Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Sekretny plan lorda Darta
Zajrzyj do książki

Sekretny plan lorda Darta

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-291-1372-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113724
Tytuł oryginalnyA Cinderella to Redeem the Earl
TłumaczBożena Kucharuk
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-06-17
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Sekretny plan lorda Darta" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Pamela, panna bez posagu, łamie zasady obowiązujące w jej sferze. Zamiast poślubić wiekowego arystokratę, postanawia zarabiać na życie jako kucharka. Wyśmiana w Londynie, przyjmuje posadę w wiejskiej siedzibie lorda Darta. To była zła decyzja. Rezydencja jest zrujnowana, pan domu niebezpiecznie intrygujący, a urządzane przez niego przyjęcia wielu uznałoby za skandaliczne. Pamela nie wie, że dzięki nim lord Dart realizuje tajny plan, a ona jest jednym z pionków w jego grze. Gdy poznaje prawdę, ma sobie za złe, że zbyt pochopnie odwzajemniła uczucia mężczyzny, który ją okłamał. Jednak miłość wiele wybacza…

Fragment książki

Pamela z coraz większym lękiem patrzyła na Rake Hall, siedzibę nowego pracodawcy, earla Darta, oświetloną jedynie blaskiem księżyca. Niegdyś zapewne wspaniała rezydencja, zbudowana w stylu palladiańskim, obecnie straszyła zabitymi dyktą oknami i nawisami przerośniętego bluszczu.
Najwyraźniej chytry uśmieszek na twarzy karczmarza w pobliskiej wsi stanowił ostrzeżenie, które powinno było jej dać do myślenia. Podobnie jak wymowny chichot kilku stałych bywalców siedzących w barze, kiedy usłyszeli, jak wypytuje o to miejsce.
Zdusiła w sobie wówczas iskierkę niepokoju, bo przecież agencja zatrudnienia wylewnie zachwalała tę posadę.
Gdyby jednak tak rozpaczliwie nie potrzebowała nowej pracy po trzeciej kłótni z ostatnim chlebodawcą, być może wyjątkowo hojne wynagrodzenie wzbudziłoby jej podejrzenia.
Oferta pojawiła się w momencie, gdy groziło jej zwolnienie bez referencji po tym, jak wyrzuciła jeden z deserów swojego szefa, gdyż była pewna, że użył zjełczałego masła.
W chłodnym wieczornym powietrzu jej oddech zmieniał się w obłoczek pary. Na szczęście szybki trzykilometrowy marsz ją trochę rozgrzał.
To, że musiała iść pieszo, również nie wróżyło dobrze. Powinien na nią czekać jakiś środek transportu z Rake Hall. Ale nie czekał. Karczmarz wskazał jej drogę do posiadłości i pożegnał ją nieprzyjaznym uśmieszkiem.
Zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna uciec.
Podniosła wzrok na usiane gwiazdami niebo. Mimo pełni księżyca nie miała ochoty na powrót do wioski. Poza tym nie stać jej było na wynajęcie kwatery i jedzenie. Miałaby spać pod płotem jak włóczędzy?
Przełożyła walizkę do drugiej ręki i poruszyła zdrętwiałym ramieniem. No cóż, pokonała kawał drogi i nie zamierzała się wycofać. Poza tym wykorzystała tygodniową zaliczkę na opłacenie podróży. Musiała to przynajmniej odpracować.
Tak jak jej radzono w agencji, okrążyła dom, kierując się do tylnego wejścia. Z ulgą odkryła, że od tej strony wszystko wygląda nieco lepiej, a blask świec w kilku oknach wręcz zachęcał, by zajrzeć do środka.
Weszła po schodach oświetlonych latarnią i stanęła przed ciężkimi dębowymi drzwiami. Postawiła walizkę przy nodze, zacisnęła dłoń w pięść i mocno zapukała.
Po długiej chwili usłyszała dobiegający z wnętrza odgłos kroków i drzwi się otwarły.
Na progu stanął olśniewająco przystojny mężczyzna w rozwiązanym krawacie i rozpiętej szarej kamizelce. Uniósł trzymaną w ręku lampę i na widok Pameli ściągnął ciemne brwi.
- Tak?
Dobry Boże, cóż to za dom? Odruchowo wyprostowała ramiona.
- Nazywam się Pamela Lamb i jestem nową kucharką.
W oczach mężczyzny pojawił się wyraz zaskoczenia. Oparł się imponująco muskularnym barkiem o framugę, skrzyżował ramiona na torsie i zmierzył Pamelę zaciekawionym spojrzeniem. Następnie rozciągnął usta w uśmiechu.
- Doprawdy?
Serce Pameli zabiło szybciej, co nie zdarzyło się od czasu, gdy Alan pocałował ją podczas jednego z ich długich spacerów. Alan. Ogarnęła ją fala bólu, a zaraz po niej poczucie wstydu, że tak zareagowała na urok tego nieznajomego.
Przez moment nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Przysłała mnie agencja – wydukała w końcu. – Mam umowę.
Zmarszczył czoło, po czym wolno pokiwał głową.
- Miała pani tu być dwie godziny temu.
Kim był ten człowiek? Kamerdynerem? Odnosiła wrażenie, że wypił trochę za dużo i stąd brała się jego arogancja. Uniosła dumnie podbródek.
- Dyliżans pocztowy miał opóźnienie. Mimo to spodziewałam się, że będzie na mnie czekał jakiś środek transportu.
- Tak?
Może i był przystojny, ale miała ochotę chwycić za poły jego eleganckiej haftowanej kamizelki i mocno nim potrząsnąć.
- Oczywiście. Ta walizka jest ciężka. Czy mogę rozmawiać z gospodynią?
- Nie może pani.
- Dlaczego?
- Bo nie mamy gospodyni. – Odsunął się na bok. – Proszę wejść.
Nawet nie drgnęła, więc wyraźnie zniecierpliwiony dodał głośniej:
- Do środka.
Jego stanowczy ton nie wróżył nic dobrego. Tyle że… nie miała wyboru.
Z ociąganiem przestąpiła próg. Mijając mężczyznę, poczuła wyraźny zapach brandy i ciepło bijące od jego ciała. Ogarnięta dziwnym wewnętrznym niepokojem, próbowała nad sobą zapanować.
- Tędy – rzucił, wyprzedzając ją szybko. Gdy przelotnie otarł się o nią ramieniem, dreszcz przebiegł jej po plecach.
Jakby zupełnie nieświadomy ich fizycznego kontaktu, uniósł wyżej lampę i przeszedł do wąskiego korytarza. Po chwili stanął przy otwartych drzwiach, przez które zobaczyła ogromną kuchnię.
Zaskoczona rozejrzała się po przestronnym wnętrzu.
- To główna kuchnia – wyjaśnił. – Ta dla pani jest dalej.
Nie rozumiała, co miał na myśli, ale skręciła za nim do jeszcze węższego korytarza zakończonego kuchenką. Była niewiele większa od tej w chacie, którą wynajmowały z matką, gdy jej ukochany ojciec nagle zmarł, pozostawiając je w nędzy.
Zaledwie tydzień później nadzieje Pameli na małżeństwo z narzeczonym i własną rodzinę legły w gruzach – otrzymała wieść o śmierci Alana. Okazała się idiotką, pozwalając, by namiętność przeważyła nad zdrowym rozsądkiem. A przecież dorastała na plebanii, co zobowiązywało do mądrzejszego spojrzenia na życie. Z drugiej strony, kto mógł przewidzieć, że jej wybranek zostanie zabity przez lawetę?
Wypadła z matrymonialnego rynku, bo pozwoliła się skompromitować. Pozbawiona jakiegokolwiek finansowego zaplecza wiedziała, że nawet życzliwi krewni nie poprawią jej ciężkiego położenia. Obie z matką zostały skazane na życie w niedostatku.
Matka po kilku miesiącach poślubiła wdowca, którego opisała jako sympatię z dawnych czasów. Zawsze była rozczarowana brakiem ambicji ojca Pameli oraz jego skłonnością do rozdawania pieniędzy. Pamela czasami się zastanawiała, czy gwałtowna kłótnia rodziców na temat pieniędzy przyczyniła się do śmierci ojca.
Nowy mąż matki posiadał majątek oraz tytuł para i, podobnie jak matka, chciał wydać Pamelę za jednego ze swoich znajomych, podstarzałego kawalera, który potrzebował dziedzica.
Wytrzymała jeden sezon w stolicy jako debiutantka. Wiedząc, że ten mężczyzna lada chwila się oświadczy, wybrała jedyne honorowe wyjście, jakie przyszło jej do głowy: uciekła z Londynu i zatrudniła się jako kucharka.
Bo i dlaczego nie? Uwielbiała gotować i była w tym dobra.
Matka zniechęcała ją do wizyt w kuchni, uważając, że nie przystroją pannie o jej statusie, ociec nie miał nic przeciwko, a kucharka z plebanii z wielkim zadowoleniem ją wszystkiego uczyła. Razem robiły przetwory z owoców i warzyw, piekły ciasta i pasztety, ucierały kremy i sosy, a także przyrządzały różne rodzaje mięs. Zaczęła nawet eksperymentować z własnymi przepisami. Nie trzeba dodawać, że rodzina dzięki temu zaoszczędziła, bo nie musieli zatrudniać pomocy kuchennej.
Pasja i talent do gotowania okazały się zbawienne, kiedy musiały z matką opuścić plebanię. Pamela odkryła, że uwielbia zarządzać kuchnią. To się skończyło w momencie powtórnego zamęścia matki. Wówczas Pamela musiała ograniczyć swoje zainteresowania do najświeższej mody i bywania na salonach.
Serce jej się ścisnęło na wspomnienie zachowania matki, które odebrała jako zdradę. Matka nakłaniała ją do ślubu, głucha na jej prośby. Kiedy w końcu Pamela wyznała, że nie wyobraża sobie cielesnego obcowania z tak starym mężczyzną, nazwała jej obiekcje „śmiesznymi dąsami”. Wtedy stało się jasne, że los Pameli został przypieczętowany, dlatego wzięła sprawy we własne ręce.
I czasami, tak jak w tym momencie, czuła się zagubiona. Tęskniła za dawnym życiem, za rodziną i bezpiecznym domem.
Takie myśli nie mogły jej w niczym pomóc. Rozejrzała się po kuchni. Zlew wypełniały brudne naczynia. Piec także wymagał porządnego wyszorowania. Na porysowanym blacie stołu leżały zeschnięte resztki pieczeni.
- To była kiedyś letnia kuchnia – powiedział mężczyzna, wskazując na stół. – Ostatnia kucharka nie należała do najlepszych. – Parsknął śmiechem, który nie wiedzieć czemu miło połaskotał ją w uszy.
- To widać, panie… Przepraszam, nie zapamiętałam pańskiego nazwiska.
- Nie przedstawiłem się. Jestem Dart.
Dart? Dlaczego earl Dart sam otwierał drzwi? Nie miał służby? Jakież to porządki panowały w tym domu?
Wyglądało na to, że poprzednie kucharka opuściła stanowisko pracy w pośpiechu. To mogło oznaczać, że Pamela trafiła z deszczu pod rynnę…
- Milordzie… - wydukała, dygając niepewnie. – Ciekawi mnie, dlaczego używacie tej kuchni, skoro ta druga jest znacznie lepsza?
Posłał jej surowe spojrzenie.
- Mam nadzieję, że nie zamierza pani kwestionować moich decyzji.
Pamela wpatrywała się w niego zaskoczona nagłą zmianą tonu.
- Nie stronię od rozrywek – wyjaśnił znacznie łagodniejszym głosem, jakby żałując wcześniejszej szorstkości. – Kiedy mam gości, przyjeżdża kucharz z Londynu. Pani zadaniem jest nakarmić służbę, która obsługuje gości, a także wydawanie jedzenia dla stangretów i stajennych. – Po krótkiej pauzie dodał: - Czasami też gotowanie dla mnie i monsieur Phillippe’a, kiedy nie organizuję przyjęć. Jeszcze jakieś pytania?
- Owszem.
Przyjrzał jej się spod ściągniętych brwi.
- Gdzie jest moja kwatera? Odbyłam długą podróż i naprawdę pilnie potrzebuję odpoczynku. – Spojrzała na pełny zlew. – Zabiorę się za ten bałagan jutro z samego rana.
Jego niespodziewany chichot trochę rozluźnił atmosferę, choć Pamela nie miała pojęcia, co go rozbawiło.
- Pani kwatera jest tam.
Poprowadził ją wąskim korytarzem do pomieszczenia za niewielkim przedsionkiem. W świetle lampy ukazał się pokój z wąskim łóżkiem pod ścianą oraz stołem z dwoma krzesłami w kącie.
Zapalił kilka świec w kinkietach.
- Ta izba przylega do kuchennego paleniska. Zimą jest całkiem przytulna, a w lecie trochę za gorąca, ale ma dużo okien, które można otworzyć.
W istocie zobaczyła szerokie drzwi balkonowe. Lord Dart zaciągnął ciężkie zasłony.
- O tej porze roku lepiej je trzymać zamknięte. – Opuścił wzrok na jej walizkę. – Pójdę już, żeby się pani mogła spokojnie rozpakować.
- Proszę zaczekać.
Odwrócił się ze złością, wyraźnie nieprzyzwyczajony do spełniania czyichkolwiek żądań.
- Co znowu?
- Mam umowę zatrudnienia określającą wynagrodzenie i warunki pracy. Wymaga pańskiego podpisu.
- Spotkam się z panią w moim gabinecie jutro o dziesiątej, żeby dopełnić formalności. - Doskonale. Zatem stawię się u pana o dziesiątej. Ile osób zamierza jutro jeść śniadanie, gdzie je podać i o której?
Westchnął ciężko.
- Dwie. Ja i monsieur Phillippe, poza panią. Wystarczy coś prostego, w jadalni dla służby. Jutro po południu przybędzie piętnaście osób personelu. Będą potrzebowali obiadu na szóstą, a z samego rana odjadą do Londynu. Wrócą tu znowu w piątek. Muszą otrzymywać posiłki w dwa wieczory każdego tygodnia. Czy wszystko jasne?
Tylko dwa wieczory w tygodniu? Tyle pieniędzy za tak niewiele pracy? ?
Wcześniejsze obawy wróciły ze zdwojoną siłą.

Damian wracał do swojego gabinetu zadumany. Pani Lamb, bo tak się przedstawiła, prezentowała się inaczej, niż sobie wyobrażał. Snując plany zemsty na niej i jej rodzinie, początkowo nie wiedział, że postanowiła nająć się do pracy w charakterze kucharki. Oczekiwał natomiast, że okaże się delikatna i mniej pewna siebie.
Do niedawna miał do czynienia tylko z jedną kobietą urodzoną w wyższych sferach, swoją matką, która bardzo cierpiała na skutek ich ograniczonych możliwości. Jej dzielne próby radzenia sobie z trudną sytuacją, jakkolwiek wzruszające, przynosiły więcej szkody niż pożytku. Pomysł, by zaoszczędzić poprzez samodzielną naprawę odzieży, wkrótce połączyła z wymaganiem, by mąż zatrudnił kobietę, która by jej towarzyszyła przy tym zajęciu.
Ojciec, który starał się chronić żonę, nie miał serca wytykać jej nadmiernych wydatków.
Przy pierwszym spotkaniu pani Lamb wydała mu się osobą o mocnym charakterze, odporną i kompetentną, co stało w sprzeczności z referencjami z poprzedniego miejsca zatrudnienia. Referencje zapowiadały to, czego oczekiwał: rozpieszczona i kapryśną pannicę, która przyjęła posadę kucharki, żeby tym szantażować rodzinę.
Z całą pewnością nie spodziewał się też, że będzie taka śliczna i spodoba mu się. Do tej pory bowiem większość panien z wyższych sfer uważał za pustogłowe, przymilne szczebiotki.
A może los się do niego uśmiechnął? Gdyby była odpychająca, trudniej byłoby ją skompromitować. Nic mu nie przeszkodzi w osiągnięciu celu. Panował nad swoją przyszłością, niezależnie od tego, czy chodziło o pozbawienie majątku młodego człowieka poprzez ogranie go w karty, czy też o uwiedzenie kobiety, by uśpić jej czujność. Każdy jego ruch był głęboko przemyślany i oparty na wiedzy o ewentualnym ryzyku.
Ciężkie czasy zdobywania fortuny na ulicach Marsylii nauczyły go rozpoznawania własnych pragnień.
Uczył się od najlepszych, najpierw jako podrostek na usługach jednego z najgroźniejszych marsylskich kryminalistów. Później założył własną nielegalną jaskinię hazardu dla lepszego towarzystwa. Pilnował, by gry przebiegały uczciwie, a miejsce otaczała dyskrecja.
Tak samo miało być w kwestii jego planów wobec pani Lamb. Pameli. Cóż za delikatne imię dla tak twardej kobiety… Zamierzał szybko stępić jej pazurki i zmusić ją, by jadła mu z ręki.
Nie mogło być inaczej.
Nagłe poczucie winy całkowicie go zaskoczyło.
Poczucie winy? A może litość?
Tak czy inaczej nie zamierzał się wahać. Ojciec Pameli zrujnował jego rodzinę, żeby korzystać z zagrabionych pieniędzy, podczas gdy on z najbliższymi cierpiał niedostatek we Francji. Musiał dopilnować, by niegodziwca i jego krewnych spotkał podobny los.
Specjalnie przywołał w pamięci rozpacz ojca, kiedy matka umierała w mieszkaniu niewiele lepszym od slumsu. Właśnie w noc jej śmierci Damian dowiedział się, kto doprowadził jego rodzinę do upadku. Wtedy też przysiągł sobie, że dokona zemsty.
Po odejściu żony ojciec stracił wszelką nadzieję. Co wieczór upijał się do nieprzytomności, aż w końcu umarł.
Gdyby Damian bardziej się postarał, może zdołałby ich uratować. Poczucie winy nie dawało mu spokoju. W istocie mógł zrobić więcej, gdyby nie przeszkodziły mu skrupuły. Zaproponowano mu udział w lukratywnym rabunku, ale odstręczył go widok pistoletów i noży. W wieku piętnastu lat wciąż miał poczucie honoru i odróżniał dobro od zła.
Do tamtej nocy, kiedy matka umarła i poznał prawdę o tym, jak ojciec wpadł w długi przez podstęp człowieka, któremu ufał, a który później odmówił mu jakiejkolwiek pomocy.
Gdyby Damian wykorzystał okazję, jego rodzice mogliby dalej żyć, ciesząc się na stare lata bezpieczeństwem i wygodą. Teraz musiał spełnić obietnicę daną ojcu i doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości tych, którzy zyskali na ich upadku.
Dlatego zdusił w sobie wspomnienie dołeczka w policzku pani Lamb, kiedy pozwoliła sobie na nieznaczny uśmieszek.
Nic go nie obchodziła jej niewinność. On także był niewinny, nim życie kazało mu dorosnąć w ciemnych zaułkach Marsylii. Niewinność przed niczym go nie chroniła. A skrupuły stanowiły jedynie obciążenie.
Wszedł do gabinetu i od razu poczuł zapach stęchlizny i kurzu. Pewnego dnia zamierzał przywrócić temu domowi dawną świetność. Choć równie dobrze mógł po osiągnięciu celu porzucić to miejsce, by popadło w całkowitą ruinę i zacząć życie od nowa. Ostatecznie z rodową posiadłością wiązały go jedynie gorzkie wspomnienia.
Nie potrzebował rozważań o przyszłości. Należało się skupić na czekającym go zadaniu: rzuceniu wrogów na kolana.
Pip, przyjaciel, który pomagał mu przetrwać na ulicach Marsylii, podniósł się z przepastnego fotela przy kominku i podszedł do biurka.
- Brandy, mon ami? – podsunął.
- Brandy byłoby nie od rzeczy – westchnął Damian.
Pip nalał mu solidną porcję. Stuknęli się kieliszkami, po czym Damian zachęcił Pipa do powrotu na fotel.
- Wszystko gotowe na jutrzejszy wieczór? – spytał.
- Oczywiście – zapewnił go Pip z ledwie wyczuwalnym francuskim akcentem. W wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat miał w sobie mnóstwo życiowej mądrości.
Damian był szczęściarzem, że go poznał. Nadal nie rozumiał, co zdecydowało o tym, że Pip się z nim zaprzyjaźnił, zamiast wykorzystać jego naiwność. Razem udawało im się wywieść w pole żandarmów.
Tak było w przeszłości. Obecnie, po latach spędzonych w Marsylii, znowu był w domu. I na najlepszej drodze do spełnienia marzenia o zemście.
Zamierzał z nawiązką odpłacić za to, co jego rodzinie wyrządzili dwaj arystokraci. Wiadomość o nowym klubie o nazwie The Rake Hell, zwanego potocznie Piekłem, rozeszła się szerokim echem pośród młodych mężczyzn z wyższych sfer.
Wkrótce ryby miały wpaść do jego sieci.
- Przybyła kucharka – oznajmił.
- Jest taka, jak się spodziewałeś?
- Mniej więcej. – Więcej urody. Mniej podatności na jego wpływ. - Nie będziemy już wysłuchiwać narzekań Chandona, że karmi hołotę, która nie docenia jego talentów. – Jeśli jest choć w połowie tak dobrą kucharką, jak twierdzi.
Pip zachichotał.
- Personel będzie zadowolony. Posiłek, który ostatnio podała Betsy, nie nadawał się nawet dla świń. Ile osób będzie w tym tygodniu?
- Co najmniej trzydzieści. Trzy z nich to damy do towarzystwa. – Więcej niż w poprzednim tygodniu. – Teraz czekam na kolejną zdobycz i zacznie się prawdziwa gra. Przyszłość rysuje się całkiem obiecująco.
- Jesteś cholernym szczęściarzem, Damianie.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel