Pokusy, tyle pokus / Taki piękny romans
Pokusy, tyle pokus
“Prawie się pocałowaliśmy, ale odzyskałam rozsądek i cofnęłam się. Oboje jednocześnie wyszeptaliśmy niezręczne przeprosiny. Bo to był nasz wspólny błąd. Włożył ręce do kieszeni, jakby nie wiedział, co z nimi zrobić. Ja też nic już nie wiedziałam. Co by się stało, gdyby ten pocałunek doszedł do skutku? Byłyby następne? A może noc pełna zakazanego seksu?”...
Fragment książki
Alice
Zaparkowałam przy końcu długiego wąskiego podjazdu pod domem Spencera Riggsa i spojrzałam na porośniętą dzikim winem altanę. Różnokolorowe rośliny wokół domu sprawiały wrażenie eleganckiego, starannie zaplanowanego chaosu.
Starałam się nie panikować, choć Spencer nie był takim sobie ot zwykłym klientem z Nashville. To mój dawny kochanek, cień przeszłości.
Chyba miałam prawo się denerwować?
Przez chwilę siedziałam w samochodzie, gapiąc się w przednią szybę. Uwielbiany, wielokrotnie nagradzany muzyk, genialny twórca przebojów, świetna partia, przynajmniej w opinii mediów społecznościowych. Mieszkaniec pięknie odnowionego starego domu, opiekun licznych skrzywdzonych i bezdomnych psów.
Cóż, to się nazywa nowe życie…
Kiedy się znaliśmy, nie miał nawet złotej rybki w akwarium. Był barmanem i jako początkujący muzyk usiłował wciskać różnym ważniakom swoje kompozycje.
A teraz ma opinię nieosiągalnego. Musi mieć wielkie powodzenie u kobiet, ale starannie strzeże tajemnic swojego życia osobistego. Nie wymienia imion ani nazwisk, żadna też dama nie przechwalała się publicznie, że była z nim blisko.
Jako osobie, którą łączyła z nim wielka namiętność, wydaje mi się to co najmniej dziwne. Nasz pożal się Boże związek trwał zaledwie kilka miesięcy, ale Spencer w łóżku potrafił być istną bestią. Przy tym nie dawał mi poczucia bezpieczeństwa. Miałam wtedy wiele problemów, a relacja z nim jedynie je pogłębiała.
A teraz mam go ubrać do sesji zdjęciowej dla jednego z wchodzących na rynek magazynów.
Wbrew opinii redaktorów Spencer uparł się, żebym to ja była autorką stylizacji. Zapłacił mi nawet z własnej kieszeni. Nie byłam tym zachwycona, ale czy miałam wyjście? Dla osoby bez dorobku to propozycja nie do odrzucenia. Ta sesja może zmienić moje życie, bo model dla mnie zrezygnował z bardziej renomowanych kreatorów wizerunku. W dodatku do sesji zatrudniono topowego fotografa, który może docenić moją pracę.
Tłuste honorarium też nie jest dla mnie bez znaczenia. Takich pieniędzy nie widziałam na oczy, odkąd jako dziewiętnastolatka w wyniku ugody prawnej otrzymałam okrągłą sumkę. Z tym, że ta sumka zdążyła już stopnieć…
Wstrzymałam oddech, wysiadłam z samochodu i w lekkiej mżawce podeszłam do drzwi domu. Zadzwoniłam, a Spencer niemal natychmiast mi otworzył.
Jasny gwint. Po tylu latach wyglądał jeszcze lepiej. Wysoki, szczupły, z naturalną opalenizną i prostymi, sięgającymi kołnierzyka ciemnymi włosami. Głęboko osadzone, prawie czarne oczy i mocno zarysowana szczęka z trzydniowym zarostem. Wystające kości policzkowe i szerokie soczyste wargi dopełniały obrazu tej niepospolitej twarzy. Do tego gładki beżowy T-shirt, rozdarte na kolanie dżinsy i skórzane sportowe pantofle. Na lewym ramieniu widoczny był zrobiony białym tuszem tatuaż sprawiający wrażenie blizny na ciemnej skórze.
– Coś nowego? – odezwałam się.
– Co masz na myśli?
– Tatuaż.
– Ach, to – mruknął, gapiąc się na mnie, zupełnie jakby na mój widok kolana ugięły się pod nim tak samo jak w tym momencie moje. – Jak sobie radziłaś przez te lata, Alice?
– W porządku.
Poruszył się, co obudziło moje uśpione od lat libido. Od romansu z nim z nikim nie spałam. On spowodował, że przysięgłam sobie nie wiązać się z nikim, dopóki nie napotkam tego jednego jedynego. Nigdy więcej przygodnego seksu, który ma wypełniać pustkę w życiu.
– Wejdziesz? – zapytał.
Skinęłam głową. Ciekawe, jak by przyjął fakt, że teraz jestem bardzo ostrożna. Albo że rozpaczliwie pragnę zakochać się, wyjść za mąż i mieć dzieci.
Odsunął się i weszliśmy do środka.
Już na mnie nie patrzył, ale podejrzewałam, że siłą się przed tym powstrzymuje. W czasie naszego związku uprawialiśmy seks w każdym pomieszczeniu jego ówczesnego mieszkania. Jego ulubioną rozrywką było wówczas picie szotów tequili z wykorzystaniem mojego nagiego ciała. Sól zlizywał mi z pępka albo spomiędzy piersi. Żyliśmy wtedy szybko i mocno, nie wyłączając nocnych motocyklowych galopad.
Zaprowadził mnie do salonu, gdzie dominującym akcentem był lśniący czerwony fortepian. Jego mieszkanie odznaczało się staroświeckim urokiem, choć nie pozbawione było licznych nowoczesnych akcentów.
Spencer nie był rodowitym mieszkańcem Nashville, urodził się w Los Angeles. Nie znał swojego ojca. Matka wcześnie go osierociła i wtedy przeniósł się tu do ciotki i wuja. Nie lubił o tym mówić. Wiedziałam o nim równie niewiele, jak on o mnie.
– Napijesz się czegoś? – spytał, wskazując ręką barek i automat do kawy.
– Nie, dziękuję – odparłam, wygładzając fałdy ubrania, byle tylko zająć czymś ręce.
Miałam na sobie obcisłe dżinsy, wysokie buty i luźną tunikę. Mocno rozjaśnione krótkie, nierówno przycięte i nieco zmierzwione włosy miały być pamiątką po epoce punka i alternatywnego country, kiedy to spotkaliśmy się po raz pierwszy. Na żadną inną formę buntu dziś już nie miałam ochoty.
Usiadł naprzeciwko mnie. Z okien sączyło się mdłe światło pochmurnego dnia. Patrzyłam na niego i myślałam, jak by tu go ubrać. Z tego co pamiętam, nigdy nie przywiązywał wagi do ciuchów, no chyba że do moich, kiedy musiał je zdjąć.
– Polecono mi cię – odezwał się, przerywając moje myśli. – Kirby nalegał, żebym zatrudnił właśnie ciebie.
Kirby Talbot? Supergwiazda muzyki country, facet, który zniszczył moją matkę. Obiecywał, że będzie zamawiał jej kompozycje, a naprawdę chciał tylko ją przelecieć.
– Mówisz serio, Spencer?
Dobrze wiedział, że nie znoszę Kirby’ego. Facet wykorzystał moją matkę i jej pracę, olał ją, a na koniec uzyskał w sądzie wyrok zabraniający jej się z nim kontaktować. Mama nigdy się po tym nie podniosła. Ja zresztą też nie. Jej depresja położyła się cieniem na całej mojej młodości. A więc teraz Kirby chce mi to pewnie wynagrodzić. Ale ja nigdy nie zapomnę, jak przez niego cierpiałam.
– Przyjaźnicie się? – spytałam mojego byłego kochanka, marszcząc brwi.
Wiedziałam, że Spencer pisze dla Kirby’ego piosenki, ale nie miałam pojęcia, na ile są z sobą blisko.
– On jest dla mnie kimś w rodzaju mentora. Gdyby nie on, nigdy bym nie rzucił picia – odparł i utkwił we mnie wzrok.
– Leczyłeś się z alkoholizmu? – zdziwiłam się, spoglądają na zastawiony butelkami barek.
– Od lat miałem z tym problem – odparł, nie odrywając ode mnie wzroku. – Pewnie pamiętasz, że często bywałem zalany.
– Tak, ale nie uważałam tego za nałóg. Myślałam, że po prostu lubisz imprezować. – Ależ byłam głupia i naiwna! Te noce pełne dzikiego seksu, to spijanie alkoholu z mojego ciała… – Dlaczego więc trzymasz tyle wódy w barku?
– To dla gości. Już potrafię zwalczać pokusy.
Ależ to zabrzmiało… Pokusy. Tyle pokus. Jak dla mnie powietrze było teraz od nich gęste. A do nałogu, jaki by on był, łatwo się wraca.
– Od jak dawna jesteś trzeźwy? – spytałam.
– Dwa lata, trzy miesiące i pięć dni – wyrecytował, po czym wyjął z kieszeni telefon, by sprawdzić godzinę. – No i sześć godzin, plus minus – dodał, chichocząc nerwowo.
– Cieszę się, że postanowiłeś zmienić swoje życie – powiedziałam. – Ale wiesz co? Tyle razy ci mówiłam, jakim Kirby jest palantem, a ty i tak się z nim zadajesz. Mnie to się wydaje słabe. Dawniej nawet go nie znałeś.
– No tak, poznałem go już po rozstaniu z tobą. – Spojrzał na mnie spode łba. – Co miałem robić? Unikać go? On przecież od lat usiłuje naprawić zło, które ci wyrządził.
– Aha, więc fakt, że chcesz mnie zatrudnić, zawdzięczam Kirby’emu? – spytałam, prostując się na krześle. – O to w tym wszystkim chodzi?
– Nie – odparł, a jego wzrok spochmurniał jeszcze bardziej.
– To dlaczego chcesz mi dać tę pracę?
– Chyba z uwagi na dawne sentymenty – odparł, wzruszając ramionami.
Co to ma znaczyć? Był ciekaw, jak teraz wyglądam, czy co? Nie poprawił mi nastroju swoim stwierdzeniem. Poznaliśmy się na portalu randkowym, ja byłam wtedy wygłodzoną seksualnie dwudziestolatką i nie liczyłam na stały związek.
– Zaskoczyłeś mnie niemile z tym Kirbym – mruknęłam.
– Nie rozumiem, dlaczego nie możesz mu wybaczyć. – Pokręcił głową. – Przecież przeprosił za krzywdy wyrządzone twojej rodzinie nie tylko prywatnie, ale także na konferencji prasowej. Zapłacił tobie i twojej siostrze za prawa autorskie do piosenek twojej mamy i całkiem nieźle te utwory rozpropagował. Dobrze cię potraktował, dał pieniądze na start.
– Ale już ich nie mam. Studia kosztują, założenie własnej firmy też.
Nie musiał wiedzieć, że sporą część tej forsy po prostu przepuściłam na głupstwa, ale cóż, tak jest, kiedy w młodości dostanie się do ręki pierwszą w życiu większą kasę.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chcesz dać Kirby’emu drugiej szansy. – Spencer nie przestawał kręcić głową. – Choćby dlatego, że jest teściem twojej siostry.
– To jeszcze nie znaczy, że mam obowiązek go zaakceptować. Mary ma łagodniejsze usposobienie niż ja.
No i jest szczęśliwa z Brandonem i dzieciakami. A ja ciągle czekam na wymarzonego faceta.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Kiedy Kirby zarekomendował mi ciebie jako stylistkę, nie wiedział, że byliśmy parą – odezwał się Spencer. – Teraz już wie, powiedziałem mu.
– Po co, do diabła?
Miałam ochotę go udusić gołymi rękami.
– Bo trudno byłoby mi udawać, że jesteś dla mnie kimś zupełnie obcym.
– I teraz on myśli, że dawno temu z sobą chodziliśmy?
– A co? Miałem mu powiedzieć, jak było naprawdę?
– Jasne, że nie! Najlepiej by było, jakbyś w tej sprawie nie puścił nawet pary z gęby.
– Starałem się przedstawić nasz związek w dobrym świetle.
– No i co z tego?
Nie chciało mi się dłużej o tym gadać.
– Wiesz co? – rzucił znienacka. – Chyba nie powinniśmy razem pracować.
Pieprzyć go, pomyślałam.
– Co? Już mnie zwalniasz? Jak sobie chcesz.
Cholera, nie zamierzam się tym przejmować.
W pełnym napięcia milczeniu, które teraz zapanowało, zaczęłam się przyglądać jego białemu tatuażowi. Wyraźnie nawiązywał do sztuki rdzennych Amerykanów. Kirby miał ze swoją kochanką Czirokezką syna Matta, Spencer też był mieszanego pochodzenia. Ale nigdy nie powiedział mi, o jakie indiańskie plemię chodzi. Zawsze mówił, że to bez znaczenia. A jednak pokrył swoje ciało rysunkami, które świadczyły, że nie jest tak do końca.
– To ciekawe – odezwałam się nieco bezczelnie. – Kirby ma syna Metysa, ty też jesteś mieszańcem. Można by pomyśleć, że jesteś jednym z jego potomków.
– Jasne. – Spencer przewrócił oczami.
– Może naprawdę jesteś jego synem? – docinałam mu. Nie dlatego, żebym wierzyła w to, co mówię, ale jakoś wzięła mnie ochota na szczucie. – Przecież to całkiem możliwe, nie musisz nawet o tym wiedzieć. Kirby był w swoim czasie tak aktywny, że na pewno ma kupę nieślubnych dzieciaków.
– Wymyślaj sobie, co chcesz – odparł, wzdychając ciężko. – Ale z punktu widzenia biologii to nie jest możliwe. Kirby jest biały, moja mama też była biała.
Z niewiadomych powodów zawsze sądziłam, że to jego matka była rdzenną Amerykanką, ale teraz okazuje się, że śniada karnacja Spencera to zasługa ojca, którego nie miał okazji poznać. Postanowiłam przełknąć dumę.
– Przepraszam, nie powinnam była tego mówić – odezwałam się i z miną zawstydzonego niewiniątka zaproponowałam mu zawieszenie broni.
Uniósł brwi i przez chwilę kazał mi czekać na odpowiedź. Każe mi się wynosić i przez swoją głupotę stracę korzystny kontrakt?
– Nieco się zmieniłaś przez te lata – odrzekł w końcu. Nie wyglądał ani na rozbawionego, ani na rozzłoszczonego. – Ale zadziorna byłaś zawsze i taka pozostałaś.
– Czyli mnie nie zwolnisz? – spytałam z pełnym nadziei uśmieszkiem.
– Raczej nie – odparł, wpatrując się w moje usta, jakby przypominał sobie ich smak.
Wstał i podszedł do baru. Mijały sekundy, a może nawet minuty. Chciałam przerwać tę ciszę, ale nie miałam nic błyskotliwego do powiedzenia. Też przypominałam sobie smak jego ust.
– Na pewno niczego nie chcesz? – zapytał. – No, do picia – wyjaśnił, widząc moją głupią minę. – Ja wezmę sobie napój imbirowy.
Właściwie zachciało mi się pić. A może tylko z tych nerwów wyschło mi w ustach?
– Poproszę o to samo – wydusiłam.
– Z lodem?
– Tak.
Podał mi szklankę z drinkiem. Lód dzwonił mi o zęby.
A on patrzył na mnie, pochylony nad barem. Wysoki, ciemny. I tak cholernie przystojny.
– Czy sesja zdjęciowa ma się odbyć tu, w twoim domu? – spytałam, gdy udało mi się nieco opanować drżenie głosu.
– Tak, chodzi o to, żeby pokazać, jak mieszkam.
Sączył swój napój bezalkoholowy otoczony butelkami mocnym trunków. Stelaż z winem też był pełny. Same zakazane owoce. Ja byłam w sumie w podobnej sytuacji. Tyle że dla mnie zakazanym owocem był nie alkohol, a Spencer. Miałam ochotę zaproponować mu przejście do sypialni, ale to byłoby szaleństwo.
– Rzucę okiem na to, co masz w szafie, okej? – zapytałam. – Łatwiej mi będzie coś zaplanować.
– Jasne. Ale uprzedzam, że znajdziesz tam głównie dżinsy. Eleganckie ciuchy to nie moja bajka.
Wstał i poprowadził mnie do drugiej, znajdującej się za wielkimi drzwiami z trawionego szkła części domu. Po drodze stwierdził, że mam fajne buty, nie precyzując, dlaczego mu się podobają. Wolałam nie wnikać.
Ściany korytarza zawieszone były oprawionymi w ramy plakatami filmowymi. Uwagę moją przykuło czarnobiałe zdjęcie Marlona Brando z filmu „Dziki”. Aktor siedział na motocyklu marki Triumph z 1950 roku. Uczyłam się o tym na studiach, mieliśmy wykłady na temat związków mody i filmu.
– Tu jest moja szafa – oznajmił Spencer, otwierając drzwi do prywatnej części domu.
W pierwszym rzędzie zauważyłam tam królewskich rozmiarów łoże na drewnianym podeście. Było przykryte brązowozłotą narzutą. W ogóle cała sypialnia miała ciepły przytulny klimat. Było tam wejście do łazienki oraz podwójne, przeszklone, prowadzące do ogrodu drzwi. Widać było przez nie basen oraz hektar lub dwa równo przyciętego trawnika.
– Masz piękny dom – powiedziałam.
Wyjrzałam na zewnątrz.
– Ta wybrukowana ścieżka prowadzi do domku gościnnego – powiedział. – Ale ja przerobiłem go na schronisko dla psów. Zatrudniam do nich kilku pracowników, korzystam też z pomocy wolontariuszy.
– Ja nie mam żadnych zwierząt – odezwałam się – ale Mary i Brandon mają Cline’a, psa razy husky. Dzieciaki go uwielbiają.
– Ja mam dwa psy.
– Naprawdę? Gdzie teraz są? – spytałam zaskoczona.
– Lubią się chować pod łóżkiem – odparł konspiracyjnym szeptem. Uśmiechnął się, po czym już normalnym głosem dodał: – Sprawdzają cię, badają, czy można ci zaufać. To były pierwsze uratowane przeze mnie bezdomniaki. Przywiązałem się do nich, więc je adoptowałem.
Z ciekawością spojrzałam na łóżko. Faktycznie wystawały spod niego dwa białe pyszczki.
– Śliczne – powiedziałam. – Wyglądają jak dwa mopy z oczkami.
– To maltańczyki, normalnie bardzo odważne psiaki, ale Cookie i Candy są po przejściach. Jak już się do ciebie przyzwyczają, ujrzysz ich zupełnie nieznane oblicza.
– Jak długo mam na to czekać?
– Nie wiem, różnie to z nimi bywa. Jeśli cię zaakceptują do czasu sesji, mogą wystąpić na zdjęciach. Już raz były fotografowane i nawet polubiły fotografa.
– To świetnie. – Do sesji pozostał jeszcze prawie miesiąc, psy będą miały czas na oswojenie się także ze mną. – Rozmawiałeś już z fotografem o motywie przewodnim sesji?
– Tak. – Spencer skrzywił się lekko. – Mówił, że chcą iść w coś w rodzaju z lekka nawróconego buntownika czy zepsutego chłopaka.
– A ty, widzę, nie jesteś tym zachwycony.
– Nie, dlaczego? Dziś każdy ma jakąś etykietkę.
– Okej, w takim razie o stylizacji pomyślę też pod tym kątem. – W końcu nikt lepiej ode mnie nie wie, jak bardzo potrafisz był zepsuty, pomyślałam. – Pokaż mi wreszcie te swoje ciuchy.
Pomieszczenie służące za garderobę było wielkości pokoju. Gdy się tam znaleźliśmy, miałam ochotę zgasić światło i przycisnąć wargi do jego ust. Po raz pierwszy z chłopakiem całowałam się właśnie w szafie. Ale to nie było to co później ze Spencerem…
Taki piękny romans
Grant i Harley spędzają pełen namiętności weekend. Ona się w nim zakochuje, on jednak zrywa znajomość. O tym, że ma syna, dowiaduje się pięć lat później, gdy Harley, obecnie znana filantropka, wraca do Stanów. Jest zszokowany, ale też oczarowany chłopcem. Przyznaje w duchu, że nadal pożąda Harley. Znowu zostają kochankami, niestety coraz częściej daje o sobie znać różnica charakterów. Impulsywna Harley próbuje skłonić Granta do małżeństwa. On woli pozostać singlem, ale nie potrafi się z nią rozstać...
Fragment książki
- Ty tutaj? – zdziwiła się Rose Everett-Schuster.
Na rynku w Royal, w restauracji Spoon & Stable, odbywała się degustacja wina połączona z cichą aukcją i pokazem mody. Imprezę przygotowała Beth Wingate, żeby wesprzeć Zest, założoną przez swoją siostrę Harley organizację non-profit.
- Przekazałem na degustację skrzynkę Chateau Pierre de Dupre Medoc rocznik 2014 – odparł Grant Everett, świadomy, że ta odpowiedź wcale Rose nie usatysfakcjonuje. – Oraz butelkę Chateau Margaux Bordeaux rocznik 2016 na aukcję.
- No nie wiem, czy to wystarczający powód, żeby najlepszy specjalista od niepłodności opuścił swoją wieżę z kości słoniowej i mieszał się z tłumem zwykłych śmiertelników. Podejrzewam, że coś się za tym kryje.
Grant nie był człowiekiem mającym wiele sekretów. Pomijając kwestie zawodowe, bo jako lekarz dochowywał tajemnic pacjentek, właściwie miał tylko jeden, którego od pięciu lat nikomu nie wyjawił.
Zaklął w duchu; po jaką cholerę wybrał się na dzisiejszą imprezę, skoro nie pojawiał się na innych? Nie cierpiał tłumów i rozmów o niczym; wolał wypisać czek. Ale nie mógł się siostrze przyznać, że od trzech lat śledzi wszystkie doniesienia na temat Zestu.
- Po prostu ta aukcja ma szczytny cel.
- Podobnie jak inne. – Rose nie zamierzała odpuścić. – Ale dziś zbieramy pieniądze na non-profit Harley Wingate…
- Nie rozumiem. O co ci chodzi? – Grant zmarszczył czoło.
Chociaż Rose znała wszystkie plotki o członkach najbogatszych rodzin w Royal, podejrzewał, że jednak nie ma pojęcia o tym, co on czuje do najmłodszej przedstawicielki Wingate’ów. Prawdę rzekłszy, sam nie do końca wiedział.
- O powrót na stare śmieci pewnej córy marnotrawnej.
- O kim mówisz?
- O dziewczynie, z którą pięć lat temu wyszedłeś z balu w Klubie Hodowców. I z którą spędziłeś weekend.
- Co ty wygadujesz? – oburzył się, ale w oczach siostry ujrzał błysk zadowolenia.
- Wszyscy się zastanawiali, dlaczego tak nagle zniknęła.
- To nie miało ze mną nic wspólnego. – Był zły, że się tłumaczy. Zwykle nie przejmował się, kiedy Rose go podpuszczała lub próbowała ciągnąć za język, ale to, co wydarzyło się z Harley, wciąż przepełniało go smutkiem.
- Zmieniłeś się po jej wyjeździe.
- To znaczy?
- Ożeniłeś się z Paisley. A kiedy zrozumiałeś swój błąd, rzuciłeś się w wir pracy.
Grant opróżnił szklankę. To był dopiero jego drugi drink, ale oba pochłonął w stosunkowo krótkim czasie, więc trochę mu się w głowie zakręciło. Odsunąwszy się od siostry, rozejrzał się po sali.
- Nie chcę rozmawiać o Paisley.
Podczas trwającego trzy lata małżeństwa poznał swoje niedociągnięcia. Nawet nie umiał zliczyć, ile razy żona wypominała mu brak serca i twierdziła, że nigdy jej nie kochał. Ani razu nie zaprzeczył.
Faktem jest, że poślubił ją, bo była atrakcyjna i nadawała się na żonę cenionego lekarza. Paisley wierzyła, że jej miłość zmieni go w kochającego męża. Tak się nie stało. Była czuła, wylewna, a on się dusił w małżeństwie i coraz więcej czasu spędzał w szpitalu.
- Wiem, że nie cierpisz porażek – powiedziała cicho Rose – ale chyba masz świadomość, że z odpowiednią kobietą możesz być szczęśliwy?
Potrząsnął głową. Rose nie rozumiała. Ponieważ stawiał pracę na pierwszym miejscu, był kiepskim materiałem na ojca i męża. Musi mu wystarczyć to, że pomaga innym spełniać ich pragnienia.
Rozmowę przerwała im Henrietta Sinclair.
- Jestem pod olbrzymim wrażeniem – rzekła, wskazując na kolorowe sukienki, w których paradowały po wybiegu najbardziej znane w mieście fashionistki, między innymi jej własna córka Regan. – Co za piękna kolekcja.
- Do jej wykonania użyto organicznej bawełny i farb roślinnych – oznajmiła Rose, cytując informacje z broszury, którą trzymała w ręku.
- Harley Wingate spisała się na medal. Rodzina powinna być z niej dumna.
- Wiedząc, jaka była przed wyjazdem z Royal, nikt się wiele po niej nie spodziewał.
Słowa Rose zirytowały Granta. Korzystając z okazji, że jest zajęta rozmową, oddalił się. Zauważył, że niektórzy przyglądają mu się z zaciekawieniem. Nic dziwnego; od czasu rozwodu rzadko się pokazywał.
Nie sądził, by ktokolwiek poza Rose domyślał się, że jego dzisiejsza obecność ma związek z Harley. Kiedy ją ujrzał podczas pamiętnego balu w Klubie, serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi.
Na szczęście przyjaciele, z którymi rozmawiał, nie zwrócili na to uwagi. Był trzynaście lat starszy od Harley – z czego tamtego dnia nie zdawał sobie sprawy – i nikomu nie przyszło do głowy, że mógłby zainteresować się dziewczyną, która dopiero skończyła szkołę średnią.
Zainteresować? Spędzili kolejne dwa dni w łóżku.
Wzdrygnął się na wspomnienie chwili, gdy poznał prawdę. Poczuł się jak deprawator niewiniątek. Oczywiście Harley nie była niewiniątkiem, przeciwnie: w szmaragdowej sukni na cienkich ramiączkach opinającej szczupłą sylwetkę wyglądała jak kobieta świadoma swej urody.
Kobieta, która nie tylko wie, czego chce, ale również wie, jak osiągnąć cel. A tym celem był on.
Uśmiechała się zalotnie, flirtowała, zadawała mnóstwo inteligentnych pytań o jego pracę i działalność charytatywną jego rodziny. Ilekroć dotykała jego ramienia, przeszywał go dreszcz. Pragnąc poczuć smak jej ust, przed końcem wieczoru zaciągnął ją w ustronny kąt.
Na myśl o weekendzie, który razem spędzili, ogarnęła go tęsknota. Wodził wkoło wzrokiem, szukając piękności o długich prostych włosach. Po chwili zaklął pod nosem, wymyślając sobie od głupców.
Przyjście na dzisiejszą aukcję było pomyłką.
Mimo upływu pięciu lat nie stracił zainteresowania Harley. Odkąd usłyszał o jej powrocie, zastanawiał się nad jednym: czy trzynastoletnia różnica wieku mniej by mu przeszkadzała dziś, kiedy miał trzydzieści sześć lat, a Harley dwadzieścia trzy?
Tak. Nie. Może.
Mężczyźni umawiają się z młodszymi kobietami i nikt nie robi z tego afery. Ale w jego i Harley wypadku chodziło nie tylko o wiek. Także o emocje, jakie Harley w nim wzbudziła; o to, że przestał słuchać głosu rozsądku, że nie myślał o konsekwencjach.
W łóżku było im rewelacyjnie, ale czy chemia między nimi nie była wynikiem grzechu? Bądź co bądź szanowany lekarz nie powinien uprawiać przygodnego seksu z piękną nieznajomą, prawda? Miał tego świadomość, kiedy przekraczali próg pokoju hotelowego, ale to nie przeszkodziło mu, by przez dwie doby pieścić każdy zakamarek ciała Harley.
Przedstawiła mu się tylko z imienia.
Nie skojarzył, że należy do rodziny Wingate’ów. Widział ją przed laty, kiedy była chudą dziewczynką; namiętna kusicielka, która zatrzęsła jego światem, w niczym tamtej nie przypominała.
Mimo złości na siebie, że pożąda dziewczyny o tyle młodszej, pragnął jej z coraz większą siłą.
W końcu doszedł do wniosku, że winę za ten stan rzeczy ponosi jego praca: za dużo czasu jej poświęca, a za mało na życie towarzyskie.
Niedługo po balu zaczął spotykać się z kobietą w swoim wieku. Rozwód po trzech latach utwierdził go w przekonaniu, że on, Grant Everett, nie nadaje się do małżeństwa.
Może nie powinien był rozstawać się z Harley po weekendzie, może powinien był spędzić z nią kilka tygodni, by zaspokoić głód. Może tak by było najlepiej.
Ona pragnęła przygód, chciała zwiedzić świat. Nie szukała trwałego związku. Nacieszyliby się sobą, potem każde poszłoby w swoją stronę.
Najwyraźniej przywołał ją myślami, bo nagle goście rozsunęli się; dzieliło ich z pięć metrów.
Niewiele się zmieniła; może jedynie lata, które spędziła za granicą, nadały jej ogłady. Uśmiechała się promiennie, skrywając pod uśmiechem irytację; denerwowało ją, że znajduje się w centrum uwagi.
Grant poczuł znajome ukłucie w sercu. Zaklął w duchu. Nie był człowiekiem skorym do romansów. Tamten weekend z Harley zaskoczył go, później zostały mu pytania, na które nie znał odpowiedzi, oraz uczucia, z którymi nie umiał sobie poradzić.
Ich oczy się spotkały, przepełniła go radość… i nagle przeniósł się do tamtego dnia sprzed pięciu lat. Odkąd ujrzał ją po raz pierwszy, nic nie było takie jak dawniej.
Uświadomił sobie jednak, że choć wciąż pragnie Harley, nie może drugi raz popełnić tego samego błędu.
Uczucie, jakie przepełniło Harley na widok Granta, było inne od tamtego sprzed lat, ale równie silne.
Pięć lat temu była przemądrzałą i pewną siebie nastolatką, która uznała, że następny facet, z którym pójdzie do łóżka, musi mieć doświadczenie erotyczne. Wcześniej kochała się tylko ze swoim byłym chłopakiem i nie wspominała tego najlepiej.
Upatrzyła sobie Granta. Zauważyła, że wiele kobiet wodzi za nim wzrokiem. Kilka podeszło do niego i zaczęło z nim flirtować. Jego obojętność obudziła w niej ducha walki. Kochała wyzwania. Tamtym kobietom się nie udało, ale ona odniesie sukces.
Chociaż wieczór potoczył się inaczej, niż zaplanowała, kolejne dwa dni i dwie noce okazały się wspaniałe.
Lepszych nie mogła sobie wymarzyć. Poddając się zręcznym dłoniom Granta, przekonała się, ile przyjemności jej ciało jest w stanie znieść. Ten weekend zmienił ją na zawsze.
Dziś na widok Granta zastygła. Kłębiły się w niej tęsknota, niepokój, nadzieja i smutek oraz dziesiątki innych emocji. Co powinna zrobić? Podejść i przywitać się? Uśmiechnąć się i czekać, aż on podejdzie? Poprzednim razem najpierw ona zaczepiła jego, potem on uwodził ją.
Zanim podjęła decyzję, Grant obrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Rozczarowana, skarciła się w duchu. Naprawdę sądziła, że nie będzie potrafił oprzeć się jej wdziękom? Taki mężczyzna nie popełnia dwa razy tego samego błędu.
- W porządku? – Jaymes Owens przyjrzała się jej spod swoich długich gęstych rzęs.
Ocknąwszy się z zadumy, Harley uświadomiła sobie, że Grant znikł jej z oczu. Czyżby jej nie rozpoznał? Spędzili razem tylko jeden weekend, przeżyła serię wspaniałych orgazmów, potem już żaden mężczyzna nie był w stanie mu dorównać, ale podejrzewała, że jej własne umiejętności erotyczne pozostawiały wiele do życzenia.
- Jasne. Dlaczego pytasz?
- Bo wydawałaś się spięta. Czyżby twoja mama zdecydowała się tu zawitać?
Harley wzdrygnęła się.
- Chyba żartujesz!
- Nigdy nie wiadomo. Jeszcze może cię zaskoczyć.
- Oby nie. Dziś chodzi o Zest. Nie mam ochoty słuchać krytycznych uwag i nieproszonych rad.
- Przecież ona chce dla ciebie jak najlepiej.
- Co innego rozumiemy pod pojęciem „najlepiej”. – Harley zamrugała, usiłując powstrzymać łzy. – Myślałam, że będzie inaczej niż dawniej. Zmieniłam się, dojrzałam, ale wszyscy wciąż mnie traktują jak rozkapryszoną osiemnastolatkę. Zaczynam żałować decyzji o powrocie do Royal.
Była najmłodsza w rodzinie, ojciec i starsze rodzeństwo ciągle ją rozpieszczali. Spełniali każde jej życzenie; wystarczyło, że poprosiła albo się nadąsała.
Sytuacja uległa zmianie tuż po jej osiemnastych urodzinach. Trent Wingate dostał udaru, w domu matka przejęła stery i życie Harley przestało być tak kolorowe.
- Jesteś tu dopiero chwilę. – Jaymes objęła przyjaciółkę. – Musisz uzbroić się w cierpliwość, dać sobie czas na złapanie oddechu.
- Masz rację – przyznała, prostując ramiona.
- No dobra, to czyj widok cię tak zaskoczył?
Przez moment korciło Harley, by wszystkiemu zaprzeczyć, z drugiej strony przed Jaymes nie miała tajemnic.
- Granta.
- Serio? – Przyjaciółka wytrzeszczyła oczy. – Nie pomyliłaś się?
- Nie. Dlaczego się tak dziwisz?
- Bo Grant Everett nie bywa na takich imprezach. Założę się, że przyszedł ze względu na ciebie.
- Bez przesady. – Harley ledwo powściągnęła podniecenie. – Przecież nie wie, że to ja zarządzam Zestem.
- Podejrzewam, że się mylisz.
- Na pewno ani razu nie pomyślał o mnie w ciągu ostatnich pięciu lat.
- Tego nie wiesz.
Jaymes pocieszała przyjaciółkę, kiedy ta wróciła do domu po weekendzie z Grantem, upokorzona i wściekła z powodu jego zachowania, kiedy usłyszał, ile ona ma lat.
Różniły się: Jaymes chodziła twardo po ziemi, kierując się rozsądkiem, Harley zaś była spontaniczna i nieprzewidywalna. Kiedy uświadomiła sobie, że zaszła w ciążę z mężczyzną, który jasno dał jej do zrozumienia, że nie interesuje go kontynuacja ich romansu, uciekła za granicę.
- Byłam jedną z wielu w jego życiu, pewnie nawet o mnie nie pamięta – mruknęła.
Z nią było inaczej. Ich króciutki romans trwale odcisnął się na jej życiu.
- Niezbyt dobrze go znam, ale podobno jest pracoholikiem i z nikim poza swoją eksżoną nie był związany – rzekła Jaymes. – Jestem przekonana, że wasz romans nie był dla niego czymś powszednim.
Harley wzruszyła ramionami. Dosłownie kilka tygodni po balu w Klubie Grant zaczął spotykać się z zapierającą dech w piersi blondynką Paisley Barnes, która bardziej pasowała do niego wiekiem i doświadczeniem.
Ona, Harley, była za młoda. Grant przeraził się, kiedy odkrył, że niedawno skończyła szkołę; krzyczał, że specjalnie wprowadziła go w błąd. Poczuła się upokorzona, bo potraktował ją jak niegrzeczne dziecko.
Westchnęła ciężko. Tamtego dnia wybiegła z pokoju hotelowego. Kiedy postanowiła wyjechać z Royal, sądziła, że jej nieobecność potrwa najwyżej kilka miesięcy. Ale z dala od rodzeństwa wydoroślała, znalazła w sobie siłę, a także zyskała lepszy wgląd w swoje słabości.
Bała się, że jeśli wróci, znów stanie się rozpieszczonym dzieckiem, a tego nie chciała.
W końcu jednak stwierdziła, że należy stawić czoło swoim lękom. Tylko w ten sposób udowodni sobie i innym, że wydoroślała.
Ale widok Granta trochę ją wystraszył. Mimo że minęło pięć lat i macierzyństwo ją zmieniło, to różnica wieku między nimi pozostała taka sama. Na co liczyła? Że Grant doceni jej osiągnięcia?
A osiągnęła wiele: kierowała założoną przez siebie organizacją non-profit, wychowywała syna i pomagała setkom kobiet, które dzięki Zest wydostały się z potwornego ubóstwa.
Nagle poczuła, jak przepełnia ją duma.
Kiedy wpadła na pomysł Zestu, nie sądziła, że skromna organizacja odniesie taki sukces. Po prostu wiedziała, że ludzie nie chcą jałmużny; chcą zarabiać. Zest pomagała kobietom zdobywać umiejętności potrzebne do wytwarzania dóbr, które potem można sprzedać.
Ale problem ubóstwa nie znikał; zbyt wiele osób żyło w biedzie. Zest potrzebowała coraz więcej sponsorów. Wcześniej organizacja otrzymywała donacje od różnych firm będących własnością Wingate’ów, ale wpłaty ustały, gdy interesy rodziny znalazły się na skraju bankructwa.
- Harley?
- Ojej, przepraszam. – Speszyła się, widząc zatroskanie w oczach przyjaciółki. – Myślałam o Zeście.
- Rozmawiałyśmy o Grancie.
- Wiem. – Harley objęła Jaymes w pasie. – Nie mam pojęcia, co bym bez ciebie zrobiła. Gdyby nie twoje wsparcie, całkiem bym się załamała.
- Nieprawda! – zaprzeczyła ze śmiechem Jaymes. – Ale miło, że tak mówisz.
- Jesteś cudowna. Dziękuję. Również za to, że przyjęłaś mnie pod swój dach, dopóki czegoś sobie nie wynajmę.
- Ależ Sean i ja z radością gościmy ciebie i Daniela.
Jaymes zamieszkała z Seanem Cavanaugh rok temu, po trwającym niemal dwa lata związku. Takie powolne tempo obojgu odpowiadało.
- Sean ma znakomite podejście do dzieci.
- A Daniel go uwielbia. Wydaje mi się, że mały potrzebuje mężczyzny.
- To prawda. – Harley ogarnęły wyrzuty sumienia. – Myliłam się, myśląc, że ja mu wystarczę.
Właśnie dlatego postanowiła wrócić do Royal zamiast, na przykład, zapuścić korzenie w Dallas.
Zrozumiała, jak brak ojca wpływa na Daniela, kiedy matka jednego z przedszkolaków zdradziła jej, co Daniel opowiada kolegom; okazało się, że wymyślał niestworzone historie o przygodach swojego taty i jego dalekich podróżach. Kiedy o tym usłyszała, serce jej pękło.
- Jesteś cudowną mamą – oznajmiła Jaymes. – Ale dobrze, że chcesz przedstawić Danielowi jego ojca.
Odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży, Harley wahała się, czy poinformować o tym Granta. Na początku była zbyt urażona tym, że ją odtrącił, kiedy poznał jej wiek. Udowodniła swoją niedojrzałość psychiczną, kiedy uciekła za granicę. Po kilku miesiącach w obcym kraju, gdzie nie znała języka i cierpiała na poranne mdłości, przyszło jej do głowy, że chyba Grant miał rację, oskarżając ją o egoizm i brak rozwagi.
Gdy w końcu zebrała się na odwagę, by powiedzieć mu o Danielu, Grant był już zaręczony...