Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Pani jego serca / Długo i szczęśliwie
Zajrzyj do książki

Pani jego serca / Długo i szczęśliwie

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-410-1
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424101
Tytuł oryginalnyA Bride for the Lost KingClaimed by Her Greek Boss
TłumaczJoanna ŻywinaZbigniew Mach
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-01-04
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Pani jego serca" oraz "Długo i szczęśliwie", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Wychowany z dala od kraju książę Lazarus chce wrócić i upomnieć się o należne mu prawo do tronu. Nie zamierza jednak od razu ujawniać swoich zamiarów. By stworzyć pozory rodzinnej wizyty u brata, zabiera ze sobą najbliższą przyjaciółkę Agnes, którą przedstawia jako swoją narzeczoną. Piękna Agnes tak dobrze wciela się w rolę, że wkrótce Lazarus nie może już myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, by spędzać z nią całe dnie i noce…

Tilda Raven jest świetną asystentką, oddaną swojej pracy. Ale jest też jedyną opiekunką młodszego brata, geniusza informatycznego i szachowego, który w wieku dorastania potrzebuje jej większej uwagi. Tilda składa więc wymówienie. Jest zdumiona, gdy jej szef – Ezio Angelos – który do tej pory traktował ją jak dobrze funkcjonujący trybik w maszynie, nagle zaczyna się interesować jej prywatnym życiem. Po raz pierwszy ten przystojny i władczy zdobywca kobiecych serc spogląda na Tildę jak na kobietę i znajduje inne, korzystne dla wszystkich rozwiązanie…

 

Fragment książki

 

– Jaki miecz mam ze sobą zabrać na spotkanie z twoim bratem, wasza wysokość? – Agnes spojrzała na ścianę pełną broni.
Była zaprzysiężoną protektorką Lazarusa, króla sekretnego królestwa ukrytego w samym sercu Czarnego Lasu, w kraju Liri. Sama stwierdziłaby, że to bujdy, jakieś opowieści prosto z bajki, zanim nie przybyła na miejsce i nie zobaczyła tego na własne oczy.
Kraj w środku kraju, złożony z wioski, która wyglądała jak z innej epoki, oraz pałacu zbudowanego w środku góry.
Były tu oczywiście wszelkie współczesne udogodnienia, nawet jeśli ukryte. Dostęp do internetu przy pomocy kabli światłowodowych, gorąca woda i świeże wypieki – to ostatnie było jej zdecydowanym faworytem.
Ludzie mieszkający w lesie byli bezpieczni dzięki legendom, które otaczały to miejsce.
A na zewnątrz było Liri.
Kraj rządzony przez króla Alexiusa, brata Lazarusa. Żyli oddzielnie, odkąd Lazarus, będąc małym chłopcem, wszedł do lasu i zabłądził, prawie pożarty przez wilki i uratowany przez Agamemnona, który w tamtym czasie władał lasem.
Dostrzegł w Lazarusie wielki potencjał. Szansę na wyzwolenie jego ludzi, pokonanych i stłamszonych przez Lirian. Teraz ludzi lasu została zaledwie garstka. Według świata ich królestwo nie istniało.
Jeszcze parę tygodni temu wszyscy myśleli, że Lazarus od dawna był martwy. Podróżował swobodnie, używając fałszywego nazwiska, i nikt nawet nie podejrzewał, że był księciem, od dawna uznanym za martwego.
Lazarus jednak od lat planował zemstę na rodzinie. Zamierzał nawet ukraść bratu narzeczoną. Dosłownie, zwabiając ją do lasu. Powstrzymał go jednak kontakt z bratem, do którego w końcu doszło.
Obiecał poprzedniemu władcy, Agamemnonowi, że pomści jego lud i odzyska to, co im się należało, łącznie z tronem Liri. Korona nie należała do Lazarusa, Alexa ani ich rodziny, ale do ludzi z lasu. Zostali wybici, osłabieni i wygnani, ale nie zniknęli. Rośli w siłę.
Agnes nie była jedną z nich, nie z urodzenia, ale to nie miało znaczenia. Nie dla nich. Przyjmowali do siebie wygnańców, tych pozostawionych na pastwę losu, którzy byli w potrzebie.
Jak ona.
– Nie zabierzesz żadnego miecza, Agnes.
Zazwyczaj nie kłóciła się z Lazarusem, gdy przemawiał do niej głębokim, jedwabistym głosem. Podobał jej się sposób, w jaki wymawiał jej imię. Ahnes. Brzmiało egzotycznie.
Nie podobało jej się jednak to, co teraz powiedział.
– Nie mogę podróżować bez miecza, wasza wysokość. Moim obowiązkiem jest cię chronić. Łączą nas śluby krwi. – Wysunęła brodę do przodu i spojrzała mu w oczy.
Lazarus miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i pięknie rzeźbioną twarz, jak u anioła zemsty. Przynajmniej częściowo. Połowę jego twarzy pokrywały blizny – głębokie, okrutne, nadające jego twarzy diaboliczny rys. Miał ciemne oczy, twarde niczym obsydian, i usta, które często wykrzywiały się w okrutnym grymasie. Nie wyglądał jak ktoś, kto potrzebował ochrony.
Jednak w jej świecie – w ich świecie – głęboko w lesie, gdy zostaniesz uratowany przed śmiercią, ślubujesz wierność swemu wybawcy. To właśnie uczyniła osiem lat temu, gdy miała szesnaście lat i została uratowana przez Lazarusa. Połączyło ich coś silniejszego od krwi. Ryzykował życie, żeby ją uratować. Jej krew i każdy oddech należał do niego.
Potrzebowała jednak miecza, jeśli miała się na coś przydać.
– Przybycie do pałacu z mieczem oznacza wypowiedzenie wojny, Agnes – odparł. Jakby tego nie wiedziała.
– To środek bezpieczeństwa. Nie znasz brata zbyt dobrze.
Nie mogła zaprzeczyć, że jej ulżyło – najwyraźniej nie zamierzał wypowiadać wojny.
Odkąd postanowił opuścić las i zemścić się na Alexiusie, jego plany uległy zmianie. Tamtego dnia ukryła się w lesie. Siedziała w ciemności, gotowa w każdej chwili dobyć miecza. Nie doszło jednak do żadnej walki. Po prostu rozmawiali. Od tamtej pory nie było jasności co do planów Lazarusa – jego powrotu do Liri i zamiarów względem Alexiusa.
– Cóż, myślę, że sztylet…
– Nie jedziemy tam z otwarcie wrogimi zamiarami – przerwał jej. – Zemsta musi być planowana po cichu.
Zamilkła, czując, że włosy jeżą jej się na karku.
– Myślałam, że porzuciłeś plan zemsty.
– Powiedziałem coś takiego?
– Nie, ale… rozmawiałeś z nim. Poradziłeś mu, żeby został z Tinley. Żeby ją kochał. Słyszałam waszą rozmowę.
– To prawda – odparł. – Powiedziałem tak i moje plany uległy zmianie, jednak Alexius wciąż będzie miał do podjęcia trudną decyzję. Zadośćuczynienie i uznanie mnie za króla albo…
– Króla?
– Króla Liri i Czarnego Lasu. Aby oddać naszym ludziom to, co im zrabowano.
– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
– Nie musisz znać moich planów, drogie dziecko.
– Wolałabym, żebyś tak do mnie nie mówił. Mogę powalić każdego mężczyznę, nieważne, czy spodziewa się ataku, czy nie. Może jestem drobna, ale niebezpieczna.
– Zgadza się. Twoje umiejętności posługiwania się bronią są niezaprzeczalne, ale nie tego teraz potrzebuję.
– A więc czego?
– Ślubowałaś mi wierność. Wypełnisz każdy mój rozkaz, czy tak?
– Zgadza się – potwierdziła. – Moje życie należy do ciebie. – Mówiła szczerze, z głębi serca.
– Dobrze. Nie pojedziesz ze mną jako wojowniczka.
Zamrugała, czując, że traci grunt pod nogami.
– A więc kim jestem? Jeśli nie twoją protektorką, to kim?
– Pojedziesz jako moja narzeczona.
Agnes zamarła. Była… Cóż, teoretycznie była kobietą, jednak szkolono ją na wojownika. Uczono szermierki, posługiwania się bronią i walki. Jej ciało było sprawne i atletyczne, a instynkty wyostrzone przez lata treningów. Szkolił ją sam Lazarus. Kobiecość była dla niej czymś obcym. Zazwyczaj czuła się nieswojo w grupie ubranych w kolorowe suknie kobiet, które mieszkały w ich królestwie.
W końcu była kimś z zewnątrz. Uratowana przez Lazarusa i sprowadzona do jego królestwa. Obezwładnił pięciu mężczyzn, którzy ją otoczyli. Była wdzięczna, ale została tu sama.
Z nim.
Był ubrany elegancko, miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę, która pozostała w miarę czysta, pomimo tego, co przed chwilą zaszło. Choć jego ubranie wyglądało na zupełnie cywilizowane, w mężczyźnie było coś dzikiego i barbarzyńskiego. Czarne, idealnie przycięte włosy i szerokie ramiona. Rękawy koszuli podwinął wysoko, odsłaniając umięśnione ręce.
Był piękny i przerażający. Wybawiciel i potencjalne zagrożenie.
A jej ojciec był martwy. Choć bezpośrednie niebezpieczeństwo zniknęło, miała zaledwie szesnaście lat, a ojciec nauczył ją, że nie można się spodziewać niczego dobrego.
Gdy potężny wojownik odwrócił się, żeby odejść, ruszyła zanim.
– Dokąd idziesz? – spytała.
– Wracam do mojego królestwa. Przynajmniej zamierzam się tam dziś znaleźć.
– Mogę iść z tobą?
Zatrzymał się i spojrzał na nią z powagą. Wtedy uderzyło ją, że był to najpiękniejszy mężczyzna, jakiego widziała. Piękny i przerażający.
– W moim kraju obowiązuje pewna tradycja. Jeśli ktoś uratuje ci życie, ślubujesz mu wierność i oddanie. Oddajesz mu swoje życie. Czy tego chcesz?
– Kto w ogóle mówi w ten sposób?
– Ja – jego akcent był ciężki, ale piękny.
– Jesteś jakimś królem, czy coś w tym stylu?
Uśmiechnął się.
– Coś w tym stylu.
Zrozumiała, że być może właśnie wpadła z deszczu pod rynnę. Jednak uratował jej życie, a przecież nie musiał. W takim razie raczej nie zamierzał jej zabić. A co do reszty… Cóż, mogła na to przystać.
Okazało się, że Lazarus nie żartował. Zwłaszcza co do oczekiwań względem niej. Był wierny tradycjom. Pomógł jej zostać wojowniczką, choć nie sądziła, że taka opcja w ogóle wchodziła w grę. Ślubowała więc wierność jemu i ich królestwu. Jej życie zupełnie się zmieniło, a to wszystko dla niego.
– Jako twoja narzeczona – powiedziała, czując, że w tym miejscu kończy się jej lojalność. To było… niemożliwe. Był królem, a ona nikim. Wychowała się na ulicy, przez całe życie się tułała. Najpierw była Ameryka, potem Włochy, Francja – wszędzie tam, gdzie jej ojciec mógł dokonać jakiegoś oszustwa. Dziewczyna mówiąca po trochu w wielu językach, żadnego nie opanowując w pełni.
A potem ślubowała mu wierność i oddanie, bo nie mogła być nikim więcej.
To było głupie.
Był kimś więcej niż mężczyzną. Był niczym bóg. Niedotykalny, zwłaszcza dla niej. Nie wiedziała nawet, ile miał lat, to nigdy zdawało się nie mieć znaczenia.
Był niedostępny, nieosiągalny, odległy.
– Przepraszam – powiedziała – chyba źle cię zrozumiałam.
– Oboje wiemy, że zrozumiałaś mnie doskonale. Jesteś bardzo bystra, również dzięki moim treningom.
– Tak, cała chwała dla ciebie – odparła, z trudem ukrywając sarkazm. Naprawdę w to wierzyła. Zazwyczaj.
– A więc, jak widzisz, tak się musi stać.
– Nie, obawiam się, że tego nie widzę.
– Jesteś moją prawą ręką, Agnes. Od wielu lat. To mój obowiązek względem tego kraju, by sięgnąć po tron.
To prawda, była jego prawą ręką. Narzędziem, bronią. Tarczą.
Ale nie kobietą. Nie dla niego.
A jeśli dla Agnes było to bolesne, był to tylko jej problem. Nikt nie mógł go dla niej rozwiązać. Przeżyła w życiu wiele rozczarowań. Więc jaką różnicę uczyni kolejne?
Kochała go całą sobą. Duszą, sercem, mieczem. Ciałem.
Rozpalił w niej ogień, obudził fantazje, o które nawet by się nie podejrzewała.
Nie widział w niej kobiety i pogodziła się z tym.
Była jego Agnes i kimkolwiek dla niego była, nie miała konkurencji.
Jeśli nigdy nie będzie do niej należał jak mężczyzna do kobiety – trudno. I tak była dla niego ważna. Nie była jedną z licznych krągłych piękności, które zwracały jego uwagę na jedną noc.
To, co mieli, było lepsze.
Założyła, najwyraźniej błędnie, że Lazarus postanowił iść drogą przebaczenia i nagle zrozumiała, że nie ma pojęcia, co planował jej król.
– To nie wojna, ale rozliczenie. Odzyskanie tego, co zostało zrabowane. Szkoda, że może polać się krew, która płynie też w moich żyłach.
Agnes pomyślała o narzeczonej króla Alexiusa. Urocza dziewczyna o pięknych rudych włosach. Przyszła królowa Tinley. Nawet nie chciała myśleć, że coś złego mogłoby ją spotkać.
Agnes widziała ją tylko raz, gdy czaiła się ukryta w lesie, ale to wystarczyło.
– Oszczędzisz Tinley.
– Oszczędzę jego, jeśli da mi to, o co proszę. Czego żądam. Król jednak rzadko chce oddać swoje królestwo.
– Ale nie uważasz, że ono należy do niego.
– Zostało ukradzione. Przez moją rodzinę. W naszych żyłach płynie ta sama krew, ale przysięgałem lojalność temu miejscu i tym ludziom, nie im. Obietnice muszą zostać spełnione. Jeśli Alex zgodzi się zadośćuczynić dawnym krzywdom, nie widzę powodu, żeby brać cokolwiek siłą. Jeśli jednak nie zechce…
– Rozumiem – powiedziała – ale z pewnością musi być…
– To nie jest żaden podstęp, Agnes. Nie ma miejsca na negocjacje.
– Nie to miałam na myśli.
Zarumieniła się gwałtownie. Jej ojciec był oszustem i z tego żył. Ona nie zamierzała iść w jego ślady.
– Wiem. Po prostu chcę zwrócić uwagę, że my jesteśmy ulepieni z innej gliny.
– Ja jestem taka, jaką mnie stworzyłeś – odparła, wysuwając brodę do przodu – i chcę, żebyś pozwolił mi wziąć ze sobą miecz.
– Mówiłem już, że nie zamierzamy wypowiadać im otwartej wojny.
– Ale to jest wojna.
Wyraz jego twarzy potwierdzał jej słowa, nawet jeśli nie zamierzał powiedzieć tego głośno.
– Dostaniesz odpowiednią garderobę, prosto z Paryża.
– Co mnie obchodzi Paryż? – spytała. – Byłam tam.
– Poznałaś paryskie ulice, to nie to samo.
Lazarus nie musiał jej przypominać, skąd pochodziła, ale to i tak nie miało znaczenia. Przysięgała mu wierność, jej los został przypieczętowany. Nieważne, czy się z nim zgadzała. Nie miała nazwiska, była Agnes z Czarnego Lasu. To wszystko.
Agnes, protektorka Lazarusa.
I tak pozostanie.
– Zrobię to, czego sobie życzysz – powiedziała.
– Więc pojedziesz ze mną. Do Paryża.

W Czarnym Lesie pieniądze nie miały znaczenia, ale Lazarus wiedział, w jaki sposób operować nimi na swoją korzyść – jak przeniknąć do najzamożniejszych kręgów, gdzie czasem musiał bywać.
Agamemnon nauczył go, że przywódca – nawet taki działający w ukryciu – nie może sobie pozwolić na ignorancję i brak wiedzy o świecie. Pomógł mu przygotować zaplecze, które zapewni mu odpowiednie dokumenty do podróżowania. I egzystencji. Przekazał mu wiedzę na temat pieniędzy i inwestowania, co Lazarus przyswoił bez trudu. Od tego czasu pomnożył majątek ich królestwa dziesięciokrotnie. Gdy trzeba było, zakładał garnitur i wyruszał w podróż.
Zwykle nie zabierał wtedy Agnes, choć właśnie w taki sposób ją znalazł. Nigdy więcej razem nie podróżowali.
Nie lubiła tracić go z oczu.
Była mu oddana, choć wiedziała, że nie potrzebował jej do obrony. Chodziło bardziej o nią, o to, by ją chronić, choć wiedział, że by się oburzyła.
Biedna Agnes.
Jednak teraz… Teraz naprawdę mogła się wykazać. Alexius pragnął, żeby utrzymywali relacje – jak bracia. Lazarus być może poczułby się źle, że sam nie ma takich zamiarów, ale lata życia w lesie, z dala od rodziny, zahartowały go.
Spotkali się zaledwie dwa razy, odkąd zdradził Alexiusowi swoją tożsamość. Brat zaprosił go na ślub z Tinley i Lazarus miał parę tygodni, żeby przemyśleć następny ruch.
Obecność narzeczonej u boku złagodzi jego wizerunek – w czym nie pomoże mu jego twarz.
Dawno temu pogodził się z bliznami. W lesie były symbolem przetrwania i siły.
W świecie zewnętrznym czasem napotykał na przerażone spojrzenia.
Wiele kobiet jednak uwielbiało jego blizny, uważały je za coś niebezpiecznego i atrakcyjnego, więc nauczył się je wykorzystywać.
A teraz zamierzał wykorzystać Agnes, żeby wydawać się bardziej ludzkim.
Agnes oczywiście nie była krucha i bezbronna. Była silna, gwałtowna i zadziorna. Choć bardzo drobna, to umięśniona i atletyczna, po latach treningów. Była zwinna i szybka – fizycznie i mentalnie.
Teraz siedziała na podłodze prywatnego odrzutowca, ubrana jak zwykle w luźne, lniane spodnie i równie obszerną koszulkę, a czarne włosy miała spięte w wysoki kucyk. W jej ciemnych oczach lśniło niezadowolenie. Często powtarzała, że pochodziła znikąd, dopóki nie trafiła do jego królestwa.
Była ładna – miała lekko skośne kocie oczy, pełne usta i skórę barwy cynamonu – choć Lazarus rzadko rozmyślał nad jej wyglądem.
Miało to znaczenie o tyle, że była bardziej wiarygodna jako jego narzeczona.
– Nic ci nie będzie, jeśli usiądziesz na chwilę na fotelu.
Podniosła wzrok.
– Nie mam ochoty.
– Nie jesteś dzikim zwierzęciem i żadnemu z nas nie wyjdzie na dobre, jeśli będziesz się tak zachowywać.
– Czy łagodność wyjdzie na dobre wojownikowi?
– W tym momencie twoje umiejętności nie są potrzebne.
– Wypraszam sobie.
– Czyżby? Potrzebuję kogoś, komu ufam. Bezgranicznie. Myślałem, że się nadajesz. Nikt inny nie zna moich planów, to nie jest bezpieczne. Więc czy mogę ci zaufać?
Wstała.
– Oczywiście.
– Tak myślałem. To po prostu kolejna misja, tylko trochę innego rodzaju.
Zmarszczyła nos, po czym niechętnie usiadła na końcu kanapy.
Zabawne stworzenie. Czyżby nowa rola tak bardzo jej ciążyła?
Cóż, pewnie nie nawykła do takich wygód. Życie w lesie było dużo prostsze i pozbawione zbędnych luksusów.
Wydawała się tam szczęśliwa, choć chyba nie miała przyjaciół. Zresztą podobnie jak on. Czuł, że pod wieloma względami są do siebie podobni. Skryci, lubiący dyscyplinę, bardzo poważnie traktujący swoje obowiązki.
Wiadomość o jego „zmartwychwstaniu” obiegła cały świat, a on nie przywykł do takiego zainteresowania.
Był znany w kręgach biznesowych, ale trzymał się z dala od blasku fleszy. Miał ku temu wyraźny powód.
To się jednak zmieniło, co oznaczało, że jego związek musiał być publiczny – inaczej nie będzie to wyglądać wiarygodnie. Stąd wyjazd do Paryża.
Wiedział, że będzie musiał się ożenić. Potrzebował dziedzica. W lesie jednak zaloty wyglądały zupełnie inaczej. Kochankowie wypowiadali przed sobą słowa przysięgi, bez świadków. Według Lazarusa nic więcej nie było potrzeba, jednak na zewnątrz obowiązywały inne zasady. Rozumiał je, choć niekoniecznie się z nimi zgadzał.
Gdy wylądowali w Paryżu, samochód już na nich czekał. Agnes wysiadła z samolotu i przeszła ze spuszczoną głową.
– Gdzie kupiłeś to wszystko? – spytała, gdy jechali autem. Zastanawiał się, czy udawała, że miasto nie robi na niej wrażenia, choć w końcu już tu kiedyś była.
– Przecież wiesz, że udało mi się pomnożyć majątek naszego królestwa.
– Tak – odparła – choć przyznaję, że nie zdawałam sobie sprawy, że… jesteś aż tak bogaty, tu na zewnątrz.
W lesie liczyło się to, jak potrafisz być użyteczny, i to było piękne, choć oczywiście zdobycze cywilizacji i wygody tego świata pomagały im w funkcjonowaniu. A więc pieniądze były niezbędne.
A on pomnożył majątek ich królestwa. To był jego pierwszy krok na drodze do lepszej i bezpieczniejszej przyszłości ukochanego ludu.
– Przede wszystkim jestem człowiekiem praktycznym, Agnes.

 

Fragment książki

 

Szerokie szklane drzwi rozsunęły się bezszelestnie.
Tilda Raven ruchem głowy strząsnęła kropelki deszczu z gęstych kasztanowych włosów, które kręconymi falami opadały jej niemal do bioder. Zwykle wiązała jej w lśniący koński ogon.
Nie wahała się ani chwili. Miała do spełnienia zadanie.
– Jest pani umówiona? Och, przepraszam, nie poznałem.
Barczysty ochroniarz wykazał się spóźnionym refleksem, ale szybko ustąpił jej miejsca. Tilda uśmiechnęła się do niego wymuszenie uprzejmym uśmiechem, który nie sięgnął jej wielkich zielonych oczu skrytych za niezbyt twarzowymi dużymi okularami w ciężkiej oprawce.
Spojrzała na wiszący na ścianie nad biurkiem recepcjonistki wielki zegar w stylu art déco. Jeśli dobrze pójdzie, wrócę do domu przed trzecią, pomyślała.
Przecież chyba nie zatrzyma jej siłą! Choć bez trudu mogła sobie wyobrazić, że jej szefa stać na taki numer. Ezio Angelos był niepoprawnym egoistą.
Była pewna, że nie odbierze dobrze jej decyzji. Potrafił też być bardzo przekonujący. Przez chwilę błysnęła jej w głowie myśl, by czmychnąć, ale Tilda wiedziała, że winna mu jest osobiste wyjaśnienie.
Podjęła decyzję, od której nie było odwrotu.
Ezio z pewnością nie pobłogosławi jej na drogę, ale Tilda była gotowa na jego wybuch złości. Miała w nosie jego reakcje. Raz jeden nie chodziło o jej genialnego szefa miliardera, lecz o brata Tildy, Sama. On był dla niej najważniejszy.
Poczuła ucisk w sercu i ciężar winy, gdy w pamięci błysnął jej obraz nastolatka leżącego z maską tlenową na twarzy. W myślach powtarzała sobie, że teraz chłopak czuje się już dobrze.
Co za ulga.
Patrząc na Sama przyklejonego wzrokiem do ekranu komputera, nikt by nie pomyślał, że jeszcze wczoraj odwoziła go do szpitala. Chłopak uwielbiał gry komputerowe. Teraz miała na niego oko sąsiadka, pani Lowther, która znała ich oboje od dzieciństwa.
Zwykle Tilda wchodziła do gabinetu Ezia podekscytowana. Lubiła swoją pracę. Dziś była jednak w zupełnie innym nastroju. Udało jej się zmieścić w krótkim wolnym czasie Ezia, co, znając jego pracoholizm, graniczyło z cudem.
Sama zawsze była bardzo punktualna. Jej szef nie znosił spóźnialstwa i nie tolerował żadnych wymówek.
Przyszła do biura w jednym celu – złożyć wymówienie. Nie dlatego, że dostała lepszą propozycję czy przestała lubić swoją pracę. Nic podobnego. Nawet mimo że Ezio miał mnóstwo cech, których nie znosiła w mężczyznach.
Wielu ludzi chętnie przymykało na nie oko, bo Ezio potrafił ukrywać je pod ujmującą powierzchownością. Gdyby Tilda była kobietą ulegającą takiemu czarowi zabójczo przystojnego mężczyzny z kilkoma miliardami dolarów na koncie, pewnie postąpiłaby tak samo. Bo Ezio Angelos był prawdziwym ciachem w każdym znaczeniu tego potocznego słowa. Ten smukły i wysoki, ale atletycznie zbudowany Grek obracał się w towarzystwie najpiękniejszych kobiet w Londynie.
Ale Tilda wyznawała wyższe standardy.
Miała niebotycznie długie rzęsy, wspaniale wyrzeźbione kości policzkowe i zmysłowe usta. A tak piękna kobieta nie musi znosić arogancji szefa. Choćby ta sięgała niebotycznych rozmiarów.
Ezio miał w sobie tyle empatii, co przydrożny kamień. Był mężczyzną twardym i bezwzględnym. Ale gdy chodzi o piękne kobiety... Tych miał więcej, niż mógłby spamiętać. Przyciągał je sam jego wygląd. Mocno wykrojona szczęka i zmysłowy męski zarost, który na jego twarzy pojawiał się już przed południem. Która mogłaby się oprzeć?
Jednak mimo tych wad był naprawdę dobrym szefem. Ogromną fortunę zbił w dziedzinie nowych technologii i sztucznej inteligencji. Był wymagający, ale uczciwy. Nikogo nie traktował z góry, a praca z nim nigdy nie była nudna. Ten uzależniony od intelektualnej adrenaliny i nowych wyzwań mężczyzna nie znał słowa „niemożliwe”. Wyczerpującym wysiłkiem było już samo dotrzymywanie mu kroku. Tilda zwykle nie nadążała, ale kochała harmider i napięcie, jakie wywoływały już same próby dotrzymania mu kroku.
Z Eziem nigdy się nie nudziła.
Ponadto jako jego osobista sekretarka cieszyła się autonomią, o jakiej nigdzie indziej nie mogłaby marzyć. Nigdy nie spotkała się z kąśliwymi uwagami, co było zmorą jej poprzednich prac. Ezio nigdy też nie wbijał jej spojrzeniem w ziemię. I nigdy nawet nie zasugerował, że jest zbyt młoda, by traktować ją poważnie. Może trochę z powodu okularów, którymi dodawała sobie powagi. Używała ich jak teatralnego rekwizytu, bo na wzrok nigdy nie mogła narzekać. Miała dwadzieścia sześć lat i wierzyła, że duże oprawki dodają jej kolejne pięć. Inspirują. Był to rodzaj gry, bo Tilda wiedziała, że w pracy zawsze jest poważną profesjonalistką. Choćby o dziecięcej twarzy.
I chciała, żeby świat traktował ją serio.
Przez chwilę w jej oczach pojawił się cień smutku. Wiedziała, że będzie jej żal pracy. I wyrazu zazdrości na twarzach przyjaciół, gdy mimochodem rzucała, że jest osobistą sekretarką Ezia... Tak, tego Ezia Angelosa.
Przed wejściem do gabinetu wyprostowała smukłe ramiona, by dodać sobie odwagi. Przez głowę przebiegła jej myśl, że może już ją zwolnił. Ezio słynął z braku cierpliwości, a Tilda była mocno spóźniona.
Szybko rzuciła okiem na telefon komórkowy, czy nie ma esemesów od Sama. Wyświetlacz był pusty. Brak wiadomości jest dobrą wiadomością. Ale wczoraj wieczorem też nie pisał, a Tilda sądziła, że jest na turnieju szachowym. Godzinę później okazało się, że Sam leży na oddziale ratunkowym miejskiego szpitala. Tilda dowiedziała się o tym tylko dzięki wspaniałomyślnemu gestowi miejscowego sklepikarza, który wezwał karetkę i towarzyszył Samowi w drodze na pogotowie.
Wszystko zaczęło się od sztubackiego wygłupu. Sam chciał wkupić się w łaski paczki starszych uczniów i próbował ukraść w sklepiku puszkę piwa. Nieudana próba zakończyła się dla niego tragicznie – najgorszym od lat atakiem astmy.
Gdyby nie szybka akcja sklepikarza, przyszłość Sama mogłaby dziś wyglądać zupełnie inaczej. Ten zacny człowiek pominął też dobrodusznym milczeniem kradzież puszki piwa. Tilda zawdzięczała mu wszystko.
Teraz aż zadrżała na samo wspomnienie zdarzenia.
Tuż za szklanym drzwiami znajdowało się jej własne wielkie biurko, a obok mniejsze biurko jej asystentki Roweny. Nawet teraz, po czterech latach pracy, Tilda wciąż nie mogła przywyknąć do jej obecności.
Asystentka sekretarki! Była to zupełna nowość w jej życiu.
Gabinet Ezia stanowił prawdziwe dzieło sztuki architektury wnętrz. Niedawno zresztą otrzymał zaszczytne wyróżnienie największego brytyjskiego pisma poświęconego designowi. Jedna ze ścian była całkowicie przeszklona. Stojąc przy niej, można było podziwiać panoramę Londynu. Ale całość dawała też poczucie prywatności. Tilda zawsze zachodziła w głowę, jak projektantowi udało się pogodzić te dwie na pozór sprzeczne cechy. Gabinet był zarazem otwarty i zamknięty.
Czasem myślała, że jest to bardziej ukryte legowisko zawsze nienagannie eleganckiego drapieżnika, jakim było Ezio.
Czy był? Z pewnością takim często się jej wydawał. Nie mogła uciec od tego wrażenia.
– Jest w podłym nastroju – rzuciła półszeptem Rowena, gdy Tilda wchodziła do gabinetu.
Tilda nie potrzebowała tej przestrogi. Sztywny język ciała Ezia mówił jej wszystko. Szef stał wyprostowany przed szklaną ścianą. Tilda niemal sama czuła elektryzujące napięcie emanujące z jego barczystych ramion. Trzymał w ręku telefon komórkowy włączony na tryb głośnomówiący i słuchał biegnącego gdzieś z oddali głosu.
Tilda dobrze znała ten głos. Należał do Saula Rutherforda.
Tego siwego mężczyznę nazywano „srebrnym lisem”. Był człowiekiem legendą. Choć dobrze po siedemdziesiątce wciąż zarządzał swoją firmą IT. Nie była to spółka znana z rewolucyjnych technologii, raczej niszowa, ale prowadzona żelazną ręką. Rutheford liczył się w branży i miał ogromne wpływy.
– Wolę zatopić firmę niż pozwolić, by Geroge Baros położył na niej swoje chciwe łapska.
Tilda słyszała rosnącą z każdym słowem złość w głosie Saula.
– Nie ma wątpliwości, że mu nie wyjdzie, prawda, Saul?
Ezio emanował spokojem, choć Tilda znała jego wybuchowe usposobienie. Na jego pociągłej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Ani śladu frustracji. W swoim szytym na zamówienie garniturze wyglądał jak „mroczny anioł”. Kątem oka zauważył obecność Tildy i rzucił jej spojrzenie spod długich ciemnych rzęs. Szkoda ich dla mężczyzny, pomyślała. Ezio przez chwilę patrzył na nią swoimi czarnymi oczyma i ruchem smukłego palca wskazał jej leżący na biurku otwarty tabloid.
Zanim zobaczyła starą przerobioną cyfrowo fotkę, jej twarz wykrzywił grymas na widok wybitego na górze tytułu. Jakiś pismak ciągnął sprawę romansu Ezia. Brukowce od dawna nie dawały mu spokoju. Prześcigały się w plotkach sprzedawanych przez ludzi z otoczenia „wpływowej pary”.
Tilda zawsze myślała, że Ezio powinien zakończyć ten medialny cyrk i porozmawiać wprost ze znaną influencerką z wyższych sfer, córką Geroge’a Barosa, Atheną, bo ignorowanie jej nie dawało nic dobrego. Ale może robił to świadomie? Może była to zemsta, złość, uraza albo coś jeszcze innego?
Odrzuciła te myśli.
Musiała zmierzyć się z nową sytuacją. Nie była już całą sobą pochłonięta problemami czy kłopotami szefa. Nie do niej należało wskazywać mu opcje, za które zresztą często dostawał po głowie.
Był to niewątpliwy plus, ale Tilda nie poczuła się przez niego szczęśliwsza. Bo tym razem nie chodziło o jej samopoczucie, lecz o Sama. Dlatego przyszła na spotkanie z Eziem.
Ezio nie był już jej problemem, ale Athena Baros była jego utrapieniem. Tildę zdumiewało, że tego rodzaju sytuacje nie zdarzały mu się częściej. Rzucał swoje kobiety w sposób bezduszny, ale, o dziwo, nigdy nie miały do niego pretensji. Nie wisiały na telefonie z wiecznymi wyrzutami. A już na pewno żadna z nich nie wisiała na klamce redakcji brukowców, by wciskać im fałszywe historyjki, że ich miłość ze słynnym Grekiem wybuchła na nowo.
Ezio był zresztą dżentelmenem w każdym calu. Gdy rozstawał się z kochanką, jej konto tego samego dnia powiększało się o kilka zer, a wieczorem umyślny przynosił jej do domu jakieś cacko od najdroższego jubilera warte tyle, że zwykły człowiek mógłby spokojnie przeżyć za nie kilka lat.
Źródła zbliżone do Atheny wszystkiemu zaprzeczały. Ona sama zachowywała wzniosłe milczenie i zagadkowy uśmiech, co wystarczało, by wzbudzać kolejne fale plotek. Według jednego z plotkarskich serwisów wszyscy byli pewni, że oboje są już nie tylko zaręczeni, ale że Athena jest też w ciąży.
Tildę zżerała ciekawość, czy Ezio znał te rewelacje, ale nigdy go o to nie pytała. Pewnie miał w nosie, co i gdzie piszą o jego życiu miłosnym. Jego nazwisko latami pojawiało się wśród najbardziej pożądanych kawalerów Europy. Z Atheną było jednak inaczej. Tym razem nie chodziło o życie prywatne, lecz o biznes, a tego Ezio nigdy nie traktował nonszalancko. Tu zawsze był bezwzględny i skupiony na celu.
W biznes z Rutherfordem zainwestował mnóstwo czasu i wysiłku. Tilda wiedziała, że umowa była częścią wizji Ezia rozwoju jego imperium Angelos Industries. A jeśli jej szef w coś inwestował, to oczekiwał, że i ona poświęci się temu bez reszty. Zawsze oddawała pracy całe serce, ale co zostawało na rzeczy naprawdę ważne? Jej własne priorytety nagle się rozpłynęły.
Musiała odbudować je na nowo.
Wszystko miało się zmienić. Dziś i w tym gabinecie.
Tilda podjęła decyzję.
Nie miała dzieci, ale dla Sama była prawie matką.
Uniosła dumnie głowę i spojrzał na Ezia. Jego miliardowe umowy nie mieściły się już w jej priorytetach. Całą energię musiała skupić na bezpieczeństwie brata i nie pozwolić, by wpadł w złe towarzystwo. Bo zrujnowałby sobie życie. Kradzież w sklepiku zabrzmiała jak dzwonek alarmowy. Tilda nie zatykała nań uszu. Wciąż dźwięczał w jej głowie.
– Nawet jeśli nie połączymy sił w tym projekcie, to cieszysz się w branży szacunkiem, a twoich bilansów można tylko pozazdrościć. Oczywiście jeśli dołączysz do nas, wejdziesz do innej ligi… – rzucił do telefonu Ezio.
– Chcesz, bym przespał się z tobą, gdy sypiasz z córką Barosa, tą zakłamaną żmiją. Jej ojciec od lat próbuje położyć łapę na mojej firmie – usłyszała wzburzony głos Rutherforda.
Ezio zamilkł. Na końcu języka miał pewnie kąśliwą uwagę, ale siłą woli się powstrzymał.
– Mieliśmy z Atheną przygodny romans, Saul, ale to było lata temu.
Mówiąc te słowa, Ezio zaciskał zęby. Tilda znała go jak zły grosz i wiedziała, ile wysiłku kosztowało go to wyznanie.
Już wkrótce po rozpoczęciu pracy zrozumiała, że Ezio nigdy przed nikim się nie tłumaczy. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak się czuje, zmuszony tłumaczyć się teraz przed Rutherfordem.
Jednak w swojej sytuacji nie mogła zdobyć się nawet na cień współczucia dla duszącego w sobie złość szefa. Ezio nawet nie wiedział, jakim był szczęściarzem. Nie z powodu ogromnego bogactwa i wpływów, ale dlatego, że nigdy w siebie nie wątpił. Nie musiał udawać, że wierzy w siebie.
Po prostu wierzył.

– Barosa w tym nie ma, Saul, i nigdy nie było.
Nic w jego twarzy pokerzysty nie wskazywało, że sam zaczynał wątpić w to, co powiedział. Nie mógł wykluczyć, że George Baros mógł po cichu pociągać za sznurki. Tych dwóch starszych biznesmenów darło ze sobą koty od pół wieku, a do dziś wzajemna nienawiść nie wygasła ani na jotę.
Czy córka mogła wykorzystywać stary i przelotny romans-nie-romans, by storpedować umowę, na której mógł zyskać największy wróg jej ojca? Athena miała nogi długie jak autostrada i pokręcone poczucie humoru, ale była zupełnie pozbawiona sumienia. Ostatnie obchodziło Ezia jeszcze mniej niż to, że jego następca wylądował w jej łóżku już po kilku tygodniach.
Ezio Angelos nie dramatyzował. Między nim a Atheną nie było żadnej miłości. Po prostu oboje poszli swoimi drogami.
– Posłuchaj mnie, Saul…
Ezio nie zdążył dokończyć, bo nagle usłyszał głośny trzask. Rutherford musiał ze złości rzucić telefonem.

Tilda wstrzymała oddech i przez chwilę walczyła z szaloną chęcią, by wybuchnąć śmiechem. Ktoś śmiał rzucić Eziowi słuchawkę!
Ezio najpierw milczał, a potem wyrzucił z siebie wiązkę soczystych greckich przekleństw.
– Co on chce przez to wywalczyć?
Gwałtownym nerwowym ruchem przeczesał ręką włosy. Stał przy oknie, wpatrując się w panoramę miasta.
Dla Tildy był to dobry moment, by zacząć rozmowę, ale nie chciała spotkać się z odmową. Nie dziś. Nie mógł odesłać jej z kwitkiem.
Czuła, jak oburzenie ściska jej klatkę piersiową. W ciągu czterech lat pracy nigdy się nie spóźniła. A teraz Ezio nawet nie spytał, czy Tilda ma jakiś problem. Ale tak było zawsze.
– Naprawdę nie wiesz, czemu ona to robi? – spytała.
Ezio obrócił się na pięcie i spojrzał na Tildę ostrym jak laser wzrokiem.
Nie uciekła przed jego spojrzeniem, lecz popatrzyła mu prosto w oczy. Nawet przez szkła nieco przybrudzonych okularów musiał widzieć jej przenikliwe spojrzenie.
– Myślałam, że chcesz usłyszeć moją odpowiedź – powiedziała sarkastycznym tonem.
Wątpiła jednak, by Ezio usłyszał ten sarkazm. Był mistrzem uszczypliwych uwag, ale nie przyjmował ich pod swoim adresem.
– Z Atheną zaczęliśmy dwa lata temu. Jakoś się nawzajem uwiedliśmy... – powiedział wymijająco.
– Ty ją uwiodłeś, a to nie to samo – odparła Tilda.
Szczerze nie znosiła jego podejścia do kobiet. Jednak jej kobieca solidarność z Atheną była raczej wymuszona. Kilka razy spotkała tę wysoką blondynkę. Athena traktowała ją jak powietrze. Była słodka i do rany przyłóż tylko dla tych, których mogła wykorzystać do swoich celów.
Tilda wzruszyła ramionami. Już miała na końcu języka przeprosiny, ale nagle przypomniała sobie, że za chwilę będzie już tylko byłą sekretarką. Nie musi więc łechtać ego szefa czy mówić to, co należy.
– Może daje ci znak, że wciąż żyje. Tak tylko sobie pomyślałam – dodała z lekkim półuśmiechem na twarzy.
Ezio ściągnął gęste czarne brwi. Wolno przebiegł wzrokiem drobną i smukłą sylwetkę Tildy. Od twarzy do stóp i z powrotem. Jakby widział ją pierwszy raz.
– Athena nie miesza seksu z uczuciem…
Ezio przerwał, bo uświadomił sobie, że za chwilę zacznie się tłumaczyć swojej sekretarce, która... właśnie pierwszy raz spóźniała się do pracy.
Gdyby miał opisać Tildę Raven jednym słowem wybrałby – słowo „schludna”. Zawsze elegancka i starannie zadbana. Ale tym razem wyglądała inaczej. Zauważył ciężki niesforny kosmyk opadający na jej policzek. Resztę włosów musiała wcisnąć pod kołnierz watowanej kurtki krzywo zapiętej na guziki. Jakby wcisnęła ją na siebie w największym pośpiechu.
– Spóźniłaś się. I co ty, u diabła, masz na sobie?
Ezio ugryzł się w język, nie czekając na jej odpowiedź. Nie powinno go obchodzić, co nosi jego sekretarka.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel