Razem na Bermudach
Przedstawiamy "Razem na Bermudach" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Castor Xenakis, by wniknąć w środowisko przestępcze i odnaleźć porwaną siostrę, od lat tworzy swój wizerunek człowieka bez zahamowań i skrupułów, gotowego zaprzedać duszę diabłu za dobrą zabawę. Glory Albright słyszała, że dobrze płaci dziewczynom za wspólną noc. Potrzebuje pieniędzy na leczenie chorej siostry, więc idzie do jego domu na imprezę, licząc, że mu się spodoba. Jest zdumiona, gdy Castor, zamiast potraktować ją jak inne dziewczyny, składa jej zaskakującą propozycję…
Fragment książki
Jemima Friday wysiadła z samolotu na międzynarodowym lotnisku L.F. Wade’a na Bermudach, wdychając w płuca powietrze tak ciepłe i świeże jak pościel suszona w słońcu. Minęło zaledwie siedem godzin i siedemnaście minut od jej wylotu z lotniska Heathrow, ale czuła się tak, jak gdyby wylądowała nie w innym kraju, ale na innej planecie. Zniknęło ponure, zimnoszare londyńskie niebo, a w jego miejsce pojawił się bezchmurny baldachim o barwie akwamaryny. Co więcej, świeciło słońce.
Ale nie tylko niebo było tu jaśniejsze i bardziej pogodne. Każdy z pasażerów zmierzających z pasa startowego do terminala przylotów nosił ubranie w kolorach pastelowych. I uśmiechał się.
Jemima sama ostatnio niewiele się uśmiechała. Musiała znowu zaciągnąć kredyt. Jej doktorat poświęcony „przypadkowym” rafom koralowym tracił powoli sens, a na domiar złego w zeszłym tygodniu, wracając wcześniej do domu, zastała swojego chłopaka Nicka w łóżku z inną kobietą.
Wciąż była zaniepokojona tymi pierwszymi wakacjami solo. Ale musiała przyznać, że ucieczka z miejsca zbrodni i udanie się tam, gdzie świeci słońce, a ludzie uśmiechają się bez powodu, nie było całkowicie szalonym pomysłem.
Może nawet sama mogła znaleźć tu powód do uśmiechu, pomyślała w drodze do kontroli paszportowej. Jej siostra Holly wierzyła, że Jemima przeżyje tu wakacyjny romans. Chociaż, biorąc pod uwagę historię jej związków z mężczyznami, wydawało się to mało prawdopodobne.
Miała wrażenie, że minęły wieki od chwili, gdy Holly i Ed zaproponowali jej, by poleciała na wakacje. W rzeczywistości były to dwa dni.
Na początku była zbyt oszołomiona, by zareagować, ale gdy to do niej w końcu dotarło, przeraziła się.
– Nie mogę, ot tak, po prostu wszystko rzucić i polecieć na drugi koniec świata – protestowała, gdy jej rodzeństwo pojawiło się w jej domku z jedzeniem na wynos i kubełkiem lodów.
– Niby dlaczego? Bermudy to nie jest drugi koniec świata. To tylko siedem godzin drogi stąd. Tyle zajęłoby ci dotarcie do Inverness. – Ed opadł na sofę, po czym zmarszczył brwi. – Czy ten drań zabrał telewizor?
Zniknął nie tylko on. Szlafrok Nicka nie wisiał już na drzwiach sypialni, a Jemima nie potykała się o jego gitary. W piersi miała bolesną pustkę, chociaż, o dziwo, wciąż czuła bicie serca, gdy resztę ciała miała odrętwiałą ze wstydu i szoku.
Czy myślała, że Nick różni się od innych mężczyzn, z którymi się umawiała? Może z wyglądu, ale już od pierwszego spotkania wiedziała, że był w rozsypce. Grał w zespole, płacono mu w kuflach i sypiał na cudzych kanapach. A ona zamiast uciec od niego na milę, zaczęła się z nim spotykać.
Holly i Ed byli zbulwersowani, ale potem dali za wygraną. Był przecież dokładnie w jej typie. Przystojny i po przejściach. Jego przeznaczeniem było złamać jej serce. Wiedziała, że mają rację, ale pragnęła go. A raczej chciała ocalić go przed samym sobą, co jej się nie udało w przypadku własnego ojca.
Oddech uwiązł jej w gardle na wspomnienie ojca wychodzącego z pubu i spoglądającego na nią mętnym wzrokiem. Jak gdyby była kimś obcym, a nie jego czternastoletnią córką. Nie można ocalić kogoś, kto tego nie chce. Minęło sporo czasu, zanim ta prawda do niej dotarła i w końcu przestała próbować. Skończyła z popapranymi, niedającymi się ocalić mężczyznami. Skończyła z facetami, kropka.
– Nie zmieniaj tematu – powiedziała bratu, by powstrzymać jego narzekania na perfidne zachowanie Nicka. Ed już wcześniej wykazał się elokwencją w tej sprawie i nie chciała, by przypominał jej o wadach jej byłego i jej własnej głupocie. – I to chyba oczywiste, dlaczego nie mogę wyjechać. Powinnam kończyć doktorat, a nie wyjeżdżać na wakacje. Słuchajcie, to wspaniały pomysł i kocham was oboje za to, że o tym pomyśleliście, ale nie mogę...
– Właśnie, nie możesz odmówić. Bo widzisz, to nie jest tylko pomysł... – Holly uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – To fakt. Zarezerwowaliśmy ci lot.
– I lokum – dodał Ed. – Wyjeżdżasz pojutrze. – Podniósł rękę jak policjant ruchu drogowego, aby powstrzymać jej sprzeciw. – Wiem, powinniśmy byli najpierw o tym z tobą porozmawiać. Ale gdybyśmy ci dali czas do namysłu, nigdy byś się nie zgodziła.
Holly chwyciła jej rękę i pociągnęła ją na sofę.
– Wiem, że martwisz się o swój doktorat, ale pracujesz nad nim już od dziesięciu miesięcy. Dziesięć dni nie zrobi różnicy. Poza tym zawsze chciałaś pojechać na Bermudy, a to idealne miejsce do pracy.
– Jeśli mam pracować, to po co mam tam lecieć? Pewnie nie mają tam nawet internetu.
Wyczuwając, że jej sprzeciw słabnie, Holly uśmiechnęła się.
– Oczywiście, że mają, Jem. Sprawdziłam to. I jak wiesz, mają u wybrzeży na dnie ponad czterysta wraków. Więc jeśli znajdziesz jakiegoś seksownego żeglarza, który zabierze cię na swoją łódź, możesz to uznać za pracę w terenie.
– No i od lat nie miałaś wakacji – wtrącił się jej brat. – Każdy ich potrzebuje, nawet ty.
– Proszę, Jem. Potrzebujesz tego. – Holly wyciągnęła rękę i dotknęła jej blond włosów, spiętych surowo w kok z tyłu głowy. – Obiecaj mi, że choć raz je rozpuścisz. I będziesz nosić szkła kontaktowe.
– Okej, obiecuję, że rozpuszczę włosy.
– I zabaw się. – Niebieskie oczy Holly zalśniły. – Przeżyj romans. Z Joan nie tylko zamieniacie się z domami, zamieniacie się życiem.
– Nic o niej nie wiesz. Może być wyrzutkiem społeczeństwa.
– Więc sama stań się kimś innym. To tylko dziesięć dni, Jem. Możesz być kimkolwiek zechcesz.
I na tym polegała różnica między nimi. Bliźniaki były jak ich ojciec. Kiedy życie dawało im cytryny, robili lemoniadę. Ona była zbyt zajęta martwieniem się o proporcje cukru i wody. Albo czy cytryny są wystarczająco dojrzałe.
Spojrzała teraz na karuzelę z bagażami, a słowa Holly zabrzmiały jej głowie. W tej chwili zadowoliłaby się byciem tą szczęściarą, której torba pojawi się jako pierwsza.
Niewiarygodne, ale tak się stało. Jak dotąd wszystko szło gładko. Musiała tylko znaleźć drogę do domu Joan na plaży. Ruszyła w stronę wyjścia.
Wciąż dziwnie się czuła na myśl, że będzie mieszkać w czyimś domu. Przygryzła wargę. Odbyła tylko jedną krótką rozmowę z Joan Santos przez telefon. Wydała jej się zabawna i przyjazna, ale Jemima i tak się martwiła, bo to przychodziło jej tak naturalnie, jak oddychanie. A zaimprowizowane wakacje na własną rękę wyszły poza jej strefę komfortu. Tylko że było już za późno, to już się stało.
Przed lotniskiem czekała kolejka taksówek. Podeszła do pierwszej.
– Dokąd? – zapytał kierowca, wsuwając jej bagaż do bagażnika.
– Do Farrar’s Cove poproszę. Zna pan to miejsce?
Skinął głową.
– Och, znam. – Zatrzasnął bagażnik i uśmiechnął się. – Bez obaw, tam jest pięknie. Masz całą plażę dla siebie. Ale jeśli znudzi ci się cisza, po prostu idź w górę plaży do Zielonych Drzwi i możesz tańczyć do rana.
Pochyliła się do kierowcy.
– Do Zielonych Drzwi?
– To bar. – Kierowca uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Swojskie Bermudy, nie znajdziesz tam wielu turystów. Ale to najlepszy bar na wyspie. Najlepszy rum. Najlepsza muzyka. I nie tylko dlatego, że należy do mojej siostry. Zapytaj o Alianę. Zaopiekuje się tobą. Powiedz jej, że przysłał cię Sam. To ja.
– Miło cię poznać, Sam. Jestem Jemima, dla przyjaciół Jem. – Uśmiechnęła się.
To było miłe ze strony Sama, ale bary nie były jej domeną. Nie piła alkoholu, a co do tańca… Sięgając w górę, dotknęła swojego koka. Rozpuszczanie włosów nie było czymś, co robiła naturalnie. Rozsiadając się na ciepłej skórzanej tapicerce, wyglądała przez okno na mijane ulice. Poza legendarnym trójkątem i szortami o tej samej nazwie, wszystko, co wiedziała o Bermudach, to to, że miały być inspiracją dla wyspy w Burzy Szekspira.
Główne miasto Hamilton przypominało pastelowy raj. Wszystko było pomalowane na delikatne róże, żółcie i błękity. Nie mogło się bardziej różnić od szarych angielskich miast, a jednak, co dziwne, były tam staromodne brytyjskie budki telefoniczne.
Takie jak ta, do której Nick zaciągnął ją tamtego wieczoru, kiedy się poznali i tak mocno padało. Myślała, że to było takie romantyczne. Tydzień później powiedział, że jest w niej zakochany i wprowadził się do jej domku.
Nie było żadnych oznak, kiedy wcześniej wróciła do domu. Grała głośna muzyka. Nie zawołała go. Chciała mu zrobić niespodziankę. I to jej się udało.
Dreszcz żalu i upokorzenia przeszył ją na wspomnienie momentu, w którym weszła do sypialni. Na początku nie do końca to do niej dotarło, ale nie mogła ich nie zobaczyć. Zaskoczonej miny Nicka, ust tej kobiety wykrzywionych w szoku, ich lśniących od potu ciał w popołudniowym świetle. Kobieta uciekła. Nick został. Z początku był nadąsany, potem zaczął ją oskarżać, wyliczając jej wady, aż w końcu powiedział, że odchodzi. I to był koniec. Kolejny nieudany związek, kolejne przypomnienie o tym, jak nie udało jej się ocalić ojca przed jego demonami.
Odepchnęła od siebie ponure myśli. Dopóki była tu w słońcu, zamierzała zrobić sobie wakacje od wszystkich złych wspomnień i żalu.
Podczas jazdy Sam opowiadał jej o Bermy, jak nazywał Bermudy. Zanim poczuła, że samochód zwalnia, uspokoiła się całkowicie. Zjechali z głównej drogi, nawierzchnia stawała się coraz bardziej szorstka, a potem wydmy się rozstąpiły i poczuła, jak oddech więźnie jej w gardle. Samochód nie zdążył się na dobre zatrzymać, a ona otworzyła drzwi i pobiegła w kierunku malutkiego, bladozielonego domku.
Joan nie żartowała, mówiąc, że jest „kompaktowy”. Ale piasek dotykał schodów prowadzących na werandę i miał kolor różowy. Wokoło rosły palmy. To miejsce mogło pochodzić prosto ze stron Robinsona Crusoe. Było cudowne. Zrobiła zdjęcie i wysłała je do Holly i Eda.
W środku domek był tak malutki, jak wyglądał. Mniejszy nawet niż jej własny domek w Anglii. Składał się z sypialni, miniaturowej łazienki i salonu z kuchnią na jednym końcu. Na stoliku jak z domku dla lalek stała miska egzotycznych owoców, a pod nią leżała kartka z jej imieniem.
Cześć Jem,
Witaj w moim domku! Korzystaj, z czego chcesz. Zmieniłam dla Ciebie pościel, a ręczniki są nowe. Tylko uprzedzam, moja siekiera zepsuła się wczoraj i nie miałam czasu jej naprawić. Ale możesz wynająć jakąś w Hamiltonie.
Baw się dobrze,
Całusy, Joan
To było bardzo miłe. Szkoda, że nigdy jej nie spotka. Tylko po co jej siekiera?
Odwróciła się do Sama stawiającego przy drzwiach jej bagaż.
– Czy ja muszę rąbać drewno? Joan napisała, że siekiera się zepsuła.
Roześmiał się.
– Siekiera w slangu oznacza motorower. Tak zamierzasz się przemieszczać?
Prawdę mówiąc, nie miała jeszcze czasu się nad tym zastanowić.
– Pewnie tak. Nie muszę mieć prawa jazdy?
Potrząsnął głową.
– Nie, jeśli go wynajmujesz. Najlepiej udaj się do Rowerowej Chaty. Znajduje się w porcie. Podrzucę cię tam w drodze powrotnej na lotnisko.
Rowerowa Chata najwyraźniej nie była tylko wypożyczalnią rowerów i motorowerów. Sprzedawano tu również sprzęt wędkarski, serwowano kawę i działał też punkt odbioru i nadawania przesyłek pocztowych. A sądząc po ludziach kręcących się wokół, było to również miejsce spotkań towarzyskich.
Kiedy Jemima dotarła do lady, kobieta za kontuarem uśmiechnęła się.
– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
– Muszę wynająć motorower. A przynajmniej tak mi się wydaje. Prawdopodobnie powinnam przedtem go wypróbować.
– Dobrze. Sprowadzę kogoś, kto ci w tym pomoże.
Gdy zniknęła na zapleczu, wciąż się uśmiechając, Jem usłyszała dzwonek swojego telefonu i wyciągając go z torby, zobaczyła, że w odpowiedzi na jej zdjęcie Holly wysłała jej GIF-a przedstawiającego kokos spadający na czyjąś głowę. Jak można się było spodziewać, Ed na jej wiadomość nie zareagował.
Wzdychając, podniosła wzrok w momencie, gdy z zaplecza wynurzył się mężczyzna w czerwonej czapce baseballowej z kartonowym pudełkiem w rękach. Postawił pudełko na ladzie i podniósł wzrok na tyle, że Jemima mogła uchwycić błysk zieleni jego tęczówek. Odwrócił się, a ona poczuła ciepło rozlewające jej się po twarzy. Wyraźnie ją widział i czekała, aż się z nią przywita, zauważając w międzyczasie, jak jego biała koszulka przylega do umięśnionego torsu.
Nadal nie zwracał na nią uwagi i w końcu zirytowana chrząknęła.
– Przepraszam. Czy mógłby mi pan pomóc?
Teraz odwrócił się i wyprostował, a jej skoczył puls, gdy wlepił w nią oczy o barwie nieoszlifowanych szmaragdów. Pod czapką był szokująco wręcz piękny. Miał wysokie kości policzkowe, prostą szczękę i zmysłowe usta, otoczone zarostem. Mógł jej nie zauważyć, ale jego wygląd i wzrost wymagały uwagi.
– Pomóc? – Głos miał głęboki i ochrypły.
Nie tylko jej się podobał. Kobieta stojąca za nią zamruczała:
– Na pewno możesz, kochanie.
Uśmiechnął się do kobiety, a potem ruszył w stronę Jem z niedbałą gracją pirata przechadzającego się po pokładzie swojego statku.
Zarumieniona Jemma skinęła sztywno głową.
– Tak, proszę. Jeśli nie jest pan zbyt zajęty. – Z jakiegoś powodu odezwała się tonem, który Holly i Ed nazywali głosem dyrektorki. Kiedy zatrzymał się tuż przed nią, poczuła skurcz żołądka.
– Jak mogę pomóc? – spytał cicho.
Z bliska jego oczy były nie tylko zielone. Były w nich plamki błękitu, brązu i złota, niczym w kalejdoskopie. A jednak miał w sobie coś surowego i niezaprzeczalnie męskiego, co nie pasowało do tych kolorowych tęczówek. Nie sposób było odwrócić od niego wzroku.
– Potrzebuję jakoś poruszać się po wyspie – zaczęła trochę bez tchu – więc gdyby mógł mi pan coś doradzić...
– Ja? – Wpatrywał się w nią przez chwilę. – W takim razie chodźmy przed dom – powiedział w końcu.
Na zewnątrz w słońcu stały na stojakach dwa rzędy motorowerów, a za nimi rowery. Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, a ona przełknęła z wysiłkiem. Światło słoneczne zdawało się jeszcze podkreślać jego urodę.
– Więc jakie mam opcje? – spytała.
– Trzy. To jest ta podstawowa. – Wskazał na czarne motorowery. – Są praktyczne, ale mało efektowne. Następnie mamy te. – Jego dłoń spoczęła na pistacjowym skuterze z kremową tapicerką i wiklinowym koszykiem. – To model włoski. Trochę szybszy i bardziej stylowy.
– A jaka jest trzecia? Mówił pan o trzech.
Mrużąc oczy w słońcu, zdjął czapkę i schował ją do tylnej kieszeni.
– Stary, poczciwy rower. – Odwrócił się. – Obstawiam, że to najlepszy wybór dla pani. Poleciłbym go osobom o ostrożnym usposobieniu.
Poczuła złość. Co on wiedział o jej usposobieniu?
– Ja nie obstawiam – powiedziała ostro.
– Właśnie. Nie lubi pani wychodzić poza swoją strefę komfortu.
Zmrużyła oczy.
– Właściwie podoba mi się model włoski.
– Naprawdę? – Wydawał się rozbawiony. – Jeździła pani kiedyś na takim?
Spojrzała na niego wyniośle.
– Nie, ale mój brat ma motocykl.
– Brawo dla niego, ale to pani mnie interesuje. – Jego wzrok spoczął na jej twarzy, a ona poczuła, że się rumieni. Była jego klientką, powiedziała sobie szybko, ale wyzwanie w jego zielonym spojrzeniu zaparło jej dech w piersiach. Patrzyła, jak ściągał najbliższy motorower ze stojaka.
– Lepiej go wypróbuj, zanim się zdecydujesz. – Podniósł kask, który był zaczepiony na kierownicy. – Musisz to założyć.
Wzięła kask z jego ręki. Oszołomiona jego spojrzeniem, próbowała założyć go na głowę, ale jej kok był zbyt sztywny.
– Proszę, pozwól mi...
Zanim zdążyła zaprotestować, podniósł rękę, dotknął jej szyi i poczuła, jak włosy opadają jej na ramiona.
– Spróbuj teraz.
To było tylko muśnięcie, ale zalała ją fala gorąca. Założyła kask z łatwością.
– Dobrze. – Chwycił kierownicę. – Po lewej jest przedni hamulec. Po prawej tylny hamulec i przepustnica. Tutaj – wskazał na kilka przełączników – masz światła, kierunkowskazy i klakson. Bermudczycy kochają klaksony. – Uśmiechnął się do niej tak samo jak do kobiety w sklepie. – Żeby odpalić, przekręcasz kluczyk, wciskasz hamulec, dowolny hamulec, a potem wciskasz stacyjkę. Voila – powiedział cicho, gdy silnik odpalił. Wyłączył go. – Teraz twoja kolej.
Wskoczyła na siodełko i powtórzyła wszystko, co właśnie jej pokazał.
– Dobrze. Po prostu przyzwyczaj się do przepustnicy. Będziesz chciała trzymać stopy blisko ziemi. Teraz trochę przyspiesz.
Motorower ruszył z miejsca. Serce jej podskoczyło.
– Ładnie i powoli. – Zielone oczy obserwowały ją uważnie. – Powoli i prosto. A teraz sprawdź, czy dasz radę objechać parking.

