Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Podarujmy sobie noc (ebook)
Zajrzyj do książki

Podarujmy sobie noc (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8898-9
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyA Nine-Month Temptation
TłumaczKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
EAN9788327688989
Data premiery2022-07-28
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Sable odbywa staż w nowojorskim domu mody Zayn Designs. Gdy Roman Zayn, współwłaściciel studia, widzi ją w seksownej sukni, wie, że się jej nie oprze. Spędzają pełną gorącego seksu noc i decydują, że następnego razu nie będzie. Roman wyjeżdża do Kalifornii, sądząc, że gdy straci Sable z oczu, jego pożądanie się wypali...

Fragment książki

Za najlepszą pracę na świecie.
Sable Cordero wzniosła toast wybornym szampanem, stojąc przed lustrem w studiu Zayn Designs na Manhattanie, gdzie od trzech miesięcy pracowała jako stylistka. Jaka inna praca pozwoliłaby rozwódce z głębokiej prowincji w Luizjanie, która ma więcej ambicji niż oszczędności, wystroić się w ciuchy haute couture projektu najbardziej wychwalanej marki roku?
Rzecz jasna sukienka do niej nie należała. Jej cena przekraczała możliwości finansowe Sable. Jednak tego wieczoru włożyła to jedwabne dzieło sztuki, zamierzając nakręcić filmik wideo, który chciała zamieścić w mediach społecznościowych firmy. Projektant Marcel Zayn popierał jej pomysły i nawet nie mrugnął okiem, słysząc, że Sable zostanie w studiu do późna, i to bez nadzoru.
Doceniała jego zaufanie i wiarę w jej inicjatywy. Skończyła dwadzieścia dziewięć lat, była starsza od pozostałych pracowników domu mody, poza samym projektantem. Nie mogła być bardziej wdzięczna za szansę na spełnianie marzeń, jaką od niego dostała. Od zawsze pragnęła zostać stylistką. Nieszczęśliwe małżeństwo było tylko krótką przerwą w jej dążeniu do celu.
Dostała od życia drugą szansę. Tym razem ją wykorzysta.
Jakiś czas temu zrobiła w Luizjanie dyplom z projektowania odzieży, ale pewien wygadany absolwent nauk politycznych przekonał ją, że woli dzielić jego marzenia, niż podążać za swoimi. Patrząc z perspektywy czasu, właściwie przestała się dziwić, że gdy zawiodła jego oczekiwania dotyczące idealnej żony, urządził sobie nowe życie. W bolesny sposób przekonała się, że dla niektórych mężczyzn żona jest tylko lustrem, w którym odbija się to, co chcą widzieć.
Już prawie się wyleczyła z goryczy wywołanej końcem związku. Niemniej nastawiła głośniej radio, gdy Beyoncé śpiewała o pokazaniu byłemu chłopakowi środkowego palca.
Nie mogła już czuć goryczy, skoro zdobyła takie stanowisko. Może przez jakiś czas z braku pieniędzy będzie żyła dość skromnie w mieszkanku na Brooklynie, które dzieliła z trzema innymi kobietami, ale przynajmniej miała świetną pracę.
Tańczyła na bosaka na podłodze z twardego drewna. Tego wieczoru kręciła wideo po godzinach pracy, trzymając kieliszek z szampanem, którego producent nawiązał z Zaynem kontakt w sprawie sponsorowanych reklam. To był przyjazny dla budżetu firmy sposób na rozszerzenie zasięgu działania początkującego domu mody.
Nie musiała mieć urody modelki, bo filmowała się od tyłu, gdzie końce zawiązanej na karku w kokardę jedwabnej wstążki opadały na nagie ciało aż do diabelnie seksownego dołu sukni, który otulał jej biodra.
Ostrożnie, by nie rozlać szampana, Sable obeszła pomieszczenie, sprawdzając, czy wszystkie rekwizyty niezbędne do serii krótkich filmików są na miejscu. Zebrała najciekawsze wizualnie meble, jakie były w studiu, i przeciągnęła je wszystkie do otwartej pustej przestrzeni, gdzie miała się przechadzać w jedwabnej sukni.
Włączyła kilka reflektorów punktowych i wypełniła ciemne kąty pożyczonymi lampami podłogowymi. To nie było profesjonalne rozwiązanie, ale zadowalające. Jej pomysł też nie był wyjątkowo oryginalny. Miała zamiar sfilmować wszystko dwa razy, raz tego wieczoru w czarnej wersji jedwabnej sukni, i drugi raz za dnia ubrana w ten sam fason sukni, tyle że w bieli.
Podczas montażu połączy obie wersje.
Była prawie gotowa. Potrzebowała jedynie trochę więcej seksapilu i odwagi, by dobrze zagrać rolę gwiazdy wybiegów.
- Moje zdrowie! – Uniosła kieliszek do ust, rozkoszując się łaskotaniem bąbelków w nosie, nim szlachetny trunek spłynął jej do gardła.
Chciała, by na filmiku butelka była do połowy opróżniona, a przecież nie mogła wylać absurdalnie drogiego szampana do zlewu. Jedynym właściwym rozwiązaniem było wypicie tego trunku. Poza tym potrzebowała pewności siebie, jaką dawały jej bąbelki, ponieważ jedwab przylegał do ciała jak druga skóra, a miała sfilmować swoje pośladki w niewybaczalnie wysokiej rozdzielczości.
Filmiki Zayn Designs w mediach społecznościowych miały setki tysięcy wyświetleń, więc potrzebowała alkoholu i Beyoncé.
I owszem, może zdecydowała się wystąpić w tym wideo, by po raz ostatni pokazać byłemu mężowi środkowy palec. Tego dnia dzwoniła do niej matka, mówiąc, że jej były spodziewa się dziecka z kobietą, która zajęła jej miejsce, i to zanim jeszcze Sable sobie uświadomiła, że jest niepotrzebna.
Choć coraz mniej cierpiała, wiedząc, że były mąż ułożył sobie życie, wciąż miała mu za złe, że ją zostawił tylko dlatego, że nie dała mu dziecka. Próbowała. Tak, to bolało, że nie zdołała utrzymać małżeństwa. Ale jeszcze bardziej bolało wspomnienie poronienia, które ją napełniło głębokim poczuciem straty. Więc irytowało ją, że były mąż zastąpił ją kobietą bardziej płodną.
Co z kolei uzasadniało piosenkę o pewnym gnojku w jej filmiku i władczą kobiecość, jaką mogła zademonstrować w tej eleganckiej sukni. Sable włożyła niebotycznie wysokie szpilki, w których nogi każdej kobiety wyglądają bosko. Od bardzo dawna nie czuła się seksowna.
Nagle przed jej oczami stanął obraz Romana. Był właścicielem tego domu mody, starszym bratem Marcela i władcą zza tronu. W gruncie rzeczy to on tu rządził. A może tylko tak go postrzegała?
Podczas pierwszego tygodnia jej pracy, przed jego powrotem do Los Angeles, gdzie kierował Zayn Equity, międzynarodową firmą zarządzania majątkiem, wymienili tylko kilka słów. Wnikliwe spojrzenie tego ciemnowłosego zadumanego mężczyzny sprawiło, że poczuła się naga, i rozpaliło jej wyobraźnię.
To naprawdę głupie. To tylko fantazje, które nigdy się nie urzeczywistnią, gdyż Roman miał niewiele wspólnego z codzienną działalnością domu mody. Ale tamta chwila, gdy spytał o jej doświadczenie – w modzie, oczywiście – była ostatnią, kiedy dane jej było poczuć cień swej kobiecej mocy.
Wzięła głęboki oddech i zatrzymała palce nad przyciskiem w telefonie.
Tak, do diabła. Ona też daje radę. Podąża za swoim marzeniem.
Trzy, dwa, jeden…

Roman Zayn usłyszał muzykę, gdy tylko jego czarny samochód zaparkował przed budynkiem na Vestry Street, gdzie pracował brat. Zważywszy że studio Zayn Designs znajdowało się na siódmym piętrze, uznał, że muzyka jest zbyt głośna. Choć zdecydowanie pasowało to do Marcela, który był czarną owcą w rodzinie dla wszystkich prócz Romana.
Marcel żył według własnych reguł, a Roman go za to podziwiał, dlatego zostali partnerami biznesowymi. Marcel nie miał może wiedzy Romana na temat finansów, za to znał się na modzie.
Poza tym wspierał brata w najczarniejszym roku jego życia. Jako jedyny członek rodziny ofiarował mu coś więcej niż frazesy, gdy Roman przechodził piekło po śmierci żony. Roman był mu za to niezmiernie wdzięczny.
Kochał Marcela i rozumiał jego skłonność do wydawania pieniędzy na sztukę projektowania. Roman pojawiał się w atelier najczęściej, jak mógł, pilnując, by dom mody nie przekraczał budżetu w poszukiwaniu klienteli, która mogłaby sfinansować biznes zgodny z wyobrażeniami Marcela.
Roman miał nadzieję, że muzyka grzmiąca z siódmego piętra o dziesiątej wieczorem oznacza, że brat pracuje po godzinach, by spełnić ten cel. Nie planował dziś spotkania, chciał zamknąć się w małym mieszkanku sąsiadującym z atelier i przespać się kilka godzin przed porannym spotkaniem z bratem. Starał się unikać kontaktu z innymi pracownikami domu mody.
Przede wszystkim z nową stylistką, którą poznał podczas ostatniej wizyty w Nowym Jorku. Tej kobiety z Południa, która kilkoma słowami wypowiedzianymi z wyraźnym południowym akcentem rozpaliła w nim pożądanie.
To właśnie z jej powodu dłużej niż zwykle trzymał się z dala od Zayn Designs. Po śmierci żony nie unikał towarzystwa kobiet, wolał jednak zaspokajać swe pragnienia z kobietami, które nie budziły w nim... tak wiele. Sable o apetycznie zaokrąglonych kształtach miała na swoich nabrzmiałych wargach wypisane „zbyt wiele”.
Jeśli uda mu się porozmawiać z Marcelem dziś, będzie mógł nazajutrz wyruszyć wcześniej na pozostałe spotkania, jeszcze zanim w studio pojawią się pracownicy.
- Dobrej nocy! – zawołał do szofera przez otwarte okno samochodu.
Chwilę później przybliżył kartę magnetyczną do czytnika i otworzył drzwi z kutego żelaza prowadzące do holu z windą. Gdy wyciągnął drugą kartę, tym razem do windy, odniósł wrażenie, że muzyka ucichła.
W windzie zdjął krawat. Włożył go na konferencję wideo podczas lotu z Los Angeles, a teraz nie chciał, by brat się czepiał jego konserwatywnego gustu. Bez wątpienia baza klientów firmy zarządzania majątkiem różniła się od bazy klientów domu mody. Koszula jednak pochodziła ze studia brata. Marcel projektował głównie stroje dla kobiet, ale jego ubrania dla mężczyzn były unikalne i wyszukane, od guzików z macicy perłowej po szwy francuskie.
Kiedy drzwi windy się otworzyły, Roman wcisnął krawat do teczki. Podłoga wibrowała od muzyki głośnej jak w klubie. Środek pomieszczenia zalewało światło.
Ale to nie światło ani muzyka zaatakowały jego zmysły.
Ten honor należało oddać kobiecie, która dumnym krokiem poruszała się w czarnej długiej sukni przylegającej do jej ciała. Ciemne włosy były zebrane w luźny węzeł i otoczone warkoczem, jakby ktoś poniewczasie uznał, że trzeba nad nimi zapanować. Suknia była bez pleców. Materiał ledwie zakrywał pośladki, odsłaniając dwa seksowne dołeczki w dolnej części pleców.
Z węzła na karku między łopatkami spływały dwie wstążki. Kobieta kołysała biodrami w tak uwodzicielskim rytmie, że bezwiednie za nią ruszył, choć dzieliło ich jakieś dziesięć metrów. W palcach trzymała kieliszek.
Krążyła między projektami sukien, manekinami i kiczowatymi popiersiami kompozytorów, które Marcel kolekcjonował, gładząc ich policzki czy uderzając w nie biodrem, jakby to byli adorujący ją kochankowie.
Była tak seksowna, że zapierała dech w piersi. Jego serce zaczęło bić w rytmie stukotu jej obcasów. Chciał ją chwycić i przycisnąć do siebie te rozkołysane biodra.
Do chwili, gdy się zatrzymała, by rzucić przez ramię uwodzicielskie spojrzenie.
I krzyknęła. Kieliszek rozbił się na podłodze.
Do diabła.
To ona. Rozpoznając kobietę, której starał się unikać, Roman natychmiast odzyskał nad sobą kontrolę.
- To tylko ja – rzekł uspokajającym tonem, ruszając w stronę aparatury stereo na półce między dużymi oknami z widokiem na ulicę.
Ściszył muzykę i odwrócił się do Sable, która od ich czasu ich spotkania pojawiała się zbyt często w jego myślach.
- Roman – przypomniał jej, nie mogąc powstrzymać irytacji, bo patrzyła na niego jak na ducha.
Myśl, że o nim zapomniała, uraziło jego dumę. Zresztą to nieważne.
- Oczywiście, że pana pamiętam – powiedziała szybko, bo chyba usłyszała rozdrażnienie w jego głosie. – Przepraszam. – Wykonywała jakieś nerwowe ruchy. Czyżby była zażenowana? – Nikogo się nie spodziewałam – wyjaśniła, a jej policzki poczerwieniały.
Widząc, że lada moment kobieta nadepnie na szkło, zbliżył się, by jej pomóc. Unieść ją i przenieść w bezpieczne miejsce. W chwili gdy dotknął jej nagiej talii, zdał sobie sprawę, jakie to było głupie.
Przez ułamek sekundy, gdy ją podnosił, jej piersi musnęły jego tors. Czując dotyk sutków, nie miał ochoty jej puścić. Słyszał jej przyspieszony oddech, widział podniecenie w piwnych oczach. I dlatego zmusił się, by ją postawić na nogach, odrywając palce od jej ciała. Potem wsunął ręce do kieszeni spodni i zacisnął je w pięści.
Podniosła na niego wzrok, jakby nie rozumiała, czemu ją podnosił. A może czemu puścił. Zacisnął zęby i oznajmił:
- Potrzebuję szczotki.
Odsunął się od niej i poszedł szukać jakiejś zmiotki, by usunąć odłamki szkła. Musiał zająć czymś ręce.
- Zaraz przyniosę! – zawołała Sable, idąc za nim do maleńkiej kuchni. – Ja to zrobiłam, więc ja posprzątam.
Szła tak cicho, że domyślił się, iż zdjęła buty. Irytowało go, że jego zmysły były tak na nią wyczulone.
Wstrzymał oddech, gdy nachyliła się obok niego, sięgając między szafki po zmiotkę i szufelkę. Zapach jej włosów – cytrynowy, a jednocześnie słodki – łaskotał mu nozdrza. Gdy mimowolnie dotknęła go biodrem, powiedziała:
- Przepraszam. Za to, że zaczęłam krzyczeć jak jakieś cielę w filmie grozy. A tak w ogóle jestem Sable, gdyby pan nie pamiętał. Marcel nie mówił, że pan dziś przyjedzie, myślałam, że jestem tutaj sama.
Patrzył na nią, zły, że znów chce jej dotknąć. Widok tej kobiety rozbudził w nim na nowo erotyczne fantazje, w których grała główną rolę, a które nie dawały mu spokoju od czasu ich spotkania trzy miesiące temu.
Emocje, jakie w nim budziła, to było coś groźniejszego niż zwykła żądza. A jednak… gdyby uległ pożądaniu, może te inne emocje wróciłyby do poziomu, z którym by sobie poradził? Kusiło go, by spróbować… Ale mógłby to zrobić, gdyby Sable nie pracowała dla Marcela.
- Pamiętam panią. – Zrobił pauzę, po czym wziął od niej zmiotkę i ruszył w stronę podłogi pokrytej odłamkami szkła. Pomoże jej posprzątać i pojedzie do hotelu. – Marcel mnie nie oczekiwał. To moja wina, nie uprzedziłem go o przyjeździe. Nie przyszło mi do głowy, że o tej porze kogoś tu zastanę. Kiedy usłyszałem muzykę, pomyślałem, że jeszcze pracuje.
W jasnym świetle widział drobne odłamki. Zmiatał je gwałtownie. Sable chwilę milczała, potem podeszła do niego z ręcznikiem, zatrzymując się jednak poza obrębem połyskującego stłuczonego szkła.
- Pamięta mnie pan – powtórzyła cichym tonem, jakby się nad tym zastanawiała.
Jej głos był niemal tęskny. Roman podniósł wzrok. Oparła się ramieniem o jedną z kolumn. Każda z pin up girls z lat czterdziestych zazdrościłaby jej seksownej, przylegającej do ciała sukni. Coś w nim drgnęło.
Chciał nazwać to pożądaniem, ale to było coś więcej.
- Jasne. Nie jest pani kobietą, którą można łatwo zapomnieć. – Wcale go to nie cieszyło. Mimo woli do jego głosu wkradła się frustracja.
Sable się wyprostowała, uniosła głowę, w jej oczach pojawił się jakiś błysk. Splotła ramiona na piersi.
- Prawdę mówiąc, jestem. Więc proszę wybaczyć, jeśli uznaję to za pochlebstwo, kiedy ktoś taki jak pan twierdzi, że pamięta spotkanie ze mną. Ale widzę, że zepsułam panu wieczór, panie Zayn. – Mówiła z akcentem, przeciągając samogłoskę w jego nazwisku. – Zaraz stąd zmykam.
Zakręciła się na pięcie, znów pokazując plecy. Ten sam widok go zatrzymał, kiedy wszedł go studia. Tyle że tym razem był dość blisko, by jej dotknąć. Bez namysłu otoczył ją ramieniem i zatrzymał.
Natychmiast pojął, że to błąd. Wiedział, że przekroczył granicę profesjonalizmu. Spuścił głowę.
- Przepraszam.
Mówił, jakby przełykał potłuczone szkło. Siłą woli cofnął rękę, przeklinając swą impulsywność. Jak to się stało, że w ogóle znalazł się sam na sam z kobietą, o której zbyt często myślał?
- Nie zepsuła mi pani wieczoru. Powinienem był zadzwonić do Marcela, zamiast wparowywać tu bez zapowiedzi.
Starał się nie patrzeć na wstążki na jej plecach, ale nawet gdy nie patrzył na nie, myślał o tym, jak spływają po jej nagim ciele. Czy ten ruch ją podnieca? Na myśl o tym jego ciało nie pozostało obojętne.
Obejrzała się na niego przez ramię.
- Ten budynek należy do pana, panie Zayn. Na pewno nie musi pan dzwonić, kiedy chce pan odwiedzić firmę. – Wzięła dżinsy i T-shirt leżące na oparciu fotela. – Zdejmę tylko suknię i znikam.
Nie wiedział, co bardziej go zaniepokoiło: fakt, że wyjdzie z jego powodu czy to, że to nie on rozwiąże kokardę na jej karku. Do diabła.
- Nie. Proszę nie odchodzić. – Starał się mówić obojętnym tonem. – To ja pani przeszkodziłem, a pani najwyraźniej stara się pomóc Marcelowi, skoro jest tu pani o tej porze. Jeśli to pani nie przeszkadza, proszę zostać. Proszę mi powiedzieć, nad czym pani pracuje.
Powoli odwróciła się do niego. Na jej twarzy już nie było złości, za to sceptycznie uniosła brwi.
- Naprawdę chce pan wiedzieć?
Nie miała pojęcia, jak bardzo.
Myśl, że tego wieczoru Sable go opuści, była wręcz bolesna. Wiedział, że ta kobieta jest najbardziej utalentowaną stylistką pracującą u Marcela, więc nie mógł jej odstraszyć. Nie mógł też ignorować faktu, że po latach egzystowania w codzienności przy Sable poczuł, że znów żyje. Teraz, gdy już sam przed sobą się do tego przyznał, może wymyśli, co z tym począć.
- Naprawdę. – Jego puls przyspieszył, pobudzony wyobraźnią. – I proszę mi mówić po imieniu. Roman.

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel