Rywal czy kochanek? (ebook)
Rywal czy kochanek?
Finn O’Connel jest najpoważniejszym rywalem Zoey Brackenfield. Oboje pracują w branży reklamowej i Zoey już nieraz przegrała z nim walkę o klienta. Nie cierpi go i stara się unikać z nim kontaktu, Finn jednak wręcz przeciwnie – szuka okazji do rozmów i przekomarzań. Teraz ponownie oboje biorą udział w tym samym przetargu w Nowym Jorku. Na lotnisku zostają zamienione ich laptopy. Finn, którego Zoey intryguje i pociąga, ma pretekst, by odwiedzić ją wieczorem w hotelu…
Fragment książki
Zoey zobaczyła go w tej samej chwili, gdy weszła do sali w londyńskim centrum konferencyjnym, gdzie miało się odbyć sympozjum na temat marketingu. Nie było trudno dostrzec Finna O’Connella, nawet w największym tłumie, ponieważ zawsze otaczał go wianuszek omdlewających z zachwytu kobiet. Przy blisko dwumetrowym wzroście, górował o głowę nad wszystkimi, a jego wygląd bez wątpienia byłby w stanie zatrzymać nawet rozpędzony do maksymalnej prędkości ekspresowy pociąg. Bez najmniejszego trudu zatrzymałby też kobiece serce, szczególnie bezbronne i naiwne.
Jednak tym razem Zoey pozwoliła sobie na króciutką chwilę najzupełniej prywatnego zachwytu. Może i nienawidziła Finna z nieokiełznaną pasją, ale nie oznaczało to, że nie była w stanie docenić niektórych aspektów jego istnienia, jak na przykład wspaniale umięśnionego ciała, silnych, długich nóg, nieprawdopodobnie szerokich ramion, szczupłej twarzy o wyraźnie zaznaczonych kościach policzkowych i szczęce oraz roześmianych orzechowych oczu. Inne cechy tego faceta nie zasługiwały na zachwyt, zdecydowanie.
Gdyby na świecie istniała taka instytucja jak Akademia Arogancji, Finn O’Connell bez trudu ukończyłby ją z wszelkimi możliwymi honorami.
Może poczuł na sobie jej wzrok, bo odwrócił głowę i spojrzał w jej kierunku, lekko unosząc mocne czarne brwi. Zoey mogła się jedynie cieszyć, że nie rumieni się zbyt łatwo, gdy jego kpiące oczy ogarnęły ją nieśpiesznym spojrzeniem, a wargi wygięły się w uśmiechu, na którego widok po plecach przemknął jej zimny dreszcz. Był to uśmiech konkwistadora, zdobywcy, który dokładnie wie, czego chce i w jaki sposób zamierza to zdobyć.
Oderwał się od grupy swoich wielbicielek i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę Zoey. Wiedziała, że powinna jak najszybciej odwrócić się na pięcie i dobiec do najbliższego wyjścia, zanim on do niej dotrze, ale dziwnym trafem nogi odmówiły jej posłuszeństwa, zupełnie jakby Finn przy użyciu jakiejś magicznej siły przytwierdził je do podłogi.
Zawsze starała się unikać przebywania z nim sam na sam, świadoma, że wcześniej czy później albo go spoliczkuje, albo rzuci się w jego ramiona. Nie miała pojęcia, dlaczego właśnie on i tylko on doprowadzał ją do takiego stanu, lecz niewątpliwie w jakimś stopniu wynikało to z tego, że był zbyt pewny siebie, zbyt czarujący, zbyt obyty w świecie i wiele innych „zbyt”.
Zatrzymał się krok od niej, wystarczająco blisko, by poczuła zapach drogiej wody toaletowej o cytrusowej nucie i zobaczyła pełen rozbawienia diabelski błysk w jego oczach, który mówił jasno: „No, teraz się zabawię”.
– Dzień dobry, panno Brackenfield.
Lekki ukłon i nasączony drwiną formalny ton natychmiast jej przypomniały, jak gorąco go nienawidzi. Wyprostowała się, uniosła głowę i mocno zacisnęła usta.
– Widzę, że partnerek wystarczy ci na najbliższy miesiąc – rzuciła lodowatym tonem, ogarniając wzrokiem stado jego fanek.
Uśmiechnął się szerzej.
– Nie doceniasz mnie. Taka liczba dam to dla mnie porcja na jeden tydzień.
Jego głos, głęboki, seksowny baryton, automatycznie przywodził na myśl rozrzuconą pościel, spocone ciała, przyśpieszony oddech i inne oznaki prymitywnych potrzeb. Potrzeb, które Zoey ignorowała od wielu miesięcy i nadal zamierzała ignorować, chociaż w obecności Finna z całą pewnością nie było to łatwe.
Musiała przyznać, że bliskość Finna od początku zbijała ją z tropu, najogólniej mówiąc. Na jego widok jej opanowanie znikało bez śladu, a jego miejsce zajmowało gorące pragnienie, aby wymierzyć mu kilka siarczystych policzków i wywrzeszczeć garść obelg pod jego adresem.
Uniosła głowę jeszcze trochę wyżej, zdeterminowana zachować równowagę.
– Można by pomyśleć, że do twojej sypialni prowadzą obrotowe drzwi – powiedziała.
Brązowe oczy Finna spoczęły na jej wargach.
– Możesz osobiście sprawdzić, czy tak jest – odparł z lekkim uśmiechem. – Serdecznie zapraszam.
Zoey zacisnęła palce na pasku przewieszonej przez ramię torby, czując, jak jej serce bije coraz szybciej i coraz bardziej nieregularnie. Przez głowę przemknęła jej myśl, że jeszcze trochę, a nabawi się arytmii, bez dwóch zdań.
– Ta uwaga zawsze się sprawdza, co? – prychnęła lekceważąco. – Chociaż trudno nie zauważyć, że jest już trochę wyświechtana…
– Tak, zawsze.
Zoey doskonale rozumiała, skąd wzięła się jego reputacja playboya – facet był absolutnie czarujący, w każdym calu tego fascynującego ciała. Zacisnęła wargi, układając je w wąski, sztuczny uśmiech.
– Chyba powinnam pozwolić ci wrócić do twoich wielbicielek – wycedziła.
I już prawie zdążyła się odwrócić, gdy on zatrzymał ją, lekko dotykając przegubu jej dłoni. Po sekundzie cofnął rękę, lecz ciepło jego palców pozostało w niej, błyskawicznie ogarniając całe ramię.
– Myślałem, że będzie tu twój ojciec, ale może nie zauważyłem go w tym tłumie. – Omiótł wzrokiem audytorium. – Chyba przedwczoraj wysłał mi esemes z zaproszeniem na kawę.
Zoey nie bardzo wyobrażała sobie, co Finn mógłby mieć wspólnego z jej ojcem, poza faktem, że obaj prowadzili agencje reklamowe. A jeśli chodzi o kawę, to mogła jedynie pomarzyć, by kofeina była jedyną używką, od jakiej uzależniony był jej ojciec. Fakt, że miał problem z alkoholem, nie był żadną tajemnicą – mimo jej wysiłków nieraz zdarzyło mu się wypić zdecydowanie za dużo i zrobić z siebie błazna na oczach wielu osób.
Agencja Brackenfield Advertising była całym światem Zoey. Gotowa była zrobić prawie wszystko, by utrzymać firmę na rynku, a to oznaczało, że czasami musiała zachowywać się jak pies pasterski, czujnie pilnując ojca, który w tej chwili leczył w domu dotkliwego kaca, bynajmniej nie po kawie.
– Ojciec pracuje dziś w domu – oznajmiła chłodno.
– W takim razie może ty pójdziesz ze mną na kawę.
– Jestem zajęta. – Zoey lekko zmrużyła oczy. – Nie miałam pojęcia, że ty i mój ojciec jesteście kumplami.
Kąciki ust Finna uniosły się w zagadkowym uśmiechu.
– Rywale w interesach mogą się przyjaźnić, nie sądzisz?
– Nie wydaje mi się.
Jednego była pewna – ona i Finn nie mogliby być przyjaciółmi, nigdy, ale to nigdy. Skończyła z takimi jak on, raz na zawsze. Nie mogła zaprzeczyć, że był bardzo atrakcyjny – wysoki, o szczupłej, lecz atletycznej budowie, opalony, roztaczający wokół siebie aurę wyrafinowanego uroku i na dodatek astronomicznie bogaty. Podobnie jak większość uczestników sympozjum, dziś ubrany był z nieformalną elegancją, w lekki bawełniany sweter podkreślający szerokość jego ramion i granatowe sportowe spodnie.
Jednak mimo tego nieformalnego wyglądu, podejście Finna do pracy było zawsze takie samo – skupione, ambitne i pełne determinacji. I jak zawsze jego bezwzględność i błyskotliwa inteligencja owocowały kontraktami tak lukratywnymi, że Zoey na samą myśl o tym łzy kręciły się w oczach.
Poznała go przed dwoma laty i od tamtego czasu co jakiś czas wpadała na niego przy rozmaitych okazjach. Kilka miesięcy temu stanęła z nim do walki o kampanię reklamową pewnej znanej firmy i nadal była wściekła, że zwyciężył on, a nie ona, pewnie głównie dlatego, że w radzie nadzorczej wspomnianej firmy zasiadała jego przyjaciółka.
– Podobno ubiegasz się o umowę z firmą Frascatelli – zauważył, wciąż z tym samym lekkim uśmiechem. – Leonardo Frascatelli bierze pod uwagę tylko trzy agencje reklamowe, więc będzie to rozgrywka między przyjaciółmi, prawda?
Zoey zamrugała nerwowo. Nie miała pojęcia, że Finn także zamierza walczyć o tę kampanię i liczyła na sukces, lecz w tej sytuacji jej szanse spadły do zera.
Kampania reklamowa dla sieci włoskich hoteli byłaby najpoważniejszą operacją, jaką kiedykolwiek prowadziła. Gdyby zwyciężyła w tej rozgrywce, nie musiałaby się martwić, że jej ojciec roztrwoni resztki majątku, i dowiodłaby mu, że naprawdę świetnie radzi sobie w interesach. Nieświadomie oblizała suche wargi, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że serce lada chwila wyskoczy jej z piersi.
Nie mogła przegrać walki o tę kampanię. Nie mogła, i tyle.
Tego wieczoru leciała do Nowego Jorku, żeby tam po południu następnego dnia zaprezentować Frascatelliemu swoją propozycję. Jej prezentacja spoczywała w systemie operacyjnym laptopa, a ten znajdował się w szatni, razem z torbą podróżną.
Czy słowa Finna oznaczały, że on również wybierał się do Stanów?
– Nie wyobrażam sobie okoliczności, w których mogłabym uznać cię za przyjaciela – powiedziała.
– To niezbyt kreatywne podejście – zamruczał, mierząc ją rozbawionym wzrokiem. – Ja potrafię sobie wyobrazić mnóstwo takich sytuacji.
Zoey spróbowała zmrozić go lodowatym spojrzeniem.
– Nie wątpię, że taki umysł jak twój jest w stanie stworzyć sporo całkowicie idiotycznych scenariuszy.
Finn parsknął głębokim śmiechem, który sprawił, że po plecach znowu przebiegł jej dreszcz, tym razem gorący. Dlaczego był tak cholernie atrakcyjny, dlaczego nie mógł mieć przynajmniej jednej fizycznej niedoskonałości, do diabła? Piękny, melodyjny głos był pierwszą jego cechą, która przykuła uwagę Zoey – nudne jak flaki z olejem finansowe raporty potrafił czytać w taki sposób, że z zapartym tchem chłonęła każde słowo.
– W żadnym razie nie śmiałbym wyjaśnić ci, jak działa mój umysł – oświadczył z uśmiechem. – Obawiam się, że to wstrząsnęłoby tobą do głębi.
Mało brakowało, a uśmiechnęłaby się w odpowiedzi, więc natychmiast ostro skarciła się w myśli za tę słabość. Bo co z tego, że był tak oszałamiająco pociągający? Co z tego, że wystarczyło jego jedno sardoniczne spojrzenie, aby poczuła się kobietą w stopniu większym niż kiedykolwiek wcześniej?
Musiała mu się oprzeć. Nie mogła mu ulec, nie mogła pozwolić sobie na to, aby pożądanie zdegradowało ją do roli jednego z wielu podbojów tego mężczyzny.
– Nie jesteś w stanie mną wstrząsnąć – warknęła. – Jesteś tak cholernie przewidywalny, że aż mnie mdli.
Nie była to prawda, rzecz jasna, ponieważ bezustannie zaskakiwał ją inteligentnymi uwagami. W głębi duszy musiała się przyznać, że te słowne pojedynki sprawiają ją prawdziwą przyjemność – uwielbiała wdawać się z nim w potyczki, bo jego ostry jak brzytwa umysł zawsze rzucał jej wyzwanie.
Oczy Finna zabłysły, jakby jej słowa dostarczyły mu dziwnej radości.
– Wobec tego muszę podnieść stawkę, żeby sprawdzić, czy uda mi się zmienić twoją opinię – rzekł.
– Finn, zapomniałam dać ci mój numer! – Młoda blondynka w pantofelkach na śmiesznie wysokich obcasach podbiegła do nich nieco chwiejnie, wymachując wizytówką. – Zadzwoń do mnie niedługo, dobrze?
Finn wyjął wizytówkę z jej palców o długich, idealnie zadbanych paznokciach i schował ją do kieszeni, ani na moment nie przestając się uśmiechać.
– Oczywiście.
Blondynka rozpromieniła się tak, jakby się właśnie dowiedziała, że wygrała główną nagrodę na loterii, zalotnie pomachała do Finna i oddaliła się w stronę swoich rozgadanych znajomych.
Zoey wymownie przewróciła oczami, odwróciła się i wydała z siebie serię odgłosów nieźle imitujących wymioty. Po chwili wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy.
– To jakiś żart? – prychnęła.
– To stażystka. Jestem jej mentorem.
Dziewczyna zakrztusiła się cynicznym śmiechem. Nie wiedziała, co rozdrażniło ją mocniej – jego poważny wyraz twarzy czy założenie, że ona da się nabrać.
– W sali zarządu czy w sypialni?
– Twoja zazdrość bardzo mi pochlebia. Kto by pomyślał, że pod tą maską z lodu kryje się kobieta owładnięta płomienną namiętnością…
Zoey z całej siły zacisnęła pięści, starając się zapanować nad wściekłością. Finn uwielbiał ją drażnić, widziała to w jego oczach i dlatego w ogóle nie powinna reagować na jego zaczepki. Ale jak miała to zrobić? Nie należał do mężczyzn, których można ignorować.
Och, miała tak wielką ochotę wymierzyć mu policzek albo kopnąć go w piszczel, albo… Albo przejechać paznokciami po jego twarzy… Niestety, z wielką chęcią poszłaby też z nim do łóżka, wyłącznie po to, by sprawdzić, czy jest tak wspaniałym kochankiem, jak głosiły plotki, chociaż nigdy nie pozwoliłaby sobie na coś takiego, rzecz jasna. Odkąd Rupert, jej chłopak od trzeciej klasy szkoły średniej, obrzydliwie ją oszukał, dała sobie spokój z mężczyznami. Ufała Rupertowi tak dalece, że nie przyszłoby jej nawet do głowy, że mógłby ją zdradzić, a jednak to zrobił, dlatego na myśl o nowym związku ogarniał ją pusty śmiech. Nie chciała komplikować sobie życia i godzić się na całkowicie zbędne kompromisy.
Jednak za każdym razem, gdy znajdowała się w pobliżu Finna O’Connella, wszystkie jej hormony wchodziły w stan szczególnego pobudzenia. W jego obecności jej ciało budziło się do życia, każdym calem dając wyraz pożądaniu, które tak trudno było zignorować. Tak czy inaczej, doskonale wiedziała, że pójście do łóżka z wrogiem z całą pewnością nie stanowi części jej planu.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie i z najwyższym trudem przywołała się do porządku.
– Nie przespałabym się z tobą nawet za sto milionów funtów – oświadczyła.
W jego ciemnych oczach zatańczyły wesołe iskierki.
– Skarbie, nie przypuszczasz chyba, że muszę płacić za seks? – Podszedł bliżej i wsunął dwa palce pod jej podbródek. – Czujesz to?
– Co? – Z irytacją usłyszała lekkie drżenie w swoim głosie.
Serce skakało jej w piersi jak szalone, a jego dotyk rozpalał maleńkie płomyki w jej skórze. Finn pogładził kciukiem jej policzek.
– Energię, którą razem wytwarzamy – odparł cicho. – Ja poczułem ją w chwili, gdy weszłaś do sali.
Za żadne skarby nie przyznałaby się, że ona także to poczuła. Za nic. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nie cofnęła się, i to natychmiast, dlaczego nie zamknęła oczu, by nie widzieć jego aroganckiej twarzy. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że rzucił na nią jakiś urok. Oszołomiona świeżym, cytrusowym zapachem wody kolońskiej i bijącym od niego ciepłem, wyraźnie czuła, że znalazła się w samym centrum pola jego energii, której jądro przyciągało ją niewidzialnymi falami.
Wszystkie jej zmysły intensywnie reagowały na jego niebezpiecznie kuszącą bliskość. Wyraźnie poczuła jego dotyk, chociaż było to tylko leciutkie muśnięcie kciukiem. Od wielu miesięcy żyła w celibacie i nawet nie myślała o seksie, lecz teraz jej umysł wypełniły obrazy Finna, leżącego w łóżku tuż obok niej. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że w jego objęciach przeżyłaby wielką, poruszającą do głębi rozkosz. Kiedy był blisko, jej ciało pulsowało odwiecznym, prymitywnym rytmem pragnienia, którego nie była w stanie zablokować ani odrzucić.
Jakimś cudem udało jej się zmobilizować siłę woli i zrobić krok do tyłu, wyrywając się spod jego uroku.
– To tylko twoja chora wyobraźnia. – Potarła podbródek i rzuciła mu mroczne spojrzenie spod zmrużonych powiek. – Jeżeli jeszcze raz mnie dotkniesz, nie odpowiadam za siebie.
Uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony.
– Skarbie, będziesz jeszcze błagała, żebym cię dotknął. Gwarantuję ci to.
Gdy odwrócił się na pięcie i odszedł, Zoey zazgrzytała zębami. Była wściekła, ponieważ podejrzewała, że Finn raczej się nie myli.
Finn stanął właśnie w kolejce do odprawy paszportowej na londyńskim Heathrow, gdy dwie osoby przed sobą dostrzegł Zoey Brackenfield. Zanim ją zobaczył, bezbłędnie wyczuł jej obecność – nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że znalazł się w polu działania jakiejś siły, która skutecznie przyciągała ich do siebie.
Po plecach przebiegł mu dreszcz, zupełnie jakby istniała między nimi jakaś magia, inaczej zwana pożądaniem. Zawsze z przyjemnością wyczekiwał spotkań z Zoey na rozmaitych marketingowych imprezach. Uwielbiał się z nią drażnić, co czasami bywało rozczulająco zabawne. Zoey była kłująca niczym kaktus i szatańsko dumna – przy każdej okazji smagała go ostrym spojrzeniem fioletowych oczu i ostrym językiem, wiedział jednak, że pod tą fasadą kryje się tak samo silne pożądanie jak to, które sam do niej czuł. Od miesięcy prowadzili zaciekłe słowne pojedynki i Finn nie miał cienia wątpliwości, że kapitulacja Zoey jest jedynie kwestią czasu.
Gdy wyjęła z torby laptop i położyła go na tacy, na której miał przejechać pod skanerem, zauważył, że jest to dokładnie taki sam model jak jego własny. Uśmiechnął się lekko i sięgnął po jedną z ułożonych w stos tac.
Zoey umieściła podręczną torbę na innej tacy i przesunęła się kilka kroków dalej. Z całą pewnością nie należała do osób cierpliwych – bezustannie przestępowała z nogi na nogę, podciągała rękawy, zerkała na zegarek albo odgarniała do tyłu jedwabiste czarne włosy. Miała na sobie czarne skórzane spodnie, które jak rękawiczka oblepiały jej długie smukłe nogi i kształtne pośladki, luźną niebieską bluzkę z dekoltem w serek i buty na wysokim obcasie. Kiedy się schyliła, by je zdjąć, dekolt bluzki zjechał w dół i w polu widzenia Finna znalazła się cudowna dolinka między jędrnymi piersiami. Ukłucie pożądania, które poczuł, zaskoczyło go temperaturą i intensywnością.