Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Przy tobie tracę głowę / Tropikalny raj
Zajrzyj do książki

Przy tobie tracę głowę / Tropikalny raj

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-291-1602-2
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329116022
Tytuł oryginalnyTheir After Hours PlaybookFrom Friend to Fake Fiance
TłumaczKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-07-29
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Przy tobie tracę głowę" oraz "Tropikalny raj", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Zach przejął od ojczyma stanowisko szefa agencji sportowej. Właścicielką konkurencyjnej agencji była Paige, którą ojczym uważał za wroga. Zach jest jednak nią oczarowany – uważa, że jest inteligentna, seksowna i chce ją najzwyczajniej w świecie uwieść. I dopina swego. Gdy spotyka ją na expo w Vegas, kończą wieczór w łóżku. Rywalizują z sobą, ale coraz trudniej im oddzielić pracę od przyjemności…

Gdy Jenna poprosiła Maca, by przez tydzień udawał jej narzeczonego, on się nie zawahał. Od lat jej pragnął, choć umówili się, że będą tylko przyjaciółmi. Tydzień na Bora Bora okazał się sprawdzianem ich przyjaźni. Odgrywając przed innymi role zakochanych, odkrywają, że ich udawana namiętność jednak jest prawdziwa...

Fragment książki

Plan Zacha Armstronga był prawie ukończony. Pięćdziesiąt siedem gęsto zapisanych stron i dodatkowo dwadzieścia cztery strony tabelek i wykresów. To była mapa drogowa, która miała z impetem wprowadzić Armstrong Sports w dwudziesty pierwszy wiek, i to tak, by nie zagroziła im żadna konkurencja. Zach miał świadomość, że wdrożenie zmian nie będzie łatwe, ale teraz to on był prezesem firmy. Całe życie czekał na tę szansę.
W firmie pracowało ponad osiemdziesiąt osób, w tym trzydziestu agentów. Miała kilkuset klientów, a jej siedzibą było przestronne biuro na Manhattanie. To była ogromna odpowiedzialność. Zach jej nie lekceważył, powitał to wyzwanie z radością i powagą. Ta praca łączyła w sobie trzy rzeczy, które najbardziej kochał – sport, bycie agentem i jego rodzinę. Nie potrzebował więcej inspiracji i zachęty.
Teri, asystentka Zacha, stanęła w drzwiach. Wysoka i szczupła, miała brązowe sięgające brody włosy i sprawiała wrażenie, że zawsze ubiera się na szaro. Zach pracował z nią najpierw w dziale marketingu, wtedy uczyła go fachu. Potem awansował na stanowisko agenta. Gdy został szefem firmy, było naturalne, że chciał ją mieć przy sobie.
- Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? – Teri oparła się o framugę, splatając ramiona na piersi.
Spojrzał na zegar na ekranie komputera. Za godzinę zawodowy kobiecy związek koszykówki WPBA ma uroczyście wybierać nowe zawodniczki.
- Nie wiem, kiedy minął ten dzień. Niedługo muszę iść. – Przeniósł wzrok na dokument i poczuł ucisk w piersi. Mógłby go jeszcze długo dopieszczać. Wierzył w swoją misję, ale wiedział też, że dokument musi być perfekcyjny.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to robisz, ale cieszę się, że wyciągasz naszą agencję z epoki kamienia. – Teri pracowała dla firmy od prawie dwudziestu lat, zaczęła ponad dziesięć lat przed pojawieniem się tu Zacha. Doskonale wiedziała, że firma tkwi w letargu i nic się tu nie zmienia. Dobrym przykładem było choćby to, że kobiety stanowiły mniej niż jeden procent ich klientów.
- Rozwój wymaga zmiany i postępu, a ja jestem zdeterminowany, żeby rozwinąć agencję. Jestem to winien mojemu ojcu. – Właściwie Tom Armstrong był ojczymem Zacha, jeszcze trzy tygodnie temu to on kierował firmą.
Teri weszła w głąb gabinetu i wskazała głową na jeden z foteli stojących naprzeciwko biurka.
- Mogę?
- Oczywiście.
Usiadła i skrzyżowała nogi.
- Czy tak zamierzasz sprzedać to Tomowi? Jako strategię rozwoju? – Uniosła brwi.
- Chodzi ci o to, że wybieram się na tę imprezę?
- Nikt z agencji nigdy nie brał w tym udziału. Tom nie wie, że się wybierasz?
Pokręcił głową i zamknął komputer.
- Nie, nie wie.
- Zach, ta impreza jest transmitowana w telewizji. A jeśli kamera cię uchwyci? Wszyscy się domyślą, co tam robisz.
To idiotyczne, że ta część planu Zacha mogła zostać uznana za kontrowersyjną. Ojczym zawsze twierdził, że opłacalna jest wyłącznie praca ze sportowcami płci męskiej, gdyż to oni, jak pokazuje historia, zarabiają w sporcie więcej pieniędzy. Tom się nie mylił, ale czasy się zmieniły i Zach chciał zająć się różnymi klientami. Firma miała się stać bardziej elastyczna, a dzięki temu bardziej odporna na zawirowania. Brak zmian doprowadziłby do tego, że zostaliby biznesowym dinozaurem, czego już byli bliscy.
- Mam nadzieję, że nikt nie zobaczy mnie w telewizji. A gdyby nawet, później będę się tym martwił. Jutro jem kolację z mamą i Tomem. Zaprezentuję im mój plan.
- Jak Tom go przyjmie, twoim zdaniem?
Nie znał odpowiedzi. Pewnie z powodów ekonomicznych Tom skrytykuje pomysł wyjścia poza obecny model biznesowy. Nie wspominając o tym, że Zach miał zakaz denerwowania Toma z powodu jego problemów z ciśnieniem.
- Wybiorę się uzbrojony w liczby. Dużo liczb. Tom mnie wysłucha i zaakceptuje mój pomysł, kiedy się przekona, jaki dochód to przyniesie.
- Jestem pewna, że to akurat mu się spodoba. Powiesz mu też, że chcesz zatrudnić więcej agentek?
- Jasne. Oczywiście byłoby dużo łatwiej, gdybyś mi pozwoliła wspomnieć, że zostaniesz jedną z nich.
- Och nie. Jestem zadowolona z pracy w biurze. Nie jestem rekinem jak ty.
- Ja też nie jestem rekinem, Teri. Raczej miodożerem.
- Milusi na zewnątrz, ale zrobi wszystko, żeby osiągnąć cel?
Zaśmiał się cicho.
- Aha. Żadne przeszkody mnie nie zatrzymają.
- Tom chyba najbardziej lubi właśnie tę twoją cechę i dlatego trafiłeś do tego gabinetu – powiedziała.
Zach miał nadzieję, że to prawda. Choć Tom nie był jego biologicznym ojcem, Zach uważał go za ojca, innego zresztą nie znał. Tom był też wspaniałym mężem dla jego matki, która go poślubiła, kiedy Tom miał zaledwie dwa lata.
- Cóż, przekonamy się, co?
- Z pewnością. – Usiadła prosto. – Życzyłabym ci szczęścia na imprezie WPBA, ale coś mi mówi, że w otoczeniu kobiet świetnie sobie poradzisz.
Zaśmiał się, zapisując coś w kalendarzu na kolejny dzień. Słynął z tego, że wykorzystuje swój czar i wdzięk dla własnych celów, choć mówiąc prawdę, nie robił tego z premedytacją. Taki po prostu był. To nie jego wina, że przyciągał kobiety ani że często z tego korzystał.
- Znajdzie się tam kilka pań, których moja obecność nie ucieszy.
- Niech zgadnę. Paige Moss?
- Tom nigdy jej nie lubił. Z wzajemnością. – Wciąż słyszał grzmiące słowa Toma: „Uważaj na Paige Moss. To grzechotnik”. Zach nigdy nie zrozumiał, dlaczego Tom nie znosił Paige i jej agencji, ale Tom miał złą opinię o wszystkich innych agentach. Wszyscy byli jego wrogami.
Zach tak tego nie postrzegał. Owszem, to była konkurencja, jednak dobrze jest wszystkich poznać i jeśli to możliwe, zachować dobre relacje. Nigdy nie wiadomo, kiedy drobna uprzejmość się opłaci.
- Powinienem już iść. – Wstał zza biurka.
- Powodzenia, czekam jutro na relację. – Teri podniosła się z fotela i pierwsza wyszła na korytarz.
Zach pospieszył korytarzem, po drodze kiwał głową i machał do podwładnych. Parę osób uśmiechnęło się do niego lekko, a ich najnowszy agent, Derek James, który akurat rozmawiał przez telefon, uśmiechnął się szeroko. Zach go lubił, nawet jeśli Derek bywał zbyt ambitny.
Byli też tacy, którzy uśmiechali się ironicznie. Nie wszystkich w biurze cieszył awans Zacha. Niektórzy nie darzyli go sympatią. W końcu miał tylko trzydzieści lat, tyle, ile pracowała w firmie część starszych agentów. Zach nie mógł dopuścić do tego, by niechęć nielicznych odwiodła go od realizacji planu.
Zjechał windą na parter i ruszył piechotą do hotelu, gdzie odbywała się impreza. Był piękny kwietniowy dzień, więc z przyjemnością korzystał z okazji, choć 45th Street była dość zatłoczona. Cały dzień siedział w gabinecie, sam przyznawał, że za dużo pracuje. Przebił się przez Times Square, przeciął Broadway i kierował się do hotelu. Gdy podniósł wzrok na górującą wieżę ze szkła i stali, wziął głęboki oddech i przypomniał sobie, że jest na progu wielkiej zmiany.
Po wejściu do środka pojechał windą na drugie piętro, potem powiesił sobie na szyi przepustkę, którą dostał dzięki znajomemu z biura WPBA. Wszedł do sali balowej i ruszył pod ozdobnymi łukami z balonów.
Z głośników płynęła muzyka taneczna, panowała świąteczna atmosfera. Czuł się, jakby się znalazł na imprezie sylwestrowej. W jednym końcu sali znajdowała się spora scena, a przed nią dziesiątki okrągłych stolików dla najlepszych sportsmenek, ich rodzin i agentów. Pod ścianami stały odkryte trybuny, siedzieli tam pełni entuzjazmu fani. Nie brakowało też dziennikarzy, którzy przepytywali kandydatki czekające na swoją wielką szansę.
Plan był prosty – porozmawia z tyloma koszykarkami, z iloma zdoła, pogratuluje im i ich rodzinom. Doceni ciężką pracę, wysiłek i oddanie. Postara się, by zapamiętały jego nazwisko i fakt, że agencja Armstrong Sports jest więcej niż gotowa zająć się również sportsmenkami.
Już miał zacząć, gdy wypatrzył Paige Moss gawędzącą z gwiazdą jej agencji Alexis Simmons, która, jak sądzono, miała tu być numerem jeden. Wiedział, że powinien się obawiać Paige, a jednak był od tego daleki, głównie dlatego, że jej krągłości w budzącej grzeszne myśli małej czarnej trudno było ignorować. Lśniące jasne loki związała w koński ogon, który kołysał się podczas rozmowy, jakby wymachiwała biczem.
Widział ją na wielu zdjęciach, lecz się nie spotkali. Na żywo była jeszcze piękniejsza. Seksowna, kusząca. Inny facet mógłby jej unikać, ale nie on. Zamierzał stanąć ze swoją rywalką twarzą w twarz i nacieszyć oczy jej widokiem.

Paige miała wszelkie powody, by tego wieczoru czuć się jak w niebie. Jej klientka Alexis Simmons, jedna z najbardziej utalentowanych rozgrywających w kobiecej koszykówce, miała zostać numerem jeden w zawodowej lidze. Paige nie była jednak wolna od niepokoju. W ostatnich latach wiele spraw nie poszło po jej myśli. Przeżyła rozwód, konflikt z Tomem Armstrongiem, a ostatnio śmierć matki, która była jej inspiracją. Tego wieczoru chciała mieć pewność, a tej w świecie agentów sportowych brakuje.
- Czemu się tak denerwujesz? To ja powinnam siedzieć jak na szpilkach. – Alexis postukiwała w telefon akrylowymi paznokciami. Nie  nosiła ich w sezonie rozgrywek sportowych, za to zawsze, gdy miała okazję się wystroić. Paige ją rozumiała. Alexis wyglądała jak modelka: wysoka i smukła, z długimi czarnymi włosami, wysokimi kośćmi policzkowymi i idealną cerą w kolorze ciepłego brązu.
Paige otoczyła ją ramieniem i krótko uścisnęła.
- Nie denerwuję się, jestem przejęta. Twoja praca przynosi efekty. Mam nadzieję, że to docenisz. To ważny moment w świetle reflektorów, ale tylko pierwszy z wielu.
Alexis się uśmiechnęła.
- Dzięki, Paige, że tu ze mną jesteś.
- Nie musisz mi dziękować, po prostu rób swoje.
Oczywiście dla Paige bycie agentką sportowców znaczyło dużo więcej. Poświęcała się temu, nie wyobrażała sobie, by mogła robić coś innego. Kochała sport, a co ważniejsze, kochała kobiety w sporcie. A wszystko to zawdzięczała matce. Odwróciła głowę i zlustrowała salę, i wtedy zobaczyła mężczyznę, którego widok kazał jej spojrzeć na niego drugi raz, upewnić się, że wzrok jej nie myli. Nie tylko dlatego, że był nieprzyzwoicie przystojny. Albo wzrok jednak ją mylił, albo to Zach Armstrong.
- Co on tu robi, do diabła?
- Co? Kto?
Paige pokręciła głową. Rozum mówił jej, że powinna zignorować Zacha, a tymczasem nie mogła oderwać od niego oczu. Częściowo dlatego, że widok był tak miły, a jednak przede wszystkim dlatego, że jego obecność była zaskoczeniem. Agencja Zacha nie zajmuje się sportsmenkami.
- To tylko agent, który nie ma powodu tu być.
- Kto?
Paige wciąż się na niego gapiła.
- Zach Armstrong. Kieruje Armstrong Sports, najbardziej mizoginistyczną agencją w historii sportu.
- Przysłał mi kwiaty.
Tym razem Paige gwałtownie wróciła spojrzeniem do Alexis.
- Słucham? Co zrobił?
- Przysłał mi kwiaty. Na wizytówce napisał, że mi gratuluje i życzy powodzenia w przyszłości. Wiele osób przysyła mi kwiaty.
- Inni agenci też?
Alexis przekrzywiła głowę z namysłem.
- Nie.
- No właśnie. – Paige zamarła, krew krążyła jej tak szybko, aż zakręciło jej się w głowie. Oddychaj, Paige. Oddychaj, do diabła. – Zaraz wracam.
- Poszukam mamy i usiądę przy stoliku. Wróć szybko.
Paige ścisnęła ramię Alexis.
- Obiecuję, będę za pięć minut. – Zakręciła się na pięcie i ruszyła przez salę. W głowie miała wyłącznie obraźliwe słowa, jakie przez lata słyszała od Toma. Teraz, gdy Tom usunął się na boczny tor, czy Zach próbuje skaperować Alexis? Pojawił się na imprezie w szytym na miarę garniturze, z zadowolonym z siebie uśmiechem, który mówił, że jest następcą tronu Armstrong Sports. Zamierza podstawić jej nogę? Co on planuje, do diabła?
Zatrzymała się w momencie, gdy poczuła tak niebiański zapach, że nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Pan jest Zach Armstrong. – To nie było pytanie.
- Tak – odparł stanowczym, ale i ciepłym głosem.
- Skłamałabym mówiąc, że pana obecność tutaj nie jest zaskoczeniem.
- A pani jest Paige Moss. Skłamałbym mówiąc, że nie jestem zachwycony, że mam okazję panią poznać. – Zrobił krok naprzód. Zdawało się, że zablokował światło, a jednak Paige dostrzegła, że jego wzrok padł na jej dekolt i powędrował w dół jej ciała. Niech sobie patrzy. Nie jest pierwszym mężczyzną, którego oczarowała.
- Niech pan nie kłamie, wcale się pan nie cieszy.
Uniósł kącik warg w półuśmiechu.
- Naprawdę się cieszę. Ale okej.
- Co pan tu robi? W Armstrong jest już tak źle, że wpadł pan na darmowego drinka?
Zaśmiał się i potrząsnął głową, co tylko przyciągnęło jej uwagę do jego twarzy i przyprószonych siwizną włosów. Kiedy znów na nią spojrzał, odniosła wrażenie, że jego stalowoszare oczy przenikają w głąb jej duszy. Zabawne, bo czuła się mniej odsłonięta, gdy patrzył na jej piersi.
- Jestem tu, bo wprowadzam zmiany w strategii biznesowej Armstrong.
- Zmiany? Jakie zmiany?
- Nowe kierunki rozwoju. Poszerzamy zakres działań.
- Ale jest pan świadomy, że dziś są tu sportsmenki? Pańska agencja nie podejmuje takiego ryzyka. Pana ojczym dał to jasno do zrozumienia.
- Teraz ja kieruję firmą.
- I postanowił pan zacząć od kradzieży jednej z moich podopiecznych?
- Nie wiem, o czym pani mówi.
Paige wzięła głęboki oddech i uniosła głowę.
- Myślał pan, że wyśle kwiaty mojej klientce, a ja pominę to milczeniem? Otóż nie. Budowałam relację z Alexis od jej lat szkolnych. Chodziłam na jej mecze. Znam nawet jej dziadków. Rodzeństwo. Cierpliwie czekałam, aż będzie gotowa wejść do sportu zawodowego.
- Wysłałem jej kwiaty i gratulacje. Proszę przeczytać wizytówkę, jest tam wyłącznie moje nazwisko. Chcę tylko, żeby ważne kobiety w sporcie wiedziały, kim jestem. To PR. Nie ma w tym nic groźnego.
- Gdyby pana agencja poważnie traktowała kobiety, troszczyłaby się o nie od lat. – Miała nadzieję, że nie brzmi, jakby wygłaszała tyradę, ale ten temat podgrzewał jej emocje. Często poświęcała klientce całe lata, zanim wzięła ją pod swoją pieczę.
- Paige, wiem, że nie podoba się pani opinia mojego ojczyma na temat kobiet w sporcie. Czemu więc złości się pani, kiedy chcę to zmienić?
Była zła głównie dlatego, że Tom budził w niej ogromną niechęć. Przez lata sabotował jej działania.
- To wszystko stało się tak nagle.
- Na pani miejscu tym bym się nie przejmował, skupiłbym się na tym, jak kolejny konkurent wpłynie na pani biznes. Jest pani gotowa na wyzwanie? Na współzawodnictwo?
Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Potępiała stosunek Toma Armstronga do sportsmenek, nie mogła jednak zaprzeczyć, że brak konkurencji jej pomagał.
- Współzawodniczyć z panem? Ja pana stłamszę.
Przez moment zastanowiła się, czy podobałoby się Zachowi, gdyby pozbawiła go powietrza, przyciskając jego twarz do swojego dekoltu. Nie, nie wolno jej tak myśleć.
- Ciekawe.
- Skoro mowa o pracy, muszę iść i usiąść z Alexis. Zaraz się zacznie. – Odwróciła się, ale nie zaszła daleko, bo Zach chwycił ją za przedramię. Spojrzała na jego mocną dłoń. Skąd te ciarki? Czemu jego dotyk tak na nią działa?
- Paige, proszę zaczekać. Spotkam panią w Vegas?
- Vegas? – Podniosła wzrok.
- Las Vegas Sports Expo? Największa w roku impreza dla agentów. Najlepsza szansa na zdobycie najkorzystniejszych umów sponsorskich dla klientów, a wszyscy teraz zabiegają o sponsoring.
Nie od razu się zorientowała, o czym mówił. To upokarzające. Wszystko przez ten dotyk. Ta myśl była co najmniej niepokojąca. Zach był jej rywalem, na domiar złego wiele lat od niej młodszym.
- Oczywiście, że jadę do Vegas.
- Świetnie. Może uda się nam wyskoczyć na drinka czy kolację.
- W Vegas jestem zawsze bardzo zajęta – skłamała, gdyż Vegas często okazywało się katastrofą.
- To dobrze.
Światło w sali przygasło. Paige podniosła wzrok.
- Muszę iść, za moment się zacznie.
Puścił jej rękę. Wciąż czuła ciarki.
 - Powodzenia dla pani klientki. Do zobaczenia w Vegas.
- Tak, być może.
Ruszyła szybkim krokiem i po chwili usiadła przy stoliku obok Alexis.
- Już jestem. – Nie mogła nie zauważyć, że jej głos jest zdyszany. Z trudem łapała oddech.
To wszystko wina Zacha!

Fragment książki


- Proszę cię tylko, żebyś przez następny tydzień udawał mojego chłopaka.
- Uściślijmy to. Kazałaś mi przylecieć na Bora Bora, żeby twój były uwierzył, że masz nowego chłopaka. Będziemy sobie razem mieszkać w tej romantycznej chatce, a w międzyczasie ty będziesz przygotowywać dekoracje z kwiatów na ślub swojej siostry.
Okej, kiedy Mac O’Shea ubrał to w te słowa, sytuacja rzeczywiście wyglądała dość idiotycznie. Ale, do diabła, Jenna miała powody, które usprawiedliwiały jej prośbę.
Stojąc w przytulnym bungalowie, który przez kolejny tydzień miał być jej domem, Jenna LeBlanc poprawiła ramiączko ulubionej koralowej letniej sukienki i popatrzyła na Maca.
- Przecież uwielbiasz podróżować, a ja funduję ci wycieczkę. Przestań narzekać.
Odpychając walizkę czubkiem buta, Mac ruszył ku niej z groźną miną. Jego szmaragdowe oczy zatrzymały ją w miejscu. Litości, ten mężczyzna ma w sobie moc. Jej najlepszy przyjaciel jest seksowniejszy niż wszyscy inni znani jej przedstawiciele płci brzydkiej. A ona chciała, by udawał, że jest w niej do szaleństwa zakochany, bo nikomu innemu nie ufała.
- Stać mnie na opłacenie podróży. – Oparł ręce na biodrach, zatrzymując się tuż przed nią. – Chcę wiedzieć, czemu przez telefon nie powiedziałaś mi, w jakim celu mnie tu zapraszasz.
Upokorzenie? Lęk? Zbyt wiele tych emocji, Jenna czuła się bardziej zdesperowana, niżby chciała. Pragnęła, by siostra miała wesele doskonałe, by nie powróciły nękające matkę demony. Postawiła wszystko na jedną kartę. Serce, zdrowie psychiczne… wszystko.
- Posłuchaj, Martin tu jest, bo jest drużbą – wyjaśniła. – Zerwaliśmy dwa tygodnie temu, a on chce, żebym do niego wróciła. Nie przyjmuje odmowy. Tutaj nie da się go unikać i z tego powodu ty się tu znalazłeś.
Mac ściągnął brwi.
- Powiedziałaś mi, że z nim zerwałaś, ale nie wiem, dlaczego.
- Cóż, ty rozbijasz się po świecie…
- Byłem w Barcelonie.
- I nie oddzwaniasz, kiedy próbuję się z tobą skontaktować.
- Kiedy dzwoniłaś, byłem na spotkaniu, a potem mi napisałaś, żebym przyjechał. – Mac westchnął. – Chcę wiedzieć, co się do diabła dzieje i czemu jesteśmy parą, bo jeśli jesteśmy parą, moja rodzina musi o tym wiedzieć. Moja siostra będzie zachwycona.
Jenna zmrużyła oczy.
- To nie pora na złośliwości.
Mac splótł ręce na szerokiej atletycznej piersi. Jenna po prostu się na niego gapiła. Może i byli tylko przyjaciółmi, ale to jej nigdy nie powstrzymywało przed podziwianiem jego męskiej urody.
- Martin sypiał ze swoją asystentką.
Samo wypowiedzenie tych słów bolało. Nie dlatego, że była w nim szaleńczo zakochana, spotykali się ledwie parę miesięcy. Ale żeby nie była dla niego dość ważna, by zerwał z poprzednią dziewczyną? Czy faceci już nie biorą pod uwagę kobiecych uczuć?
- I tak był dupkiem – skomentował Mac. – Mam go trochę poturbować?
Jenna zaśmiała się, choć wiedziała, że Mac nie do końca żartuje. Krążyły plotki, że rodzina O’Shea w dość niechlubny sposób prowadzi interesy. Ojciec Maca, Patrick, który zmarł przed niespełna rokiem, nie słynął z lekkiej ręki ani dobrych manier. Braden, brat Maca, przejął rolę głowy rodziny, on i jego narzeczona Zara wzbudzali większą sympatię. Choć Braden nie był człowiekiem, z którym można by zadzierać, miał jednak więcej taktu i samokontroli niż ojciec.
- Z radością widziałabym poobijanego Martina, ale dzięki. – Poklepała Maca w policzek i podjęła: - Skoro jednak nie można się go pozbyć, nie życzę sobie, żeby uważał, że jestem do wzięcia. Jeśli o niego chodzi, zaczęłam nowe życie i jestem w tobie po uszy zakochana. A on jest tylko złym wspomnieniem.
- I tu wkracza moja dozgonna miłość.
- Jeśli tak chcesz to nazwać, bardzo proszę. W każdym razie naprawdę będę ci wdzięczna za przysługę. Bez ironicznych komentarzy.
Nie chciała łączyć w jednym zdaniu słów: Mac i miłość. Byli dobrymi przyjaciółmi od chwili, gdy lata temu Mac próbował ją poderwać na imprezie u wspólnego znajomego. Jenna go odtrąciła, gdyż nie wydawało jej się prawdopodobne, by taki seksowny chłopak mógł szczerze się nią zainteresować. Poza tym mieszkała w Bostonie dość długo, by usłyszeć coś o rodzie O’Shea i nie miała ochoty nawiązywać bliższych stosunków z ludźmi, których nazwisko było synonimem mafii i gangów.
Najwyraźniej swą odmową zrobiła na Macu wrażenie, gdyż tak czy owak jej nie odstępował. Oznajmiła mu, że należy do dziewczyn, które interesują wyłącznie stałe związki, a on na to odparł, że bardzo to podziwia, lecz nie nadaje się do takiego związku. Teraz zaśmiała się na myśl, że w istocie ich więź była trwała, choć tylko przyjacielska.
Musiała przyznać, że Mac był wyjątkowym przyjacielem. Poznała go z różnych stron, nie tylko z tej bezwzględnej czy przebiegłej. Potrafił ją rozśmieszyć, czuła się przy nim bezpieczna. Nie potrafiła powiedzieć, jak to się stało, ale przyszedł taki dzień, gdy wiedziała, kto jest jej najlepszym przyjacielem. Wiedziała, że Mac zrobi dla niej wszystko. Był nie tylko playboyem, jego rodzina była właścicielem domów aukcyjnych na całym świecie, zarabiała miliardy i w międzynarodowym świecie biznesu stanowiła siłę, z którą należało się liczyć.
Jednak po latach znajomości wciąż nie była pewna, po której stronie prawa tak naprawdę stoi jego rodzina. W ciągu minionej dekady tylko raz poruszyła ten temat i więcej nie popełni tego błędu. Spytała Maca o rodzinny biznes, o to, czemu tyle podróżuje i po co te wszystkie tajemnice. Spojrzał na nią chłodno i dał jej do zrozumienia, że przekroczyła granice, do których nie powinna się zbliżać. Właśnie dlatego nie pytała o wyjazd do Barcelony ani spotkanie, w którym uczestniczył.
Mac patrzył na nią przez chwilę, potem przysiadł na bambusowo-wiklinowym stołku barowym przy wyspie w kuchni bungalowu.
- Jeśli twoja siostra wychodzi za mąż dopiero za tydzień, to co my tu robimy?
Perfekcyjna siostra Jenny chciała mieć perfekcyjny ślub, bo wszystko w jej życiu było perfekcyjne. Jenna kochała Amy ponad wszystko, ale musiała przyznać, że los zawsze siostrze sprzyjał. Za to jej… Nie, nie zamierzała się w to zagłębiać, bo cieszyła się szczęściem Amy. Nie chciała być zgorzkniałą druhną tylko dlatego, że Martin ją zdradzał. Amy znalazła miłość i to miał być najlepszy tydzień jej życia. Zasługiwała na to.
Jenna nie wyjaśniła rodzinie, dlaczego drogi jej i Martina się rozeszły. Fikcyjny narzeczony pomoże przywołać uśmiech na twarze bliskich przynajmniej do czasu ślubu siostry.
- Amy chce, żeby goście skorzystali z uroków wyspy. Taki rodzaj krótkich wakacji dla wszystkich, kiedy napięcie rośnie aż do głównego wydarzenia.
Ponieważ milczał, Jenna westchnęła i poprawiła sukienkę. Te kuse letnie szatki zawsze świetnie się prezentują na modelkach o rozmiarze trzydzieści cztery, ale w rzeczywistości człowiek ledwo się w nie mieści.
- Nie musisz tego robić. Wiem, że to głupie i desperackie prosić…
- Czego ode mnie oczekujesz? – wtrącił z uśmiechem. – Nie żałuj mi szczegółów.
Jenna nieelegancko stęknęła, przewróciła oczami i pomaszerowała przez bungalow do drzwi prowadzących na niewielki taras z widokiem na krystalicznie niebieską wodę. Za plecami słyszała ciężkie kroki, a kilka sekund później znajoma dłoń opadła jej na ramię.
- Nie jestem w nastroju, żeby ze mnie żartować.
Mac lekko ścisnął jej ramię i odwrócił ją ku sobie.
- Dobra. Powiedz mi, co mam robić.
Podniosła wzrok, patrząc w szmaragdowe oczy, w których więcej niż raz zatonęła.
- Musisz tu ze mną zostać.
- Dobra.
- Jest tylko jedna sypialnia.
Uniósł kącik warg.
- W takim razie postaraj się trzymać ręce przy sobie.
- Możesz się skupić? Być poważny?
Nie była w stanie powstrzymać śmiechu. Mac flirtował ze wszystkimi kobietami między osiemnastym rokiem życia a łożem śmierci. Kochał życie, kobiety i rodzinę. Był lojalny aż do przesady. Gdyby choć przez sekundę pomyślała, że nadawał się do stałego związku, łatwo by się w nim zakochała. Ale chroniła serce i stanowczo upierała się przy przyjaźni.
- Jestem skupiony – odparł, wyciągając ręce. – Jedna sypialnia. Zgaduję, czego nie będziemy tam robić, więc powiedz mi, co będziemy robić poza tym małym domkiem.
- Musisz mi towarzyszyć w wieczornych imprezach, nie będzie ich wiele. – Przebiegła listę w myślach. – Przygotowuję kwiaty na ceremonię, więc parę razy możesz mi w tym pomóc, to by dobrze wyglądało. Oczywiście będzie też próbna kolacja i ślub. Ale w ciągu dnia byłoby miło, gdybyśmy się pokazywali na plaży, trzymając się za ręce. No nie wiem… możemy się przytulać i takie tam.
- Takie tam? Cokolwiek przez to rozumiesz, dam radę. – Na moment zerknął na wodę, potem wrócił do niej wzrokiem. – Jest tylko jeden problem.
Jenna zamarła. Nie miała czasu na problemy. Niedługo pewnie pokaże się ten oszust, jej były. Że też taki głupek musi być drużbą, przecież będzie zmuszona iść obok niego. Wolałaby już przejść boso po tłuczonym szkle.
- Znam cię od dziesięciu lat, nie okazujesz uczuć.
Przytaknęła, kiwając głową. Nie była wylewna.
- Potrafię udawać – zapewniła go.
- Naprawdę?
Uniósł ręce do jej twarzy, czubkami palców powiódł w dół policzka ku linii brody i niżej, po szyi.
- Uważasz, że sobie poradzisz, kiedy będę cię dotykał? – szepnął. – Całował cię? Zachowywał się jak twój kochanek i udawał, że znam twoje ciało?
Wstrzymała oddech. Myśl, że Mac znałby każdy centymetr jej ciała, podniecała ją i przerażała. Nie wątpiła, że potrafił sprawiać rozkosz, lecz obawiała się, że gdyby ujrzał ją nagą, przeżyłby zawód. Jej ciało było dalekie od ideału. Wałeczki, pulchności... Była przeciwieństwem kobiet, które widywała u jego boku.
- Założę się, że potrafię oszukać wszystkich, którzy nas zobaczą – rzekła. – Najważniejsze, żeby Martin myślał, że jesteśmy parą.
- Nigdy nie odrzucałem zakładu. – Wciąż ją głaskał. – Jaka jest nagroda dla zwycięzcy?
- Jeśli nam się uda, ja wygram, a ty będziesz mi winien kolejną przysługę, której będę mogła zażądać w każdej chwili.
- A jeśli ja wygram? – Uniósł brwi.
- Nie wygrasz. Będę bardzo przekonująca.
Jego ciepły oddech łaskotał jej ucho. Mac położył dłoń na jej policzku, wsuwając palce we włosy.
- W takim razie lepiej poćwiczmy, zanim twój były pojawi się na horyzoncie.
Nim spytała, co miał na myśli, poczuła jego wargi na ustach.

Co, do diabła? Pytanie Maca kwestionujące jego rozsądek wyparowało w momencie, gdy Jenna się przed nim otworzyła. Nareszcie po latach zastanawiania się, jak smakują usta najlepszej przyjaciółki, poznał odpowiedź i okazało się, że jego fantazje nie dorównywały rzeczywistości. A miał w związku z tą zachwycającą kobietą miliony fantazji.
Jenna najpierw zesztywniała, a potem jakby się rozpuściła. Trudno by innym słowem opisać to, co stało się z jej ciałem.
Przez lata trzymał się na dystans z szacunku dla ich przyjaźni i dlatego, że za skarby świata nie dopuściłby jej bliżej, gdy jego rodzina miała sekrety, którymi nie mógł się podzielić. Ojciec był zabójcą, choć Patrick O’Shea każdą z tych śmierci potrafił usprawiedliwić. Mac już dwa razy podjął podobnie trudną decyzję, gdy Braden nie chciał tego zrobić. Jednak Mac nie oglądał się za siebie, niczego nie żałował. Żal oznacza życie przeszłością. Jego rodzina patrzyła w przyszłość, chciała zacząć pracować uczciwie. Pomysł wydawał się prosty, za to jego realizacja okazywała się trudniejsza.
Krewni Maca byli przebiegli, brali, co chcieli. Kradli, kłamali i zdradziliby każdego, by dostać się tam, gdzie chcieli. Z drugiej strony byli wyjątkowo lojalni wobec swoich sprzymierzeńców. Nie wahali się pomóc nikomu, kto naprawdę był w potrzebie. Ale współczucie należy się temu, kto był dość głupi, by wejść im w drogę.
Mac nigdy nie postawiłby ukochanej kobiety w sytuacji, by musiała okłamywać policję albo ukrywać ich niecne postępki.
Przez większość czasu członkowie rodziny O’Shea robili dobrą minę do złej gry, jednak stale zachowywali czujność, gotowi zareagować na każde zagrożenie.
Braden znalazł miłość życia. Mac nie wiązał się na stałe. Jenna należała do dziewczyn, które oczekują takiego związku, więc przyjaźń była jedyną rzeczą, którą mógł jej ofiarować. Nie chciał jej stracić. Wiedziała, że jego rodzina jest… szczególna, lecz nie była wścibska.
Kiedy ich małe oszustwo dobiegnie końca, powrócą do przyjacielskich stosunków. Przed laty Mac nalegał na coś więcej, ale go odtrąciła. Teraz to ona wykonała pierwszy ruch, on miał tylko spełniać jej polecenia. Dotykanie Jenny po tak długim czasie myślenia o tym będzie bonusem, którego Mac nigdy nie zapomni.
Zaś gdy jej były się pokaże, Mac odbędzie z tym draniem pogawędkę. Nikomu nie wolno bezkarnie krzywdzić Jenny ani sprawiać, by czuła się gorsza. Była piękną, pełną życia kobietą, zasługiwała na mężczyznę, który ją doceni. Przez tydzień to Mac będzie tym mężczyzną… teoretycznie.
Uniósł głowę i musnął wargami usta Jenny. Gdy przesunął dłonie w dół ponętnego ciała, zacisnęła palce na jego koszuli. Jeżeli ma udawać jej chłopaka, chciał wszystkich związanych z tym korzyści.
- Och, przepraszam.
Jenna szarpnęła się. Mac jej nie puścił, zerknął na drzwi, gdzie pojawiły się matka i siostra Jenny. Speszone unikały kontaktu wzrokowego. Mac nie przejął się, że zostali przyłapali w tak intymnej chwili, uznał to nawet za dość zabawne.
Poza tym przez lata przywykł, że go przyłapywano na czymś zakazanym. Na szczęście dzięki temu, że wielu przedstawicieli policji i władzy siedziało w kieszeni jego rodziny, nigdy nie został aresztowany ani postawiony w stan oskarżenia.
Gdy Jenna chciała się odsunąć, ścisnął ją mocniej. Skoro mają odgrywać parę, mogą potrenować. Jeśli uda im się przekonać matkę i siostrę Jenny, wówczas jej były nie będzie stanowił problemu. A po tygodniu oznajmią Mary i Amy, że uznali, iż lepiej pozostać przyjaciółmi. W ten oto prosty sposób oboje dostaną to, czego pragną: Jenna pozbędzie się byłego narzeczonego, a on, Mac, będzie ją miał w łóżku.
- Nie chciałyśmy…
- Nie miałam pojęcia, że wy…
Mary i Ann odezwały się jednocześnie, a Mac się roześmiał.
- W porządku. Właśnie przyjechałem i witałem się z Jenną.
- Dwa tygodnie temu zerwałaś z Martinem. – Mary szeroko otworzyła oczy, wlepiając wzrok w córkę.
Jenna trwała nieruchomo u boku Maca, a on zdał sobie sprawę, że nerwowo myślała, jak wyjaśnić rodzinie tę sytuację. Łatwo było przyjść jej na ratunek.
- Martin to dupek – stwierdził. – A my z Jenną przez lata wahaliśmy się między przyjaźnią i czymś więcej, więc pomyśleliśmy, że spędzimy trochę czasu razem z dala od świata i zdecydujemy, co dalej.
- A co wy dwie tu robicie? – spytała Jenna.
- Myślałam, że urządzimy sobie babski wypad, zanim przyjadą goście – odrzekła Mary. – Nie wiedziałam, że masz już towarzystwo, ale cieszę się, że jest z tobą Mac. Martin jest miły, ale Mac… cóż, wiesz, że go kocham.
Mary się uśmiechnęła, a Mac widział, że dała się zwieść. Te trzy kobiety były silne i łączyła je mocna więź, porównywalna tylko z więzią w jego rodzinie. Nie miał ochoty okłamywać bliskich Jenny. Ale taka była konieczność, a poza tym później to naprawią.
Amy rzuciła się siostrze na szyję.
- Wiedziałam, że w końcu będziecie razem. Tak się cieszę. Przykro mi, że Martin jest drużbą, ale obiecuję, że ty i Mac będziecie się świetnie bawić.
Jenna zmierzyła Maca wzrokiem ponad ramieniem siostry, a on zrozumiał, że przekroczył granicę. Kiedy zostaną sami, będzie musiał się wytłumaczyć.
Uśmiechnął się, na co Jenna zmrużyła oczy.
Tak, scenariusz, który wymyśliła, obiecuje dobrą zabawę…

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel