jedwabną woalką zmysłowych ust.
Jej kandydat, złotowłosy blondyn, z bliska okazał się przystojny i zadbany. Zdecydowana linia ust, prosty zarys szczęki i bystre błękitne oczy – wszystko to razem składało się na portret silnego mężczyzny. Było lepiej, niż się spodziewała. Zapewne jest w drodze, nie zabawi w Londynie zbyt długo. Świat jest wielki. Najprawdopodobniej już się więcej nie zobaczą. Ale najpierw musi go skusić. Zostało jej już tylko sześć woalek. Nie może sobie pozwolić na popełnienie choćby jednego błędu.
Major Cam Lithgow nie należał do tych, co popełniają błędy, ale tej nocy popełniał je seryjnie. Pierwszym jego błędem było przyjście do baru w celu utopienia swoich zmartwień w piwie. Niestety trafił na program rozrywkowy na żywo. I już wtedy powinien był wyjść. To, że tego nie zrobił, było jego drugim błędem. Trzecim okazało się nawiązanie kontaktu wzrokowego z egzotyczną tancerką. To, że nie odwrócił wzroku, stanowiło błąd czwarty. Jak mógł tego nie zrobić? Welony, starannie udrapowane i umocowane w szczupłej talii tancerki za pomocą złotego paska, to odsłaniały, to znów zasłaniały jej piękne ciało, czemu towarzyszyło prowokacyjne pobrzękiwanie.
Ku jego rozpaczy ciało zaczęło odpowiadać na te obietnice. Kiedy schodził do baru, nie był na to przygotowany.
Tancerka ze zmysłową zręcznością uwolniła z paska kolejny welon, przeciągając go najpierw po swoim ciele, a następnie pozwalając, by wylądował na kolanach nieznajomego w geście aż nazbyt oczywistego zaproszenia. Za jej plecami odezwały się gwizdy i pokrzykiwania zawiedzionych gości. Cam zesztywniał. Zazdrośni, zawiedzeni i pijani mężczyźni potrafią być niebezpieczni. Czyżby dziewczyna tego nie rozumiała? Zabawiła się ich kosztem, a potem, odwróciwszy się do nich tyłem, wybrała sobie najmniej stosownego ze wszystkich kandydatów. Nie zamierzali być pobłażliwi. Jeżeli nie zabierze jej ze sobą na górę, to w barze wybuchnie awantura. A on stanie w jej obronie, bo dla człowieka honoru nie ma innego wyjścia.
Tancerka odchyliła się do tyłu pod imponującym kątem, płynnie poruszając biodrami jak hipnotycznie wijąca się kobra. Pasma jedwabiście lśniących czarnych włosów spływały spod welonu, który zakrywał twarz z wyjątkiem wielkich ciemnych oczu. Nagle wyprostowała się i błyskawicznym ruchem wyszarpnęła mu z pochwy szablę, zanim zdążył zareagować. Stracił czujność, sądząc, że sięga po leżący na jego kolanach welon. Nagle został bezbronny w potencjalnie wrogim otoczeniu.
Pavia ponownie odchyliła się do tyłu, rozpoczynając taniec, tym razem ze szpadą na biodrze. Cam wstrzymał oddech. Miotały nim sprzeczne uczucia: z jednej strony chciał ją ostrzec, jak ostra jest broń, z drugiej bał się, że swoją uwagą naruszy jej koncentrację. Jakimś cudem jednak szabla leżała spokojnie. Po chwili dziewczyna przedzierzgnęła się w derwisza. Wzięła szablę do ręki i zaczęła nią poruszać w takt muzyki. Kiedy muzyka zwolniła i wirowanie ustało, szabla znalazła się na głowie tancerki. Bar nagle ożył, ludzie zaczęli klaskać w takt ruchów dziewczyny i muzyki, a wszystko to razem zbliżało Cama do podjęcia decyzji. Ratować ją przed tłumem czy pozostawić na pastwę losu, który sama sobie zgotowała? Nie przyszedł tu wprawdzie szukać przygód, ale wyglądało na to, że przygoda sama go znalazła.
Pavia zatoczyła koło, utrzymując szablę na głowie w idealnej równowadze, i wtedy Cam podjął decyzję. Pavia zatrzymała się. Nieznajomy wstał i wyciągnął do niej rękę. Do diaska, przecież on nawet nie wiedział, czy ona mówi po angielsku. To było jakieś szaleństwo. Ale jak mógłby ją tu zostawić, nie wiedząc, jakie może jej grozić niebezpieczeństwo?
Dygnęła przed nim, zwróciła mu szablę i bez słowa pozwoliła się zaprowadzić na górę. Jak to wszystko mogło mu się przydarzyć? Jak mógł się znaleźć w sytuacji tak skrajnie dla siebie niepożądanej? Przecież nigdy w życiu by się świadomie nie zdecydował na taką przygodę. Prawdopodobnie był jedynym żołnierzem armii brytyjskiej, który by nie chciał znaleźć się z powrotem na angielskiej ziemi. Bałakława była krwawą jatką i to on właśnie przeżył, żeby o tym opowiedzieć, co było perspektywą tak bardzo zniechęcającą, że nie sypiał po nocach albo budził się z krzykiem. A on chciał wrócić do swoich ludzi, do życia, które rozumiał i które go satysfakcjonowało.
Na górze zaprosił Pavię do swego pokoju, zamykając za nimi ciężkie dębowe drzwi. Oparł następnie głowę o futrynę i na chwilę zamknął oczy, rozkoszując się chłodem drewna. Boże drogi, miał u siebie w pokoju egzotyczną tancerkę! Gdyby jego dziadek o tym wiedział, chyba umarłby na serce. W planach dziadka dotyczących jego przyszłości z pewnością nie było egzotycznych tancerek.
Niezależnie od zastrzeżeń do niskiej wrażliwości dziadka, nie tak sobie wyobrażał ten wieczór. Zszedł na dół do baru w nadziei, że uda mu się zapomnieć o wszystkim i chociaż o jeszcze jeden dzień odłożyć obowiązki. Mógł z powodzeniem przyjechać do Londynu dziś wieczorem, przed zmrokiem, ale to by znaczyło, że musiałby uczestniczyć w maskaradzie pod tytułem powitanie powracającego z wojny bohatera i jednocześnie czułego absztyfikanta Karoliny Beaufort, wybranej dla niego przez dziadka młodej damy. Pięknej i dobrze urodzonej, jednym słowem godnej Lithgowa, ale poza tym kobiety budzącej w Camie zaledwie lekkie zainteresowanie.
Nic dziwnego, że lubił wojsko, które oznaczało przygodę, a przygoda to był jego żywioł. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe zadania – to wszystko pozwalało mu zapomnieć o jałowych problemach tutejszej socjety. Życie w Londynie jawiło mu się jako wielkie pustkowie wypełnione całkowicie bezużytecznymi działaniami. Cóż, może to jednak nie było takie pustkowie. Była tancerka, którą należało się zająć. Chciał wobec niej postawić sprawę jasno: może liczyć na jego opiekę, a on ją zapewni, że nic więcej się tej nocy w tym pokoju nie wydarzy. Pomimo tego, co mówiło jego ciało, nie miał nastroju. Jego umysł był skupiony na tym, co miał załatwić nazajutrz - zawiadomić księcia Cowdena, że jego syn, a najlepszy przyjaciel Cama, Fortis Tresham, poległ w walce.
Cam odwrócił się gotów wygłosić stosowny komunikat, kiedy nagle poczuł suchość w ustach. Jego tancerka stała przed nim w całym przepychu swojej nagości. Zwiewne welony leżały u jej stóp, odsłaniając nagość smagłej bogini – jędrne kształtne piersi i nakryty dłonią wzgórek. Czy rzeczywiście mógłby odmówić tej dziewczynie? Jego ciało zadawało kłam tym pomysłom, ale sumienie mówiło swoje. Jak śmiesz myśleć o przyjemnościach, skoro Fortis nie żyje?
Podszedł do niej z determinacją, zdejmując marynarkę i zarzucając ją dziewczynie na ramiona.
– Nie musisz mi się oddawać. Jesteś tu bezpieczna. – Marynarka była obszerna i skutecznie ją zakrywała, ale jego ciało wiedziało swoje. Widoczna już teraz twarz dziewczyny spełniała obietnicę piękna: wielkie oczy, pełne usta i delikatny zarys brody.
– Nie chcesz mnie? – Zrzuciła jego marynarkę, ponownie prezentując nagość i jak gdyby podając mu w dłoniach swoje piersi.
– Nie o to chodzi. – Camowi, zupełnie nietypowo, zabrakło słów. Jemu, który wykrzykiwał rozkazy wśród bitewnej wrzawy. – Chcę powiedzieć, że nie musisz się czuć zobowiązana. – Jeszcze nigdy nie wziął do łóżka kobiety, która czuła się zobowiązana, żeby tam być, i nie zamierzał tego robić teraz.
Podeszła do niego, ściągając mu z szyi halsztuk, najwyraźniej gotowa go rozebrać.
– A jeśli nie czuję się zobowiązana? Czy będziesz mnie chciał? – Pachniała przygodą, cytrusami i korzennymi przyprawami, Dalekim Wschodem i lepszymi czasami, kiedy razem z Fortisem przez dwa lata służyli w Indiach.
Cam przełknął. Zaczął przegrywać swoją bitwę i może nawet powinien ją przegrać. Może przespanie się z nią pomoże mu w jakiś sposób pokonać żal, jaki w sobie nosił, zrobić pierwszy krok na drodze powrotu do życia. Nie, to śmieszne. Szukał usprawiedliwienia dla tego, czego domagało się jego ciało.
-Nie wiem, kim jesteś. Nie znam nawet twojego imienia. – Wiedział tylko, że jest w połowie Hinduską, w połowie Angielką i że jest piękna.
Położyła na jego ustach długi, smukły palec.
– Nie potrzeba żadnych imion. Tak będzie lepiej, nie myślisz?