Piękna modelka
Grecki milioner Takis Samaras nie ma najlepszego zdania o pięknej modelce Lissie Buchanan. A jednak jej wdzięk i zmysłowość działają na niego tak bardzo, że gdy spotykają się na weselu przyjaciół, chce spędzić z nią noc. Nie rozumie jej odmowy. To niemożliwe, by ta skłonna do zabawy dziewczyna nie odwzajemniała jego pragnień, niemożliwe też, by się co do niej pomylił – wizerunek rozrywkowej Lissy w mediach nie pozostawia wątpliwości. Takis znajduje sposób, by spotkać się z nią ponownie i tym razem zamierza ją zdobyć…
Fragment książki
– Nie przypuszczałem, że znajdę cię tutaj samą, w ciemności.
Lissa Buchanan drgnęła, słysząc nieco zachrypnięty głos z seksownym greckim akcentem. Nie musiała odwracać głowy, ponieważ doskonale wiedziała, że ten głos należy do Takisa Samarasa.
– Myślałem, że nadal odbierasz należne hołdy pod namiotem – ciągnął. – Jako najpiękniejsza kobieta na parkiecie, przykułaś uwagę wszystkich mężczyzn, bez wyjątku.
– Nie zamierzałam skupiać na sobie niczyjej uwagi.
Szczerze nienawidziła etykietki imprezowej dziewczyny, którą przypięły jej tabloidy. Stworzony przez media wizerunek nie miał nic wspólnego z prawdziwą Lissą Buchanan, nie miała jednak najmniejszej ochoty tłumaczyć tego obcemu człowiekowi, nawet jeżeli był on najbardziej intrygującym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała.
– Poza tym to moja siostra jest najpiękniejszą kobietą na swoim własnym weselu – dodała.
– Eleanor jest uroczą panną młodą i niewątpliwie jest to podstawowy powód, dla którego Jace postanowił ją poślubić.
– Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że jego decyzja cię zaskoczyła. – Lissa wreszcie ośmieliła się spojrzeć na Takisa.
I natychmiast znowu odwróciła wzrok, oszołomiona własną reakcją na jego intensywną męską aurę. Nigdy dotąd nie czuła czegoś takiego. Jej sutki naprężyły się pod gorsetem sukni pierwszej druhny, lekko ocierając się o delikatny jedwab.
Ceremonia ślubna odbyła się w ratuszu miejskim w Tesalonikach przed południem i serce Lissy od razu zabiło mocniej na widok drużby Jace’a Zagorakisa. Cały czas świadoma jego bliskości, z wielkim trudem przywołała się do porządku, by z uwagą wysłuchać małżeńskiej przysięgi, którą wymienili Eleanor i Jace.
Podczas weselnego przyjęcia, które odbywało się pod ogromnym namiotem rozbitym w ogrodzie przy stojącym na plaży domu Jace’a, Lissa co jakiś czas spod oka zerkała na Takisa. Był wysoki i atletycznie zbudowany, a jego twarz o rysach jak spod dłuta klasycznego rzeźbiarza miała dziwnie ponury wyraz. Kiedy się uśmiechał, co zdarzało się naprawdę rzadko, jego białe zęby przecinały lśnieniem oliwkową skórę. Kruczoczarne włosy były krótko ostrzyżone, a spod ciemnych brwi patrzyły przenikliwe oczy koloru zimnej stali. Twarda linia jego warg tchnęła dziwnym połączeniem zmysłowości i okrucieństwa.
Gdyby Lissa miała przywołać pierwsze skojarzenie, jakie pojawiło się w jej umyśle na widok Takisa, byłby to obraz wilka, niebezpiecznego i poruszającego się z fascynującą gracją.
Teraz Takis lekko wzruszył ramionami.
– Przyznaję, że nie spodziewałem się, że Jace się ożeni – rzekł. – Znam go od dawna i wiem, że zawsze był przeciwnikiem instytucji małżeństwa.
– Któż jest w stanie przeniknąć tajemne ścieżki miłości… – mruknęła Lissa.
– Uważasz, że to z powodu miłości Jace tak szybko się ożenił z twoją siostrą?
– A znasz inny powód?
Odwróciła się w stronę głównej części ogrodu, oświetlonej setkami małych lampek, i zobaczyła Eleanor oraz jej świeżo poślubionego męża, którzy właśnie wychodzili spod namiotu. Było absolutnie oczywiste, że oboje świata poza sobą nie widzą. Lissa wyczuła, że Takis chciał coś powiedzieć, ale zawahał się, gdy jego wzrok spoczął na nowożeńcach.
– Może masz rację – rzucił. – Nie jestem ekspertem w sprawach miłości.
Nie miała pojęcia, dlaczego budził w niej tak głębokie wzburzenie i to dziwne uczucie naprawdę ją irytowało. Schroniła się w tym ustronnym zakątku, by odpocząć od towarzyskich obowiązków, słuchając kojącego szumu fal rytmicznie uderzających o brzeg.
– Nie powiedziałaś mi, dlaczego tu uciekłaś.
Nie zamierzała się przyznać, że ogarnęła ją zazdrość, gdy zobaczyła go tańczącego z niezwykle atrakcyjną brunetką, która wyglądała tak, jakby ktoś zszył na niej opiętą szkarłatną sukienkę.
– Potrzebowałam chwili samotności – odparła gładko.
– Kłamczucha – oświadczył cicho. – Sądzisz, że nie zauważyłem, jak gapiłaś się na mnie na przyjęciu?
Naprawdę gapiła się na niego? Cóż, był najbardziej atrakcyjnym facetem, jakiego znała, bez dwóch zdań. Jej znajomi, głównie przystojni modele i niedoszli aktorzy, w porównaniu z nim byli chłopcami. Przez głowę przemknęła jej nagle myśl, że Takis niewątpliwie byłby wspaniałym kochankiem. Nie wiedziała, skąd bierze tę pewność, bo przecież nie miała kompletnie żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o seks, lecz prawie bolesne napięcie mięśni w dole brzucha było oczywistą reakcją na jego mroczną zmysłowość.
Mogła tylko mieć nadzieję, że gorący rumieniec, który oblał jej twarz, jest niewidoczny w ciemności.
– Sugerujesz, że liczyłam na to, że przyjdziesz tu za mną?
– A było tak? – odpowiedział pytaniem.
– Jasne, że nie! Nie przyszło mi do głowy, że w ogóle mnie zauważyłeś. Ta dama w zbyt opiętej kreacji pożerała cię żywcem.
Nieoczekiwanie parsknął śmiechem.
– Przepraszam, że zakłóciłem twój spokój – rzekł z pewnością siebie mężczyzny, który świetnie wie, jak działa na kobiety. – Jeśli chcesz, zostawię cię samą.
– Rób, co chcesz. Możesz zostać tu i obserwować morze w blasku księżyca. Ja wracam do willi, żeby tam poczekać na taksówkę.
– Zatrzymałaś się w hotelu Pangalos Beach Resort, prawda? – zagadnął uprzejmie. – Też mam tam apartament, więc mogę odwieźć cię na miejsce.
Podróż z Tesalonik na Sithonię, półwysep w północnej Grecji, trwała ponad godzinę. Perspektywa spędzenia tego czasu w towarzystwie Takisa budziła poważne wątpliwości, Lissa nie potrafiła jednak na poczekaniu wymyślić wiarygodnej wymówki.
– To bardzo miło z twojej strony – odparła, z trudem rozpoznając swój głos.
Wzruszył ramionami.
– Jace kazał mi zadbać, żebyś bezpiecznie dotarła do hotelu.
Wszystko wskazywało więc na to, że zaproponował jej wspólną podróż z obowiązku, nie z zainteresowania. I dobrze, szkoda tylko, że znowu poczuła, że jest dla kogoś ciężarem, zupełnie jak w dzieciństwie, kiedy jej dziadek zawsze tak wyraźnie dawał jej to do zrozumienia.
– Nie jestem miłym facetem – dodał Takis. – Nie myl mnie z twoimi znajomymi z bogatych rodzin, z którymi bawiłaś się na plaży na Malediwach czy na jachcie w St Tropez. Tak, wiem o tobie całkiem sporo, bo twoje miłosne przygody stanowią niewyczerpane źródło rozrywki dla każdego czytelnika tabloidów. Nie jestem jednym z tamtych, nic z tych rzeczy. Potrafię walczyć o przetrwanie. Wyrwałem się z błota i własnym wysiłkiem zbudowałem moją sieć hoteli, które cieszą się wielką popularnością.
Lissę w jednej chwili ogarnęła wściekłość. Miała ochotę powiedzieć mu, że nic o niej nie wie i nie powinien jej osądzać, jednak w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie musiała się przed nim tłumaczyć.
– Najwyraźniej sam należysz do grona czytelników brukowców – zauważyła lekko.
Jeśli miała być szczera, to nie winiła go za to, że miał o niej jak najgorszą opinię. Nigdy nie zaprzeczała rozmaitym pogłoskom i plotkom na swój temat, a nawet celowo starała się skupić na sobie uwagę mediów, w pełni świadoma, że doniesienia o jej domniemanym złym prowadzeniu się doprowadzają jej dziadka do białej furii.
Kostas Pangalos został prawnym opiekunem Lissy po śmierci jej rodziców, był jednak zbyt pochłonięty prowadzeniem interesów, by poświęcić choćby odrobinę czasu najmłodszej wnuczce. Umarł prawie półtora roku temu, pozostawiając zarządzanie hotelarską firmą Gilpin Leisure w rękach Eleanor, wnuczki, którą zawsze faworyzował.
Lissa odebrała ostatnie decyzje dziadka jako bolesny cios, podobnie jak jej brat, Mark, który zupełnie nie mógł się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Eleanor mianowała go dyrektorem zarządzającym Pangalos Beach Resort, lecz Mark zmagał się z własnymi demonami i pogrążył hotel w finansowym chaosie, z jakiego firmę wydobył dopiero Jace.
Lissa oderwała wzrok od twarzy Takisa.
– Za moje bezpieczeństwo nie odpowiada ani mój szwagier, ani tym bardziej ty – oznajmiła twardo. – Sama pojadę do Pangalos.
– Przestań się zachowywać jak rozpieszczony bachor. Odwołaj taksówkę i za pięć minut bądź gotowa do drogi.
– Jesteś nieprawdopodobnie arogancki!
– A ty nieprawdopodobnie piękna, o czym na pewno doskonale wiesz. Widziałem telewizyjne reklamy, w których występowałaś, i zdjęcia w magazynach, kiedy byłaś twarzą tej słynnej kosmetycznej firmy.
Stał tak blisko niej, że czuła jego ciepły oddech na swoim policzku. Serce przestało jej na moment bić, kiedy spojrzała mu w oczy i ujrzała płonące w nich pożądanie.
Znała takie spojrzenia, i to aż zbyt dobrze. Mężczyźni patrzyli na nią z pożądaniem zawsze, odkąd osiągnęła dojrzałość i jej szczupłe ciało gimnastyczki stało się ciałem młodej kobiety. Z początku czuła się z tym nieswojo, szybko jednak odkryła, że fascynujący wygląd daje jej władzę nad mężczyznami. To poczucie, szczególnie po lekceważącej obojętności ze strony dziadka, okazało się wyjątkowo przyjemne. Po pewnym czasie nauczyła się flirtować ze swoimi wielbicielami, lecz nigdy nie zależało jej, by od flirtu przejść do następnego etapu.
Uwaga, jaką okazał jej Takis, napełniła ją niepokojem i podnieceniem. Umysł podpowiadał jej, by się wycofała, tak jak zrobiłaby to w przypadku każdego innego mężczyzny, ale on miał w sobie coś, co kazało jej zareagować na wyraźnie wyczuwalną seksualną chemię między nimi.
Takis fascynował ją, jego bliskość skłaniała, by odrzucić wszelkie zahamowania. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak smakowałby jego pocałunek, i z przerażeniem zorientowała się, że pragnie się tego dowiedzieć.
Oczy mężczyzny zabłysły i Lissa drgnęła, porażona myślą, że odczytał jej emocje. Gdy powoli zbliżył twarz do jej twarzy, wstrzymała oddech i nieświadomie zwilżyła językiem dolną wargę. Takis zesztywniał i zrobił krok do tyłu, pozostawiając ją rozdartą między ulgą a rozczarowaniem.
– Idź po swoje rzeczy – rzucił tonem sugerującym, że iskrzące między nimi napięcie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
Lissa pomyślała niechętnie, że podobne sytuacje zdarzały mu się pewnie za każdym razem, gdy poznał jakąś kobietę, nie umiała jednak odgadnąć, dlaczego nagle zmienił zdanie. Jeszcze większą zagadką było dla niej to, dlaczego sama chciała, by ją pocałował – nie znała go przecież i nie czuła do niego ani odrobiny sympatii, szczególnie że jego dominująca osobowość i niezwykła atrakcyjość seksualna zagrażały jej duchowej równowadze.
Zamierzała zdecydowanie oświadczyć, że nie zamierza z nim jechać, ale twardy wyraz jego twarzy ostrzegł ją, że ten człowiek zawsze stawia na swoim. Wyglądało na to, że musi przyjąć jego propozycję, mruknęła więc coś pod nosem, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę willi.
Takis znał takie kobiety jak Lissa, zapatrzone w siebie i przekonane, że wszystko im się należy. Zawsze go irytowały. Był przekonany, że jest odporny na urok ładnych blondynek, zwłaszcza że zdecydowanie wolał eleganckie bizneswomen, które świetnie znały reguły gry obowiązujące w stosunkach z organicznie uczulonym na każdą wzmiankę o trwałym związku mężczyźnie.
Jednak Lissa nie była taką sobie ładną blondynką. Nie, ona była piękna, oszałamiająco piękna. Łatwo było zrozumieć, dlaczego obiektyw aparatu fotograficznego i oko kamery kochały jej idealnie symetryczne rysy, wysokie kości policzkowe i duże, intensywnie błękitne oczy, których odcień kojarzył się Takisowi z niebieskimi kopułami kościołów na Santorini.
Przed ślubem Jace z wielkim zniecierpliwieniem czekał na przybycie narzeczonej, natomiast Takis nie mógł oderwać oczu od pierwszej druhny Eleanor, ubranej w suknię z błękitnego jedwabiu, której krój podkreślał jej smukłą sylwetkę i niewielkie, jędrne piersi. Nic nie przygotowało go też na wrażenie, jakie zrobił na nim jej uśmiech, pełen nieoczekiwanej słodyczy i onieśmielenia. Nie pomogło twarde powtarzanie sobie, że to tylko iluzja, bo przecież ostatnio tabloidy bezustannie rozpisywały się o jej z całą pewnością nieskromnym stylu życia.
Podczas weselnego przyjęcia wbrew sobie słuchał melodyjnego głosu, którym opisywała łańcuch imprez, w których brała udział, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego dźwięk jej śmiechu wywołuje dziwny ból w jego piersi. Musiał przypomnieć sobie opowieści o licznych romansach Lissy z celebrytami, równie sławnymi i bezużytecznymi jak ona sama. W mediach pojawiały się też pogłoski, jakoby Lissa nie stroniła od imprezowych narkotyków. Lissa konsekwentnie im zaprzeczała, było jednak faktem, że firma kosmetyczna, którą przez jakiś czas reprezentowała, zrezygnowała z jej usług.
Nie ulegało wątpliwości, że ta dziewczyna zawsze ciągnie za sobą kłopoty, niczym kometa ogon, i Takis zgodził się spełnić prośbę Jace’a, by zawieźć ją do hotelu Pangalos jedynie dlatego, że nie bardzo mógł odmówić przyjacielowi.
Tak czy inaczej, od chwili, kiedy odnalazł ją w ogrodzie, z największym trudem opierał się pokusie, by ją pocałować. Całe szczęście, że jego umysł w ostatniej chwili zapanował nad pożądaniem, bo napięcie, które między nimi iskrzyło, było naprawdę bardzo trudne do przezwyciężenia.
Zerknął na nią teraz i zobaczył, że w jednej ręce trzyma lusterko, a w drugiej szminkę, którą przejechała po wargach, podkreślając ich zmysłową linię. Natychmiast mimo woli przeniósł się w przeszłość, do czasu, kiedy jako szesnastolatek mieszkał z ojcem w odludnej górskiej wiosce w północnej Grecji, tam, gdzie się urodził.
Ledwo wszedł do kuchni, a już wiedział, że Spirosa nie ma w domu. Pewnie był w barze, pijany i kłótliwy jak zwykle. Panująca w domu atmosfera napięcia i lękliwego wyczekiwania rozwiewała się jak mgła, kiedy ojciec znikał, choćby tylko na parę godzin.
Macocha Takisa stała przed popękanym lustrem nad zlewem, malując usta szminką. Chłopak oparł się o framugę drzwi i obserwował ją z zapartym tchem. Nie mógł oderwać oczu od jej lśniących warg i nie był w stanie zapanować nad erekcją, która napięła jego dżinsy. Kiedy napotkał jej spojrzenie w lustrze, jego ciałem wstrząsnął dreszcz pożądania.
Marina była tylko o kilka lat starsza od niego I, formalnie rzecz biorąc, nie była jego macochą, ponieważ jego ojciec nigdy się z nią nie ożenił, nawet wtedy, gdy urodziła mu drugiego syna. W wiosce szeptano, że Giannis jest bękartem, ale ludzie starali się nie mówić tego w obecności Takisa, który gorąco kochał przyrodniego brata.
Marina odwróciła się od lustra.
– Podoba ci się kolor mojej szminki?
Omiótł wzrokiem jej szkarłatne wargi i z trudem przełknął ślinę, czując wibrujące w nim potężne emocje.
– Tak.
– Chcesz mnie pocałować, prawda? – Kołysząc biodrami podeszła do niego i przystanęła tak blisko, że jej sutki dotykały jego piersi. – Wiem, że planujesz się stąd wyrwać. Zabierz ze sobą mnie i Giannisa, a każdej nocy będziesz mógł mnie mieć. Pomóż mi uciec z tej przeklętej dziury i od twojego ojca, błagam. W nagrodę zrobię z ciebie mężczyznę, przyrzekam.
Takis nie był w stanie oprzeć się Marinie, bezradny wobec uczuć, jakie budziła w jego nastoletnim ciele. Nie mógł przewidzieć, że jego czyny będą miały iście diabelskie konsekwencje dla niej i dla Giannisa…
Wyrwał się z sieci przeszłości, woląc nie myśleć o małym chłopcu, który byłby teraz mężczyzną, gdyby dane mu było przeżyć. Wspomnienia były zbyt bolesne, a wyrzuty sumienia stanowiły zbyt wielki ciężar. Jakaś część jego serca i duszy umarła razem z Giannisem. W dniu pogrzebu brata Takis przyrzekł sobie, że nigdy więcej nie straci kontroli nad emocjami i przez blisko dwadzieścia lat nie miał najmniejszych problemów z dotrzymaniem tej obietnicy.
Może dlatego, że nigdy dotąd nie spotkał na swojej drodze kobiety, dla której byłby gotów ją złamać…
– Przegapiłeś drogę, w którą mieliśmy skręcić. – Głos Lissy wyrwał Takisa z głębokiego zamyślenia.
Zaklął pod nosem, zahamował i szybko zawrócił.
– Jesteś bardzo milcząca – odezwał się, kiedy już jechali we właściwym kierunku. – Skończyły ci się ciekawe opowiastki i tematy?
– Na przyjęciu dość naopowiadałam ci o sobie – uśmiechnęła się kpiąco. – Teraz twoja kolej.
– Czego chciałabyś się dowiedzieć?
– Jesteś żonaty?
Roześmiał się, zupełnie mimo woli.
– Subtelność z pewnością nie należy do twoich mocnych stron. Nie, nie jestem żonaty i nie zamierzam sie żenić.
– Ale chyba ożenisz się, kiedy w twoim życiu pojawi się dziecko?
– Nie chcę mieć dzieci. Rodzicielskie obowiązki mnie nie pociągają.
Wpatrywał się w drogę, wyczuł jednak, że Lissa rzuciła mu zaciekawione spojrzenie.
– Wydawało mi się, że wszyscy Grecy pragną mieć spadkobiercę, który odziedziczy ich nazwisko i poniesie je w przyszłość.
– Ja nie. Jestem jedynym żyjącym potomkiem mojego ojca i życzę sobie, by nazwisko Samaras zniknęło z tego świata razem ze mną.
Dłonie Takisa nieświadomie zacisnęły się na kierownicy, gdy pamięć podsunęła mu obraz małej trumny, w której złożono ciało jego brata.
– Twój ojciec nie żyje?
– Tak.
– A mama?
– Umarła kilka lat temu.
Opłacił pogrzeb matki, kiedy mężczyzna, z którym żyła, powiadomił go o jej śmierci, nie zjawił się jednak na uroczystości. Nie czuł nic do kobiety, która porzuciła go, zanim poszedł do szkoły.
Tak samo jak on sam porzucił Giannisa. Z trudem przełknął gorzką żółć, która podeszła mu do gardła.
– Moi rodzice też już nie żyją – odezwała się Lissa. – Zginęli, kiedy byłam dzieckiem.