Rejs po szczęśliwych wodach
Przedstawiamy "Rejs po szczęśliwych wodach" nowy romans Harlequin z cyklu HQN MEDICAL.
Po zerwaniu z niewiernym narzeczonym księżniczka Adrienne Marx-Balthus zamienia diadem na stetoskop i poświęca się karierze medycznej. Udaje się do znanej kliniki w Neapolu, by pod okiem światowej sławy onkologa, doktora Franka Perretty, zdobyć specjalizację. Stara się dowieść swojemu mentorowi, że zawód lekarza to jej powołanie. W klinice spędza cały dzień, w wolnym czasie zwiedza z Frankiem miasto. Z czasem uświadamia sobie, że Franco ją pociąga. Ona też mu się podoba, ale on tłumi w sobie pożądanie. Jest co prawda milionerem, ale wie, że nie odnajdzie się w kręgu elit, z których wywodzi się Adrienne. Ona ma jednak pewność, że Franco jest mężczyzną jej życia. Musi tylko znaleźć sposób, by zatrzymać go przy sobie...
Fragment książki
Nazwa Neapol pochodzi od greckiego Neapolis, co znaczy nowe miasto. W najbliższym sąsiedztwie znajduje się wiele interesujących miejsc, takich jak Pompeje czy Zatoka Neapolitańska…
Adrienne Marx-Balthus przymknęła oczy, ukołysana głosem audioprzewodnika. Kobieta w okularach o złotych oprawkach od dłuższego czasu nie odrywała od niej wzroku. Niestety, również tutaj ludzie ją rozpoznawali. Następczyni tronu nie może liczyć na to, że po opuszczeniu ojczyzny stanie się niewidzialna.
Kobieta wyciągnęła telefon. Adrienne z wymuszonym uśmiechem wyjęła słuchawki z uszu. Nie miała ochoty być fotografowana pierwszego dnia po przyjeździe do Neapolu, zwłaszcza że odmówiła ojcu udziału w oficjalnej sesji zdjęciowej. Dała znak kelnerowi i zebrała swoje rzeczy.
Ptaki ćwierkały jak szalone, w powietrzu czuć było zapach kawy. Na szczęście ciekawska turystka nie poszła za nią. Trudno jest biegać w szpilkach.
Przypomniała sobie ostrzeżenia ojca, że nie uda jej się schować pod białym fartuchem. Książę Alexander Marx-Balthus, małżonek królowej Lisri, nie był zachwycony decyzją córki, że zamiast pełnić rolę następczyni tronu, zajmuje się własną karierą medyczną.
Adrienne szła, dopijając kawę. Wszystko jej się tutaj podobało: malownicze placyki, uśmiechy przechodniów, intensywne barwy kwiatów. Za nic by nie zrezygnowała z tej szansy.
Była wdzięczna matce za zgodę na wyjazd. Matka wstawiła się za nią u ojca, który wolałby się zająć szukaniem kolejnego kandydata do ręki córki niż kibicowaniem jej naukowym aspiracjom. Tymczasem małżeństwo było ostatnią rzeczą, na której jej zależało. Mając dwadzieścia jeden lat zakochała się w czarującym księciu Xavierze z Molizio. Była zbyt młoda i naiwna, aby przejrzeć prawdziwą naturę swego wybranka.
Miała żal do ojca, że nalegał na formalne ogłoszenie narzeczeństwa mimo odkrycia, jakiemu to kłamcy obiecano jej rękę! Nie, nie chciała przypominać sobie szczegółów tamtego wieczoru na balu, wystarczająco była wstrząśnięta zdradą ukochanego. Kiedy już mleko się rozlało, a gazety pełne były pikantnych szczegółów ich rozstania, papa wciąż przekonywał ją, że Xavier stanowi doskonałą partię, a przecież nie wszyscy znajdują miłość w dynastycznych małżeństwach. Jakby to miało ją pocieszyć!
‒ Wyjdę za mąż z miłości albo wcale – odparła twardo.
Ojciec życzył jej jak najlepiej, pod warunkiem, że jej wybranek będzie miał wystarczająco dużo błękitnej krwi w żyłach. Jak książę Xavier.
Nie ma mowy, pomyślała. Ważna jest tylko praca.
Na drugim końcu placu kolejka skuterów zablokowała przejście, motocykliści wciskali się między samochody. Jak tu gorąco, pomyślała. W domu nawet w najgorętszy dzień czuć było chłodną bryzę z północy.
Gdyby to zależało od ojca, ochroniarz zawiózłby ją prosto do Instytutu, ale przekonała Ivana, że chce się rano przejść. Apaszka na głowie i duże okulary przeciwsłoneczne stanowiły wystarczającą ochronę przed ciekawskimi spojrzeniami.
Minęła psa, który wyrywał się właścicielce, aby pogonić za tłustym gołębiem, i znów wróciła myślami do ostatnich dni w ojczyźnie. Udało jej się postawić na swoim. Będzie praktykowała medycynę i przestanie myśleć o domowych problemach. Tutaj nie ma natrętnych fotoreporterów.
Niespodziewanie stwierdziła, że wyszła na nadmorską promenadę. Wciągnęła w płuca słone powietrze. Przypomniała sobie swoje wyprawy żeglarskie. Któregoś dnia postawi żagle na Amadzie i popłynie wzdłuż wybrzeża Amalfi, tam, gdzie można obserwować delfiny.
Doktor Franco Perretta także jest zamiłowanym żeglarzem. Czytała wywiady z nim w kwartalnikach medycznych. Może kiedyś popłyną razem, aby odkrywać tajemnice niewielkich zatoczek?
Był od niej starszy o kilka lat, a już zdobył światowy rozgłos w onkologii. Ona w ciągu trzydziestu jeden lat niewiele osiągnęła, rodzina wymusiła na niej, aby zawiesiła na kołku karierę medyczną i poświęciła parę lat na obowiązki względem monarchii.
Miesiąc lub dwa po zerwaniu zaręczyn z Xavierem jej ukochany wuj Nicholas zmarł na raka. Ta tragedia doprowadziła ją tutaj, do instytutu badawczego i kliniki onkologicznej w Neapolu. Miała nadzieję, że doktor Perretta doceni jej determinację i zignoruje to, co na jej temat wymyśla prasa. Dziennikarze nadal lubili spekulować na temat jej i Xaviera, zwłaszcza że wciąż była sama.
‒ Kwiaty, signorina? – zawołała kwiaciarka.
Kupiła cały pęk. Będą ładnie wyglądały w szpitalnym gabinecie i stanowią dobry omen na nowy rozdział w życiu. Denerwowała się przez spotkaniem z szefem. Czy Franco Perretta słyszał o niej to i owo? Widział internetowe memy o Księżniczce z Lodu z Lisri?
Irytowały ją, ale nie zamierzała tracić czasu na adoratorów. Ludzie mogą myśleć na jej temat, co chcą. Przez ostatnich pięć lat ciężko pracowała, skończyła studia i zdobyła prestiżową rezydenturę. Doktor Perretta zgodził się nadzorować jej specjalizację. Gdy odniesie sukces, będzie to zawdzięczała swoim kompetencjom, a nie nazwisku.
Przez telefon wydawał się miłym człowiekiem. Ciekawe, czy będzie taki w codziennej współpracy. Wciąż stanowił dla niej niewiadomą. Układała sobie jego obraz ze strzępów informacji.
Franco Perretta urodził się we Florencji trzydzieści sześć lat temu. Był znany w całych Włoszech, więcej ‒ w całej Europie. Mimo młodego wieku miał niezaprzeczalne osiągnięcia w leczeniu raka i badaniach nad nim. Od kogo mogłaby się nauczyć więcej?
Był nie tylko ordynatorem działającej przy jego Instytucie kliniki onkologicznej, dał się też poznać jako filantrop. Dołączył do zespołu po śmierci narzeczonej. Cierpiała na jakiś rzadki rodzaj raka i umarła młodo. W wywiadzie nie podał wielu szczegółów, ale było jasne, że postanowił poświęcić życie na walkę z tą bezlitosną chorobą.
Instytut ufundowany został przez jego ojca, multimilionera i potentata ubezpieczeniowego Marca Perrettę. Teraz finansował badania nad najnowocześniejszymi lekami i terapiami onkologicznymi. Adrienne cieszyła się, że dzięki koneksjom swego szefa znajdzie się na pierwszej linii badań, a także będzie miała okazję wziąć udział w prowadzonych przez klinikę przedsięwzięciach dobroczynnych.
Kobiety w jej rodzinie cieszyły się zdrowiem i długim życiem, a jej matka miała dopiero pięćdziesiąt kilka lat, więc wiele czasu minie, zanim Adrienne zastąpi ją na tronie. Przez najbliższe dziesięciolecia zamierzała realizować swoje badawcze pasje.
Rozległ się pisk i przeraźliwy zgrzyt. Skuter wpadł na auto. Motorzystę wyrzuciło z siodełka, przekoziołkował w powietrzu i wylądował na ziemi.
Natychmiast zrobiło się zbiegowisko. Mężczyźni przeklinali i wymachiwali pięściami. Kierowca skutera podniósł się chwiejnie i zaczął rozpinać kask.
‒ Dobrze się pan czuje? – zapytała go spokojnie. Człowieka w szoku nie należy dodatkowo wystraszyć.
Zamrugał, jakby jej nie zauważył, a potem wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw pod adresem kierowcy samochodu. Gestykulując i krzycząc, podszedł do przewróconego skutera.
Chyba nie stało się nic złego.
‒ Księżniczka? Następczyni tronu Lisri? – Jeden z kierowców wyskoczył z auta i zastąpił jej drogę. – Wasza wysokość, mogę zrobić zdjęcie? Moja żona jest fanką.
Tylko tego brakowało.
‒ Wskakuj, księżniczko. – Tuż za jej plecami rozległ się znajomy głos.
Franco Perretta! Na zielonym sportowym skuterze, w białej koszuli i skórzanej kurtce. Wyższy, niż myślała, obłędnie przystojny.
‒ Skąd…?
‒ Zauważyłem apaszkę na głowie i pomyślałem, że to przebranie kogoś, kto chce się ukryć w tłumie. Proszę się pospieszyć.
Podał jej drugi kask. Jego skuter bardziej przypominał motocykl – sportowy, dobrze utrzymany i drogi. Miała trochę za długą i za wąską spódnicę, ale nie było wyboru. Podciągnęła ją i wskoczyła na siodełko, tuląc do siebie kwiaty. Natrętny kierowca był tuż obok.
‒ Tylko jedno zdjęcie, księżniczko.
Objęła Franka w pasie, płatki kwiatów łaskotały ją w policzek,
a on błyskawicznie ruszył, zostawiając za sobą obłoczek kurzu.
Pomknęli wąskimi uliczkami...