Rekrutacja
Rekrutacja to przykuwający uwagę, rozgrywający się w zamkniętej przestrzeni thriller C.M. Ewana, obsypanego pochwałami autora The Window Breaks oraz bestsellera Safe House, którego sprzedaż osiągnęła pół miliona egzemplarzy.
Jest piątek, piąta po południu.
Zostałaś zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do wymarzonej pracy.
W olśniewającym biurze, trzynaście pięter nad miastem, jesteś sama z mężczyzną, który prowadzi rozmowę.
Wszyscy inni poszli już do domu. Zaczął się weekend.
Rozmowa staje się coraz bardziej niepokojąca.
Boisz się.
Wyjdziesz stąd tylko wtedy, jeśli odpowiesz na pytanie, na które nie da się odpowiedzieć.
Jeśli ci się nie uda... to co będzie?
Fragment tekstu
1
Piątek, 17:03
Najgorsze, co może się przytrafić podczas rozmowy kwalifikacyjnej, to zostać przyłapanym na kłamstwie. Wszyscy o tym wiedzą. To była kolejna rzecz, która mnie stresowała, kiedy czekałam na wejście do budynku przy Ludgate Hill 55.
– Proszę, proszę.
Obrotowe szklane drzwi poruszały się zbyt powoli. Z lęku ściskało mnie w żołądku. Rzuciłam się do przodu, do tyłu, znów do przodu i jeszcze raz do tyłu, aż w końcu udało mi się uwolnić i podbiegłam do recepcji. Dyżur miało troje pracowników ochrony – jedna kobieta i dwóch mężczyzn. W pomieszczeniu za nimi widziałam ścianę monitorów, na których migotały obrazy z kamer bezpieczeństwa.
– Nazywam się Kate Harding. – Byłam zdyszana i brakowało mi tchu. – O siedemnastej mam spotkanie w Edge Communications i jestem już spóźniona.
– Rozumiem. – Strażnik, który znajdował się najbliżej mnie, podniósł telefon do ucha. Zachowywał się sztywno i rzeczowo. Po sześćdziesiątce, z łysiną i wąsami, ubrany w granatowy blezer z błyszczącymi mosiężnymi guzikami. – Zadzwonię w pani imieniu. Proszę się wpisać do książki odwiedzin.
Sięgnęłam po długopis i trzęsącą się ręką nabazgrałam swoje dane. Choć w holu było chłodno, czułam na karku kropelki potu. Czy już zawaliłam sprawę? Czekałam przez cały piątek, a na koniec metro się spóźniło i musiałam tu przybiec ze stacji Blackfriars. Miewałam niespokojne sny, w których spóźniałam się na rozmowę kwalifikacyjną. A teraz to się działo naprawdę.
Następna sprawa to moje CV. Dlaczego dodałam tę linijkę o pływaniu? Właściwie nie do końca było to kłamstwo. Kiedyś lubiłam pływać. Dawno temu należałam do klubu. Był to o wiele bardziej towarzyski sposób utrzymania formy niż wyczerpujące bieganie o świcie po Tooting Common, które uprawiałam przez ostatnie dziewięć miesięcy. Ale gdyby mnie zapytali, kiedy ostatni raz pływałam, nie miałabym pojęcia, co odpowiedzieć. Z całą pewnością jeszcze zanim moje życie stanęło na głowie. Zanim wszystko stanęło na głowie.
Strażnik odłożył telefon.
– Przyślą tu kogoś po panią, ale trochę się nie wyrabiają, więc proszą, żeby pani na razie usiadła tam.
Wskazał obszar za moimi plecami. Odwróciłam się i dopiero teraz spojrzałam na wystawne atrium. Hol był ogromny, mnóstwo szkła i stali. Hektary wapiennych posadzek. W oddali, w pobliżu trzech błyszczących wind, zobaczyłam zgrupowanie trzech czarnych skórzanych kanap.
– Proszę tam przejść. Znajdą panią.
Po jednej stronie wind woda spływała kaskadą po ścianie z pofalowanych płytek łupkowych do basenu bez krawędzi. ściana z drugiej strony była żywa, cała osłonięta roślinami w różnych odcieniach zieleni. Bliżej kręcili się mężczyźni i kobiety w strojach biurowych. Niektórzy trzymali przy uchu komórkę, inni nieśli aktówki albo teczki z dokumentami. Większość najwyraźniej spieszyła do wyjścia i, jak przypuszczałam, do domu na weekend.
Byłaś taka sama jak oni – powtarzałam sobie, ale przez to tylko jeszcze bardziej czułam się jak oszustka.
– Pozwoli pani życzyć sobie powodzenia.
Wzdrygnęłam się.
– To takie oczywiste? Czy wyglądam na bardzo zdenerwowaną?
Dwoje pozostałych strażników podniosło głowy i również rzuciło mi uśmiechy.
– Nie tak bardzo jak niektórzy – powiedział ten, który ze mną rozmawiał. – Przeprowadzają te rozmowy prawie przez cały dzień, chociaż może wolałaby pani o tym nie wiedzieć. Ale Edge Communications? Moim zdaniem doskonale pani do nich pasuje.
Gdyby to tylko była prawda. Może kiedyś, teraz jednak czułam się onieśmielona. Błyszczące atrium wydało mi się nie tyle imponujące, ile wręcz olśniewające. A sama informacja, że przede mną rozmawiano z innymi kandydatami, wystarczyła, by moje wątpliwości znów wypłynęły na powierzchnię, zwielokrotnione.
Po raz kolejny pomyślałam, że powinnam odmówić, kiedy Maggie, moja agentka rekrutacyjna, umówiła mnie na tę rozmowę. W głębi duszy wiedziałam, że zbyt łatwo dałam się złapać na lep pochlebstwa, gdy powiedziała, że zespół Edge jest pod wrażeniem moich poprzednich kampanii. Teraz zaczęłam się zastanawiać, czy Maggie po prostu mnie nie okłamała. I… o, Boże. A jeśli oni w ogóle nigdy o mnie nie słyszeli i tracę tylko czas?
Nie – powiedziałam sobie. Skup się.
Wiedziałam, że lada chwila wpadnę w spiralę. Wiedziałam, że jeśli nie będę się pilnować, wir negatywnych myśli porwie mnie i nie wypuści. W nieruchomym miejscu w samym środku umysłu przywołałam spokojną, dodającą pewności siebie mantrę mojej terapeutki, mądrej i zmęczonej matki dwójki dzieci, z którą spotykam się raz na dwa tygodnie w Hackney: To nie jest odpowiedni moment.
I nie był. Nie mógł być. Przychodząc tutaj, wyszłam ze swojej strefy komfortu – nie było sensu udawać, że jest inaczej – ale żyłam i oddychałam tym światem już wcześniej. Mogłam do tego wrócić.
– Proszę pani? Czy potrzebuje pani czegoś jeszcze?
– Nie, wszystko w porządku. Ale dziękuję za pomoc.
Odsunęłam się od biurka i w pustą przestrzeń popłynęło echo stukotu moich obcasów. Czerwiec w Londynie. Do atrium wpadało tyle słońca, że musiałam osłonić oczy dłonią, by mnie nie oślepiało.
Przede mną sprzątacz w szarym kombinezonie polerował podłogę hałaśliwą maszyną ręczną. Poczułam zapach płynu do czyszczenia, który rozpylał coś duszącego i dziwnie znajomego, przywołującego wspomnienie, bez którego doskonale mogłam się obejść. Przez jedną krótką chwilę znów szłam przez halę lotniska, śpiesząc się na konferencję prasową. Trzaskanie fleszy. Zgiełk pytań. Przypływ emocji ściskających gardło.
Rozmowa kwalifikacyjna.
Dlaczego zdecydowałam się przez to przechodzić?
Ale w głębi duszy znałam odpowiedź na to pytanie. Zrobiłam to, ponieważ ta rozmowa mogła – chociaż nie musiała – wszystko zmienić.
2
Puls Joela White’a przyspieszył na widok Kate przemierzającej rozświetlone atrium. Obserwował ją od chwili, gdy weszła do budynku. Nie spuścił kobiety z oczu nawet na sekundę.
Patrzył na nią teraz, a ona o tym nie wiedziała, bo stał wysoko na szklanym pomoście przecinającym położony daleko w dole hol – po prostu anonimowy pracownik w koszuli i krawacie, stojący obok drugiego mężczyzny w drogim garniturze, który mógł być jego kolegą z pracy, ale nie był.
Mężczyzna obok niego był szczupły, siwowłosy i miał ponurą twarz. Wydawało się, że skurczył się o rozmiar lub dwa, odkąd po raz ostatni dopasowywano mu garnitur. Jego dłonie spoczywały na stalowej barierce, jedna przy drugiej; zaciskał palce tak mocno, że słychać było pisk metalu. Był znanym biznesmenem, który zgromadził olbrzymi osobisty majątek, był milionerem, a na papierze może nawet miliarderem – w każdym razie stał się na tyle bogaty, że ta różnica nie miała już większego znaczenia.
– Masz wszystko, czego potrzebujesz? – zapytał świszczącym, stłumionym głosem. Połączenie złego stanu zdrowia, stresu i głębokiego niepokoju. Rak gardła, pomyślał Joel, chociaż nie zapytał, a nawet gdyby to zrobił, nie otrzymałby odpowiedzi.
On również nie odpowiedział na pytanie. Miał za sobą lata prowadzenia rozmów kwalifikacyjnych, lata stosowania własnych szczególnych umiejętności w różnych miejscach na całym świecie, a jednak wciąż go zdumiewało to, jak wielkie rekiny korporacyjnego świata kruszą się i rozsypują, gdy stawką są ich reputacja oraz źródła utrzymania. Kiedy tak się działo – a działo się tak dość często – zwracali się do niego.
– Zadałem ci pytanie. – Głos mężczyzny był drżący i napięty. – Zapewniano mnie, że nie zawiedziesz.
Joel ponownie go zignorował. Za plecami mieli szereg wind. Odwrócił się bez słowa i nacisnął przycisk. Kiedy winda przyjechała, zatrzymał się na sekundę, zanim wszedł do środka. Zerknął szybko na prostokątną skórzaną teczkę, którą dał mu tamten mężczyzna, a potem rzucił ostatnie spojrzenie na Kate Harding. Patrząc na nią, poczuł zmiany we własnym ciele. Skurcz mięśni. Wzmocnienie determinacji. Lekkie pieczenie, jakby przez jego żyły popłynął kwas.
– Niech pan odbierze telefon, kiedy zadzwonię – powiedział do mężczyzny, gdy drzwi windy się zasuwały. – Dam panu to, czego pan potrzebuje.
3
Piątek, 17:06
Byłam już blisko części wypoczynkowej, kiedy zza wysokiej rośliny wyłoniła się jakaś kobieta. Podeszła do mnie i chwyciła mnie za ramię.
– Nie myśl tylko, że robię to dla wszystkich swoich klientów – szepnęła mi do ucha.
– Maggie?
– Usiądź. Uśmiechaj się. Obydwie udawajmy, że się nie spóźniłaś i że nie wpadłam w szał z tego powodu. Swoją drogą, kiedy w końcu sprawdzisz telefon, możesz zignorować nieodebrane połączenia ode mnie.
– Co ty tu robisz?
– Pracuję. – Pociągnęła mnie na kanapę i usiadła obok, kładąc na kolanach torebkę, dużą i rozsądną, tak jak sama Maggie. Miała burzę rudawoblond włosów i przenikliwe, inteligentne zielone oczy. Pod oliwkowy kostium ze spodniami, szeroki w biuście i biodrach, założyła białą bluzkę z głębokim dekoltem. – Jest piątek wieczór, Kate. Byłam niedaleko.
– Twoje biuro jest w Dulwich.
– No więc pilnuję swojej inwestycji. Wiesz, że dostanę premię, jeśli otrzymasz tę pracę?
Przyjrzałam się jej. Podczas rozmów na Zoomie, które wielokrotnie prowadziłyśmy w ciągu ostatnich dwóch tygodni, wydawało mi się, że może mieć zaledwie kilka lat więcej ode mnie, około trzydziestu pięciu. Teraz jednak drobne zmarszczki wokół jej oczu i ust powiedziały mi, że przekroczyła już czterdziestkę.
– Myślałaś, że się nie pojawię? – zapytałam.
– Chyba będzie lepiej, jeśli nie odpowiem. Swoją drogą, świetnie wyglądasz.
Bez przekonania spuściłam wzrok. Wciąż się obawiałam, że mój wygląd jest zbyt oficjalny i bezpieczny dla firmy takiej jak Edge. Zdecydowałam się na czarną ołówkową spódnicę i dopasowany żakiet oraz bladoróżową jedwabną bluzkę, która kosztowała znacznie więcej, niż mogłam wydać. Z samego rana odwiedziłam lokalny salon fryzjerski. żadnych szaleństw, tylko podcięcie i uporządkowanie grzywki. Gdyby ktoś jednak przyjrzał mi się uważniej, dostrzegłby worki pod oczami od nieprzespanych nocy i zapadnięte policzki. Całe szczęście, że podczas czterech lat pracy w roli stewardesy, zanim przerzuciłam się na PR, poznałam wszelkie możliwe triki z makijażem.
– Maggie, ochroniarz właśnie mi powiedział, że Edge prowadziło rozmowy przez cały dzień.
– Czym się martwisz? Przecież wybiorą ciebie. Zaufaj mi. Będą mieli po kokardę kandydatów z ogólnym doświadczeniem w PR, ale nikogo z twoją praktyką w branży turystycznej.
– Ilu kandydatów im wysłałaś?
– Tylko ciebie.
Posłałam jej powątpiewające spojrzenie.
– Poważnie. – Ujęła moje ręce w swoje mięsiste dłonie. – Kate, ile razy mam ci powtarzać, że ta rola jest idealna dla ciebie, a ty jesteś idealna do tej roli? Nie zostałabym przy tobie, gdybym w to nie wierzyła. Nie po tym, jak wiele razy próbowałaś wybić to z głowy nam obydwu.
Jej szorstkie wsparcie dodało mi otuchy, choć wątpliwości znowu narastały. Dziwnie było pomyśleć, że ktoś, z kim do tej pory rozmawiałam tylko przez telefon lub podczas spotkań online, w tak krótkim czasie stał się tak istotną siłą w moim życiu. Maggie skontaktowała się ze mną po raz pierwszy nieco ponad dwa tygodnie temu i była nieustępliwa, chociaż jej powtarzałam (z coraz mniejszym przekonaniem), że nie jestem zainteresowana nową pracą. Sama nie wiem, czy to bardziej świadczyło o uporze Maggie, czy raczej o tym, do jakiego stopnia stałam się pustelnicą. W głębi duszy wiedziałam, że gdyby to ona się ze mną nie skontaktowała i nie powiedziała mi, że marnuję swoje talenty w Simple, to być może trwałabym w swojej żałosnej rutynie jeszcze przez wiele miesięcy, a nawet lat.
– Oddychaj – poradziła Maggie. – Rozluźnij się. Przez chwilę rozejrzyjmy się tu obydwie. Nie mówiłam ci, że to niesamowite miejsce?
Razem popatrzyłyśmy na hol. Za nami cicho bulgotał chlorowany wodospad.
Miała rację. To było niesamowite miejsce. Budynek przy Ludgate Hill 55, powszechnie znany jako The Mirror, był najnowszym z londyńskich wieżowców obliczonych na to, by wywierać wrażenie. Jego trzydzieści osiem pięter górowało nad kopułą pobliskiej katedry świętego Pawła, chociaż najbardziej rzucającą się w oczy cechą były odblaskowe panele z posrebrzanego szkła, pokrywające całą zewnętrzną ścianę nad holem o wysokości trzech pięter. Nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć, co się dzieje na najwyższych piętrach, jednak wyczytałam w internecie, że widoczna stamtąd panorama drugiego brzegu Tamizy zapiera dech w piersiach.
The Mirror został oficjalnie otwarty zaledwie w lutym, ale już krążyły pogłoski, że firmie stojącej za projektem grozi bankructwo. Budowa rozpoczęła się jeszcze przed globalną pandemią Covid-19, a teraz, gdy budynek został ukończony, świat biznesu wyglądał już inaczej. Coraz więcej osób pracowało zdalnie, a tym samym ubyło firm chętnych do wynajęcia najlepszej powierzchni biurowej w mieście. Restauracja na ostatnim piętrze, która przyciągnęła uwagę prasy ze względu na słynnego szefa kuchni, nie została jeszcze otwarta, mówiono również, że wiele pięter pozostaje niewynajętych i świeci pustkami. To, co widziałam w holu, potwierdzało te pogłoski. Kręcili się tu ludzie, choć z pewnością nie tak wielu, jak miało się kręcić w zamierzeniach inwestorów.
Wydawało mi się to dziwne. Może należałam do mniejszości, ale zupełnie nie interesowała mnie praca zdalna, i to nie tylko dlatego, że moje jednopokojowe mieszkanie w Balham było obskurne i przygnębiające. Jednym z najważniejszych magnesów w propozycji pracy w Edge, którą przedstawiła mi Maggie, był zgiełk ruchliwego biura. Terapeutka powiedziała mi, że czas już, abym wyszła ze strefy komfortu, podjęła ryzyko i przestała uciekać przed lękiem.
Misja wykonana – pomyślałam teraz.
– Wciąż czuję się głupio wobec Simona i Rebekki – powiedziałam do Maggie. – Byli dla mnie dobrzy.
– Rozumiem to. Wierz mi, byłabym zaniepokojona, gdyby ktoś z moich klientów nie miał poczucia winy, że odchodzi z poprzedniej pracy. Ale wiesz przecież, Kate, że nie robisz nic złego.
Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Wcale nie byłam tego taka pewna. Simon i Rebecca byli małżeństwem, właścicielami Simple PR. Oprócz mnie nie zatrudniali nikogo więcej. Nie byłoby chyba przesadą powiedzieć, że przyjęli mnie bardziej ze współczucia niż z potrzeby. Okazali mi mnóstwo cierpliwości, gdy odbudowywałam swoją pewność siebie i powoli wracałam do świata pracy, zawsze gotowi służyć wskazówką czy poradą. Jeszcze się nie zebrałam na odwagę, by im powiedzieć, że idę na rozmowę kwalifikacyjną do innej firmy.
– Posłuchaj mnie, Kate. Jest ci dobrze tam, gdzie jesteś teraz. Czujesz się tam bezpiecznie i ja to rozumiem. Ale obydwie wiemy, że jesteś gwiazdą. A Edge jest najlepsze w tym, co robi. Twoje miejsce jest właśnie tam.
Zdobyłam się na blady uśmiech.
– Ćwiczyłaś to wcześniej?
– Trochę. Zadziałało?
Mruknęłam coś pod nosem. Poczucie winy wciąż siedziało we mnie mocno i nie pozwalało mi przyznać, nawet przed sobą, że głównym powodem, dla którego się tu znalazłam, była pokusa pracy w Edge. Edge miało eleganckie biura w Londynie, Nowym Jorku i Sydney. Reprezentowało najlepszych klientów i marki z branży rozrywki, sportu i biznesu. Szeptano nawet, że mają listę klientów z najwyższej półki, o których nigdy nie mówią wprost.
Jak sugerowała nazwa firmy, Edge było najbardziej znane z zakrojonych na wielką skalę kampanii, przebojowych i niezwykle innowacyjnych. Były to głośne kampanie, z rodzaju tych, na jakie Simon i Rebecca przewracali oczami, ponieważ w Simple przeważnie robiliśmy to, co Simon i Rebecca robili zawsze – skupialiśmy się na tradycyjnych mediach i starszej grupie demograficznej.
Tak jak powiedziała Maggie, to było bezpieczne, i wiedziałam, że mówiąc „bezpieczne”, miała na myśli „nudne”.
Skinęłam głową, zamierzając jej podziękować za przyjście i zaprezentować wystarczającą pewność siebie, aby uznała, że nie popełniła błędu, pokładając we mnie nadzieję, gdy w mojej torebce zapiszczał telefon.
– Chwileczkę.
– Super. – Maggie podniosła ręce w geście udawanej irytacji. – Teraz będzie sprawdzać telefon.
Otworzyłam torebkę i wyjęłam iPhone’a. Na górze ekranu blokady zobaczyłam krótką wiadomość:
Dajesz, siostro. Zrobisz furorę. Gwarantuję xx
– Mój brat – wyjaśniłam. – Życzy mi powodzenia.
Już w chwili, gdy to mówiłam, pomyślałam z rozdrażnieniem: to Mark powinien do mnie pisać. Dlaczego to nie może być wiadomość od Marka? Ale ledwie ta myśl wyłoniła się na powierzchnię, natychmiast wepchnęłam ją głębiej. Nie mogłam sobie w tej chwili pozwolić na takie myślenie o mężu. W niczym mi to nie mogło pomóc. Wiedziałam też, że powinnam się cieszyć, że brat troszczy się o mnie na tyle, aby wysłać mi SMS-a w ciągu kilku krótkich sekund między jednym pacjentem a drugim. Luke pracuje jako pielęgniarz na oddziale kardiologicznym St Thomas’ Hospital. Jest moją opoką. Odkąd przed prawie dziesięciu laty straciliśmy mamę i tatę w odstępie trzech okrutnych miesięcy, stanowi moją najbliższą rodzinę.
Pod SMS-em Luke’a zauważyłam dwa nieodebrane połączenia z numeru Maggie oraz powiadomienie o wiadomości: W procesie linii MarshJet przesłuchano rodziny ofiar…
Za późno odwróciłam wzrok i zakryłam ekran dłonią. Serce mocno mi się ścisnęło.
To nie jest odpowiedni moment. To nie jest…
– Kate?