Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Romans na Barbadosie / Klucz do szczęścia
Zajrzyj do książki

Romans na Barbadosie / Klucz do szczęścia

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-276-8893-4
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczMonika ŁesyszakMałgorzata Dobrogojska
Tytuł oryginalnyClaiming His Cinderella SecretaryThe Italian’s Doorstep Surprise
Język oryginałuangielski
EAN9788327688934
Data premiery2023-01-18
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Tytuł dostępny przedpremierowo od dnia 04.01.2023 r. w Booktime.pl


Szef firmy informatycznej James Stowe właśnie się rozstał ze swoją kolejną dziewczyną. Miała z nim jechać na Barbados, gdzie planował sfinalizować służbowe negocjacje. Zabiera ze sobą swoją asystentkę Ellie Thompson. Z tą chłodną i opanowaną kobietą przynajmniej nie będzie miał żadnych emocjonalnych problemów. Nie przyszło mu do głowy, że gdy Ellie w tropikalnym klimacie zamieni służbowy kostium na skąpą sukienkę, nie będzie się mógł skupić na niczym innym poza jej urodą…

 

Fragment książki

Gdzie ona, na Boga, jest?
James odsunął fotel, wsparł stopy o biurko, splótł ręce za głową i patrzył ponurym wzrokiem na drzwi. Omal nie wyleciały z futryny, kiedy Naomi zatrzasnęła je za sobą. Dziwne, że szyby nie popękały, gdy wrzeszczała na cały głos. Wszyscy pracownicy musieli ją słyszeć. Pewnie jak tylko wystawi stopę za drzwi, zasypią go pytaniami.
Pomyślał, że polityka otwartości w biurze ma swoje wady. Stworzył atmosferę sprzyjającą swobodnej wymianie myśli młodych komputerowych geniuszy w nowoczesnej, otwartej przestrzeni. Nie wątpił, że skorzystają z okazji do plotek na temat burzliwego rozstania swojego szefa z ostatnią dziewczyną.
Pilnie potrzebował swej chłodnej, rzeczowej sekretarki, żeby przywróciła zaburzoną równowagę na resztę dnia. Gdzie się podziewała?
Na biurku zadzwonił telefon. Ujrzawszy na ekranie imię Naomi, postanowił nie odbierać. Nic więcej nie zostało do wykrzyczenia, a pogodzenie nie wchodziło w grę.
Musiał przyznać, że zbyt łatwo uwierzył, że zależy jej wyłącznie na karierze. Twierdziła, że wybieg dla modelek to doskonały punkt startu dla przyszłej projektantki. Pokazała mu nawet kilka szkiców. Powieka jej nie drgnęła, gdy oglądał pierwszy do góry nogami. Robiła wrażenie przystępnej i skorej do zabawy. Wyglądało na to, że traktuje ich romans równie lekko jak on. Dlatego zapytał, czy nie zechciałaby pojechać z nim na ślub jego brata na Hawaje.
Planował spędzić kilka dni na Karaibach, żeby zawrzeć umowę z obiecującą nową spółką z Barbadosu. Dał Naomi wolną rękę w wyborze pięciogwiazdkowego hotelu bez względu na koszty. W dzień korzystałaby ze wszelkich możliwych luksusów, a noce mieliby dla siebie.
Oczywiście załatwiłby tylko wstępne formalności. Sfinalizowanie kontraktu będzie wymagało obecności jego niezawodnej asystentki, więc podpisze go w Londynie, ale tam zacznie przygotowania. Później zamierzali odwiedzić różne wyspy hawajskie przed weselem.
To logiczne rozwiązanie oszczędziłoby mu kłopotu z samotnym przybyciem na ślub Maxa. Nie miał wprawdzie nic przeciwko nowożeńcom, ale jego brat, do tej pory zatwardziały kawaler, zaszokował go, wychwalając uroki niewoli.
Nauczony własnym doświadczeniem i przykładem tych przyjaciół, którzy zbyt młodo zmienili stan cywilny, a później gorzko tego żałowali, nie zamierzał iść w ich ślady. Dlatego przerażała go perspektywa zostania drużbą, zwłaszcza samotnym.
W ciągu sześciu lat uczestniczył w pięciu weselach. Zauważył, lub też tylko sobie wyobrażał, że wszystkie wolne kobiety nie marzą o niczym innym jak o złapaniu męża. Naomi skutecznie by je odstraszyła, nie stanowiąc zagrożenia. Tak jak on romansowała dla przyjemności, bez zobowiązań.
Tak przynajmniej myślał do niedawna.
Teraz przeklinał własną naiwność. Na szczęście pukanie do drzwi wyrwało go z ponurej zadumy.
– W samą porę! – skomentował, gdy Ellie wręczyła mu kubek mocnej, czarnej gorzkiej kawy, dokładnie takiej, jakiej potrzebował.
Umiała czytać w myślach.

– W samą porę? – powtórzyła Ellie.
Patrząc na swego charyzmatycznego, zabójczo przystojnego szefa, z trudem powstrzymała dreszcz emocji.
Pracowała dla Jamesa Stowe’a od trzech lat, ale wciąż robił na niej piorunujące wrażenie, które starannie ukrywała. Rozsądek podpowiadał, że pociąga ją w nim przeciwieństwo. Bystry, odważny James był sybarytą, chętnie korzystającym z cielesnych uciech. Ponieważ widziała niektóre z jego dziewczyn, wiedziała, że nie ma u niego szans.
W firmie nie obowiązywał służbowy strój. Młodzi, utalentowani pracownicy mogli rozładować nadmiar energii przy stole do ping-ponga lub tarczy do gry w rzutki albo wymieniać idee w salach dyskusyjnych.
Tylko Ellie zawsze nosiła urzędowe kostiumiki i buty na płaskich obcasach, a nadmiar energii rozładowywała raz w tygodniu na miejscowym basenie.
Stanowiła przeciwieństwo otwartego, szczerego do bólu szefa. Pewnie dlatego współpracowali w pełnej harmonii.
– Gdzie byłaś? – zapytał z chmurną miną.
Ellie usiadła naprzeciwko niego w skórzanym fotelu i zerknęła na laptop. Zawsze go ze sobą nosiła, żeby robić notatki i odpowiadać na pilne mejle.
– U dentysty – odpowiedziała, podnosząc na niego wzrok.
Napotkawszy spojrzenie błękitnych oczu, walczyła ze sobą, żeby nie spłonąć rumieńcem.
Był wprost nieprzyzwoicie piękny. Miał gęste, proste kasztanowe włosy, pięknie rzeźbione rysy, prosty nos, zmysłowe usta i metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Czasami śniła o nim tuż przed świtem.
– Czy mnie uprzedziłaś, że nie będzie cię aż do… – demonstracyjnie spojrzał na złotego roleksa na nadgarstku. – …wpół do trzeciej po południu?
– Oczywiście. Dwa dni temu wysłałam ci też mejla z przypomnieniem. Mogę go wydrukować, jeśli chcesz.
– Nie trzeba – odburknął. – Słyszałaś, co tu zaszło w czasie twojej nieobecności? To biuro to siedlisko plotkarzy! Pewnie już zapoznali cię ze wszystkimi szczegółami dramatu, który nie wydarzyłby się, gdybyś siedziała za swoim biurkiem, a nie w fotelu u dentysty! Swoją drogą, jak ząb?
– W porządku. Dziękuję, że zapytałeś.
– Co więc wiesz?
– Trish… wspomniała o jakimś incydencie z twoją dziewczyną – przyznała z ociąganiem.
– O incydencie?
– To nie moja sprawa – odrzekła dyplomatycznie, żeby nie drażnić szefa.
Plotkarska prasa go uwielbiała. Praktycznie co tydzień zamieszczała jego zdjęcia z jakąś pięknością wiszącą u ramienia. Żadna z nich nie miała jednak wstępu do wyremontowanej i przekształconej w biuro dawnej fabryki w Shoreditch, gdzie zatrudniał najbystrzejszych komputerowych geniuszy.
Ellie zadrżała, gdy wyobraziła sobie, jakie przyjęcie zgotował Naomi.
Podwładni Jamesa znali jego uczuciową niestałość. Wprawdzie pozwalał im na zadawanie osobistych pytań, ale wyjawiał tylko tyle, żeby zaspokoić ich ciekawość.
Ellie podejrzewała, że tylko ona widziała jego rezerwę. Zżerała ją ciekawość, ale przeczuwała, że próba jej zaspokojenia zaburzyłaby ich wzajemne relacje.
– Nie musiało do tego dojść – ciągnął James, niezrażony jej małomównością. – Zawsze jasno daję do zrozumienia moim partnerkom, że nie łączę pracy z przyjemnością. Przestań patrzeć w ten tablet, jakby mógł cię uratować przede mną.
– Myślałam, że zależy ci na jak najszybszym sfinalizowaniu kontraktu z Neco Systems, zanim ktoś sprzątnie ci okazję sprzed nosa. Układałam go przez cały ranek. Liczyłam na to, że go przejrzymy, zanim wyślę ci mejla.
– Gdybyś została w pracy, mogłabyś ją taktownie wyprowadzić.
– To nie moje zadanie. Zresztą dlaczego miałabym to zrobić?
– Bo wiesz, że nie toleruję tu kobiet za wyjątkiem współpracownic.
Ellie zrezygnowała z szukania ratunku w tablecie. Perspektywa rozmowy na osobiste tematy z błyskotliwym, energicznym szefem przerażała ją, ale i fascynowała równocześnie. Wiedziała jednak, że nic dobrego by z tego nie wynikło.
Wolała zachować dystans. Spędziła zbyt wiele lat na porządkowaniu własnego życia, żeby przekraczać granice, które sama sobie wyznaczyła. Lubiła tę pracę i za bardzo potrzebowała pieniędzy, by zaburzać starannie wypracowany układ.
– Być może nie określiłeś zasad wystarczająco jasno – odrzekła enigmatycznie.
James chodził z Naomi przez prawie pięć miesięcy, najdłużej ze wszystkich kochanek. Przypuszczalnie nieszczęsna dziewczyna doszła do wniosku, że traktuje ją poważnie i wizyta w jego biurze to nic zdrożnego.
– Oczywiście, że nie pozostawiłem cienia wątpliwości – zapewnił, patrząc na Ellie z takim niedowierzaniem, jakby nagle zaczęła mówić w obcym języku. – Widzę, jak trybiki w twoim mózgu pracują, więc powiedz wreszcie, co myślisz, zamiast trzymać buzię na kłódkę.
Ellie dała za wygraną. Jej energiczny, chimeryczny szef myślał szybciej niż większość ludzi. Czasami musiała wtopić się w tło, gdy przeklinał czyjś brak kompetencji.
Na nią nie wylewał złości. Respektował wyznaczone przez nią granice. Po rozczarowaniach kilkoma jej poprzedniczkami, robił wszystko, żeby zachować dobre relacje. Jej rezerwa powstrzymywała go też od dyskusji na temat jej prywatnego życia.
Ellie była z natury skryta. Dziwne, że znalazła miejsce w zespole bezpośrednich ludzi, śmiało wyrażających każdą myśl.
James starannie dobierał pracowników. Inteligentni, zaangażowani, umieli walczyć o swoje, ale też w odpowiednim momencie dać za wygraną. Zawsze pozostawali lojalni wobec szefa. Przez trzy lata jej pracy w firmie nikt nie złożył wymówienia.
Tylko jedna Ellie zachowywała dystans.
Przyszła na świat późno, po wielu latach daremnych starań jej rodziców o dziecko. Kochali ją, ale też chronili przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Nie pozwalali na żadne ryzykowne przedsięwzięcia.
Stanowili zgraną rodzinę, póki w wieku szesnastu lat nie straciła ojca, cztery miesiące po zdiagnozowaniu u niego nowotworu. Nagle jej wygodne, przewidywalne życie legło w gruzach. Spokojne wakacje w Walii przeminęły bezpowrotnie, tak jak gry planszowe zimą. Okazjonalne wieczory z przyjaciółmi, kiedy oboje rodzice niecierpliwie wyczekiwali jej powrotu, też odeszły w przeszłość.
Matka przeżyła załamanie nerwowe. Ellie musiała błyskawicznie dorosnąć, żeby otoczyć ją opieką. Zrezygnowała z marzeń o studiach. Dobrnęła do końca szkoły, poświęcając cały wolny czas na ratowanie matki przed nią samą.
Jej rodzice tworzyli nierozerwalną parę. Kiedy jedna połowa odeszła, cała struktura się zawaliła. Bez Robbiego Thompsona jego żona nie umiała funkcjonować. Najpierw zamknęła się z sobie, a potem zaczęła szukać ratunku w alkoholu, co poskutkowało uzależnieniem.
Dziwne, że Ellie zdołała skończyć szkołę. Zamiast studiować architekturę, jak sobie wymarzyła, chłonęła wszelką dostępną wiedzę o systemach komputerowych. Równocześnie pilnowała matki i robiła wszystko, żeby wyciągnąć ją z nałogu. Doprowadziła do pewnej stabilizacji, ale po dwóch udarach, na szczęście niezbyt groźnych, pozostał z niej cień człowieka.
Sprzedały dom i za uzyskaną sumę kupiły jej mniejszy na wybrzeżu, ale nadal cierpiała na depresję. Tragiczne doświadczenia sprawiły, że Ellie chroniła swoją prywatność i niczego nie przyjmowała za rzecz naturalną. Tęskniła za poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacją. Przerażała ją nieprzewidywalność i niepewność jutra.
Tymczasem James patrzył na nią wyczekująco. Kusiło ją, żeby wyrazić swoje zdanie, ponieważ ta sprawa obudziła w niej silne emocje.
– Tak jak mówiłam, nie mam wyrobionej opinii na temat twojego prywatnego życia poza pracą.
– Owszem, masz – zaprzeczył z szerokim uśmiechem.
– Czy miała jakiś powód, żeby tu przyjść? – spytała w końcu.
James wzruszył ramionami i wskazał gestem kącik dla gości z głębokimi skórzanymi fotelami, metalowym stolikiem i dużą rozkładaną sofą, na której czasami sypiał, gdy zostawał w pracy do późna.
– Chodźmy się zrelaksować – zaproponował. – Po ciężkim dniu moja głowa nie pracuje jak należy, a nie minęła nawet połowa.
– Jesteś tu szefem – przypomniała.
– Owszem, ale czasami warto zapomnieć o hierarchii. Przestań więc choć raz ukrywać się za tą swoją szklaną ścianą. I zostaw laptop – rozkazał, kładąc się na sofie. – Powiedz, co myślisz. Wyrzuć to z siebie. Uwierz mi, że będzie ci lżej.
Ellie pojęła, że stosowanie uników nic nie da. Nieoczekiwane pojawienie się Naomi i awantura wytrąciły Jamesa z równowagi. Musiał rozładować nadmiar emocji. Po raz pierwszy stała na linii ognia. Nie widziała lepszego sposobu na powrót do normalności, jak dać za wygraną i popłynąć z prądem. Skoro żądał szczerości, dlaczego nie dać mu tego, czego sobie życzył? Wzięła sobie krzesło i zaczęła ostrożnie:
– Może Naomi myślała, że nie ściągnie na siebie gniewu. W końcu chodziliście ze sobą dość długo…
– Kilka miesięcy.
– To twój rekord życiowy.
– Racja – przyznał z szerokim uśmiechem, już zrelaksowany. – Najdziwniejsze, że po trzech latach pracy u mnie wciąż pozostajesz dla mnie zagadką. Dwudziestoczteroletnią, o wzroście metr sześćdziesiąt pięć i wciąż tak samo tajemniczą. Jak to możliwe, że pamiętasz, jak długo spotykałem się z Naomi, a ja nawet nie wiem, czy masz chłopaka? Wolę nie pytać, bo odpowiedziałabyś, że to nie moja sprawa. I miałabyś absolutną rację.
Ellie zesztywniała. Popatrzyła na swoje płaskie pantofle, gładką granatową spódnicę do kolan i białą bluzkę. Zirytowało ją rozbawienie Jamesa. Czy uważał ją za nudną i pozbawioną wszelkich uczuć? Kiedy nazwał ją tajemniczą, ton jego głosu nie wskazywał, że go intryguje.
– Nieważne, jakie reguły ustanowiłeś. Większość kobiet nie widzi nic zdrożnego w złożeniu partnerowi niespodziewanej wizyty w miejscu pracy. Z pewnością jasno wyłożyłeś, co jej wolno, a co nie, ale…
Przerwała w pół zdania. Czy miała jakiekolwiek pojęcie o relacjach damsko-męskich? Niewielkie. Los odebrał jej szansę na chodzenie z chłopakami, ale na pewno nie chciałaby faceta z listą zakazów i nakazów.
Jej serce przyspieszyło rytm. Wyrażenie swojego zdania dało jej sporą satysfakcję, aczkolwiek nie wyjawiła wszystkiego. Przemilczała, że przystojny, zdolny, charyzmatyczny szef nieodparcie pociąga kobiety. Nic dziwnego, że lgnęły do niego jak muchy do miodu. Już królował na rynku komputerów i oprogramowania, a planował dalszą ekspansję na lukratywnym polu start-upów.
Mimo niestałości w uczuciach stanowił łakomy kąsek, choć ustanowienie reguł na początku związku nie czyniło z niego dżentelmena, za jakiego najwyraźniej chciał uchodzić.
– Ale…? – ponaglił z wyraźnym zaciekawieniem. – Zamieniam się w słuch.
– Ale kobiety to nie roboty – dokończyła Ellie. – Nie zawsze robią, co każesz. Mylisz je z podwładnymi. Traktujesz tak samo, jak ludzi, którym płacisz. Jeżeli któraś wpadła z niespodziewaną wizytą, nie powinna dostać bury za nieposłuszeństwo.
James wstał, podszedł do okna i przez kilka sekund patrzył przez nie w milczeniu. Wreszcie ruszył w jej stronę.
– Wyszedłem na tyrana – podsumował. – Zawsze tak mnie odbierałaś?
– Ja…
– Skoro zaczęłaś, nie trzymaj mnie w nieświadomości. To byłoby okrutne.
– Spytałeś, co myślę – przypomniała nieśmiało.
– I bardzo dobrze. W przeciwnym razie skąd miałbym wiedzieć, jak wielką urazę do mnie żywisz?
Gdy stanął naprzeciwko niej i wsparł ręce o solidny, drewniany kwadratowy stół, Ellie spłonęła rumieńcem.
– Nie żywię żadnej urazy! – wykrzyknęła.
– Naomi za dużo sobie wyobrażała – wyznał w końcu. – Nie wyrzuciłem jej z biura. Nie jestem takim potworem, jak myślisz.
– Nigdy tak o tobie nie myślałam!
– Oczywiście mnie zaskoczyła. Nie lubię, jak ktoś mi przeszkadza w pracy. Tym niemniej chętnie poczęstowałbym ją kawą, poświęcił jej piętnaście minut i odprowadził do wyjścia, ale… rozmowa nie przebiegła po mojej myśli. Najwyraźniej uznała zaproszenie na ślub Maxa za poważną deklarację z mojej strony. Pokazała mi sukienkę, którą planowała założyć, a potem kilkakrotnie dała do zrozumienia, że pragnie czegoś więcej niż zabawa. Zasugerowała, że najwyższy czas, żebym poznał jej rodziców. Z początku myślałem, że żartuje. Kiedy przypomniałem ustalone zasady, wpadła w furię. Kobiety wprawdzie nie są robotami, ale powinny rozumieć, że nie mogą liczyć na stały związek ze mną.
– Biedna Naomi – westchnęła Ellie.
– Biedna?
– No jasne. Rozbudziłeś i podsyciłeś jej nadzieje, przypuszczalnie w niezbyt taktowny sposób. – Kiedy parsknął śmiechem, dodała: – Dla twojej wiadomości, Jamesie, nie mam do ciebie żadnych pretensji. Uwielbiam swoją pracę. Uważam ją za absorbującą i pełną ciekawych wyzwań. Jeżeli nie odpowiada mi twoje podejście do związków, to osobista sprawa i nie chciałabym, żebyś pomyślał…
– Bez obawy – wpadł jej w słowo, zerkając na nią z zaciekawieniem. – Czy zrobiłabyś awanturę facetowi, gdyby poinformował cię, że nie interesuje go miłość ani małżeństwo?
– Przede wszystkim nie chodziłabym z kimś, kto nie traktowałby mnie poważnie – odpowiedziała szczerze.
Ellie wiedziała, że tylko ją krępuje dyskusja na tak osobiste tematy. James otwarcie rozmawiał z podwładnymi i zachęcał ich do szczerości. Na tym polegał jego nieodparty urok.
Pół roku wcześniej przez całą godzinę pocieszał jej przyjaciółkę, Trish, po zerwaniu z chłopakiem. Wysłuchał jej, podawał chusteczki, a na koniec zaoferował tygodniowe wakacje z osobą towarzyszącą w jednym ze swoich domów za granicą, wszystko na jego koszt.
– To poważne wyzwanie dla faceta – skomentował po chwili.
– Dla ciebie – sprostowała. Następnie wstała i przygładziła spódnicę.
– Widzę, że wracasz do pracy – zauważył z wyraźnym rozbawieniem.
– Najwyższy czas. Mamy dziś mnóstwo roboty.
– Myślę, że już sporą część odwaliliśmy. Więcej, niż można się było spodziewać.

James zdołał wsunąć stopę w drzwi. Ellie wpadła w popłoch, że dała mu pozwolenie na przełamanie barier. Wiedziała, że przesadza. Kiedy człowiek pracuje z kimś dzień po dniu, godzina po godzinie, nie sposób nie dopuścić tej osoby do swojego życia. Zaciekawiła go tylko dlatego, że przez długi czas trzymała go na dystans.
W głębi duszy żałowała, że nie potrafi być bardziej otwarta, ale zawsze była cicha i skryta. Po śmierci ojca jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.
Odpowiedzialność za matkę wymusiła na niej niezależność. Nie miała nikogo, kto pomógłby jej przeboleć utratę najbliższej osoby. Jej rodzice byli jedynakami. Ona też. Została więc sama na świecie. Przyjaciele z początku okazywali współczucie, ale stopniowo wracali do swoich spraw i tylko od czasu do czasu sprawdzali, jak się miewa.
Radziła sobie sama z rozlicznymi problemami bez niczyjego wsparcia. Nauczyła się polegać wyłącznie na sobie do tego stopnia, że dzielenie myśli z kimkolwiek, zwłaszcza z szefem, sprawiało jej trudność. Dlatego czuła, że straciła grunt pod nogami. Musiała odzyskać utraconą równowagę, żeby wrócić do dotychczasowego układu.

 

Tytuł dostępny przedpremierowo od dnia 04.01.2023 r. w Booktime.pl


Gdy Nico Ferraro dowiaduje się, że Honora, z którą spędził noc w Boże Narodzenie, jest z nim w ciąży, bez wahania się jej oświadcza. Chce zadbać o nią i o dziecko. Da jej wszystko oprócz miłości, bo jest przekonany, że nie potrafi kochać. Zakochana w Nicu Honora poślubia go. Niestety z każdym dniem coraz bardziej uświadamia sobie, że miłość bez wzajemności jej nie wystarcza. Marzy, by zdobyć serce Nica…

 

Fragment książki

Gwałtowny letni sztorm zaciekle atakował wybrzeże Atlantyku i położoną tam posiadłość. Właściciel stał w otwartym oknie, w nastroju równie chmurnym, jak rozciągający się przed nim widok. Miotany wichurą deszcz wpadał do gabinetu i zalewał drewnianą podłogę, pociemniale niebo przecięła błyskawica, a domem wstrząsnął grzmot. Nico Ferraro, ponuro zapatrzony w noc, upił kolejny haust whisky.
Stracił to, co liczyło się najbardziej. Majątek, sława, romantyczne podboje – to wszystko było nic. Stracił szansę zemsty, na którą szykował się od lat.
Z drugiej strony domu dobiegły jakieś łomoty. Natarczywe stukanie, a potem walenie. Ktoś dobijał się do frontowych drzwi.
– Proszę! – dobiegło przez odgłosy burzy. – Panie Ferraro, proszę mnie wpuścić!
Łyknął czterdziestoletniej szkockiej. Kamerdyner da sobie radę, a w razie potrzeby pomogą mu ochroniarze. Nie chciał w tej chwili nikogo widzieć.
– Jeżeli mnie pan nie wpuści, ktoś zginie! – zabrzmiał kobiecy głos.
Ciekawe. Może jednak warto dowiedzieć się, o co chodzi. Zaczął się odwracać od otwartego okna, zawahał się i w końcu je zamknął. To miejsce nie obchodziło go wcale. To tylko jeszcze jeden anonimowy dom przy plaży w Hamptons wart pięćdziesiąt milionów dolarów. W najbliższych dniach wystawi go na sprzedaż. Skoro nie będzie sceną zemsty, jest obecnie dla niego bezużyteczny.
W przestronnym holu przy frontowych drzwiach stało półkolem trzech mężczyzn, a przed nimi drobna, całkowicie przemoczona młoda kobieta. Ciemnowłosa piękność była w ciąży, mokra, biała sukienka oblepiała atrakcyjne kształty i duży, ciążowy brzuch. Nico uświadomił sobie, że ją zna.
– Czekajcie – powstrzymał ochroniarzy. – Wpuśćcie ją.
Szef ochrony spojrzał pytająco.
– Na pewno, szefie? Opowiada jakieś bzdury…
– Wpuść ją – powtórzył Nico i mężczyzna odsunął się niechętnie.
– Dziękuję… bardzo dziękuję… – Młoda kobieta chyba płakała, choć jej twarz mogła być równie dobrze mokra od łez, jak i od deszczu.
Chwyciła Nica za rękę.
– Bałam się, że mnie pan nie wpuści… A muszę to panu w końcu powiedzieć…
– W porządku. – Starał się zachować grzecznie. – Jest już pani bezpieczna, panno…? – Uświadomił sobie, że nie pamięta nazwiska, choć jej dziadek był od lat ogrodnikiem w jego manhattańskim apartamencie. – Ma pani ręce zimne jak lód – dodał szorstko, próbując ukryć zakłopotanie i odwrócił się do ochroniarza. – Przynieś pani koc.
– Oczywiście panie Ferraro.
Dziewczyna szczękała zębami z zimna.
– Ale ja… ja muszę panu powiedzieć…
– Cokolwiek to jest, poczeka, aż się pani rozgrzeje. – Chciał jej zaproponować whisky, przypomniał sobie jednak, że ciężarne powinny unikać alkoholu. – Może coś ciepłego do picia? Przynieś gorące kakao – polecił kamerdynerowi.
Sebastian pojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Kakao, proszę pana? Nie wiem…
– Obudź kucharza – burknął Nico i mężczyzna znikł.
Służba, pomyślał Nico. Wszyscy się teraz zaniedbywali. Dawniej nie musiał powtarzać poleceń, by rezydencje funkcjonowały jak dobrze naoliwione maszyny. Przynajmniej dopóki mu zależało. Tak było do Bożego Narodzenia… A teraz?
– Jaki dziś dzień? – warknął do szefa ochrony.
Mężczyzna spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Pierwszy lipca, panie Ferraro.
Minęło sześć miesięcy, a on ledwo co pamiętał, choć nadal kupował rezydencje i zarządzał firmą z Rzymu. Przeczesał palcami ciemne włosy. Coś się działo z jego głową?
– Nico, proszę – odezwała się dziewczyna.
To, że wnuczka własnego ogrodnika zwraca się do niego po imieniu, w końcu przyciągnęło jego uwagę. Młoda kobieta chwyciła go za rękę i patrzyła błagalnie, aż coś zaczęło mu się mgliście przypominać.
Ledwie ją znał. Widywali się okazjonalnie, kiedy dorastała, w ogrodzie na dachu jego manhattańskiego apartamentu. Mogła mieć ze dwadzieścia kilka lat. Może pozdrowił ją raz czy drugi, życzył wesołych świąt czy dobrych wakacji, ale nic ponad to. Nic, co tłumaczyłoby, dlaczego mówi mu po imieniu, jakby byli przyjaciółmi. Albo kochankami.
– Skąd się tu pani wzięła? I co ma oznaczać to zachowanie?
Kiedy ochroniarz narzucił koc na jej szczupłe ramiona, nieomal załkała.
Miała niezwykłe zielone oczy przy bladej cerze i ciemnych brwiach pasujących kolorem do dziko skłębionych włosów. Wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie:
– Mój dziadek jedzie tutaj, żeby cię zastrzelić.
– Nie rozumiem.
Jaką pretensję mógłby mieć do niego ogrodnik? Od Bożego Narodzenia nawet z nim nie rozmawiał. Dał mu wtedy wytyczne odnośne oświetlenia pergoli i drzewek na tarasie. Wtedy jeszcze zajmował się takimi sprawami. Wtedy jeszcze…
Pospiesznie odsunął od siebie wspomnienia.
– To jakiś żart?
– Jak mogłabym żartować w ten sposób?
Widział w jej oczach lęk i jakkolwiek niedorzecznie to brzmiało, najwyraźniej wierzyła w swoje słowa. Więc była to prawda albo miała jakieś problemy psychiczne. Nie potrafił tego ocenić, sam kompletnie wyczerpany po sześciu miesiącach spędzonych w stanie bliskim katatonii na stanowisku dyrektora naczelnego Ferraro Development Inc. Zawierał wielomilionowe kontrakty, ale nie potrafił sobie żadnego konkretnego przypomnieć.
– Dlaczego miałby chcieć mnie zabić, panno…?
Zbyt późno przypomniał sobie, że nie pamięta jej nazwiska. Uznał, że to wina szkockiej i odstawił na wpół opróżnioną kryształową szklankę.
Młoda kobieta spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Nie pamiętasz, jak się nazywam?
Zaprzeczanie nie miało sensu.
– Przepraszam, nie chciałem być nieuprzejmy. – Uśmiechnął się lekko, ale nie odwzajemniła uśmiechu. – Bardzo proszę przypomnieć mi swoje nazwisko.
– Jestem Honora Callahan, a mój dziadek to Patrick Burke. Uważa, że obraziłeś nas oboje. Dlatego wybrał się tutaj ze swoją starą myśliwską strzelbą i zamierza odstrzelić ci głowę.
Omal się wybuchnął śmiechem, na szczęście opanował się w porę.
– Dlaczego?
Na pięknej twarzy ponownie odmalowało się zdumienie i pod tym badawczym spojrzeniem poczuł się niekomfortowo.
Zerknęła nerwowo na szefa ochrony i drugiego ochroniarza. Obaj udawali, że nie słuchają, ale kiedy wspomniała o strzelbie dziadka, mimowolnie dotknęli kabur pistoletów.
– Dobrze – powiedziała. – Skoro tego chcesz. Ale nie pozwól go skrzywdzić. Niech go po prostu ignorują.
– Wolisz, żeby raczej to on zastrzelił mnie?
– Wyjdę do niego i spróbuję go uspokoić. Proszę tylko, żebyś został w środku, a twoja ochrona nie wyciągała broni.
– Mam się kryć jak tchórz w moim własnym domu?
– Och, na litość… – Tupnęła drobną stopą, a Nico zawiesił wzrok na jej pełnych piersiach, doskonale widocznych przez cienki, mokry materiał. – Po prostu nie wychodź i nie odpowiadaj. Dla ciebie to nie powinno być trudne.
Wyczuwał w jej słowach ton krytyki, którego nie rozumiał.
– Wciąż mi nie wyjaśniłaś, o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozmawiałem z twoim dziadkiem od miesięcy.
Blade policzki Honory zabarwił rumieniec. Pochyloną głowa wskazała brzuch.
– Wiesz, dlaczego – bąknęła.
Ogarnęło go przygnębienie, bo ciało nagle odgadło, o czym mówi, a mózg protestował ze wszystkich sił.
– Nie.
Podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
– Jestem z tobą w ciąży.

Błyskawica rozświetliła ciemność za oknem i przetoczył się grzmot. Honora z bijącym sercem wpatrywała się w przystojną twarz Nica. Od kolejnego grzmotu zadzwoniły szyby w zwróconych na ocean oknach. Ona też drżała, już nie z zimna, ale ze strachu.
Przez sześć miesięcy bała się ponownego spotkania z Nikiem, choć nie sądziła, że będzie aż tak fatalnie. Dziś myślała o swoim nastoletnim zadurzeniu w szefie dziadka z niechęcią i niedowierzaniem. Zauroczona, obserwowała go ukradkiem przy okazji pomagania w pracach ogrodniczych albo odrabiania lekcji na ławce w rogu tarasu.
Podobał jej się tak samo we fraku, z piękną kobietą u boku, jak i w skórzanej kurtce, kiedy wybierał się na rajd motocyklowy czy w szortach khaki, kiedy prywatnym odrzutowcem leciał na Malediwy. To był dla niej niezwykły i zupełnie jej nieznany świat, choć wychowała się w sąsiedztwie. Teraz, jako trzydziestosześciolatek, był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała.
Ona sama często czuła się niewidzialna. Kiedy dziadek kończył pracę w dużym ogrodzie na dachu, gdzie traktował każdą roślinę z miłością i troską, wracali metrem do dwupokojowego mieszkania w Queen’s. Wychowywał ją od jedenastego roku życia, kiedy zmarli jej rodzice, z cierpliwością, szorstką dobrocią i poczuciem obowiązku.
Najgłębszym jednak uczuciem darzył swoje rośliny. Czasem myślała, że będąc rododendronem, cyprysem albo jałowcem, dostawałaby więcej jego ciepła i uwagi. Całą swoją miłość ofiarował roślinom, śpiewał im i z nimi rozmawiał, czego nie dało się powiedzieć o wnuczce.
Czuła się niekochana, ale uważała, że i tak jest szczęściarą, bo skoro dziadek wziął ją do siebie i zapewnił dach nad głową, nie ma powodu do narzekań. Patrick Burke zawsze przedkładał obowiązek ponad wszystko inne. Honor był w ich rodzinie bardzo ważny, zresztą dlatego otrzymała takie imię.
Nic dziwnego, że wzdragała się powiedzieć staromodnemu i zasadniczemu dziadkowi, że jest w ciąży bez ślubu. Prędzej czy później i tak się dowie. Ukrywała ciążę pod luźnymi ubraniami i miała nadzieję, że Nico Ferraro odpowie na jej wiadomości i się z nią skontaktuje. Tak się jednak nie stało.
Minęła wiosna, nadeszło lato i coraz trudniej było znaleźć wymówkę dla noszenia obszernych ubrań. Kiedy w czerwcu nawiedziła Nowy Jork, dusząca fala lepkiego, wilgotnego upału dokuczała jej nieznośnie, a w ich mieszkaniu na Queens nie było klimatyzacji. Któregoś dnia dziadek zastał ją stojącą przed otwartymi drzwiami lodówki w samej bieliźnie. Wtedy zauważył brzuch.
– Och, nie – sapnął i rozpłakał się po raz pierwszy od pogrzebu jej rodziców trzynaście lat temu, a potem łzy zamieniły się w gniew. – Kim jest ten łajdak, który ci to zrobił?
Odmówiła zdradzenia tożsamości kochanka nawet przyjaciołom. Szofer zatrudniony w firmie Nica, Benny Rossini, Amerykanin włoskiego pochodzenia, zaproponował jej małżeństwo, co było bardzo miłe. Podziękowała mu jednak, bo nie chciała w taki sposób wykorzystać ich przyjaźni, i przez miesiąc żyła nadzieją, że wszystko się jakoś ułoży.
Ale dziś, kiedy pomagała dziadkowi w ogrodzie, gospodyni powiedziała im, że Nico Ferraro wrócił do Stanów po półrocznej nieobecności, a jego samolot wylądował właśnie w Hamptons, trzy godziny drogi od Nowego Jorku.
Po ponad dekadzie pracy dla niego, Patrick Burke dobrze wiedział, jakim jest playboyem. Wystarczył mu rzut oka na ściągniętą twarz wnuczki, by odgadnąć prawdę, porzucić łopatę i zacząć szukać starej strzelby.
Obawiała się poważnie, że ochroniarze Nica po prostu go zastrzelą, tłumacząc się koniecznością samoobrony. Dlatego koniecznie chciała porozmawiać z Nikiem, zanim starszy pan pojawi się u niego. Z największym trudem udało jej się wyperswadować mu jazdę na wschód pociągiem ze strzelbą.
– Niech Benny cię zawiezie – poradziła. – Tak będzie szybciej.
Kiedy zgodził się niechętnie, pospieszyła na dół, by omówić plan z młodym szoferem.
Benny zareagował na wiadomość o tożsamości ojca jej dziecka najpierw zaskoczeniem, a potem gniewem. Otrząsnął się jednak szybko i zgodził się podwieźć starszego pana do Hamptons bentleyem szefa i „przypadkowo” zgubić się po drodze.
– Tylko nie pozwól, żeby nas tam zastrzelili – dodał na koniec trochę nerwowo.
Niestety ona sama jechała dłużej, niż się spodziewała. Pożyczyła samochód Benny’ego, starego volkswagena garbusa, który popsuł się jakieś pięć kilometrów od domu. Przerażona perspektywą spóźnienia, przebyła resztę drogi biegiem, a była w szóstym miesiącu ciąży. W sukience bez rękawów i sandałach, w szalejącej burzy i silnym wietrze. Teraz przenosiła niespokojny wzrok z Nica na jego ochroniarzy i z powrotem.
– No więc? Zgoda? Kiedy dziadek się tu pojawi, pozwolicie mi to załatwić samej?
– Żartujesz, prawda?
Popatrzyła na playboya milionera, którego kiedyś uważała za tak egzotycznego i fascynującego, mimowolnie zaciskając pięści.
– To nie żart – powiedziała. – On już tu jedzie, choć okrężną drogą…
– Nie mogę być ojcem twojego dziecka – przerwał jej bezceremonialnie. – Nigdy cię nie dotknąłem.
Nigdy jej nie dotknął? Jak mógł tak twierdzić? Tego, że zaprzeczy, wcale nie brała pod uwagę. Tymczasem zachowywał się, jakby sobie tę ich wspólną noc wymyśliła. Jakby była jakąś naciągaczką i chciała go podstępem wmanewrować w małżeństwo.
W lutym, kiedy odkryła, że jest w ciąży, chciała postąpić jak należy i go o tym zawiadomić. Niestety ignorował wiadomości, jakie mu zostawiła w biurze w Rzymie i willi na wybrzeżu Amalfi. Poddała się w końcu. Skoro ojciec dziecka ucieka od odpowiedzialności, będzie zmuszona wychować dziecko sama.
Wykorzystał dziewczęce zadurzenie, odebrał jej dziewictwo, a teraz porzuci ją i dziecko jak zbędny balast.
– Nie zarzucaj mi kłamstwa – powiedziała niskim, drżącym głosem. – W przeciwieństwie do ciebie próbowałam zachować się honorowo.
– Gdybym się z tobą przespał, pamiętałbym to.
Był wysoki, atletycznej budowy i bardzo przystojny, ale ciemne włosy opadały potarganą strzechą na kołnierzyk rozchełstanej, białej koszuli, a czarne spodnie były pogniecione. Pachniał szkocką, skórą i dymem z kominka, a także deszczem, co dawało wrażenie męskości i dzikości. Z lubością wchłaniała ten zapach i wbrew wszystkiemu zatęskniła za nim, choć obiecywała sobie nienawidzić go do końca życia.
– Nie pamiętasz mojego imienia ani naszej wspólnej nocy – powtórzyła. – Jak można być tak zimnym i bez serca?
– To kiedy miało dojść do tego cudownego poczęcia?
– W noc Bożego Narodzenia.
– W noc Bożego Narodzenia?
Wyraz jego twarzy zmienił się nagle, jakby usiłował przywołać na wpół zapomniany sen, a w końcu spojrzał na nią z wyzwaniem.
– Nawet jeżeli do tego doszło, czego wcale nie potwierdzam, skąd masz pewność, że to właśnie ja jestem ojcem?
– Uważasz, że sypiam z różnymi mężczyznami w tym samym tygodniu?
– Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a ty jesteś wolną kobietą…
– Wiesz doskonale, że byłam wtedy dziewicą!
Ochroniarze nadal słuchali, ale gniew nie pozwolił jej się tym dłużej przejmować.
– Jak śmiesz mnie obrażać!
Zaraz potem usłyszała nadjeżdżający samochód i trzaśnięcie drzwi.
– Wyłaź stamtąd, Ferraro! – Głos Patricka Burke’a przedarł się przez wycie wiatru i szum deszczu. – Pokaż się, a wpakuję ci kulkę między oczy!
Ochroniarze jednocześnie sięgnęli po broń.
– Błagam, pozwólcie mi z nim porozmawiać.
Starszy spojrzał pytająco na szefa, który lekko skinął głową.
– Zatrzymaj go na zewnątrz – powiedział Honorze. – Jeżeli do nas nie strzeli, nic mu nie zrobimy.
– Dziękuję. – Jednak za gardło chwycił ją lęk.
Wzburzony Patrick mógł zacząć strzelać na oślep. Pospieszyła do drzwi, ale nagle przystanęła i odwróciła się do Nica.
– Nie robię tego, żeby chronić ciebie, tylko dziadka. Osobiście byłabym szczęśliwa, gdybyś został zastrzelony.
Otworzyła drzwi i wybiegła w letni sztorm, szalejący na wybrzeżu Atlantyku.

„Osobiście byłabym szczęśliwa, gdybyś został zastrzelony”.
Honora znikła w potokach wody, a Nico patrzył na nią, zaszokowany. Poczuł na sobie wzrok ochroniarzy, ale zaraz odwrócili się dyskretnie.
„Więc nie pamiętasz mojego imienia ani naszej wspólnej nocy. Jak możesz być taki zimny i bez serca?”
Te pogardliwe słowa przyprawiły go o pustkę w środku i przypomniały podobne, które usłyszał od Lany, kiedy zadzwonił do niej na plan filmowy w Paryżu, w Wigilię Bożego Narodzenia, by zerwać ich narzeczeństwo.
„Ty łajdaku bez serca! Nigdy mnie nie kochałeś!”, krzyknęła wtedy.
„Nie”, odparł krótko. „Przykro mi”.
Obudzony wcześniej tego dnia nowiną o śmierci swojego ojca, poczuł się jak pod lodowatym prysznicem. Książę Arnaldo Caracciola zmarł na zawał w Rzymie.
Po co więc zaręczyny z gwiazdą filmową, skoro nie mógł tym zaimponować ojcu?

Po rozmowie z Laną próbował wrócić do pracy, ale był tak podminowany, że na wszystkich krzyczał, a nawet zwolnił kilku doskonałych pracowników.
– Jest Wigilia. – Jego zastępca wręczył mu dwie tabletki nasenne. – Idź do domu, zanim nas zrujnujesz, i wyśpij się porządnie.
Rzeczywiście, w poprzednim tygodniu prawie nie sypiał, ale czuł się lepiej niż kiedykolwiek. Odbył nawet w miejskiej hali sportowej walkę z bokserskim czempionem wagi ciężkiej. Wepchnął się na ring i obraził silniejszego przeciwnika, po czym został dwukrotnie znokautowany. Za drugim razem stracił na kilka minut wzrok, ale jak tylko go odzyskał, chciał wrócić na ring. Na szczęście właściciel hali sprzeciwił się stanowczo.
– Jeżeli chce pan rozbić sobie głowę, panie Ferraro, proszę pójść gdzie indziej. Nie prowadzę kostnicy. I doradzałbym wizytę u lekarza, bo prawdopodobnie już ma pan wstrząs mózgu.
Lekarz? Zareagował na tę radę szyderstwem, ale kiedy wracał do mieszkania, ból głowy mocno się nasilił. Późnym popołudniem w Wigilię dom był już pusty. Personel wyjechał na święta i w pustych pokojach odzywało się tylko echo. Wyciągnął butelkę szkockiej i przez całą świąteczną noc gniewnie krążył po mieszkaniu.
Niewiele potem z tego pamiętał. Miał halucynacje i wyobrażał sobie niestworzone rzeczy. Prawdopodobnie popił pigułki nasenne szkocką, bo rano gospodyni znalazła go nieprzytomnego na podłodze i wezwała karetkę.

 

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel