Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Po tamtej stronie lasu
Po tamtej stronie lasu
Po tamtej stronie lasu
Po tamtej stronie lasu
Po tamtej stronie lasu
Po tamtej stronie lasu
Zajrzyj do książki
4.50/5.00 ( recenzje: 6 )

Po tamtej stronie lasu

Liczba stron336
ISBN978-83-8342-029-5
Wysokość215
Szerokość145
EAN9788383420295
Język oryginałupolski
Data premiery2023-09-27
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Porządkując rzeczy po zmarłej matce, Ewa natrafia na starą szkatułkę należącą kiedyś do jej babki. Jest tam kilka pamiątek i stary album, który pamięta z dzieciństwa, a w nim tajemnicze zdjęcia. Przeszłość babki zawsze była niejasna i pełna niedomówień, matka Ewy miała tylko mgliste wspomnienia z wczesnego dzieciństwa.
Ewa postanawia pojechać do niewielkiej miejscowości, do której prowadzą znalezione przez nią wskazówki. Chce odnaleźć chatę w lesie, w której babka i matka spędziły kiedyś kilka lat. Jej przyjazd uruchamia ciąg zdarzeń, które powoli przybliżają ją do przeszłości. Co odkryje po tamtej stronie lasu? Jak bardzo zaskoczy ją to, czego się dowie o przeszłości babki i matki? Czy poznanie długo skrywanej prawdy pomoże jej lepiej zrozumieć siebie samą?

 

Fragment tekstu

PROLOG
Lucyna, 1959

Z lasu wychodzą na piaszczystą drogę, prowadzącą do miasteczka. Lucyna poprawia torbę, która zsunęła się jej z ramienia. Przeszły spory kawałek i zarówno plecak, jak i torba trochę jej już ciążą. Zwłaszcza, że musi jeszcze nieść małą. Na szczęście ta jest spokojna. Wypoczęła i nieco odżyła, bo przespała całą noc, a zanim wyszły z chaty, zjadły jeszcze resztki jedzenia. Teraz dziewczynka rozgląda się zaciekawiona, obejmując jej szyję rączkami. Lucyna oddycha głęboko. Patrzy w stronę miasteczka. Czuje, jak jej żołądek zaciska się boleśnie, oddech przyspiesza. Kilka razy chciała zawrócić, po prostu uciec. Znów skryć się, jak dzikie zwierzę, w bezpiecznej i znajomej leśnej gęstwinie. Wtedy wtulała twarz w delikatne jasne włoski dziewczynki i to dodawało jej siły. Musi to zrobić. Nie ma wyjścia. Musi tam pójść i wszystko powiedzieć.
Miasteczko jest jeszcze puste o tej porze. Dopiero zaczyna wracać do życia po nocy. Lucyna mija kolejne budynki – domy, sklepiki, stragany, osiedle szarych bloków. Kiedy przechodzi obok sklepu spożywczego, zapach pieczywa, który się stamtąd wydobywa, zatrzymuje ją na chwilę. Nagle czuje ochotę, żeby zjeść świeżą, chrupiącą bułkę, taką, jaką kupowała kiedyś zawsze rano z mamą. Jedną zjadała jeszcze po drodze do domu. Z drugiej mama robiła jej kanapkę do szkoły i pakowała w szary papier śniadaniowy. Ta druga nigdy nie smakowała tak dobrze jak pierwsza, kiedy rankiem przemierzały drogę ze sklepu do domu. Teraz nie może się powstrzymać i wchodzi do sklepiku, choć wie, że nie powinna tego robić. Musi jak najszybciej iść do tego szarego ponurego budynku, który czeka na nią przy końcu drogi. Wie, że to będzie w pewnym sensie jej koniec. Kiedy tam wejdzie, nie będzie już odwrotu. Ale tak naprawdę przecież koniec nastąpił kilka dni wcześniej. Wszystko skończyło się już wtedy. To, co wydarzy się teraz, będzie tylko ostatecznym potwierdzeniem, czegoś, co już nastąpiło.
Sklepik jest nieduży, ale nieźle zaopatrzony. Lucyna kupuje dwie bułki – dla siebie i małej. Po namyśle prosi jeszcze o butelkę mleka i gazetę. Potem idą na skwerek kawałek dalej i siadają na ławce. Od czasu do czasu ktoś je mija, ale nikt nie zwraca na nie większej uwagi. Lucyna bierze kilka głębokich oddechów. Jeszcze tylko ta chwila, chwila spokoju, a potem… Zerka na małą. Dziewczynka z zapałem pałaszuje bułkę, ściskając ją w pulchnej rączce. Lucyna odgryza kawałek swojej, starając skupić się na tej chwili i nie myśleć, o tym, co ma niedługo zrobić, o tym wszystkim, co ją zaraz czeka. Przeżuwa powoli, przeglądając gazetę. Ma nadzieję, że na coś natrafi i dowie się czegoś więcej. I rzeczywiście na coś w końcu trafia. Wpatruje się przez chwilę w wytłuszczony nagłówek i przebiega wzrokiem krótki artykuł. Przełyka z trudem kęs bułki, próbując przyswoić sobie to, co właśnie przeczytała.
– Niam? – pyta mała, wyciągając w jej stronę rączkę z kawałkiem bułki. Wpatruje się w nią tymi pięknymi wielkimi oczami. Lucyna uśmiecha się blado.
– Dziękuję. – Wsuwa kawałek bułki do ust. – Mniam, mniam, mniam! – mówi grubym głosem, udając wygłodniałego potwora. Basię zawsze to rozśmieszało. Dziewczynka natychmiast chichocze radośnie, a Lucynie robi się przez chwilę cieplej na sercu. Co teraz z nią będzie? – przemyka jej przez głowę. Co z nimi będzie? Znów zerknęła na budynek w oddali. W jej głowie pojawia się szalona myśl, a potem ta myśl zaczyna się coraz bardziej rozrastać. Może ma jeszcze szansę? Może to wszystko nie musi się tak kończyć? Może zrobić coś innego. Spogląda w drugą stronę, gdzie w oddali majaczy budynek dworca. „Nie, to zbyt szalone, to się nie uda” – podpowiada jej rozsądek. Chwilę później podejmuje jednak decyzję. Wstaje, chowa butelkę z mlekiem i gazetę do plecaka, a potem bierze dziewczynkę na ręce. Ta wtula się w nią ufnie, a Lucyna czuje znów znajome ciepło w środku, jakby jej serce, wcześniej zmrożone na lód, odtajało i znowu zaczęło bić. Rusza szybkim krokiem w stronę dworca. Po dworcu kręci się sporo ludzi i Lucyna bardzo się stara, żeby nie rzucać się w oczy. Boi się, że spotka kogoś znajomego, że ktoś je rozpozna i wszystko wyda się w ostatniej chwili. Jeszcze chwilę wcześniej nie miałoby to aż takiego znaczenia, ale teraz, kiedy podjęła już decyzję, kiedy pojawiła się w niej iskierka nadziei, że to nie musi być koniec, nie zniosłaby tego. Staje przed kasą biletową, starając się zachować spokój. Kolejka przesuwa się bardzo wolno. Zbyt wolno. Lucyna czuje, jak łomocze jej serce, jak pocą jej się dłonie. Ma wrażenie, że wszyscy jej się przypatrują, że wszystko wiedzą. Nie, wydaje jej się. Bierze głęboki oddech. Musi zachować spokój. Jeszcze chwila, jeszcze trochę… Uda się. W końcu kupuje bilet do pierwszej lepszej miejscowości. Byle szybciej. Byle stąd zniknąć. Pociąg nadjeżdża niedługo potem.
W środku nie ma zbyt wielu ludzi, co Lucyna przyjmuje z ulgą. Zdaje sobie sprawę, że im mniej ludzi ją zobaczy i zapamięta, tym lepiej. Wsiadają do wolnego przedziału. Kiedy pociąg w końcu rusza, czuje ulgę, jakby zostawiała za sobą wszystko, co złe. Wszystko, co nie powinno było nigdy się wydarzyć.
– Piciu – mówi dziewczynka.
Lucyna wyjmuje kubek z plecaka i nalewa do niego trochę mleka z butelki. Mała wypija je łapczywie.
Lucyna bierze ją na kolana i przytula. Przez dłuższy czas patrzą na obrazy przesuwające się za oknem.
– Tiam! – Dziewczynka zafascynowana wskazuje co chwilę coś za szybą. W końcu znużona zasypia.
Na kolejnej stacji do przedziału wsiada jakaś starsza kobieta. Lucyna czuje, jak jej serce bije niespokojnie, choć stara się zachować pozory. Kobieta zerka na nie i obdarza ją ciepłym uśmiechem.
– Jakie śliczne maleństwo… – mówi przyciszonym głosem. – Urocza ta pani córeczka. Jak ma na imię?
– Basia – odpowiada Lucyna, przyciskając mocniej do siebie ciepłe od snu dziecięce ciało. Wtula policzek w miękkie włoski i przymyka oczy.
– Ładnie. – Kobieta uśmiecha się serdecznie.
Lucyna odwzajemnia uśmiech i udaje, że przysypia. Nie chce rozmawiać z tą kobietą – i tak już zbytnio zwróciły jej uwagę. Żałuje, że nie mogą po prostu zniknąć, stać się niewidzialne. Kobieta na szczęście wysiada na kolejnej stacji.
Znów zostają same. Pociąg turkocze miarowo, obrazy przesuwają się za szybą. Kolejny i kolejny. Coraz dalej i dalej. Z każdą mijającą minutą Lucyna czuje, jak oddala się od tego wszystkiego, co było, od dawnego życia. Teraz czeka je coś nowego. Zaczną wszystko od początku. Razem.
Mała śpi, ściskając w rączce jej palec. Oddycha spokojnie, miarowo. Wdech – wydech. Tak niewiele, a zarazem wszystko – przemyka Lucynie przez głowę. Wdech – wydech. Usta ma lekko otwarte, pucaty, zaróżowiony policzek, wtula w jej szyję.
– Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa – szepcze Lucyna, gładząc delikatnie dziecko po jasnych włoskach. – Obiecuję.
ROZDZIAŁ 1
Ewa, 2019
Zerknęłam na kalendarz i uświadomiłam sobie, że już miesiąc tkwię w stanie tego dziwnego zawieszenia, swego rodzaju półżycia. Wyczekiwania na jakieś bliżej nieokreślone „coś”. Chyba powinnam „coś” w końcu postanowić, ruszyć z miejsca, ale nadal nie miałam na to najmniejszej ochoty. Przez ten miesiąc porządkowałam i przeglądałam rzeczy mamy, czytałam jej książki, słuchałam jej ulubionych piosenek. Przeczytałam na nowo jej artykuły i prace naukowe. Cieszyłam się, że mogę to zrobić, że to mam – jej przemyślenia i fascynacje, jej głos zachowany w literach. Chyba łudziłam się, że ją w ten sposób zatrzymam. Chwilami wydawało mi się, że to się udaje, a chwilami wręcz przeciwnie – tylko jeszcze bardziej podsycało jej brak. Nie da się zamknąć całej istoty człowieka w słowach. Nigdy nie wypełnią do końca powstałej pustki. Co nie znaczy, że zamierzałam kiedykolwiek przestać próbować. Minęło pół roku, odkąd mama odeszła, i to była moja odroczona żałoba, na którą wcześniej nie chciałam sobie w pełni pozwolić. Zagłuszałam ją pracą, byle tylko nie myśleć i nie czuć zbyt wiele. Tak naprawdę jednak nie da się przed tym uciec. Wszystko i tak mnie dopadło parę miesięcy później, kiedy wydarzyło się tamto z Weroniką, a ja niedługo później zostałam bez pracy. Wtedy nie miałam wyjścia. Musiałam się zatrzymać.
Wracałam też ostatnio często myślami do Natalii, do tych wakacji kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy mój świat się rozsypał. Chyba dopadł mnie jakiś kryzys, jeden z takich, gdy nagle uświadamiamy sobie, że nie do końca jesteśmy w swoim życiu tam, gdzie chcielibyśmy być. Problem jednak stanowi to, że właściwie naprawdę nie wiemy też, gdzie chcemy być. Czułam wyraźnie, że trzeba coś zmienić, że coś jest nie tak. Doświadczyłam tego parę razy, jednak jeszcze nigdy tak intensywnie, jak teraz. Może to dobry czas, żeby wrócić do terapii. Zdecydowałam, że pomyślę o tym, jeśli to wszystko nie minie. Na razie postanowiłam, że dam sobie jeszcze trochę czasu. Szukałam jakiegoś drogowskazu, czegoś, czego mogłabym się chwycić.
Uruchomiłam komputer i zerknęłam na Facebooka. Paru znajomych pytało, co u mnie. Zazwyczaj odpisywałam dość szybko, ostatnio jednak prawie nie korzystałam z internetu i czułam, że dobrze mi to robi. Wiedziałam tylko, że powinnam w końcu odpisać. Nie chciałam, żeby się martwili. Tych kilka najbliższych osób wie, że miałam ostatnio kiepski czas, więc tym bardziej może niepokoić ich moje milczenie. Właśnie wysyłałam kolejną wiadomość, kiedy mignęło powiadomienie. Ktoś skomentował mój post, który zamieściłam na jednej z dużych grup związanych z fotografią. Kliknęłam, nie robiąc sobie większych nadziei. Wcześniej pojawiło się już kilka komentarzy, ale nic z nich nie wynikało. Ten mnie jednak zaskoczył.
Wiem, gdzie jest to miejsce – pisał ktoś. – To na rynku to Lipowice, miasteczko na północnym wschodzie. Poznaję ten kościół. A to w lesie – to Kamienna Polana w Błękitnych Brzegach, wiosce leżącej kawałek dalej. Te kamienie są dość charakterystyczne.
Wpisałam w wyszukiwarce nazwy miejscowości. Lipowice okazały się niewielkim miastem w północno-wschodniej Polsce, a Błękitne Brzegi – wsią znajdującą się niedaleko. Odnalazłam parę zdjęć placyku i kościoła. Miejsce w lesie też było na kilku fotografiach. Kamienną Polanę opisywano jako jedno z tak zwanych miejsc mocy.
Dzięki, to chyba rzeczywiście to – odpisałam na komentarz. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Naprawdę znalazłam to miejsce? Tak po prostu? Pożałowałam trochę, że nie zrobiłam tego wcześniej, kiedy mama zaczęła się tym bardziej interesować, jeszcze przed chorobą. Teraz myślę, że może coś przeczuwała i w jakiś sposób chciała wrócić do początków. Wtedy nic nie znalazła, a jakiś czas później zachorowała i obie musiałyśmy się skupić na leczeniu i na tym, żeby jakoś ją z tego wyciągnąć.
To podczas przeglądania rzeczy mamy jakiś czas temu natrafiłam na starą szkatułkę. Należała do mojej babci. Wyglądała na ręcznie wykonaną; starannie wyrzeźbiono na niej roślinne motywy. Babcia trzymała w niej kilka pamiątek. Był tam stary aparat fotograficzny i zegarek z paskiem, też stary. Nie działał, wskazówki od lat pokazywały tę samą godzinę. W szkatułce było też kilka drewnianych figurek zwierząt, którymi czasami bawiłam się jako dziecko. Główną pamiątkę stanowił jednak stary album ze zdjęciami. Widziałam go wcześniej parę razy i zawsze oglądałam zafascynowana te czarno-białe, nieco tajemnicze, zdjęcia. Często pojawiała się tam nieduża drewniana chata otoczona lasem. Na kilku zdjęciach widziałam jej wnętrze, które przywodziło na myśl mały skansen. Piec kaflowy, obok kobieta przy kołowrotku. Haftowane serwetki na starym drewnianym stole. Na wielu z tych zdjęć była też kilkuletnia jasnowłosa dziewczynka. Wiedziałam, że to moja mama. Wszystkie fotografie miały taki sam podpis – „Las” i data – lata sześćdziesiąte. Tylko tyle. Wiedziałam, że te wszystkie zdjęcia zrobiła prawdopodobne moja babka. Całe życie pracowała jako bibliotekarka, ale miała dwie pasje. Książki i fotografię. Szczególnie lubiła fotografować przyrodę. W starym albumie było dużo zdjęć przyrodniczych. Las grał tu pierwsze skrzypce. Zwierzęta, rośliny, tajemnicze ścieżki i zakątki. Aż chciało się wniknąć w zdjęcia i znaleźć tam, w tej leśnej gęstwinie. Pójść jedną z tych ścieżek, wejść do starej chaty. Ciekawe, czy jeszcze istniała? Pewno nie. Ale kto wie? Babcia niewątpliwie miała talent, chociaż nigdy nie zabiegała o rozgłos. Mówiła, że robi to bardziej dla siebie, by jakoś zapisać to, co widzi, utrwalić w kadrze to, co ją fascynuje. Zawsze powtarzała, że życie jest bardzo ulotne, a pamięć zawodna. Miała jednak trochę lokalnych wystaw i powstało kilka albumów, do których włączono jej prace. Fotografią fascynowała się już od młodości, ale dopiero jako starsza kobieta pozwoliła innym pokazać trochę z tego, co przez lata stworzyła.
Wśród fotografii w albumie było też kilka zdjęć zrobionych w jakimś miasteczku. Tam podpis stanowiła tylko jedna litera „L.” i data. Tym razem nie mogło chodzić o las, to musiała być pierwsza litera nazwy miejscowości. Wszystkie zdjęcia z albumu zrobiono na początku lat sześćdziesiątych. Mama opowiadała, że pamięta, jak kiedyś, gdy była mała, mieszkały w tym domu ze zdjęć. Pozostały jej niejasne wspomnienia z tamtego okresu. Nie były to wyraźne obrazy, jedyne ulotne przebłyski, migawki. „To przypomina trochę bajkę. Może dlatego, że byłam dzieckiem, a tamto miejsce miało w sobie jakąś magię – mawiała. – Pamiętam zapach lasu, wszechobecny śpiew leśnych ptaków, lisa przemykającego tuż za oknem, zapach suszących się ziół, stukot kołowrotka, zapach chleba z pieca i świeżego ciasta. I pamiętam też ją”. „Kogo?” – pytałam. „Tamtą kobietę. Mówiłam na nią ciocia, ale tak naprawdę nią nie była”. Babcia nie lubiła podobno rozmawiać o czasach sprzed przyjazdu do miasteczka, w którym później spędziła większość życia. Mama próbowała kiedyś podpytać, gdzie wtedy mieszkały, i odnaleźć to miejsce, ale nie udało jej się niczego dowiedzieć. Wiedziałyśmy obie, że babcia miała trudną przeszłość. Szybko straciła oboje rodziców, później została samotną, bardzo młodą matką. Musiało jej być bardzo ciężko, zwłaszcza w tamtych czasach. Może dlatego nie chciała wracać do przeszłości. Moja mama nigdy nie poznała własnego ojca, a ja dziadka. Nasza historia zaczyna się od mojej babki – małej samotnej wyspy. Wokół niej jest tylko wielka pustka oceanu.
Te zdjęcia wrzuciłam do sieci właściwie tylko po to, żeby czymś się zająć. Jakaś część mnie chciała odnaleźć tamto miejsce, dowiedzieć się czegoś więcej. Nie robiłam jednak sobie wielkich nadziei, że natrafię na jakiś ślad. Właściwie czego ślad? Nawet tego nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę szukam, co z założenia czyniło całą sprawę jeszcze bardziej beznadziejną. A jednak coś miałam. I musiałam zdecydować, co dalej.
Z rozmyślań wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz. Iwona. Dzwoniła już wcześniej, ale nie odbierałam. Mogłam się założyć, że jest wkurzona.
– Cześć.
– No, wreszcie. – W jej głosie słychać było zdenerwowanie. – Czemu się nie odzywasz? Wszystko w porządku?
– W porządku – uspokoiłam ją. – Musiałam po prostu przemyśleć parę rzeczy.
– Mogłaś napisać chociaż dwa słowa. Martwiłam się, do cholery! – zawołała z wyrzutem. – Już nawet zaczęłam się pakować. Jeszcze raz tak zrobisz, a nie ręczę za siebie…
Westchnęłam.
– Przepraszam – powiedziałam ze skruchą.
– Co u ciebie?
– Poza tym, że wyleciałam z pracy? – rzuciłam lekko. – Chyba w miarę okej.
– Wywalili cię? – zapytała z niedowierzaniem.
– W sumie to i tak zastanawiałam się, czy nie odejść. To raczej nie dla mnie. Wkurzyli mnie tylko tym, jaki był nieoficjalny i, zdaje się, główny powód.
– To znaczy?
Opowiedziałam jej wszystko. Wciąż czułam złość, kiedy sobie to przypominałam, tamte emocje. Wróciła do mnie scena z ostatniego dnia w szkole.
– Pani Ewo… – słyszę za sobą głos wicedyrektorki, kiedy wychodzę z gabinetu.
Odwracam się i patrzę na nią uważnie.
– Przykro mi. – Mówi to takim tonem, jakby wcale nie było jej przykro. Z jakąś nieumiejętnie skrywaną satysfakcją. – Ale to po prostu chyba nie jest dla pani dobre miejsce. Od początku nie było.
– Nie wiem, czy dla kogokolwiek jest to dobre miejsce – odpowiadam sucho. – I nigdy nie było.
– Co pani sugeruje? – marszczy brwi.
– Historia lubi się powtarzać, prawda? – mówię. – Ale pani akurat powinna to wiedzieć, w końcu jej pani uczy.
– Niech pani da spokój, przecież to nie ma nic wspólnego z tamtym, co kiedyś… – wtrąca szybko, jakby chciała zamknąć mi usta. – Takie rzeczy po prostu się dzieją. Zresztą nic się w końcu nie stało.
– Naprawdę pani tak sądzi? – Nie mogę uwierzyć własnym uszom. – Nic się nie stało?

 

 

Recenzje książki Po tamtej stronie lasu

Podziel się swoją opinią
4.50
Liczba wystawionych opinii: 6
5
4
4
1
3
1
2
0
1
0
Kliknij ocenę aby filtrować opinie
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Minęło poł roku odkąd matka Ewy odeszła. Ona sama tkwi w jakimś odrętwieniu. Wszystko robi w zwolnionym tempie. Przegląda rzeczy mamy. Segreguje je. Słucha jej ulubionych piosenek. Czyta jej książki, przemyślenia, fascynacje. Ewa nie wie co robić. Chyba musi ruszyć dalej bo nic ją już tu nie czeka. Nie ma już nikogo. Zwolnili ją z pracy. Poza tym jest jeszcze coś o wiele ważniejszego. Wśród rzeczy mamy znalazła starą szkatułkę po babci. Były tam pamiątki stary, album, aparat, stary zepsuty zegarek i kilka figurek zwierząt ,które znała z dziecięcych lat, tajemnicze zdjęcia. Bo przeszłość jej babki była bardzo tajemnicza. Wszystko prowadzi do małej miejscowości Lipowice. Postanowiła tam pojechać i odkryć przeszłość babki i matki. Musi odnaleźć chatę w lesie bo od niej podobno wszystko się zaczęło. Co ją spotka po tamtej stronie lasu ? Czy pozna wszystkie tajemnice ? Bardzo dobra historia. Prowadzona dwutorowo. Wtedy czyli 1959 rok i dziś czyli 2019. Jest magicznie i ciekawie Takie książki czyta się jednym tchem i tak też u mnie się zdarzyło. BARDZO Polecam
2024-01-27
Magia czytania
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Jak myślicie, co jest po tamtej stronie lasu? Są tam nasze niespełnione marzenia, których ludzie kiedyś znaliśmy i których już z nami nie ma, plany i nadzieje. Młoda bibliotekarka Ewa spotka tam nie tylko pokrewną duszę, ale również odnajdzie i zrozumie siebie. Szkatułka pozostawiona przez babcię staje się dla niej początkiem niezwykłej podróży w przeszłość, do lat 50.i 60 XX wieku. Stara fotografia jest jej jednym drogowskazem, który kieruje ją ku coraz bardziej zaskakującym faktom na temat rodziny, o której dotychczas wiedziała niewiele. Zapraszam was do świata wspomnień, rozsiądźcie się wygodnie w fotelu i rozkoszujcie się lekturą, a następnie zadajcie sobie na pytanie – Co wy byście zrobili na miejscu Lucyny? Zapewniam was, że odpowiedź może was zaskoczyć… W książce dużo się dzieje, poznajemy wielu bohaterów (przeszłych i teraźniejszych), poruszając się w dwóch perspektywach czasowych, śledzimy jednocześnie losy Ewy, jak i jej przodków – babci Lucyny, małej Basi, ich najbliższej rodziny i przyjaciół. Całość zgrabnie łączy się w jedną niezwykle wzruszającą historię. Autorka porusza wiele tematów tabu tj. tolerancja dla odmienności, równouprawnienie płci czy biseksualność. Zwraca uwagę na konsekwencje, jakie niesie za sobą brak poszanowania dla poglądów innych, strach przed pokazaniem swojej prawdziwej twarzy, czy zwyczajnie… brak miłości. Z prawdziwą pasją dzieli się z nami swoją miłością do Podlasia, ponieważ to tu urodziła się i nadal mieszka. Wykreowani przez nią bohaterowie są podobni do nas, mają swoje wady i zalety, targają nimi niepokoje i porywy serca, kochają i nienawidzą. Jeśli podobała wam się seria „Błękitne brzegi”, to „Po tamtej stronie lasu” również was nie zawiedzie. Książki takie jak ta pozwalają się wyciszyć, ukoić skołatane nerwy i przenieść się na pachnące ziołami podlaskie łąki i lasy. Tylko tu znajdziecie bowiem takich bohaterów jak Wąsosława i Ogonosława. Kim są? Tego musicie dowiedzieć się sami. . PS. Czy nie uważacie, że dobrym pomysłem byłoby poznanie historii naszych przodków, bo to również część historii nas samych? Przyznajcie się, ile tak naprawdę wiecie o młodości swoich dziadków czy pradziadków? Bo prapradziadków to już raczej niewielu z nas zna nawet z imienia. Nasza wiedza o przodkach kończy się zazwyczaj na drugim pokoleniu wstecz. Powinniśmy brać przykład z bohaterów Bichalskiej i dążyć do odkrycia swoich korzeni. . Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję @harpercollinspolska
2024-01-24
violet.and.dog
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Po dłuższej przerwie wróciłam do książek Ani Bichalskiej. Tym razem zabrałam się za kolejny tom Błękitnych Brzegów, czyli „Po tamtej stronie lasu”. I jak na razie jest to moja ulubiona część z tej serii. Tytuł ten opowiada historię Ewy, w której życiu panuje obecnie taki chaos, że postanawia ona wszystko rzucić i wyjechać. Nie w Bieszczady, ale do Błękitnych Brzegów. Dlaczego akurat tam? Ponieważ to właśnie w tej miejscowości natrafiła na ślad losów swojej rodziny. Tylko…czy będzie gotowa na odkrycie prawdy, którą jej babcia zabrała do grobu? Wszystko rozwija się powoli, w trakcie czytania pojawia się mnóstwo pytań. Ale kiedy dostanie się na nie odpowiedzi… Powiem Wam, że w niektórych momentach byłam bardzo zaskoczona. Dlatego też lubię lektury Ani – nigdy nie wiem, co się stanie. W powieści zostały opisane dwie perspektywy – Ewy oraz Lucyny, dzięki czemu mamy spojrzenie dwóch kobiet na pewne wydarzenia. W tym tytule nic nie jest czarno – białe, ale podobnie jak w życiu występują tu odcienie szarości. Bohaterowie podejmują różne decyzje. Czy dobre? Każdy czytelnik oceni to już indywidualnie.
2023-11-08
AMN
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
3/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Mam bardzo mieszane uczucia co do tej powieści. Z jednej strony, przeczytałam i to już dużo, biorąc pod uwagę bardzo średni początek tej historii. Z drugiej, poza początkiem, wiele wad w niej dostrzegam choć równocześnie przyznaję, że bywa wciągająca. Wniosek z tego taki, że powieść jest wyjątkowo nierówna, tak za sprawą stylu jak i treści. Jest to czytanie lekkie, nieobciążające głowy, miejscami nawet infantylne ale kto co lubi. Krótkie zdania, wyjaśnianie wszystkiego czytelnikowi czy styl w typie szkolnego wypracowania mnie nie przekonuje, wręcz zniechęca. I tu zagadka spora, bo ten styl ewoluuje z kartki na kartkę. Co ciekawe, są fragmenty, które męczą, są i takie, które od książki oderwać się nie pozwalają. Po 100 stronach opowieść nabiera tempa, a stylistyka wydaje się pochodziła spod pióra innego autora. Co muszę napisać, zastanawia mnie zasadność wydania kolejnego tytułu w cyklu Błękitne Brzegi. Wygląda to jakby autorka bała się wyjść spod ciepłego koca, opuścić temat, który przyjął się na rynku, a tak obiektywnie na treść patrząc, ma ona tyle wspólnego z dwoma pierwszymi częściami, co ja z modelką Victoria Secret. Co więcej, choć to czwarta część serii, każda z nich opiera się na tym samym schemacie i ma się nieodparte wrażenie czytelniczego déjà vu. Szkoda, bo pomysł odkrywania rodzinnych tajemnic to dobry patent na ciekawą powieść, a tu zniechęcona zostałam przez powielanie wzorca. Jest też miłość, dużo natury i ładnych ludzkich historii. Niestety, "Po tamtej stronie lasu" powiela błędy swojej poprzedniczki, historia jest tak wydumana, że aż zgrzyta między zębami. Ktoś powie, że pojawia się, modny ostatnio ogromnie, temat LGBT. Tak, pojawia się ale dlaczego on brzmi jak uświadamiający program społeczny? Ponadto, w wykonaniu Bichalskiej wszystkiego jest "dużo i mocno", więc i tu pozostaje się cieszyć, że to fikcja literacka, bo ludzkości groziłoby wyginięcie. Wierzę, że książka może spodobać się paniom lubiącym powieści obyczajowe, głównie tym, które wcześniejszych części nie znają. Od razu spieszę napisać, że ich znajomość nie jest wymagana, co stety niestety potwierdza moją teorię, że autorka nie potrafi się odciąć od poprzednich. Co więcej, zrozumiem, jeśli książka was wzruszy i przyniesie ukojenie, bo wielu takiego nieskomplikowanego czytadła potrzebuje. Uważam, że byłoby naprawdę sympatycznie, gdyby historia o Błękitnych Brzegach skończyła się na drugiej części. Dla mnie był to tom ostatniej szansy i mój kredyt zaufania się wyczerpał, tym samym kończę swoją przygodę z twórczością autorki. Dotarłam do czwartej części naiwnie wierząc, że za systematycznym pisaniem powinien iść progres, autor powinien się z każdą wydaną książką rozwijać, z większą intensywnością przekonywać do siebie czytelnika. Tu tego nie znalazłam.
2023-10-30
Natalia
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Anna Bichalska snuje lekkie opowieści obyczajowe, które potrafią tupnąć nogą w odpowiednim momencie. Nie jest tak, że obserwujemy codzienne życie bohaterów i nic więcej się nie dzieje, ponieważ w tle przewijają się poważne tematy oraz rozwiązywanie tajemnic. Tymi cechami również może pochwalić się najnowsze dzieło autorki, ponieważ "Po tamtej stronie lasu" jest nie tylko utrzymana na tym samym poziomie co inne jej książki, ale także wciąga na całego i zaskakuje nawet czytelnika niechętnego co do podjętego gatunku. Lubię książki autorki, ponieważ zawsze potrafią oderwać moje myśli od dnia codziennego. To historie dynamiczne, pięknie napisane, życiowe, ale i charakterne, pięknie pokazujące ludzką naturę. Mierzymy się bowiem z troskami, nadziejami, oczekiwaniami oraz czystą prozą życia, czyli wszystkim tym co dobrze nam znane z naszej prywatnej opowieści, więc w łatwy sposób utożsamiamy się z bohaterami, trzymamy za nich kciuki oraz potrafimy postawić się na ich miejscu. Ewa odnajduje szkatułkę, gdy porządkuje rzeczy po zmarłej matce. Nie spodziewa się, że w ten sposób otworzy nowy rozdział w swoim życiu. Kilka zdjęć, mnóstwo wspomnień a także powrót do historii babci pozwalają na nowo odnaleźć kobiecie tożsamość a także zrozumieć jak silny jest wpływ przeszłości na teraźniejszość. Ewa wyrusza do niewielkiej miejscowości, aby w chatce na odludzi odnaleźć utracone wspomnienia oraz połączyć fakty związane z niejasną tajemnicą sprzed lat. Książka jak na swoją dynamikę oraz kuszenie nowymi faktami ma niewielką liczbę stron. Całość czyta się bowiem bardzo szybko oraz z rosnącym zainteresowaniem. Ewa to idealny przykład niezależnej bohaterki, która doskonale wie czego chce i dąży do wyznaczonego celu a jej przygody są zrozumiałe, emocjonalne i bazujące na pewnych wnioskach. W tle pojawiają się pewne warte zapamiętania wartości, obraz codziennych chwil oraz subtelny bodziec do działania, by nigdy nie odkładać wszystkiego na później. Idealna na leniwe popołudnie, lekka, urocza, pełna nadziei oraz motywująca do jak najszybszego przerzucania kolejnych stron. "Po tamtej stronie lasu" to klimatyczna opowieść pełna ukrytych znaczeń, która udowadnia, że w dobrych rękach nawet powieść obyczajowa może być temperamentna oraz nieprzewidywalna. Osobiście jestem bardzo zadowolona z lektury i uważam, że proza Anny Bichalskiej zdecydowanie warta jest uwagi.
2023-10-07
ThievingBooks
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Ewę poznajemy w trudnym momencie życia – zostaje zwolniona z pracy, gdzie pracowała jako bibliotekarka w szkole, a pół roku temu zmarła jej mama - Basia, po przegranej walce z nowotworem. Ewa jest zagubiona i czuje, że musi coś zmienić w swoim życiu. Podczas porządków natrafia na starą szkatułkę należącą do babci Lucyny. Odnajduje w niej kilka pamiątek oraz tajemniczy album. Babka zawsze była bardzo tajemnicza i unikała rozmów o przeszłości. Fotografia była jej pasją i kobieta odnajduje mnóstwo zdjęć, głównie przyrody. Ewa wrzuca znalezione zdjęcie do sieci z pytaniem, czy ktoś rozpoznaje gdzie zostały wykonane fotografie. Pojawia się odzew i nasza bohaterka rusza na poszukiwania. Udaje jej się odnaleźć chatkę ze zdjęć, w której mama z babcią spędziły kilka lat życia. Niestety gubi się w lesie, ale na szczęście spotyka Miłosza, który od razu pomaga kobiecie. Tak zaczyna się początek ich przyjaźni. Co odkryje Ewa? Jakie tajemnice zabrała do grobu pani Lucyna? I czy warto grzebać w przeszłości? Anna Bichalska po raz kolejny zabiera nas w sentymentalną podróż. Sekrety, kłamstwa i niewyjaśnione sprawy sprzed lat – z tym muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. Ale mieszkańcy Błękitnych Brzegów są do tego przyzwyczajeni. W końcu każdy z nich odkrył w przeszłości swoich przodków niesamowite historie. Po cichu liczę na kolejny tom, a tą serię książek z pewnością zaliczać będę do moich ulubionych.
2023-10-03
justcallmeola
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel