Rycerski honor (ebook)
Nicholas jest biegły w rycerskim rzemiośle. Walczy dla zapłaty, bo musi odbudować rodową siedzibę i spłacić długi. Gdy po latach wraca do domu, jest już zupełnie innym człowiekiem. Przywykł do awanturniczego życia, a na spokojnej wsi trudno o przygody. Zarządzanie majątkiem męczy go bardziej niż wymachiwanie mieczem. Jednak najbardziej cierpi z powodu utraty ukochanej Matildy - teraz wdowy po jego najlepszym przyjacielu. Chętnie wyruszyłby na kolejną bitwę, ale zmienia plany i obiecuje otoczyć Matildę opieką. Zadanie okazuje się trudniejsze, niż zakładał. Kocha Matildę coraz mocniej, lecz wyznanie miłości kobiecie opłakującej męża jest wysoce niestosowne… chyba że ona odwzajemnia te uczucia.
Fragment książki
Nicholas powoli, jakby coś go wstrzymywało, jechał w stronę domu, który był dla ojca więzieniem i przyczynił się do jego śmierci.
Dwór Mei Solis… Co za śmieszna nazwa: Moje Słońce. Był to hołd zubożałego rycerza złożony młodej żonie, Helenie z Katalonii, szóstej córce w familii, która zdobyła na morzu bogactwo, ale nie miała tytułu. Jednak ojciec Nicholasa, prosty rycerz ze zrujnowaną posiadłością, był nieźle ustosunkowany na królewskim dworze w Londynie, dzięki czemu udało mu się poślubić majętną kobietę.
Ojciec promieniał z dumy, gdy przywiózł te radosne wieści. Srebro miało sprawić, że przy mądrych inwestycjach i dobrym zarządzaniu żyzna ziemia wreszcie rozkwitnie.
Nicholas, który miał wtedy sześć lat, doskonale pamiętał dzień przyjazdu Heleny. Ojciec przez wiele miesięcy przygotowywał posiadłość na przybycie żony, więc Mei Solis nigdy nie wyglądało lepiej. Kiedy powóz się zatrzymał, ojciec wbrew obyczajom osobiście pomógł żonie wysiąść. Stanęła obok niego z wysoko uniesioną głową i bladym uśmiechem. Jej jasna, niemal biała suknia wydawała się świecić. Uszyta była z materiału, jakiego Nicholas nigdy wcześniej nie widział. Jego pierwszą i jedyną myślą na widok macochy było to, że słoneczne światło, choć swym blaskiem rozjaśnia ziemię, to nie trwa wiecznie i zawsze znajduje swój kres w mrokach nocy.
Miał rację. Helena otrzymała dość skromny posag. Większą jego część oddała mężowi na utrzymanie posiadłości, a resztę wykorzystała na powrót do Londynu, na dwór królewski, gdzie pozostała pomimo błagań ojca i jego wysiłków, by uczynić Mei Solis lepszym miejscem do życia. Została tam nawet wtedy, gdy Nicholas poinformował ją o nagłym zgonie męża.
Po śmierci ojca Nicholas kilkakrotnie widział Helenę na dworze. Zawsze była otoczona ludźmi i nie miała dla niego wiele czasu, ale uprzejmie się witali i wymieniali kilka zdań, gdyż wciąż łączyła ich umowa. Ojciec zapłacił życiem za utrzymanie majątku, a Nicholas wypłacał Helenie brzęczące monety, by mogła sobie pozwolić na wytworne stroje. To był jego wyrok i jego więzienie. Dopóki będzie musiał płacić Helenie, dopóty nie zdobędzie swobody finansowej.
Przez całą drogę z Londynu towarzyszyło mu bezchmurne niebo, ale piękna pogoda nie złagodziła burzy wspomnień i brutalnych faktów. Zdobycie wystarczającej sumy pieniędzy zajęło mu sześć lat, a w tym czasie stracił przyjaciół, oko i jedyną miłość. Mógłby powiedzieć, że tak naprawdę stracił wszystko.
Spomiędzy nagich szczytów i dolin wyłonił się samotny jeździec. Czyli ktoś wyjechał mu na powitanie.
Nicholas nie życzył sobie powitania. Przez długi czas żył w przekonaniu, że nigdy tu nie wróci, i nie zrobiłby tego, gdyby nie obiecał przyjacielowi, najemnikowi jak on, który zawarł pokój ze swoją przeszłością i odnalazł szczęście, że zrobi to samo. Z tym że mówiąc wprost, nie bardzo wiedział, co mógłby naprawić. Mógł tylko zemścić się na tych trojgu, którzy go zdradzili. Ale choć zadali mu wiele cierpienia, do tej pory nie zdobył się na równie bolesny rewanż. Jednak ta niezałatwiona sprawa wciąż wisiała nad nim i nie dawała mu spokoju. Dlatego przybył tu i jechał samotnie drogą, której już nigdy nie miał zamiaru przemierzyć.
Zamierzał spędzić zimę w swoim starym domu o niedorzecznej nazwie, wymierzyć sprawiedliwość ludziom, którzy go zawiedli, a potem znowu zniknąć. Miał nadzieję, że uwolniony od boleśnie jątrzącego poczucia zdrady, wreszcie będzie mógł poszukać dla siebie przyszłości. Musiał zatem dokonać zemsty, bo tego, co mu uczyniono, nie da się zbyć zwykłymi przeprosinami i zadośćuczynieniem. Nienawiść była jedynym uczuciem, jakim Nicholas karmił się od trzech lat. Niczego już nie mógł naprawić. Stracił wszystko, co było cenne w jego przeszłości, więc niczego nie mógł tu zyskać. Mei Solis było dla niego pustym miejscem, domem bez duszy.
Gdy jeździec się zbliżył, Nicholas rozpoznał Louve’a, przyjaciela z dzieciństwa, ale nawet to go nie ucieszyło. Louve zbyt ostro ściągnął wodze i koń zarył kopytami w ziemię. Już jako dzieciak był doskonałym jeźdźcem, więc jedynym powodem tak gwałtownej i niekontrolowanej reakcji mogło być tylko to, że zauważył twarz Nicholasa.
Bliznę miał już od lat. Ostrze trafiło w brzuch i przeszło przez pierś, a potem jednym ruchem nadgarstka wróg poprowadził czubek miecza przez twarz, zahaczając o lewe oko. Teraz w tym miejscu widniała tylko srebrzysta szrama, a Nicholas nigdy już nie uniesie lewej powieki. Ale było to również błogosławieństwo, bo przez to, że nie widział po lewej stronie, tym pilniej ćwiczył z mieczem i tym zacieklej walczył. Jako najemny rycerz odnosił korzyści ze swojej blizny, ale dla szlachetnie urodzonego pana na włościach było to obciążenie. Będzie musiał znosić pytania o to, jak ją zdobył, i omijać prawdę lub po prostu kłamać, bo gdyby powiedział prawdę, usłyszałby przerażone westchnienia, a co gorsza, naraziłby się na litość. Wiedział o tym i chociaż zwykle nie nosił przepaski na oko, nałożył ją, gdy wyruszył do domu. Przepaska zakrywała najbardziej okaleczony fragment twarzy, a mimo to koń Louve’a omal nie stanął dęba, gdy jego pan stanowczo za mocno szarpnął wodze.
Nicholas dopiero wjechał na swoje ziemie, więc by dotrzeć do celu, musiał jeszcze pokonać spory dystans. Miał nadzieję, że przemierzy go bez pośpiechu i samotnie zlustruje, w jakim stanie są pola, lecz jeden z jego najdawniejszych przyjaciół – jeden z tych, którzy go zdradzili – wyjechał mu na powitanie i na jego widok ledwie utrzymał się w siodle.
Nicholas również się zatrzymał, ale żaden z nich nie umknął wzrokiem. Po chwili zeskoczyli z siodeł, a Nicholas jeszcze przez chwilę pozwalał Louve’owi gapić się na swoją twarz.
Louve również się zmienił. Ciemne włosy miał dłuższe i wyraźnie zmężniał, ale nonszalancki błysk w oczach, jakby cały świat był tylko żartem, wydawał się boleśnie znajomy.
Po kolejnej chwili Louve zacisnął usta i cicho gwizdnął.
– Ty głupi draniu. Wróciłeś, ale zapomniałeś oka.
Nicholasa ucieszył widok Louve’a, ale to jeszcze nie znaczyło, że podoba mu się takie powitanie, bowiem przyjaźń, która ich kiedyś łączyła, została bezpowrotnie zniszczona. Ale co miał zrobić? Powalić go na ziemię? Wbić mu miecz w brzuch? Nie, w tej chwili nic nie mógł zrobić. Niepokój zniknął, zastąpiła go paląca frustracja. Louve nie był Rogerem ani Matildą, ale również odegrał swoją rolę w tym, co się stało, i będzie musiał za to odpowiedzieć.
– Cóż, nie mogę po nie wrócić – odparł.
– W takim razie musimy cię przyjąć takim, jakim jesteś, prawda?
To było sedno sprawy. Nicholas był panem tych ziem i wysyłał pieniądze na rozwój Mei Solis, ale przekazał zarząd nad nią dwóm mężczyznom i kobiecie, więc Louve miał w tej kwestii coś do powiedzenia. To był jeden z powodów, dla których Nicholas nikogo nie poinformował o planowanym powrocie.
Wzruszył ramionami. Louve podszedł do niego, mocno uderzył w bolące plecy i potrząsnął nim zdecydowanie zbyt gwałtownie. Nicholas nie spodziewał się tego i szybko się odsunął.
Mina Louve’a zrzedła. Sięgnął po wodze, Nicholas zrobił to samo i znów stanęli obok siebie.
– Chyba już nie mógłbyś wyglądać gorzej.
To miał być żart. Czy Louve naprawdę zamierzał z nim rozmawiać tak, jakby tych sześciu lat w ogóle nie było? W co on grał?
– Prosiłem tego drania, żeby mi wykłuł też drugie oko, ale nie zdążył tego zrobić, bo go zabiłem.
– Rozumiem… – Louve uniósł brwi. – Więc do kompletu włożyłeś brudne szmaty jakiegoś nędzarza?
– Jadę z daleka. – Gdyby ubrany był po pańsku, nie dotarłby tu żywy.
– Sam? – Louve spojrzał na wypchane juki na grzbietach luzaków.
Na pewno domyślił się, że są tam pieniądze.
– Dopiero od Londynu. Będziemy szli do domu piechotą? – Pozostało jeszcze kilka mil, a Nicholas miał za sobą długą drogę.
– Wierzchem dojedziemy w kwadrans, a idąc piechotą, możemy swobodnie porozmawiać.
Czyżby to miała być przyjacielska pogawędka? Nicholas miał ochotę powalić Louve’a na ziemię i zmusić do wyjaśnienia, dlaczego dopuścił do małżeństwa Matildy, a jeśli nie mógł temu zapobiec, dlaczego nie przesłał w liście ostrzeżenia. Ale na to było za wcześnie. Musiał przejrzeć ich grę, zanim ujawni swoją.
– Przez całe sześć lat niemal co miesiąc pisałem do ciebie listy.
– To prawda, ale nie zauważyłem, żebyś coś wspominał o powrocie. Rozzłości to kucharkę. Ale muszę przyznać, że pieniądze, które przysyłałeś, bardzo się przydały.
– Doprawdy?
Nie było jeszcze widać wioski ani domu. Dwór Mei Solis stał na otwartym polu pośrodku jego ziemi. Był tam dziedziniec i kilka budynków gospodarczych, w tym stajnie. Prosta brama oddzielała dwór od wsi i dzierżawców, którzy dla własnego bezpieczeństwa usytuowali swoje zagrody tuż obok. Wokół zabudowań rozciągały się pola uprawne i pastwiska, ale na razie Nicholas widział tylko wąską i wyboistą drogę oraz jałowe ugory.
Powrót do domu boleśnie mu przypominał o minionych niepowodzeniach. Gdy przebywał daleko stąd, do dawnych nieszczęść doszło kolejne, czyli został strasznie okaleczony i stracił oko, ale też coś otrzymał w zamian. Jako najemny rycerz odzyskał równowagę wewnętrzną i poczucie własnej wartości, zdobył nowych przyjaciół oraz bogactwo. A jednak ledwie stanął na swojej ziemi, znów poczuł ciężar przeszłości.
– Sam zobaczysz, jak je wykorzystaliśmy – powiedział Louve. – Zakładam, że tu zostaniesz?
Czy gra Louve’a polegała na tym, że udawał przyjaciela? Może chciał załagodzić jego gniew, przekonać, że tutaj wszystko dobrze się układa, a w dalszej perspektywie nakłonić, by powrócił do rycerskiego rzemiosła i znów był najemnikiem, a ich zostawił w spokoju.
Przyszła mu do głowy mroczna myśl. Matilda wyszła za Rogera, ale może miała też Louve’a? Z tym że co on mógł wiedzieć… Myślał, że jest mu wierna, tak jak on jej, jednak poślubiła Rogera, dowodząc tym samym, że jest równie zdradliwa jak jego macocha. Ani Roger, ani Louve nie napisali mu o tym. Tak zachowują się ludzie pozbawieni honoru. Wszyscy troje byli go pozbawieni, dlatego musiał być czujny, a przede wszystkim nie powinien przedwcześnie zdradzić swych prawdziwych intencji.
– Nie czuję nóg, w ogóle jestem bardzo znużony. Zostanę przynajmniej tak długo, aż wypocznę i wrócę do sił.
Udawał, że nie dostrzega spojrzenia Louve’a, który dopiero po dłuższej chwili ni to powiedział, ni to wymruczał jakby do siebie:
– W każdym razie dowiedziałem się więcej niż z twoich listów…
– Nie wystarczy ci to?
– Jesteś rozdrażniony jak wilk na przednówku, ale lepiej cię rozumiem, niż myślisz. Ona jest teraz na polu.
Ona, czyli Matilda.
Była końcówka żniw. Wyobrażał ją sobie na polu – złotorude włosy, lśniące jaśniej niż zboże, orzechowe oczy mieniące się odcieniami jak łąka. Kiedyś była dla niego wszystkim, po prostu jego duszą. A potem złamała przyrzeczenie i zdradziła go w najokrutniejszy sposób. Wrócił do Mei Solis, by naprawić swoją przeszłość. Zamierzał przed nią stanąć i rozprawić się z nią raz na zawsze.
Nie spojrzał na Louve’a, chociaż czuł na sobie jego wzrok.
– Zaprowadźmy konie do stajni.
Matilda powinna usłyszeć ich głosy albo zamieszanie na dziedzińcu. Powinna usłyszeć jego głos. Ale nie słyszała nawet własnych myśli, tylko szum w głowie.
Bess, która szła obok niej, nie była tak bardzo poruszona, dlatego dostrzegła Nicholasa kilka kroków przed nimi. A po chwili Nicholas pojawił się tuż przed Matildą.
Zwrócony do nich plecami, podał wodze chłopcu i rzucił do niego kilka słów. Wymieniał pozdrowienia i uspokajał jednego ze swoich koni, który niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, gdy ściągano juki z jego grzbietu.
Nicholas.
Zapomniała, jaki z niego potężny mężczyzna. Ciemne włosy miał znacznie dłuższe i związane z tyłu, ramiona o wiele szersze niż przed sześciu laty, gdy stąd wyjechał. To dlatego, że wiódł żywot najemnika, wymachiwał mieczem i zabijał. Ta niebezpieczna i odzierająca z jakichkolwiek skrupułów profesja wzmocniła go fizycznie, dała siłę widoczną w ramionach, wąskiej talii i mocnych nogach, które przemierzyły wiele krajów. Jego konie też były wielkie. Wszystko w nim było wielkie. Jak mogła o tym zapomnieć?
Bess stała nieruchomo u jej boku. Nie próbowała jej popychać w stronę Nicholasa ani odciągać od niego. Inni wykrzykiwali do niego pozdrowienia, ale nie wszystkie głosy brzmiały radośnie, w niektórych słychać było konsternację, której Matilda nie potrafiła zrozumieć. Jednak z pewnością nie miało to znaczenia, skoro do posiadłości wrócił prawowity pan. To był czas na radość i wielkie świętowanie.
Nicholas powrócił, a to oznacza, że wypełnił obietnicę złożoną swoim ludziom i przywiózł wystarczająco dużo pieniędzy, by zmienić Mei Solis w posiadłość, o jakiej marzył.
A może wrócił bez grosza? Skąd mogła wiedzieć? Kiedyś dotrzymywał obietnic, ale potem złamał tę, którą jej złożył: że uczyni ją swoją żoną.
W końcu odwrócił się, jakby usłyszał jej oskarżycielskie myśli. Kiedy stanął twarzą do niej, nawet Bess, która przytrzymywała Matildę za łokieć, nie zdołała zapewnić jej równowagi. Na widok skórzanej przepaski na jego lewym oku lekko się zachwiała i stłumiła westchnienie.
Jednak poza tym wyrazistym szczegółem nadal wyglądał jak w jej wspomnieniach: mocna szczęka, pełne usta, szeroki nos – chwalił się, że nikt go nie może złamać – i wyważone, spokojne spojrzenie. Pamiętała jego pocałunki, zapach i dotyk, a także to, jak na nią patrzył. Ale zapomniała już, że gdy na nią spoglądał, zapierało jej dech. Tym właśnie ją zdobył, gdy jeszcze byli tylko przyjaciółmi – tym spojrzeniem, które zdawało się zaglądać w głąb jej duszy.
Co widział teraz? Zaczęła ósmy miesiąc ciąży, spódnice miała ubłocone, we włosach kłosy pszenicy. Dopiero po chwili zrozumiała, dlaczego jej ręce drżą, a serce bije tak desperacko, że nie mogła złapać tchu.
Nicholas miał bliznę na twarzy. Cienka szrama biegła od lewej skroni przez lewe oko i policzek. Szyja była cała, ale na obojczyku widać było grubszą bliznę, która znikała pod luźną tuniką. Oko miał zasłonięte brązową przepaską, ale ona to wszystko już widziała jakby w półsennym koszmarze, bo choć działo się to na jawie, to w takich chwilach jakby ulatywała w mroczna krainę snów. Przez te wszystkie lata nawiedzał ją straszny obraz, jak cios miecza dosięga Nicholasa. Wyobrażała sobie czy też śniła, jak Nicholas przelewa krew na polu bitwy, ale dzieje się to tak daleko, że nie może tam dotrzeć i opatrzyć mu ran.
Lecz oto był tutaj żywy, realny, najprawdziwszy, ale zanim tu powrócił, podczas rycerskiej tułaczki odniósł straszliwą ranę i stracił oko. Tak samo jak w jej wizjach czy snach. Zaraz też pomyślała, jak wiele musiał wycierpieć…
I nagle zawrzała w niej złość. W pierwszym odruchu chciała uderzyć go w twarz i wybuchnąć szlochem. Dlaczego jej to zrobił? Owszem, mogła śnić na jawie i wyobrażać sobie, co się z nim dzieje na kolejnych wojnach, na kolejnych polach bitew, ale tylko to, bo tak naprawdę nic nie wiedziała… bo o niczym nie raczył jej powiadomić!
Ściągnął brwi, a w jego spojrzeniu pojawił się chłód. Co dojrzał w jej oczach? Zbyt wiele. Zawsze widział za dużo, bo znał ją zbyt dobrze. Ona też myślała, że go zna, ale tylko do tego dnia, kiedy opuścił Mei Solis. A raczej do tego czasu, gdy przestał do niej pisać i po prostu zapomniał o niej. Ale próbowała jeszcze to jakoś przetrzymać, poczekać, bo przecież wszystko się wyjaśni…
Tak było do śmierci matki, bo wtedy do Matildy z całą mocą dotarła niby oczywista prawda, że życie jest ulotne, więc nie powinna czekać ani chwili dłużej. To zdecydowało, że zgodziła się poślubić Rogera, a teraz nosiła jego dziecko, córkę, która była dla niej najważniejsza na świecie.
Na chwilę przymknęła oczy. Słyszała, jak chłopcy odprowadzają konie Nicholasa, a Louve coś mówi o pogodzie. I czuła, jak Bess coraz mocniej ściska jej łokieć. Słyszała głosy dzieci i zwierząt, czuła zapach świeżo zżętej pszenicy. Była tutaj, w Mei Solis, w domu, który nadal był jej domem, ponieważ tu została, i z którego czerpała siłę.
Nicholas stał i czekał. Można by odnieść wrażenie, że wraz z nim cały dziedziniec zastygł w oczekiwaniu. Ale na co czekał? Aż Matilda czymś w niego rzuci? Aż zacznie krzyczeć, wpadnie w histerię lub zasypie go ostrymi słowami?
W młodości była przekorna, a on lekkomyślny. Wydawało się, że pod każdym względem doskonale do siebie pasują. A potem niespokojny duch Nicholasa pognał go w świat w poszukiwaniu rycerskiej sławy, znaczenia i bogactwa, chociaż Matilda błagała, żeby został.
Tak było przed sześciu laty.
A teraz wszyscy zgromadzeni na dziedzińcu wstrzymali oddech.