Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Pałacowa Intryga (ebook)
Zajrzyj do książki

Pałacowa Intryga (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-9177-4
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyCrowned for His Christmas Baby
TłumaczMonika Łesyszak
Język oryginałuangielski
EAN9788327691774
Data premiery2023-03-08
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Książę Vincenzo Moretti, pomimo tego że znał Eloise St. George od dziecka, uwierzył we wszystkie oszczerstwa, które skierowano pod jej adresem, i zapłacił jej, by wyjechała. Dochodzi jednak do wniosku, że skompromitowana Eloise mogłaby mu pomóc odegrać się na ojcu – hipokrycie i oszuście – który nie będzie mógł znieść tego, że jego syn związał się ze skandalistką. Vincenzo odnajduje Eloise. Zamierza ją przekonać, by wróciła z nim do pałacu i odegrała rolę jego kochanki…

 

Fragment książki

Byli zgrają najbardziej szokujących hulaków, jaka kiedykolwiek przemierzała szacowne korytarze Oksfordu, co już wiele mówiło, zważywszy na spektakularną historię uczelni.
Oczywiście ani książę Vincenzo Moretti, następca tronu Aristy, ani jego przyjaciele, szejk Jahangir Hassan Umar Al Hayat i książę Zeus czy Rafael Navarro, nieślubny syn króla Santa Castelli, sami by tego nigdy nie przyznali.
Nie musieli. Zła sława szła przed nimi. Rozpowszechniali ją mężczyźni, którzy im zazdrościli. Skrycie marzyli o tym, żeby ogrzać się w odbitym świetle ich potęgi, jakby to mogło im ułatwić dostęp do kobiet, które uwodzili, i dóbr, które dostawali na skinienie.
Ich byłe kochanki twierdziły, że nie spojrzą już na żadnego innego mężczyznę. Wzdychały na wspomnienie przyjemności, jakiej doświadczały w ich wprawnych rękach, pewne, że nigdy nie zaznają równie wielkiej. Z całą pewnością nikt nie mógł dorównać tym bezwzględnym członkom królewskich rodów.
Sam Vincenzo chętnie korzystał ze swojej niezbyt pochlebnej reputacji. Oczywiście jego ojciec liczył na to, że będzie pokazywał światu cywilizowane oblicze, jakiego wymagał. Sam tymczasem poszukiwał przyjemności i napełniał własne kieszenie kosztem żyjącego w spartańskich warunkach narodu.
Vincenzo rozpoczął skrytą batalię przeciwko niemu. Założył szereg organizacji dobroczynnych. Wykorzystując sieć zagranicznych kontaktów, pozyskiwał pieniądze, których król nie mógł dosięgnąć. Fundusze oficjalnie pochodziły od zagranicznych darczyńców. Zagarniając je, monarcha popsułby relacje z innymi państwami.
Ułożył też szerszy, długofalowy plan. Na razie nie mógł wykonać żadnego ruchu, żeby nie zaszkodzić matce. Podupadła na zdrowiu fizycznym i psychicznym przed trzema laty, po skandalu, który wstrząsnął Aristą. Po tym, jak Eloise… Nie!
Zabronił sobie powrotu do tych wspomnień.
Rozpad monarchii załamałby królową. Vincenzo by tego nie zniósł. Zrobiłby wszystko, żeby ją ochronić, za wszelką cenę. Kiedyś uwielbiała pałac. I Aristę. Jedyne, co ją w życiu cieszyło, to królewski tytuł. Nie pozwoli jej zobaczyć, co zrobi z królewską rodziną. I panującą dynastią.
Nie przedłuży rodu. Pozwoli krajowi na zmianę ustroju. Odda władzę w ręce narodu. I zadba o to, żeby ojciec dowiedział się o jego planach przed śmiercią. Nie obchodziło go nic prócz własnego dziedzictwa. Vincenzo zrobi wszystko, żeby je zniszczyć.
Owszem, jego reputacja notorycznego hulaki gorszyła wszystkich, jednak gdyby lepiej go znali i wiedzieli, co planuje… przeżyliby szok.
– Wznieśmy toast – zaproponował, rozglądając się po pomieszczeniu, które służyło im za klub i miejsce spotkań. Wszyscy już zarabiali własne pieniądze i zapewniali sobie miejsce na ziemi, niezależne od dziedzictwa niemoralnych ojców. – Za nieprzewidywalność.
– Trudno określić twój bunt mianem niespodziewanego – zauważył Rafael.
– Nie dla naszych ojców. Są zbyt dumni, żeby przyjąć do wiadomości, że ktokolwiek mógłby ich zaskoczyć. Ale nie mam nic przeciwko długotrwałej grze. Doprowadzę do likwidacji monarchii. Nie spłodzę następcy. Nigdy.
– Dobrze, że ode mnie jako od bękarta nikt tego nie oczekuje – stwierdził Rafael. – To zadanie mojego brata z prawego łoża. To on przejmie władzę i obowiązek przedłużenia dynastii, nie ja.
– Mój ojciec do przesady dba o reputację królestwa – wyznał Jag. – Z przyjemnością znajdę kobietę, którą uzna za wysoce nieodpowiednią.
– Tylko jedną? – zapytał Zeus. – Ja uwiodę całe stado, ale też nie planuję potomstwa. Nigdy w życiu.
– Wznieśmy więc toast za nieodpowiednie partnerki, zemstę i nieposłuszeństwo – zasugerował Vincenzo.


Eloise St. George nie cieszyły nadchodzące święta. Ani huczący w kominku ogień, ani śnieg za oknem, ani wiecznie zielona girlanda, ani wesołe kolędy nie poprawiły jej nastroju. Wszystko sama zorganizowała, za wyjątkiem śniegu, jako terapię przeciwko zagrażającej jej depresji.
W Wigilię Bożego Narodzenia nie miała nawet choinki. Została w Ariście. U niego.
Porozwieszała girlandy, wianki i inne rozweselające ozdoby. Upiekła i udekorowała ciastka, zrobiła sobie dobry obiad, ale nic z tego jej nie cieszyło.
Przez te wszystkie lata organizowała sobie radosne święta na przekór swemu wychowaniu. Zawsze chętnie obchodziła je sama w swoim zabytkowym, kamiennym domu w Wirginii. Nie wyobrażała sobie bardziej malowniczego miejsca na ziemi. Ale tego roku… doskwierała jej prawdziwa samotność. Dojmująca i głęboka.
W gęstym śniegu zdołała w końcu nakłonić Skerret, przygarniętą kotkę, do wejścia do środka z zimnego dworu. Szare stworzonko leżało zwinięte w kłębek przy kominku z czerwonej cegły i mruczało z zadowolenia.
Eloise położyła rękę na zaokrąglonym brzuchu.
Powinno być cudownie. Ale nie było. Przez Vincenza Morettiego. Nosiła pod sercem jego następcę, którego przysiągł nigdy nie spłodzić.

Siedem miesięcy wcześniej…

Vincenzo Moretti odnalazł adres, który mu podano, ale nie potrafił skojarzyć podupadającego dworu, który widział przed sobą, z tą Eloise St. George, jaką znał. Doskonale ją pamiętał.
Mieszkała w pałacu od szóstego roku życia. Drażniła go jej obecność. Cztery lata starszy od niej, w wieku dziesięciu lat był już bardzo poważnym chłopcem. Podejrzewał, że Eloise uosabia nieprawidłowości w pałacu. I miał rację.
Matka Eloise przybyła tu jako faworyta jego ojca. Oczywiście Jego Wysokość, król Giovanni Moretti, nie rozgłaszał swego pozamałżeńskiego związku. Dał jej oficjalne stanowisko, żeby ukryć prawdziwy cel jej przybycia. Ale już w wieku dziesięciu lat Vincenzo wiedział, co tu robi.
Z początku nie znosił Eloise. Widział w niej ucieleśnienie perfidii własnego ojca i grzechów jej matki. Stopniowo, powoli, z ociąganiem, w ciągu minionych lat nawiązał z nią przyjaźń, co go zaszokowało. Arogancki, dumny książę nigdy wcześniej z nikim się nie zaprzyjaźnił.
Później poszedł na uniwersytet, gdzie poznał Rafaela, Zeusa i Jaga.
Po powrocie do domu stwierdził, że Eloise wyrosła na piękną, fascynującą kobietę. Robiła wrażenie kruchej i niewinnej. Ale potem…
Kiedy wyznała, że go pragnie, odtrącił ją ze względu na jej młody wiek i niewinność. Nie zamieszkała w pałacu z własnej woli. Nie wybrała życia w jego bliskości. Uważał, że powinna pójść w świat, poznać życie i mężczyznę, którego sama wybierze.
Później zobaczył jej prawdziwą twarz, bynajmniej nie niewinną ani przyjazną.
Nie miało to już żadnego znaczenia, poza tym, że jej przeszłość mogła być obecnie dla niego użyteczna w realizacji opracowanego przez niego planu.
Jego ojciec wywołał tylko jeden skandal. Jeden jedyny. Związany z Eloise.
Symbolizowała szaleństwo niemłodego władcy, który nie potrafił się oprzeć wdziękom osiemnastolatki. Popełnił jeden ujawniony publicznie grzech, podczas gdy jego syn, Vincenzo, zasłynął z wielu.
W oczach świata Vincenzo zawiódł na całej linii. Publicznie korzystał bez ograniczeń ze wszelkich życiowych przyjemności, jakimi jego ojciec cieszył się w sekrecie.
Ale to właśnie Vincenzo w tajemnicy szykował plan uratowania Aristy. Zamierzał go ujawnić dopiero po śmierci starego króla. Nie uratuje kraju tak, jakby staruszek sobie życzył, bo nie spłodzi następcy. W ten sposób doprowadzi do upadku monarchii. Z satysfakcją i dumą.
Jego ojciec już się zestarzał. Nadszedł czas na unicestwienie jego dziedzictwa. Jego fasady. Postanowił to zrobić teraz, żeby ojciec mógł zobaczyć na własne oczy, jak wyciąga na światło dzienne jego malwersacje finansowe i złe traktowanie żony, ukochanej królowej Aristy.
Stary król odarł z godności małżonkę, ogłaszając, że popadła w depresję wskutek słabej psychiki, a nie w wyniku jego podłości. Zrujnował jej spuściznę, więc Vincenzo odpłaci mu tym samym.
Zacznie w tym miejscu, choć nie przewidział, że dotrze do podupadłej, kamiennej budowli, porośniętej z boku bluszczem. Zdziwił go również widok przekrzywionej żelaznej bramy z oplecionymi wiciokrzewem filarami.
Według jego wyobrażeń Eloise St. George powinna zamieszkać w supernowoczesnym mieszkaniu, opłacanym przez najnowszego kochanka, blisko klubów, centrów handlowych i innych nowoczesnych udogodnień, a nie na pustkowiu. Oczywiście widział, że to zaledwie nikły punkcik na mapie, ale wyobrażał sobie coś bardziej luksusowego. Dziewczyna, którą znał, nie pasowała do wiejskiego otoczenia, zwłaszcza takiego jak to.
Pchnął zardzewiałą, skrzypiącą furtkę i ruszył przed siebie ostrożnie, żeby nie stracić równowagi na nierównych kamieniach. Wyglądało na to, że natura przejęła panowanie nad tą posiadłością. Wszędzie rosły żywopłoty i wysokie drzewa oplecione pnączami. Słońce docierało do ziemi tylko wtedy, gdy wiatr poruszał liśćmi.
Dokuczał mu upał, zbyt wielki na garnitur, ale w jego naturze nie leżało uleganie potędze żywiołów. Wolał je naginać do swojej woli.
Nie wiedział, czemu poszukała ucieczki w wiejskim zakątku Stanów Zjednoczonych. Nie widział sensu w jej decyzji, co go dziwiło. Uważał Eloise za równie nieskomplikowaną osobę jak jej matka.
Ta ostatnia, chroniona tytułem osobistej asystentki monarchy, wydawała fortunę i rządziła całą pałacową służbą.
Nie wątpił, że Eloise preferuje taki sam styl życia. Kiedyś wierzył, że nie odziedziczyła po niej charakteru. Życie pokazało, że się mylił. Dlatego przypuszczał, że pozyska jej usługi za pomocą szantażu albo łapówki.
Stanął przed niebieskimi drzwiami ozdobionymi zawieszonym pośrodku wiankiem. Nie sądził, żeby Eloise zadała sobie trud, by go powiesić. Musiała zatrudniać służbę do takich zadań. Nie wykluczał, że zainstalował ją tu bogaty protektor, wystarczająco blisko, by dostarczała mu przyjemności, ale na tyle daleko, żeby nie poznała jej jego żona i dzieci.
Tak. Niewątpliwie doskonale pasowała do roli utrzymanki zamożnego żonatego mężczyzny.
Nacisnął przycisk dzwonka, ale nikt nie odpowiedział.
Zszedł ze ścieżki i okrążył bok domu w poszukiwaniu oznak życia.
Dom nie wyglądał na solidnie strzeżony. Jeżeli nic nie znajdzie, spróbuje wejść do środka, żeby uzyskać jak najwięcej informacji na temat obecnej sytuacji Eloise.
Okrążając budynek, usłyszał coś dziwnego, jakby… nucenie, niezbyt melodyjne, raczej coś w rodzaju nieokreślonych pomruków.
Przystanął i nastawił uszu. Nie rozpoznał melodii, ale ujął go uroczy, radosny ton. Dziwne, bo nie pamiętał, żeby cokolwiek w życiu go zauroczyło, zwłaszcza coś wesołego.
Kiedy wyszedł zza rogu, doznał szoku na widok najbardziej ponętnej figury, jaką widział od niepamiętnych czasów. Pochylona kobieta coś robiła w ogrodzie. Spodnie, które nosiła, opinały zgrabne pośladki. Kiedy wyprostowała plecy, zauważył szerokie biodra i wąską talię. Ogromnie go ciekawiło, jak wygląda z przodu.
W następnej chwili pomyślał, że pomylił domy, bo zapamiętał Eloise nadmiernie wychudzoną, jakby bardziej ją obchodziło, jak wygląda na zdjęciu niż na żywo. Miała więcej kantów niż krągłości.
Musiał widzieć przed sobą ogrodniczkę, ale co robiła do tej pory? Posiadłość sprawiała wrażenie zaniedbanej.
Nagle przestała nucić. Podskoczyła, jakby wyczuła, że ktoś ją obserwuje. A potem się odwróciła. Otworzyła szeroko błękitne oczy i szczęka jej opadła na jego widok. Trzymała w ręku roślinę w doniczce z żywym, czerwonym kwiatem. Upuściła ją i doniczka rozbiła się o kamienie.
– Vincenzo.

Eloise nie potrafiła uspokoić przyspieszonego bicia głupiego, zdradzieckiego serca. Myślała, że śni jeden z tych żenujących snów, które nawiedzały ją co noc tuż po zaśnięciu, mimo że codziennie modliła się, żeby przestały ją prześladować.
Nigdy nie zapomniała mężczyzny o zniewalających, ciemnych oczach, do którego czuła więcej niż do jakiejkolwiek innej żywej istoty na świecie. Ledwie skończyła piętnaście lat, obudził w niej pragnienie, które nigdy nie wygasło. Mimo że jedyna próba uwiedzenia go zaowocowała odtrąceniem, po latach wspominała ten jeden, jedyny raz, kiedy w wieku osiemnastu lat zdołała podejść na tyle blisko, żeby go dotknąć i pocałować. Wielokrotnie odtwarzała ten moment w snach.
Nie było to jednak najgorsze wspomnienie związane z Vincenzem. Najciężej przeżyła sposób, w jaki ją odesłał, i to, w co wierzył. A uwierzył we wszystko oprócz tego, co mu powiedziała.
Dałaby głowę, że łączy ich przyjaźń. Że mu na niej zależy. Ostatnie wspólne chwile dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że nigdy go nie obchodziła.
Czy ta świadomość powstrzymała gorącą reakcję na wizje, które jej podświadomość tworzyła nocami? Nie. Wypełniał jej sny, marzenia, a obecnie nawet ogród.
– Eloise…? – zagadnął niepewnie.
Pojęła, że jej nie poznaje, co ją zawstydziło, ale tylko na moment.
Zaakceptowała zmiany, jakie zaszły w jej sylwetce przez lata od dnia opuszczenia pałacu. Polubiła je, bo nastąpiły wtedy, kiedy wreszcie przejęła kontrolę nad własnym życiem. Kiedy nie musiała już spełniać nieosiągalnych standardów narzucanych przez matkę.
Mimo wszystko trochę ją zabolało spostrzeżenie, że trudno ją rozpoznać.
– Owszem – odpowiedziała. – Ale co tu robisz? Nie mogłeś tu trafić przypadkiem. Mój dom nie stoi przy drodze dokądkolwiek. A już na pewno nie w żadnym kierunku, w którym mógłbyś zmierzać.
– Racja – przyznał, ściągając ciemną marynarkę z szerokich barów. Rzucił ją niedbale na ozdobne, białe krzesło z żelaza. Następnie obrócił nadgarstek, rozpiął guziki koszuli i podwinął rękawy, ukazując mocne, umięśnione przedramiona. Obserwowała jego poczynania z wielkim zainteresowaniem, którego próbowała nie odczuwać, a już na pewno nie okazać.
Gdy napotkała jego spojrzenie, serce załomotało o żebra. Nadal stanowił uosobienie męskiego piękna. Opalona skóra lśniła w słońcu. Ciemne, prawie czarne oczy lśniły jak płomienie. Zawsze pragnęła zatonąć w ich głębi.
Jako nastolatka pożerała go wzrokiem, ale nie zauważał jej zachwyconych spojrzeń. Z perspektywy czasu była mu za to wdzięczna. Gdyby nie zrobiła fałszywego kroku, pewnie nigdy nie zwróciłby na nią uwagi. Do tej pory nie mogła sobie darować, że wierzyła, że go kocha. I że wyobrażała sobie, że odwzajemnia jej uczucie.
Nie. Musiała sobie wreszcie wybaczyć.
Usiłowała.
Spróbowała diametralnie odmienić swoje życie. Zeszła ze ścieżki, na którą kierowała ją matka. Postanowiła sprawdzić, kim zostanie, żyjąc na własny rachunek, a nie w pałacu, w cieniu matki i jej oszałamiającej piękności. Nie zamierzała pozostać osobą, której wmawiano, że uroda to jej jedyna wartość. Wbrew wszystkiemu i wszystkim wierzyła, że kiedyś stworzy swoją własną baśń.
Opuściła Aristę w atmosferze skandalu. Każda gazeta na świecie drukowała kłamstwa na jej temat jako potwierdzoną prawdę. Te oszczerstwa straszliwie ją raniły, tak jak wiara Vincenza w każdą potwarz.
Dopiero kiedy odeszła, uświadomiła sobie, że pałacową rzeczywistość zbudowano na fałszywych fundamentach. Ideały jej matki nie przystawały do życia na wsi. Wzrok króla też tu nie sięgał. Prasa próbowała zapewniać, że nie znajdzie tu ani spokoju, ani źródła zarobku. Z czasem zyskała jednak dobrą reputację i nigdy nie miała kłopotów z otrzymaniem pracy. Stworzyła sobie nową, prawdziwą, ciepłą, głęboką rzeczywistość z dala od zimnych murów Aristy.
Jednego tylko była pewna: autentyczności swych uczuć do Vincenza, nieopartych na pożądaniu czy pragnieniu zdobycia bogatego opiekuna. Skradł jej serce już w chwili, kiedy go poznała w wieku sześciu lat. Oczywiście zauroczenie małej dziewczynki nie miało erotycznego charakteru. Wtedy tylko go podziwiała niczym rycerza w lśniącej zbroi.
Był dla niej dobry jak mało kto. W jej wspomnieniach, niezależnie od tego, co potem nastąpiło, nadal pozostał tą mitologiczną postacią.
Ale teraz… nie patrzył na nią jak bohater. Dałaby głowę, że nie przybył, żeby ją ratować. Zresztą nie potrzebowała ratunku.
– Przyjechałem, żeby zabrać cię z powrotem, Eloise – oświadczył, patrząc jej prosto w oczy.
– Po co? – wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem.
Na samą myśl o powrocie do kraju dzieciństwa przeszedł ją zimny dreszcz. Poza tym nie rozumiała, dlaczego Vincenzo chce, żeby wróciła, skoro zapłacił jej, żeby stamtąd wyjechała.
– Potrzebuję cię w bardzo specyficznym celu. Będziesz narzędziem mojej zemsty na ojcu.
– Ja?
– Tak. Myślę, że sama stwierdzisz, że istnieją ważne powody, żebyś wyraziła zgodę, czy tego chcesz, czy nie.
Eloise dokładała wszelkich starań, żeby przywołać uśmiech na twarz. Ponieważ spędzili razem wiele lat, nie widziała powodu do zmartwienia.
– Jeżeli potrzebujesz mojej pomocy, wystarczy poprosić – odrzekła.
Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego to powiedziała. Wmawiała sobie, że dlatego, że nadal jej na nim zależy mimo tego, co ich rozdzieliło. Nie przyznała nawet sama przed sobą, że ucieszyła ją perspektywa zemsty na królu.
Vincenzo stał przed nią, mroczny i kuszący niczym anioł zemsty, budząc w niej najbardziej pierwotne instynkty. Tłumaczyła sobie, że to nie jej sprawa, nie jej ból i nie jej gniew, ale myśl o rewanżu nadal kusiła. Zaczerpnęła powietrza i poczuła zapach bzu.
– Wystarczy poprosić? – powtórzył Vincenzo z niedowierzaniem.
– Tak – potwierdziła z uśmiechem. – Przedyskutujemy twoje plany. Nie widzę powodu, żebyś stał tu z chmurną miną i mi groził. Czy mogę cię prosić, żebyś poszedł do szopy?
– Po co?
– Po miotłę. Przez ciebie rozbiłam doniczkę.
– Zapomniałaś, z kim masz do czynienia?
– Nie. To ty nie od razu mnie poznałeś. Ja natychmiast nazwałam cię po imieniu. Jak mogłabym cię zapomnieć? Myślę, że o tym wiesz, więc proszę, idź już. Potem podyskutujemy o twoim spisku.
– To nie spisek.
– Tak to dla mnie zabrzmiało, co najmniej jak intryga.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel