Randka w ciemno
Randka w ciemno, Natalie Anderson
Przedstawiamy "Randka w ciemno" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Carrie Barrett umawia się na randkę w ciemno, lecz chłopak nie przychodzi na spotkanie. Do jej stolika dosiada się Massimo Donato-Wells, właściciel hotelu, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziała. Wspaniale im się rozmawia i Carrie chciałaby, żeby ten wieczór trwał do rana. I tak też się dzieje. Przez następne tygodnie cieszy się cudownymi wspomnieniami aż do chwili, gdy odkrywa, że jest w ciąży. Massimo nie daje wiary, że jest ojcem. Rozżalona Carrie wyjeżdża, lecz gdy spotykają się ponownie kilka miesięcy później, ich uczucia okazują się równie silne jak przy pierwszym spotkaniu…
Fragment książki
Była jeszcze jakaś nadzieja. Carrie Barrett znowu zerknęła na drzwi. Umówiła się na randkę w ciemno z kuzynem swojej koleżanki z pracy. Nie należała do szczególnie asertywnych osób i poważnie starała się zmienić ten stan rzeczy, lecz dzisiaj chciała nie tylko zrobić komuś przysługę, ale i dopasować się do stada. Chciała też poznać kogoś nowego, po prostu.
Minął już cały rok od chwili, kiedy została porzucona, i sześć miesięcy od dnia, kiedy wyruszyła z domu na drugą stronę świata. Przyszedł czas, by przynajmniej spróbować przeżyć coś przyjemnego.
Niestety, mężczyzna, którego chciała poznać, wyraźnie się spóźniał, a nawyk punktualności sprawił, że Carrie siedziała teraz w niedopasowanej, pożyczonej letniej sukience w restauracji na tarasie jednego z najdroższych hoteli w Auckland w Nowej Zelandii. Dobrze chociaż, że mogła udawać, że nie widzi znaczących spojrzeń kelnera, wpatrując się w lśniące bielą jachty zacumowane w marinie. Port był doprawdy zachwycający, zwłaszcza teraz, o zachodzie słońca, zupełnie jak z pocztówki, a jednak Carrie nie mogła się powstrzymać, by co chwilę nie odwracać głowy w kierunku wejścia do sali.
Przyjdź, pomyślała. Bardzo proszę.
Jej żołądek wykonał gwałtowne salto, bo w drzwiach stanął mężczyzna, jak na życzenie. Bardzo wysoki, o szerokich ramionach i lśniących oczach, które natychmiast spoczęły na niej, jednak tylko na sekundę.
Nie, to nie był on, nic z tego. Jej partner miał mieć na sobie czerwoną marynarkę, a ten tutaj był ubrany na czarno. Jego pojawienie się zelektryzowało obecnych, wszyscy odwrócili się, by na niego spojrzeć, wyprostowali i z ożywieniem podnieśli głowy.
Carrie również nie okazała się odporna. Skóra na jej ramionach natychmiast pokryła się gęsią skórką, co wskazywało na mocno alergiczną reakcję. Śmiało można by powiedzieć, że facet był uosobieniem sukcesu, a Carrie wystarczająco długo miała do czynienia z podobnymi typami, by bez trudu rozpoznać tę szczególną aurę.
Pewnie był szaleńczo ambitny i bez reszty skupiony na karierze, tak samo jak jej rodzice, znani prawnicy, oraz jej siostry, jaśniejące pełnym blaskiem gwiazd sportu. A także jej były narzeczony, o zgrozo…
Carrie doskonale wiedziała, że w walce o sukces na najwyższym szczeblu trzeba było poświęcić inne sprawy – czas i uwagę (zawsze), ludzi (często), uczciwość (czasami). Wiedziała to wszystko, a jednak patrzyła na przybysza nie z odrazą, ale z fascynacją, podobnie jak reszta restauracyjnych gości.
Był piratem, który podbijał i brał w posiadanie serca poprzez samą swoją obecność. Nawet ultraprofesjonalny i dyskretny szef sali odzyskał równowagę ducha dopiero po dłuższej chwili. Teraz wystarczyło kilka cicho wypowiedzianych słów i świeżo przybyły mężczyzna już szedł za restauratorem do jedynego wolnego stolika, oddalonego od stolika Carrie najwyżej o dwa metry.
Oczywiście nie czuł się nieswojo w pojedynkę, nic z tych rzeczy. I naturalnie gdyby miał ochotę na towarzystwo, musiałby rzucić tylko jedno spojrzenie w stronę siedzących przy barze kobiet, lecz najwyraźniej wolał być sam, bo wybrał krzesło zwrócone tyłem do baru.
Oznaczało to, że usiadł twarzą do Carrie, która od razu poczuła się tak, jakby siedziała z nim przy jednym stoliku, tyle że w nietypowej odległości. Najchętniej wyszłaby niepostrzeżenie, ale postanowiła jeszcze chwilę zaczekać. Do sali weszła teraz kobieta i dwóch mężczyzn, i cała trójka skierowała się do baru.
Carrie westchnęła. Jej spojrzenie mimo woli spoczęło na siedzącym naprzeciwko mężczyźnie i czas nagle się zatrzymał. Nieznajomy był kimś więcej niż piratem – posiadał urodę anioła i kuszącą atrakcyjność diabła. I przyglądał się jej uważnie.
Policzki Carrie oblał gorący rumieniec, głowę wypełniły dziwne myśli, a całe ciało zareagowało w szokujący sposób. Żenada, pomyślała nieprzytomnie. Zupełnie jakby rzucił na nią urok. Niezwykłe wrażenie zniknęło dopiero w chwili, gdy do tamtego stolika podszedł szef sali. Wtedy jej pirat i anioł w jednej osobie przechylił lekko głowę, by lepiej słyszeć i chociaż ani na sekundę nie oderwał wzroku od Carrie, jej umysł zdołał odzyskać wolność.
Czy nieznajomy dostrzegł jej reakcję? Czy czytał w jej myślach? Nie była w stanie odpowiedzieć na te pytania, ale świetnie zdawała sobie sprawę, że w jej sercu obudziło się jakieś nieznane uczucie. Gdy mężczyzna powiedział coś cicho, oczy szefa sali rozszerzyły się, jednak zaraz skinął głową. Jakże by inaczej, pomyślała Carrie. Ten facet zawsze dostaje to, czego chce, zawsze, bez wyjątku, lecz przecież niemożliwe, by chciał mieć przy sobie właśnie ją. Była zbyt zwyczajna, a gwiazdy z reguły przyciągają gwiazdy, i tak być powinno, bo istoty, które nie świecą tak intensywnym blaskiem, mogłyby spłonąć w bliskości gwiazd.
– Czy zechce pani zamówić, czy woli pani jeszcze chwilę poczekać na swojego gościa? – pytanie szefa sali ukłuło dziewczynę jak czubek ostrza.
Nie złożyła żadnego zamówienia, ponieważ ceny w tej restauracji były zbyt wysokie dla osoby, która przyjechała tu tylko do pracy, na krótko, jednak teraz duma nie pozwoliła jej tak po prostu wstać i wyjść, w ogniu spojrzenia faceta, który miał wszystko, dosłownie. Bo nadal na nią patrzył i z jakiegoś powodu w jego oczach nie była niewidzialna.
Massimo Donati-Wells uważnie wysłuchał krótkiej wymiany zdań między szefem sali a truskawkową blondynką, chociaż dziewczyna nie była w jego typie, zupełnie. Nie była, a jednak coś kazało mu polecić restauratorowi, by nie pozwolił nikomu usiąść przy jej stoliku.
Zauważył ją zaraz po wejściu i celowo usiadł tyłem do reszty sali. Ona również zwróciła na niego uwagę i jej krótkie, lecz skupione spojrzenie wywołało u niego szokującą reakcję, bardzo, ale to bardzo fizyczną.
Miał za sobą kilka dni, które ciągnęły się w nieskończoność, i podpisanie najnowszego kontraktu wymagało przecież jakiejś nagrody, usiadł więc wygodnie, delektując się powolnym budowaniem napięcia. Dziewczyna co jakiś czas zerkała na drzwi ponad jego ramieniem, więc najwyraźniej czekała na kogoś. Na chłopaka? Musiał to być kompletny idiota, jeśli spóźniał się na spotkanie z kimś takim.
Jej telefon zabrzęczał cicho i Massimo bezwstydnie obserwował ją, gdy odczytywała wiadomość. Zamrugała gwałtownie i zacisnęła wargi.
– Tak, chciałabym coś zamówić – przywołała kelnera, nawet nie patrząc na menu. – Poproszę pinacoladę.
Massimo przygryzł policzek, żeby się nie uśmiechnąć. Ten plażowy klasyk koktajli w ogóle nie znajdował się w menu baru tej restauracji, ale kelner zachował się profesjonalnie i poważnie skinął głową.
Nie była w jego typie, naprawdę. Wydawała się zbyt świeża, zbyt miękka, dałby głowę, że należała do tych, co to rumienią się i marzą o wielkiej prawdziwej miłości. On wolał takie, które grają szybko i ostro, i nie spodziewają się, że rano znajdą go obok siebie w łóżku. Bystre, sprytne dziewczyny, których sposób myślenia znał na wylot.
A jednak ta tutaj miała w sobie coś, co nie pozwoliło mu oderwać od niej wzroku. I nie była to tylko gładka skóra i miękkie krągłości, lecz przede wszystkim duma i odwaga malujące się w jej szafirowych oczach, i widoczna wrażliwość. Niedobrze, że jakiś palant wystawił ją do wiatru. Nie zasługiwała na to.
– Ma pani coś przeciwko temu, żebym się przysiadł? – zapytał, szokując samego siebie niezdolnością stawienia czoła pokusie. – Mój gość w ostatniej chwili odwołał spotkanie.
Chciał spokojnie zjeść kolację, sam. Nie miał ochoty na towarzystwo. Następnego dnia wczesnym rankiem wracał do domu i naprawdę nie rozumiał, dlaczego zdecydował się na ten krok.
Truskawkowa blondynka nie była głupia – znacząco spojrzała na pojedyncze nakrycie na blacie jego stolika. Tak, okłamał ją, a ona doskonale o tym wiedziała.
– Tylko na jednego drinka, dopóki jest pani sama – powiedział, nieprzyzwyczajony do tego, by prosić dwa razy, o cokolwiek i kogokolwiek.
Uśmiechnęła się słabo.
– Mój towarzysz nie przyjdzie.
Nawet nie próbowała kłamać.
– Idiota z niego, to jasne. – Massimo podniósł się, podszedł do jej stolika i usiadł, zanim zdążyła znowu się odezwać. – Jestem głodny, a pani?
Przez parę sekund zastanawiał się, czy dziewczyna zamierza odmówić. Może jednak źle odczytał znaczenie pulsującego między nimi napięcia albo może jego śmiały sposób bycia nie przypadł jej do gustu, bo przecież naprawdę była delikatna i miękka, ale nie, zaraz zdecydowanym ruchem uniosła głowę.
– Nie jestem pewna. W tej chwili raczej nie potrafię jasno myśleć.
Jej szczerość wprawiła go w dobry humor.
– Więc musimy się tego dowiedzieć. – Krótkim gestem przywołał kelnera, który w ułamku sekundy wyrósł obok jak spod ziemi.
Massimo przyciszonym głosem złożył zamówienie.
– Podają tu wyśmienite tapas – wyjaśnił, gdy kelner oddalił się w stronę kuchni. – Zamówiłem wszystko.
Długą chwilę patrzyła na niego przejrzystymi, intensywnie błękitnymi oczami, w których wcale nie malował się bezwarunkowy zachwyt.
– Wszystko? – powtórzyła ostro. – Musi pan być naprawdę bardzo głodny.
– Nie miałaś ochoty na duży soczysty stek z jakimś pysznym sosem i dodatkami? – Massimo gładko przeszedł na „ty”.
Tak, najprawdopodobniej uznała go za palanta, ale jej oczy zapłonęły. Przez głowę Massima przemknęła myśl, że ten płomień rozgrzał go w dziwny, sięgający najgłębszego wnętrza sposób.
– Tak czy inaczej, próbowanie wielu różnych rzeczy jest zabawniejsze niż jedzenie w kółko tej samej potrawy, nie sądzisz? – ciągnął. – Kąsek tego, odrobina tamtego, chociaż oczywiście nie zawsze, bo czasami przyjemnie jest tylko popatrzeć.
– Tylko popatrzeć? – W jej głosie zabrzmiało niedowierzanie.
– A ty nie zaspokoisz apetytu jedynie spojrzeniem? – Massimo lekko uniósł brwi.
– Wszystko zależy od okoliczności.
– No, właśnie. – Pokiwał głową. – Głównie chodzi jednak o to, że jest wiele rzeczy, których jeszcze nie próbowałem.
Chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
– Przywykłeś do tego, że zawsze stawiasz na swoim – odezwała się wreszcie. – Wybierasz to, co chcesz, i bierzesz, nie dając szansy innym.
– Tak myślisz? – Uśmiechnął się.
– Tak. Bez mrugnięcia okiem zamawiasz całe menu, wchodzisz do restauracji z taką pewnością siebie, jakbyś był jej właścicielem, i…
Dostrzegł moment, kiedy w pełni dotarło do niej to, co przed sekundą powiedziała. Jej wargi ułożyły się w zmysłowe „o”, na widok którego temperatura jego ciała niewątpliwie podniosła się o parę stopni.
– Jesteś właścicielem tej restauracji? – Utkwiła w nim badawcze spojrzenie. – I pewnie całego hotelu, co?
– Jestem tylko inwestorem.
Miał już tyle pieniędzy, że od jakiegoś czasu zajmował się głównie wynajdywaniem przedsięwzięć, które wymagały inwestycji. Jego prywatne imperium słynęło z umiejętności wyławiania firm, które miały duże szanse na intensywny rozwój, co oznaczało jeszcze większe dochody dla inwestora.
Massimo uwielbiał swoją pracę. Lubił odnosić sukcesy i żyć na własnych warunkach. Lubił też uwodzić piękne kobiety, które znały zasady gry. Jego rozmówczyni ich nie znała, było to oczywiste.
– Tylko inwestorem – powtórzyła. – Więc inwestujesz jedynie w luksusowe hotele, tak?
– Szczerze mówiąc, w tej chwili najwięcej uwagi poświęcam źródłom energii odnawialnej.
– Bardzo szlachetny cel. – Pokiwała głową. – Masz nadzieję zbudować lepszą przyszłość dla swoich dzieci?
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, doceniając brzmiący w jej głosie ton leciutkiej ironii. Od dawna nikt z niego nie kpił i pewnie dlatego nagle zapragnął znaleźć jakiś jej czuły punkt i uderzyć.
– Nie zamierzam mieć dzieci – odparł gładko.
– Jasne. – Kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
– To znaczy?
– To znaczy, że zgodnie z powszechnie dostępną wiedzą każdy zamożny mężczyzna czuje głęboką potrzebę poinformowania każdej napotkanej kobiety, że w żadnym razie nie powinna wyobrażać go sobie w roli męża i ojca.
O mały włos nie parsknął śmiechem.
– Właśnie – skinął głową, pełen uznania dla jej umiejętności zgrabnego przeinaczenia słynnego cytatu z powieści Jane Austen. – Cieszę się, że rozumiesz moje stanowisko.
– Ja także nie planuję małżeństwa, gdybyś chciał wiedzieć.
Uśmiechnął się szeroko.
– I to właśnie dlatego siedzisz tu, czekając na…
Rzuciła mu surowe spojrzenie, którego chłód rozwiał się w cieple trudnego do ukrycia rozbawienia.
– Zrobiłam przysługę przyjaciółce.
– Doprawdy? Taką linię zamierzasz przyjąć?
– Tak się składa, że to prawda – dziewczyna wzruszyła ramionami. – I nie obawiaj się, wykorzystuję cię tylko jako sposób na uniknięcie publicznego upokorzenia oraz zjedzenia kolacji za darmo.
– W porządku – rzekł spokojnie. – Cieszę się, że jesteśmy szczerzy wobec siebie. I że mogę ci się przydać.
– Ja też.
– Kto to był? – zapytał, teraz już tylko z głupiej ciekawości. – Ten kretyn?
– Nie wiem, naprawdę. Umówiła mnie z nim moja przyjaciółka, ale najwyraźniej musiał zostać w pracy.
– Ach, ci pracoholicy… – Massimo pokręcił głową. – Lepiej trzymaj się od nich z daleka.
W jej błękitnych oczach błysnął ognik niedowierzania. Roześmiała się cicho i wtedy pomyślał, że chce usłyszeć jej śmiech w zupełnie innych okolicznościach, najlepiej w łóżku.
– A twoja partnerka? – zagadnęła.
– Nie byłem z nikim umówiony. Skłamałem.
– Tak – jej błękitne spojrzenie przeszyło go do szpiku kości. – Masz w tym spore doświadczenie.
– A kto go nie ma? – tym razem to on nie zdołał zamaskować nuty goryczy w swoim głosie. – Kłamiemy i jesteśmy okłamywani, prawda?
– Najwyraźniej.
Massimo poczuł, że dobrze się rozumieją. Doskonale wiedział, jak okropnie jest zdać sobie sprawę, że zostało się okłamanym. Gdy kelner podszedł do stolika z pinacoladą dla jego rozmówczyni i butelką wina dla niego, świadomość łączącej ich więzi zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
– Jesteś Angielką – zauważył, kiedy znowu zostali sami.
– A ty Australijczykiem – odparowała z uśmiechem.
– Więc oboje jesteśmy daleko od domu, chociaż ty oczywiście dalej. Co sprowadza cię do Auckland?
Nie chciał wiedzieć zbyt wiele. Nie chciał angażować się w prawdziwe związki, ponieważ te zawsze okazywały się zbyt intensywne. Zbyt niszczące. Wolał skupiać się na doraźnych doznaniach, na dotyku, kontakcie czysto fizycznym, jednak tym razem, chyba pierwszy raz, pragnął dowiedzieć się, dlaczego ta dziewczyna wyglądała na tak samotną.
– Przygoda – spokojnie pociągnęła łyk drinka. – A ciebie?
– Interesy. Jutro rano pierwszym lotem wracam do Sydney.
Carrie spojrzała mu prosto w oczy i dostrzegła czające się tam wyzwanie. Wyraźnie liczył na reakcję z jej strony, a ona nie potrafiła oprzeć się pokusie. Niby od niechcenia dał jej do zrozumienia, że jest tutaj tylko na tę jedną noc, używając tej informacji jako broni przeciwko kobiecie, która mogłaby chcieć czegoś więcej.
Oczywiście potrzebował jakiejś formy obrony – był zbyt atrakcyjny i niewątpliwie kobiety bezustannie rzucały mu się w ramiona. I naturalnie pewnego dnia zapragnie mieć dzieci, z kobietą, która podbije jego serce, a której dotąd nie spotkał.
Ona nie była tą kobietą, także i dlatego, że nie należała do kategorii, z której zazwyczaj pochodziły jego partnerki.
– Cóż, szkoda, że nie zostaniesz tu dłużej – powiedziała. – Niestety, nie będę mogła wcielić w życie mojego sprytnie ułożonego planu, aby podstępnie zmusić cię do małżeństwa.
– Jestem zrozpaczony.
– Naprawdę? – parsknęła śmiechem.
Nigdy nie flirtowała tak intensywnie, jeśli miała być szczera, to w ogóle nie flirtowała, lecz cała ta sytuacja była tak prosta… To, że usiadł przy jej stoliku i uchronił ją przed upokorzeniem, bo przecież szef sali i kelnerzy świetnie wiedzieli, że czekała na partnera, no i to, że nie mógł oderwać od niej wzroku, albo może tylko udawał, i że pod tą jego szokującą arogancją kryło się coś, co doskonale rozumiała, na jakimś głębokim poziomie świadomości…
– Mam na imię Massimo – wyciągnął do niej rękę ponad blatem. – Dziękuję, że zgodziłaś się zjeść ze mną kolację.
– Carrie. I chyba nie dałeś mi wyboru.
– Pozwól, że to naprawię – w jego fascynujących zielonych oczach nie było ani śladu rozbawienia. – Wolałabyś, żebym został, czy raczej zostawił cię samą? Bez narzekań zastosuję się do każdego twojego życzenia.
Do każdego jej życzenia? Carrie nagle zabrakło tchu.
– Możesz zostać – powiedziała, siląc się na spokój.
– Dziękuję.
Massimo uwolnił jej dłoń i odwrócił się w stronę szefa sali, który właśnie zbliżał się do nich w asyście dwóch kelnerów. Wszyscy trzej postawili na stoliku drewniane półmiski, na których ułożone były świeże ostrygi, obłożone malutkimi kostkami mrożonego szampana, kilka rozmaitych serów, w tym zapiekany brie, plastry wędliny i pieczonych mięs oraz czekoladowe desery.
– Mnóstwo jedzenia – zauważyła.
– Nie musimy się spieszyć. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś, co pobudzi twój apetyt. I może, podczas gdy będziesz zastanawiać się, na co masz ochotę, powiesz mi, co robisz w Auckland…
– Pracuję, na umowie na czas określony, jako sekretarka. Niedługo zamierzam przenieść się w jakieś cieplejsze miejsce.
– Do Sydney? – podsunął z uśmiechem.