Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Przygoda dopiero się zaczyna (ebook)
Zajrzyj do książki

Przygoda dopiero się zaczyna (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7477-7
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyClaiming My Hidden Son
TłumaczPiotr Błoch
Język oryginałuangielski
EAN9788327674777
Data premiery2021-10-28
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Właściciel imperium lotniczego Axios Xenakis i malarka Calypso Petras umową swoich rodzin zostali zmuszeni do zawarcia małżeństwa. Oboje nie chcą tego związku, pocieszeniem jest tylko fakt, że ma on trwać jedynie rok. Tyle da się przeżyć, zwłaszcza jeśli ustalą zadowalające obie strony reguły. Jednak już w dniu ślubu okazuje się, że ani charyzmatyczny Axios, ani dążąca do wolności Calypso nie są skłonni iść na żadne kompromisy…

Fragment książki


„Calypso, uśmiechnij się. Przecież to najszczęśliwszy dzień w twoim życiu! Zaraz ci nałożę więcej różu na policzki… taka jesteś blada… i może jeszcze odrobinę cienia do powiek…”
Pod niezliczonymi warstwami białego tiulu, uznanego przez jakiegoś bezimiennego nieznajomego za idealny materiał na moją suknię ślubną, dłonie dosłownie same zaciskały mi się w pięści. Ale to nie wystarczało. Żeby nie krzyczeć, z całej siły przygryzałam koniuszek języka.
A i tak czas kompletnej histerii miałam już za sobą. Przeżyłam ją jakieś dwa tygodnie wcześniej, kiedy ojciec poinformował mnie, jak zorganizował mi resztę mojego życia. Bo nadeszła podobno moja kolej, by pomóc odzyskać honor rodziny.
Bo jak nie, to…
Zimne dreszcze stały się w ostatnim czasie moim częstym towarzyszem. Zwłaszcza po tym, jak usilnie starałam się nie dopuścić do siebie faktów. Nie wierząc, że ojciec mógłby… Bardzo szybko jednak zaakceptowałam, że owszem, mógłby. Widać długie lata w goryczy i upokorzeniu, a ostatecznie nieumiejętność dorównania własnemu bezwzględnemu ojcu w zdobyciu wątpliwego poklasku doprowadziły go na dobre do ostateczności.
Wizażystka robiła wszystko, żebym wyglądała na podekscytowaną, entuzjastyczną, może trochę rozmarzoną pannę młodą. Niestety zupełnie nie czułam ani ekscytacji, ani entuzjazmu. A już na pewno nie miało to wszystko nic wspólnego z moimi marzeniami. Jedyne, co się w tym żałosnym spektaklu zgadzało z rzeczywistością, to dziewiczy, nieskazitelnie biały kolor sukni ślubnej… Lecz gdybym miała wybór, to także byłoby kłamstwem. Mając dwadzieścia cztery lata i nadal będąc dziewicą, niewątpliwie stanowiłam swego rodzaju rzadkie zjawisko, ale przynajmniej teraz wiedziałam już, czemu ojciec z taką determinacją udaremniał moje wszelkie dotychczasowe kontakty z płcią przeciwną, cenzurował przyjaźnie i ograniczał swobodę.
A działo się tak od momentu, gdy moja matka popadła w niełaskę, kiedy wróciła do domu jako żona marnotrawna, sama tym sposobem wręczając ojcu broń do ręki. Miał teraz wszelkie powody, by z umiarkowanie trudnego do wytrzymania przemienić się w przerażającego tyrana. Długo sądziłam, że jestem przez niego źle traktowana na zasadzie „jaka matka, taka córka”, jednak okazało się, że wobec mnie miał całkowicie odmienne plany, które właśnie dziś miały się ostatecznie wyklarować. Bo dzisiaj jest dzień mojego ślubu.
Wydawało mi się, że zaraz się rozpłaczę.
Na szczęście dla trzech skaczących wokół mnie wizażystek, mój trzęsący się podbródek nie był zaskoczeniem, a raczej oczywistością. Zresztą paplały coś bez przerwy o zrozumiałych emocjach panny młodej, zwłaszcza mającej poślubić kogoś takiego jak Axios Xenakis. Człowiek, którego nigdy przedtem nie widziałam na oczy. To znaczy… jak każdy w Grecji wiedziałam, kim jest, ale nie poznałam go osobiście.
Niesamowicie znany, odnoszący same sukcesy, magnat finansowy młodej generacji, działający w branży lotniczej, wpływowy wódz potężnego rodu Xenakisów. Lider śmiałych innowacji, człowiek, który potrafi wywołać skoki i spadki na giełdach światowych. W głowie dudniły mi nagłówki artykułów poświęconych fenomenowi Axiosa, skupiającemu w jednym ręku tyle władzy, wiedzy i autorytetu. Jakby tego było mało, mężczyzna tak przystojny, że można paść trupem.
To wszystko było absolutnie przytłaczające. I ten jego wzrok na zdjęciach online, który sprawiał wrażenie, że przeszywa człowieka na wylot, by zdobyte o nim w ten sposób najskrytsze informacje wykorzystać przeciw niemu. I kobiety, z jakimi go dotychczas widywano. Głównie przyszłe monarchinie. To zwłaszcza rodziło nieuchronne pytanie: czemu my? Dlaczego ród Petras? A w końcu… zasadniczo dlaczego akurat ja?
Co niby miał zyskać człowiek światowy, medialny, normalnie randkujący z celebrytkami, przykuwając się przysięgą ślubną akurat do mnie?
Niestety ojciec nie wtajemniczył mnie w szczegóły swojego spisku, który najwyraźniej planował od lat. Za moimi plecami.
Gdy sama marzyłam o zyskaniu swobody, nigdy nie brałam pod uwagę, że mogłabym wyzwolić się od ojca przez zamążpójście. Chciałam jedynie decydować samodzielnie o tym, z kim się widuję, co jem, kiedy maluję dla własnej przyjemności bez poczucia winy, bez niczyjego oskarżania, krytyki, oceniania. Pragnęłam swobody życia własnym życiem na moich własnych warunkach.
Nadzieja na to, że pewnego dnia osiągnę swój cel, pozwalała mi całkowicie się nie poddać.
Ale nie chciałam niczego osiągnąć w taki sposób!
Spojrzałam w lustro i szybko się odwróciłam. Moje oczy jak wielkie, puste, smutne jeziora, policzki pokryte sztucznym różem, usta skrzywione… odkąd tylko dowiedziałam się, że obiecano moją rękę nieznajomemu człowiekowi. Który nalegał na szybki ślub.
Wszelki protest skwitowano wzruszeniem ramion. Potem użyto argumentu mojej matki. Wykorzystano moją największą słabość.
Jakby przywołana moimi myślami, mama wjechała do pokoju na elektrycznym wózku inwalidzkim i natychmiast pochłonęła uwagę stylistek. Korzystając z zamieszania, starłam róż z policzków i brzoskwiniową szminkę z ust. Przynajmniej moje oczy zaczęły wyglądać na mniejsze i normalniejsze. Natychmiast opuściłam na twarz białą, koronkową woalkę i wstałam, by podejść do mamy.
Iona Petras słynęła dawniej z niesamowitej urody. Gdy dorastałam, podziwiałam jej posągowy wygląd, żywotność i pogodę ducha. Jej śmiech rozjaśniał moje dni, a inteligencja i umiłowanie sztuki sprawiły, że sama pokochałam muzykę i malarstwo.
Nawet teraz, siwiejąca i przykuta do wózka, nadal była przepiękna. Ale wraz ze złamanym kręgosłupem, ucierpiała jej dusza. I nie mógł tego ukryć żaden, nawet najlepiej wyreżyserowany uśmiech matki panny młodej, mającej wkrótce poślubić mężczyznę wydającego się półbogiem.
Mama wysłuchała cierpliwie radosnej tyrady wizażystek i poszukała mojego wzroku. Tak jak ona kiedyś musiała wrócić do domu ze względu na mnie, tak teraz ja musiałam być posłuszna ojcu ze względu na nią. I obie nauczyłyśmy się godzić z naszym losem.
– Chciałabym teraz zostać sama z córką – oznajmiła i podjechała bliżej.
Kobiety wyszły.
– Czy wszystko w porządku? – zapytała z troską.
Zmartwiałam. Spanikowałam? Przestraszyłam się, że czegoś się domyśla. Tego, co starałam się przed nią ukrywać przez ostatnie tygodnie. Zresztą sama nie mogłam już dłużej ignorować narastającego bólu, gdzieś w samym środku, który stał się ostatnio tępy i nieustający. I przypominał mi, że nawet moje zdrowie nie zależy wyłącznie ode mnie… i że mogłam odziedziczyć po babci chorobę, która ostatecznie zabrała ją zbyt wcześnie z tego świata.
– Callie? Słyszysz mnie? Jesteś gotowa?
Gdy dotarło do mnie, że mama mówi o ślubie, przez chwilę miałam ochotę jeszcze raz ulec histerii. Jeszcze raz być wyłącznie egoistką. Uciec i zdać się na los. Niech się dzieje, co chce…
– A czy ktokolwiek na moim miejscu byłby gotowy? Poślubić nieznajomego człowieka? – zapytałam jednak tylko. – Proszę, powiedz mi chociaż, że wiesz już, czemu on tego żąda.
Oczy o odcień ciemniejsze od moich własnych, lazurowych, posmutniały jeszcze bardziej.
– Nie. Twój ojciec wciąż odmawia wyjaśnień. Zgaduję, że cała sytuacja ma coś wspólnego z twoim dziadkiem i starym panem Xenakisem. A teraz muszę się śpieszyć. On zacznie mnie szukać…
Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, z kieszeni markowego żakietu, idealnie pasującego do jej lawendowej sukni, wyciągnęła wyraźnie trzęsącą się dłonią grubą, kremową kopertę.
– Co to? – zdziwiłam się.
W jej oczach dostrzegłam determinację, jakiej nie widziałam od lat. Ścisnęła mnie mocno za rękę.
– Moja słodka Callie… wiem, że swoim życiem przysporzyłam ci wyłącznie biedy, ale… – wyszeptała.
– Nie, mamo, to nieprawda. Przysięgam… – przerwałam jej natychmiast.
– Nie wiem, czy powinnam być z ciebie dumna, czy cię ochrzanić za to, że umiesz tak świetnie kłamać – próbowała zażartować – ale przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam. I że mój egoizm uwięził cię ze mną na stałe. Zamiast swobody, jaką cieszą się dziewczyny w twoim wieku… teraz chcę, żebyś coś mi obiecała…
– Czego tylko pragniesz, mamo.
– Weź tę kopertę i ukryj ją w najbezpieczniejszym miejscu.
Na kopercie dawnym, odręcznym pismem wykaligrafowano moje imię.
– Co to? – zapytałam ponownie.
– To od twojej babci.
– Od babci Helenki?
Momentalnie ogarnęło mnie przygnębienie na myśl o najbliższej mi osobie, którą straciłam rok wcześniej.
Matka pokiwała głową.
– Powiedziała mi, że będę wiedziała najlepiej, kiedy ci to dać… Może się mylę, ale chyba teraz… – Zamilkła i powiodła niewidzącym wzrokiem po mojej sukni ślubnej. – I nawet jeśli ten… związek okaże się możliwy do zaakceptowania, będzie ci łatwiej, wiedząc, jak bardzo babcia cię kochała i że jeśli zajdzie taka potrzeba, to pomoże ci „zza grobu” bardziej, niż ja mogłam kiedykolwiek za życia.
– Ależ, mamo, ja wiem, że mnie kochasz.
– Mój egoizm cię skrzywdził. Zostawiłam cię z ojcem, zamiast zabrać ze sobą. Z drugiej strony, gdybym cię wtedy zabrała… – Była bliska łez i mówiła z coraz większym trudem. – Póki co, proszę tylko, żebyś pewnego dnia mi wybaczyła.
– Mamo…
Ale ona patrzyła tylko nieruchomo na kopertę w mojej dłoni.
– Callie, trzymaj się tego. I obiecaj, że nie zawahasz się wykorzystać prezentu od babci.
– Obiecuję…
Chwilę później błyskawicznie zniknęła z mojej sypialni.
Zanim zdążyłam choć przez chwilę pomyśleć nad naszą rozmową, znów znalazłam się w wirze przedślubnych przygotowań. I tak oto jedynym pewnikiem w moim życiu stał się nieoczekiwany podarunek od nieżyjącej babci. Odetchnęłam z wielką ulgą, umieściwszy kopertę w kieszeni, którą odkryłam ze zdziwieniem w niekończących się zakamarkach okalającego moje ciało tiulu.
Nawet nie znając zawartości koperty, lecz wiedząc, że pochodzi od mojej ukochanej babki, poczułam przypływ sił. To babcia Helenka była przy mnie codziennie przez rok nieobecności mamy, kiedy miałam piętnaście lat, i pomagała przetrwać nową sytuację i gniew ojca. Ojca, który teraz nagle pojawił się u mego boku, zaoferował swe ramię, kazał się wyprostować i ruszył ze mną na spotkanie mego przeznaczenia.
Wedle słów służby, kaplica w mieście wypełniona była po brzegi. Przedsmak tego, co mnie czeka, stanowiła już sama bogato ukwiecona bryczka, do której wsiedliśmy.
Przez ostatnie trzy tygodnie, pogrążona w poczuciu kompletnego odrealnienia, obserwowałam pojawienie się na naszym małym „zadupiu” nietutejszych ekip budowlanych oraz architektów krajobrazu, w celu błyskawicznego przywrócenia dawnej świetności kościoła, kaplicy i ich najbliższego otoczenia, czyli wyprowadzenia ze stanu całkowitej ruiny. Obecnie, kiedy w tej materii osiągnięto spektakularny sukces, uliczki Nicrete, sennej wioski na południu wyspy Skyros na Morzu Egejskim, miejsca zwanego domem przez kolejne pokolenia rodu Petras, zaroiły się od super elegancko odzianych przybyszów, gości Axiosa Xenakisa, a najżywotniejszym punktem stał się mały port, bo na wysepkę można się w zasadzie oficjalnie dostać wyłącznie drogą wodną. Pojawiło się w nim więc wiele luksusowych łodzi motorowych i eleganckich jachtów.
Rzecz jasna mój przyszły mąż nie skorzystał z drogi wodnej…
Kiedy nasza bryczka znajdowała się w połowie drogi między domem a kościołem, powietrze przeszył głośny, mechaniczny odgłos potężnych śmigieł. Dzieciarnia zaczęła wykrzykiwać z podniecenia i ruszyła tłumnie na szczyt wzgórza w pobliskim parku, zazwyczaj pełniącym funkcję rodzinnych terenów rekreacyjnych, dokąd najwyraźniej kierowały się trzy ekskluzywne helikoptery. Dzisiaj cały park odgrodzono jaskrawymi taśmami ostrzegawczymi – pewnie, by zamienić go na lądowisko.
Pod woalką pozwoliłam sobie na szczery, pełen pogardy grymas, jednocześnie nieskrępowanie obserwując chytry uśmieszek i ukontentowanie na twarzy ojca. Musiałam się szybko odwrócić, żeby znów nie wpaść w histerię, którą od dawna z trudem tłumiłam. Nie umiałam jednak powstrzymać się od komentarza.
– Jeszcze nie jest za późno, tato. Cokolwiek by to nie było… może gdybyś mi powiedział, to razem znaleźlibyśmy jeszcze jakiś sposób…
– Ja już właśnie znalazłem sposób na wszystko, drogie dziecko.
– Nie nazywaj mnie tak, mam dwadzieścia cztery lata!
Ten odruch buntu, nad którym nigdy nie potrafiłam do końca zapanować, ochoczo podkręcany przez babcię, dopóki żyła, często wymykał mi się spod kontroli. Och, babka nigdy nie lubiła się z ojcem. Stawianie mu się, nawet teraz, mimo potencjalnych konsekwencji dla matki, uważałam za oddawanie hołdu jej pamięci.
– Jeśli chciałaś mi pomóc, trzeba było studiować biznes na uniwersytecie, zamiast tych twoich sztuk pięknych, w których i tak utknęłaś.
– Mówiłam ci już wiele razy, że nie interesuje mnie kariera w korporacji.
Tak samo jak nie chciałam już słuchać o tym, że nie jestem jego wymarzonym synem, który na pewno pomógłby mu uratować Petras Industries, firmę rodzinną, wiecznie oscylującą na krawędzi bankructwa.
– Owszem, i zawiodłaś mnie, tak jak twoja matka. Po raz kolejny wszystko spadło na mnie, i to wyłącznie ja musiałem szukać rozwiązania. I je znalazłem. Tobie pozostaje teraz z uśmiechem spełnić obowiązek wobec rodziny: złożysz przysięgę i poślubisz Xenakisa.
Zagryzłam wargę na wspomnienie kolejnej kości niezgody między nami. Musiałam długo walczyć o swoje prawo do wyjazdu z wyspy na studia, a i tak w końcu wróciłam ze względu na matkę. Od powrotu pracowałam na pół etatu w małej galerii w centrum Nicrete, żeby nie zwariować, i opłakiwałam w duchu niedokończoną pracę dyplomową.
– A co potem? – zapytałam go.
Wzruszył ramionami.
– Potem będziesz należeć już tylko do niego. Ale pamiętaj, że zmiana nazwiska niczego naprawdę nie zmienia. Na zawsze pozostaniesz z rodu Petras. Jeśli przysporzysz rodzinie hańby, poniesiesz konsekwencje.
Odruchowo zacisnęłam pięści. Doskonale wiedziałam, co ma na myśli. Wyciąganie „konsekwencji” stanowiło jego specjalność. Polegało na umiejętnym manipulowaniu poczuciem winy i zapewnieniu maksymalnego poczucia dyskomfortu. Tak funkcjonowały nieustanne groźby pod adresem matki, obejmujące wyrzucenie jej na bruk wyłącznie z podręczną torebką i pozostawienie na pastwę losu, tak jak ona na krótko porzuciła swą rodzinę dla z góry skazanej na niepowodzenie miłości. Ojcem kierowała chęć zemsty w czystej postaci. Matka zdradziła go i upokorzyła, więc odpłacił się uczynieniem z niej więźniarki we własnym domu, nie dając ani na chwilę zapomnieć, że ma nad nią całkowitą władzę. A ja dałam się wmanewrować w całą tę niewyobrażalną sytuację, bo kochałam mamę.
Osiem lat temu, szpital w Atenach poinformował ojca o wypadku samochodowym mamy, z którego wyszła przykuta do wózka. Mężczyzna, do którego uciekła, zginął na miejscu. Wtedy ojciec przywiózł ją do domu i oznajmił, że wprowadza nowe zasady. Rozwodu nie będzie, ona zaś zostanie przykładną żoną i matką, nie przynosząc więcej wstydu rodzinie. W zamian on zapewni jej wszelkie niezbędne leczenie oraz rehabilitację. A ja… będę oddaną córką, bo inaczej ucierpi mama.
Do rzeczywistości przywołało mnie ciche rżenie koni, kiedy bryczka zatrzymała się pod schodami wiodącymi do kościoła. Zamiast dotychczasowego smutku poczułam lęk.
Do wnętrza, z którego rozlegały się złowieszcze, pompatyczne dźwięki organów, wchodzili ostatni goście. W ciągu godziny zostanę żoną człowieka, z którym nigdy nie zamieniłam ani słowa, a który z nieznanych mi dotąd przyczyn zjednoczył się z moim ojcem. Z rozpaczą zerknęłam na tatę, by zdążyć jeszcze raz zapytać dlaczego. Jego kamienna twarz nie zachęcała. Tak jak poprzednio smutek i lęk, teraz stłamsiłam w sobie kolejny odruch buntu…
Ojciec podał mi rękę, gdy wysiadałam z bryczki. Moja dłoń drżała w widoczny sposób, ale cieszyłam się, że chociaż zaczerwienione od łez oczy zasłania woalka. Cieszyłam się także, że tata nie śpieszy się, prowadząc mnie do ołtarza. Najwyraźniej napawał się chwilą, gdy znalazł się nagle w świetle reflektorów nie z powodu skandalu i upodlenia jako zdradzony mąż czy biznesmen nieudacznik, który stracił odziedziczoną po własnym ojcu fortunę, lecz jako dumny rodzic córki wychodzącej „świetnie” za mąż.
Główne wrota kościoła otwarto w końcu na oścież, a ja z wrażenia natychmiast się potknęłam, za co ojciec błyskawicznie zgromił mnie wzrokiem. Potem patrzyłam już tylko prosto przed siebie.
W pierwszym rzędzie zobaczyłam wpatrzoną we mnie mamę, co dodało mi sił, by w ogóle iść przed siebie. Delikatny ciężar babcinej koperty w ukrytej kieszeni dodał mi odwagi, by zignorować spojrzenia i szepty ponad trzystu nieznajomych osób stłoczonych we wnętrzu kościoła. Pozostało niestety już tylko jedno: podejść do ołtarza, gdzie czekał na mnie, w absolutnym bezruchu, wielki, nieznajomy mężczyzna, w niczym nieprzypominający podekscytowanego pana młodego. I on, i jego równie ogromny świadek wyglądali bardziej na żołnierzy stojących na baczność na warcie. W żaden sposób nie porozumiewali się też ze sobą.
Im bardziej się do nich zbliżałam, tym lepiej wyczuwałam niesamowitą aurę ich otaczającą i jeszcze mniej rozumiałam motywy działania Xenakisa. Czemu to robił? Co miał w ten sposób zyskać? Mógł mieć każdą kobietę na świecie. Dlaczego wybrał mnie?
I dlaczego nagle… poczułam w brzuchu przysłowiowe motyle?
A także czemu ja nie miałam żadnego wyboru?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel