Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Rodzinna klątwa
Zajrzyj do książki

Rodzinna klątwa

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-276-9778-3
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczAleksandra Tomicka-Kaiper
Tytuł oryginalnyVows to Sve Her Reputation
Język oryginałuangielski
EAN9788327697783
Data premiery2023-05-17
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Rodzinna klątwa" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Matka chce wydać Emmę za arystokratę i sprytnie wykorzystuje nadarzającą się okazję. Gdy po upadku z konia nieprzytomna Emma spędza dwa dni w posiadłości sir Roberta Gascoyne’a, rodzice Emmy zmuszają lorda do oświadczyn. Twierdzą, że tylko wówczas reputacja córki nie dozna uszczerbku. Oszołomiona Emma nie protestuje, a Robert... bardzo potrzebuje pieniędzy. Ich zaaranżowane małżeństwo okazuje się udane. Jednak Emmę martwi, że mąż żyje jak odludek i tego samego wymaga od niej. Podobno jego ród jest przeklęty i sprowadza na innych nieszczęścia. Emma, coraz bardziej zakochana w Robercie, wpada na pomysł, jak mu udowodnić, że klątwy nie istnieją...

 

Fragment książki

 

"Emma Harris z tęsknotą spoglądała przez okno dziennego pokoju na słońce oświetlające park wiejskiej posiadłości jej ojca. To był idealny dzień na spacer. Miło byłoby po prostu usiąść pod drzewem i skończyć książkę. Mogłaby też wziąć szkicownik i rysować małe zwierzątka, które skakały po trawniku. Było wiele sposobów, w jaki mogłaby spędzić czas między chwilą obecną a obiadem, sposobów, które byłyby albo przyjemne, albo interesujące.

Chętniej stałaby nawet w deszczu, niż słuchała po raz kolejny tyrady matki. Matka bezskutecznie, lecz z determinacją, próbowała zmienić ją w idealną i posłuszną córkę.
– Lord Weatherly – powiedziała matka, wpatrując się w kartkę papieru trzymaną w ręku.
– Baron – odpowiedziała Emma automatycznie.
– Stan cywilny?
– Nigdy nie był żonaty, a ma obecnie czterdzieści pięć lat – odpowiedziała Emma. Zapewne istniały powody, dla których do tej pory nie znalazł żony. Mało prawdopodobne, by przyczyną była jego prezencja, bo wątpiła, by ktoś, kto doszedł do rangi barona, był uznany za zbyt brzydkiego, by się ożenić. Prawdopodobnie chodziło o temperament.
– Hobby? – zapytała matka.
Nie mogła sobie przypomnieć. W takich przypadkach można było postawić na pewniaka.
– Konie.
– Ogrodnictwo – poprawiła jej matka z dezaprobatą.
– Zawsze mieszam te dwie rzeczy – westchnęła Emma.
– Nie mają nic wspólnego poza tym, że uprawia się je na zewnątrz. To dowód na to, że nie studiowałaś informacji, które dla ciebie zebrałam. Szczerze mówiąc, moja droga, nigdy nie znajdziemy ci męża, jeśli nie będziesz chciała włożyć wysiłku w jego zdobycie.
Emma mogła się mylić, ale wątpiła, by inne młode damy, które szukały mężów, były zmuszane do zapamiętywania tylu informacji.
– Czy nie mogę po prostu spotkać ich i poznać?
– Mogłabyś, gdyby twój ojciec miał dobry tytuł – odpowiedziała matka. – Oczywiście wtedy już byś ich znała. Niestety twój ojciec ma fabrykę pończoch. Ponieważ masz pieniądze, a nie rodowód, oczekujemy, że będziesz ciężko pracować, aby pokonać sztuczny dystans, jaki społeczeństwo postawiło między tobą a mężem, na jakiego zasługujesz.
Matka zawsze mówiła tak, jakby bogactwo uprawniało rodzinę do przywilejów, które przysługują ludziom z tytułem szlacheckim.
– Zawsze mogę wyjść za kogoś z mojej sfery – powiedziała Emma. Prawdę mówiąc, nie bardzo chciała wychodzić za mąż. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, był jakiś obcy mężczyzna, jeszcze bardziej krytyczny niż jej matka.
– Nie wychowaliśmy cię, żebyś wyszła za mąż za kogokolwiek – odparła matka. – Po co w takim razie marnowalibyśmy pieniądze na edukację? Chcemy, żeby było ci lepiej.
To nie miało sensu. Jeśli wyjdzie za mąż, będzie tą samą zbyt wysoką i niezdarną córką producenta pończoch. Ale gdyby udało się złapać odpowiedniego męża, byłaby lady jakąś tam, zamiast po prostu Emmą. A według jej ojca, kiedy chciało się sprzedać produkt, dobra etykieta liczyła się bardziej niż zawartość pudełka.
Matka wróciła do swojej listy, po czym spojrzała na Emmę z uniesionymi brwiami.
– Nie będziesz miała żadnego męża, jeśli nie wykonasz pracy niezbędnej, żeby wiedzieć, kto jest dostępny, a kto nie. A teraz opowiedz mi o lordzie Braxtonie.
To było łatwe.
– Zaręczony – powiedziała z triumfem. – Ogłoszenie było w tym tygodniu w „The Times”.
Jej matka wymamrotała pod nosem jakieś nieeleganckie słowo i sięgnęła po pióro, aby wykreślić nazwisko z listy.
– Miałam takie nadzieje co do niego.
Emma poczuła tylko strach. Lord miał ponad sześćdziesiąt lat i był już trzy razy żonaty.
– To niefortunne – powiedziała, by udobruchać matkę.
– Gorzej! – wykrzyknęła. – To już trzeci w tym miesiącu. – Mówiła, jakby ci mężczyźni należeli do niej jak stado niesfornych kurczaków, które wciąż uciekały, zanim można je było pozbawić głów i przygotować do podania na stół.
– Będą inni – powiedziała Emma, modląc się w duchu, żeby jednak nie.
– Dla ciebie? – Matka rzuciła jej wątpiące spojrzenie. – Twoją główną zaletą jest młodość. Jesteś również... dobrze zbudowana. – Chyba matka myślała, że znalazła dobre określenie dla dziewczyny, która miała prawie sześć stóp wzrostu. Nie każdy mężczyzna chce mieć żonę wyższą od siebie. – Jesteś młoda, ale młodość to rzecz ulotna, moja droga.
– Mamo, ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat!
– A w przyszłym roku będziesz miała dwadzieścia dwa. – Powiedziała to tonem, który sugerował, że śmierć córki jest już bliska. – Zostało jeszcze kilka nazwisk. Opowiedz mi o sir Robercie Gascoynie.
– Trzydzieści dwa lata i owdowiały. Baronet. Brat Jacka Gascoyne’a, bohatera wojennego. Właściciel posiadłości niecałe dwie mile stąd.
– I...? – zapytała znacząco matka.
– Niewiele więcej można powiedzieć. Ten człowiek jest praktycznie pustelnikiem.
– Ma najładniejszy dom w hrabstwie – podpowiedziała matka. – Dwadzieścia akrów i prawie tyle samo pokoi w posiadłości. Pomyśl tylko, jakie przyjęcia będziesz wydawać, jeśli wyjdziesz za niego.
– Jeśli mi się oświadczy – sprostowała Emma. – W co wątpię, ponieważ jeszcze nie spotkaliśmy go osobiście na żadnym ze spotkań. Nie chodzi na bale w Londynie ani nie przyjmuje gości we własnym domu. I nie spotkałam jeszcze ani jednej osoby, która mogłaby powiedzieć, że go zna.
– To się zmieni, kiedy już się ożeni – zapewniła ją matka. – Zorganizujesz bal i zaprosisz utytułowane panie i panów. W zamian oni zaproszą cię do swoich domów. On może siedzieć w domu, ile tylko zechce, ale ty, moja droga, odniesiesz sukces towarzyski. A kiedy to już się stanie, mam nadzieję, że będziesz pamiętać o swojej biednej matce i przedstawisz ją socjecie.
– Oczywiście – powiedziała słabo Emma. W miarę upływu bieżącego sezonu matkę ogarniała coraz większa obsesja na punkcie znalezienia drogi do arystokratycznego towarzystwa. Jej obecna strategia wiązała się z udanym małżeństwem Emmy. Być może był to brak starań z jej strony, jak twierdziła matka, a może po prostu jej nie chciano, ale jak dotąd wszystkie starannie układane plany spaliły na panewce.
– Przestudiuj listę – Matka wcisnęła jej kartkę do rąk. – Wiedza jest kluczem do wszystkiego.
– Tak zrobię, mamo – powiedziała. – Ale na razie myślę, że jeśli chcę zachować dobre zdrowie, to muszę się przejść.
– W takim razie przejdź się w kierunku domu Gascoyne’a i zobacz, czy możesz znaleźć sposób, aby spotkać naszego sąsiada – rzekła matka ze stanowczym skinieniem głowy. – Wszystko, czego potrzebujesz, to jedno szczęśliwe spotkanie z właściwym dżentelmenem.

Sir Robert Gascoyne lubił swoją samotność.
A może raczej tolerował ją, tak jak się toleruje starego i nieco męczącego przyjaciela. Był sam od tak dawna, że nie mógł sobie wyobrazić innego sposobu życia.
Ponieważ nie było to dla niego żadnym nieszczęściem, powiedział sobie, że tak będzie najlepiej. Kiedy miało się szczęście rodziny Gascoyne’ów, na pewno było to lepsze, podobnie jak w przypadku jakiejś choroby. Narzucona sobie kwarantanna oszczędzała ludziom wokół niego zaraźliwych nieszczęść.
Choć ten plan oszczędził innych, dla Roberta nie było ucieczki przed rodzinną klątwą. Według jego agenta z Londynu, choć wszystkie inne kopalnie w Kornwalii rozkwitały, w kopalni cyny, w którą zainwestował, zabrakło rudy. Gdy był tam z wizytą, jego woźnica został kopnięty przez konia i złamał nogę.
A przecież mogło być gorzej.
Musiał być wdzięczny, że był jeszcze na tyle zdrowy, by samemu wrócić do domu, zamiast zostawiać swój najlepszy powóz w rękach niedoświadczonych stajennych. Z finansami w ruinie i strategiami w chaosie, dobrze było nie polegać na działaniach innych. Potrzebował czegoś, czym mógłby kierować, aby uspokoić nerwy i pozwolić sobie uwierzyć, że jego życie i przeznaczenie są czymś, nad czym może zapanować.
Dotychczasowa podróż przebiegała bez zakłóceń. Był doskonałym woźnicą, zdolnym poradzić sobie z każdym powozem. Jeśli przypadkiem koła się nie obluzują, za niecałą godzinę będzie w domu.
Dlatego z trwogą patrzył na kobietę przed nim, choć droga była wystarczająco szeroka dla pieszego, a ona trzymała się z boku. Nie było powodu, by sądzić, że grozi jej niebezpieczeństwo z jego strony. Ale nie było też powodu, by wierzyć, że przynosząca zyski kopalnia może wyczerpać żyłę zaraz po tym, jak włożył w nią pieniądze. Kiedy w grę wchodził Robert Gascoyne, działy się złe rzeczy.
Gdy się do niej zbliżył, zjechał tak daleko na przeciwną stronę drogi, jak uważał za bezpieczne, i zwolnił do kłusa. Ponieważ wydawała się pochłonięta czytaną książką, zawołał do stajennego, by ostrzegł ją dźwiękiem rogu.
Być może zbyt długo czekał, by dać znać o swojej obecności? Bo na ten dźwięk wydała zaalarmowany okrzyk, co przestraszyło konie, a on, starając się nad nimi zapanować, stracił ją z oczu. W jednej chwili była tam, w następnej zniknęła z pola widzenia.
Robert poczuł moment ślepej paniki i mocno szarpnął za lejce, przeklinając swoją nieostrożność i piekielnego pecha. Brak krzyku i złowroga cisza sprawiły, że zaczął się zastanawiać, czy dziewczyna nie została zabita.
Ale nie. Kiedy udało mu się zeskoczyć, nie było jej pod końskimi kopytami. Leżała na dnie rowu obok drogi, twarzą w dół, niebezpiecznie blisko kałuży.
Podbiegł do niej, modląc się, by nie było za późno, gdy odwracał ją twarzą ku niebu. Na szczęście choć była nieprzytomna, to wciąż oddychała. Jej piękna twarz przetrwała całkiem dobrze pod warstwą błota. Choć z rozcięcia na czole płynęła strużka krwi, mieszając żywą czerwień z jej miedzianymi włosami.
– Panienko? – powiedział łagodnie, nie chcąc znów jej przestraszyć. Ale słowo to nie wywołało nawet jęku odpowiedzi. Puls w miejscu, w którym dotknął jej dłoni, był słaby, a suknię miała rozdartą. Potrzebowała zimnych okładów na siniaki i kogoś bardziej wykwalifikowanego niż on, aby zbadać dalsze urazy.
Wrzucił książkę do kieszeni i wziął nieznajomą w ramiona, po czym ruszył pod górę, zaskoczony jej wzrostem, który musiał być zbliżony do jego własnego. Co miał z nią zrobić?
Wioska byłaby właściwym miejscem, jednak jego dom znajdował się kilka mil bliżej, a także bliżej domu chirurga. Najpierw zadba o jej dobro. Potem ustali jej tożsamość i wyśle wiadomość do jej bliskich.
Z westchnieniem frustracji zaniósł ją do powozu i położył na siedzeniu, dając znak stajennemu, by przejął stery na ostatnie kilka mil do domu, a następnie usiadł obok dziewczyny i oparł jej głowę o swoje kolana.
Podczas jazdy wbił wzrok w przeciwległą ścianę, próbując zignorować dziwne, niepokojące uczucie związane z tym, że tak blisko niego, w zacisznym wnętrzu powozu, przebywała kobieta. Dawno nie był sam na sam z żadną, a jeszcze dłużej nie zaspokajał swoich potrzeb. To było złe, że myślał o takich sprawach w obecności dobrze urodzonej młodej damy, ale nie mógł przestać.
Zerknął na nią, po czym szybko odwrócił wzrok. Nie była najładniejszą dziewczyną w Anglii, ale z pewnością jedną z najbardziej pociągających, jakie widział. Czy oczy będzie miała niebieskie czy zielone? Każdy z tych kolorów pasowałby do jej włosów.
Jeśli je otworzy… Sięgnął po chusteczkę, po czym chlapnął na nią trochę brandy ze swojej flaszki, by móc oczyścić ranę na głowie nieznajomej. Skóra miała bladą, ale podejrzewał, że to naturalne. Rudowłose często miały taką świetlistą cerę. Nawet umazana brudem, miała w sobie niemal królewską godność. Przywodziła mu na myśl śpiącą księżniczkę.
Nie mógł się powstrzymać od rzucenia okiem na jej lewą rękę i pusty palec serdeczny. Nie szukał żony ani teraz, ani kiedykolwiek. Nie był też księciem, na którego zasługiwała ta dziewczyna.
Po tym, jak zobaczy, jakie szkody mógł wyrządzić podczas przypadkowego spotkania, powinna uciec od niego, zanim się odezwie. Jego obowiązkiem było zapewnienie jej bezpieczeństwa i uwolnienie od swojej obecności jak najszybciej.
Ale jakaś część niego tego nie chciała. Podobało mu się, że się o niego opiera. Choć był odpowiedzialny za jej wypadek, to pomagała mu świadomość, że robił wszystko, by sytuacja wróciła do normy. Wyobrażał sobie, że ona się obudzi, jej złote rzęsy zatrzepoczą, a zdziwiony wyraz twarzy zmieni się w ulgę, gdy on wyjaśni, że ją uratował. Potem zapewniłby ją, że od tej pory wszystko będzie dobrze, dla nich obojga.
Potrząsnął głową, odrzucając obłędny pomysł, że szczęśliwa przyszłość nadejdzie tylko dlatego, że tego chciał. Następnie sięgnął za siebie i ponaglił stangreta.

***

Emma obudziła się z bólem głowy i poczuciem grozy, które zaczęło się, zanim jeszcze otworzyła oczy. Coś było bardzo nie tak. Zapachy, odczucia, dźwięki były nieznane. Próbowała się zorientować, gdzie jest, ale nie pamiętała, jak się tu znalazła.
Zaraz…. Czytała powieść Anna z Łabędziego Morza. Lektura pochłonęła ją do tego stopnia, że nie mogła jej odłożyć, nawet gdy wyszła na spacer, by uciec przed matką. To dlatego nie zwracała na nic uwagi, kiedy skręciła na pobocze, żeby przepuścić nadjeżdżający powóz. Lepiej by było, gdyby obserwowała ziemię, która nagle jakby zapadła się pod jej jedną stopą.
Poruszyła lewą kostką i jęknęła. Wątpiła, żeby była złamana, ale na pewno skręcona.
Podniosła głowę i spojrzała na obandażowaną stopę, opartą na poduszce, co miało zmniejszyć opuchliznę. Następnie poczuła na ciele mnóstwo świeżych siniaków, a także zyskała nieco niepokojącą wiedzę, że jest ubrana tylko w bieliznę i leży w łóżku obcego człowieka.
Podniosła się na łokciach, po czym ponownie opadła na poduszki, czekając, aż ból w czaszce ustąpi. Było jasne, że upadek, który spowodował zwichnięcie, zakończył się uderzeniem głową o jakiś kamień. Na czole czuła rosnący guz.
Dobrze, że nie mogła go zobaczyć. Kiedy wróci do domu, matka mocno zbeszta ją za to, że ostatecznie zniweczyła swoje szanse w tym sezonie z powodu niezdarności. Dobrze, że mama nie mogła teraz zobaczyć jej uśmiechu. Przy odrobinie szczęścia będzie w stanie przekonać ojca, że potrzebuje kilku tygodni rekonwalescencji na wsi, sama, ze stosem powieści Minerwy.
– Czy pani się obudziła, panienko? – Służąca pokazała się w drzwiach. – Lekarz będzie tu lada moment.
– Został wezwany lekarz? – Usiadła mimo bólu. – To nie było konieczne z powodu kilku siniaków.
– Sir Robert nalegał – powiedziała pokojówka.
– Sir Robert Gascoyne? – spytała, opadając na stos poduszek. Dobry humor całkowicie jej minął. Matka byłaby zachwycona, że znalazła sposób, aby dostać się do domu pustelnika. Ale Emma nie była z tego zadowolona.
– Martwił się – odrzekła służąca.
– I przypuszczam, że moi rodzice zostali poinformowani? – zapytała.
– Przez długi czas nie wiedzieliśmy, kim są – odparła pokojówka.
– Długi czas? Jak długo tu jestem? – spytała zdezorientowana Emma.
– Od dwóch dni – odpowiedziała pokojówka ściszonym tonem, który sugerował, że była to najbardziej ekscytująca rzecz, która wydarzyła się od wieków. – Lekarz powiedział, że lepiej pani nie budzić, a my nie mieliśmy pojęcia, kim pani jest. Sir Robert wysłał ludzi do wsi, aby ustalić, czy jakieś panie zaginęły. Ale dopiero dziś rano...
– Moi rodzice się nie niepokoili? – spytała zaskoczona.
– Właśnie przybyli i rozmawiają z lordem – zapewniła pokojówka.
To nie wyjaśniało, dlaczego nie szukali jej wczoraj.
– Mam nadzieję, że przywieźli mi czystą suknię – powiedziała, patrząc w dół na swoją bieliznę. – To jest raczej niestosowne...
– Próbowałyśmy, ale nie dało się zrobić nic z suknią, którą miałaś, pani, na sobie. – Pokojówka smutno potrząsnęła głową. – A w tym domu nie było nic, co by na panią pasowało.
– Oczywiście.
– Kiedy sir Robert wniósł panią do domu, pani suknia wisiała w strzępach – mówiła pokojówka, poprawiając Emmie poduszki. – A on wniósł panią po schodach i położył na łóżku, jakby ważyła pani nie więcej niż piórko.
– Czy Sir Robert był u mnie od tego czasu? – spytała. – Możesz go tu poprosić? Chciałabym przeprosić za narzucanie mu się w ten sposób.
Służąca zachichotała.
– To on narzucił się pani, spychając panią z drogi.
– On prowadził powóz?
– Był wcześniej wypadek – odpowiedziała służąca, co nie miało żadnego sensu. – Ale najbardziej martwił się o panią.
– To bardzo miłe z jego strony. Czy będzie mi wolno spotkać się z moim wybawicielem? Chciałabym mu podziękować.
– Powiedział, że to nie byłoby właściwe, skoro jest pani w sypialni i w ogóle – odpowiedziała służąca. – Ale jestem pewna, że może pani do niego napisać po powrocie do domu.
– Oczywiście – odpowiedziała Emma słabo, myśląc o tym, jak wielką porażką było jej polowanie na męża. Nie zdołała spotkać się z mężczyzną, nawet podczas pobytu w jego domu.
– Albo możesz się z nim spotkać za kilka minut, gdy już będziesz odpowiednio ubrana – powiedziała od drzwi jej matka. Następnie podeszła do łóżka, aby ująć ręce Emmy i zbadać ją wzrokiem. – Mam dla ciebie świeżą suknię i kilka wstążek do włosów. Ale przypuszczam, że nic nie da się zrobić z tymi siniakami.
Jak można było się spodziewać, po raz kolejny była rozczarowana."

"

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel