Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Podróż do Grecji (ebook)
Zajrzyj do książki

Podróż do Grecji (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8390-8
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Greek Secret She Carries
TłumaczMałgorzata Dobrogojska
Język oryginałuangielski
EAN9788327683908
Data premiery2022-08-18
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Summer Soames poszukuje w rodzinnej posiadłości skrytki, w której prababka ukryła klejnoty. Przy okazji natrafia na list z informacją, kto jest jej ojcem. Poruszona, jedzie do Grecji, by go odnaleźć. Poznaje szefa ochrony ojca, urzekająco przystojnego Therona Thiakosa, i spędza z nim namiętną noc. Liczy na jego pomoc, lecz Theron nie wierzy Summer. Uznaje ją za oszustkę i każe wyjechać. Summer wraca do Anglii – wciąż nie ma klejnotów, nie dotarła do ojca, ale za to będzie miała dziecko…

Fragment książki

Theron Thiakos maszerował mokrą londyńską ulicą, klnąc siarczyście typową angielską pogodę. Praktycznie nie przestawało padać. Jak można tak żyć? – zapytywał gniewnie. Tęsknił za gorącym greckim słońcem i migotliwym morzem, na które nie dało się patrzeć, nie mrużąc oczu. Pokryte ciemnymi chmurami nocne niebo nadawało ulicy Myfair aurę tajemniczości, a pod szyldem Victoriana krył się ekskluzywny prywatny klub.
Po obu stronach masywnych, lśniących, czarnych drzwi stali dwaj mężczyźni. Toskańskie kolumny podtrzymujące portyk świadczyły o bogactwie i wyczuciu historii. Coś takiego musiało przemówić do ego Lykosa. Ruszył prosto do wejścia, ale jeden z mężczyzn od razu go zatrzymał.
– Jestem umówiony z Lykosem Livasem – oznajmił gniewnie.
Nie miał czasu ani cierpliwości. Był za to wściekły i chętny do awantury. Drugi odźwierny kiwnął głową, otworzył drzwi i wskazał kobietę w dziwacznych, zielonych tweedowych spodniach za kolano i kamizelce.
Theron pamiętał, że Lykos zawsze miał skłonność do teatralnych gestów.
Po chłodzie londyńskiej nocy ciepło wydawało się błogosławieństwem, a wizja wytęsknionej szklaneczki whisky stawała się coraz bardziej realna. Marzył o tym przez całą drogę z posiadłości Soamesów w Norfolk, gdzie zostawił Summer. Odjeżdżając, nie potrafił spojrzeć jej w oczy, nie umiałby znieść ich wyrazu.
Hostessa zaprowadziła go do zaskakująco dużego pomieszczenia umeblowanego w stylu wiktoriańskim. Pomimo negatywnego nastawienia był pod wrażeniem baru ciągnącego się przez całą długość pomieszczenia. Tak imponujące rozmiary osiągnięto dzięki połączeniu dwóch domów.
Od razu zauważył, że ten, którego szukał, siedzi w boksie z wytłaczanej, zielonej skóry, w towarzystwie kobiety tak eleganckiej, jak należało oczekiwać po Lykosie Livasie.
Zaledwie musnął wzrokiem brunetkę, bo w wyobraźni natychmiast zobaczył bujne złociste włosy, orzechowe oczy i zmysłowe wargi.
Kiedy Lykos w końcu się do niego odwrócił, mimowolnie zacisnął pięści.
– To wszystko twoja wina – rzucił z goryczą.
Lykos patrzył na niego przez chwilę wzrokiem tak obojętnym, że można było wątpić, czy go w ogóle usłyszał.
– Powiedziałbym, że miło ci widzieć, ale…
– Dajmy sobie z tym spokój. Powtórzę. To wszystko twoja wina.
– „Wszystko”, czyli…? – Lykos najwyraźniej był bardziej zainteresowany swoim drinkiem niż rozmową.
– Zostaw nas – powiedział Theron do brunetki rozkazująco.
Zwykle się tak nie zachowywał, ale dziś był na skraju wytrzymałości.
– To niepotrzebne – zaprotestował bez przekonania Lykos.
– Znajdziesz sobie inną. – Odwrócił się plecami do kobiety i rozejrzał się za hostessą. – Whisky, proszę.
Lykos obserwował, jak jego partnerka odchodzi naburmuszona.
– Widujemy się raz na dziesięć lat i też nie możesz się opanować?
Dobrze było znów mówić w ojczystym języku. Minął tydzień, odkąd opuścił Ateny i znalazł się w piekielnym Norfolk. Niektórzy uważali, że grecki brzmi szorstko, ale on się z tym nie zgadzał.
– Nie czas na żarty.
– Poczuciem humoru nigdy nie grzeszyłeś.
Theron dostał swojego drinka i usiadł na wolnym miejscu.
– Co porabiasz w Londynie? – spytał, upijając łyk, choć miał ogromną ochotę wysuszyć zwartość jednym haustem.
– Podoba mi się tutaj.
– Nie wierzę, żeby Grekowi mogło się tu podobać. Tak tu szaro… – odparł Theron z niesmakiem.
– Szaro? Nie pamiętam, żebym oglądał to miasto za dnia. Naprawdę jest aż tak brzydkie?
– Tak, a Norfolk jest jeszcze gorsze.
– No to opowiadaj, co się tam wydarzyło.
Dopóki Lykos nie sprzeniewierzył się ich przyjaźni, właśnie tak swobodnie się ze sobą czuli.
– Chcę wiedzieć, dlaczego zadzwoniłeś do mnie w zeszłym tygodniu.
Podejrzewał, że Lykos jest jakoś w to wszystko zamieszany, ale chciał potwierdzenia od niego samego.
– Taki żart. – Lykos uśmiechnął się czarująco. – Kiedy twoja wakacyjna przygoda pojawiła się na moim progu…
– Licz się ze słowami.
– Nie bądź taki drażliwy. – Lykos zerknął na niego kątem oka. – Kiedy urocza pani Soames zjawiła się u mnie z propozycją kupna wartej piętnaście milionów funtów wiejskiej posiadłości za jedną trzecią wartości rynkowej, zwyczajnie chciałem się pochwalić. Zawsze marzyłem o zamku.
– To nie jest zamek.
– Czyżby?
– To ruina. Dziurawe mury, koszmarny ziąb. Czas i wilgoć zrobiły swoje. – Poparł swoje słowa wymownym gestem.
– O tym nie było mowy. To dlatego tu jesteś? Żeby mi odradzić tę transakcję?
Theron zastanawiał się odrobinę za długo.
– Kup ją – powiedział w końcu, znużony. – Jest warta ceny rynkowej. Nie wykorzystuj bezbronnej kobiety.
Nie chciał robić scen przy ludziach, więc wstał, ale Lykos wcisnął mu szklankę whisky .
– Lepiej usiądź – syknął. – Wypij to i bądź tak dobry wyjść, zanim całkiem zepsujesz nam zabawę.
– Niezły z ciebie numer, wiesz?
– Posłuchaj, twoje zdanie mało mnie obchodzi.
– Kiedyś cię obchodziło.
– A ty wybrałeś Kyrosa.
– Nieprawda. To ty wyjechałeś.
– Mogłeś do mnie przyjechać.
– Jak by to wyszło w stosunku do człowieka, któremu tyle zawdzięczamy?
– To był zawsze twój problem. Jak mu zrekompensować to, co dla nas zrobił? Czym mógłbyś mu się odwdzięczyć?
Theron odwrócił się od pytającego wzroku swojego byłego najlepszego przyjaciela i zapatrzył w szklankę whisky. Być może miał coś, co mogłoby spłacić ten dług.
Jego dziecko.
– No, dobrze – burknął Lykos. – Tylko nie rób takiej miny.

Summer krążyła przed ogniem płonącym w kominku w małej bibliotece. Tam i z powrotem, tam i z powrotem, aż zapłakane oczy wyschły i straciły czerwony kolor. Ale serce nadal krwawiło.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy pokój stał się jej sanktuarium, każdy centymetr tak jej bliski, jakby mieszkała tu przez całe swoje życie. Ale zamiast widzieć książki, których mógłby pozazdrościć każdy poważny księgozbiór, zobaczyła w wyobraźni ciemne jak węgiel oczy. Jakże za nimi tęskniła. Znów zaczęła krążyć przed ogniem, którego płomienie tańczyły wesoło, jakby się nic nie stało, jakby jej świat nie roztrzaskał się właśnie na milion kawałków.
Niecierpliwie odgarnęła opadające na twarz włosy. Sześć miesięcy wcześniej była naiwną studentką trzeciego roku geofizyki, która gorąco pragnęła odwdzięczyć się siostrom za pomoc w sfinansowaniu studiów. W tej chwili była w ciąży.
Jednak teraz nie mogła sobie pozwolić na smętne rozmyślania o Theronie Thiakosie ani o swoim ojcu, Kyrosie. Musiała zadbać o matkę i siostry. Odnaleźć brylanty Soamesów, które ich praprababka sto pięćdziesiąt lat temu ukryła przed niekochanym mężem. Wskazówki zostały znalezione, zakodowane wiadomości odczytane i obecnie jej siostry tropiły gdzieś w świecie informacje potrzebne do zlokalizowania skrytki.
Nietrudno było ukryć wzgórek ciąży trzy tygodnie wcześniej, kiedy Skye przyleciała z Francji z mapą sekretnych korytarzy posiadłości w Norfolk. A Star była tak przejęta perspektywą podróży do Duratry na Bliskim Wschodzie w poszukiwanego jedynego w swoim rodzaju klucza, zrobionego z dwóch połączonych naszyjników, że ciąży siostry zwyczajnie nie zauważyła.
Summer starannie przewertowała dzienniki praprababki w poszukiwaniu wskazówek, ale niczego nie znalazła. Odnalezienie brylantów pozwoliłoby siostrom wypełnić warunki testamentu, sprzedać posiadłość i opłacić leczenie ratujące życie matki. W tej chwili nie była w stanie myśleć o niczym innym.
A już na pewno nie o mężczyźnie o oczach ciemnych jak obsydian i kamiennym sercu. Objęła dłońmi brzuch, upewniając siebie i nienarodzone maleństwo, że wszystko będzie dobrze.
– Wszystko się w końcu ułoży – szepnęła. – Ciocia Star zawsze to powtarza.
Z holu dobiegł dźwięk starożytnego dzwonka. Posiadłość z zewnątrz przypominała Downtown Abeby, a wnętrze mogłoby zainspirować Dickensa. Niestety pięć pokoleń rodziny, bezskutecznie poszukujących rodzinnych brylantów, doprowadziło domostwo do ruiny. Ich dziadek na przykład w swoim szaleństwie posunął się do wykucia wielkich dziur w ścianach. I nigdy się nie dowiedział, jak bliski był osiągnięcia celu.
Otworzyła frontowe drzwi i znalazła się w objęciach sióstr. Nie musiała widzieć ich twarzy, i tak czuła, że wróciła do domu. Nieważne, gdzie były, byleby razem. Bardzo za nimi tęskniła.
– Jak dobrze cię widzieć – wyrzuciła z siebie Star. – Tak dużo mamy ci do opowiedzenia. Ale… co to takiego?
Star cofnęła się i patrzyła rozszerzonymi zdumieniem oczami na jej brzuch. Zza jej ramienia uśmiechała się ze zrozumieniem Skye.
– Niespodzianka! – Summer bardzo się starała zabrzmieć entuzjastycznie, ale wybuchnęła płaczem.
Siostry natychmiast ją objęły i zaczęły zapewniać o swoim zrozumieniu i wsparciu, co tylko sprawiło, że rozszlochała się gwałtowniej. W końcu komendę objęła Skye i weszły do środka.
Przez całą drogę do małej biblioteki szły po obu jej stronach i zapewniały o swoim uczuciu, co trochę złagodziło przygnębienie. W końcu usadziły ją w dużym fotelu, Star dołożyła do ognia, a Skye zaparzyła ziołowej herbaty i spojrzała na siostrę z troską.
– Dobrze się czujesz?
Summer przestała płakać i potaknęła.
– Dziecko też?
Potknęła ponownie, a kiedy podniosła wzrok zobaczyła na twarzach sióstr uśmiechy. Pociągnęła nosem i Star podała jej chusteczkę.
– Czy mogę zapytać…?
– Nie chcę o tym rozmawiać – odparła stanowczo. – A skoro już tu jesteście…
– Summer… – upomniała ją łagodnie Star.
– Nie chcę – powtórzyła buntowniczo. – Musimy odnaleźć brylanty.
– Myślałam, że je znalazłaś.
– Jeszcze nie. Czekałam z tym na was.
– Nie znikną przez noc – zdecydowała Skye. – Teraz ty jesteś najważniejsza. I nigdzie nie pójdziemy, dopóki nam nie powiesz, co się dzieje – powiedziała stanowczo. – Najpierw napijmy się herbaty.
Usiadły więc, szczęśliwe, że po długim okresie rozłąki znów są razem. Potem Skye opowiedziała im o swoim narzeczonym Benoit i Dordogne, gdzie spędziła kilka ostatnich tygodni. Star zapytała jeszcze o kilka szczegółów, a potem ona z kolei opowiedziała o swojej sympatii, księciu z Duratry. Jak gdyby czuły, że Summer potrzebuje czasu, zanim podzieli się z nimi swoją opowieścią. W końcu jednak nadszedł jej moment.
– Nie wiem, od czego zacząć. – W odpowiedzi na ich wyczekujące spojrzenia, bezradnie wzruszyła ramionami.
– Od początku, oczywiście. – Star mówiła łagodnie, jakby zwracała się do dziecka.
Summer odetchnęła głęboko i powiedziała jednym tchem:
– Odnalazłam mojego ojca.
– Jak? Gdzie? – Skye najwyraźniej nie była przygotowana na taki początek.
– W Grecji.
– Ale podobno mama nie znała jego nazwiska? – Star zmarszczyła brwi. – Dlatego nie mogła… – przerwała, jakby nagle coś do niej dotarło.
– O, nie – powiedziała Skye. – Naprawdę? Wiedziała przez cały czas?
Summer pokiwała głową. Żałowała tych wszystkich straconych lat, pytań bez odpowiedzi, poczucia braku części siebie… Teraz rozumiała, dlaczego matka postąpiła właśnie w ten sposób, ale na jej miejscu wybrałaby inaczej.
– Dlaczego nam nie powiedziałaś? – spytała Skye.
– Nie chciałam, żebyście myślały o niej źle. Sama nie chciałam myśleć o niej źle.
Usiłowała znaleźć odpowiednie słowa, by wyjaśnić siostrom przyrodnim, dlaczego zataiła przed nimi tę przykrą informację. Ojciec Skye po zerwaniu z Mariam założył nową rodzinę. Ojciec Star zginął tragicznie, kiedy miała zaledwie kilka miesięcy. Kyros był ojcem Summer i obawiała się, że siostry nie zrozumieją, dlaczego tak bardzo chciała się z nim spotkać. Z człowiekiem, którego nigdy nie widziała. I było jeszcze coś, do czego nie chciała się przyznać. Gdyby ją odrzucił, w ogóle by im o tym nie wspomniała. Nikt nie musiał o niczym wiedzieć.
– Chciałam się z nim najpierw spotkać – powiedziała.
– I spotkałaś się?

Pięć miesięcy wcześniej

Dam radę, powiedziała sobie twardo Summer, wychodząc z klimatyzowanego terminalu lotniska w Atenach, ale upał uderzył w nią z tak ogromną siłą, że omal się nie cofnęła.
Hotel znajdował się stosunkowo niedaleko biura Kyrosa Agyrosa. Summer spojrzała tęsknie na rząd taksówek, odwróciła się i poszukała automatu z biletami. Na szczęście miał angielskie napisy. Dziesięć minut później już jechała i starała się nie przegapić przystanku. Jednocześnie nie przestawała rozmyślać o ojcu. Odkąd znalazła zdjęcie rodziców na strychu między starymi albumami i rodzinnymi dokumentami, czuła nieprzemijający żal. Mariam zawsze jej powtarzała, że nie zna nawet jego nazwiska.
O tak, powiedziała jej dużo innych rzeczy. Miał na imię Kyros i, podobnie jak ona, mały pieprzyk na obojczyku. Zawsze ją rozśmieszał i sprawił, że pomimo smutku znów uwierzyła w miłość. Ich związek, choć krótki, był bardzo szczęśliwy. Summer nigdy w to nie wątpiła, bo przecież znalazła zdjęcie matki zapatrzonej w przystojnego mężczyznę, podpisane na odwrocie jej ręką „Kyros Agyros”.
Odkrycie wstrząsnęło nią do głębi. Ale choć bardzo chciała usłyszeć wyjaśnienie, nie mogła. Bo Mariam Soames była chora i nie można jej było w tym stanie dręczyć pytaniami. Dlatego została jej tylko jedna opcja.
Kiedy głośnik oznajmił: „Syntagma Square”, chwyciła ciężki plecak i wysiadła pospiesznie.
Najpierw chciała znaleźć hotel, który, według przewodnika, znajdował się nie więcej niż dziesięć minut piechotą od placu. Ale kiedy się odwróciła i zobaczyła budynek parlamentu, z wrażenia zabrakło jej tchu. Rząd białych kolumn lśnił na tle ciemnożółtej ceglanej fasady, a cały budynek górował dostojnie nad otoczeniem. Za nią schody prowadziły w dół, do fontanny, w której bawiły się dzieci, pokrzykując i opryskując wodą. Z boku stał rząd zadaszonych stolików i krzeseł, a zapach kawy docierał nawet do miejsca, w którym stała.
Momentalnie poczuła coś, czego nie umiałaby wyjaśnić. Jej profesor od geofizyki i koledzy ze studiów uśmialiby się, gdyby spróbowała. Ale jej serce wezbrało dumą, bo to była część jej kultury, jej dziedzictwa, jej tożsamości.
Przeszła przez plac, tonąc w zachwycie. Upał, ludzie, barwy, dźwięki, wszystko było tak bardzo różne od tego, do czego przywykła. Miała zamiar szukać drogi do hotelu, ale zobaczyła smukły, lśniący biurowiec i czerwone logo z nazwiskiem swojego ojca.
Wiedziała, że miał biuro w pobliżu, ale cały budynek? Serce zabiło jej mocniej, dłonie zwilgotniały. Poprawiła plecak i szybkim krokiem skierowała się w stronę obrotowych drzwi. Trzydzieści pięter w górę mogło przyprawić o zawrót głowy, ale klimatyzacja przyjemnie chłodziła rozgrzane upałem ciało. W recepcji czekała atrakcyjna, profesjonalnie uśmiechnięta brunetka.
– W czym mogę pomóc? – spytała w doskonałym angielskim, zanim Summer zdążyła zapytać, czy mówi w tym języku.
Summer dopiero po chwili zebrała się na odwagę by wyartykułować swoją prośbę.
– Chciałabym się zobaczyć z panem Agyrosem.
Recepcjonistka energicznie postukała w klawiaturę komputera.
– Rozumiem. Czy jest pani umówiona?
– Niestety nie. Mogłaby pani przekazać, że Mariam Soames chce się z nim widzieć?
– Obawiam się, że to niemożliwe.
– Wiem, że nie jestem umówiona, ale naprawdę muszę się z nim pilnie zobaczyć.
– Rozumiem, ale to niemożliwe, bo go tu nie ma. Wyjechał z rodziną.
Rodzina. To słowo smagnęło ją boleśnie. Niby wiedziała, że ma rodzinę, ale i tak zabolało. Powinien tu być. Dowiadywała się przecież.
Wyraz twarzy musiał ją zdradzić, bo recepcjonistce zrobiło się przykro.
– Może skontaktować panią z kimś innym?
– Nie, dziękuję. – Summer pokręciła głową. – Może mi pani powiedzieć, kiedy wróci?
– Niestety nie – odparła recepcjonistka nie bez życzliwości.
Summer opuściła budynek przygnębiona. Według kilku relacji prasowych i stron internetowych jej ojciec miał być na konferencji w Atenach. Upał na ulicy przyprawiał o mdłości. Przysiadła na kamiennym murku otaczającym budynek z uczuciem przytłaczającej samotności i zagubienia. Wydała na tę podróż większość swoich skromnych oszczędności. Czy naprawdę wyobrażała sobie, że przyjedzie tutaj, wejdzie do jego biura, przedstawi się i zostanie powitana jak cudem odnaleziona, upragniona córka?
W internecie znalazła mnóstwo informacji o sukcesach finansowych i działalności jego firmy, ale bardzo niewiele na temat samego szefa. Najwidoczniej dobrze chronił swoją prywatność, w czym pomagał mu pewien mężczyzna, nazwiskiem Theron Thiakos.
Teraz wyłonił się z budynku, akurat gdy spojrzała na wejście. Kilka kroków dalej przystanął, by odebrać telefon, nie zwracając uwagi na omijających go przechodniów. Widziała jego zdjęcia, więc rozpoznała ciemne włosy i przystojną twarz, ale dopiero teraz przyjrzała mu się uważnie.
Był bardzo atrakcyjny, a to, co szczególnie rzucało się w oczy, to były kąty. Ostre i czyste, aż miała ochotę ich dotknąć. Klin ramion, łuki brwi, mocno zarysowane kości policzkowe. Miała ochotę przejechać po nich dłonią, co nie zdarzyło jej się wcześniej. Pokręciła z niedowierzaniem głową i spróbowała spojrzeć na niego bez emocji, jak naukowiec, którym przecież była.
Wysoki. Dobrze ponad metr osiemdziesiąt. Zgrabny. Przystojny. Mroczny. W pewien sposób złowieszczy.
Starała się uspokoić i przywołać informacje znalezione w sieci. Był tylko o sześć lat starszy od niej, a w wieku dwudziestu ośmiu lat osiągnął status i pozycję, o jakich inni mogli tylko marzyć. Skończył prestiżowe studia, gdzie wśród absolwentów były dzieci książąt i dyplomatów. Należał do elity i po wzorowej służbie w greckich siłach zbrojnych trafił prosto na intratne stanowisko w Agyros, a potem założył własną firmę. Jednak nic z tego, czego się o nim dowiedziała, nie mogło jej przygotować na osobiste spotkanie.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel