Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Prawo do szczęścia
Zajrzyj do książki

Prawo do szczęścia

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-276-9920-6
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788327699206
Tytuł oryginalnyThe Night the King Claimed Her
TłumaczBarbara Bryła
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-10-04
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Prawo do szczęścia" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Felipe wkrótce obejmie władzę w kraju. Ma silne poczucie obowiązku i odpowiedzialności i nie pozwala sobie na żadne osobiste przyjemności. Zamęt w jego uporządkowane życie wprowadza Angielka Elsie Wynter, nauczycielka muzyki jego przybranej siostry. Felipe proponuje jej, żeby zamieszkała w pałacu i tam kontynuowała lekcje. Zakochują się w sobie, ale Felipe wie, że jako król nie może zaoferować Elsie zwykłego wspólnego życia. Elsie próbuje go jednak przekonać, że każdy ma prawo do miłości…

 

Fragment książki

 

Piątek, godzina 16.05

– Odejdź! Natychmiast!
Odezwał się dzwonek alarmowy. Elsie Wynter mocniej zacisnęła powieki i skuliła się w fotelu. Nie chciała znowu odchodzić.
– Proszę pani? – Tuż nad nią rozległ się czyjś głos. Kobiecy. To nie był on. – Proszę odsłonić okno i zapiąć pasy.
Elsie zamrugała i zdała sobie sprawę, że rzeczywistość i koszmar senny zlały się w jedno. Była w samolocie i leciała w nowe miejsce. Tylko że lądowali dużo wcześniej, niż się spodziewała.
– Proszę pani, pasy. – Steward rzucił jej autorytatywne spojrzenie.
– Oczywiście. – Elsie zawsze słuchała poleceń. Szczególnie tych wydawanych z taką powagą. A potem zerknęła na mężczyznę w średnim wieku siedzącego po drugiej stronie przejścia. – Jesteśmy już w Hiszpanii?
– Przekierowano nas – odpowiedział cicho mężczyzna. – Jakaś kobieta na pokładzie zaczęła rodzić. Ale już się tym zajęli.
– Biedaczka musi być przerażona – mruknęła Elsie.
Odsłoniła okno. Samolot leciał nad bezmiarem szafirowej wody, ale w polu widzenia pojawiła się jakaś duża wyspa. W szczelinach klifów widać było piękne kamienne wille. Na północy wyspa zwężała się, a na końcu mierzei wznosiła się na skałach imponująca budowla. Po części forteca, po części pałac, po części średniowieczne więzienie tortur.
Serce Elsie mocniej zabiło. Rozpoznała ją natychmiast. Miała jednak nadzieję, że się myli. Z pewnością los nie mógł być tak okrutny.
– Gdzie lądujemy?
– W Silvabonie. – Mężczyzna wpatrywał się w okno. – Pięknie tu, prawda?
Pięknie, tak. Była tu już wcześniej. I jeden dzień, jedno spotkanie, jeden człowiek – wszystko zmieniły.
– Podobno pod tym pałacem znajduje się loch – powiedział mężczyzna. – Z mnóstwem skarbów.
Silvabon był środziemnomorskim rajem, olśniewającym i ponadczasowym, prawdziwym skarbem na rozległym morzu. Obfitujące w bogactwa naturalne królestwo umiejętnie wspierało strategiczne sojusze – w minionych wiekach poprzez małżeństwa z innymi rodzinami królewskimi w regionie, a w nowszych czasach poprzez umowy handlowe i dostęp do cenionych szlaków żeglugowych.
Elsie wiedziała, że na trasie z Aten do Madrytu będą lecieć w pobliżu, ale nie zdawała sobie sprawy, że aż tak blisko – nie mówiąc już o tym, że mogliby zostać tam przekierowani. Spędziła tu prawie trzy szczęśliwe miesiące, dopóki nagle nie została stąd bezceremonialnie wyeksmitowana.
Odejdź! Natychmiast! – Ten rozkaz pochodził od samego króla. Wtedy jak idiotka nie mogła pojąć, dlaczego jego ton był tak ostry. Przez sekundę miała nawet nadzieję, że on mógłby… Ale nie, to, co zrobił potem, było jednoznaczne. Więc nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Przyrzekła sobie, że nigdy więcej tu nie wróci.
Teraz tak naprawdę nie wracała. Ich samolot lądował tylko po to, by pozostawić pacjentkę. Reszta pasażerów – w tym ona – nie wysiądzie. Po prostu wystartują ponownie. Nie było powodu do niepokoju.
Na płycie lotniska stała flotylla prywatnych odrzutowców. Z terminalu lotniska i okolicznych budynków zwisały banery. Wpatrywała się w ciemny granat, czerń i złoto – barwy Silvabonu zdobiące każdy budynek. Flagi nie powiewały. Nie było wiatru, który by je unosił. Pogoda była idealna. Wszystko zresztą takie było. Dobrze wiedziała, dlaczego. Żałoba po śmierci starego króla skończyła się i Felipe Roca de Silva y Zafiro miał zostać uroczyście koronowany.
Karetka pogotowia przyjechała na spotkanie z ich samolotem w towarzystwie dwóch wozów strażackich. W ciągu kilku minut zrozpaczoną kobietę wyniesiono na noszach.
– Dziękujemy za państwa cierpliwość i przepraszamy za zakłócenie podróży –odezwał się pilot przez interkom. – Niestety będzie dalsze opóźnienie.
Elsie zabrakło tchu.
– Dostaliśmy pozwolenie na lądowanie wyłącznie z powodu nagłego wypadku medycznego na pokładzie – mówił dalej pilot. – Przestrzeń powietrzna Silvabonu jest zamknięta w ten weekend z powodu koronacji króla Felipego. Dlatego musimy pozostać na ziemi aż do zakończenia uroczystości w dniu jutrzejszym.
Po kabinie rozszedł się zbiorowy jęk, ale Elsie nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku.
– Nie możemy po prostu wystartować ponownie? – zawołał ktoś.
– Zostaną państwo umieszczeni w hotelu tutaj na lotnisku – mówił dalej pilot. – Jeszcze raz przepraszamy za niedogodności. Nasz personel naziemny pomoże państwu zmienić rezerwacje na dalszą podróż.
Elsie nie miała przesiadki w Madrycie. Planowała spędzić resztę lata w Hiszpanii. W Grecji wszystko przypominało jej Silvabon. Chciała zamieszkać w dużym mieście, w którym mogłaby się poczuć anonimowo. Znajdzie pracę w jakiejś kawiarni i nadal będzie oszczędzać pieniądze, by w końcu osiedlić się w zupełnie nowym miejscu. Jej ojczysta Anglia nie wchodziła w grę – wiązało się z nią zbyt wiele smutnych i złych wspomnień. Ale teraz znalazła się z powrotem w miejscu, które przez chwilę uważała za idealne. Dopóki on bezlitośnie nie pozbawił jej złudzeń. Nie mogła nawet pożegnać się z Amalią, jedyną prawdziwą przyjaciółką, którą tu miała. Ale Amalia była przybraną siostrą króla i to nie wchodziło w grę. To bolało. Odebrał jej zbyt wiele.
Wzięła uspokajający oddech. W końcu jedna noc w hotelu na lotnisku to nic takiego. Nikt z pałacu nie dowie się, że się tu znalazła.

– Wasza Wysokość, mamy problem.
Nie były to słowa, które król Felipe chciał usłyszeć od majora Garcii, starzejącego się szefa swojej ochrony. Przygotowania do nieszczęsnej koronacji pochłonęły już zbyt wiele jego czasu. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny miał dać swojemu narodowi prawdziwie królewski spektakl. To była pierwsza taka uroczystość od ponad dekady. Ale też ostatnia.
– Jeśli chodzi o samolot z kobietą rodzącą na pokładzie, Ortiz już poprosił o pozwolenie – powiedział. – Myślałem, że już wylądował.
– Owszem, wylądował, Wasza Wysokość.
Felipe podniósł wzrok znad papierów na biurku.
– Więc o co chodzi? Lekarze nie byli w stanie...?
– Zajmują się nią teraz. Dziecko jest wcześniakiem, ale wszystko wskazuje na szczęśliwe rozwiązanie.
– To dobrze. – Felipe spojrzał na dokumenty, które właśnie przeglądał. – A więc...?
– Pozostali pasażerowie muszą pozostać w Silvabonie do zakończenia koronacji. Mogliśmy otworzyć przestrzeń powietrzną tylko na chwilę, żeby samolot wylądował.
Felipe powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Jego agenci ochrony zawsze byli nadmiernie aktywni, a teraz stali się wyjątkowo rygorystyczni. Ale koronacja była w tym momencie priorytetem. Więc chociaż było to niefortunne dla pasażerów samolotu, nie zamierzał powiększać stresu swoich ludzi. Zapewnienie bezpieczeństwa gościom, którzy przybyli na uroczystości, było i tak ogromnym przedsięwzięciem logistycznym.
– Na szczęście samolot nie był pełen i jesteśmy w stanie zakwaterować pozostałych pasażerów w hotelu na lotnisku – dodał major. – Oczywiście zapewniamy im pełną obsługę.
Felipe przytaknął.
– Naturalnie sprawdziliśmy dla pewności listę pasażerów.
Felipe uśmiechnął się pod nosem. Biedny stary Garcia działał niezwykle skrupulatnie. Przed laty stracił już na swojej wachcie jednego przedstawiciela rodu królewskiego.
– Zakładam, że nikt z obecnych na pokładzie nie ma zamiaru zakłócić koronacji?
Zapadła cisza.
Felipe uniósł głowę, Garcia nawet jak na niego stał niezwykle sztywno.
– Znalazł pan coś?
Garcia odchrząknął.
– Na pokładzie jest Elsie Bailey.
Felipe zamarł.
– Znana jako Elsie Wynter. To kobieta, którą Amalia...
– Wiem, kim ona jest – warknął Felipe. Krew w nim zawrzała. Elsie Wynter? Błyszczące ciemnoblond włosy. Ochrypły śmiech powodujący bicie serca. Niepokojąco jasne niebieskie oczy.
– Znalazła się na pokładzie, ale samolot nie miał tu lądować? – spytał ochryple.
Garcia przytaknął.
– Samolot leciał do Madrytu.
A więc to był przypadek. Niezamierzone pojawienie się Elsie Wynter nie powinno go niepokoić.
– Podróżuje sama?
– Tak, sir.
– Proszę przyprowadzić ją do pałacu. Natychmiast. – Te słowa padły, zanim Felipe zdołał je powstrzymać.
Elsie Wynter nie uniknie kary za krzywdę, jaką wyrządziła. Odpowie mu za to. Chciał usłyszeć z jej cholernie pięknych ust, dlaczego zniknęła. Dlaczego zawiodła jego bezbronną przybraną siostrę. Dlaczego skłamała. Felipe nienawidził kłamców tak samo jak ludzi, którzy odwracali się od swoich powinności i odchodzili. Oboje jego rodzice to zrobili. Nie chciał, by Amalia przeżywała to samo. Poniosła już wystarczająco wielką stratę.
– Wasza Wysokość…
– Proszę zachować największą dyskrecję. Żadnych scen. Żadnych świadków –dodał ostro Felipe. – Niech zajmie się tym Ortiz. Zrozumiano?
Spojrzy w chłodne oczy Elsie Wynter jeszcze raz, ale tym razem jej uroda go nie zaślepi. Miał chronić swoją młodszą siostrę, a z powodu tej kobiety zawiódł. Teraz mu za to zapłaci.

Trzy miesiące wcześniej, ranek

– Ona może zagrażać bezpieczeństwu.
Felipe zesztywniał. Zapomniał, że Ortiz, jego najlepszy ochroniarz, stał obok, czekając na jego rozkazy. Felipe zirytował się, ale natychmiast rozzłościł się na siebie za własne roztargnienie.
W zaledwie kilka sekund dał się zauroczyć delikatnemu brzdąkaniu. Nadstawiał uszu, by bardziej wsłuchać się w ten śpiewny, lekko ochrypły głos. Zacisnął zęby, powstrzymując nieoczekiwane pożądanie. Ta kobieta wcale nie była taka, jak sobie wyobrażał.
– Naprawdę tak pan myśli? – mruknął.
Nie spodziewał się, że ona będzie taka piękna. Jej niebiesko-biała sukienka w kwiaty podkreślała jasny błękit oczu. Lekko zwichrzone jedwabiste blond włosy okalały jej słodką twarz o kształcie serca. Wyglądała rozkosznie, a nie niebezpiecznie.
Agenci ochrony Felipego zawsze mocno przesadzali. Od czasu, kiedy jego ojciec zniknął w środku nocy, stali się w swoich działaniach nadgorliwi. Gdyby Felipe ich słuchał, to wszyscy stanowiliby zagrożenie dla bezpieczeństwa, a on nie mógłby swobodnie oddychać. Dlatego właśnie postawił przy Amalii Ortiza. Ten facet działał rozsądnie. A jednak teraz znaleźli się tutaj. Felipe nie mógł zrozumieć, dlaczego ta kobieta mogła stanowić zagrożenie. Ale na sam jej widok każdy mięsień w jego ciele się napinał.
Sześć miesięcy wcześniej został jedynym opiekunem swojej trzynastoletniej przybranej siostry Amalii. Sprowadził ją prywatnym samolotem z Kanady po wypadku, w którym straciła oboje rodziców i sama doznała poważnych obrażeń. Wcześniej się nie znali i to nie było łatwe. Ale nie miał wyboru. Cicha i niecierpliwa Amalia w niczym nie przypominała jego wyobrażeń o normalnej nastolatce. Ale wciąż dochodziła do siebie fizycznie i nadal opłakiwała rodziców. Wycierpiała zbyt wiele jak na dziewczynkę w jej wieku. Ta kobieta była pierwsza osobą, z którą nawiązała jakąkolwiek relację. Amalia nie należała do rodziny królewskiej, nie miała obowiązków z tym związanych i nie powinna znosić uciążliwości życia w pałacu. Ale póki była taka młoda i bezbronna i znajdowała się pod jego opieką, musiał sprawdzić, do kogo tak przylgnęła.
– Zazwyczaj pracuje sama. Piecze ciasta, uzupełnia menu. Kawiarnia jest mała, ale popularna. Jej szef pojawia się później do pomocy – powiedział cicho Ortiz. – Jej cytrynowe ciasto jest naprawdę pyszne.
– Ach tak? – Felipe zerknął na tablicę z menu. Specjalności dnia były wypisane wirującymi, artystycznymi smugami. Ta drobna blondynka pochylająca się teraz nad jego siostrą musiała być wszechstronnie uzdolniona.
Przez ostatnie dwa tygodnie Amalia przychodziła codziennie do tej kawiarni co najmniej na godzinę, czasem na dłużej. Felipe myślał, że może spotyka się z jakimś chłopakiem. Ale nie, to było to kobieciątko w płóciennym fartuchu, przykrywającym jej lekką sukienkę. Ciężkie robocze buty nie pasowały do zwiewnej tkaniny, w uszach miała mnóstwo srebrzystych kolczyków. Lśniły w porannym słońcu, przykuwając jego spojrzenie, co z kolei sprawiło, że zwrócił uwagę jej długą piękną szyję.
Siedziały na tyłach kawiarni, brzdąkając akordy na jakiejś dziwnej małej gitarze. Widok Amalii pochylonej nad blondynką zaalarmował Felipego. Chociaż pokazywała jej tylko, na których progach ma kłaść palce.
– Przebywa w Silvabonie prawie od trzech miesięcy. Amalia odwiedzała ją przez ostatnie dziesięć dni. Nie przeprowadziłem jeszcze kompleksowego dochodzenia – powiedział Ortiz. – Czy mam to zrobić teraz, sir?
Felipe przyglądał się, jak się uśmiechała do Amalii zachęcająco, gdy dziewczynka potrącała cienkie struny.
– Nie, sam ją wypytam.
Zachowywał się jak władczy i nadęty brat, ale zapewnienie bezpieczeństwa Amalii było jego priorytetem.
– Amalio, nie przedstawisz mnie swojej przyjaciółce? – Podszedł do nich.
Zignorował pełną urazy minę siostry, ale reakcja tej kobiety wzbudziła w nim niepokój. Otworzyła szeroko oczy, na policzkach pojawił jej się jaskrawy rumieniec. Felipe był przyzwyczajony do tego, że ludzie na jego widok czerwienieją, jąkają się i spuszczają wzrok... Ale jej zachowanie było inne. Bo chociaż zarumieniła się, to śmiało wytrzymała jego spojrzenie. Może Ortiz miał jednak rację?
– Jak gdybyś nie wiedział, kim ona jest – odparła Amalia. – Widziałam, jak rozmawiałeś z kapitanem Ortizem. Nie jestem głupia.
– A czy ona wie, kim ty jesteś? – zapytał Felipe.
Amalia skamieniała.
– Sugerujesz, że spędza ze mną czas tylko dlatego, że jestem twoją siostrą? Nie wiedziała, dopóki nie powiedział jej o tym jej szef, a wtedy byłyśmy już przyjaciółkami.
Kobieta zerknęła na Amalię z rozbawieniem.
– Chłopaki, ja siedzę tu obok. – Zwróciła te niebieskie oczy z powrotem do niego. – Jestem Elsie Wynter. A ty jesteś król Felipe, przybrany brat Amalii.
Nie wstała w jego obecności, nie było żadnego tam „Wasza Wysokość” ani nawet „Miło mi”. Przedstawiła się lekko kpiąco i śmiało odwzajemniła jego spojrzenie, a on nagle głęboko w trzewiach poczuł, że coś go do niej ciągnie. Spotkał jednak w życiu wiele pięknych kobiet i nie zamierzał dać się wyprowadzić z równowagi.
– Amalia spędza z tobą sporo czasu. – Zacisnął zęby zirytowany, że brzmi jak nadęty, nadopiekuńczy starszy brat. W którego, przyznajmy to, musiał się zmienić.
– Ja tu siedzę, Felipe. – Amalia przewróciła oczami.
– Już najwyższy czas, żebyś stąd wyszła – odparł chłodno. – Spóźniasz się na fizjoterapię. To niegrzeczne.
Amalia westchnęła.
– Przyszedłeś, żeby zaciągnąć mnie z powrotem do więzienia?
– Do więzienia? – Elsie przerwała jej ze śmiechem. – Proszę, nie niszcz moich wyobrażeń na temat życia w pałacu.
Amalia prawie się uśmiechnęła, a Felipe zamilkł, zaszokowany reakcją siostry. Nie widział jeszcze nigdy jej uśmiechu.
– Przepraszam, straciłyśmy poczucie czasu – odezwała się Elsie.
– Amalia zignorowała moje wiadomości. – Zerknął na drogi telefon leżący na stoliku ekranem do blatu.
– Wyciszyła go na moją prośbę.
Dlaczego nie chciała, żeby Amalia odbierała telefon?
– Nie chciałyśmy się dekoncentrować. – Elsie zdawała się czytać w jego myślach.
– Więc spóźniła się z twojego powodu?
– Jasne. – Wzruszyła szczupłymi ramionami, a wtedy jej szyja jeszcze bardziej się odsłoniła. Miał ogromną ochotę dotknąć jej, by sprawdzić, czy była taka ciepła i miękka, jak się wydawało.
– W porządku, Amalio. Rozumiem.
Dziewczynka oddała instrument Elsie i wstała z krzesła z kolejnym dramatycznym westchnieniem.
– On teraz ci każe trzymać się ode mnie z daleka – powiedziała do Elsie. – Proszę, zignoruj go. Tak naprawdę nie jesteśmy nawet spokrewnieni.
Felipe zacisnął zęby. Nie miał wcześniej rodzeństwa. Amalia zresztą też nie miała. A on był bardziej opiekunem niż bratem. Dziewczyna nie miała w swoim otoczeniu żadnych rówieśników, a ta kobieta była raczej w jego wieku. Chciał chronić siostrę przed wszystkim. Co, jak sobie uświadomił, upodabniało go do jego agentów ochrony.
– Ona z pewnością nie jest głupia. – Elsie uśmiechnęła się szelmowsko. – Wie jak uderzyć, prawda? – Wyraźnie nie była onieśmielona.
– Jest bardziej bezbronna, niż myśli – mruknął.
Elsie skinęła głową.
– Wiem, ja też nie jestem głupia.
Zacisnął zęby. Jej oczy, chociaż tak jasne, nie były zimne. Atmosfera między nimi zagęściła się.
– Kim jesteś, Elsie Wynter? – zapytał. – Dlaczego znalazłaś się w Silvabonie?
– Pytasz, jak gdybyś nie kazał mnie już sprawdzić. – Skinęła brodą w stronę wysokiego mężczyzny ze słuchawkami w uszach i bronią pod marynarką, stojącego kilka metrów za nim. I tego drugiego za nim.
– Sprawdzam cię teraz – mruknął i usiadł na miejscu Amalii. Przyglądał się tej kobiecie uważnie. Ona też czuła napięcie między nimi. Zdradzały ją plamy rumieńca na twarzy.
– I czego się dowiedziałeś? – spytała.
Że jest piękniejsza, niż myślał. Że czuł się przy niej spięty. A jednak bardzo chciał jej zaufać. Poznać jej tajemnice, jej przeszłość, przyszłość. I jej smak. Ale tego nie mógł jej powiedzieć.
Kiedy tak się wahał, Elsie zbladła i przełknęła ślinę.
– Nie jestem tu na stałe – powiedziała, zanim zdążył odpowiedzieć. – Amalia usłyszała, jak sobie gram podczas mojej przerwy. Poprosiła mnie, żebym pokazała jej moją mandolinę. Zgodziłam się, zanim dowiedziałem się, kim ona jest.
Więc to była mandolina?
– Ale teraz już wiesz, kim ona jest.
– Mój szef powiedział mi to któregoś dnia, kiedy zjawił się wcześniej. Dotąd byłyśmy tu same. Siedzimy sobie z tyłu, kiedy nie ma ruchu. Ona ma ze sobą oficera, jak wiesz. Właściwie trzech.
– Tak, wiem. Przychodzi tu codziennie. Dlatego znalazłem się teraz tutaj.
– Bo to, że się spotykamy stanowi problem?
– O tym właśnie mam zdecydować – westchnął. – Rodzice Amalii zginęli w katastrofie kolejowej siedem miesięcy temu. Ona też została wtedy ciężko ranna.
– Tak. Powiedziała mi o tym.
– Naprawdę? – O ile się orientował, Amalia nigdy nie rozmawiała o wypadku.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel