Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Panna z zasadami
Zajrzyj do książki

Panna z zasadami

ImprintHarlequin
Liczba stron384
ISBN978-83-276-9781-3
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczHanna Dalewska
Tytuł oryginalnyHis Wicked Charm
Język oryginałuangielski
EAN9788327697813
Data premiery2023-05-17
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Panna z zasadami" nowy romans Harlequin z cyklu HQN POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
Lilah to wzór dobrze ułożonej panny. Na ogół spokojna i wierna nakazom etykiety, traci panowanie tylko w obecności Cona, szwagra najbliższej przyjaciółki. Ten niepoprawny bawidamek i żartowniś celowo ją irytuje, toteż ich rozmowy zawsze przeradzają się w kłótnie. Jednak gdy matka i siostry Cona zostają porwane, Lilah, która darzy je sympatią, postanawia mu pomóc. Odkrywa ze zdumieniem, że choć tak bardzo się różnią, działają jak zgrany zespół i mogą się od siebie wiele nauczyć. Niegdysiejsi wrogowie stają się niemal nierozłączni, ale czy Lilah odważy się złamać dla Cona zasady, które od dziecka jej wpajano?

 

Fragment książki

 

"Nudy na pudy. Lilah przez cały ranek razem z ciotką przeglądała korespondencję, ale listów było niewiele. Ojciec Lilah, z którym korespondowała bardzo często, zmarł przed dwoma laty. Z ciotką Vestą, siostrą ojca, nie korespondowała od lat, a Sabrina, z którą korespondowała najdłużej, teraz wyjechała z Alexem w podróż poślubną.
Lilah bardzo za nią tęskniła. Sabrina mieszkała w Londynie zaledwie od kilku miesięcy, ale dawna zażyłość przetrwała i nadal były sobie tak bliskie jak wtedy, gdy razem uczyły się na pensji panny Angerman. Lilah tęskniła też za wszystkimi Morelandami, do których bardzo się zbliżyła podczas przygotowań do ślubu. Z księżną Broughton, damą o nadzwyczaj postępowych poglądach, prowadziły często długie rozmowy i choć nie zawsze były zgodne, dla Lilah rozmowy te dyskusje były bardzo ciekawe i wzbogacające. Megan z kolei opowiadała jej o pracy żurnalistki, a także o tym, jak razem z małżonkiem, Theo Morelandem, podróżowali po świecie. A Kyrii, pełnej życia i tak wszystkim życzliwej, nie można było nie polubić. Tak samo jak księcia i jego wuja Bellarda, tej prawdziwej skarbnicy wiedzy.
Thisbe, bliźniacza siostra Theo, kobieta uczona, większość czasu spędzała w swoim laboratorium. Co dokładnie badała, Lilah nie wiedziała. Najważniejsze, że Thisbe, podobnie jak jej brat, miała wspaniałe poczucie humoru zabarwione sarkazmem i była bardzo towarzyska. Natomiast Anna, żona Reeda, była prawdziwą oazą spokoju wśród pełnych wigoru Morelandów.
Lilah bardzo też polubiła Olivię, najmłodszą córkę Morelandów. Olivia, podobnie jak Con, interesowała się okultyzmem, a poza tym, tak jak Lilah, kochała książki. Dzięki temu obie panie często prowadziły ciekawe rozmowy.
Niestety po ślubie Alexa i Sabriny Lilah znów skazana była przede wszystkim na towarzystwo ciotki Heleny. Nie wypadało składać Broughtonom wizyty bez zaproszenia. Jeszcze gotowi pomyśleć, że jej zależy, by zaistnieć w wyższych sferach. A poza tym Con mógłby dojść do wniosku, że chce się zobaczyć przede wszystkim z nim. Przecież widział, jak się rumieniła podczas ich ostatniej rozmowy i może uznał, że zagięła na niego parol. Mylił się, ponieważ ona nie flirtowała z mężczyznami. A już na pewno nie walczyłaby o kogoś takiego jak Con.
Na pewno rozbawiło go to, co wydarzyło się na tarasie. Kiedy to ta niby taka skromna panna z zasadami raptem pokazała mu się z innej strony. Przecież na pewno się domyślił, że bardzo chciała, by ją pocałował. Mało tego, sama też chciała go pocałować, a więc gdyby zjawiła się u nich z wizytą, na pewno skomentowałby to zdarzenie. Poza tym powinna go unikać, ponieważ… przyciągał go jak magnes. Lubiła jego śmiech, podobały jej się zielone oczy w obramowaniu gęstych, czarnych rzęs. A te usta… Były tak pociągające, że wówczas na tarasie dalsze udawanie, że ma go za nic, okazało się niemożliwe. Bezwiednie uniosła twarz, pragnąc, by ją pocałował. A może do niczego by nie doszło, gdyby nie wypiła tego szampana…
Lilah zerknęła na ciotkę Helene, teraz pochyloną nad robótką.
– Ciociu? Może pójdę po sprawunki?
Ciotka Helena, osoba bardzo niewysoka, drobna, o jasnych włosach poprzetykanych siwizną poderwała głowę i uśmiechnęła się. Lilah też, bo bardzo kochała ciotkę, wobec której miała wielki dług wdzięczności. Kiedy miała dwanaście lat, ciotka wzięła ją do siebie na wychowanie. A Con niech sobie kpi z robótek – za którymi Lilah wcale nie przepadała – w końcu to pożyteczne zajęcie. Poza tym ciotka Helena haftowała naprawdę pięknie.
– Nie ma takiej potrzeby – odparła ciotka. – Wysłałam już Cuddington do apteki po tonik. Może porozmawiamy o naszych popołudniowych wizytach.
Lilah na szczęście udało się powstrzymać westchnienie. Bo te popołudniowe wizyty zwykle były nieskończenie nudne. Trudno, po południu wypadało wybrać się z wizytą lub przyjąć gości u siebie.
– Dziś powinnyśmy wyjść z domu wcześniej, ponieważ potem złoży nam wizytę sir Jasper – mówiła dalej ciotka.
– Przecież był u nas dwa dni temu.
– Tak. Ale… podejrzewam, że on chce złożyć wizytę tylko tobie. Pojmujesz, o co chodzi?
Droga ciocia sugerowała, że sir Jasper ma wobec Lilah poważne zamiary. I chyba tak było, co Lilah wcale nie cieszyło. Teraz jednak nie zamierzała tego roztrząsać. Przypomniała sobie o czymś i nagle wpadła na pewien pomysł.
– Komu ciocia zamierza złożyć wizytę?
– Przede wszystkim pani Blythe, by podziękować za miłe przyjęcie wczoraj wieczorem. Poza tym dawno już nie byłyśmy u pani Pierce.
– Tak. . A może ja przedtem wyskoczę na chwilę? – Lilah już wstawała z sofy. – Pojdę do księgarni, a pod drodze zaniosę książkę lady St. Leger. Jedną z powieści Wilkiego Collinsa. Obiecałam, że jej pożyczę.
Znalazła powód, by pojawić się u Morelandów bez zaproszenia. Olivia wspominała o tej książce i na pewno będzie bardzo zadowolona, kiedy Lilah ją przyniesie, a Lilah z kolei zyska pretekst, by znów zobaczyć się z Morelandami. Porozmawiać z Olivią o książkach, czyli o czymś, czym ciotka zupełnie się nie interesowała. Może będzie tam też Kyria, może i księżna. A Con… Con chyba wyruszył na kolejną eskapadę.
– Lady St.Leger? – Ciotka zmarszczyła czoło. – Czy ja ją znam?
– To szwagierka Sabriny. Razem z mężem i dziećmi przyjechała na ślub.
– Czyli to jedna z tych Morelandów? Nie wiem, czy powinnaś utrzymywać z nimi kontakty.
– Ale ja obiecałam, ciociu, a obietnicy należy dotrzymać, prawda?
– Oczywiście – przytaknęła ciotka. – Spodziewałam się, że skoro ten ślub już się odbył, nie będziesz widywać się z Morelandami. Poza tym dopiero dwunasta, a więc za wcześnie na składanie wizyt.
– Nie szkodzi .Morelandowie na to nie zważają.
– Niestety! No cóż, skoro tak bardzo chcesz, to idź. Ale ma ci towarzyszyć pokojówka.
– Ciociu! Przecież nie potrzebuję przyzwoitki. Jest biały dzień…
– Jednak powinna ci towarzyszyć przyzwoitka.
– Och, ciociu! Na to już prawie nikt nie zwraca uwagi.
– To nie znaczy, że można robić, co się komu żywnie podoba.
– Poppy jest teraz bardzo zajęta. Coś szyje.
– Szkoda, że wysłałam Cuddington do apteki. Przecież mogłaby ci towarzyszyć. Może zaraz wróci.
– Nie! – Lilah już podrywała się z krzesła, bo nie chciała, by towarzyszyła jej właśnie ta sroga służąca ciotki. – Powiem Poppy, żeby ze mną poszła.
Pobiegła na górę, wzywając po drodze Poppy, a kiedy była już w swoim pokoju, od razu otworzyła szafę. Przecież nie może wybrać się z wizytą w takiej zwykłej sukni. Wybrała spacerową suknię w kolorze miodu, ozdobioną brązową lamówką. Do tego nowe trzewiki zapinane na złociste guziczki.
Przebrała się, wzięła książkę i ruszyła w drogę. Parę kroków za nią szła Poppy, z czego Lilah była bardzo niezadowolona. Żałowała, że nie jest w swoim domu w Somerset. Tam mogła chodzić, dokąd chciała bez przyzwoitki i nikogo to nie oburzało. Poza tym nie musiałaby składać konwencjonalnych wizyt i co przede wszystkim byłaby z dala od sir Jaspera i nie nudziłaby się tam jak mops. Niestety kiedy do Somerset wróciła ciotka Vesta, siostra jej ojca, Lilah przestała tam jeździć. Kiedy była dzieckiem, lubiła ciotkę, ale teraz była już dorosła i wiedziała, że ciotka skompromitowała rodzinę, więc wolała trzymać się od niej z daleka.
Smeggars, kamerdyner Morelandów, powitał ją uśmiechem, ale nie miał dobrych wieści.
– Niestety księżnej nie ma w domu.
– Ale ja chciałam widzieć się z lady St. Leger.
– Lady St.Leger też nie ma. Towarzyszy Jej Wysokości. Może chce pani porozmawiać z Jego Wysokością?
– Nie, nie. W takim razie prosiłabym tylko o przekazanie tej książki lady St. Leger.
Lilah wyciągnęła rękę, w której trzymała książkę i w tym momencie na schodach pojawił się Con.
– O! Witam! Bardzo mi przykro, panno Holcutt, ale wszystkie damy są chwilowo nieobecne, a więc jest pani skazana na moje towarzystwo! – zawołał i od razu wydał polecenie kamerdynerowi: – Każ podać herbatę.
– Tak, proszę pana – powiedział kamerdyner, ruszając do drzwi.
– Nie, nie, za herbatę dziękuję – zaprotestowała Lilah. – Idę do księgarni, a po drodze chciałam przekazać lady St. Leger jedną z moich książek.
– O! Wilkie Collins! – Con wyjął jej książkę z rąk. – Znakomity pisarz.
– Tak. Lady St.Leger mówiła mi, że jego powieści bardzo jej się podobają, ale tej jeszcze nie czytała.
– A teraz będzie mogła nadrobić zaległości – skwitował Con, po czym wziął Lilah pod ramię i wcale nie pytając o zgodę, poprowadził do salonu. – Jak powiedziałem, wszystkie damy chwilowo opuściły domostwo. Anna została, ponieważ ma migrenę.
– Bardzo jej współczuję. A panie pojechały po sprawunki?
Con zaśmiał się.
– Po sprawunki? A skąd! Pojechały na demonstrację sufrażystek przed domem Edmonda Edmingtona. Proszę, niech pani siada. Smeggars będzie zdruzgotany, jeśli pani wzgardzi herbatą i herbatnikami. I proszę się nie obawiać. Na pewno nie będę z panią flirtował, bo Smeggars będzie miał nas na oku.
I urwał, bo w tym momencie nagle usłyszeli krzyk kobiety. Rozpaczliwy.
– Reed! Reed!
– To Anna! – krzyknął Con i natychmiast wybiegł do holu. Lilah oczywiście pobiegła za nim. Con już wbiegał na schody, gdzie na podeście stała jego bratowa, blada jak ściana, wpatrzona gdzieś przed siebie.
– Zaraz je pojmą! Musisz je uratować! – krzyknęła i zachwiała się. Con dobiegł do niej, objął ramieniem i zmusił, by usiadła na schodach.
– Teraz pochyl głowę, Anno, i oddychaj głęboko.
Do holu wbiegł Reed, tak samo blady jak żona.
– Anno! Co się dzieje?!
– Chyba miała znowu jakąś wizję – powiedział Con.
Wizję? Lilah oczywiście nadstawiła uszu. Bardzo zaciekawiona, jednocześnie też zaskoczona, bo Reed wcale nie był wstrząśnięty. Tylko cicho zaklął i dalej głaskał Annę po plecach, przemawiając do niej czule:
– Uspokój się, kochanie. Nie ma się czym przejmować. Już wszystko dobrze…
– Wcale nie! Wcale nie jest dobrze! – krzyknęła Anna, wysuwając się z jego ramion. – Musicie je odnaleźć!
– Ale kogo mamy szukać?! – zawołał Con. – Kogo? I dlaczego?
– Porwali księżną, Kyrię i Olivię!

 

 

***

Con odwrócił się na pięcie i wybiegł z domu. Lilah biegła za nim, krok w krok. Pomachał na przejeżdżającą dorożkę i jeszcze zanim się zatrzymała, już do niej wskakiwał. Kiedy dorożka się zatrzymała, Lilah też wsiadła. Con spojrzał na nią, ale nie kazał jej wysiąść. Odwrócił się i szybko przekazał dorożkarzowi, dokąd ma ich zawieźć. Zwykle uśmiechnięty i pogodny, teraz wyglądał na zmartwionego, zupełnie jak dwa miesiące temu, kiedy spieszył z pomocą bratu.
– Con? Annie chyba przyśniło się coś złego. Mówiłeś, że ma migrenę, a jak człowiek źle się czuję, to może mu się przyśnić coś koszmarnego.
– Nie. Ona to widziała.
Nonsens. Lilah jakoś trudno było w to uwierzyć, ale nie chciała się spierać, skoro Con był tak bardzo zaniepokojony.
– A dlaczego ktoś mógłby chcieć skrzywdzić księżną? Porwać ją? Oczywiście, księżna z racji poglądów mogła kogoś do siebie zrazić, ale nie aż tak, by ktoś chciał ją skrzywdzić. Może to policja zaaresztowała sufrażystki.
– Nie. Nie sądzę, że to sprawka policji.
Dorożka skręciła za róg i zatrzymała się przed okazałą rezydencją, przed którą widać było gromadę kobiet. Także policjanta, z którym jedna z kobiet wyraźnie się spierała. Kilka kobiet stało wokół czegoś, co leżało na chodniku.
Con zaklął, wyskoczył z dorożki i podbiegł do policjanta. Lilah też zaczęła wysiadać, a wtedy dorożkarz krzyknął:
– A kto zapłaci?!
– Bez obaw. I zaczekaj – poleciła Lilah i ruszyła za Conem, który zarzucał policjanta pytaniami.
– Co, u diabła, tu się dzieje? Gdzie jest księżna Broughton?!
– Kto? Księżna Broughton? Przecież nie wiem. Ja dopiero przyjechałam!
I wtedy stojąca obok kobieta prychnęła i zawołała:
– Na pewno byś pan coś niecoś wiedział, gdybyś naprawdę się rozejrzał!
– Pani Ellerby! – wykrzyknął Con, podchodząc do kobiety, która powitała go wręcz entuzjastycznie.
– Lord Moreland! Chwała Bogu, że pan tu jest. Oni na nas napadli!
– Ale kto?
– Najprawdopodobniej policja.
Kobieta spojrzała groźnie na policjanta, który zaczął coś tam mówić, ale zagłuszyła go kolejna dama.
– Przecież nie byli w mundurach! Moim zdaniem, to jacyś chuligani. Ubrani na czarno, a na twarzach mieli maski.
Pani Ellerby znów prychnęła.
– Och, Ernestine, przecież to nie maski, tylko czapki nasunięte na twarz, żeby nie można było ich rozpoznać.
– Pani Ellerby! Gdzie jest moja matka? – krzyknął Con.
– Oni ją schwytali. Podjechali i złapali je, księżną i obie panny. Tylko lady Raine nie. Jest tam!
– Megan! – krzyknął rozpaczliwie Con i ruszył biegiem. Lilah za nim. Po chwili już dopadli do Megan.
– Megan! Chwała Bogu! – Con chwycił Megan i posadził na niskim murku okalającym posiadłość. – Co z tobą? Wszystko w porządku?
– Przecież widać, że wcale nie, – Lilah przysiadła obok Megan, spoglądając na nią z niepokojem. Megan była brudna, miała podrapaną twarz, na policzku ślad po uderzeniu. Miała też dziwnie nieprzytomne spojrzenie.
Lilah wyjęła chusteczkę i zaczęła delikatnie wycierać twarz Megan, a Con wziął Megan za rękę i poprosił łagodnie:
– Megan, powiedz coś. Mów, będę milczał jak zaklęty.
I po twarzy Megan przemknął nikły uśmiech.
– Więc powiem. – Odchrząknęła i usiadła prosto. – Ze mną już lepiej. Trochę mi się jeszcze kręci w głowie, bo chyba się uderzyłam. Tam, z tyłu.
Lilah natychmiast spojrzała we wskazane miejsce.
– Con! Tu jest rana! Widać krew!
Con szybko wyjął z kieszeni chustkę i położył na ranie.
– Megan, proszę, powiedz, co się stało.
– Już mówię. Kiedy usłyszałam, że ktoś krzyczy, odwróciłam się i zobaczyłam tych drani, gdy złapali Kyrię. Szamotała się, inne panie próbowały jej pomóc. Natychmiast tam ruszyłam. Po drodze zebrałam kilka kamieni i rzuciłam w drania, który trzymał Thisbe. Olivia próbowała pomóc Kyriii. A potem jeden z nich podbiegł i mnie uderzył.
– Tak mocno, że upadłaś?
– Tak. Uderzył mnie, upadłam i więcej nic nie pamiętam. Upadając, musiałam uderzyć się w głowę. Po jakimś czasie oprzytomniałam i zdałam sobie sprawę, że leżę na chodniku. A obok stoi panna Withers.
Con spojrzał na stojącą obok pannę Withers.
– Proszę powiedzieć, co tu się wydarzyło.
– Ci mężczyźni dosłownie wrzucili je do powozu i odjechali – powiedziała panna Withers drżącym głosem. – I nic nie mogłam na to poradzić….
– Dokąd pojechali?
Panna Withers wskazała na boczną ulicę.
– Przejechali kawałek, potem skręcili w lewo! – zawołała jedna z kobiet.
Con błyskawicznie wsunął chustkę do ręki Lilah i ruszył biegiem we wskazanym kierunku.
– Chyba już ich nie dopadnie – powiedziała smętnym głosem Lilah, przykładając chusteczkę do karku Megan.
– Ale on zawsze spieszy na ratunek. Cały Con.
Widziały, jak Con przebiegł kawałek, zatrzymał się, przez chwilę patrzył, po czym przybiegł do nich z powrotem.
– Panno Holcutt, proszę wracać z Megan do domu. Ja pojadę za nimi.
– Przecież nie wiadomo, dokąd pojechali.
– Ale ja już coś podejrzewam.
– Przecież i tak ich pan już nie dogoni – protestowała Lilah. – Trzeba jak najszybciej wracać do domu i naradzić się ze wszystkimi, co dalej robić.
– Może i ma pani rację – przyznał Con. Wziął Megan na ręce i ruszył w stronę czekającej na nich dorożki. Lilah za nimi. Wsiedli i konie ruszyły. Jechali szybko i Megan, za każdym razem, gdy dorożka podskakiwała na jakiejś nierówności, krzywiła się z bólu. Ale nie narzekała. Mało tego, kiedy zajechali już przed dom, absolutnie się nie zgodziła, by Con ją niósł.
– Pójdę sama – oświadczyła stanowczo, oddając mu zakrwawioną chusteczkę. – Przecież Theo gotów pomyśleć, że już żegnam się z życiem.
W drzwiach naturalnie czatował zaniepokojony Smeggars. Powitał ich okrzykiem ulgi i poprosił, by przeszli do pokoju sułtana. Ruszyli więc za nim i już po kilku krokach Lilah usłyszała dobiegające z pokoju podniesione męskie głosy.
Kamerdyner stanął w progu i zaanonsował:
– Markiza Raine.
Na moment zapadła cisza, a zaraz potem rozległ się radosny okrzyk Theo:
– Chwała Bogu!
Podbiegł do małżonki, chwycił ją w objęcia, ściskając tak mocno, że zaczęła protestować.
Pozostali mężczyźni otoczyli Cona, zasypując go pytaniami, a Lilah podeszła do Anny, która siedziała pod ścianą blada i zmartwiona.
– Jak się czujesz, Anno?
– Dziękuję. Już o wiele lepiej. Głowa przestała mnie boleć, jestem tylko bardzo zmęczona.
– Może powinnaś się położyć?
– Miałabym teraz spać? Właśnie teraz? Jestem taka zła na siebie, że nie pojechałam z nimi. Boże! Gdybym wiedziała wcześniej, czym to grozi…
– Proszę, nie rób sobie żadnych wyrzutów, Anno. Gdybyś była razem z nimi, spotkałoby cię dokładnie to samo. A tak przynajmniej Megan i ty jesteście bezpieczne. "

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel