Podróż do Argentyny (ebook)
Prywatna detektyw Alexandra Osborne poszukuje biologicznych rodziców trzech braci, którzy zostali adoptowani i przez lata nie wiedzieli o swoim istnieniu. Dwóm udało się spotkać, brakuje jeszcze trzeciego. Odnalezienie go pomogłoby jej w poszukiwaniach ich korzeni. Gdy już traci nadzieję na szczęśliwe zakończenie, w jej biurze zjawia się niespodziewanie Max Kentala, trzeci brat. Jego męski urok burzy jej zmysły. Alex nie wie, jak zdoła utrzymać profesjonalny dystans podczas wspólnej podróży do Argentyny, dokąd prowadzą ślady do dzieciństwa braci…
FRAGMENT
– Wspaniale, że już wróciłaś, Alex. Nigdy nie zgadniesz, kto czeka w twoim gabinecie.
Alexandra Osborne zdjęła żakiet, powiesiła go wraz z torebką na wieszaku i spojrzała na swoją asystentkę Becky. Nie była w nastroju do zagadek. Ani do wiecznie tryskającego entuzjazmu Becky. Właśnie dowiedziała się przez telefon, że kolejny trop w jej śledztwie prowadził donikąd. Jej przygnębienie sięgnęło zenitu. Brak postępów w sprawie, nad którą pracowała przez ostatnie osiem miesięcy, był niepokojący.
W grudniu ubiegłego roku, po odnalezieniu wśród papierów zmarłego ojca swojego aktu adopcyjnego, miliarder hotelarz Finn Calvert zatrudnił ją, by zbadała okoliczności jego narodzin. Chociaż dysponowała niewielką ilością informacji, udało jej się w końcu dotrzeć do opuszczonego sierocińca na pograniczu Argentyny i Boliwii, gdzie w zniszczonym sejfie znaleziono dokumenty sugerujące, że jej klient był jednym z trojaczków. Finn natychmiast zlecił jej odnalezienie pozostałych braci. Poświęciła na to sporo czasu i środków, jednak bez rezultatów.
Jeden z dawno zaginionych braci Finna, Rico Rossi, odnalazł się sześć tygodni temu. Był w posiadaniu listu zawierającego informacje na temat agencji, z której usług korzystali jego rodzice, adoptując go trzydzieści jeden lat wcześniej. Ale owa agencja już nie istniała, a archiwalne dokumenty zaginęły. Początek był obiecujący, ale potem Alex natrafiała w swoim dochodzeniu na mur za murem. Nawet nagrany niedawno wywiad z Finnem i Rikiem, w którym namawiali trzeciego zaginionego brata do ujawnienia się, nie przyniósł żadnych efektów. Minęło osiem długich miesięcy, podczas których niewiele się działo, a ona potrzebowała przełomu, bo nie mogła sobie pozwolić na porażkę.
Po pierwsze, miała stuprocentowy wskaźnik sukcesu, którego spadku jej duma by nie zniosła. Po drugie, Finn Calvert był potężnym i wpływowym klientem, który po pomyślnym zakończeniu misji miał jej wypłacić, oprócz pozostałej połowy honorarium, także niezwykle hojną premię. Jego rekomendacje otwierały przed nią kolejne drzwi, a jego pieniądze umożliwiały jej spłacenie długów, które były astronomiczne, bo londyńskie czynsze i niezbędny do pracy sprzęt kosztowały krocie. To mogło przyspieszyć plany rozwoju jej firmy, sukces zostałby ugruntowany, a wszystkim tym ludziom, którzy jej nie wspierali w młodości, twierdząc, że nigdy niczego nie osiągnie, nie byłoby do śmiechu. Zrezygnowała z innych lukratywnych prac, poświęcając cały swój czas i środki na tę jedną sprawę, która miała zabezpieczyć jej przyszłość i spełnić jej marzenia. Zakładała, że to będzie proste zadanie i nigdy się nie spodziewała, że po tylu miesiącach znajdzie się w impasie. Na samą myśl o porażce robiło jej się niedobrze.
– Kto to jest? – zapytała, zdobywając się na uśmiech, bo brak postępów w śledztwie nie był winą Becky i nie miała prawa odreagowywać swoich zmartwień i złego nastroju na asystentce.
– To nasz zaginiony trzeci brat.
Alex stanęła jak wryta, uśmiech zamarł jej na ustach.
– Żartujesz? – Po tylu rozczarowaniach trudno jej było w to uwierzyć.
– Bynajmniej – odpowiedziała Becky, niemal podskakując na krześle. – Nazywa się Max Kentala i zjawił się tu jakieś pięć minut temu.
– O mój Boże.
– Wiem. Właśnie miałam ci wysłać wiadomość.
– Zaczynałam już tracić nadzieję, że kiedykolwiek go odnajdę.
– W zasadzie to on znalazł ciebie – zauważyła asystentka, ale Alex zignorowała jej słowa.
– Musiał obejrzeć wywiad – powiedziała, poprawiając sobie bluzkę i wygładzając spódnicę.
– Ach, tego nie wiem – przyznała Becky. – Próbowałam się dowiedzieć, jak się tu znalazł, ale był skryty. Zresztą trudno mi się było skupić. Jest w każdym calu równie przystojny jak jego bracia, a może nawet bardziej, choć nie wiem, jak to możliwe, skoro są niemal identyczni. To chyba przez te jego oczy – dodała rozmarzona. – Są takie błękitne… Ciekawe, czy jest samotny.
– Becky!
Asystentka wzięła się w garść.
– Tak, przepraszam – powiedziała z uśmiechem. – Zaprowadziłam go do twojego gabinetu i zrobiłam mu kawę. Przełożę spotkania, które masz na dzisiaj umówione.
– Dzięki.
– Przygotuj się.
Przyzwyczajona do dramatycznych skłonności Becky Alex zignorowała to ostrzeżenie. Seksowna powierzchowność Maxa Kentali nie miała tu nic do rzeczy, podobnie jak jego stan cywilny. Ale to, że się tu znalazł, zdecydowanie miało. Być może w jej śledztwie nastąpi teraz przełom, którego tak bardzo pragnęła. To mogło zmienić bieg wydarzeń.
Wzięła głęboki wdech, uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do gabinetu.
– Dzień dobry – powiedziała.
Wysoki mężczyzna stał przy oknie tyłem do niej. Nie mogła nie zauważyć, że miał szerokie plecy, wspaniałe ramiona, wąską talię, szczupłe biodra i długie, długie nogi. Odwrócił się, spojrzał jej w oczy, a wtedy czas jak gdyby stanął w miejscu. Powietrze uszło jej z płuc i poczuła na całym ciele gęsią skórkę. I czy to była tylko jej wyobraźnia, czy ktoś rzeczywiście włączył ogrzewanie?
Becky z pewnością nie przesadzała. Max Kentala był prawdopodobnie najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego Alex spotkała w całym swoim trzydziestotrzyletnim życiu. Co nie znaczy, że szczególnie gustowała w typie rozczochranego surfera. Jeśli już chodziła na randki – co zdarzało się rzadko – faceci, z którymi się umawiała, byli zazwyczaj schludni. Potargane ciemne włosy tego mężczyzny były jak dla niej za długie i przydałoby mu się golenie. Spłowiałe dżinsy opinające mocne uda lata świetności miały już za sobą, a biała koszula, w której tak świetnie wyglądał, najwyraźniej nigdy nie miała do czynienia z żelazkiem.
Nie. Stanowczo nie był w jej typie. Więc to, że poczuła skurcz żołądka, a w ustach jej zaschło, było całkowicie niezrozumiałe. Może to przez te jego oczy. Były naprawdę zniewalające. Niebieskie, głębokie i enigmatyczne. Miała ochotę w nich zatonąć. I zrobić o wiele więcej, jeśli miałaby być szczera… A to było alarmujące i głęboko niestosowne. Ten człowiek był powiązany z jej priorytetowym dochodzeniem. Mógł też posiadać kluczowe informacje na ten temat. Bez względu na to, jak bardzo wydał jej się atrakcyjny, nie mogła o tym zapominać.
Co z tego, że nie nosił obrączki? To nic nie znaczyło. Pulsowanie w podbrzuszu, jakie odczuwała, było całkowicie niezrozumiałe. Nie minęło przecież aż tyle czasu, odkąd uprawiała ostatnio seks, prawda? Rok? Najwyżej osiemnaście miesięcy? I dlaczego w ogóle myślała teraz o seksie? Potrząsnęła głową i wzięła się w garść.
– Alex Osborne – powiedziała, wchodząc do pokoju.
Wyciągnęła do niego rękę, a on uścisnął ją z lekkim uśmiechem.
– Max Kentala – odpowiedział głębokim głosem z lekkim amerykańskim akcentem, który wywołał w niej dreszcze.
– Bardzo mi miło, panie Kentala.
– Mów mi Max.
– Alex – odparła, odrywając dłoń od jego ręki i powstrzymując się od strzepnięcia z niej prądu, który ją przeszył. – Proszę usiąść.
– Dziękuję.
Przeszła na swoją stronę biurka i z ulgą opadła na krzesło, bo zmiękły jej kolana. Chłodna i profesjonalna, taka właśnie była.
– Zakładam, że obejrzałeś wywiad – powiedziała bardzo spokojnie jak na to, że czuła się, jak gdyby otrzymała cios w splot słoneczny.
Skinął krótko głową.
– Kiedy?
– Wczoraj.
I już się tu znalazł. Nie tracił czasu.
– Czy mogę również założyć, że chcesz, żebym umówiła cię na spotkanie z twoimi braćmi?
– Sam się z nimi umówiłem – odparł. – Właśnie od nich wracam.
Co? To nie było w porządku. W wywiadzie Rico powiedział wyraźnie, żeby każdy, kto ma jakiekolwiek informacje w ich sprawie, kontaktował się najpierw z nią. On i jego brat chronili swoją prywatność, a wywiad mógł przynieść więcej fałszywych niż prawdziwych tropów. Więc co Max sobie w ogóle myślał, burząc jej starannie ułożone plany?
– Miałeś skontaktować się najpierw ze mną – powiedziała, marszcząc czoło. – Takie były instrukcje.
– Nie stosuję się do instrukcji – powiedział z leniwym uśmiechem, który, ku jej irytacji, roztopił jej żołądek. – Sam sobie wszystko organizuję.
Nie w tej sprawie, pomyślała, zbierając się w sobie, by zignorować efekt jego olśniewającego uśmiechu. Odkrycie prawdy o narodzinach i adopcji trojaczków było jej zadaniem. Od samego początku Finn dał jej w tym całkowitą autonomię. To ona ustalała zasady i procedury. Ona tu rządziła. Choć cieszyła się, że się pojawił, to Max nie miał prawa się wtrącać. Nie chciała, żeby zniweczył całe jej plany na przyszłość tylko dlatego, że chciał robić wszystko po swojemu. Krew w niej zawrzała.
Nie powinien jej lekceważyć. Zrezygnowała ze stabilnej kariery w policji, by założyć własną firmę detektywistyczną. Podjęła ogromne ryzyko i ciężko pracowała. Daleko już zaszła, ale miała jeszcze wiele do zrobienia. Marzenia napędzały ją, by robić więcej i być lepszą. Niegdyś dla zagubionej i nieszczęśliwej nastolatki te marzenia były wszystkim, co miała. Nikt i nic ich nie przekreśli. Potrzebowała uznania Finna i jego pieniędzy, co oznaczało, że to ona musiała znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Mężczyzna, który tak swobodnie rozsiadł się na krześle po drugiej stronie jej biurka, musi odtąd trzymać się jej linii.
– Więc dlaczego tu przyszedłeś, Max? Czego chcesz?
Siedząc wygodnie i spoglądając na chłodno uśmiechniętą kobietę przed sobą, Max myślał o kilku sprawach. Na początek chciał, żeby nadal wypowiadała jego imię tym niskim, ochrypłym głosem, najlepiej szepcząc mu je wprost do ucha, podczas gdy on rozpinałby guziki w jej jedwabnej bluzce. W idealnym świecie rozpuściłaby włosy i roztrzepała lśniącą ciemnobrązową grzywkę, uśmiechając się do niego kusząco. Ta wizja zaskoczyła jego samego, bo zwykle nie przepadał za eleganckimi, schludnymi profesjonalistkami. Musiał jednak przyznać, że była olśniewająca. Pod grzywką miała szeroko rozstawione jasnoniebieskie oczy otoczone gęstymi ciemnymi rzęsami, wysokie kości policzkowe i pełne, ponętne usta, od których z trudem mógł oderwać wzrok. W chwili, gdy odwrócił się od okna i spojrzał na nią, zalała go fala pożądania, uderzając w niego z siłą tsunami. Poczuł napięcie mięśni, gwałtowne przyspieszenie pulsu i napływ krwi do podbrzusza. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz kobieta, którą dopiero co poznał, wywarła na nim aż takie wrażenie. Spojrzenie jej świetlistych, błękitnych oczu odczuł niczym cios w bebechy, a jego skutki wciąż się utrzymywały.
Ale znalazł się tu przecież z innego powodu. Piętnaście godzin temu jego rodzina składała się tylko z trudnej, wymagającej matki, mieszkającej w Nowym Jorku z mężem numer cztery, i ojca, który po rozwodzie porzucił go i przeniósł się do Los Angeles, a siedem lat temu doznał śmiertelnego ataku serca. Do czternastego roku życia rodzina oznaczała dla Maxa niekończącą się dezaprobatę i lodowate milczenie, brak miłości i szacunku, a także naginanie się do granic możliwości, by spełnić czyjeś oczekiwania, za każdym razem daremnie. Oznaczało to druzgocącą świadomość, że nie był wystarczająco dobry i żył z nieustannym poczuciem winy. Musiał się pogodzić z odejściem ojca po rozwodzie rodziców i radzić sobie z trudną relacją z kobietą, która była wymagająca, zaabsorbowana sobą i kontrolująca. Ale robił to, bo była jego matką. A przynajmniej tak zawsze uważał. Obejrzany w internecie dzień wcześniej wywiad, którego udzielili dwaj bliźniaczo do niego podobni mężczyźni, sprawił, że jego dotychczasowe pojęcie o rodzinie rozpadło się na kawałki.
Siedział w swoim gabinecie w domu na Karaibach, gdy jego asystentka przesłała mu link, prosząc, by natychmiast na niego kliknął. Jako ekspert do spraw bezpieczeństwa cybernetycznego, którego klientami były firmy o globalnym znaczeniu i rządy państw, nigdy nie klikał na nic od razu, niezależnie od tego, skąd pochodziło polecenie. Kiedy wczoraj po południu, pod naciskiem Audrey, w końcu to zrobił, szok pozbawił go tchu i wyssał mu krew z mózgu. Obejrzał dwudziestominutowe nagranie Finna Calverta i Rica Rossiego jeszcze trzy razy, za każdym razem zatrzymując się na ostatniej klatce, w której Rico patrzył prosto w obiektyw i namawiał zaginionego trzeciego brata do kontaktu. Bliski omdlenia wpatrywał się w oczy, tak podobne do własnych, i dopiero po długiej chwili uspokoił się na tyle, by móc logicznie myśleć. Pilnie potrzebował odpowiedzi na niezliczone pytania, które krążyły mu po głowie. Zadzwonił do matki, która potwierdziła, że rzeczywiście został adoptowany z sierocińca w Argentynie trzydzieści kilka lat temu, a potem zaczęła jak zwykle sprowadzać wszystko do siebie. Oszołomiony i wstrząśnięty odłożył słuchawkę, zanim powiedział coś, czego mógłby żałować. Potem włamał się do systemów, mogących ujawnić jak najwięcej informacji o mężczyznach, będących zapewne jego braćmi, o których nigdy wcześniej nie słyszał. Jak tylko ustalił, że Finn i Rico mieli tę samą datę urodzenia i obaj przebywali obecnie w Londynie, zarezerwował sobie miejsce na najbliższy lot. Po wylądowaniu następnego ranka wysłał do każdego z nich wiadomość z informacją, gdzie będzie i kiedy, gdyby byli zainteresowani spotkaniem. Dwie godziny później cała trójka siedziała w barze flagowego hotelu Finna w centrum Londynu, popijając szampana z okazji odnalezienia się po tak długiej rozłące i próbując streścić pół życia w pół poranka.
– Za dawno zaginionych braci – powiedział Finn z uśmiechem, który mógłby być uśmiechem Maxa, podnosząc swój kieliszek i przechylając go w stronę braci.
– Saluti – powiedział Rico, idąc w jego ślady.
– Na zdrowie! – Max stuknął swoim kieliszkiem o dwa pozostałe, po czym wypił połowę jego zawartości, a bąbelki spływające mu do gardła pobudziły jeszcze burzę myśli i emocji, które kłębiły się w jego głowie. Odkrycie, że został adoptowany, sprawiło, że tak wiele pytań, które dręczyły go przez całe życie, nagle znalazło odpowiedzi. Na przykład, dlaczego w niczym nie przypominał swoich rodziców, ani fizycznie, ani pod względem temperamentu. Albo dlaczego zawsze czuł się outsiderem. Dlaczego nic, co kiedykolwiek zrobił, nie było wystarczająco dobre. Dlaczego ojciec nie walczył o niego podczas rozwodu. Skąd to dziwne, ale głęboko zakorzenione poczucie, że nie jest tam, gdzie powinien, ani z ludźmi, z którymi powinien być.
Bo powinien być z nimi, ze swoimi braćmi, teraz czuł to wyraźnie w kościach. Podzielali jego niechęć do mleka i umiejętność posługiwania się liczbami, i tak jak on byli swego czasu na bakier z prawem. Od razu ich polubił, a oni polubili jego.
– Czy masz jakieś pojęcie, jak znaleźliśmy się w argentyńskim sierocińcu albo dlaczego nas rozdzielono? – zapytał go Finn.
– Żadnego – odparł, marszcząc czoło.
– Ja też nie – powiedział Rico. – Alex natrafiła na mur.
Max uniósł brwi.
– Alex?
– Alex Osborne – wyjaśnił Finn. – Prywatna detektyw, którą zatrudniłem. Ostatnio praktycznie nie zrobiła żadnych postępów w śledztwie, co jest cholernie frustrujące. Ale nie ma się za bardzo na czym oprzeć.
– Może ja się tym zajmę?
– A mógłbyś? – zapytał Rico.
– Pewnie – odparł Max. Kończył właśnie jeden projekt, a następny zaczynał dopiero za miesiąc, więc miał na to czas. Miał też dostęp do odpowiednich źródeł. Ale przede wszystkim miał silną motywację. Przez ostatnią dekadę wierzył, że dokładnie wie, kim jest i dokąd zmierza. Wiadomość o adopcji wywróciła jego świat do góry nogami. Odpowiedziała na wiele pytań i rozwiała wiele niejasności, ale jednocześnie zrodziła jeszcze więcej nowych. Kim on był? Skąd się wziął? Jak znalazł się w miejscu, w którym się znalazł? A to był dopiero początek. Potrzeba ich wyjaśnienia, zdobycia informacji, płonęła w nim jak najgorętszy ogień.
– Mam rozległą sieć danych i wiem, gdzie trzeba szukać.
– Dobrze byłoby dotrzeć do prawdy – powiedział Rico. – Jakakolwiek by ona nie była. Daj mi znać, jeśli czegoś potrzebujesz.
– Masz tutaj kontakt do Alex – powiedział Finn, wręczając mu jej wizytówkę.
– Zostawcie to w moich rękach – odparł Max.
A teraz był tutaj, puls bił mu szybciej niż zwykle, a zmysły dziwnie się wyostrzyły, gdy Alex nadal mu się przyglądała z wyzywająca miną, czekając niecierpliwie, aż jej odpowie, co tu robi.
– Chcę mieć wszystko, co masz na temat tej sprawy – powiedział, ignorując buzujące w nim pożądanie i skupiając się na tym, co było ważne.
Uniosła wysoko brwi. Wydawało się, że temperatura w pokoju spadła o trzydzieści stopni.
– Dlaczego?
Kiedy zdołał w końcu uporać się z traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa, ostatnią dekadę przeżył we względnym spokoju. Wczoraj ten spokój został zburzony, a bardzo potrzebował go odzyskać. Ponieważ cenił sobie pokrewieństwo z braćmi, pragnął ich akceptacji i uznania, zrobiłby wszystko, żeby to uzyskać. I, szczerze mówiąc, dlatego, że nie zaszła jeszcze w swoim śledztwie zbyt daleko.
– Bo odtąd to ja będę się tym zajmował.