Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Przed północą będziesz moja (ebook)
Zajrzyj do książki

Przed północą będziesz moja (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7426-5
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyOne Wild Kiss
TłumaczJulita Mirska
Język oryginałuangielski
EAN9788327674265
Data premiery2021-06-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Addison Abrams, nazywana przez swojego szefa Brannona Knoxa najlepszą asystentką pod słońcem, od roku potajemnie się w nim kocha. Kiedy w drodze na spotkanie z przyjaciółmi Addi psuje się samochód, Brannon wspaniałomyślnie zawozi ją na miejsce. I zostaje na weekend. Ich krótka, lecz szalona przygoda zamienia się niespodziewanie w romans. Który może by trwał i trwał, gdyby Addi nagle nie oświadczyła się Brannonowi...

Fragment książki


Wdech, wydech. Uspokój się, to tylko facet.
Nieziemsko przystojny facet w doskonale skrojonym granatowym garniturze.
Facet o oczach w kolorze sączonego przy kominku burbona. Facet o lekko potarganych włosach, jakby przeczesał je ręką. Facet, który od roku okupował jej serce i myśli i który był również jej szefem, a zatem powinna trzymać się od niego na dystans.
Addison Abrams codziennie niczym mantrę powtarzała te słowa, najpierw wchodząc do budynku ThomKnoxu, a potem jadąc windą na ostatnie piętro, gdzie mieścił się jej gabinet.
Kiedy równo rok temu została asystentką szefa, sądziła, że ten okaże się starszym mężczyzną, a Brannon Knox był ledwie pół roku starszy od niej i w dodatku przypominał modela z okładki GQ.
- Nie mogłem się oprzeć. – Postawiwszy na biurku babeczkę z waniliowym nadzieniem, zapalił wetkniętą w ciastko złotą świeczkę. – Czy mam zaśpiewać „Sto lat, moja wspaniała asystentko”? – Uśmiechnął się rozbrajająco.
Starała się przestać do niego wzdychać i wodzić za nim wzrokiem. Dzięki Bogu, że potrafiła zachować pokerowy wyraz twarzy, bo do dziś nie otrząsnęła się z wrażenia, jakie na niej wywarł, gdy rok temu, ściskając jej dłoń, rzekł: „Cześć, jestem Brannon Knox. Możesz do mnie mówić Bran. Witaj na pokładzie”.
- Bez przesady. – Zdmuchnęła płomyk. – Ta babeczka to niepotrzebny, choć bardzo miły gest. Dziękuję.
Nie dość, że Brannon był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziała, był również człowiekiem dobrym, wielkodusznym i piekielnie inteligentnym. A także zabawnym oraz niesamowicie seksownym.
- Jestem szczęściarzem, że mam taką asystentkę. – Wsunął ręce do kieszeni i obejrzał się przez ramię, jakby sprawdzał, czy są sami. – Powinienem był urządzić ci huczne przyjęcie, ale bez twojej pomocy poległbym.
- Czyli jestem niezastąpiona? – spytała z uśmiechem. Nauczyła się powściągać emocje oraz ignorować przyśpieszone bicie serca.
- Dałbym ci dzień wolny, gdybyśmy nie mieli miliona rzeczy do zrobienia. – Zmarszczył czoło. – Przypomnij mi te najważniejsze – poprosił.
Bez zaglądania do terminarza wyrecytowała: telekonferencja oraz dwa spotkania z klientami.
- W takim razie zdążymy wypić kawę. – Ponownie obejrzał się za siebie. – Nie widzę góry. Chodźmy.
„Górą” był starszy brat Brannona, Royce. Kilka miesięcy temu ich ojciec przeszedł na emeryturę i wyznaczył Royce’a na swoje miejsce. Wkrótce po objęciu funkcji prezesa Royce otrzymał kolejną ekscytującą wiadomość, mianowicie, że zostanie ojcem. Matka jego dziecka, Taylor Thompson, która pracowała na stanowisku dyrektora zarządzającego, przyjaźniła się z Knoxami od najmłodszych lat, a potem w dorosłym życiu przez chwilę była związana z Branem. Ich romans trwał krótko i wydawał się dość letni. Addi, która ledwo była w stanie pohamować zazdrość, podejrzewała, że nawet z sobą nie spali.
Ale zazdrość była cechą dawnej Addi. Dzisiejsza Addison usiłowała pokonać swoje zauroczenie Brannonem ze względu na pracę, która była dla niej ważna, a także ze względu na swój honor i dumę.
- Powinnam odpisać na mejle…
Wielokrotnie siedzieli razem w firmie, omawiając sprawy zawodowe, i wszystko było w porządku. Ale ilekroć widywali się poza ThomKnoxem, patrzyła na Brana nie jak na swojego szefa, lecz jak na wolnego, atrakcyjnego mężczyznę. To był duży błąd.
- No, nie bądź taka. – Oparł się dłońmi o jej biurko.
- Okej, ale poproszę podwójne espresso z podwójną porcją syropu waniliowego. – Z dolnej szuflady wyjęła torebkę i przewiesiła ją przez ramię. – I koniecznie z bitą śmietaną.
Obdarzył ją uśmiechem, od którego zakręciło się jej w głowie.
- Na swoją pierwszą rocznicę w ThomKnoxie możesz dostać cokolwiek zechcesz.
Jego niewinne słowa sprawiły, że jej wyposzczone ciało zalała fala gorąca. Oj, to wspólne wyjście będzie trudniejsze, niż sądziła. Prywatnie nic ich nie łączyło i nigdy nie połączy. Zrozumiała to, gdy Taylor oznajmiła, że idealnie do siebie pasują. Czyli Taylor zauważyła, że ona podkochuje się w Branie, ale nie to było najgorsze; najgorsze było to, że Bran wszystko słyszał. Na widok jego miny Addi miała ochotę zapaść się pod ziemię. Równie dobrze mógłby trzymać transparent: „Przykro mi, Addison, ale nic do ciebie nie czuję”.
W tej sytuacji, ponieważ kochała swoją pracę i chciała zachować resztki godności, miała tylko jedno wyjście: otrząsnąć się, zdusić w zarodku uczucie.
Jeśli czegoś się nauczyła od rodziców, to właśnie tego, że na nikim nie można polegać ani w sprawie pieniędzy, ani przyjaźni, ani miłości. I teraz się pilnowała, codziennie powtarzała sobie swoją mantrę.
Ale może kawa z Branem to dobry pomysł? W końcu ludzie, którzy razem pracują, czasem chodzą na kawę. Nie ma w tym nic złego.
- To tylko facet – mruknęła, szukając w torebce komórki.
- Słucham?
- Nie, nic. – Serce zabiło jej mocniej, ale był to organ pozbawiony rozumu.

Spotykał się z Taylor, potem z nią zerwał i niedługo później dowiedział się, że ojciec wyznaczył Royce’a na prezesa firmy… Nie było mu łatwo.
Addison Abrams była jego asystentką, kimś ważnym, wręcz niezastąpionym. Zaufaną powiernicą, która nigdy go nie zawiodła ani nie zdradziła. Od pierwszego dnia stanowili zgrany zespół. Gdyby odeszła…
Wolał o tym nie myśleć. Nastąpiłaby katastrofa. Mówi się, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi kobieta, i to prawda. Wcześniej sądził, że w jego życiu tą kobietą jest Taylor, ale się mylił. Była nią Addi.
W ostatnim czasie ich relacje zrobiły się nieco napięte, wszystko z powodu słów Taylor. Zasugerowała, że on i Addi powinni być razem. Że pasują do siebie. Oboje z Addison zamarli, popatrzyli na siebie zszokowani. On dojrzał w jej twarzy strach, taki, jaki wyzierał z oczu bohaterki „Ptaków” Hitchcocka.
Świeżo po rozstaniu z Taylor nie chciał drugi raz popełnić tego samego błędu. Ale od tamtej pory zaczął zwracać większą uwagę na Addison.
Z Taylor postąpił głupio. Niedorzecznie. Wymyślił sobie, że z nią u boku będzie wyglądał poważniej i zwiększy swoją szansę na zostanie prezesem firmy. Po kilku średnio udanych randkach uznał, że jeszcze lepiej będzie, jak się jej oświadczy.
W owym czasie pomysł wydawał mu się sensowny. Dziś cieszył się, że nie poszli z sobą do łóżka. Oboje czuliby się niezręcznie podczas uroczystości rodzinnych. Jaki to wszystko miało związek z Addi?
Otóż gdy Royce został prezesem ThomKnoxu, a Taylor zaszła w ciążę, Bran zaczął więcej czasu spędzać z biurze i co za tym idzie, częściej widywać swoją asystentkę. Podziwiał jej elegancję, a zarazem pasję, z jaką omawiała najnudniejsze sprawy zawodowe. Patrzył na jej szczupłe długie nogi i zastanawiał się, co woli: jogging czy jogę. Zauważył, że często przynosi lunch z pobliskiej restauracji i tak jak on pracuje do późna.
Jaki nasuwał się wniosek? Że nie jest z nikim związana.
Słowa Taylor zagnieździły się w jego głowie. Coraz częściej myślał o Addi i to wcale nie w kontekście zawodowym. Dlatego wparował do jej gabinetu z rocznicową babeczką. Jeżeli chciał, aby wytrwała w firmie co najmniej kolejny rok, musiał oczyścić atmosferę. Nie był pewien, czy babeczka ze świeczką oraz kawa wystarczą, ale na początek dobre i to.
Wyszli z budynku i skierowali się w stronę kawiarenki The Gnarly Bean, w której – zdaniem Brana – podawano najlepszą kawę na świecie.
- Uwielbiam to miejsce. – Addison uśmiechnęła się promiennie.
W żółtej sukience, jasnowłosa, uczesana w koński ogon, wyglądała prześlicznie. Oczywiście dostrzegł to już podczas rozmowy kwalifikacyjnej, na szczęście potrafił oddzielić życie prywatne od zawodowego.
Położywszy rękę na klamce, otworzył szklane drzwi i skinął głową, zapraszając Addi do środka. Wciągając w nozdrza aromatyczny zapach unoszący się w powietrzu, na moment zniżył wzrok. Co za nogi!
- Nie, nie – sprzeciwił się, kiedy Addi sięgnęła po portfel. – Ja stawiam!
Gotów był przysiąc, że jej niebieskie oczy na moment zatrzymały się na jego ustach. Ale może mu się przywidziało.
Kiedy kilka miesięcy temu rywalizował z bratem o stanowisko prezesa, nie był sobą. To znaczy był, ale sam siebie nie poznawał. Zachowywał się dziwnie, wykonywał jakieś absurdalne ruchy, kupił dla Taylor pierścionek zaręczynowy, po prostu miał wrażenie, jakby jego ciałem zawładnął jakiś kosmita.
- Powinniśmy częściej tu wpadać…
Addi przeniosła spojrzenie wyżej. Z jej oczu nie potrafił nic wyczytać.
- Dzień dobry, Ad – przywitał ją barista, brodacz z tatuażem na przedramionach.
- Cześć, Ken. Co u ciebie?
W Brannonie obudziła się zazdrość. Naprawdę? W takich Addi gustuje? W wytatuowanych brodaczach?
Poczuł się jak nudziarz w garniturze, którego tylko jedno z nią łączy: to, że płaci jej pensję. Jeszcze nie tak dawno temu nie zwracał uwagi na to, kogo Addi obdarza uśmiechem; nie zwracał, dopóki nie przestała uśmiechać się do niego. Boże, tęsknił za dawnymi nieskomplikowanymi czasami, zanim Taylor oznajmiła, że on i Addi pasują do siebie; zanim Royce wytknął mu, że ma idealną dziewczynę tuż pod nosem.
Brodaty Ken coś odpowiedział, na co Addi zareagowała śmiechem. Okej, dość tego! – uznał Bran. Nie czekając dłużej, przerwał im pogaduszki.
- Pani życzy sobie espresso z bitą śmietaną, a ja obiecałem spełnić każde jej życzenie. Dziś jest wyjątkowy dzień, prawda, Ad? Nasza pierwsza rocznica.
Addison zaczerwieniła się, ale tym razem uśmiechnęła się do niego, nie do baristy.
- To prawda.
- Gratuluję – rzekł Ken, nabijając sumę na kasę.
Zmrużywszy oczy, Bran zmierzył go gniewnym spojrzeniem. Chciał naprawić swoje relacje z Addi, odzyskać jej zaufanie, a przy okazji zamierzał dopilnować, aby żaden zarośnięty Ken za bardzo się z nią nie spoufalał. Taka dziewczyna jak ona bez trudu znajdzie sobie porządnego faceta.
Zresztą od czego są szefowie? Powinni chronić swoich najcenniejszych pracowników.

Addison rozmyślała o wczorajszym zachowaniu Brana w The Gnarly Bean, kiedy do jej gabinetu zajrzała Taylor Thompson.
- Puk, puk. Powinnaś zażądać, żeby ci wstawiono drzwi, inaczej każdy tu może wpaść.
- Wpadaj, kiedy tylko chcesz.
- Ja to się wkrótce będę wtaczać. – Taylor, ubrana w czarną sukienkę od Dolce i Gabbany, pogładziła się po wystającym brzuchu.
- Wyglądasz fantastycznie. Co u ciebie?
- Pytasz o pracę, ciążę, zaręczyny czy przeprowadzkę do Royce’a?
W ostatnich miesiącach w życiu Taylor zaszło mnóstwo zmian. A wydawałoby się, że zaledwie tydzień czy dwa temu ona, Addi, natknęła się na Taylor i Royce’a całujących się namiętnie. W owym czasie była zazdrosna o relację łączącą Taylor z Brannonem. Niepotrzebnie, bo Taylor straciła głowę dla starszego z Knoxów.
Zorientowawszy się, że nie ma powodu do zazdrości, przeprosiła Taylor, którą kilka razy potraktowała dość chłodno - oczywiście nie wyjaśniła jej, co nią kierowało. Z kolei Taylor przeprosiła ją za własną gafę i spytała, czy znów mogą być przyjaciółkami.
- Ledwo zipię. – Usiadła w fotelu naprzeciwko biurka Addi. – W życiu nie byłam tak zapracowana, ale czuję, że jestem na właściwym miejscu. Wiesz, o co mi chodzi?
- Tak – odparła Addison. Też uważała, że jest na właściwym miejscu, dopóki Bran nie zaczął zachowywać się dziwnie. O co mu chodziło wczoraj w kawiarni? Obserwując jego i Kena, miała wrażenie, że ogląda western z dwoma kowbojami szykującymi się do pojedynku.
Ech, mężczyźni! Chyba nigdy nie zrozumie.
- Niesamowite, że w ogóle jestem w stanie cokolwiek skończyć, zważywszy, że nie piję kawy.
- Umarłabym bez kofeiny – oznajmiła Addi, chowając swój kubek za komputer.
- Kawa albo zdrowie dziecka. Wybór nie jest trudny.
- Nie chcesz znać płci? – Addi podejrzewała, że ona sama nie wytrzymałaby napięcia.
- Chcę i nie chcę. Royce i ja… oboje byliśmy zaskoczeni, kiedy okazało się, że nie możemy bez siebie żyć. Niech więc płeć dziecka też będzie dla nas zaskoczeniem. – Taylor ponownie pogładziła się po zaokrąglonym brzuchu.
- Cieszę się waszym szczęściem – powiedziała Addi. – Ustaliliście już datę ślubu?
- Dopiero się zaręczyliśmy. – Taylor popatrzyła z zachwytem na pierścionek połyskujący na jej lewej dłoni. – A ty, kochana, przyjmij spóźnione życzenia rocznicowe. Widziałam wczoraj Brana, jak szedł do ciebie z dwoma ciastkami.
- A to drań, dał mi tylko jedno. – Addi zmarszczyła gniewnie czoło, starając się ukryć, co do niego czuje. Nie jesteś zakochaną nastolatką, żeby wzdychać do szefa, skarciła się w duchu. – Swoją drogą codziennie dziękuję losowi, że trafiłam do waszej firmy. Do ludzi, którzy serdecznie traktują innych.
Miała różnych szefów. Odkąd pięć lat temu przestała iść drogą, którą wytyczyli jej rodzice, musiała sama się utrzymywać. Za bunt zawsze się płaci. Często jadała na kolację makaron, bo tylko na to było ją stać, i często płaciła z opóźnieniem rachunki. Ale tamte czasy minęły. W ThomKnoxie zarabiała przyzwoicie, a jej szefom zależało na dobrej atmosferze. Jack Knox, ojciec Brana, zawsze odnosił się do niej ciepło i z szacunkiem.
A ona o mało wszystkiego nie zepsuła. Bo jak głupia zadurzyła się w Branie! Ale koniec z tym. Nie zamierzała znów harować za marne grosze ani pracować u jakiegoś bogacza, który mieszkał w pozłacanym pałacu, lecz pracowników traktował z pogardą. Knoxowie są porządnymi ludźmi. Ona też. Dlatego nie pozwoli, by serce rządziło rozumem.
- No dobra… - Taylor zerknęła w stronę ciemnego gabinetu Brannona. – O której pojawi się Bran?
- Powinien niedługo wrócić. – Addi spojrzała na zegar. – Możesz u niego zaczekać.
- Nie, dzięki, później wpadnę. – Taylor wstała. – Czy… - Zawahała się. – Czy między wami wszystko gra?
- Oczywiście! – zawołała Addison odrobinę za głośno. – Co za dziwne pytanie!
- Skarbie, przecież widzę, jak na niego patrzysz.
- Bo… jest sympatyczny, ale jako mężczyzna zupełnie mnie nie pociąga.
- Szkoda.
- Za to w pracy świetnie się dogadujemy.
- Jasne. – Taylor skinęła głową, ale nie sprawiała wrażenia przekonanej. – Przekaż mu, że byłam. I dokończ kawę, zanim ci wystygnie.
Addi odprowadziła Taylor wzrokiem. Podczas rozmowy rozbolał ją brzuch. Zawsze tak było, kiedy nie mówiła prawdy. Wierzyła jednak, że kiedyś ten dzień nadejdzie. Kiedyś będzie traktowała Brannona z równą obojętnością co on ją.

Po śniadaniu z Taylor ruszył do swojego gabinetu. Nagle stanął jak wryty na widok Addi, która wyjęła z szuflady paczkę chusteczek i otarła łzy. Spostrzegłszy Brana, uśmiechnęła się wymuszenie.
- Cześć – powiedział. Miał matkę i siostrę. Ilekroć któraś płakała, czuł się bezradny. Jak teraz.
- Dzień dobry. Jak spotkanie z Frankiem?
Mógłby udać, że niczego nie zauważył, ale wtedy wyszedłby na bezdusznego drania. A jemu przecież zależało, by Addi nie zrezygnowała z pracy; jeśli więc mógł jej w jakikolwiek sposób pomóc…
- Świetnie, dziękuję. W drodze powrotnej wpadłem na Taylor…
- To dobrze, bo szukała cię. – Oczy lśniły jej od łez, nie sprawiała jednak wrażenia zdenerwowanej.
Raczej wyglądała na smutną. Coś ją gnębiło. Może ktoś złamał jej serce? Może wcale nie jest singielką? Może ma faceta, o którym nigdy nie opowiada?
Przysiadł na skraju jej biurka. Kątem oka zobaczył elegancką czarną kopertę oraz wystający z niej kremowy papier, na jakim drukuje się zaproszenia na…
- Ślub? – spytał.
Zmarszczyła czoło.
- To zaproszenie. – Skinął głową na kopertę. – Ślub nie zawsze jest radosnym wydarzeniem – dodał. Zwłaszcza jeśli bierze go nasz były partner.
- Co? A, nie. To na… zjazd rodzinny. – Wsunęła kopertę do swojego kalendarza.
Dziwne, pomyślał Bran. Oficjalne zaproszenie na zjazd rodzinny?
- Wszystko w porządku?
- Tak. – Usta jej zadrżały. – Po prostu tego typu spotkania nie należą do łatwych.
- Komu to mówisz?
Uśmiechnęła się, tym razem szczerze.
- Przepraszam, mogłem przejść do siebie i udawać, że nic nie widzę, ale…
Pomachała ręką przed oczami, jakby próbowała osuszyć łzy.
– Nie zwracaj na mnie uwagi. Nic mi nie jest, serio.
Instynktownie ujął jej dłoń. Powietrze stało się naelektryzowane.
- Jeśli chcesz wziąć wolne…
- Nie. – Policzki miała już suche, uśmiech przyklejony do twarzy.
- Gdybyś zmieniła zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel