Pocałunki to za mało
Przedstawiamy "Pocałunki to za mało" nowy romans Harlequin z cyklu HQN MEDICAL.
Tilda podróżuje po świecie w nadziei, że łatwiej wyrzuci z pamięci despotycznego męża, z którym właśnie się rozwiodła. W ramach wolontariatu trafia do szpitala w Kambodży, gdzie spotyka znanego jej z Vancouveru chirurga Lachlana McRae. Lachlan sprawia teraz wrażenie bardziej otwartego i zrelaksowanego niż dawniej. Gdyby szukała partnera, chętnie poznałaby go bliżej. Ale Lachlan wyjeżdża już za dwa tygodnie, więc mają mało czasu. Co prawda kilka razy się pocałowali, ale na tym się kończyło. Nieoczekiwanie Lachlan proponuje, by po przyjeździe do Vancouveru się spotkali...
Fragment książki
PROLOG
Tilda Simmons zamrugała i znów zamknęła oczy przed jasnym rażącym światłem.
- Odejdź – powiedziała cicho.
- Witam, Matildo. Jestem Toby, pielęgniarz. Miała pani wypadek.
Czuła pulsujący, rozsadzający ból głowy.
- Pamiętam. Tak mi się zdaje. – W drodze do pracy straciła panowanie nad kierownicą na oblodzonej drodze.
- Spała pani od chwili, gdy panią tu przewieziono. Przeszła pani operację twarzy. Chirurg plastyczny wszystko pani wyjaśni, jak tylko będzie wolny.
- Dziękuję. – To stąd ten ból głowy.
Pielęgniarz nie poda jej szczegółów, to nie jego zadanie.
- Proszę powiedzieć, jak bardzo boli panią głowa.
W skali od jeden do dziesięciu?
- Sześć – odparła.
Uniósł brwi z niedowierzaniem, ale powiedział tylko:
- Mam silne środki przeciwbólowe. Chirurg chce, żeby je pani teraz wzięła.
Innymi słowy pielęgniarz dopilnuje, by je połknęła.
- Rozumiem. Mówiąc szczerze, chętnie coś wezmę, jestem trochę zamroczona. – To skutki uboczne znieczulenia. Dla niej to było coś nowego, ale jako pielęgniarka na bloku operacyjnym widziała to częściej, niż potrafiłaby zliczyć.
- Miło mi to słyszeć.
Chwileczkę.
- Powiedział pan, chirurg plastyczny? – Ma uszkodzone tkanki i blizny? Na twarzy? – Co się stało?
- Powoli. – Toby dotknął jej ramienia. – Miała pani szczęście. Rana jest tuż przy linii włosów. Poza tym operował panią najlepszy chirurg. – Przyglądał się jej bacznie. – A tak przy okazji jest pani w szpitalu Western General.
- Co ze mną nie tak? – Wpadła w panikę. I znów poczuła na ramieniu mocną dłoń pielęgniarza.
- Spokojnie. Uderzyła się pani w głowę. To normalna reakcja na szok i operację.
Skinęła głową i poczuła ostry ból za oczodołami.
- Może pan złamać zasady i powiedzieć mi, jakie mam obrażenia? – Za skarby świata nie mogła sobie przypomnieć, co jej mówiono, zanim ją zawieziono na blok operacyjny.
- A to już moja rola. – Obok pielęgniarza pojawił się drugi mężczyzna. – Gary Cook, jestem chirurgiem plastycznym. – Stojąc obok łóżka, ciągnął: - Chyba uderzyła pani głową w kierownicę. Przecięła pani lewy policzek. Wszystko pozszywałem. Czoło też wymagało założenia szwów. Złamała pani lewy obojczyk, ale zdaniem ortopedy nie wymaga operacji. Wystarczy czas i odpoczynek. Doznała pani także wstrząśnienia mózgu, więc przez kilka tygodni zalecam imprezową abstynencję.
Nawet gdyby nie leżała w szpitalnym łóżku, szanse na jakąś imprezę były marne. James nie lubił, kiedy wychodziła zabawić się z przyjaciółkami.
- Ile punktów w skali Glasgow?
- Cztery. W tej chwili to normalne. Operacja przeszła bez problemów. Teraz musi pani dojść do siebie. Rekomenduję, żeby została pani tutaj dwie doby. Będziemy panią obserwować, zanim podejmiemy ostateczną decyzję.
- Dziękuję. – Czuła, że powieki jej opadają i nie znajdowała siły, by je podnieść. Najwyraźniej nie poradziła sobie za kółkiem i teraz płaci za to cenę. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak pędzi autem prosto na ceglaną ścianę. Z jej ust wypłynął jęk. Mogło być dużo gorzej.
- Jest pani bezpieczna, Matildo – rzekł pielęgniarz.
Następną rzeczą, jakiej była świadoma, był dźwięk monitora za głową, gdy się znów obudziła.
Toby założył jej mankiet ciśnieniomierza.
- Witam z powrotem, Matildo.
- Cześć – wydusiła. Od tej pory w kontaktach z pacjentami postara się nie być tak idiotycznie radosna.
- Od jednego do dziesięciu, jak bardzo boli panią głowa?
Dwanaście.
- Siedem.
- Porozmawiam z chirurgiem i spytam, czy możemy podać pani silniejszy środek. Chciałaby pani napić się wody?
- Proszę. – W ustach miała sucho.
- Zaraz przyniosę. I powiem mężowi, że może do pani wejść. Krąży po poczekalni i nie może się doczekać, aż panią zobaczy. Był niezadowolony, że go nie wpuściliśmy, kiedy pani spała, ale jak pani wie, sen jest teraz najważniejszy.
James tu jest? Przecież wyjechał służbowo do Banff. A wyjeżdżał w kiepskim nastroju, bo poprzedniego dnia nie odebrała jego rzeczy z pralni.
- Jak dawno miałam ten wypadek?
- Cztery godziny temu.
A zatem James zawrócił. Spodziewałaby się, że po kłótni będzie trzymał się na dystans. Trochę się nawet wzruszyła. Owszem, ostatnio często się nie zgadzali, a jednak wrócił, by ją zobaczyć.
- Rozbiłaś mój samochód. – James stanął w nogach łóżka, mierząc ją wzrokiem. – Jest zniszczony. Włożyłem tyle ciężkiej pracy w to, żeby jeździł jak najszybciej i wyglądał jak najlepiej, a ty wsiadasz do niego i go rozbijasz.
Zapomnij o tym, nic się nie poprawiło. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że znów będzie dobrze?
- To był wypadek – odparła zmęczonym głosem. – Wpadłam w poślizg, była gołoledź.
- Co z tego? Jak nie radzisz sobie z samochodem o dużej mocy, nie powinnaś nim jeździć. Naprawdę cię nie obchodzi, co zrobiłaś? – Naprawdę go nie obchodzi, co się z nią stało i czy z tego wyjdzie?
- Przykro mi. – To prawda, bo lubiła ten samochód, ale chętnie usłyszałaby, że James się o nią martwi, a może nawet ją kocha. Nie była jakąś tam kobietą, która rozbiła jego ukochane auto.
- Przykro ci? – wrzasnął. – Myślisz, że to ktoś naprawi? Ty idiotko. Twoje „przykro mi” nie pokryje kosztów.
- Wyjdź, James. – Dowiódł, że jej nie kocha. – Wyjdź.
Lachlan ze zdumieniem słuchał słów płynących z pokoju, gdzie leżała kobieta po wypadku i operacji. Co to za człowiek? Żeby krzyczeć na żonę w tej sytuacji? Nawet nie spytał o stan jej zdrowia, nie okazał cienia troski, jakby liczył się wyłącznie samochód.
Wstał zza biurka i ruszył do pokoju pacjentki. Była zdenerwowana, zmęczona i zgnębiona.
- Przepraszam, pan Simmons?
- A kto pyta?
- James, uspokój się, dobrze? – powiedziała z trudem.
- Jestem Lachlan McRae, drugi z chirurgów plastycznych na oddziale – rzekł do roztrzęsionej kobiety. – Niestety usłyszałem pani męża. – Pewnie słyszał go cały oddział.
- James nosi nazwisko Connell, nie Simmons.
- Panie Connell, żona dziś rano przeszła poważną operację. Teraz musi odpoczywać. – Urwał, czekał, aż mężczyzna spyta, jak poszedł zabieg.
- Mam nadzieję, że pan wie, co robi. Jej twarz wygląda koszmarnie.
Po raz pierwszy w swojej karierze Lachlan miał chęć z całej siły walnąć faceta pięścią w twarz, by poczuł ból, z jakim zmagała się jego żona.
- To nie ja panią operowałem, ale wiem, że przez jakiś czas blizny będą widoczne. Później pani Matilda nawet nie będzie pamiętała, że była ranna i miała blizny.
- Myślisz, że przywrócisz mój samochód do stanu, w jakim był dziś rano? – James znów krzyczał.
Kobieta wzdrygnęła się zażenowana.
- James, zamknij się – szepnęła.
- Co? Nie chcesz, żeby ludzie wiedzieli, jaka z ciebie kretynka?
Lachlan patrzył na pacjentkę, która powoli obróciła się na bok, plecami do męża, po czym rzekł:
- Panie Connell, muszę prosić, żeby pan stąd wyszedł. Żona musi odpoczywać – powtórzył nieco głośniej.
- Zostanę, jak długo zechcę! – krzyknął mężczyzna.
Czy krzyk był jego jedynym argumentem?
- Proszę nie podnosić głosu. To jest szpital. Tu leżą chorzy ludzie. Nie tolerujemy takiego zachowania. – Teraz Lachlan podniósł głos, co nie było w jego zwyczaju, ale chciał chronić pacjentkę. – Radzę panu wyjść.
- Potrzebujecie pomocy? – W drzwiach stanął Toby, a był to duży mężczyzna o szerokich barach. Jeśli tylko chciał, samym spojrzeniem przyprawiał ludzi o dreszcz.
- Myślę, że nie. Pan Connell właśnie wychodzi.
Zapadła cisza. Wszystkie oczy zwróciły się na męża Tildy Simmons. Nawet ona lekko się odwróciła.
- Zobaczymy się później. – James opuścił pokój. Toby usunął się na bok, przepuszczając go w drzwiach.
- Dzięki, Toby. – Lachlan westchnął.
- Dawał pan radę. – Toby wszedł do środka i zwrócił się do Matildy: - Wróciłem panią niepokoić. Jak tam z bólem?
- Pięć – odparła. – Nic mi nie jest, naprawdę. Jestem pielęgniarką, znam się na tym.
- Gdzie pani pracuje? – spytał Lachlan.
- Na bloku w St. Michael’s, w Gastown.
- To dlatego na siebie nie wpadliśmy. Nie operuję tam.
- Jest tam dobry zespół. – Powoli słabła.
- Mogę pani coś przynieść? – Pragnął jej pomóc w każdy możliwy sposób.
- Mój telefon?
- Jeśli jest w torebce – wtrącił Toby. – Leży na bocznym stoliku. Ma pani szczęście. Ratownik znalazł torebkę w samochodzie, przyjechała razem z panią.
- Podać ją pani? – zapytał Lachlan.
- Może pan wyjąć z niej telefon? – Uśmiechnęła się lekko. – Nie ma tam nic, co gryzie, naprawdę.
Jej uśmiech głęboko go poruszył, a nie powinien. To tylko pacjentka. Wciąż jednak był zły na jej męża, więc może to dlatego.
- Dobrze wiedzieć, bo potrzebuję palców do pracy. – Sięgnięcie w głąb kobiecej torebki było jak spacer po polu minowym. Co prawda nigdy tego nie robił, ale gdy pracował w Stanach, przyszył rękę żołnierzowi, który wszedł na minę. – Proszę.
Podał jej telefon i wyszedł na korytarz. Oparł się o ścianę i zamknął oczy. Fatalny związek tej kobiety to nie jego problem. Nagle pomyślał o Kelly, swojej zmarłej żonie. Nigdy się do niej nie odezwał tak jak Connell do Matildy. Ten człowiek nie ma pojęcia, jakim jest szczęściarzem, że jego żona żyje. Cztery lata wcześniej pewien kierowca zasnął za kierownicą samochodu i wjechał w auto Kelly. Zmarła na miejscu. Od tamtej pory serce Lachlana było puste. Wątpił, by kiedykolwiek tę pustkę zapełnił.
- Janet? Mówi Tilda.
Na dźwięk zestresowanego głosu z pokoju za plecami Lachlan się wyprostował.
- Jestem w szpitalu. Miałam wypadek. – Pauza. – Wszystko dobrze. Słowo. – Pauza. – Miałam zabieg, na twarzy. – Gdy się znów odezwała, mówiła przez łzy. – Dłużej tego nie zniosę, Janet. Starałam się być dla niego dobra.
Lachlan znów wciągnął powietrze. Dla niego i Kelly miłość była czymś łatwym i oczywistym. Od pierwszego dnia się wspierali, mieli wspólne plany. W pokoju za jego plecami Matilda pytała zmartwiona:
- Mogę u ciebie przez chwilę pomieszkać, jak stąd wyjdę? Do czasu, kiedy coś sobie znajdę? Skończyłam z Jamesem.
Lachlan oddalił się. Wygląda na to, że Matilda Simmons ma dość swojego małżeństwa, ale to może być tymczasowa sytuacja. W tej chwili nie myśli logicznie, najpierw musi wyzdrowieć. Zresztą cokolwiek zrobi, to nie jego sprawa.
Rok później
Dźwigając plecak, weszła do hali przylotów lotniska w Phnom Penh i rozejrzała się, szukając mężczyzny trzymającego kartkę z jej nazwiskiem. Spodziewała się, że w ten sposób zechce zwrócić na siebie jej uwagę. A może będzie polegał na pamięci? Jeśli w ogóle rozpoznał jej nazwisko. Gdy przeczytała, kto odbierze ją z lotniska, bardzo się zdziwiła. Okazuje się, że ten świat jest mały, a także, że jej umysł w tamtym nieszczęsnym momencie całkiem sprawnie działał, skoro była przekonana, że rozpozna tego człowieka.
Matilda Simmons.
Spojrzała na mężczyznę z kartką i zaśmiała się pod nosem. Lachlan McRae, chirurg plastyczny, nie zmienił się ani trochę od chwili, gdy go widziała na oddziale, gdzie dochodziła do siebie po wypadku. To nie on ją operował, ale zaglądał do jej pokoju. Dobrze zapamiętała, że jest przystojny. Męską wyrzeźbioną twarz pokrywał lekki zarost, który dodawał mu atrakcyjności. Szybko odsunęła tę myśl. Miała dość mężczyzn, ograniczała się do przelotnych romansów tylko po to, by się przekonać, że wciąż działa na mężczyzn. James zabił w niej potrzebę bycia kochaną.
Wychowana tylko przez babkę Tilda tęskniła za większą rodziną i myślała, że spełni swoje marzenie, gdy zakochała się w Jamesie. Okazało się, że według niego miłość polega na podporządkowaniu się jego pomysłom na życie. Ufała mu, bardzo go kochała, a on tak jej odpłacił. Jeśli tego chcą od niej mężczyźni, woli być sama. Nawet gdy formalności rozwodowe zostaną sfinalizowane, nie zamierzała szukać faceta, któremu odda serce.
Nawet takiego jak ten, który się do niej uśmiechał, jakby ją rozpoznał. Z bliznami na twarzy musiała wyglądać inaczej. Teraz nosiła dłuższe włosy; zakrywały najgorsze blizny, które co prawda już zbladły zgodnie z obietnicą doktora Cooka.
Ruszyła naprzód z wyciągniętą ręką.
- Witam, Lachlanie. Zabawne, że będziemy pracować razem dla tej samej organizacji charytatywnej.
- Witam, Matildo. – Uścisnął jej dłoń.
Miał ciepłe palce. A może po długim locie była zmęczona i trochę zmarznięta, choć tu panował wilgotny upał.
- Byłem zaskoczony, widząc twoje nazwisko na liście, ale to miła niespodzianka.
Poczuła ciepło i zainteresowanie, choć nie większe niż każdym innym kolegą z pracy.
- Miałem odebrać jeszcze jednego kolegę, ale przyleci dopiero jutro rano.
- Czyli jedziemy do szpitala?
Z informacji w internecie wynikało, że to godzina drogi, a ona miała dość siedzenia w jednym miejscu. Wolałaby wziąć prysznic i pójść na spacer, wiedziała jednak, że to niemożliwe, dopóki nie dotrą na miejsce.
- Mogę wziąć bagaż?
W plecaku miała trochę za dużo ciuchów i butów, poza tym parę książek do czytania po pracy, ale to jej problem.
- Nie trzeba, dzięki.
- Okej, proszę tutaj. – Wyprowadził ją na zewnątrz. – Odpowiadając na twoje pytanie, noc spędzimy w mieście. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Na jutro rano nie zaplanowano żadnych operacji. Harry, nasz szef, zasugerował, żebyśmy przenocowali w hotelu, skoro rano mam odebrać z lotniska Dave’a. Przynajmniej się wyśpisz, bo u nas jest dosyć głośno.
- Świetnie. – Wygląda na to, że ktoś się o nią troszczy.
- Harry zarezerwował pokoje w małym hoteliku. Miałabyś ochotę coś zjeść? Radzę położyć się o rozsądnej godzinie, żeby szybko przywyknąć do zmiany czasu.
Nagle wszystko wróciło. Niski głos tego mężczyzny, gdy James się na nią wściekał. Najwyraźniej nic się nie zmieniło. Wciąż mówił niskim ciepłym głosem. A jednak była różnica. W oczach miał zabawne iskierki. Oczywiście chciał tylko, by poczuła się w Kambodży jak w domu, choć to nie była jego rola.
- Taki miałam plan. Nie wiem, czy uda mi się zasnąć, ale przynajmniej spróbuję.
Dotarli do sporego parkingu i lawirowali między pojazdami różnej maści.
- Długo jesteś w Phnom Penh? – spytała.
- Trzy tygodnie, zostaję jeszcze dwa. Wspaniałe miejsce. Ludzie są tu otwarci i mili, bardzo pracowici, choć często im się nie przelewa. To mój pierwszy wolontariat, ale myślę, że jeszcze to powtórzę. A ty?
- Też jestem pierwszy raz. – Dwa lata temu zgłosiła się jako wolontariuszka do pracy w klinice w Laosie, ale Jamesowi nie spodobał się ten pomysł. Stwierdził, że nie ma prawa zostawiać go samego na cały miesiąc. Ostatecznie skapitulowała. – To doskonała sposobność, żeby poznać mieszkańców innego kraju i ich życie.
- Z całą pewnością. Jesteśmy na miejscu. – Lachlan zatrzymał się obok samochodu z widocznymi wgnieceniami. – Samochód należy do szpitala.
- Pamięta lepsze czasy. – Zaśmiała się i ziewnęła.
- O tak. Spałaś trochę w samolocie? – Wziął od niej plecak i położył na tylnym siedzeniu.
Nie przypominała sobie, by dawniej tak ją intrygował, ale wtedy jej myśli skupiały się na Jamesie i jego cholernym samochodzie. Tak czy owak była wówczas mężatką i nie spojrzałaby dwa razy na innego. Teraz była wolna i nadal starała się nie patrzeć, choć z innych powodów. Małżeństwo to absolutne oddanie. Będąc sama, dbała o swoje serce, już nie wierzyła, że znajdzie mężczyznę godnego miłości.
Lachlan wydawał się teraz bardziej swobodny i zrelaksowany niż dawniej. Gdyby szukała partnera do wspólnej zabawy, ciekawie byłoby poznać go bliżej. Ale nikogo takiego nie szukała. Nawet na jedną noc? Może. Zadrżała. Skąd jej to przyszło do głowy? Miał tu zostać tylko dwa tygodnie. Mogłoby im się udać albo nie. Znów ziewnęła. Nie mogła zaprzeczyć, że do jej życia ostatnio wkradła się nuda. Czy zdała sobie z tego sprawę dopiero teraz?