Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Rozkosze życia (ebook)
Zajrzyj do książki

Rozkosze życia (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8220-8
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Devil's Bargain
TłumaczAnna Sawisz
Język oryginałuangielski
EAN9788327682208
Data premiery2021-12-29
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Finn DeLuca, uzależniony od adrenaliny złodziej dzieł sztuki, wychodzi z więzienia. Genevieve, projektantka biżuterii artystycznej, wolałaby się z nim nie spotykać, ale Finn domaga się widzeń z ich synkiem. Kiedyś kochali się nieprzytomnie. Był jak diabeł, kusił. Genevieve wiedziała, że pod jego nienaganną powierzchownością czai się niebezpieczna otchłań, która ją pociąga. Marzyła o tym, by ich miłosna noc powtórzyła się jeszcze choćby raz, bez względu na konsekwencje...

Fragment książki

Trzy lata. Tak długo udawało jej się unikać Finna DeLuki. Wszystko jednak wskazuje na to, że błogi spokój właśnie dobiega końca.
Genevieve Reilly wpatrywała się w swojego prawnika w oczekiwaniu, że ów wybuchnie śmiechem i powie, że to prima aprilis. Albo że ją czymś ukłuje i ona się obudzi…
– Sąd uwzględnił nasze stanowisko w przynajmniej jednej kwestii: Noah nie będzie mógł u niego nocować.
Uff, przynajmniej jakaś jaśniejsza iskierka w tym koszmarze.
– Ale jak mogło do tego dojść? Obiecywałeś mi, że w ogóle nie będzie mógł widywać dziecka! Nigdy! To przecież jest kryminalista po wyroku!
Lance uspokajającym gestem położył jej rękę na ramieniu.
– Nie, ja mówiłem jedynie o prawdopodobieństwie. Ale jak widać pan DeLuca dysponuje niezłymi koneksjami. Na jego korzyść zeznawał sam Anderson Stone.
– Kolejny przestępca.
– Dysponujący miliardami dolarów – dopowiedział adwokat. – Człowiek, który był w stanie rozpętać kampanię medialną przedstawiającą go w glorii bohatera ratującego ukochaną ze szponów gwałciciela.
– Wielkie mi halo. Ale Finn to co innego. On na pewno nie jest żadnym bohaterem. Według mnie to po prostu czarci pomiot.
Genevieve nawet nie mogła żałować dnia, w którym poznała Finna DeLucę, bo to automatycznie oznaczałoby żal z powodu zostania matką. A nic podobnego nie miało miejsca. Noah był czymś najlepszym, co jej się przydarzyło. Dzięki synkowi znalazła w sobie siłę, by porzucić toksyczne życie. Fakt, teraz musi walczyć o każdy grosz, ale warto było. Przynajmniej zyskała szansę na wychowanie zdrowego i szczęśliwego dziecka.
Lance wzruszył ramionami.
– Może i jest synem diabła, ale to w końcu ojciec Noaha – stwierdził. – No i szczerze mówiąc, kasa, którą ma, pozwala mu na przeciąganie spraw w sądach niemal w nieskończoność.
Genevieve skrycie wierzyła, że sądowa batalia potrwa jeszcze trochę i nie będzie musiała mieć bezpośrednio do czynienia ze swoim wrogiem. Niestety…
Teraz też mogłaby jeszcze raz złożyć odwołanie od decyzji sędziego, ale to oznacza, że w czasie jego rozpatrywania Finnowi przysługiwałoby prawo do odwiedzin.
A wtedy i ona musiałaby się z nim spotykać. Możliwość, która ją przerażała i… pociągała jednocześnie.
Bo jakaś cząstka jej duszy i ciała nadal tęskniła za Finnem DeLucą.
Ostatni raz widziała go na oświetlonym policyjnymi reflektorami dziedzińcu posiadłości jej dziadka. Ten chłodny, obojętny wyraz twarzy Finna, kiedy funkcjonariusz, trzymając mu dłoń na głowie, prowadził go na tylne siedzenie radiowozu…
Nie chciała uczestniczyć w jego procesie, na szczęście zresztą prokurator nie powołał jej na świadka. Bo i po co? Finn został złapany na gorącym uczynku. W jego kieszeni znaleziono wart piętnaście milionów dolarów brylant.
Należący do niej rodowy klejnot. Mało brakowało, żeby Gwiazda Reillych – bo tak nazywano drogocenny kamień – znalazła się w posiadaniu tego czarującego, wyszczekanego fagasa z piekła rodem. A dziadek zawsze kazał jej się trzymać z dala od takich typków.
Dla osieroconej we wczesnym dzieciństwie Genevieve dziadek był w zasadzie jedyną rodziną. Nic dziwnego więc, że zawsze chciała mu się przypodobać. I nie chciała go stracić.
Kto mógł przypuszczać, że zaledwie kilka miesięcy po aresztowaniu Finna będzie zdana sama na samą siebie. Życie lubi płatać zadziwiające figle. I nie są one przeznaczone dla ludzi o słabych nerwach.
Na myśl, że znowu zobaczy Finna, żołądek podchodził jej do gardła. On jest przystojny, charyzmatyczny, energiczny i niebezpieczny. W dodatku podejrzewała, że ta cała nienawiść do niego została jej wmówiona.
Przez nią samą.
– Adwokat pana DeLuki zasugerował, żebyśmy określili miejsce odwiedzin. Jego klient jakoby dba o twoje poczucie komfortu – odezwał się prawnik.
To niepodobne do Finna, którego zapamiętała jako skrajnego egoistę. Czarował wszystkich wokół, ale wyłącznie wtedy, gdy miał w tym interes.
Teraz jest tak samo.
Finn DeLuca niewątpliwie czegoś od niej chce, tylko ona jeszcze nie wie czego.
Na pewno nie chce za jej pośrednictwem objąć majątku Reillych. Musi wiedzieć, że sytuacja uległa zmianie i dziadek przestał ją wspierać. Z więzienia Finn przesłał jej nawet kilka czeków, których oczywiście nie zrealizowała. Obejdzie się. Sama da radę utrzymać dziecko.
Może nie zapewni Noahowi ekskluzywnej szkoły z internatem, ale zdoła go dobrze wychować. Bez brudnych pieniędzy Finna.
– Genevieve? – wyrwał ją z zamyślenia głos adwokata.
– Powiedz mu, żeby był u mnie w sobotę o dziesiątej rano. Zastanowimy się, co dalej. Ale nie pozwolę mu nigdzie zabrać małego, dopóki się nie przekonam, że potrafi się nim odpowiednio zająć.
– Jestem przekonany, że pan DeLuca spełni wszelkie twoje życzenia.
Ech, gdyby naprawdę tak było, zniknąłby z jej życia raz na zawsze.

Finn przyglądał się leżącym na biurku dokumentom. Była wśród nich duża kolorowa odbitka zdjęcia syna na huśtawce w parku. Mały wyglądał dokładnie jak młodszy brat Finna w tym samym wieku.
Stare dobre czasy…
Te same jasnoniebieskie oczy, ciemnoblond kędziorki, pyzate różowe policzki i usta składające się do śmiechu.
Nie po raz pierwszy wpatrywał się w tę fotografię. Przedtem nie przywiązywał do niej wagi, podobnie jak do niczego, co nie dotyczyło bezpośrednio jego własnej osoby.
Ale tym razem towarzyszyło mu poczucie zagubienia. No, może nie po raz pierwszy w życiu. Podobnie poczuł się, gdy po raz pierwszy ujrzał matkę Noaha.
Widok pięknej Genevieve wprawił go w zakłopotanie. Nigdy przedtem mu się to nie zdarzało.
A teraz patrzył na kobietę, która na zdjęciu stoi gdzieś w tle i z wyciągniętymi ramionami czeka, aż huśtawka zbliży się do niej i znów będzie mogła ją pchnąć do przodu. Rude włosy ma związane na czubku głowy, ale kilka kosmyków tańczy wokół twarzy.
Rzadko miała rozpuszczone włosy.
Poczuł pod palcami ich aksamitny dotyk. Gdy leżały rozrzucone na poduszce, jej jasnozielone oczy przyglądały mu się, a jego palce wędrowały po jej skórze.
Cholera, musi się opanować. Nie może dostawać erekcji na każdą myśl o Genevieve. To do niczego nie prowadzi. Wręcz może wzmóc jej opór. A on potrzebuje jej akceptacji. Inaczej nie będzie miał kontaktu z synem.
Kręcąc głową, wsunął zdjęcie pod właśnie dostarczone mu sprawozdanie.
– Ile jestem ci winien? – zapytał.
Anderson Stone spojrzał na niego zza biurka.
– Nic. Robię wszystko, żeby ci pomóc. Cieszę się, że po tak długim czasie będziesz mógł spotkać się z synem.
Fakt, czasem warto być cierpliwym, pomyślał Finn. Warto też być przewidującym. I planować kilka kroków naprzód. Tego – mimo całej jego pozornej lekkomyślności – nauczyło go życie.
A więc zwycięstwo. Poczuł przypływ adrenaliny.
– W końcu biznes prowadzi się, aby odnosić korzyści, no nie? – odezwał się do przyjaciela.
– Jestem tego w peeełni świadomy – odparł Stone.
– Chyba nie do końca. Nic nie wiem o innych twoich klientach, od których ciągniesz forsę. To, że masz wypasiony papier firmowy z twoim nazwiskiem wypisanym wymyślną czcionką, jeszcze nie czyni z ciebie eksperta ani gwiazdy palestry. Beze mnie byłbyś nikim.
– Fakt, nie mogę się skarżyć. Dostarczane przez ciebie informacje nieraz mi pomogły.
Finn z kolei też nie mógł narzekać. Stone i Gray wiele dla niego zrobili.
Kto mógł się spodziewać, że tym dwóm tak dobrze pójdzie? Gdy wspólnie zakładali firmę Stone Surveillance, nie łączyło ich właściwie nic poza chęcią pomagania ludziom i naprawiania zła. Może dlatego, że obaj kiedyś go zaznali.
Z kolei Finn nigdy nie potrzebował niczyjej pomocy. Żył w przekonaniu, że radzić trzeba sobie samemu. Każdy ma to, na co zasługuje. Jeśli ktoś jest głupi i daje się wykorzystywać, jego sprawa. Może to go czegoś nauczy? Każdą swoją kradzież i oszustwo Finn tłumaczył w ten właśnie sposób: jako przysługę. Niech pokrzywdzony na przyszłość lepiej zadba o swój majątek.
A i on coś zyska przy okazji. Im więcej, tym lepiej. Lubił wyzwania.
– Umawialiśmy się, że od ciebie nie bierzemy honorariów – przypomniał mu Stone. – Co najwyżej możemy cię zrobić wspólnikiem naszej kancelarii.
– Dzięki, nie trzeba. Ja mam robotę. I firmę.
– Ciekawe! – prychnął Stone. – Kiedy ostatni raz odwiedziłeś DeLuca Industries?
– Może jakieś… siedem lat temu? – Finn poważnie potraktował pytanie przyjaciela i uśmiechnął się krzywo. – Oni mnie tam nie potrzebują. Ja tylko przeglądam kwartalne raporty finansowe. Grunt to zatrudniać właściwych ludzi.
Stone pokręcił głową.
Nie rozumiał postawy Finna, gdyż sam pochodził z rodziny, która w ciężkim mozole dzień po dniu prowadziła firmę. Fakt, że była to wielka i zasobna korporacja, niczego w jego oczach nie zmieniał.
Finn z kolei już we wczesnej młodości odciął się od rodzinnego biznesu. Nie przeszkodziło mu to jednak przejąć go w spadku, przekazując kierowanie nim wynajętym menedżerom. A dzięki przychodom z rodzinnej firmy mógł żyć tak, jak chciał.
– Kradzieże to nie jest praca – zauważył Stone.
– O przepraszam, panie władzo, ja niczego nie ukradłem. Przynajmniej nie od momentu, kiedy mnie wypuścili z paki.
– I dlatego tak się interesujesz Noahem? Znam cię, Finn, zaraz zaczniesz się nudzić i kombinować. Tylko proszę cię, nie zrób znów czegoś głupiego. Twoje kwalifikacje mogą nam się przydać. Nie wracaj za kratki.
Finn założył ręce za głowę i bujał się na krawędzi krzesła. Lubił ryzyko, lubił niebezpieczeństwo, a przecież nawet upadając z krzesłem na podłogę, można się potłuc.
– Daj spokój, Stone. Dałem się złapać wyłącznie z jej powodu – powiedział, wskazując ruchem brody leżącą na biurku fotografię. – Nie trafię do kicia nigdy więcej.
Stone wydał z siebie świadczące o niedowierzaniu chrząknięcie.
– Specjalnie dałem się złapać za takie głupstwo, bo miałem na koncie ponad dwadzieścia o wiele poważniejszych numerów. I one uszły mi płazem – przekonywał Finn.
W pewnym sensie to była prawda. Genevieve go rozpraszała, rozleniwiała. Stracił czujność. A teraz musi odzyskać jej zaufanie i mieć dostęp do syna. Koniec, kropka.
– Sytuacja finansowa Genevieve jest mało stabilna – ostrzegł go Stone. – Ma co najwyżej kilka pojedynczych klejnotów, trochę metali szlachetnych.
Dla Finna to nie była żadna rewelacja. Finanse Genevieve znał tak dobrze jak swoje własne. Jego firma zbierała takie dane.
– Skąd to wiesz? – zapytał.
– Bo nie stać jej było na zatrudnienie lepszego prawnika, który mógłby pomóc jej wygrać z tobą.
Finn mógł się tego spodziewać, ale i tak przykro mu było słuchać takich rzeczy.
No cóż, będzie to musiał jakoś naprawić…
– Próbowałem jej podsyłać pieniądze, ale nie realizowała czeków. Nie martw się, stary. Mam wszystko pod kontrolą.
– No cóż, chyba wiesz, co robisz. – Stone spojrzał na Finna twardym wzrokiem.
Wszystko musi się rozegrać w ciągu najbliższych tygodni. Finn wiedział, że nie wolno mu popełnić błędu. Z drugiej zaś strony lubił stawiać wszystko na jedną kartę. Lubił przygody. Zwłaszcza te dobrze zaplanowane.

Genevieve przemierzała swój salonik z rękami założonymi na piersi, stukając obcasami o drewnianą podłogę. Co i raz wyglądała przez okno na uliczkę przed domem. Czekała.
Z drugiego końca holu dobiegał radosny szczebiot Maddie, która czytała Noahowi książkę. Co Genevieve zrobiłaby bez tej swojej najlepszej przyjaciółki?
To dzięki jej pomocy przeżyła ostatnie trzy lata. Maddie towarzyszyła jej nawet na porodówce.
Była też świadkiem wtargnięcia Finna w jej życie. Spotkali się na gali dobroczynnej zorganizowanej przez dziadka Genevieve.
Fakt, Finn był urzekający i przystojny. Chyba wszystkie obecne na uroczystości panie zwróciły na niego uwagę. I chyba tylko Genevieve wyczuła, że pod nienaganną powierzchownością czai się niebezpieczna otchłań, która ją… pociąga. Dla osoby wychowanej pod kloszem zło bywa atrakcją. Zakazany owoc zawsze kusi.
Zaciągnął ją na parkiet bez pytania o zgodę, co zaliczyła mu na plus. Pieścił jej odkryte plecy, temperatura rosła, pojawiło się pożądanie.
Które chyba do tej pory nie znikło całkowicie.
Spojrzała na zegarek i serce podeszło jej do gardła. Jeszcze tylko pięć minut.
Nie do końca rozumiała, dlaczego Finn tak nalega na widzenia z Noahem. Dotychczas znała go raczej z unikania odpowiedzialności. Wystarczyło popatrzeć, jak walkowerem oddał w obce ręce zarządzanie rodzinną firmą. I nagle ta ochota do bycia dobrym ojcem?
Najbardziej oczywiście obawiała się wpływu, jaki Finn może mieć na syna. Nie chciała, by Noah przywiązał się do taty, który nagle może zniknąć z jego życia lub go rozczarować w jakiś inny sposób.
Punktualnie o dziesiątej usłyszała trzaśnięcie samochodowych drzwi, a zaraz potem dzwonek. Poszła otworzyć drzwi, starając się ignorować motyle szalejące w brzuchu. Była bez tchu.
A Finn nic się nie zmienił. Nadal nosił wysokie buciory dla motocyklistów, szerokie bary ledwo mieściły się w drzwiach. Nie mogła zza nich dojrzeć, jakim przyjechał samochodem.
Czyżby to był ten sam maserati, w którym pędził dawniej po mieście na złamanie karku, prowokując policyjne pościgi?
Był dziki i niepohamowany, zupełnie inny niż ona. Uosobienie siły i mrocznego piękna. Niczym letnia nawałnica z piorunami zmiatał wszystko, co mu stanęło na drodze.
Burza ciemnych włosów, niedogolony zarost. No i te oczy. Ciemne, niemal czarne, choć właściwie koloru kawy bez mleka. Miała wrażenie, że jego wzrok przeszywa ją na wylot, że Finn dostrzega nawet te zakamarki, które chciała ukryć przed samą sobą.
Był jak diabeł, który siedzi na ramieniu i kusi do złego. Przy nim czuła się bezpieczna, piękna i inteligentna. No i do szaleństwa odważna.
Przed Finnem nie miewała żadnych sekretów. Przekonał ją, że nie powinna ich mieć i rzeczywiście prześwietlał ją do tego stopnia, że nic się przed nim nie mogło ukryć. A zdobytej wiedzy używał przeciwko niej. Żeby nie przyszło jej do głowy go porzucić, przestać kochać.
Przestać mu ufać.
A wszystko po to, by bez przeszkód wziąć sobie to, na czym mu naprawdę zależało – Gwiazdę Reillych. Nie bacząc, że to jej zniszczy życie.
– Będziesz mnie tu tak bez końca trzymać na progu, Genni? – zagadnął. – Sąsiedzi zaczną plotkować.
– Nie nazywaj mnie tak – zażądała bez zastanowienia i odruchowo cofnęła się, umożliwiając mu wejście do domu. Znów osiągnął to, czego chciał.
Przez chwilę obawiała się, że zechce jej dotknąć. Ale on tylko uśmiechnął się łobuzersko. Od tego uśmiechu pod nią niezmiennie uginały się kolana. Bo kryły się za nim niecne zamiary, wskutek których nagle orientowała się, że naga i spragniona rozkoszy ląduje w jego ramionach.
Ale teraz do tego nie dojdzie, nie ma mowy.
Odsunęła się od niego o kilka kroków i stanęła pośrodku pokoju, krzyżując ramiona na piersi.
– Nie wiem, po co tu przyszedłeś, Finn, ale cokolwiek to jest, na pewno tego nie dostaniesz – odezwała się.
– Pragnę jedynie poznać mojego syna. A ty wyglądasz świetnie, Genni – odparł.
– Przestań mi wciskać kit, oboje dobrze wiemy, jaki jesteś. Jeszcze nie przejrzałam twojej gry, ale to tylko kwestia czasu. A przy okazji: gdybyś nie wiedział – choć jestem pewna, że wiesz – ja już nie mam dostępu do majątku Reillych. Czyli zero klejnotów, zero biznesów, zero dzieł sztuki.
– Tak, mam tę świadomość. Inaczej nie wypisałbym ci czeku.
– Zaraz ci go zwrócę. I nie podlizuj mi się, to bezcelowe. Jesteś niezły w gadce szmatce, ale jeśli o mnie chodzi, szkoda na nią twojego czasu i wysiłku.
Twarz Finna jakby się ściągnęła, usta zamieniły się w wąską kreskę. Takim go jeszcze nie widziała.
No cóż, dotychczas pokazywał jej tylko takie oblicze, które chciał pokazać.
– Ja mówię serio – odparł. – I od teraz każde moje słowo masz traktować śmiertelnie poważnie. Zresztą dawniej też cię nie okłamywałem.
– Jasne. Z wyjątkiem zapewnień, że mogę ci zaufać i że nigdy mnie nie skrzywdzisz – odpowiedziała, śmiejąc się, co może było cokolwiek niestosowne.
Zrobił krok w jej kierunku, a ona uniosła ręce.
– Przykro mi, Genevieve.
Jeszcze trochę, a uwierzyłaby w szczerość tej deklaracji. Choć jeśli naprawdę jest mu przykro, to pewnie z tego powodu, że dał się przyłapać na kradzieży.
– To teraz bez znaczenia – powiedziała. – Nie czuję do ciebie nienawiści, choć powinnam. Dałeś mi Noaha. I dzięki temu dowiedziałam się, co to znaczy żyć. Jestem teraz szczęśliwsza i bardziej pewna własnej wartości. Ale to nie znaczy, że ci wybaczyłam i zapomniałam, jak mnie wykorzystywałeś. I przyrzekam – dodała, podchodząc bliżej i stając z nim twarzą w twarz – że nie pozwolę skrzywdzić ani zmanipulować mojego syna. Nie jestem już tą naiwną dziewczyną, którą znałeś trzy lata temu.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel