Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Podróbka
Zajrzyj do książki
4.14/5.00 ( recenzje: 7 )

Podróbka

Liczba stron272
ISBN978-83-276-8869-9
Wysokość215
Szerokość145
Język oryginałuangielski
EAN9788327688699
Tytuł oryginalnyCounterfeit
TłumaczDanuta Fryzowska
Data premiery2023-07-26
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Opowieść o dwóch Amerykankach pochodzenia azjatyckiego, które łączą siły, przeobrażając mały przekręt z podróbkami w wielkie przedsięwzięcie na światową skalę.
Ava Wong zawsze grała bezpiecznie. Jako zasadnicza, przestrzegająca reguł amerykańska prawniczka wiedzie idealne życie – ma męża, który jest uznanym chirurgiem, małego synka i śliczny dom. Ale jej świat ukryty za tą fasadą powoli się wali: małżeństwo się rozpada, kosztowny dyplom prawniczy od lat leży niewykorzystany, a napady złości synka doprowadzają ją na skraj załamania nerwowego.
I oto zjawia się Winnie Fang – po dwudziestu latach chce odnowić znajomość z dawną przyjaciółką ze studiów. Tylko że po nieśmiałej, dziwnej dziewczynie, którą Ava niegdyś znała, nie ma już śladu. Winnie to teraz pewna siebie światowa kobieta, ociekająca luksusem, czego przykładem jest choćby niezwykle pożądana torba Birkin w klasycznym pomarańczowym kolorze. Co jest tajemnicą jej sukcesu?
Otóż Winnie uknuła pomysłowy plan oparty na imporcie niemal perfekcyjnych podróbek luksusowych torebek i potrzebuje kogoś z amerykańskim paszportem, kto pomoże jej w prowadzeniu biznesu – i kogo nikt nigdy by nie podejrzewał o popełnienie przestępstwa. Kogoś takiego jak Ava.
Kiedy jednak okazuje się, że spektakularny sukces całego przedsięwzięcia jest zagrożony, Winnie nagle znika, a Ava musi zamierzyć się sama z konsekwencjami…
*
Zaglądając za zasłonę ekskluzywnych designerskich witryn sklepowych i chińskich fabryk produkujących luksusowe towary, Kirstin Chen rozprawia się ze stereotypami, ukazując dwie zdeterminowane i zapadające w pamięć kobiety, które domagają się czegoś więcej od życia.

 

Fragment książki 

1

Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to oczy. Były ogromne jak u postaci z japońskiej kreskówki, z wyraźnie zaznaczonymi powiekami, umiejętnie podkreślonymi odcieniami miedzi i obramowanymi przedłużonymi rzęsami, miękkimi i gęstymi jak futro. Następne w kolejce były włosy – lśniące, grube i puszyste loki sięgające piersi – oraz cera, gładka i niezwykle jasna. Potem ubranie – elegancka jedwabna bluzka i lakierowane szpilki od Louboutina. I wreszcie ona – ogromna czterdziestopięciocentymetrowa torba Birkin w klasycznym pomarańczowym kolorze. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o tych wszystkich szczegółach, choć jak większość ludzi wiedziałam, że takie torby są absurdalnie drogie i właściwie nieosiągalne. Chcę przez to jedynie powiedzieć, że kobieta stojąca w progu mojej lokalnej kawiarni wyglądała, jakby była bogata. Jak azjatycka turystka. Jak rodowita Chinka. Naprawdę bogata.
Oczywiście, że byłam zaskoczona. Od czasu, kiedy ostatnio ją widziałam, minęło przeszło dwadzieścia lat, i teraz w ogóle nie przypominała dziewczyny, z którą dzieliłam pokój w akademiku na pierwszym roku studiów. Co więcej, nawet nie brzmiała jak ona. W tamtych czasach, w Stanfordzie, mówiła z wyraźnym zaśpiewem. Każde słowo, które wyszło z jej ust, zwijało się jak liść sałaty. Miała też problemy z poprawnym artykułowaniem niektórych głosek. Teraz jednak dopiero po kilku zdaniach zreflektowałabym się, że pochodzi z Chin. Kiedy się przedstawiła przez telefon, wymówiła swoje nazwisko tak samo, jak „kieł” po angielsku: Ava? To ty? Tu Winnie Faaang.
Dlaczego w ogóle chciała ze mną gadać? I skąd miała mój numer? Jak teraz o tym myślę, to pewnie wynajęła prywatnego detektywa, żeby mnie namierzył, ale kiedy ją o to spytałam, odpowiedziała swobodnie: Och, znalazłam cię na liście dyskusyjnej absolwentów.
Nie chciało mi się jej dalej wypytywać. Zgodziłam się pójść nią na kawę, poniekąd ciekawa, jak ułożyła sobie życie. Odeszła ze studiów tak nagle, w połowie pierwszego roku.
Nikt z moich znajomych z college’u nie utrzymywał z nią kontaktu, ona z kolei nie udzielała się w mediach społecznościowych, przynajmniej nie pod prawdziwym nazwiskiem. Mimo to od czasu do czasu docierały do nas plotki: że wróciła do rodzinnego Xiamen i ukończyła tam studia, że przeprowadziła się do Wirginii, aby zaopiekować się chorą ciotką, że wyszła za Amerykanina i szybko się rozwiodła. Moja znajoma wpadła na nią, kiedy rozglądała się po jednej z tych drogich chińskich prywatnych szkół immersyjnych w LA, gdzie najwyraźniej Winnie przez pewien czas uczyła.
W każdym razie gdy tylko kobieta stojąca w wejściu mnie zauważyła, krzyknęła: Ava! I podbiegła z jedną ręką wyciągniętą jak do uścisku. Na drugiej miała zawieszoną torebkę Birkin wielkości worka marynarskiego. Klienci kawiarni spojrzeli na nią z biernym zaciekawieniem i uznawszy zapewne, że jest jedną z tych influencerek, ponownie skupili się na swoich telefonach.
Przed spotkaniem z rozmysłem zmieniłam legginsy, które noszę na ogół, na spodnie z suwakiem, a pod oczami zaaplikowałam korektor. Niemniej w tamtej chwili miałam wrażenie, jakbym wyglądała zupełnie nijako, jak szara papierowa torba.
Winnie zamówiła przy ladzie podwójne espresso, po czym wróciła z maleńką filiżanką i spodkiem do stolika.
Spytałam, co ją sprowadza do San Francisco, a ona odpowiedziała, że jest tu w interesach – produkcja torebek, nudy. Machnęła dłonią przystrojoną szmaragdami i szafirami. I pomyśleć, że swój pierścionek zaręczynowy zostawiłam w domu, żeby nie wyjść na efekciarę.
Wiem, że zastanawiasz się, dlaczego do ciebie zadzwoniłam, powiedziała, a następnie wyjaśniła, że jej bliski przyjaciel z Chin potrzebuje przeszczepu wątroby i chce, żeby zabieg wykonano w Stanach. Zrobiła rozeznanie; wiedziała, że mój mąż to uznany transplantolog, i spytała, czy mogę ją z nim skontaktować, bo jak dobrze rozumiała, jest wysoko cenionym specjalistą w tej dziedzinie.
Powtarzam, nie odzywała się do mnie od dwudziestu lat! Błędnie odczytując moje niedowierzanie, dodała: Wiem, wiem, po wyborach prezydenckich ograniczyli dostęp do przeszczepów dla cudzoziemców, ale byłoby świetnie, gdyby twój mąż mógł chociaż porozmawiać z moim przyjacielem.
Odparłam, że pomówię o tym z Olim, a ona podziękowała mi wylewnie, po czym spytała: A co u ciebie, Ava? Opowiadaj. Minęło tyle czasu.
Streściłam jej najważniejsze punkty (a ona udawała, że o niczym nie wie, choć jej prywatny detektyw z pewnością o wszystkim ją poinformował): Olivier, którego najwyraźniej już znała, mój mąż od czterech lat, pół Francuz, pół Amerykanin; dwuletni syn Henri – czy chce zobaczyć zdjęcie? To on w naszym ogrodzie za domem, tak, mieszkamy tu niedaleko.
A praca?
Odpowiedziałam jak zwykle: odeszłam z kancelarii, gdy urodziłam Henriego, i teraz rozważam pracę z domu w celu zachowania lepszej równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, i takie tam. Opowiadając o tym wszystkim, dokonałam analizy jej transformacji. Plastyka powiek, wiadomo, nowatorskie zabiegi na twarz z zastosowaniem lasera i mikroprądów, profesjonalnie przedłużone włosy, designerskie ciuchy. Ale to nie wszystko. Kiedy tak przede mną siedziała, popijając kawę z miniaturowej filiżanki, sprawiała wrażenie wyluzowanej, jakby czuła się naprawdę swobodnie i wiedziała, że tu pasuje.
Co zrobiła z tą pulchną poważną dziewczyną, która weszła do naszego pokoju w akademiku z dwoma podniszczonymi jaskraworóżowymi walizkami, jak się okazało, wypełnionymi akrylowymi swetrami i niedopasowanymi spodniami z poliestru z wywiniętymi na zewnątrz nogawkami? Kiedy ją zobaczyłam, od razu wiedziałam, że się nie zaprzyjaźnimy.
Dlaczego, pyta pani? Z typowych płytkich powodów, które dla nastolatków są niezwykle istotne. Była dziwna, nieogarnięta, świeża. Nie, nie w tym sensie. Wie pani, prosto z importu.
Może to nie było fajne z mojej strony, ale mogło być gorzej. Wiedziałam, że właściwi znajomi pomogą mi się wybić, a ci niewłaściwi pogrążą, i trzeba było działać szybko, żeby wyszło, jak należy.
Widzi pani, pani detektyw, czułam się trochę tak, jakbym całe życie czekała, żeby pójść na Stanford. Dorastając pod Bostonem, a konkretnie w Newton, jeśli zna pani tę okolicę, byłam jednym z tych cichych nerdowatych dzieciaków, na których nikt nie zwracał uwagi. Z wyjątkiem nauczycieli, którzy mnie znali, bo byłam prymuską, choć nieustannie mylili mnie z Rosą Chee. Przyjaźniłam się z nią, jak i z pozostałymi nerdami, ale dla całej reszty, dla normalnych dzieciaków, byłam niewidzialna.
Chce pani, żebym podała jakiś przykład? Otóż pewnego razu, kiedy mój brat wrócił do domu z college’u i poszliśmy na lody, wpadliśmy na Mitcha Paulsona, jego byłego partnera od debla. Gabe i Mitch przybijają sobie piątki, zderzają się przyjacielsko barkami, a ja nieśmiało macham ręką. Przysięgam, że na mój widok Mitch przybrał pusty wyraz twarzy. Gabe mówi: To moja siostra Ava, chodzi do przedostatniej klasy, na co Mitch odpowiada uprzejmie: Miło cię poznać.
Miło cię poznać! Byłam przynajmniej na tuzinie ich meczów. Wiem, z kim Mitch się spotykał na ostatnim roku, a nawet z kim chodził wcześniej. On z kolei nie miał bladego pojęcia, kim jestem.
Na studiach było mnóstwo dzieciaków takich jak ja. Zaczęłam wtedy nosić soczewki kontaktowe. I miałam tak długie włosy, że dało się zapleść warkocz. Byłam gotowa na to, żeby ludzie w końcu mnie dostrzegli, i nawet jeśli moim współlokatorem nie mógł być sportowiec z blond kucykiem, nie zamierzałam pozwolić, aby osoba, z którą musiałam dzielić pokój, weszła mi w drogę.
Na swoją obronę dodam, że starałam się być wyrozumiała dla Winnie. Powściągałam swoje zniecierpliwienie i odpowiadałam na jej niezliczone pytania. Głównie chodziło o sprawy podstawowe, na przykład skąd wziąć legitymację studencką albo jak ustalić kombinację zamka do skrzynki pocztowej. Niemniej miała też tę irytującą tendencję do traktowania mnie jak swój kieszonkowy słownik i nieustannie chciała, żebym wyjaśniała jej słowa, których nie znała, w dodatku wcale nie proste, takie jak „sobowtór”, „prawdopodobieństwo” czy „fanaberia”.
Po zastanowieniu, zważywszy na fakt, że zdecydowana większość naszych interakcji sprowadzała się do tego, że Winnie prosiła o moją pomoc, może nie powinnam być zaskoczona jej ostatnią prośbą o załatwienie opieki medycznej dla jej przyjaciela.
Urabiała mnie przez całe popołudnie, chwaląc moje życiowe wybory, na przykład mówiąc: Wcale mnie nie dziwi, że wyszłaś za takiego genialnego przystojniaka. Oraz: Zawsze uważałam, że białe dzieci o azjatyckich korzeniach są najśliczniejsze. Albo: Ze wszystkich dziewczyn na studiach tobie najbardziej zazdrościłam. Upajając się jej pochlebstwami, nie zauważyłam, że od początku mnie zaszufladkowała, a ja tymczasem kompletnie się pomyliłam co do niej.
Winnie z udawanym zainteresowaniem słuchała mojej opowieści o tym, jak poznałam Oliego, kiedy nagle do moich uszu dobiegł charakterystyczny płacz. Odwróciłam się, podobnie jak Winnie i inni klienci, i zobaczyłam Henriego, który leżał na plecach na chodniku, cały czerwony ze złości. Obok niego kucała Maria – anioł, nie kobieta – i mówiła cicho, pochylając się nad nim ze spokojną determinacją w oczach.
Przez ułamek sekundy rozważałam, czy tego nie zignorować. (I zanim mi pani zarzuci, że jestem bezduszna, proszę zrozumieć, że wtedy takie napady złości były na porządku dziennym). Ale gdy dwaj mężczyźni w stylowych okularach, siedzący przy sąsiednim stoliku, wymienili wymowne uśmieszki, natychmiast się otrząsnęłam, wyjaśniłam Winnie, że to wrzeszczące dziecko to mój syn, i rzuciłam się do drzwi.
Co się stało? – spytałam Marię i pochyliłam się, żeby uspokoić wierzgającego dziko nogami syna. Henri otworzył jedno oko i na mój widok ponownie zaczął wyć.
Maria westchnęła. Nic, to samo, co zwykle, biedaczek.
Pogłaskałam Henriego po zlepionych od potu włosach. Och, ptysiu, co się dzieje? Powiedz mamie, o co chodzi.
Ale nie potrafił mi tego powiedzieć i w tym cały szkopuł. Mimo że miał dwa latka, był bardzo refleksyjny i niesłychanie empatyczny. Pragnął za wszelką cenę wyrazić swoje uczucia, których nie potrafił ubrać w słowa. Kto z nas nie byłby z tego powodu sfrustrowany? Dlatego wybuchał z zupełnie błahych powodów: kiedy wsadzało się go do spacerówki, kiedy się go z niej wyjmowało, kiedy brało się go za rękę przed przejściem przez ulicę lub kiedy się go wycierało ręcznikiem po kąpieli. Dosłownie wszystko potrafiło go rozzłościć. Przez pierwsze lata swojego życia płakał tak często, że miał nieustanną chrypkę. Och, niepotrzebnie trajluję o moim szczęśliwym, zdrowym dziecku. Teraz jest znacznie lepiej, chociaż wciąż mówi jak mała wersja Roda Stewarta. W sumie to całkiem urocze.
Ale tamtego popołudnia mój syn nie przestawał wrzeszczeć, mimo iż razem z Marią przerobiłyśmy cały repertuar sprawdzonych trików, takich jak głaskanie po brzuszku, masowanie głowy, łaskotanie po przedramionach czy łączenie nóg w kostkach. Jakaś kobieta wyprowadzająca golden retrievera cmoknęła na nas ze współczuciem. Z kolei inna niania opiekująca się dwójką chłopców kazała im przestać się gapić.
Mogłyśmy z Marią jedynie usiąść w kucki i to przeczekać, wydając z siebie głośne kojące odgłosy jak dwie maszyny wytwarzające biały szum. Po jakimś czasie Henri wreszcie się zmęczył. Przestał wierzgać jak szalony, a jego napięte rysy twarzy rozluźniły się. Połaskotałam go po brzuchu, co czasem wystarczało, żeby całkiem się rozpogodził. Ale nie tym razem. Gdy tylko dotknęłam palcem jego miękkiego ciałka, otworzył szeroko usta i wydał z siebie przeszywający pisk. Znowu rozpłakał się na całego. Opadłam na pośladki, wyczerpana.
Byłam gotowa powiedzieć Marii, żeby zgarnęła go z chodnika i zaciągnęła do domu, gdy nagle zza moich pleców dobiegł niski, ciepły głos nucący chińską piosenkę dla dzieci: Liang zhi lao hu, liang zhi lao hu, pao de kuai, pao de kuai .
Odwróciłam się i zobaczyłam Winnie, która stała pochylona z rękami opartymi na kolanach i śpiewała w skupieniu o dwóch tygrysach, jednym bez oczu, a drugim bez ogona. Zhen qi guai, zhen qi guai . Znałam tę piosenkę z młodości z lekcji chińskiego, na które chodziłam po szkole.
Henri natychmiast przestał płakać. Wciąż śpiewając, Winnie odpięła szary futrzany brelok dyndający u rączki jej torby.
Nie dawaj mu go, wyrwało mi się. Bo nigdy go nie odzyskasz.
Ale ona położyła włochatą kulkę na dłoni i podsunęła ją Henriemu.
Mam nadzieję, że to nie są prawdziwe norki, dodałam.
Henri wziął kulkę w ręce i pisnął z zachwytu. Gruba strużka śliny pociekła mu z ust na miękkie futro.
O rety, rzuciłam.
Winnie się roześmiała i poklepała Henriego po głowie, a on w odpowiedzi uroczo zamruczał.
To ciocia Winnie, zwróciłam się do niego. Powiesz „dziękuję”?
On tymczasem przeciągnął futrzaną kulką po obślinionych ustach.
Wyjaśniłam Winnie, że Henri wprawdzie wszystko rozumie, ale jeszcze nie mówi, i że Oli zrzuca to drobne opóźnienie w rozwoju na karb tego, że jest dwujęzyczny.
Mądry chłopiec, powiedziała Winnie.
Byłam zbyt zawstydzona, żeby wrócić do kawiarni, więc gdy Maria wreszcie zdołała przypiąć Henriego do wózka bez wrzasków, zasugerowałam, abyśmy udały się do domu.
Kiedy tam dotarłyśmy, Winnie usiadła przy fortepianie i zaczęła grać kołysankę Mrugaj, mrugaj, gwiazdko ma, śpiewając po mandaryńsku „yi shan yi shan liang jing jing” i ucząc Henriego, jak ma pokazywać mrugające gwiazdki małymi pulchnymi rączkami.
Nagle poczułam pieczenie w kącikach oczu. Moja mama nie żyła wówczas dopiero od sześciu miesięcy. To ona miała nauczyć mojego syna chińskiego. To ona miała masować mnie po plecach i mówić, że to nic dziwnego, iż przysnęłam, myjąc zęby. To ona miała mi wyperswadować karmienie Henriego wyłącznie łosiną i dziczyzną, kiedy ubzdurałam sobie, że za jego opóźnienie w mówieniu odpowiadają hormony i antybiotyki w innych rodzajach mięs.
Winnie zobaczyła łzę spływającą po moim policzku i oderwała ręce od klawiatury.
Co się dzieje, Ava?
Henri pociągnął się za ucho, sygnalizując, że zaczyna się denerwować.
Nic. Graj dalej.
Opuściła ręce na kolana. Szloch Henriego z początku przypominał tylko niski piersiowy pomruk, lecz po chwili przybrał na sile, przechodząc przez całą skalę aż do wycia przypominającego syrenę policyjną.
Maria! – krzyknęłam.
Wypadła z kuchni, wycierając ręce o pupę odzianą w dżinsy, podniosła Henriego i zabrała go do sypialni.
Wzięłam chusteczkę i otarłam policzki. Oli twierdzi, że to tylko taka faza.
Jasne, odparła Winnie. Wszystkie małe dzieci przez to przechodzą.
Nie chciałam, żeby sobie pomyślała, że narzekam na swojego syna, więc opowiedziałam jej o śmierci mojej mamy.
Wstrząśnięta zasłoniła usta dłonią. Pamiętała ją z dawnych lat, kiedy mama odwiedziła mnie na kampusie.
Och, Ava, tak mi przykro. Na pewno była świetną babcią.
Zdradziłam jej, że przez pierwsze trzy miesiące ona, Henri i ja dzieliliśmy jeden pokój. Mama wstawała za każdym razem, żeby go nakarmić, zmieniała mu w kółko pieluchy i obiecywała, że kiedyś przestanie płakać. Padła trupem – nie można tego inaczej nazwać – kiedy biegała na swojej bieżni w piwnicy. Nagłe zatrzymanie akcji serca. Sześćdziesiąt dziewięć lat, szczupła jak chart. Nigdy nie chorowała, a jeśli już, to było to tylko przeziębienie.
Z głębi domu dobiegł już nie cichy płacz, a urywany głośny szloch mojego syna.
Futrzany brelok Winnie leżał szary i wilgotny na dywanie jak mysz sprezentowana przez kota. Kiedy się po niego schyliłam, na metalowym zapięciu dostrzegłam wytłoczony napis FENDI.
O cholera, wyrwało mi się.
Nie przejmuj się. Niech Henri ma go do zabawy.
Kiedy poszła, wyszukałam taki brelok w internecie z myślą, żeby go jej odkupić. Niech pani zgadnie, ile kosztował. Sześćset dolarów! Nie kupiłam go, rzecz jasna. Podczas następnego napadu złości Henriego wyjęłam futrzaną kulkę i pomachałam mu nią przed twarzą. Jeszcze bardziej się wówczas rozsierdził. Odrzucił ją i zaczął krzyczeć.

Później Winnie kontaktowała się ze mną, ilekroć zjawiała się w San Francisco. Jak twierdziła, przyjeżdżała tu regularnie w sprawach służbowych i często zatrzymywała się w śródmieściu w hotelu St. Regis. Nie powiem, byłam pod wrażeniem. O ile mi wiadomo, pokój kosztuje tam siedemset dolarów za noc.
Zważywszy na wszystko, co do tej pory powiedziałam, zapewne zastanawia się pani, dlaczego tym razem tak chętnie się z nią zaprzyjaźniłam. Muszę przyznać, że z początku oszołomiło mnie jej bogactwo i piękno, jej niesamowita pewność siebie. Chyba jakaś część mnie nadal żyła pierwszym rokiem studiów, trzymając się kurczowo znajomych z tamtych lat jak szalupy ratunkowej.
Ale nie chodziło tylko o to. Prawda jest taka, że nikt, z wyjątkiem mojej matki, nie potrafił uspokoić Henriego, a ja byłam zdesperowana. Syn wciąż budził się co jakieś trzy godziny, a to znaczyło, że od dwóch lat ani razu nie przespałam całej nocy. W ciągu dnia zaś wpatrywałam się w ekran laptopa, szukając specjalnych diet na złagodzenie jego histerii, podczas gdy niezłomna Maria woziła Henriego do parku między czytaniem bajek a zajęciami muzycznymi. Akurat w tym tygodniu, kiedy zadzwoniła do mnie Winnie, dostarczono mi z Wisconsin trzy i pół kilograma mięsa bizona, które schowałam w sekretnej zamrażarce w garażu, bo Oli gardził całą tą pseudonauką o żywieniu. I słusznie! Chyba wszyscy się zgodzimy, że trochę mi odbiło.
Och, a skoro mowa o Olim, czy wspominałam, że to wszystko miało miejsce tuż po tym, jak odszedł z UCSF do Centrum Medycznego Uniwersytetu Stanforda? To z pewnością był świetny krok w jego karierze, ale wiązał się z koszmarnymi dojazdami, nie mówiąc już o niekończącym się dniu pracy, co znowu znaczyło, że nigdy nie wracał do domu w porę, żeby położyć Henriego spać.
Tak więc jak każda przytłoczona obowiązkami świeżo upieczona mama byłam wdzięczna za pomoc Winnie.
Oli ucieszył się na wieść, że Henri polubił moją dawną współlokatorkę, ale podobnie jak pani był zdziwiony tym, jak chętnie powitałam ją w naszym życiu. Bądź co bądź kojarzył Winnie tylko ze skandalu dotyczącego egzaminów. Domyślam się, że jest pani zorientowana w temacie.
Nie? Ani trochę? Aha. Cóż, w sumie to zrozumiałe. Uniwersytet Stanforda tym razem chyba nie był w to oficjalnie zamieszany.

Recenzje książki Podróbka

Podziel się swoją opinią
4.14
Liczba wystawionych opinii: 7
5
2
4
4
3
1
2
0
1
0
Kliknij ocenę aby filtrować opinie
Maria
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Być może, aby osiągnąć sukces i dobrze zarabiać, wcale nie trzeba być wielkim prymusem, mieć zawsze świetne oceny czy ukończyć najlepszy uniwersytet w Stanach Zjednoczonych – choć to czasami może być pożądane przez wielu wpływowych ludzi i może wzbudzać ich zaufanie. O wiele ważniejsze w osiąganiu sukcesów – a przede wszystkim w robieniu interesów – są jednak wysoko rozwinięte zdolności intelektualne oraz spryt. A tych cech z pewnością nie były pozbawione Ava i Winnie – główne bohaterki powieści Kirstin Chen „Podróbka”. Dwie młode Amerykanki azjatyckiego pochodzenia postanawiają zbić interes na podróbkach torebek znanych marek. Obie są przy tym niezwykle przebiegłe i dyskretne. Doskonale wiedzą, czego chcą, ważne jednak, aby nie dowiedział się o tym nikt inny. Ava – po ukończeniu studiów prawniczych na jednej z lepszych uczelni w Stanach Zjednoczonych – wychodzi za mąż za cenionego chirurga, a później także zostaje matką Henriego, choć macierzyństwo okazuje się dla niej nie lada wyzwaniem. Życie Avy zmienia się niemal o 180 stopni, gdy ponownie spotyka Winnie. Winnie przez pewien czas studiowała wspólnie z Avą, jednak ostatecznie zrezygnowała ze studiów. Po 20 latach niespodziewanie postanawia odnowić z nią znajomość, ponieważ… potrzebuje wspólniczki, dzięki której będzie mogła rozwijać swój „biznes”; wspólniczki z amerykańskim paszportem, której nikt nie śmie podejrzewać o nielegalne interesy – a Ava okazuje się idealną kandydatką. Jak potoczy się ich współpraca? Czy uda się im dojść do porozumienia i osiągnąć sukces? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w najnowszej powieści Kirstin Chen „Podróbka”. Kiedy sięgałam po „Podróbkę”, właściwie wiedziałam, czego mogę się spodziewać – wiedziałam, że będzie to książka, która wciągnie mnie od pierwszych stron i nie pozwoli mi się nudzić. Nieco mniej przewidywalne są jednak główne bohaterki tej powieści – Winnie i Ava, które znają się od lat i… wiedzą o sobie więcej, niż wie czytelnik. Aby je poznać, trzeba z uwagą oddać się lekturze tej powieści. To, na co warto zwrócić, mówiąc o tej książce, to jej oryginalność. Nie jest to romans, lecz ciekawa historia o dwóch niezależnych kobietach. I tym, co jeszcze wyróżnia tę powieść, jest lekkość. „Podróbka” to książka, którą można czytać w przerwach: przy kawie, przed snem, w tramwaju czy autobusie. Jest ona krótka, ale może też właśnie dlatego, że nie ma w niej wielu zawiłych wątków, to jest ona ciekawa i czytanie jej nie nuży. „Podróbka” to lekka, wciągająca, przyjemna, a jednocześnie niesamowicie nieprzewidywalna książka. Jeśli chcecie więc odpocząć od „trudnych książek”, przy niej zdecydowanie to się uda.
2023-10-16
Maria
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Nigdy nie czułam potrzeby, żeby kupować sobie ubrania czy torebki z najwyższej półki. Metki nie robią na mnie wrażenia. Ale znam osoby, dla których jest to bardzo ważne i są w stanie wydać na takie zakupy ostatnie pieniądze. Są też ludzie, którzy potrafią zrobić interes na opychaniu perfekcyjnych podróbek. Tak właśnie jest w tej powieści. Winnie wciąga zachowawczą dotąd Avę w swój nielegalny interes z podróbkami. Ta książka jest opowiadana z dwóch perspektyw. Część książki to przesłuchanie Avy, w stylu "Dolores Claiborne". Pozostała część jest przedstawiona z innej perspektywy. Ta pierwsza bardziej mi odpowiadała, lepiej się w niej odnajdowałam, chociaż druga mnie zaskoczyła i nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Ta powieść jest dobra jako przerywnik między bardziej wymagającymi publikacjami. Można się trochę pośmiać, a i też pozgrzytać zębami. Zwłaszcza gdy uroczy Henri zmienia się w małego wyjca czy wtedy, gdy Oli w dość drastyczny sposób próbował pokazać żonie, że nie podoba mu się to, co zrobiła. Złapałam się też za głowę, gdy widziałam casting do przedszkola. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Po lekturze mam poczucie niedosytu. Trochę za mało był dla mnie pociągnięty wątek małżeństwa Avy i Oliego. Nie mam większych zastrzeżeń, jeśli chodzi o zakończenie, chociaż spodziewałam się tego, że wszystko skończy się w taki sposób. Moim zdaniem to dobra książka na wieczór spędzony pod kocem z herbatką i niewymagającą lekturą.
2023-10-12
Czytelnia Mola Książkowego
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Mieliście jakieś markowe rzeczy z wyższej półki cenowej? Ja przyznam, że nigdy. Nie ukrywam też, że głównie przez ich cenę. Z tego co patrzyłam, torebka Gucci to koszt ok. 6500 zł. Ale jak wiadomo, oprócz oryginałów, na rynku można też zdobyć nielegalne kopie różnych towarów. Kirstin Chen w swojej powieści pt.: „Podróbka” opisała to, jak dwie przyjaciółki ze zwykłego przekrętu z podróbkami galanterii, stworzyły biznes znany na cały świat. Wszystko zaczęło się dość niewinne. Winnie odezwała się do Avy po dwudziestu latach, żeby odnowić znajomość. Stopniowo wprowadzała ją w swój plan, którym kobieta z początku się brzydziła. Jednak pewnego dnia Ava została odcięta od pieniędzy. Postanowiła więc wejść w układ z dawną przyjaciółką. Nie wiedziała tylko, ile będzie kosztowało ją to przedsięwzięcie… Z początku nie potrafiłam się „wbić” w historię. Jeszcze jak faktycznie dobrze mi się czytało o biznesie podróbkowym, tak o życiu rodzinnym Avy już niekoniecznie. Natomiast kiedy pewne wątki się już rozjaśniły, całkowicie przepadłam w powieści. Cała narracja jest na duży plus – główna bohaterka opowiada swoją historię pani detektyw, przez co miałam wrażenie, że Ava siedzi naprzeciwko mnie. Kilka rzeczy naprawdę mnie zaskoczyło w tej lekturze, przy kilku scenach nawet się uśmiechnęłam. Było to moje pierwsze spotkanie z książkami Kirstin Chen, jednak z chęcią sięgnę po kolejne tytuły.
2023-09-24
AMN
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Avy i Winnie poznały się w szkole, jednak pewnego dnia Winnie znika, a ich kontakt się urywa. Od tego, a życie Avy bardzo się zmienia. Skończyła szkołę, została prawniczką, wyszła za mąż i urodziła syna. Można by pomyśleć, że jest spełnioną kobietą, niestety to tylko pozory. Dyplom leży w szufladzie i się kurzy, a jej małżeństwo pozostawia wiele do życzenia. Wtedy w życiu kobiety pojawia się ponownie Winnie – piękna, elegancka i z podejściem do jej synka, co wcale nie jest takie proste ze względu, że on mało kogo akceptuje. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie brakuje jej pieniędzy, a wręcz przeciwnie, ma ich bardzo dużo. Po niedługim czasie Avy nie tylko dowiaduje się, skąd je ma, ale również otrzymuje propozycję interesu, który ma przynieść duże dochody, a być praktycznie bezproblemowy. Czy taki się okaże? Czym ma się zajmować Avy z Winnie? Jak potoczy się znajomość kobiet? Książka okazała się lekką pozycją na leniwe popołudnie. Nie jest to romans, czyli gatunek, który przeważnie czytam, jednak podobała mi się i naprawdę dobrze się przy niej bawiłam. Momentami dość zabawna, momentami wywołująca smutek, z dość sprawnie poprowadzoną akcją. To opowieść o tym, że życie nie zawsze jest takie, jak to wygląda z zewnątrz, o codzienności, problemach, a jednocześnie przyjaźni, interesach, podróbkach z Chin. Bohaterki dość ciekawe, moim zdaniem dobrze wykreowane. Nie są idealne, co sprawia, że są bardziej realistyczne. O żadnej nie mogę wam powiedzieć nic więcej niż wyżej (niestety zdradzając, jakie są, jednocześnie musiałabym zdradzić zbyt wiele z treści). „Podróbka” to książka, w której znajdziemy dość ciekawą historię o kobiecie, której życie wcale nie było tak idealne, jak się wydawało. Polecam na leniwe popołudnie. Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA
2023-08-19
Mama, żona - KOBIETA
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Torebka Hermes model Birkin – marzenie wielu kobiet (moje też
2023-08-13
justcallmeola
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Lubię lekkie powieści, które pozwalają mi oderwać myśli od codziennych obowiązków, więc nie zastanawiałam się długo nad wyborem "Podróbki" do czytania. Zapowiadało się ciekawie i wciągająco a liczba stron pozwalała wierzyć, że przeczytam książkę w jedno popołudnie. To sympatyczna historia, która przywołuje na usta szczery uśmiech. Niekoniecznie skomplikowana, ale za to ciekawa w reprezentowanych wartościach i co najważniejsze - napisana lekkim, obrazowym stylem. Szybko można więc złapać kontakt z głównymi bohaterkami, porozmyślać nad ich wyborami i spróbować postawić się w ich sytuacji. Autorka dobrze zagrała kartą smacznego poczucia humoru pokazując nam jak ważną rolę w życiu człowieka odgrywa prawdziwa przyjaźń. Nikt nie spodziewał się, że dwie Amerykanki azjatyckiego pochodzenia zyskają wielki majątek na podróbkach. Zdecydowały się zrobić krok w nieznane i wymyśliły plan na to jak sprzedawać importowane podróbki luksusowych torebek. Oczywiście wszystko co dobre szybko się kończy i pewnego dnia biznes prowadzi do katastrofalnych wydarzeń. Czy uda im się więc odbudować to co wypracowane? A może zmiany jakie w nich zaszły odsuną na drugi plan przyszłość w wątpliwym biznesie? Ava Wong na pozór wiodła szczęśliwe życie. Miała kochającego, docenianego męża a także synka. Jednak w środku czuła się niespełniona zawodowo, jej małżeństwo się rozpadało a syn nie chciał nikogo słuchać. Pojawienie się Winnie Fang miało być wyzwoleniem, ponieważ kobieta była całkowitym przeciwieństwem Avy. A jednak wszystko poszło nie po ich myśli serwując czytelnikowi pomysłowy eksperyment społeczny, moralny oraz ekonomiczny, gdy coś co znane przecież nie od dziś przełożyło się na ciekawie poprowadzoną fabułę. "Podróbka" to lekka i urocza lektura o tym, że nie zawsze wychodzi nam wszystko tak jak sobie zaplanujemy. Trochę daje do myślenia, ale przede wszystkim wypełnia nam leniwe popołudnie i bardzo dobrze sprawdzi się w połączeniu z kubkiem gorącej herbaty. Może i nie zapadnie na długo w pamięci, ale na pewno rozbawi i pozostawi nas w naprawdę dobrym humorze.
2023-08-13
Thievingbooks
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
Klaudia
3/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Zastanawialiście się kiedyś jak wiele rzeczy w Waszych domach jest made in China? Kiedyś ten napis szczególnie bawił na wycieczkach, gdy chciało się kupić pamiątkę wyglądającą na regionalny twór, a jednak okazywało się, że został wyprodukowany w Chinach. Dlaczego wybieramy takie produkty? Z nieświadomości? Obojętności? A może ze względu na cenę? Przecież nie ze względu na jakość... A jednak! Wierzcie, bądź nie, ale nasze dwie bohaterki - Ava Wong i Winnie Feng, coś wiedzą o najnowszych modowych perełkach znanych projektantów. Równie dobrze znają się na biznesie, który dotyczy podrabiania i rozprowadzania markowych torebek. Cofnijmy się jednak odrobinę w czasie... Niedużo, obiecuję. Ava i Winnie poznały się na studiach, jednak od tej pory życie tej drugiej diametralnie się zmieniło. Podobnie jak ona sama. Ava natomiast wyszła za mąż, urodziła dziecko... Wydawałoby się, że ma wszystko, jednak za murami domu mąż - bodajże kardiochirurg, którego nie ma zbyt często w domu i syn, którego zachowanie wykańcza kobietę. Gdy więc w tym niedającym pełnej satysfakcji życiu Avy pojawia się dawna znajoma ze studiów i proponuje wejście w świat nielegalnego interesu, ta mówi - NIE! Zaskoczeni? Prawda jest taka, że początkowo nasza protagonistka jest pewna, że nie weźmie udziału w szemranych działaniach koleżanki, jednak po konflikcie ze swoim mężem, zmienia zdanie. Historia jest dość oryginalna. Nie skupia się na typowych wątkach. Nie doświadczymy trójkąta miłosnego, ale za to mamy trójkąt, gdzie dwa wierzchołki to kobiety, a trzeci to szwindel na międzynarodową skalę. Poruszane są tutaj problemy dorosłego życia, gdzie samodzielność nie jest tak bajkowa jak starają się nam przedstawić filmy. Jest to dość ciepła powieść, mimo ogólnych trudności czekające na nasze bohaterki. Nie brak tu również humoru i odrobiny smutku. Według mnie należy ona do tych jednorazowych książek, które przyjemnie się czytało, jednak nie byłoby sensu otwierać ich po raz kolejny. Została pochłonięta przeze mnie w dwa dni. Akcja jest wartka, a lekkie pióro autorki sprawia, że chce się zabrać za jeszcze jeden rozdział. Pozycja dobra na wakacje, kiedy potrzebujemy relaksu, a nie wyobrażamy go sobie bez lektury pod ręką.
2023-08-01
Klaudia
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel