Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Przyjęcie na Manhattanie / Żona z temperamentem
Zajrzyj do książki

Przyjęcie na Manhattanie / Żona z temperamentem

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-474-3
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424743
Tytuł oryginalnyCinderella Hired for His RevengeThe Accidental Accardi Heir
TłumaczAnna NowakAgnieszka Baranowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-05-16
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

 Przedstawiamy "Przyjęcie na Manhattanie" oraz "Żona z temperamentem", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.


Florystka Alexandra Moss ubiega się o zlecenie udekorowania przyjęcia dla nowojorskiej korporacji. Spotyka się z dyrektorem, którym okazuje się Grant Santos – jej dawny ukochany, z którym zerwała. Grant jest przekonany, że nie był dla niej dość dobry. Ona – córka milionera, on – wówczas ogrodnik. Po latach los zamienił ich miejscami. Grant zatrudnia Alexandrę, by jej pokazać, jak bardzo pomyliła się co do niego i że on wciąż ją kocha…

Arystokrata Ago Accardi miał całą listę kandydatek, z którymi mógłby się ożenić. Jednak kiedy jego brat porzucił narzeczoną w ciąży, Ago, jako człowiek honoru, postanawia ją poślubić. Może to nawet dobry wybór – Victoria jest piękna, cicha i uległa. Podporządkuje się wszystkim zasadom Accardich. Już kilka dni po ślubie Ago odkrywa, że życie z Victorią wcale nie będzie tak przewidywalne, jak zakładał…

 

Fragment tekstu

Alexandra Moss spoglądała na Central Park, a jej oczy napawały się oznakami wszechobecnej wiosny – zieloną trawą, obsypanymi kwiatami drzewami wiśni i zatłoczonymi chodnikami. Jej palce zacisnęły się na teczce z czarnej skóry, którą trzymała w dłoniach. Kilka dni temu właściciel podniósł czynsz za niewielki sklepik w SoHo, który wynajmowała, a najważniejsza klientka, panna młoda, gwiazda oper mydlanych, postanowiła zbiec z kochankiem i zrezygnowała z całego zamówienia na kwiaty. Był to wystarczający cios finansowy, by Alexandra musiała zwolnić swoją pomocnicę Sylvię, przez co teraz pracowała od świtu do zmierzchu, układając bukiety, monitorując zamówienia online, media społecznościowe i robiąc wszystko to, czym trzeba się zająć, gdy prowadzi się kwiaciarnię w Nowym Jorku.
Dziesięć tysięcy dolarów rozpłynęło się w mgnieniu oka, tak samo jak szansa, by pokazać, że „Dzwoneczek” może obsługiwać eleganckie i drogie przyjęcia.
Odwróciła się od przeszklonej ściany i spojrzała na pusty, mahoniowy stół. Szybko rozwijająca się firma inwestycyjna Pearson Group właśnie przeniosła się na czterdzieste szóste piętro Carlsona, ekskluzywnego budynku, w którym swoje siedziby miały firmy public relations, agencje reklamowe i organizacje finansowe.
To jej koleżanka Pamela, menedżerka luksusowej firmy cateringowej, zasugerowała jej obsługę imprez korporacyjnych. Alexandra nie była do tego przekonana. Podczas studiów robiła praktyki w kilku korporacjach, ale zawsze wyobrażała sobie, że „Dzwoneczek” będzie obstawiał przyjęcia takie jak śluby i urodziny.
Jednak wraz z pogarszającą się sytuacją jej sklepu zmieniała nastawienie. Pamela podsunęła jej listę firm i zbliżających się wydarzeń. Alexandra od razu przejrzała ją w poszukiwaniu znajomych nazwisk.
Siedem lat temu jej ojciec, David Waldsworth, wylądował w więzieniu, gdy zawaliła się jego piramida finansowa. Większość ofiar stanowili pracownicy fizyczni i rodziny z klasy średniej. „Waldsworthowie musieli wiedzieć” krzyczały media, by ostatecznie zniszczyć reputację jej rodziny. Tydzień po rozprawie zaczęła kupować w lumpeksach, nie mogąc znieść myśli, że jej jedwabne bluzki i spódnice były kupione za pieniądze z oszczędności weteranów wojennych albo ze skromnych emerytur staruszków. Większość majątku rodziny, w tym penthouse, prywatny samolot, dom w Hamptons i domek letniskowy na Malediwach, została sprzedana, by pokryć długi ojca i założyć fundusz odszkodowań dla jego ofiar. Fundusz, który nadal był o kilka milionów mniejszy od kwoty, jaką ukradziono. Alexandra odetchnęła z ulgą, gdy te wystawne dowody perfidii Davida znikły raz na zawsze.
Teraz, po dziewięciu latach odbudowywania swojego życia, znowu była bliska utracenia wszystkiego.
Obawiała się układów z Pearson Group. Ich firma przypominała tę, którą próbował stworzyć David, po tym jak roztrwonił fortunę Waldsworthów. Tylko że on budował na plecach ciężko pracujących ludzi, którzy mu zaufali. Wszystko, by rodzina utrzymała status nowojorskiej elity.
Mnóstwo ludzi z wyższych sfer pamiętało skandal, ale Pamela wspomniała jej, że nowy dyrektor generalny Pearsona niedawno przeprowadził się do Nowego Jorku z Los Angeles. Musiała więc zaryzykować. W najgorszym razie zostanie odeskortowana do wyjścia przez ochronę, ale jeśli uda jej się podpisać kontrakt, który uratuje jej biznes, będzie też mogła pokazać mieszkańcom miasta, na co ją stać, zanim odkryją tożsamość jej ojca i ją skreślą.
A stało się to już zbyt wiele razy. Miała nawet problem ze znalezieniem lokalu dla „Dzwoneczka”. Jej wypatrzone miejsce, sklepik na rogu, położony niedaleko księgarni jej przyszłej bratowej, był marzeniem, na które oszczędzała i miała nadzieję, że zwolni się akurat w momencie, gdy będzie gotowa zaczynać.
Jakimś cudem się zwolnił. Sen jednak trwał krótko, gdy agentka nieruchomości dowiedziała się, kim był ojciec Alexandry. Wyznała, że jej własny ojciec stracił oszczędności życia, inwestując w fundusz Waldsworthów.
Alexandra odgoniła nieprzyjemną, gorącą falę wstydu, która przetaczała się przez nią za każdym razem, gdy przypomniała sobie pełne wstrętu spojrzenie agentki i bezceremonialne wyrzucenie za drzwi. Skupiła się na wiązance, którą przyniosła, i przyjrzała się krytycznie układowi kwiatów. Według listy Pameli w planie wydarzeń Pearson Group figurowały brunch w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej, seria kolacji pod prywatnym adresem w Hamptons i duże przyjęcie rozpoczynające oficjalną działalność w firmy w Metropolitan Museum of Art.
– Chcą podbić serca potencjalnych inwestorów – powiedziała Pamela, gdy wyszły na kawę w zeszłym tygodniu. Była to tradycja, którą utrzymywały od pierwszego spotkania w college’u. – Z tego co słyszałam, celują w klientów, o których można przeczytać w Forbesie. Ta firma się nie patyczkuje, kimkolwiek są. Wszystko jest owiane tajemnicą, ale to działa, ludzie o nich mówią. Teraz w mieście każdy chce być zaproszony na ich przyjęcia.
Postanowiła przygotować próbkę kompozycji. Elegancka wiązanka składała się z białych róż, hyzopów anyżowych i okalających je kwiatów lawendy, wszystko utrzymane w delikatnej, wiosennej palecie kolorów. Nic pretensjonalnego, co mogłoby odwracać uwagę od ważnych biznesowych rozmów, ale coś wystarczająco wyjątkowego, by pokazać, że Pearson potrafi być jednocześnie tradycyjny i nowoczesny.
Pogłaskała palcem aksamitny płatek róży. Delikatna, jedwabista tekstura przywołała wspomnienie wypełnione zapachem fiołków i drzewa cedrowego, mieniące się bursztynowo. Gdy otworzyła oczy, wciąż czuła nerwowe skrzydła motyli w brzuchu, a jej ciało płonęło z żądzy. Jego usta znajdowały się zaledwie milimetry od jej ust.
– Na pewno tego chcesz? – zapytał ochrypłym głosem, który zdradzał jego pożądanie. Mimo to wciąż się powstrzymywał, nie chcąc jej zranić ani pospieszać.
Kochała go za to. Nie sądziła, że jest możliwe kochać kogoś bardziej. Nagła fala odwagi kazała jej go pocałować, wplątując palce w jego gęste włosy i przyciskając swe nagie biodra do jego.
Oderwała dłoń od róży. Osiem i pół roku. Dziewięć we wrześniu. Zwykle lepiej sobie radziła ze wspomnieniami nachodzącymi ją znienacka. Może róże to nie był dobry pomysł.
Zanim zdążyła zrobić coś głupiego, na przykład wyrzucić róże do śmietnika, otworzyły się drzwi sali konferencyjnej.
Niezwykle szczupła kobieta w czarnej ołówkowej spódnicy i czerwonej jedwabnej bluzce stanęła w drzwiach. Jej włosy o kolorze platyny układały się idealnie wokół twarzy, wyprostowane i lśniące. Alexandra nerwowo poprawiła niesforny brązowy kosmyk za uchem. Dawniej jej ojciec i jego trzecia żona, Susan, namawiali ją na zrobienie sobie jasnych refleksów na „tych zwyczajnych włosach”, twierdząc, że podkreśliłyby jej orzechowe oczy. Teraz nie mogła sobie pozwolić na nic więcej niż podcięcie końcówek.
Powinna była lepiej się ubrać, poświęcić trochę pieniędzy na markowe ciuchy, zanim przyszła niezapowiedziana do budynku takiego jak Carlson i prosiła o rozmowę z Laurą Jones, dyrektorką działu organizacji wydarzeń. Firma na swojej stronie ogłosiła, że rozpocznie działalność za dwa tygodnie i zapraszała interesantów do kontaktu z asystentką dyrektora generalnego, Jessicą Elliot, która właśnie przed nią stała.
– Dyrektor generalny zaprasza. – Serce Alexandry na moment się zatrzymało. Przełknęła ślinę.
– Dyrektor generalny?
– Tak.
– A pani Jones?
Oczy asystentki odrobinę się zwęziły.
– Rozmawiała pani bezpośrednio z panią Jones?
Nie. Po mejlach, wydzwanianiu i próbach umówienia spotkania z innymi firmami z listy Pameli, zdecydowała się po prostu przyjść do Pearson Group z wiązanką i pokazać pani Laurze Jones, co potrafi. Postawić wszystko na jedną kartę i być pewną, że zrobiła, co mogła, by ratować swój sklep.
Nie sądziła jednak, że będzie prezentować swoje możliwości przed tajemniczym dyrektorem.
– Po prostu myślałam, że jako szefowa działu wydarzeń…
– Większość naszego zespołu jest w tym tygodniu na szkoleniu korporacyjnym w Szanghaju.
Dobrze, przecież sobie z tym poradzi. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego dyrektor generalny miałby być zainteresowany spotkaniem z florystką. Jednak zamiast analizować jego pobudki, musiała skorzystać z okazji najlepiej, jak potrafiła.
– Jasne, to bardzo miło z jego strony, że znalazł dla mnie czas.
Perfekcyjnie wyskubana brew wygięła się w łuk, malując na twarzy Jessiki coś na kształt rozbawienia.
– On nie jest miły. Zainteresował się panią.
– Mam nadzieję, że w dobrym znaczeniu tego słowa.
– Okaże się. – Asystentka elegancko wzruszyła ramionami i spojrzała na zegarek na nadgarstku. Był srebrny i inkrustowany diamentami, sądząc po tym, jak odbijał światło. Pewnie Cartier. – Ma pięć minut, ani sekundy dłużej. Proszę za mną, panno Moss.
Alexandra wzięła swoje portfolio pod jedno ramię, drugim podtrzymując wiązankę. Usiłowała trzymać się maksymalnie prosto, podążając za sekretarką.
Przez cały tydzień nie udało jej się zajść tak daleko, więc stres zdążył już wywołać u niej lekkie zawroty głowy. Próbowała dotrzymać tempa Jessice przemierzającej pewnie przeszklone korytarze. Nie miała pojęcia, jak ta kobieta dawała radę poruszać się tak szybko na jedenastocentymetrowych szpilkach. Alexandra ledwie nadążała w płaskich czarnych balerinach.
Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu, gdy skręciły za róg i zatrzymały się przed podwójnymi, mahoniowymi drzwiami. Czy to możliwe, żeby serce biło tak szybko i nie była bliska omdlenia? Przyszłość jej firmy zależała od tego, jak poradzi sobie na tym spotkaniu. Ale poza tym żadnej presji. Zero.
– Oczekuje pani.
– Dobrze. Dziękuję. A jak się nazywa?
– Powie pani.
– Co…?
Jessica rzuciła jej ostatnie spojrzenie pełne litości, zanim ją wyminęła i odeszła w głąb korytarza, postukując złowróżbnie obcasami.
Alexandra odwróciła się powoli do drzwi. Spotkała mnóstwo ekscentrycznych i egoistycznych milionerów w przeciągu dwudziestu lat, gdy była znana jako Alexandra Waldsworth. Mężczyzna czekający na nią w gabinecie pewnie po prostu lubił mieć władzę.
Uświadomienie sobie tego wcale nie rozluźniło jej napiętych mięśni karku, ale zapukała do drzwi.
– Wejść – doleciał ją przytłumiony, głęboki głos, z ledwie echem akcentu. Brzmiał prawie jak…
Dosyć. Trzeba się było skupić.
Przywołała wspomnienie, które od lat pchało ją do przodu – jej ojciec w pomarańczowym kombinezonie więziennym, patrzący na nią z wściekłością zza szyby w sali widzeń. Gdy w końcu wstała, w drodze do wyjścia została uraczona przez niego ostatnią obelgą.
– Beze mnie nigdy ci się nie uda!
Myślał, że zniszczył jej pewność siebie, że grzecznie do niego wróci, ale sprawił, że stało się coś zupełnie przeciwnego. Tylko wzmocnił jej ducha, uwolnił ją i pomógł odejść z głębokim postanowieniem, że udowodni mu jego pomyłkę.
To był jeden z takich momentów. Niezależnie od tego, co się wydarzy, będzie mogła wyjść z podniesioną głową, wiedząc, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
– Dzień dobry. Dziękuję, że zechciał się pan spotkać… – Głos uwiązł jej w gardle, gdy zrobiła kilka niepewnych kroków. Zamrugała kilka razy, mając nadzieję, że wyobraźnia płata jej figle.
Niestety nie miała omamów. Wysoki, barczysty mężczyzna ubrany w doskonale dobrany garnitur Armaniego i czerwony krawat siedział za jednym z największych biurek, jakie kiedykolwiek widziała. Lata wyostrzyły mu rysy, kwadratowa szczęka i prosta, elegancka linia nosa zostały podkreślone przez brak brody. Jego perfekcyjnie wystylizowane włosy były krótsze po bokach, a dłuższe na środku, gdzie zaczesano je tak, by żaden kosmyk nie próbował się znaleźć w niewłaściwym miejscu. Rozparł się na krześle i skupił na niej spojrzenie swoich bursztynowych oczu, które przewiercało ją na wylot.
– Alexandra Waldsworth. – Dźwięczny ton jego głosu ogarnął ją i pobudził krew do szybszego krążenia w żyłach, chociaż każda wymówiona sylaba ociekała lodowatą pogardą.
Zauważyła, że jej wizytówka leży na środku blatu biurka z czarnego orzecha. Pojęła, że musiał ją sprawdzić, i poczuła mdłości.
Znów spojrzała mu w oczy, ledwie utrzymując się na nogach pod jego pełnym wrogości spojrzeniem. Dlaczego w ogóle zgodził się z nią spotkać, a nie kazał Jessice wyrzucić ją za drzwi? Pewnie chciał powiedzieć jej w twarz, żeby nigdy więcej nie próbowała przestąpić lśniących progów Pearson Group.
– Teraz Alexandra Moss – odparła, zadowolona, że jej głos nie zdradzał zdenerwowania. Uniósł jedną brew.
– A więc poślubiłaś jednego z pięknych i bogatych?
– Nie. To nazwisko panieńskie matki. Lata temu przestałam używać nazwiska Waldsworth.
– Ostatnio, jak o tobie słyszałem, spotykałaś się z synalkiem jakiegoś potentata naftowego z Princeton. – Jego usta wykrzywiły się szyderczo, aż prawie się wzdrygnęła. – O imieniu jak samochód.
– Royce.
Nie zamierzała mówić nic więcej. Jaki sens miałoby wyjaśnianie, że to ojciec zmusił ją do spędzania czasu z Roycem, by zachęcić jego rodziców do zainwestowania w Fundusz Waldsworthów? Że kiedy raz Royce próbował ją pocałować, zachowywał się raczej jak radosny szczeniak niż potencjalny kochanek?
– Nie wyszło wam?
– Nie. – Wskazała na okna i niesamowity widok na Nowy Jork. – Nieźle się urządziłeś, Grant. Gratulacje.
– Panie Santos – poprawił ją. – Jestem członkiem rady, dyrektorem generalnym i założycielem Pearson Group. – Jego wzrok przeniósł się na wiązankę w jej dłoniach. Cień uśmieszku przebiegł przez jego usta. – A więc teraz używasz fałszywego nazwiska, by sprzedawać kwiaty. Jak ten świat się zmienia.
Poczucie winy nie pozwalało jej ruszyć się z miejsca, a przyjemne ciepło w żyłach zastąpił palący żar wstydu. Zasługiwała na jego wzgardę.
On ją kochał, wspierał ją, pomagał jej. A ona, kiedy przyszło co do czego, ugięła się pod siłą gniewu ojca zamiast postawić się i walczyć o mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, który najwyraźniej teraz lubował się w rzeczach dużych i wspaniałych.
Przeszklone ściany z oszałamiającą panoramą miasta, czarne półki uginające się pod ciężarem książek o finansach, a obok nich fantazyjnie rozstawione rzeźby, nagrody i kilka zdjęć Granta pozującego z jakimiś poważnie wyglądającymi ludźmi. Skórzane krzesła rozstawione wokół szklanego stolika kawowego pod oknem. To wszystko, tak zimne i surowe, nie pasowało do Granta Santosa, którego znała dziewięć lat temu.
– Przepraszam, panie Santos. – Nie miała pojęcia, jak dawała radę tak spokojnie mówić, ale ten pewny, choć cichy ton głosu pomógł jej wytrzymać jego spojrzenie. – Gdybym wiedziała, że jest pan dyrektorem Pearson Group, nie zabierałabym panu czasu.
Zrobiła kilka kroków w przód, czując, jak materiał spodni z lumpeksu ociera się o jej nogi, i ułożyła wiązankę na biurku.
– Proszę to przyjąć w ramach przeprosin. Sama znajdę drogę do wyjścia.
Odwróciła się i odeszła, tak jak poprzednio, gdy widziała go ostatni raz. Tak jak wtedy gorące łzy cisnęły jej się do oczu i znowu czuła, jak serce rozpada jej się na pół. Ale tym razem nie miała ochoty odwrócić się i rzucić się w jego ramiona. Tym razem chciała znaleźć się możliwie najdalej od niego.
Jej dłoń była już na klamce, gdy zatrzymał ją dźwięk jego słów.
– Wciąż ma pani dwie minuty. – Jej palce zacisnęły się na polerowanym srebrze. Skupiła całą siłę woli, by się odwrócić i znów spojrzeć mu w twarz.
– Słucham?
Skinął na wiązankę.
– Powiedziałem pannie Elliott, że dam pani pięć minut. Wciąż ma pani dwie, by sprzedać mi, cokolwiek chciała nam pani opchnąć. – Spojrzał na kwiaty lekceważąco.
Irytacja przytłumiła wszystkie inne uczucia. Kwiaty były pasją jej życia. Jej matka przelewała w nią swoją głęboką miłość do roślin przez tych kilka drogocennych lat, zanim zmarła na raka. Całe dzieciństwo Alexandry wypełniały kwiaty i ich znaczenia. Dały jej też potem szansę na nowy początek, na porzucenie zawodów, do których zmuszał ją ojciec.
– Ma pan dobre oko, panie Santos. To hyzopy anyżowe, rodzimy, nowojorski gatunek dzikiego kwiecia.
– A dlaczego przyniosła mi pani dzikie kwiecie?
Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i otworzyła skórzane portfolio, z którego wyjęła prezentację. Rozkładając ją na biurku, walczyła z pokusą, by uciec. Jego opalony palec dotknął pierwszej strony, tak jakby miał zabrać się za czytanie, ale Grant nie spuszczał wzroku z jej twarzy.
– Chcecie oczarować potencjalnych klientów Pearson Group.
Jego przystojna twarz nie zdradzała najmniejszych emocji, żadnego tiku czy grymasu. Skostniały wyraz sprawił, że zrobiło jej się przykro. Był taki czas, gdy to oblicze odkrywało przed nią każdą jego myśl.
– Jak pani doszła do takiego wniosku?
– Krążą plotki, że organizujecie kilka wydarzeń w przeciągu najbliższych tygodni. Zapewne służą wywołaniu wrażenia na potencjalnych klientach. – Postukała palcem w kartkę, uważając, by ich dłonie się nie spotkały. – Mogę wam w tym pomóc.
– Odstawiając na bok ciekawość, kto był tak wspaniałomyślnie wygadany, by rozpowszechniać informacje o moich prywatnych sprawach, proszę mi powiedzieć, w jaki sposób pani bukiecik chwastów miałby pomóc przekonać klientów dysponujących miliardami dolarów do zainwestowania w Pearson Group?
– Zostało udowodnione, że dekoracje kwiatowe podczas wydarzeń korporacyjnych poprawiają opinię gości o przestrzeni, w której się znajdują, o wydarzeniu, a nawet o jego gospodarzu – wyjaśniła gładko, czując pewność siebie w temacie, którym zajmowała się zawodowo.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel