Powiedz mi, co lubisz (ebook)
„Zacisnęła rękę na jego koszuli ruchem człowieka, który usiłuje znaleźć jakieś oparcie podczas szalejącej burzy. Jej palce znalazły się na wysokości jego serca. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jej pragnie. Kontakt z jej ciałem obudził w nim bolesne podniecenie. Nie potrafił zapanować nad pożądaniem, ale postanowił go nie okazywać. A już za wszelką cenę nie narażać się na związek, który na dłuższą metę musi być dla niego destrukcyjny...”.
Fragment książki
Farrell Stone nie lubił prosić nikogo o pomoc. Robił to rzadko w sprawach zawodowych, a jeszcze rzadziej w życiu osobistym. Szedł własną drogą. Sam prowadził swoje interesy i uważał się za swojego najlepszego doradcę.
Niestety jego asystentka, Katie, była specjalistką od narzucania mu swojego zdania… i właśnie dlatego odbywał teraz osobliwą rozmowę z jej protegowaną.
Siedząca po drugiej stronie biurka kobieta była szczupła i niezbyt wysoka. Jej gęste lśniące włosy o barwie mlecznej czekolady zostały obcięte tak krótko, że podkreślały wysunięty podbródek.
Ogromne, ozdobione długimi rzęsami oczy wydawały się zbyt duże w stosunku do twarzy. Odbijała się w nich niepewność, ale i nadzieja. W jasnych tęczówkach lśniły złote i zielone plamki.
Trudno byłoby ją uznać za klasyczną piękność, ale miała w sobie coś pociągającego. Farrella zaintrygowała jej łagodna kobiecość zmieszana z pewnego rodzaju bezradnością. Właśnie takie kobiety pociągały go fizycznie. A teraz czuł się zaniepokojony swoją reakcją na jej wygląd.
Nauczył się ignorować własne potrzeby erotyczne. I nie zamierzał łamać swoich zasad.
Ze skąpego CV, które trzymał w ręku, wynikało, że Ivy Danby pochodzi ze stanu Maine, ale spędziła większość minionych dwudziestu lat w Karolinie Południowej. Ukończyła szkołę średnią. Pracowała na kilku posadach. Wyszła za mąż. Koniec informacji. Choć fakt, że trzymała w ramionach śpiące dziecko, mógł dowodzić pewnych braków w aktach osobowych.
Odłożył kartkę na biurko i zabębnił palcami po jego blacie.
- Cieszę się, że mogłem panią poznać, ale…
- Jestem w stanie się nauczyć wszystkiego, czego będzie pan ode mnie wymagał – oznajmiła, przerywając jego delikatną odprawę.
Jej determinacja i wiara w siebie wzbudziły jego uznanie, ale był coraz bardziej przekonany, że nie są mu potrzebne komplikacje, jakie może za sobą pociągnąć fascynacja potencjalną nową podwładną.
„Wszystkiego, czego będzie pan ode mnie wymagał…”. Pewnie tylko jego rozbudzone libido kazało mu się dopatrywać w tych słowach ukrytego podtekstu.
- Chyba pani zdaje sobie sprawę, że nie ogłaszałem w prasie potrzeby obsadzenia tego stanowiska, prawda?
- Owszem – odparła, kiwając głową. – Ale pana asystentka, Katie, domyśla się, że będzie pan kogoś szukał. I wie, że ja rozglądam się za posadą. Od niedawna wynajmuję mieszkanie wspólnie z jej siostrą.
- Moja asystentka jest teraz również moją bratową – oznajmił Farrell. – Trzy miesiące temu poślubiła mojego brata, Quina.
- A mimo to nadal przychodzi codziennie do pracy?
- Quin chyba zakładał, że ona zrezygnuje – odparł Farrell, choć pytanie wydało mu się dość dziwne. – Ale Katie zawsze robi co chce. Odnoszę wrażenie, że lubi kierować wydziałem badań i rozwoju. Nie mam pojęcia, jak dałbym sobie bez niej radę.
- Spotkałam ją tylko raz i z zachwytem wspominam naszą rozmowę. Ona jest niezwykła.
- To prawda. Posłuchaj, Ivy… Osoba, która dostanie tę posadę, będzie musiała zamieszkać w północnej, odludnej części stanu Maine.
Farrell był inżynierem. Wynalazcą. Pracował zwykle w supernowoczesnym laboratorium właśnie na tym piętrze budynku firmy, położonym w centrum Portland. Ale w ciągu ostatnich dwudziestu czterech miesięcy zaprojektowane przez niego wyroby pojawiały się na rynku, zanim zdążył rozkręcić ich produkcję. Podejrzewał, że padł ofiarą szpiegostwa przemysłowego.
- Podobnie jak moi bracia jestem właścicielem rezydencji na północnym wybrzeżu. Zbudowałem niedawno na terenie swojej posiadłości domek gościnny oraz pracownię i zamierzam przenieść tam niebawem swoją działalność.
- Czy mogę spytać dlaczego?
- Niektóre szczegóły moich projektów są ściśle poufne. Doszedłem do wniosku, że muszę położyć większy nacisk na ochronę badań. A poza tym lubię pracować w samotności.
- Więc dlaczego Katie uważa, że powinien pan kogoś zatrudnić?
Farrell skrzywił się i przesunął dłonią po włosach.
- Kiedy pochłania mnie jakiś projekt, zapominam o wszystkim innym. Zdarzyło mi się pracować bez przerwy przez trzydzieści sześć godzin. Muszę zatrudnić kogoś, kto będzie prowadził dom i przygotowywał posiłki. Szukam osoby dyskretnej i godnej zaufania.
- Zapewniam pana, że potrafię uszanować czyjąś tajemnicę – odparła Ivy, a on postanowił zadać jej pytanie, które celowo odkładał na później.
- Dlaczego miałaby cię interesować taka posada, Ivy? Mamy tam na północy internet i telewizję, ale nic więcej. Nawet sklep spożywczy jest bardzo daleko.
Odniósł wrażenie, że jego rozmówczyni silniej przytuliła dziecko, a w jej oczach odbił się niepokój, nawet lęk.
- Muszę panu wyznać całą prawdę, panie Stone – odparła drżącym głosem, który wydał mu się bardzo seksowny. – Jestem w rozpaczliwej sytuacji. Kilka miesięcy temu zmarł mój mąż. Nie zostawił mi ani centa. Nie miał polisy ubezpieczeniowej. Dom został sprzedany, a pieniądze się rozeszły. Moi rodzice nie żyją, nie mam żadnych krewnych. Muszę znaleźć pracę, która pozwoli mi zatrzymać przy sobie Dolly.
- Dolly?
- Ona nazywa się Dorothy Alice Danby – odparła, głaszcząc dziewczynkę po głowie. – Wiem, że nie pamięta mnie pan z czasów naszego dzieciństwa. Chodziliśmy do tej samej szkoły. Wszyscy mieszkańcy Portland znają pana rodzinę… pańskiego ojca i braci, Zachary’ego i Quintena. Firma Stone River Outdoors zatrudnia kilkaset osób. Proszę, żeby dał mi pan szansę. Potrafię ciężko pracować. A dziecko nadal przesypia większość dnia. Mam specjalne nosidełko, w którym mogę trzymać ją na plecach podczas gotowania i sprzątania. Przysięgam, że nie będzie pan żałował, jeśli mnie pan zatrudni.
Farrell uświadomił sobie, że już zaczyna żałować swojej decyzji. Jego życie było wystarczająco skomplikowane bez obecności tej młodej kobiety o niepokojącej urodzie, a w dodatku obarczonej dzieckiem. Mimo to westchnął ciężko i przyznał się do porażki.
- Potrafisz przekonująco dowodzić swoich racji, Ivy. Ale mylisz się, myśląc, że cię nie pamiętam. Chodziliśmy razem do trzeciej klasy. Miałaś warkocze. Siedziałaś w ławce dwa rzędy za mną. Na walentynki dałem ci własnoręcznie wykonany prezent.
- Och, więc pan mnie pamięta – szepnęła, szeroko otwierając oczy i lekko się rumieniąc.
- Daj mi dwadzieścia cztery godziny do namysłu. Zadzwonię do ciebie jutro.
Poznał po wyrazie jej twarzy, że liczyła na natychmiastową odpowiedź. Otworzyła usta, jakby chcąc zaprotestować, ale zacisnęła je i zdobyła się na blady uśmiech.
- Rozumiem. Dziękuję, że poświęcił mi pan czas.
Gdy wyszła, Farrell nacisnął guzik interkomu i wezwał do siebie bratową. Po chwili na progu jego gabinetu stanęła niebieskooka blondynka, która była nie tylko piękna, lecz również bardzo kompetentna.
Farrell skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z wyrzutem.
- Tym razem chyba przesadziłaś, Katie. Matka z małym dzieckiem?
- Nie bądź takim seksistą, Farrell! – mruknęła, zajmując fotel opuszczony przed chwilą przez Ivy. – W dzisiejszych czasach matki niemowląt mogą pracować.
- Jeśli mają dostęp do systemu opieki nad dziećmi. A mój dom stoi na odludziu, w lesie nad urwiskiem, z którego widać tylko ocean. Dlaczego ci tak zależy na tym, żebym zatrudnił właśnie tę kobietę?
- Poznałam ją, kiedy wpadła wczoraj do mieszkania mojej siostry na Kimball Street. W trakcie rozmowy okazało się, że chodziliście razem do szkoły.
- To była szkoła podstawowa, a nigdy jej od tej pory nie widziałem. Nie mam pojęcia, czy się do czegokolwiek nadaje.
- Ona wprowadziła się do mojej siostry z pustymi rękami – oznajmiła Katie, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza skapitulować bez walki. – Żadnych mebli, żadnych sprzętów domowych. Miała tylko dwie walizki, przenośną kołyskę i torbę pełną pieluch. Nic więcej. Czy nie uważasz, że to dziwne?
- Może tak, a może nie.
- Ona cierpi. I czuje się samotna. Kto jak kto, ale ty powinieneś ją zrozumieć. Wiedzieć, że utrata partnera stawia cały świat na głowie.
Farrell przyjął ten atak ze stoickim spokojem. Tylko Katie miała dość odwagi, by nawiązywać do przeszłości. Nie pozwalali sobie na to nawet jego bracia, choć od śmierci Sashy minęło już siedem lat.
- To był cios poniżej pasa – mruknął, a Katie podeszła i pocałowała go w policzek.
- Ty i ja należymy teraz do jednej rodziny. Mam prawo się wtrącać. I ja cię pokornie błagam, Farrell: Ivy Danby musi zacząć życie od nowa. Potrzebuje dachu nad głową i poczucia bezpieczeństwa. Czyli właśnie tego, co możesz jej zaoferować. Proszę cię, daj jej szansę.
Dziesięć dni po wstępnej rozmowie, która miała miejsce w Portland, na terenie głównej siedziby firmy Stone River Outdoors, Ivy znalazła się w luksusowym, pędzącym na północ samochodzie, za kierownicą którego siedziała Katie Stone.
Była zaskoczona, kiedy skontaktował się z nią sam dyrektor naczelny. W ciągu czterominutowej wymiany zdań Farrell Stone zaproponował jej posadę i szokująco wysoką pensję. Chwilę potem zatelefonowała do niej Katie, aby omówić szczegóły. Jako prawa ręka Farrella znała dobrze zakres jej przyszłych obowiązków. Wiedziała też, że Ivy nie ma samochodu, mebli ani pieniędzy.
Potrafiła jednak rozwiązać wszystkie problemy. Oznajmiła, że zamierza obejrzeć dom swojego męża będący teraz także jej własnością, więc chętnie zawiezie Ivy i Dolly pod ich nowy adres.
Pierwszy etap podróży upłynął im bardzo przyjemnie. Otworzyły okna i rozkoszowały się powiewami ciepłego wiatru, a Katie wpadła w refleksyjny nastrój.
- Chciałabym mieć dzieci – wyznała cichym głosem, patrząc na Dolly. – Ale nie wiem, czy mój mąż już do tego dojrzał.
- Przecież jesteś zamężna dopiero od niedawna – odparła Ivy. – Macie mnóstwo czasu.
- Wiem o tym, ale mimo to słyszę głośne tykanie zegara biologicznego. – Odpędziła komara, który usiłował wlecieć do wnętrza samochodu. – Skąd wiedziałaś, że chcesz zostać matką?
- Wcale tego nie wiedziałam – odparła Ivy, lekko sztywniejąc. – To po prostu się stało.
- W takim razie można powiedzieć, że miałaś szczęście.
- Chyba tak – wyszeptała Ivy, czując ucisk w gardle i przypominając sobie po raz kolejny, że powinna zachować milczenie. Na tym etapie wydarzeń skłonność do zwierzeń może ją kosztować utratę atrakcyjnej posady.
Od dłuższego czasu robiła co mogła, by panować nad emocjami. Ale tego dnia miała powody do zadowolenia. Zdobyła pracę, dach nad głową i pensję pozwalającą utrzymać jej nieliczną rodzinę. Ten piękny, słoneczny jesienny dzień obudził w jej sercu iskrę nadziei.
W miejscowości Bangor skierowały się na południowy wschód, a w Ellsworth skręciły w mniej ruchliwą drogę prowadzącą w kierunku Stone River.
Tutaj widać było tylko lasy, wielkie pola i spokojne jeziora. Sielska sceneria wpłynęła kojąco na Ivy.
- Już niedaleko – obwieściła Katie. – Czy domyśliłabyś się, że jesteśmy blisko oceanu?
- Owszem. Mieszkałam długo w Charlestonie i nauczyłam się wyczuwać w powietrzu zapach morza.
Nigdy nie była w tak daleko wysuniętym na północ zakątku Maine, ale widziała w gabinecie Farrella fotografie trzech imponujących rezydencji wzniesionych na nadmorskich skałach.
Niemal dwieście lat wcześniej przodek Farrella kupił ogromny kawał pustkowia i nazwał swoim nazwiskiem niewielką rzekę płynącą przez jego posiadłość. Następne pokolenia sprzedały większość ziemi, ale bracia Stone nadal byli właścicielami kilkuset kilometrów kwadratowych tego terenu. Cenili swoją prywatność. Firma, która przyniosła im wszystkim ogromne bogactwo, narodziła się w tym otoczonym lasami raju.
Katie zjechała z głównej drogi, dotarła do masywnej bramy, wstukała kod i pokonała następne dziesięć kilometrów, mijając podjazdy do rezydencji, które zbudowali Zachary i Quin.
- Pokażę ci nasz dom przy najbliższej okazji – obiecała Katie. – Wiem, że chcesz się jak najszybciej zadomowić. Czy wolisz zacząć od wizyty w rezydencji Farrella, czy obejrzeć najpierw swoją chatę?
Mijając wielki dom należący do Farrella, Ivy z trudem powstrzymała okrzyk zachwytu. Był zbudowany w typowym dla Nowej Anglii stylu, jego duże okna wychodziły na ocean.
Nieco dalej stała ukryta częściowo w cieniu drzew czarująca chata z drewnianych bali, przypominająca domek dla lalek.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Katie, gdy wysiadły z samochodu. – Czy myślisz, że będzie wam tu wygodnie?
Ivy spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Jak możesz o to pytać? Przecież tu jest cudownie.
Wnętrze zachwyciło ją jeszcze bardziej. Obejmowało ono dwie przedzielone łazienką sypialnie, nowoczesną znakomicie wyposażoną kuchnię i przestronny salon, w którym uwagę Ivy przyciągnęły dwa stylowe fotele i piękny kominek.
Z trudem powstrzymała napływające do oczu łzy. Wiedziała, że Katie nie zrozumie powodów jej wzruszenia, a ona nie miała ochoty się tłumaczyć. Nie teraz, pomyślała. Nie dziś. Może nigdy.
- Czy to ty kazałaś tu ustawić dziecinne łóżeczko? – spytała, a Katie potrząsnęła głową.
- Nie. To był pomysł Farrella. Uznał, że trzeba zainstalować tę waszą kołyskę w jego domu, żeby Dolly mogła wygodnie spać w obu miejscach. On rozumuje jak typowy inżynier. Zawsze wszystko dokładnie planuje.
- To miłe, że o tym pomyślał – rzekła cicho Ivy, ponownie czując ucisk w gardle. Życzliwy gest Farrella utwierdził ją w przekonaniu, że ma do czynienia z dobrym człowiekiem.
Dolly zaczęła marudzić, więc Ivy podbiegła do samochodu, otworzyła tylne drzwi i wzięła ją na ręce.
- Nie płacz, kochanie – powiedziała. – Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa. – Wzięła głęboki oddech, usiłując zebrać myśli. – Nie chcę cię długo zatrzymywać, Katie. I tak już zrobiłaś dla nas bardzo dużo, więc może jedźmy od razu do tego dużego domu, żeby twój szwagier mógł mi pokazać miejsce pracy i przedstawić zakres obowiązków.
Farrell odczuwał niepokój.
Może dlatego, że zmieniał w sposób radykalny swoje życie zawodowe. Może obawiał się, że nowa siedziba nie będzie stymulować jego kreatywności tak bardzo jak dawna pracownia w Portland.
A może nadal przerażała go wizja szpiegostwa. Po prostu bał się, że zostanie okradziony z kolejnego projektu badawczego.
Był człowiekiem powściągliwym i rozważnym. Ani tak lekkomyślnym jak jego jeden brat, ani tak beztroskim jak drugi. Jako najstarszy, musiał kierować się poczuciem odpowiedzialności.
Rozważywszy i odrzuciwszy wszystkie możliwe źródła obaw, doszedł do wniosku, że niepokoi go perspektywa bliskości Ivy Danby.
Do diabła! – pomyślał. Przecież ona nie wprowadza się do mnie. Ma przygotowywać posiłki i dbać o porządek. Ona i jej córka nie będą gościły pod moim dachem. Będą miały własny domek.
Należący do ciebie, szepnął wewnętrzny głos.
Od chwili, w której dostrzegł samochód Katie na podjeździe, minęło już pół godziny. Najwyraźniej oprowadzała Ivy po chatce i pomagała jej się urządzić. Wiedział, że niedługo się zjawią.
Kiedy w końcu usłyszał dzwonek, nerwowo przesunął dłonią po włosach i otworzył drzwi.
- Cześć, Katie, dzień dobry, Ivy. Jak minęła podróż?
- Łatwizna – odparła Katie, lekceważąco machając ręką. – Skończyli już remontować ten odcinek autostrady I-95, więc chyba pobiłyśmy rekord szybkości. Mam w bagażniku dwa ostatnie pudła twoich dokumentów. Jest tam na pewno wszystko, co może ci być potrzebne.
W ciągu minionych czterech dni obaj bracia i Katie pomagali mu w pakowaniu wyposażenia pracowni. Tylko oni znali przyczyny jego przeprowadzki. Nadal nie miał pewności, czy była ona konieczna, ale wiedział, że wkrótce się to okaże.
- Porozmawiajcie sobie spokojnie, a ja zajmę się tą małą ślicznotką – powiedziała Katie i wyszła z pokoju, zabierając z sobą Dolly.
- Chyba powinniśmy zacząć od kuchni – oznajmił Farrell, z trudem odrywając wzrok od wielkich oczu Ivy.
- Oczywiście.
Pokazał jej lodówkę oraz spiżarnię i wyjaśnił szczegóły dotyczące aranżacji przestrzeni. Potem wzruszył ramionami.
- Nie jestem wybredny. Nastawiam ekspres do kawy przed pójściem spać, więc nie musisz się o to martwić. Pracuję zwykle od szóstej do ósmej, a potem robię przerwę na śniadanie. Lubię wszystko oprócz płatków na mleku, więc proszę wykreślić je z jadłospisu.
- Płatki są zdrowe na serce – mruknęła Ivy, po raz pierwszy zdobywając się na lekki uśmiech.
- Moje serce jest okej. Żadnych płatków.
- Żadnych płatków – powtórzyła, przykładając dłoń do czoła. – Zrozumiałam, panie Stone.
- Będziesz musiała mówić do mnie po imieniu.
- Dlaczego? – spytała, marszcząc brwi.
- Dlatego, że będziemy tu tylko we dwoje, a poza tym, do cholery, znamy się od dawna.
- Będziemy tu we troje – poprawiła go. – I nie życzę sobie, żebyś przeklinał w obecności mojej córeczki. Jeśli jest to jakiś problem, możesz mnie od razu zwolnić.
- Jeśli mówisz poważnie, to znaczy, że jesteś cholernie zasadnicza – mruknął, patrząc na nią ze zdumieniem zabarwionym irytacją. I zdał sobie sprawę, że przeklął już po raz drugi. – No dobrze, będę się kontrolował w obecności twojej córki...