Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Rejs miłości
Zajrzyj do książki

Rejs miłości

ImprintHarlequin
KategoriaMedical
Liczba stron160
ISBN978-83-291-2008-1
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329120081
Tytuł oryginalnyAn Inescapable Temptation
TłumaczAnna Sawisz
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-07-01
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Rejs miłości" nowy romans Harlequin z cyklu HQN MEDICAL.
Na wycieczkowym kolosie opływającym wybrzeża Morza Śródziemnego wszystko jest możliwe. Młoda kobieta może tu poznać wyśnionego księcia z bajki, może też trafić na zarozumiałego i obrzydliwie bogatego playboya, który niegdyś skrzywdził jej przyjaciółkę. Pielęgniarkę Francescę Cruz spotyka jedno i drugie...

Fragment książki

 – Nie używam wózków.
– A ja potrafię być stanowcza.
– Potwierdzam – skwapliwie przytaknął doktor Marsh. – Szczególnie gdy na stole leży ostatnia czekoladka. Muszę cię ostrzec: w centrum medycznym na naszym statku dochodzi do czynów haniebnych.
Gabriel poczuł napór na tył nogi i po chwili klapnął w fotel na kółkach, który wziął się nie wiadomo skąd.
– Mówiłem, ja nie używam wózków – warknął.
– Podyskutujemy o tym później – odparła Francesca, tocząc wózek wzdłuż basenu portowego.
Pacjent dostał gęsiej skórki i dreszczy. Były to objawy szoku termicznego. Został troskliwie okryty puszystym kocem. Niechętnie otulił się nim, odnotowując w myślach, że jego nowy zespół odznacza się dużą skutecznością działania oraz znakomitymi relacjami międzyludzkimi. To dobry znak.
Pielęgniarce wystarczyło kilka sekund, by dotoczyć go do trapu. Poznawanie podwładnych w takich okolicznościach to dla szefa prawdziwy koszmar. Jeszcze jeden argument, że nie powinien był brać tej roboty.
Pielęgniarka skręciła w lewo, w kierunku służbowych dźwigów, potem nagle w prawo. Gabriel poczuł lekką panikę. Co jeszcze może się wydarzyć tego dnia?
– Dokąd my właściwie jedziemy? – warknął.
– Do ośrodka medycznego, jesteśmy już na czwartym pokładzie, zaraz tam dotrzemy. – Nie dała po sobie poznać, że jego odzywka ją zirytowała.
Gabriel odetchnął z ulgą i umościł się w fotelu. Niech mu tylko pozwolą zdjąć te mokre ciuchy i dadzą coś od bólu głowy, a będzie mógł rozpocząć służbę.
Centrum medyczne było przestronny i znakomicie wyposażone w sprzęt najnowszej generacji. Nawet przyzwyczajony do wyśrubowanych szpitalnych standardów Gabriel nie miał się tu czego przyczepić.
Pielęgniarka dowiozła go do łóżka za kotarą, zniknęła na chwilę, by pojawić się ze stertą świeżej pościeli, ręczników i zestawem przyborów higienicznych.

Umysł Franceski pracował na najwyższych obrotach. Gabriel Russo. Dlaczego to brzmi tak znajomo? Nagle dotarło do niej, że już go kiedyś widziała, tyle że wtedy miał na sobie białe dizajnerskie kąpielówki i był usadowiony na pokładzie wartego wiele milionów jachtu. Obejmował ubraną w bikini jej przyjaciółkę Jill.
Takie zdjęcie zdobiło ścianę pokoju jej współlokatorki Włoski ogier, mawiała o nim Jill z zachwytem. Aż do tej nocy, gdy szlochając, zadzwoniła o trzeciej nad ranem. Błagała, by Francesca po nią przyjechała.
Zaryczana Jill w zielonej kreacji od najmodniejszego projektanta po tym, jak Gabriel kazał jej wynosić się ze swego penthousu. Tego się nie da zapomnieć.
Jill musiała przez kilka tygodni leczyć złamane serce. Jak na nią, to bardzo długo. A i Francesca długo czekała, by móc powiedzieć temu człowiekowi, co o nim myśli. Facet żyje, oddycha, jego serce pracuje. Wystarczy podleczyć te obrażenie głowy i będzie okej. A jej trafiła się okazja i nie ma zamiaru jej zmarnować.

Gabriel pragnął jedynie przenieść się na to czyściutkie łóżko, zamknąć oczy i pozbyć nieznośnego bólu głowy, jednak wyczuł, że coś jest nie tak. Śródziemnomorska księżniczka nagle przestała być miła i łagodna. Gapiła się na niego, jakby był łajnem, w które nieoczekiwanie wdepnęła. A może mu się tylko tak wydaje?
– Ty jesteś Gabriel Russo.
– Zdaje mi się, że już to ustaliliśmy.
– Ale nie ustaliliśmy, że ty to włoski ogier. – Jej palce wykonały w powietrzu ruch symbolizujący cudzysłów. – Miłosny gnojek. Chodziłeś z moją przyjaciółką Jill, aż któregoś razu wyrzuciłeś ją ze swojego mieszkania w Londynie o trzeciej w nocy. Na deszcz.
– Nikt tak nigdy mnie nie nazywał. – Sprawiał wrażenie ubawionego jej tyradą. Włoskim ogierem ochrzciły go przecież tabloidy. Zapomniał? A może po prostu jeszcze nie doszedł do siebie?
Jill. Imię to coś mu mówiło. Ale przecież spotykał się z tyloma pięknymi kobietami! Ich liczba przekraczała tempo wzrostu dochodów jego firmy. I pomieszkiwał w tylu miejscach na świecie. Londyn? No nieee. Pozostaje mieć nadzieję, że nie chodzi o tamtą Jill. A więc tu cię mam, fałszywa babo. Taka niby miła i opiekuńcza, a tu nagle nokaut. Gdyby nie ból głowy, pewnie by się z tego śmiał.
Oj, niedobrze. Gabriel nie miał za złe, jeśli koleżanka z pracy była wyjątkowo piękna, ale koleżanka wściekła i mściwa – o, to może być kłopot. W małym zespole każdy konflikt wpływa na pracę całości.
A ona jeszcze nie skończyła!
– Od wielu kobiet słyszałam, że jesteś podrywaczem.
– Przepraszam, czy my się znamy? Raczej bym zapamiętał. – Omiótł wzrokiem jej ciało. Poczuła dreszcz obrzydzenia, bo właśnie odzwierciedlił jej niedawne myśli. A jeszcze przed chwilą myślała, że nowy doktor jest przystojny, postawny, że... Nie tego nie pomyślała, choć była blisko.
Gabriel ściągnął brwi.
– Jill? Kto to taki? Przypomnij mi, proszę.
Francescę zatkało. Z trudem powstrzymała się przed spoliczkowaniem tego aroganta.
– Sześć lat temu. Londyn. Modelka. Blondynka. Zaprosiłeś ją na swój jacht na weekend.
– Ach, tamta Jill.
Zachmurzył się jeszcze bardziej, wokół oczu pojawiły się zmarszczki złości. Odwrócił się, by ściągnąć ubłoconą marynarkę i podkoszulek. Franceska rzuciła mu na łóżko czystą bieliznę.
– Tak, tamta. Wykopałeś ją z łóżka w środku deszczowej nocy. Co z ciebie za człowiek?
– A co za człowiek robi coś takiego? – burknął jadowicie, wskazując na trzymane w ręce przemoczone ciuchy.
Przełknęła ślinę. Był półnagi, mięśnie ramion miał napięte, brzuch płaski. Wyglądał jak bohater filmu akcji na plakacie. Poczuła gęsią skórkę. Nienawidziła się za to.
Bo oprócz niechęci czuła do niego coś jeszcze, coś więcej. I to wbrew sobie. Próbowała ignorować te myśli i odczucia. Może dzięki temu znikną?
A jego pytanie wciąż wisiało w próżni. Może dlatego, że prawidłowa odpowiedź i wściekłość Franceski wykluczały się nawzajem.
– Co ty tu w ogóle robisz? – ciągnęła. – Przecież nie musisz zarabiać na życie, prawda? Jesteś miliarderem, który dla zabawy został też lekarzem. Dlaczego, u licha, nająłeś się do pracy na statku wycieczkowym?
Pokręcił głową. Coś takiego! Stek z góry uznanych za słuszne założeń, nieporozumień i fałszywych wniosków. Zazwyczaj nie przejmował się tym, co o nim myślą inni. Ale ta „inna” pracuje w jego zespole i trzeba ją nauczyć, kto tu jest szefem.
– Pewnych rzeczy nigdy nie zrozumiesz.
– To mi wytłumacz!
Ból głowy był coraz silniejszy. Przez twarz przemknął mu dziwny grymas i Gabriel zaczerpnął powietrza.
– Jak dobrze znałaś Jill?
– Była moja przyjaciółką i współlokatorką. Mieszkałyśmy razem w Londynie przez pół roku.
– Sześć lat temu, tak?
– Uhm. Teraz też jesteśmy w kontakcie. – Francesca usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miała wiadomość od Jill. Tydzień temu, może trochę więcej?
– Ile razy musiałaś jechać po nią w środku nocy i leczyć jej złamane serce?
– Tylko raz.
Nie była to do końca prawda, ale facet zaczynał wyglądać na zbyt pewnego i zadowolonego z siebie. No i na zbyt przystojnego. A tego już za wiele. Zachowywał się, jakby wiedział coś, o czym ona nie wie.
– To moja naprawdę bliska przyjaciółka. Pomogła mi, gdy bardzo tego potrzebowałam.
To mało powiedziane. Gdy Francesce umarł ojciec, Jill rzuciła wszystko i pierwszym samolotem przyleciała do Glasgow. Zajęła się organizacją pogrzebu i wszystkimi sprawami towarzyszącymi śmierci: ubezpieczeniem, spadkiem, sprzątnięciem domu. Francesca nie byłaby w stanie sobie z tym poradzić. W Jill miała solidne oparcie.
Przedtem ich relacje miewały rozmaity przebieg. To raczej Francesca czuwała nad Jill, ale jak przyszło co do czego, Jill stanęła na wysokości zadania.
– Na jak długo się zatrudniłeś?
– Jeszcze nie zacząłem pierwszego dyżuru, a ty już, jak widzę, usiłujesz mnie zwolnić.
Postanowiła zignorować tę uszczypliwość.
– Na tak długo, jak zechcę – odpowiedział na pytanie. – Ktoś zerwał kontrakt, wskoczyłem w ostatniej chwili na jego miejsce, mogę więc dyktować warunki.
Super. Nawet nie może się dowiedzieć, jak długo będzie musiała go znosić.
– Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego miliarder zatrudnia się na statku?
– Sprawy rodzinne. – Machnął ręką, jakby się opędzał. Ciągle bez konkretów. Co za koszmar!
Codzienny kontakt z tym człowiekiem to będzie wyzwanie dla jej zmysłów oraz zasad. W innych okolicznościach nawet by jej się podobał. Może doszłoby do flirtu? Nienawidziła się za takie myśli.
– Wiem, że w kajucie masz czysty mundur, ale może na razie włóż to. – Wskazała ręką na szpitalny strój. Skrzywiła się na widok marynarki i koszulki, które wciąż trzymał w rękach. – Tego chyba żadna pralnia nie uratuje.
Ona chyba ma rację. Wbrew temu, co pokazują w reklamach, nie istnieje środek, który doprałby te brązowo-ceglaste smugi. Jego skóra nie wyglądała zresztą lepiej. To chyba efekt zderzenia z portowym murem.
Usiłował wstać, by się wytrzeć, jednak był na to za słaby. Francesca wyjęła mu ręcznik z rąk i zaczęła wycierać okolice skaleczenia na głowie.
– Przestań – mruknął, odsuwając ją. – Muszę iść pod prysznic.
Starała się opanować niechęć. To jest jej praca, a on jest pacjentem. Nieważne – lubianym czy wręcz przeciwnie. Udało się go uratować, jest ranny w głowę. A ona jest pielęgniarką. To chyba oczywiste.
– Póki co, ja jestem za ciebie odpowiedzialna. Pójdziesz pod prysznic, gdy ci na to pozwolę. Będę cię obserwować i badać pod kątem neurologicznym, oczyszczę i opatrzę ranę. – Zerknęła na termometr dotykowy. – Ciągle jesteś wychłodzony. Trzeba cię trochę ogrzać. – Wyjęła z szafki dodatkowy koc.
Gabriel westchnął. Choć zbyt wygadana i niechętna mu, to przynajmniej dobra z niej pielęgniarka.
– A gdzie doktor Marsh?
– Razem z Katherine zajmuje się nastolatkiem. Dzieci mają pierwszeństwo, chyba się z tym zgodzisz?
O właśnie, dziecko. Zapomniał o nim.
– Powinienem pójść go zobaczyć.
Usiłował zrzucić koc, jednak ona ponownie go nim otuliła. Miotały nim sprzeczne odczucia. Jest przecież pediatrą, to z powodu dzieci w ogóle został lekarzem. Nie mógłby jednak spokojnie patrzeć na cierpienie dziecka. Z drugiej strony myśl, że on tu się wygrzewa, a w sąsiednim pokoju dziecko potrzebuje pomocy, też była nieznośna.
Czuł się bezużyteczny. Powrócił myślami do mrocznych miejsc swej świadomości. Do wspomnień sprzed wielu, wielu lat. Do wyjącego z bólu dziecka, którego krzyk świdrował mu mózg. Całe życie zawodowe poświęcił zapobieganiu podobnym przejściom.
Znów się podniósł.
– Gabriel!
Jej głos był stanowczy. Wielkie brązowe oczy wpatrywały się w niego z bliska.
– Z Ryanem wszystko w porządku. David Marsh jest w stanie się nim kompetentnie zająć. Gdyby chodziło o reanimację, kto wie, może pozwoliłabym ci w niej uczestniczyć, ale nie ma takiej potrzeby. I nawet nie masz prawa, jesteś teraz nie lekarzem, a pacjentem, i to dość niesfornym. Mam nadzieję, że to z powodu rany głowy, bo jeśli to ma być twoje normalne zachowanie...
Miała rację. Tak mu podpowiada wciąż funkcjonująca, rozumna część jego mózgu. Ale teraz rządzą nim emocje. Nie mógł sobie darować, że nie zauważył muru, że wskoczył do wody na oślep, nie zanalizowawszy uprzednio sytuacji. Gdyby był rozważniejszy, ratowanie Ryana przebiegłoby sprawniej i chłopiec nie wyśliznąłby mu się z rąk.
Francesca oczywiście nie wie, że on ma specjalizację z pediatrii. W czasach historii z Jill był jeszcze przed końcowymi egzaminami.
– Musisz tu zostać. Podłączę cię na kilka godzin do monitora. I zechce pan robić dokładnie to, co każę. Ja to nie Jill, ze mną nie pójdzie tak łatwo – dodała cicho.
Wydało mu się, że powiedziała to z odrobiną humoru, może więc nie jest mu aż tak wroga? Bardzo by nie chciał pracować z kimś do niego uprzedzonym. Czy naprawdę była z Jill tak blisko?
Bolało go teraz wszystko. Jeśli natychmiast nie dostanie środka przeciwbólowego, chyba wybuchnie.
– Zaraz dam ci coś na ból głowy.
Czy ona umie czytać w myślach?
– Nie będzie to nic mocnego, bo muszę obserwować twoje reakcje neurologiczne. Nie chcę, żebyś był otępiały.
– Dosyć już o mnie. A ty? Masz dziwny akcent. Skąd jesteś?
– Ze Szkocji.
Zaświeciła mu ponownie w oczy. Źrenice reagowały prawidłowo.
– Wyglądasz raczej na tutejszą. Co robiłaś w Londynie? – mówił, wycierając brzuch i naciągając przez głowę szpitalną koszulę.
– Nie obrażaj mnie – odrzekła, podpierając się pod bok i uciekając wzrokiem od widoku ponętnego męskiego ciała. Czy on zawsze jest tak bezceremonialny, czy też specjalnie chce ją zdenerwować? Właściwie powinna była założyć, że facet jest zwykłym bucem.
Przerwał ubieranie się i – półnagi – patrzył na nią. Poczuła, że się rumieni. A co tam! Skoro już ją na tym przyłapał, niech wie, że i jej nie brakuje tupetu.
– Połóż brudy tu, dziewczyny zabiorą je do pralni. To też. – Wskazała na bokserki. Pomogła mu je zdjąć, odwracając wzrok, by uszanować jego intymność, po czym wsunęła mu ręce pod koszulę i przyczepiła końcówki od aparatury monitorującej do szerokiej, muskularnej i opalonej piersi.
Pora zmienić temat.
– Moi rodzice pochodzą z Trapetto, to taka rybacka wioska na Sycylii. Ale dorastałam w Szkocji. Jestem w każdym calu dziewczyną z Glasgow. Nawet nie próbuj mówić do mnie po włosku. – Zamachała ręką, jakby się od czegoś opędzała. – Potrafię zamówić posiłek i znam najpotrzebniejsze wyrażenia, ale to wszystko.
– Jak to? Nie mówiliście w domu po włosku?
– Rzadko. W Glasgow nie było takiej potrzeby.
Spuściła powieki. Ta rozmowa staje się niewygodna. Ale właściwie dlaczego? Zapytała, czy może rzucić wszystkie jego brudy na jedną kupkę. Przytaknął.
– Co w takim razie robisz tutaj, Francesco?
Znów zmroziła ją jego obcesowość. Cóż, ten facet najwyraźniej taki już jest.
– Jak to co? – zapytała, krzywiąc się nieprzyjemnie. – Myślałam, że to oczywiste. Pracuję tu jako dyplomowana pielęgniarka. Może z głową coś jednak nie tak?
– Po prostu jestem ciekaw, czego młoda, świetnie wykwalifikowana pielęgniarka może tu szukać? – Uniósł brwi i ruchem dłoni pokazał najbliższe otoczenie.
Omal się nie zatrzęsła ze złości. Co za wścibski typek!
– Tu? – odpowiedziała pytaniem, starając się zachować spokój. – W tym supernowocześnie wyposażonym centrum medycznym? W rejonie Morza Śródziemnego, gdzie co wieczór zawija się do innego portu i ma się szansę zwiedzić kawał świata?
Wzięła się pod boki i usiłowała popatrzeć na niego tak wyzywająco, jak tylko potrafiła. Powiedziała rzeczy oczywiste, prawie jakby cytowała reklamę ze strony internetowej firmy rekrutującej załogi statków. Chociaż dla niej to nie były prawdziwe powody decyzji. Czyżby on to odgadł? Czy jest aż tak przenikliwym psychologiem?
– To tylko ciekawość – powtórzył. – Twoje rodzina jest w Glasgow, a ty tutaj... – Urwał, jakby sam chciał się nad tym zastanowić.
Czy wszyscy Włosi są takimi tradycjonalistami?
– Po pierwsze mojej rodziny już nie ma w Glasgow, a poza tym dlaczego jesteś taki nieżyciowy? W naszych czasach to normalne, że dziewczyna wyfruwa z gniazda, żeby rozwinąć skrzydła. A może zachciało mi się poszukać korzeni i zobaczyć Sycylię? I kawałek świata? A może Glasgow mnie znudziło? Albo jest to dla mnie sposób na przeczekanie? Faktycznie, staram się o wizę do Australii i pomyślałam, że statek wycieczkowy to świetne tymczasowe rozwiązanie. Zabawię się. Chociaż na razie jest tu raczej nudno.
Ups! Chyba powiedziała o kilka słów za dużo. Przecież on jest jej szefem, i to nowym. A pierwsze wrażenie jest bardzo istotne.
Wsadziła jego brudy do plastikowej torby.
– Wyniosę – mruknęła i skierowała się do wyjścia.
Zapowiada się koszmar. Statek jest olbrzymi. Zabiera dwa tysiące sześciuset pasażerów i pięciusetosobową załogę. Ale centrum jest nieduże, wszyscy pracują tu na kupie. A ostatnią rzeczą, na jakiej jej zależy, jest kontakt z doktorkiem playboyem. Już kiedyś miała okazję zetknąć się z kimś takim, co fatalnie odbiło się na jej życiu. Nie pozwoli, by historia się powtórzyła. Za nic.
Była rozdygotana. Z tego wszystkiego zapomniała o najważniejszym wydarzeniu dzisiejszego dnia – o tym, że uratowała kogoś od śmierci. Myśl o śmierci przerażała ją. To może dziwne u pielęgniarki, ale cóż... dużo się w jej życiu wydarzyło.
Na statkach wycieczkowych nie powinno być przypadków zgonu. Na to liczyła. To była jej swoista polisa ubezpieczeniowa od tych aspektów wybranego zawodu, z którymi nie potrafiła się już mierzyć.
A teraz jeszcze on. Oparła się o ścianę. Nie ma wyjścia. Ten statek jest za mały dla nich dwojga.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel