Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Rozstania i powroty
Zajrzyj do książki

Rozstania i powroty

ImprintHarlequin
Liczba stron224
ISBN978-83-291-2425-6
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329124256
Tytuł oryginalnyThe Princess Bride
TłumaczAnna Cicha
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-12-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Rozstania i powroty" nowy romans Harlequin z cyklu GWIAZDY ROMANSU.
Lachlan Brodie i Iris Conway osiem lat temu się rozwiedli. Przypadek sprawia, że ich drogi znów się schodzą. Lachlan przyjmuje pracę na oddziale ratunkowym szpitala uniwersyteckiego w Dublinie, nie wiedząc, że szefuje tam jego była żona. Pomimo początkowych napięć oraz zgrzytów zaczynają z sobą rozmawiać, coraz częściej i coraz szczerzej. I coraz lepiej rozumieją, dlaczego ich związek się rozpadł. Iris uważa, że wina była po jej stronie, ale Lachlan ku jej zaskoczeniu nie chce szukać winnych. Woli wykorzystać to, czego przez ten czas nauczyło ich życie, i proponuje Iris randkę...

Fragment książki

Suknia wieczorowa pochodziła od projektanta znanego w San Antonio, który prowadził własny butik w jednej z tamtejszych galerii handlowych. Jacobsville leżało w połowie drogi między San Antonio a Victorią, więc szybko można było dojechać na miejsce. Tiffany zakochała się w tej sukni od pierwszego wejrzenia. To, że kosztowała więcej niż całe jej kieszonkowe, bynajmniej nie zmniejszyło jej entuzjazmu. Była prosta, ale wyrafinowana i podkreślała jej kobiecość akurat na tyle, by King zauważył, że już nie jest dzieckiem. Biały jedwab spływał miękko aż do perłowych satynowych czółenek z błyszczącymi klamerkami, podkreślając kształty smuklej sylwetki. Głęboki dekolt z przodu uwydatniał krągłość piersi. 
Tiffany upięła długie włosy brylantowymi szpilkami i wsunęła w nie małą jedwabną gardenię. Efekt był oszałamiający. Wyglądała zmysłowo i niewinnie zarazem. Tak jak to sobie umyśliła.
Była trochę zdenerwowana, zstępując ze schodów wyłożonych szarym dywanem. Goście już się zjeżdżali, ale na razie większość z nich była mniej więcej w wieku Kinga. Zauważyła biznesmenów i polityków z towarzyszącymi im wytwornie ubranymi żonami albo dziewczynami. Przez krótką chwilę poczuła się bardzo młoda i niepewna, ale przywołała na usta popisowy uśmiech wychowanki elitarnej szkoły dla dziewcząt i z wprawą zajęła się zaproszonymi gośćmi. 
Doskonale się spisywała. Nikt by się nie domyślił, że jednak jest zdenerwowana. Przyjaciel jednego z młodych polityków, Wyatt Corbin, wziął jej uśmiech za zaproszenie i nie odstępował jej na krok. 
Był wysoki, tyczkowaty i rudowłosy, ale na swój sposób przystojny, jednak niezbyt elegancki i obyty. Zresztą nawet gdyby był bardziej interesujący, dla Tiffany liczył się tylko King – ta na niego zagięła parol. Krążyła od jednej grupki gości do drugiej, starając się pozbyć niechcianego adoratora. Niestety, Wyatt był uparty. Poprosił ją do tańca i poprowadził na parkiet w chwili, gdy do salonu wszedł King. 
Na jego widok Tiffany omal nie wykrzyknęła z zachwytu. W wieczorowym stroju prezentował się niewiarygodnie przystojnie. Doskonale leżący smoking podkreślał nienaganną sylwetkę, a biel jedwabnej koszuli uwydatniała ciemne włosy i kolor oczu. Rzucił Tiffany rozbawione spojrzenie i odwrócił się, by stawić czoło dwóm pięknym starszym od niej kobietom, którym najwyraźniej nikt nie towarzyszył. 
Carla Stark, sekretarka Kinga, nie została zaproszona – Tiffany nie miała wątpliwości co do słuszności tej być może niezbyt uprzejmej decyzji. Jednak krążyło za dużo plotek o niej i Kingu, a poza tym Carla nie była uczciwą rywalką. Tymczasem przez tego rudego pajaca, który z nią tańczył, mogła stracić swoją szansę. Uśmiechnęła się więc do niego słodko i nagle z doskonałą precyzją nadepnęła mu na duży palec. 
– Aj! – jęknął.
– Przepraszam cię, Wyatt – bąknęła, trzepocząc rzęsami. – Czyżbym nadepnęła na twoją biedną stopę? 
– To moja wina, pomyliłem krok. – Wyatt zmusił się do uśmiechu. – Wspaniale tańczysz, panno Blair.
Cóż za sympatyczny kłamca, uznała. Zerknęła w stronę Kinga, ale on nawet na nią nie spojrzał. Uśmiechnięty, rozmawiał z olśniewającą blondynką, prawdopodobnie córką jakiegoś polityka, która sprawiała wrażenie, jakby właśnie znalazła najpiękniejszy prezent pod choinką. I to dzięki mnie, pomyślała z rozpaczą Tiffany. 
Cóż, mogą oboje z Kingiem demonstrować, że się ignorują, stwierdziła w duchu i zwróciła zielone oczy na Wyatta. Wszystkiego najlepszego, Tiffany, dodała w myślach, i zagadnęła go o pracę. Był asystentem urzędnika rady miejskiej czy kimś w tym rodzaju i przez cały taniec, a także następny, opowiadał jej o swoich obowiązkach. 
Tymczasem King podszedł do sofy z tryskającą energią niedużą blondynką, zachowując się tak, jakby to on był gospodarzem. Tiffany miała ochotę krzyczeć ze złości. Czyje to w końcu przyjęcie? I z którym politykiem przyszła ta blondynka? Obrzuciła spojrzeniem pokój, szukając samotnego starszego mężczyzny. 
– Chyba powinienem choć raz zatańczyć z Becky – powiedział z westchnieniem Wyatt. – Jest moją kuzynką. Nie miałem z kim przyjść. Mogę cię na chwilę przeprosić?
Zostawił Tiffany i poszedł prosto do blondynki, która zdominowała Kinga. Jeśli się spodziewał, że ona doceni jego poświęcenie, to bardzo się mylił. Rozmawiała szeptem z Kingiem, który ponad głową Wyatta rzucił w stronę Tiffany ironiczne spojrzenie światowca. W odpowiedzi odwróciła się i poszła po poncz. Za minutę Wyatt był znowu przy niej.
– Nie czuje się opuszczona – oznajmił i zachichotał. – Wybrała sobie bogatego hodowcę bydła, Kingmana Marshalla, żeby wypróbować na nim swoje sztuczki. 
Tiffany popatrzyła na niego beznamiętnie. 
– Och, to on? – spytała z niewinną miną, starając się nie okazać złości, chociaż Wyatt i jego kuzynka skutecznie zniweczyli jej plany i zepsuli przyjęcie urodzinowe.
– Zastanawiam się, dlaczego on tu jest. – Wyatt zmarszczył czoło.
Tiffany chwyciła go za rękę.
– Zatańczmy – powiedziała, popychając go na parkiet.
Resztę wieczoru spędziła w towarzystwie Wyatta, ignorując Kinga tak ostentacyjnie, jakby wcześniej go nie spostrzegła i nie miała zobaczyć ponownie. Proszę bardzo! Niech jej złamie serce! I tak nigdy się o tym nie dowie. 
Uśmiechnęła się do Wyatta i zaczęła z nim demonstracyjnie flirtować, ale nie zaniedbywała innych zaproszonych uczestników przyjęcia. Gdy nadeszła pora na tort, podzieliła go na porcje i poprosiła Wyatta, żeby jej pomógł poczęstować gości. Wglądało na to, że King nie zauważył, jak Tiffany go lekceważy, i zdawał się nie dbać o to, że tylko jego omija szerokim łukiem. Natomiast Harrison był wyraźnie zdumiony zachowaniem córki i patrzył na nią zdezorientowany.
– To przyjęcie jest nudne – stwierdziła Tiffany godzinę później, gdy poczuła, że nie zniesie dłużej widoku blondynki uwieszonej na ramieniu Kinga. – Wybierzmy się na przejażdżkę – zwróciła się nieoczekiwanie do Wyatta. 
– Cóż... przyjechałem furgonetką – wybąkał zmieszany.
– Weźmiemy mojego jaguara.
– Masz jaguara? – zdziwił się. 
Nie zaszczycając Kinga ani jednym spojrzeniem, pomachała do ojca i posłała mu całusa, po czym pociągnęła Wyatta w kierunku drzwi wyjściowych. Wydawał się przytłoczony, gdy po dotarciu do auta rzuciła mu kluczki i zajęła fotel pasażera.
– Uważasz, że mogę go prowadzić? – spytał.
– Jasne, śmiało. Jest ubezpieczony – odparła i nadmieniła: – Lubię jeździć szybko. 
Tego wieczoru rzeczywiście zapragnęła zatracić się w szalonej jeździe, żeby nie myśleć o fiasku swoich planów i ignorującym ją Kingu. W tym momencie miała dość własnego życia. Chciała uciec stąd, i to jak najdalej.
Wyatt włączył silnik i nacisnął gaz. Tiffany opuściła szybę. Rozmyślnie wyjęła brylantowe spinki i włożyła je do torebki, pozwalając, by długie czarne włosy powiewały na wietrze. Szampan, który wypiła, najwyraźniej zaczął szumieć jej w głowie, bo nastrój się jej poprawił. 
Prędkość, z jaką poruszał się samochód, dodatkowo wzmogła jej sztuczną euforię. Ejże, nie będzie się przejmować obojętnością Kinga. Nic jej to nie obchodzi! Nic a nic!
– Co za auto! – zachwycał się Wyatt, wjeżdżając na główną drogę. 
– Prawda? – odparła ze śmiechem Tiffany. Odchyliła w tył głowę i zamknęła oczy. Ani jej się śni myśleć o Kingu. – Przyspiesz, Wyatt, przecież się wleczemy. Mówiłam ci, że lubię szybką jazdę. Ty wolisz wolną? 
Wyatt przecząco pokręcił głową i wcisnął do oporu pedał gazu. Elegancki pojazd wystrzelił do przodu niczym jego zręczny i groźny imiennik. Tiffany roześmiała się, uniesiona pędem auta. Tak, powiedziała sobie w duchu, ten pęd wygna wszystkie przykrości, całą złość, odświeży...
Nagle niespodziewane wycie syreny przerwało jej upojenie jazdą. Obejrzawszy się za siebie, zobaczyła migający kogut na dachu samochodu policyjnego. 
– Och, na litość boską, skąd oni się tu wzięli! – wykrzyknęła. – Nigdzie nie widziałam samochodu. Chyba zeskoczyli na spadochronie z wierzchołka drzewa – dodała z chichotem.
Wyatt zwolnił i zjechał na pobocze. Czerwony na twarzy i wyraźnie zmieszany, spojrzał na Tiffany.
– O rety, przepraszam. I to w twoje urodziny! 
– Nie przejmuj się. Przecież to ja kazałam ci tak szybko jechać.
Do samochodu podszedł wysoki policjant i stanął przy drzwiach od strony kierowcy. Wyatt właśnie usiłował opuścić szybę. 
– Wyatt, to ty? – zdziwił się.
– We własnej osobie, Bill – odparł z ciężkim westchnieniem Wyatt i wyjął prawo jazdy. – Tiffany Blair, Bill Harris – przedstawił ich sobie. – Niedawno podjął służbę w lokalnej policji. To mój kuzyn.
– Miło mi pana poznać, panie władzo, choć wolałabym, żeby odbyło się to w bardziej sprzyjających okolicznościach – powiedziała z bladym uśmiechem Tiffany. – To ja powinnam dostać mandat, nie Wyatt. Samochód należy do mnie i to ja poprosiłam go, żeby szybciej jechał. 
– Namierzyłem cię, jak jechałeś sto czterdzieści kilometrów na godzinę – zwrócił się do Wyatta policjant. – Naprawdę nie chciałem tego robić. Pan Clark będzie bardzo niezadowolony. Wielokrotnie mówił, co myśli o piratach drogowych.
– Burmistrz i tak mnie nie cierpi – zmartwił się Wyatt.
– Nie powiem mu, że dostałeś mandat, jeśli ty sam się nie przyznasz – zapewnił go z uśmiechem Bill.
– Chcesz się założyć, że i tak się dowie? 
– To moja wina – powtórzyła Tiffany. – Dziś są moje urodziny...
Lśniący czarny samochód europejskiej marki wysunął się nagle zza wozu policyjnego i zatrzymał. W minutę później wysiadł z niego King i podszedł do policjanta.
– O co chodzi, Bill? – spytał.
– Pędzili jak szaleni, panie Marshall – wyjaśnił policjant. – Muszę wypisać mandat. 
– Domyślam się, z jakiego powodu. – King przeniósł spojrzenie na bladą jak ściana Tiffany.
– Nikt nie przystawił mi pistoletu do głowy – rzekł szybko Wyatt. – To moja wina. Powinienem był odmówić. 
– Pierwsza lekcja odpowiedzialności to nauczyć się mówić „nie” – zgodził się z nim King. – Chodź, Tiffany. Dość już sprawiłaś kłopotów jak na jeden wieczór. Podrzucę cię do domu.
– Nie zrobię z tobą ani jednego kroku...! – zaczęła z furią.
Nie zważając na jej protest, King obszedł samochód, otworzył drzwi i wyciągnął Tiffany z auta. Poczuła dotknięcie jego palców na nagiej skórze ramienia i zadrżała lekko z podniecenia.
– Nie mam czasu na sprzeczki. Udało ci się wpędzić Wyatta w kłopoty. – Zwrócił się do młodzieńca: – Jeśli spokojnie odprowadzisz jaguara, to myślę, że kuzyn ci odpuści. Przepraszam, że zepsułem ci wieczór.
– Nic podobnego, panie Marshall. – Wyatt uśmiechnął się w stronę Tiffany. – Z wyjątkiem mandatu cieszyłem się każdą minutą!
– Ja też, Wyatt – powiedziała Tiffany. – Ja... King, przestaniesz mnie ciągnąć?
– Nie. Dobranoc, Wyatt. Dobranoc, Bill.
King poprowadził Tiffany do swojego sportowego auta wyposażonego w fotele obite skórą. Pomógł jej wsiąść, zajął miejsce za kierownicą i włączył silnik. 
– Nienawidzę cię, King – oznajmiła, gdy wyjechali na autostradę. 
– Ale to nie powód, żeby robić z Wyatta przestępcę.
Spojrzała na niego z zawziętą miną.
– Nie zrobiłam z niego przestępcy! Zaproponowałam mu tylko, żeby poprowadził jaguara.
– I powiedziałaś mu, jak szybko ma jechać?
– Nie skarżył się – rzuciła hardo. 
King zerknął na nią kątem oka. Bliskość Tiffany elektryzowała go, mimo że siedziała sztywno, z wściekłą miną. Jedno ramiączko sukni zsunęło się na aksamitne gładkie ramię, ukazując więcej niż tylko nasadę piersi. Jedwabna tkanina podkreślała każdą krzywiznę jej ciała. Poczuł zapach perfum rozchodzący się wokół niej niczym uwodzicielski obłok. Działała mu na nerwy i drażniła bez wyraźnego powodu. 
Zapalił papierosa, na którego zresztą nie miał ochoty, i od razu go zgasił, przypomniawszy sobie, że w zeszłym tygodniu rzucił palenie. Jechał szybciej niż zwykle.
– Nie mam pojęcia, po kiego diabła mnie zaprosiłaś, skoro zamierzałaś spędzić cały wieczór z tym cholernym urzędasem – powiedział. 
– Asystentem sekretarza – poprawiła go Tiffany i odsunęła z twarzy długi kosmyk. 
Zerknęła na Kinga i stwierdziła, że wygląda na poirytowanego. Twarz miał zaciętą i jechał prawie tak szybko, jak wcześniej Wyatt.
– Kimkolwiek on jest – mruknął.
– Nie miałam pojęcia, że w ogóle zauważyłeś, co robię – odparła przesadnie słodkim głosem. – Przecież śliczna kuzyneczka Wyatta oplotła się wokół ciebie niczym powój.
– Oplotła? 
– A nie? – spytała Tiffany, odwracając głowę. – Przepraszam. Tak mi się wydawało. 
King zjechał na pobocze i odwrócił się do Tiffany. Zacisnął rękę na kierownicy, ale oczy utkwił w jej twarzy. Widziała go w świetle padającym od wskaźników na desce rozdzielczej. 
– Czyżbyś była zazdrosna, złotko? – spytał prowokująco tonem, jakiego nigdy u niego nie słyszała. 
Ton był łagodny i niski. Sprawił, że jej ciało przeszedł dreszcz.
– Myślałam, że miałeś być moim gościem, to wszystko – stwierdziła.
– I ja tak myślałem, dopóki nie zaczęłaś uwodzić Wyatta.
Bawił się ramiączkiem, które opadło jej na ramię. Sięgnęła, żeby je poprawić, ale King jej w tym przeszkodził. Uniosła wzrok i popatrzyła na niego pytająco. W panującej w aucie ciszy słyszała bicie własnego serca.
King przesuwał palce wzdłuż ramiączka sukni, muskając jej nagą skórę w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Zesztywniała, gdy powędrował palcami ku nasadzie piersi. 
– Zauważą, że nas... nie ma – powiedziała zduszonym głosem.
– Tak myślisz?
Uśmiechnął się, bo wyczuł, że ją podnieca, i to mu się spodobało. Widział, jak jej pierś faluje pod wpływem przyspieszonego oddechu. Spostrzegł sutki odznaczające się pod jedwabną tkaniną sukni. Puls na szyi był wyraźny i szybki. Uznał, że tego wieczoru osiągnęła pełnoletność, i to nie tylko pod względem metrykalnym. 
Powolnym ruchem wyłączył silnik. Księżyc świecił jasno, a dodatkowo padało światło od tablicy rozdzielczej. To im wystarczało. 
– King – szepnęła drżącym głosem Tiffany.
– Nie bój się – uspokoił ją. – Będzie rozkosznie.
Obserwowała ruchy jego dłoni jak sparaliżowana. Opuścił ramiączko jeszcze niżej, aż góra sukni opadła do sutka, a następnie ściągnął je, żeby odsłonić całą pierś. Niejedną kobietę widział nagą, ale tym razem to była Tiffany – młoda, niewinna i całkowicie pozbawiona doświadczenia.
Przesuwał palce wzdłuż jej obojczyka, wpatrując się w jej twarz. Szeroko otwarte zielone oczy wydawały się ogromne. Pomyślał, że najprawdopodobniej wszystko to było dla niej czymś nowym i być może trochę ją przerażało. 
– Jesteś już pełnoletnia – zauważył. – To musi się kiedyś stać.
– W takim razie... chcę... żeby to stało się z tobą – wyszeptała. 
Puls Kingmana przyspieszył. Oczy mu pociemniały.
– Naprawdę? Zastanawiam się, czy w pełni zdajesz sobie sprawę, w co właściwie się wdajesz? – mruknął. Pochylił się ku Tiffany i zauważył, że stężała. – Nie zranię cię – szepnął.
Odchyliła się na siedzeniu, gdy się do niej zbliżył. 
– Masz takie cudowne piersi – powiedział cicho, wodząc po nich dłonią powoli i czule. – Idealne.
– Bolą mnie – wyszeptała, niemal łkając.
Przymknęła na wpół powieki, była niczym sparaliżowana. Takich doznań jeszcze nigdy nie doświadczyła, wszystko to było dla niej czymś zupełnie nowym, nieznanym.
– Mogę coś na to zaradzić – napomknął z uśmiechem.
Palcem wskazującym dotknął sutka jednej piersi i wodził wokół niego powolnymi ruchami, obserwując, jak twardnieje. Usłyszał stłumiony okrzyk, który wyrwał się z ust Tiffany, i spojrzał w jej zamglone oczy. 
– Tak – zdecydował, jakby jej wyraz twarzy powiedział mu wszystko. 
Rzeczywiście go pragnęła. Pozwoliłaby mu zrobić wszystko, co tylko by chciał. Poczuł, że ogarnia go coraz większe pożądanie.
Tiffany niecierpliwie poruszyła się na siedzeniu, trudno jej było utrzymać kontrolę nad własnym ciałem. Odrzuciła w tył głowę, rozchyliła pełne wargi.
King przyciągnął ją bliżej do siebie i zbliżył usta do jej warg. Obserwował twarz Tiffany, kiedy przesuwał palce wzdłuż jej piersi, brał ją w dłoń, jakby chciał zważyć jej ciężar i pieścił kciukiem sutek.
Tiffany krzyknęła bezwiednie i przygryzła dolną wargę. 
– Nie rób tego – szepnął. – Pozwól mi...
Zbliżył twarz do jej twarzy i wodził ustami po jej wargach z jednego końca na drugi, a także delikatnie je skubał. Nosem muskał koniuszek jej nosa, jednocześnie dłonią pieszcząc pierś. 
– Otwórz usta, dziecinko – powiedział ledwo słyszalnym głosem.
Posłuchała.
Po chwili jęknęła głucho, silnie pobudzona. Nie przyszłoby jej do głowy, że pocałunek może być tak intymny, słodki i ekscytujący. King wsunął język między jej wargi, sięgając w głąb jej ust, i dotykał jej języka. 
– King – wydyszała między jednym oddechem a drugim. Wsunęła palce w jego włosy, gładziła kark. – Mocniej, King – szeptała drżącym głosem. – Mocniej, mocniej! – ponagliła go.
Nie spodziewał się takiego odzewu. Stał się bardziej gwałtowny, niż zamierzał. Nieomal rozgniatał ustami jej wargi, aż pod ich naporem Tiffany odchyliła głowę na jego ramię. Dłonią odnalazł najpierw jedną pierś, potem drugą, rozkoszował się jedwabistą skórą, a twarde sterczące sutki dowodziły, jak bardzo Tiffany jest podniecona.
Zapomniał, ile ma lat, zapomniał, gdzie się znajdują i która jest godzina. Gwałtownym ruchem przyciągnął ją do siebie, objął i pochylił głowę do jej ciała.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel