Pokusa, zaproszenie, obietnica (ebook)
Doktor Georgina Jones po śmierci męża dowiaduje się, że ją zdradzał. Nie chcąc narażać się na współczucie znajomych, postanawia na pół roku zamienić się domem i pracą z lekarką z Edynburga. Gdy dociera na miejsce, w domu lekarki zastaje doktora Ryana McGregora, któremu pomyliła się data jej przyjazdu i nie zdążył się wyprowadzić. Ryan nie wita Georgie serdecznie, a ta, zirytowana, nazywa go doktorem McPonurakiem. Ryan nie może szybko znaleźć lokum, chwilowo więc skazani są na siebie. Georgie nie czuje się z tym komfortowo. Przyjechała tu, by uporać się ze swą przeszłością, tymczasem jej myśli krążą wokół Ryana. Początkowa niechęć przeradza się w zauroczenie...
Fragment książki
Georgie już od tygodnia zaglądała potajemnie na tę stronę internetową. Zamiana pracy.
Można na sześć miesięcy zamienić się na pracę i dom z kimś nieznajomym. Do inicjatywy przystąpiły różne fundusze zdrowia z całego kraju, więc wystarczyło tylko znaleźć drugą osobę, która wykonywała taką samą pracę i chciała wzbogacić swoje życie zawodowe, zdobywając doświadczenie w innym miejscu.
Czy to byłaby ucieczka? A może nowy początek?
Nie obyłoby się bez komplikacji. Po pierwsze, zawiodłaby Joshuę. Jej starszy brat był samotnym ojcem i Georgie pomagała mu wychowywać córkę. Bardzo kochała ich oboje i nie chciała ich zawieść, ale w ostatnim roku Londyn coraz bardziej stawał się dla niej więzieniem.
Była już bardzo zmęczona tym, że wszyscy widzieli w niej „tę biedną Georgie”, dwudziestodziewięcioletnią wdowę, która tak dzielnie radzi sobie z życiem. Jej mąż Charlie był członkiem medycznego zespołu ratowniczego. Zginął śmiercią bohatera, ratując życie innym po trzęsieniu ziemi.
Nikt nie znał prawdy o Charliem, a Georgie nie chciała niszczyć iluzji jego rodziny i przyjaciół; nie zasłużyli na to. Dotychczas nikomu nie zdradziła jego sekretów, bo w ten sposób chroniła również siebie, ale czuła, że wkrótce eksploduje, jeśli nie uda jej się uciec od wspomnień i litości. Dlatego dzisiaj znów zajrzała na tę stronę.
Jeśli nie znajdzie dla siebie odpowiedniej pary, uzna to za znak, że powinna pozostać tu, gdzie jest, przestać użalać się nad sobą i po prostu żyć dalej. Ale jeśli coś znajdzie, to znaczy, że powinna wyjechać.
Lokalizacja.
Chodzi o nią: zachodni Londyn.
Stanowisko.
Na razie nie ma żadnych kłopotów: pediatra w szpitalu.
Pożądana lokalizacja.
Tu już trudniej. Odpowiedź „Gdziekolwiek” znaczy właśnie to, co znaczy. I chociaż Georgie chciała uciec z Londynu, wolałaby nie wyjeżdżać na odludzie. Z drugiej strony na odludziu raczej nie ma zbyt wielu szpitali. Ta odpowiedź zapewne była przeznaczona dla wiejskich lekarzy rodzinnych, którzy chcieliby zdobyć nieco doświadczenia w mieście, gdzie tempo pracy jest większe, albo odwrotnie, dla tych, którzy czuli się wypaleni pracą w mieście i pragnęli na jakiś czas zażyć wiejskiej sielanki.
Gdzieś nad morzem…
Nie. W każdej chwili może uciec do rodziców, ale dotychczas nie skorzystała z tej możliwości i nie miała zamiaru z niej korzystać. Wzięła się w garść i zaznaczyła „gdziekolwiek”.
Ramy czasowe.
To łatwe. Od zaraz.
Następnie kliknęła „Szukaj pasującej oferty”.
System zaczął myśleć. Myślał długo.
Najwyraźniej nie było żadnej odpowiedniej oferty, a może system się zawiesił. Georgie już miała się poddać i zamknąć stronę, kiedy ekran się zmienił.
Znaleziono jedną ofertę.
Kliknęła na wynik.
Edynburg? Nigdy nie była W Edynburgu. Wiedziała o tym mieście tylko tyle, że jest stolicą Szkocji, że jest tam zamek, bardzo znany festiwal teatralny i niesamowita impreza sylwestrowa Hogmanay.
Jedna oferta. Los zachęcał ją, by próbowała dalej.
Kliknęła „kontakt” i napisała krótki e-mail, starając się przedstawić swoją pracę w jak najlepszym świetle. Wszystko, co napisała, było prawdą: Royal Hampstead Free Hospital jest doskonałym miejscem do pracy, koledzy z pediatrii są bardzo mili, a jej wygodne mieszkanie w Canary Wharf z balkonem, przesuwanymi drzwiami i widokiem na Tamizę tylko krótki spacer dzieli od stacji metra.
Właściwie można się było zastanawiać, dlaczego ktoś miałby rezygnować z tak idealnych warunków. O czym nie wspomniała? Jaki krył się w tym haczyk?
Nie zamierzała jednak wyjawiać całej prawdy, zwłaszcza komuś zupełnie obcemu. „Powody osobiste” – to brzmi zbyt niejasno. Lepiej będzie podać uproszczoną wersję prawdy.
Owdowiałam niecały rok temu i chcę zacząć od nowa, z dala od litości.
Ta litość byłaby o wiele gorsza, gdyby ludzie znali prawdę. Charlie od miesięcy zdradzał ją z Trishą; kochanka, która razem z nim zginęła w błotnym osuwisku, była w ciąży. Georgie uznała, że nikt nie musi o tym wiedzieć.
Przez chwilę patrzyła na to, co napisała, a potem wzięła głęboki oddech i nacisnęła „Wyślij”.
To jeszcze nie oznacza, że na pewno wyjedzie. Ta druga osoba może nie chcieć zamieszkać w tej części Londynu albo w ogóle zrezygnować z zamiany.
Zrobiła jednak pierwszy krok. Jeśli nawet tym razem się nie uda, następna próba będzie już łatwiejsza. A potem, po raz pierwszy od dnia, kiedy poznała prawdę o swoim mężu, przestanie czuć na barkach przygniatający ciężar.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dwa tygodnie później
Nie mogła uwierzyć, że wszystko wydarzyło się tak szybko. Clara Connolly z chęcią zgodziła się zamienić pracę na oddziale pediatrycznym szpitala St Christopher’s w Edynburgu na pracę Georgie w Royal Hampstead Free w Londynie, i ona również chciała to zrobić jak najszybciej.
Najtrudniejsza była rozmowa z Joshuą. Brat oskarżył ją, że opuszcza jego i Hannah akurat wtedy, kiedy bardzo jej potrzebują, i w końcu Georgie musiała mu wyjawić prawdziwe powody swej decyzji. Powiedziała, że Charlie ją zdradzał i okłamywał zarówno ją, jak i kochankę. Joshua był oburzony, że przez tak długi czas zachowała tę wiadomość dla siebie, i obwiniał się za to, że za mało ją wspierał. Obiecał jednak zachować dyskrecję i Georgie wyruszyła na północ z jego błogosławieństwem, chociaż musiała obiecać, że z każdego postoju wyśle mu esemesa.
Czym się tak martwił? No dobrze, od dłuższego czasu rzadko prowadziła samochód – w Londynie właściwie nie był jej potrzebny – ale z pewnością była w stanie samodzielnie przejechać z Londynu do Edynburga, a nawet sprawiło jej to przyjemność.
Wypożyczyła na dwa tygodnie jaskrawopomarańczowy kabriolet i przez ten czas zamierzała zdecydować, czy lepiej kupić samochód, czy przedłużyć leasing.
Jazda autostradą w pogodny jesienny dzień, z opuszczonym dachem, przy głośnej żywej muzyce z playlisty była najprzyjemniejszą rzeczą, jaka zdarzyła jej się od wielu miesięcy. Co dwie godziny zatrzymywała się na stacji obsługi, by rozprostować nogi, napić się kawy i dać znać Joshui, że wszystko w porządku.
Nawigacja działała dobrze, choć Georgie właściwie jej nie potrzebowała; było jasne, że powinna jechać autostradą M1 na północ, w stronę Szkocji. Domek Clary stał na obrzeżach wioski pod Edynburgiem, około pół godziny jazdy od szpitala. Georgie była przekonana, że w wiosce znajdzie się jakiś sklep spożywczy, ale na wszelki wypadek na ostatnim postoju kupiła chleb, mleko i kawę rozpuszczalną.
Edynburg. Nowe życie. Wolność. Nadal będzie robić to, co kocha, ale nie będzie już musiała niczego udawać. Z każdą milą zostawiała coraz dalej za sobą smutki Londynu. W Edynburgu zamierzała cieszyć się życiem.
Godzinę później zmieniła zdanie.
Zaczął padać deszcz i musiała zamknąć dach. Zapadł zmrok, o dobrą godzinę wcześniej niż w Londynie. Wąska kręta droga nie była oświetlona i Georgie mogła polegać tylko na światłach samochodu. Nawigacja chyba się zgubiła, bo wciąż powtarzała: „Dotarłeś do celu”, choć było jasne, że Georgie nigdzie nie dotarła. Już dwa razy wycofywała się na wstecznym biegu po błotnistej dróżce.
Clara mówiła, że jej domek znajduje się na obrzeżach wioski. Oczywiście jej rozumienie słów „obrzeża” i „wioska” mogło być zupełnie inne niż rozumienie Georgie, która siedziała teraz na parkingu, patrząc na pub, kościół, szkołę i rząd odnowionych stodół.
Czy to właśnie jest owa wioska? O siódmej wieczór w sobotę wszystko było zamknięte na cztery spusty, nawet pub, więc nie mogła zapytać nikogo o drogę. Sklepy w Londynie otwierano przed świtem i zamykano po północy. Czy to znaczy, że za każdym razem, gdy zabraknie jej mleka, czeka ją półgodzinna wyprawa do miasta?
Szyldy na stodołach głosiły, że można tu kupić owoce, warzywa, nabiał nagradzany na targach żywności oraz mięso. Była także piekarnia, kawiarnia, sklep z lokalnym rękodziełem i upominkami – wszystko upchnięte w kilku budynkach pośrodku niczego.
Georgie miała coraz poważniejsze obawy, że jej nowy początek okaże się wielkim błędem. Dzięki Bogu, że kupiła mleko i kawę na stacji benzynowej. Gdy tylko dotrze na miejsce, natychmiast włączy czajnik i zaparzy sobie podwójną kawę, a może nawet potrójną.
W porządku, spróbuje jeszcze raz, a jeśli znów nie znajdzie domu, zadzwoni do Clary i wypyta ją, gdzie to dokładnie jest. Ruszyła wąską drogą najwolniej, jak się dało. Czy to złudzenie, czy rzeczywiście dostrzegła z boku błysk światła? Zwolniła jeszcze bardziej i zauważyła wjazd na podwórko. Zatrzymała się ostrożnie.
Stał tam duży samochód z napędem na cztery koła, więc nie mógł to być dom Clary, ale ktoś chyba był w środku. Może ten ktoś powie jej, jak dojechać do Hayloft Cottage.
Zaparkowała obok tamtego samochodu i zastukała do drzwi. Usłyszała szczekanie psa. Clara nie wspominała o psie, więc to pewnie sąsiad. Georgie miała nadzieję, że okaże się życzliwy. W Londynie prawie nie widywała sąsiadów, ale może tutaj jest inaczej?
Zapukała jeszcze raz i tym razem drzwi otworzył mężczyzna o znużonej twarzy, z ręcznikiem kąpielowym owiniętym wokół bioder. Miał jasną skórę, szare oczy, lekki zarost i nieco za długie potargane włosy. Z piersią przyprószoną ciemnymi włoskami i idealnym sześciopakiem na brzuchu wyglądał jak gwiazda filmów akcji. Zmysły Georgie natychmiast weszły w stan pełnej gotowości.
– Czego pani chce? – mruknął z uroczym szkockim akcentem.
– Przepraszam... że przeszkodziłam – wykrztusiła przez wyschnięte usta – ale chyba się zgubiłam. Nawigacja w kółko mi powtarza, że dotarłam do celu, a jestem w drodze od dziewiątej rano i szczerze mówiąc, mam już dość. Czy mógłby mi pan powiedzieć, jak dojechać do Hayloft Cottage?
– Hayloft Cottage. – Za nim rozległo się kolejne szczeknięcie. – Cicho, Truffle, wszystko w porządku.
Czy skrzywił się dlatego, że nie słyszał o takim domu? Może tu jest tak jak w wiosce w Norfolk, gdzie mieszkali rodzice Georgie – nawet jeśli coś ma oficjalną nazwę, miejscowi nazywają to inaczej.
– To dom Clary Connolly – dodała z nadzieją, że to okaże się pomocne.
– A ty jesteś…?
– Georgina Jones. Georgie.
– Miałaś przyjechać jutro.
– Jutro? – zdziwiła się.
– Ta zamiana pracy. Clara mówiła, że przyjedziesz jutro.
– Znasz Clarę?
– Jasne.
Naraz wszystkie fragmenty układanki złożyły się w całość. Zna Clarę i wie, że miała przyjechać, więc ten dom to musi być Hayloft Cottage.
– To ty jesteś tym przyjacielem Clary? Wspominała, że mogę tu kogoś zastać.
Skoro wie, kim ona jest, czy nie może po prostu wpuścić jej do środka, by mogła się rozgrzać i napić kawy? Nie zdawała sobie sprawy, że powiedziała to na głos, ale mężczyzna przeczesał ręką włosy i mruknął:
– Tak, oczywiście. Przepraszam. Brałem prysznic. Coś wymyślę. – Sięgnął do tyłu i pochwycił brązowego labradora za obrożę. – To jest Truffle. Trochę się denerwuje, ale gdy cię pozna, będzie się zachowywać przyjaźnie.
– Aha – powiedziała ostrożnie.
– Nie lubisz psów?
– Nie przywykłam do zwierząt domowych. Clara nic nie wspominała o psie.
– Rozumiem. Truffle pochodzi ze schroniska i niepewnie się czuje w obecności nieznajomych. Nie zwracaj na nią uwagi, a sama przyjdzie się przywitać. Nic ci nie zrobi, ale nie zostawiaj na wierzchu butów ani ciasta, bo znikną w trzy sekundy. Nie zostawiaj też nigdzie czekolady, nawet jeśli wydaje ci się, że jest poza jej zasięgiem, bo przekonasz się, że nie, a czekolada to dla psów trucizna.
– Zapamiętam – powiedziała nieco zirytowana jego tonem. Może nie przywykła do psów, ale to jeszcze nie znaczy, że jest głupia. Poza tym padał deszcz i miała już dość stania na progu. – Czy myślisz, że mogłabym tu przynieść swoje rzeczy?
– Zaczekaj chwilę. Wytrę się, ubiorę i ci pomogę. – Doskonale mogła poradzić sobie sama, ale zanim zdążyła to powiedzieć, wyjaśnił: – Cały parter jest otwartą przestrzenią, więc nie mogę nigdzie zamknąć Truffle. Razem wniesiemy wszystko szybciej i nie będę musiał trzymać jej tak długo na smyczy. A tymczasem możesz sobie zrobić kawę. Kubki są w szafce nad czajnikiem.
– Dziękuję.
Odsunął się, by mogła przejść, i zamknął za nią drzwi.
– Bądź grzeczna, Truffle – rzucił do labradora i zniknął na spiralnych schodach z kutego żelaza.
A zatem utknęła w szczerym polu w towarzystwie nerwowego psa oraz obcego faceta, który nie jest zachwycony jej obecnością. O czym jeszcze Clara jej nie powiedziała? Właściwie wspomniała o przyjacielu, ale mówiła, że najprawdopodobniej go nie będzie, gdy Georgie dotrze na miejsce, i nawet nie zająknęła się o psie. Poza tym Georgie nie miała pojęcia, jak się nazywa jej nowy współlokator. Nawet się nie przedstawił.
Może McPonurak? Był bardzo przystojny, ale wydawał się niesympatyczny i odpychający.
– Zrobię kawę – powiedziała do psa, który patrzył na nią ostrożnie z drugiego końca pomieszczenia.
Dzięki temu, że McPonurak wyszedł, mogła się rozejrzeć. Wnętrze Hayloft Cottage zbudowane było na otwartym planie. Zewnętrzne mury były grube i okna zostały osadzone w głębokich niszach, podłogę ułożono z jasnych kamiennych płyt. Na drugim końcu domu znajdowała się kuchnia: błękitne jak niebo szafki, staroświecki zlew, kremowa kuchenka i na ścianie suszarka na talerze. Lodówka, zamrażarka i zmywarka zapewne są schowane w szafkach. Stał tam jeszcze sosnowy stół i cztery krzesła.
Ze środka podłogi na piętro prowadziły kręte schody zabezpieczone bramką. Przy jednej z bocznych ścian stał staroświecki piec na drewno, po obu jego stronach były wygodne sofy, a między nimi gruby dywanik i stolik do kawy oraz wiklinowe legowisko dla psa wyścielone miękkim pledem. Wnętrze było przytulne i ładne.
Georgie starała się nie myśleć o tym, że znajduje się na odludziu i że nie słychać tu nawet przejeżdżających samochodów.
Poszła do kuchni i nalała wody do czajnika. Tak jak mówił właściciel psa, puszka z kawą i kubki stały na półce. Czy powinna zrobić kawę również dla niego? Wciąż się nad tym zastanawiała, kiedy zszedł na dół. Był już ubrany, ale włosy miał nadal wilgotne. Nie były czarne, jak wydawało jej się na początku, lecz ciemnorude.
Wyglądał doskonale, ale wiedziała, że wygląd i charakter nie zawsze idą w parze. Charlie był czarujący, ale okazał się kimś zupełnie innym niż sądziła, wychodząc za niego za mąż, a jej nowy współlokator nawet nie próbował udawać, że jest miły.
Może jednak jest niesprawiedliwa. Może ma za sobą piekielny dzień i ostatnią rzeczą, na jaką miał teraz ochotę, jest niespodziewany gość na progu domu.
– Zrobić ci kawy? – zapytała.
– Tak, dzięki. Żadnego mleka ani cukru.
Czy chciał powiedzieć, że nie używa mleka ani cukru, czy też że ani jednego, ani drugiego nie ma w domu? Georgie przed wyjazdem zaopatrzyła lodówkę w swoim londyńskim mieszkaniu, zostawiła w niej również butelkę przyzwoitego prosecco i pudełko swoich ulubionych czekoladek z przyklejoną karteczką „Witaj w Londynie”. A ponieważ to była Szkocja, miała odrobinę nadziei, że Clara zostawi jej na powitanie kruche ciasto. Teraz ta nadzieja zaczęła ją opuszczać.
– Cukier jest w szafce obok kawy, a mleko w lodówce – powiedział nieznajomy, jakby odczytał jej myśli.
– Dzięki. – Zalała dwa kubki, a potem dodała do swojego mleka i trochę zimnej wody, żeby dało się wypić od razu. Często robiła tak w pracy.
Jej towarzysz uniósł brwi.
– Moi koledzy też tak piją.
– Ty też pracujesz w służbie zdrowia?
Pokiwał głową.
– Clara właściwie nic mi o tobie nie powiedziała. Nawet nie wiem, jak masz na imię.
Usłyszał w jej głosie przyganę. Wiedział, że sobie na to zasłużył, choć z drugiej strony irytowało go, że nowa współlokatorka go osądza. Wyciągnęła go spod prysznica i nie przyszło mu do głowy, by się przedstawić. Miał za sobą okropny dyżur i nie miał teraz głowy do uprzejmości.
– Ryan McGregor – powiedział.
– Miło cię poznać, Ryan. – Wyciągnęła do niego rękę. Przynajmniej starała się być miła. To nie jej wina, że miał zły dzień. On też powinien się postarać.
Uścisnął jej dłoń i natychmiast pożałował, że to zrobił, bo ogarnęło go gorąco. Już nie pamiętał, kiedy po raz ostatni tak na kogoś zareagował. Z pewnością nie mógł sobie pozwolić na taką reakcję wobec Georginy, zwłaszcza że muszą dzielić dom, dopóki nie znajdzie jakiegoś innego miejsca. Problem polegał na tym, że była w jego typie: drobna i kształtna, z zielonymi oczami i jasnymi włosami związanymi gumką oraz promiennym uśmiechem.
Niebezpieczna...