Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Podróż do Makau
Zajrzyj do książki

Podróż do Makau

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-8342-392-0
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383423920
Tytuł oryginalnyClaimed to Save His Crown
TłumaczMonika Łesyszak
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-01-25
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Podróż do Makau" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Henna Olin otrzymuje polecenie oceny kandydatek na żonę dla króla Aleksandra. Henna sama jest zakochana w Aleksandrze i nie może znieść myśli o innej kobiecie u jego boku. Postanawia więc wyjechać. Przyjmuje propozycję nowej pracy w Londynie. Aleksander jednak bardzo ceni sobie pomoc zaradnej Henny. Przekonuje ją, by przed odejściem podjęła się jeszcze jednego zadania dla niego. W tym celu będzie musiała pojechać z Aleksandrem w podróż do Makau…

 

Fragment książki

 

Henna zgubiła drogę. Przygryzła wargę, żeby powstrzymać szloch. Wokoło widziała jedynie masy drobnych listków. Skręciła za róg tylko po to, by dotrzeć do końca kolejnej ślepej alejki.
Gorzko żałowała, że macocha zabrała ją na to przyjęcie. Utknęła w labiryncie w ogrodach przy królewskim pałacu w Svardii. Nie wierzyła, że zdoła wyjść stąd przed nocą.
Co będzie, jeśli nikt jej nie znajdzie? Niepotrzebnie uwierzyła Vivece, że na nią zaczeka. Zaledwie dwa lata starsza od niej przyrodnia siostra była złośliwa, choć Henna nigdy nie przyznała tego głośno.
Włosy wymknęły jej się spod opaski i opadły na twarz. Miała żal do Marcelli, że kazała je obciąć swojej fryzjerce. Wolała długie. Przypominały jej szczęśliwe czasy, gdy tata co rano zaplatał je w warkocze i rozczesywał na noc.
Nadal straszliwie jej go brakowało, choć Marcella ciągle powtarzała, że dwanaście lat to zbyt poważny wiek na płacz, a trzy lata to za dużo na żałobę.
Zawróciła na ścieżkę, którą przyszła albo przynajmniej tak myślała. Usłyszała śmiech. Dostała skurczów żołądka na myśl o tym, że Vivecę bawi jej bezradność.
Łzy popłynęły szerokim strumieniem.
W końcu potknęła się o wystający korzeń i upadła. Nie miała siły wstać. Żwir odgniatał skórę na łokciach i kolanach. Nawet stłumiony głos z oddali, niższy niż u jej przyrodniej siostry, nie skłonił jej do wstania.
Kolejna łza wsiąkła w suchą ziemię, gdy ktoś kazał komuś wrócić na przyjęcie. Chwilę później odgłos kroków skłonił ją do podniesienia głowy.
Zaraz tego pożałowała. Wolałaby już, żeby to Viveca ją znalazła. Tymczasem stał nad nią nie tylko najatrakcyjniejszy chłopak w szkole, prymus w nauce i mistrz wszystkich zawodów sportowych, ale też następca tronu Svardii. Musiał rozmawiać ze swoją dziewczyną, Kristine. Choć wielu uczniów szeptało, że to niedobrana para, Henna uważała ją za ładną i miłą.
Książę Aleksander przykucnął przy niej. Henna z powrotem opuściła głowę, jakby zobaczyła niebezpieczną bestię. Tymczasem Aleksander wyciągnął do niej ręce.
– Przyszedłem sprawdzić, jak sobie radzisz – zagadnął. – Kiedyś moja siostra tu zginęła. Nieprędko ją znaleźliśmy.
Te słowa nieco złagodziły wstyd, że się zgubiła, ale nie, że zaufała Vivece.
Z rumieńcem na policzkach wstała i wytarła zakurzone dłonie o balową suknię z jasnego jedwabiu. Marcella nie daruje jej, że ją zabrudziła.
Zerknęła ukradkiem na księcia. Starszy od niej o trzy lata, miał gęste, ciemne włosy, ciepłe spojrzenie i serdeczny uśmiech dla wszystkich. Z powodu miłego usposobienia w szkole przezywano go czarującym księciem.
– Wszystko w porządku? – zapytał ponownie.
Usłyszała w jego głosie nutę wesołości, ale nie złośliwą. Posmutniała na myśl, że nigdy z nią nie pożartuje. Kiwnęła głową, ale najwyraźniej go nie przekonała. Nadal patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Jesteś przyrodnią siostrą Viveki? – zapytał.
Gdy znów skinęła głową, wykrzywił twarz w grymasie odrazy, który wreszcie ją rozbawił.
– Chodźmy! Najwyższa pora wracać na przyjęcie – jego głos wyrwał ją z zadumy.
Przez sekundę patrzyła w milczeniu na wyciągniętą do niej rękę, zanim podała mu swoją.
– Czy poznałaś już moją siostrę? – zapytał z ciepłym uśmiechem.
Henna nie przypuszczała, że to niewinne pytanie odmieni jej życie.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Freya patrzyła na Hennę błyszczącymi, bursztynowymi oczami, splatając palce przed sobą. Gdy wyszeptała bezgłośnie słowo „proszę”, Henna zrobiłaby wszystko, czego jej nieco starsza przyjaciółka by sobie zażyczyła.
– Lepiej by było dla ciebie, żebym odmówiła – przypomniała, przewracając oczami, gdy Freya skoczyła na równe nogi i pociągnęła jej do serii podskoków grożących wywróceniem sterty starannie ułożonych papierów na biurku Henny.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – wykrzykiwała radośnie księżniczka. – Jesteś najwspanialszą damą dworu.
– Jedyną, jaką masz – sprostowała Henna, niezdolna powstrzymać uśmiechu.
– Nie sprawię ci zbyt wiele kłopotu?
– Skądże – skłamała Henna, choć czekały ją nie tylko kłopoty, ale też co najmniej trzy dodatkowe godziny pracy wieczorem. – Idź już. Twój przystojny narzeczony tylko czeka, żeby porwać cię prywatnym odrzutowcem w jakieś odosobnione, egzotyczne miejsce. I pozdrów ode mnie Kejlla – dodała, gdy Freya znikała w drzwiach.
Gdy została sama, z westchnieniem zerknęła na stos papierów na biurku, zaparzyła sobie kawę i zasiadła przed komputerem.
Przewidywała, że trudno jej będzie usprawiedliwić romantyczny gest Kjella przed francuskim ambasadorem, który spodziewał się spotkać z Jej Książęcą Wysokością przed końcem tego tygodnia.
Zakochani pozwolili sobie na ostatnią spontaniczną wyprawę przed zaręczynami. Później Kjell będzie musiał przestrzegać pałacowego harmonogramu przed wejściem do królewskiej rodziny. Pewnie dlatego nowo mianowany książę zdecydował wyruszyć z Freyą na dwutygodniowe wakacje przed zaręczynowym przyjęciem.
Henna spróbowała sobie wyobrazić, co by czuła, gdyby ktoś równie atrakcyjny zabrał ją w odludne miejsce, żeby żywić, rozpieszczać i dostarczać wszelkich przyjemności. Zaraz jednak roześmiała się z własnych romantycznych rojeń. Czekała ją masa roboty.
Na początek zadzwoniła do francuskiej ambasady. Czekając na połączenie z ambasadorem, przeczytała mejla na ekranie.
– Panno Olin?
Kręcąc głową ze zdumienia, odwróciła wzrok od ekranu, by skupić uwagę na rozmowie.
– Proszę wybaczyć, panie ambasadorze, ale będę potrzebowała pańskiej pomocy – poprosiła grzecznie.
Opracowanie szczegółowej procedury odwołania dyplomatycznego spotkania w zagranicznej ambasadzie, tak żeby nikogo nie urazić, zajęło cały kwadrans. Mimo niezręcznej sytuacji Henna wybrnęła z kłopotu.
Po zakończeniu rozmowy potarła rozognione czoło, po czym powróciła do czytania wiadomości, która przyspieszyła jej puls:

Panno Olin!
…poleciła nam Panią wiarygodna osoba z dworu królewskiego… Wierzymy, że będzie Pani idealną kandydatką… oferujemy konkurencyjne wynagrodzenie…

Zacisnęła powieki, nie wierząc własnym oczom. Propozycja brzmiała nieodparcie kusząco, zważywszy, że już zajmowała wysoką pozycję damy dworu. Nie wymieniono wprawdzie nazwiska jej przyszłego bezpośredniego szefa, ale naczelna dyrektorka, energiczna, znana i szanowana na całym świecie, zyskała renomę, realizując wyłącznie projekty o światowym znaczeniu.
Henna pokręciła głową. Za nic w świecie nie opuściłaby Frei ani jej młodszej siostry, Marit. Ledwie jednak sformułowała tę myśl, przypomniała sobie, że księżniczki już dorosły. Marit zaręczyła się z tajemnicy z greckim miliarderem Lykosem Livasem, a Freya wydawała zaręczynowy bal za dwa tygodnie. Mając godnych zaufania partnerów, już nie będą jej tak bardzo potrzebowały. Wprawdzie nie zabraknie jej papierkowej roboty, ale gdyby chciała czegoś więcej?
Pokręciła głową i wyszeptała „nie” do pustego pokoju.
Kochała Svardię. Mieszkała tu od urodzenia. Wprawdzie towarzyszyła Frei w licznych podróżach po świecie, ale zawsze chętnie wracała do kraju. Uwielbiała obserwować zmiany pór roku w barwach liści olbrzymich drzew w pałacowych ogrodach. Lubiła słony powiew morskiej bryzy i dramatycznie poszarpaną linię brzegową o prehistorycznym wyglądzie. Ceniła technologiczną ekspansję Svardii, przyjazną dla środowiska. Nie chciała stąd odchodzić.
Dzwonek telefonu wyrwał ją z zadumy. Widząc imię Frei na ekranie, odebrała połączenie.
– Spotykasz się z siostrą? – spytała Freya.
– Przyrodnią – sprostowała z niechęcią. – Nie. A dlaczego pytasz?
– Widziałam, jak wjeżdża na górę. Ciekawe, co tu robi.
Henna wiedziała. Jechała do Aleksandra.

Aleksander zwątpił, czy rzeczywiście wpadł na wspaniały pomysł. Na papierze wyglądał doskonale. Kandydatka dziedziczyła po matce tytuł markizy. Była bogata, wykształcona, piękna i obyta w świecie. Ich rodziny znały się od ich dzieciństwa. Bywała w tych samych kręgach co on. Musiał jednak coś przeoczyć. Uświadomił to sobie, gdy otworzyła pomalowane karmazynową pomadką usta.
– Powiedziałam mu, że niemożliwe, żeby pomylił mnie z lady Annabelle. Zawsze wygląda, jakby całe życie buszowała w krzakach. A wystarczy spojrzeć na mnie!
Złośliwemu komentarzowi towarzyszyło dramatyczne przeciągnięcie dłonią wzdłuż linii ciała.
Viveca Lassgård siedziała na brzegu krzesła w wyjątkowo niewygodnej pozycji. Wysoko skrzyżowane uda odsłaniały więcej, niż Aleksander chciałby widzieć. Skóra szkarłatnych butów pasowała do koloru pomadki. Miodowa sukienka przylegała raczej do kantów niż krągłości sylwetki.
Aleksander, król Svardii, uczciwie przyznał przed sobą, że popełnił kardynalny błąd. Nie rozumiał, jak to możliwe, że Henna dorastała z tą osobą pod jednym dachem, nie popełniając morderstwa.
Doszedł do wniosku, że pochopnie założył, że znalezienie żony przyjdzie mu łatwo. A potrzebował łatwego rozwiązania.
Zgodnie z tradycją przed czterema miesiącami jego ojciec abdykował na rzecz syna w dniu swych sześćdziesiątych piątych urodzin. Aleksander zasiadł na tronie królestwa Svardii. Dzień po koronacji jego rodzice wyjechali na roczne wakacje, żeby nowy monarcha stanął na własnych nogach.
Aleksander śmiałby się z tego obyczaju, gdyby miał poczucie humoru. Mógłby rządzić krajem od dwudziestego roku życia, gdyby zaszła taka potrzeba. Tylko przypadek zrządził, że musiał czekać dziewięć lat. Miał sześć lat, gdy zmarł ówczesny król, jego wuj. Przedwczesna śmierć monarchy zmusiła ojca Aleksandra do włożenia korony, której nie chciał. Mimo to skupił całą energię na sprawowaniu rządów. Nic nie mogło go odwieść od spełnienia obowiązku. Zadbał też o to, by jego dzieci postępowały tak samo. Aleksander z niechęcią myślał, że zgotuje taki sam los swoim następcom.
Ta myśl przywróciła go do teraźniejszości, do pałacowego salonu.
Viveca właśnie odbierała filiżankę herbaty z przyniesionej przez służącą tacy. Wątpił, czy doceni jej smak. Oglądała barokowe włoskie meble i dekoracje rozmieszczone po całym pałacu tylko dlatego, że jakiś dawno zapomniany przodek gustował w tym stylu. Aleksander go nie znosił. Nie wyobrażał sobie negocjacji w sprawie rozbrojenia nuklearnego w jasnobłękitnych komnatach z filigranowymi złoceniami.
– Przepiękne – pochwaliła z entuzjazmem.
Aleksander tylko mruknął w odpowiedzi.
Viveca nawet nie uniosła starannie umalowanych brwi.
Widywał takie kobiety, wiszące na ramionach starszych, bogatych mężczyzn. Nie osądzał ich. Jeżeli chciała sprzedać ciało za finansową stabilizację i zyski, jej sprawa, byle nie jemu. To, że mu nie odpowiadała, nie zmieniało faktu, że nadal potrzebował królowej.
Czas uciekał. Smutna wiadomość, że Freya nie będzie w stanie donosić ciąży, nadal pozostawała tajemnicą, ale długo nią nie będzie. Zbyt dobrze znał prasę. Musiał działać delikatnie. Inaczej dziennikarze rozszarpią Freyę na strzępy, a następnie zaczną kwestionować płodność Marit. Podważą zaufanie do królewskiej rodziny. Jeżeli musi się ożenić, żeby pomóc siostrom i krajowi przetrwać kryzys, znajdzie sobie żonę.
Zrobiłby wszystko, żeby Svardia została jednym z najwspanialszych państw świata. Jego ojciec przeprowadził kraj przez trudny okres po szokującej, nagłej śmierci poprzedniego króla. Zadanie Aleksandra polegało na doprowadzeniu go do rozkwitu. Jeżeli naród potrzebuje królowej, da mu ją, choćby wbrew sobie.
Zerknął na Vivecę z zamiarem zakończenia tej farsy, gdy wyczuł czyjąś niewidoczną obecność. Instynktownie zwrócił wzrok ku drzwiom. W progu właśnie stanęła Henna. Aleksander dostrzegł pod delikatną maską, że rozsadza ją złość.

Dziwne, że Henna w ogóle usłyszała nieprzyjazne powitanie Viveki. Niemal zagłuszył je szum w jej uszach.
– Siostrzyczko, wyglądasz… dobrze.
Przerwa w zdaniu świadczyła o tym, że Viveca wcale tak nie myśli. Patrzyła na Hennę spod zmarszczonych brwi, jakby oburzało ją, że śmie oddychać tym samym powietrzem. Widok jej smukłej sylwetki sprawił, że Henna poczuła się niewidzialna w stroju, który z taką dumą włożyła rano.
– Dziękuję – wykrztusiła z zażenowaniem.
Viveca zawsze potrafiła zbić ją z tropu. Najgorsze, że udało jej się to również teraz, na oczach Aleksandra.
– Przyszłam, żeby… – zaczęła Henna, ale przerwała, kiedy uświadomiła sobie, że właściwie nie wie, po co.
– Świetnie. W takim razie poproszę o jeszcze jedną herbatkę – zarządziła Viveca. – Pamiętasz, jak ją lubię, Aleksandrze? – zwróciła się do niego, jakby miała prawo oferować królowi poczęstunek w jego własnym pałacu. I jakby do obowiązków Henny należała obsługa gości, choć doskonale wiedziała, że pełni ważniejszą funkcję.
Traktowała ją jak służącą od dnia, w którym ojciec Henny poślubił jej matkę sześć miesięcy przed swoją śmiercią. Henna nigdy nie zdołała jej zadowolić.
W pierwszej chwili zamarła ze zgrozy. Kiedy ochłonęła, przypomniała sobie, że nie musi ulegać Vivece od chwili przeprowadzki do służbowych pomieszczeń pałacu. Szybko znalazła sposób, żeby utrzeć nosa arogantce.
Wyprostowała się.
– Jeżeli służba nie zadbała należycie o gościa Waszej Wysokości, to proszę pozwolić mi zameldować niedopatrzenie w sekretariacie królewskiego domu.
Nikt z dyskretnie rozmieszczonych w komnacie pracowników nawet nie drgnął. Wiedzieli, że to pusta groźba. Wszyscy natomiast wstrzymali oddech, czekając na wynik wojny nerwów pomiędzy Aleksandrem a Henną. Czy poświęci własnych ludzi, czy potępi egoizm rozpieszczonego gościa?
– Czy doprowadziłaś do porozumienia z francuskim ambasadorem? – zapytał.
Henna poczerwieniała ze złości, nie dlatego, że traktował Vivecę jak potencjalną narzeczoną, tylko dlatego, że zastosował unik. Przynajmniej tak sobie wmawiała.
– Oczywiście, Wasza Wysokość – odpowiedziała.
Zbyt późno uświadomiła sobie, że nie zdołała ukryć irytacji.
Aleksander wstał, ruszył ku drzwiom i wskazał jej gestem, żeby podążyła za nim. Henna otworzyła usta, żeby przeprosić, ale uniósł palec, nakazując jej milczenie, jakby próbował uporządkować myśli.
Henna dostała gęsiej skórki. Nigdy nie złamała zasad dworskiej etykiety ani nie zasłużyła na upomnienie. Tylko macocha i jej córka widziały w niej same wady.
Nazywały ją leniwą, samolubną i nieuprzejmą. Ich oskarżenia bolały. Uważała je za niesprawiedliwe, bo nie znajdowała w sobie tych wad. Skrupulatnie analizowała własne zachowanie i coraz bardziej wątpiła w siebie. Pracowała coraz ciężej, była coraz milsza i rezygnowała z zaspokajania własnych potrzeb, ale nic nie zyskała.
Tym razem zachowała się nieuprzejmie wobec królewskiego gościa w obecności dworzan.
Jeszcze raz otworzyła usta, żeby przeprosić, ale Aleksander uniósł brew, jakby przypominał, że nie wolno jej zabierać głosu bez pozwolenia. Przygryzła wargę, żałując, że arogancja tak świetnie do niego pasuje. Uniesiona brew dodała autorytetu już imponującemu obliczu.
Miał gęste włosy i oczy o barwie melasy, ale bynajmniej nie słodkie.
Henna podejrzewała, że celowo tworzy wokół siebie aurę tajemniczości, z której zasłynął w świecie. Mimo to odkryła, że potrafi go rozszyfrować, kiedy trzeba, może dlatego, że znała go od okresu dorastania, zanim się zmienił. Umiał kontrolować emocje i zachować kamienną twarz, ale oczy go zdradzały.
Nadal pamiętała go jako czarującego, roześmianego nastolatka, którego poznała przed czternastu laty. Przedstawił ją wtedy swojej siostrze. Dał jej przyjaciółkę, a w końcu również posadę i dom. Ale teraz oczy króla rzucały ostrzeżenie, przywracając ją do teraźniejszości.
– Wasza Wysokość nie może jej poślubić. Pod żadnym pozorem – oświadczyła, ignorując ostrzegawcze spojrzenie.
To, że Aleksander myślał to samo, nie miało żadnego znaczenia. Nikt nie śmiał mu mówić, co ma robić, ale Henna zawsze stanowiła wyjątek.
– Dlaczego sądzisz, że rozważam…
– Nie jestem głupia – wpadła mu w słowo i natychmiast poczerwieniała ze wstydu.
Gdyby tak dobrze nie kontrolował emocji, zareagowałby na jej opryskliwy ton. Nie skomentował jednak jej wybuchu. Mimo to odstąpiła krok do tyłu i spuściła głowę, jakby wyczuła, że go zaszokowała.
– Henno… – ponaglił.
– Ja jedna wiedziałam o zaręczynach obu księżniczek i diagnozie Frei. Poza tym Wasza Wysokość pytał mnie o Vivecę trzy tygodnie temu – wyjaśniła. – Choć Wasza Wysokość robi wszystko, żeby Freyę uważano za najukochańszą osobę z królewskiej rodziny. Wszystkie wysiłki pójdą na marne, gdy prasa wykryje jej diagnozę. Zaręczyny Marit trochę pomogą, ale dopiero ślub Waszej Wysokości zapewni społeczeństwu poczucie stabilizacji po ujawnieniu bezpłodności Frei. Logiczne, że dobrze by było, żeby narzeczona towarzyszyła Waszej Wysokości na zaręczynowych przyjęciach obydwu sióstr. Dzięki temu można by przetestować nastawienie ludności do przyszłej królowej.
Aleksander zacisnął zęby. Zbyt łatwo go przejrzała. Pomyślał, że marnuje swoje zdolności przy Frei. Zaraz jednak uświadomił sobie, że nie wybrałby dla siostry innej towarzyszki. Henna zawsze wspierała ją i Marit, gdy czuła się zapomniana przez rodziców. Była przy nich, kiedy on nie mógł. Zawsze mógł na niej polegać.
– Dlaczego sądzisz, że nie powinienem poślubić twojej siostry? – zapytał, przemilczając, dlaczego sam tego nie chce.
Henna umknęła wzrokiem w bok, jakby coś ukrywała.
– Bo… nie można jej ufać – wykrztusiła w końcu przez ściśnięte gardło, co go zdziwiło.
Hennie nigdy nie brakowało słów.
– Dlaczego tak uważasz?
– Z osobistych powodów.
Aleksander podejrzewał, że hiszpańska inkwizycja nie wyciągnęłaby z niej nic więcej.
Cenił jej dyskrecję. Dlatego właśnie wtajemniczył ją w swoje plany wobec Frei i Marit. Choć doświadczenie nauczyło go, że nie warto nikomu ufać, przełamał długoletnie zahamowania.
– To mi nie pomoże w rozwiązaniu problemu – stwierdził. – Skoryguj swoje plany tak, żeby znaleźć czas na poszukiwanie kandydatki na moją małżonkę.
– To wykracza poza zakres moich obowiązków.
– Nie szkodzi. Freya wyjechała na dwa tygodnie. Jako monarcha ja jestem teraz twoim szefem. – Nie czekając na odpowiedź, otworzył drzwi do salonu i rozkazał: – Viveco, możesz odejść.
Po tych słowach ruszył przed siebie korytarzem, zostawiając obie siostry z otwartymi ze zdziwienia ustami.

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel