Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Sekrety guwernantki (ebook)
Zajrzyj do książki

Sekrety guwernantki (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron272
ISBN978-83-276-7980-2
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyA Lady Becomes a Governess
TłumaczZofia Uhrynowska-Hansz
Język oryginałuangielski
EAN9788327679802
Data premiery2022-04-21
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Statek, którym Rebecca płynęła do Anglii, zatonął. Na szczęście jej udało się przeżyć. Przeszła przez piekło, ale zarazem dostrzegła szansę, by wreszcie wziąć los w swoje ręce. Nie zostanie żoną starego arystokraty, którego nigdy nie widziała na oczy. Przyrodni brat, który zmusił ją do przyjęcia tych oświadczyn, nigdy jej nie odnajdzie. Zdesperowana Rebecca przejmuje tożsamość poznanej podczas rejsu guwernantki, pewna, że Claire zginęła. Podejmuje pracę u lorda Brookmore’a, który szuka opiekunki dla osieroconych kuzynek. Odpowiedzialny i pełen uroku arystokrata coraz bardziej jej się podoba. Powinna mu jak najszybciej wyznać prawdę, ale czy on zechce oddać serce oszustce?

Fragment książki

Nowy wicehrabia Brookmore, Garret Brookmore, czekając w zajeździe w Holyhead, otrzymał wiadomość o katastrofie statku, którym miała przybyć nowa guwernantka. Dowiedział się jednak, że nie wszyscy zginęli, i wobec tego czuł się zobowiązany pojechać do Moelfre i sprawdzić, czy wśród ocalałych jest panna Claire Tilson.
Po raz pierwszy w życiu znalazł się w takiej sytuacji. Przez dziesięć lat walczył z Francuzami, a rok temu, gdy był w Brukseli ze swoim pułkiem i czekał na wydarzenie, które później zyskało nazwę bitwy pod Waterloo, przyszła wiadomość, że jego brat wraz z żoną zginęli w wypadku. Musiał pilnie wrócić do Anglii, by przejąć po bracie tytuł, ale również nowe obowiązki, które się z tym wiązały. Jego starszy brat, od urodzenia wychowywany na wicehrabiego, według ich ojca był ideałem. Garreta, jako młodszego, traktowano z lekkim lekceważeniem i przypadła mu w udziale kariera wojskowa.
Teraz okazało się, że to on ma zarządzać majątkiem, brać udział w obradach parlamentu i zająć się wychowaniem dwóch osieroconych bratanic. Pamela i Ellen, dziewczynki w wieku zaledwie dziewięciu i siedmiu lat, były dotychczas bezpieczne pod opieką guwernantki, ale okrutny los sprawił, że i ona zmarła.
Ile może znieść dwójka takich małych dzieci? Najpierw matka i ojciec, a potem guwernantka. Zostały z nieznanym im stryjkiem, którego interesowali właściwie tylko jego żołnierze. Garret widział na wojnie tysiące śmierci, ale te w najbliższej rodzinie uznał za bardziej okrutne.
Kiedy przyszła wiadomość o śmierci guwernantki, przebywał w Londynie, gdzie starał się sprostać wymogom tamtejszej socjety. Skontaktował się z pewną londyńską agencją, by nająć nową guwernantkę. Wrócił do rodzinnej posiadłości, żeby poznać dziewczynki, ale gdy tylko zdążył pojawić się w Brookmore, przyszła wiadomość z agencji, że panny Tilson ma oczekiwać w Holyhead.
A jeśli panna Tilson zginęła w tej katastrofie? Co miał powiedzieć tym dwóm małym dziewczynkom? Że jeszcze jedna osoba, która miała się nimi zajmować, nie żyje?
Pojechał do Moelfre dowiedzieć się, gdzie mogą przebywać rozbitkowie z pechowego statku. Skierowano go do gospody Pod Bażantem, która tętniła życiem.
– Witamy. Czy pan szuka pokoju? – zapytał właściciel gospody.
– Szukam kogoś z rozbitego statku – odparł Garret.
– Co za straszna tragedia. Prawie czterdzieści osób zginęło. Uratowało się tylko jedenaście.
– Szukam panny Tilson. Panny Claire Tilson.
– Ach, chodzi o pannę Tilson? Tak, jest tu taka.
Garret poczuł wielką ulgę.
– Czy mógłbym się z nią zobaczyć?
– Oczywiście. Ta pani ma gorączkę. Podobno jacyś ludzie wyciągnęli ją z wody. Dziś już czuje się lepiej, jak twierdzi nasza pokojówka. Może jeszcze śpi.
– Rozumiem.
Karczmarz zapukał do drzwi. Pokojówka otworzyła.
– Ktoś do panny Tilson.
Dziewczyna uśmiechnęła się i uchyliła drzwi szerzej. Ani ona, ani karczmarz nie zapytali, kim jest Garret.
Podszedł do łóżka i spojrzał zdumiony. Oczekiwał starszej kobiety, tymczasem panna Tilson wyglądała jak szkolna uczennica, miała gładką, nieskazitelną cerę i wyraziste rysy. Jej włosy w kolorze orzechów laskowych leżały rozrzucone na białej poduszce. Ciekawe, czy ma tak silny charakter, jak to zapowiadają rysy jej twarzy? Zaintrygowało to Garreta.
Zmierzył wzrokiem karczmarza.
– Jednak poproszę o pokój.
– Tak jest, już się robi. Zechce pan pójść ze mną. Pokażę panu pokój.
Teraz, kiedy Garret już znalazł pannę Tilson, nie miał ochoty się z nią rozstawać.
– Poczekam, aż się obudzi. Żeby wiedziała, że tu jestem.
Karczmarz sięgnął po bagaż Garreta.
– Zaniosę do pokoju i wrócę z kluczem, jeśli pan sobie tego życzy.
Garret skinął głową.
– Czy mogę odejść, proszę pana? – spytała pokojówka.
– Nie mam nic przeciwko temu. – Garret odprawił dziewczynę i usiadł przy łóżku śpiącej piękności, za którą poczuł się odpowiedzialny.

Minęła godzina wypełniona kłębiącymi się myślami: co miał do zrobienia, co wymagało jego szczególnej uwagi w posiadłości, a tym bardziej w Londynie. Właściwie najlepiej by się czuł, gdyby po prostu maszerował w tej chwili ze swoimi żołnierzami. Brak mu było jego żołnierzy. Martwił się o nich, był ciekawy, jak sobie radzą teraz, kiedy wojna się skończyła.
Co za sens życzyć sobie czegoś, co jest nierealne? Nawet gdyby jego brat żył, kariera wojskowa Garreta i tak zmieniłaby się w sposób zasadniczy.
Musiał przyznać, że wybrał się do Holyhead głównie po to, żeby odpocząć od nowych obowiązków i od żałoby. Dać sobie czas na zastanowienie.
Wstał na widok karczmarza z kluczem. Kiedy ponownie usiadł, nagle orzechowe oczy panny Tilson otworzyły się.
– Gdzie…? – zdołała powiedzieć głosem, który odmówił jej posłuszeństwa.
Garret nalał wody ze stojącego przy łóżku dzbanka.
– Jest pani bezpieczna, panno Tilson – powiedział. – Jesteśmy w gospodzie w Moelfre.
Zmarszczyła czoło, jakby się nad czymś zastanawiała.
– Panna Tilson… – wyszeptała. – Claire.
Pomógł jej usiąść i przytrzymał szklankę, kiedy piła.
– Jestem hrabia Brookmore. – W dalszym ciągu brzmiało to w jego uszach bardzo dziwnie. – Pani pracodawca.
Patrzyła na niego dłuższy czas, a on widział malujące się w jej oczach emocje. Zaskoczenie, zgrozę, żal i wreszcie – zrozumienie.

Serce trzepotało w piersi Rebecki jak ptak. To nie były kolejne gorączkowe zwidy, lecz prawdziwy mężczyzna. Jego dotyk poczuła, gdy pomógł jej się napić. Kiedy zaspokoiła pragnienie, uświadomiła sobie, że jest tylko w cienkiej nocnej koszulce. Skąd ją wzięła? Od kogo? Czy przepadły nawet ubrania, które miała na sobie, ubrania Claire Tilson? Ponownie poczuła suchość w gardle, ale tym razem był to żal. Claire. Nolan. I wszyscy ci biedni ludzie…
Odsunęła się od mężczyzny, który usiadł na krześle, odstawiając szklankę na boczny stolik.
To był nowy pracodawca Claire, jak sam powiedział, który myślał, że ona jest guwernantką. Nie robił wrażenia człowieka, który zamierza zaangażować guwernantkę. Jego surowa twarz i muskularna sylwetka sprawiały, że wydawał się nieokrzesany, z jego przenikliwych błękitnych oczu wyzierał smutek. Ciemne włosy, dłuższe niż nakazywała moda, przywiodły jej na myśl kogoś, kto galopuje przez pola na nieokiełznanym rumaku.
Jej oczy błądziły po pokoju. Jak to się stało, że znalazła się sam na sam z tym mężczyzną?
– Dlaczego…? – Gardło Rebecki zacisnęło się ponownie. Przełknęła. – Skąd pan się tutaj wziął?
– Czekałem w Holyhead. Tam dostałem wiadomość o zatonięciu statku, więc przyjechałem tutaj, sprawdzić, czy pani… czy pani ocalała.
Tonący statek. Znów zobaczyła pochłanianą przez fale Claire. Znów czuła, jak łódź rozbija się o skały, a ona wpada do wody.
Wzdrygnęła się na to straszliwe wspomnienie, a on wstał, tym razem, żeby otulić chustą jej ramiona. Pod wpływem jego dotyku poczuła dziwne gorąco.
Spojrzała mu w twarz.
– Ile osób? Ile osób się uratowało?
– Karczmarz twierdzi, że jedenaście – odparł.
Tylko dziesięć, nie licząc jej? A co z kobietą i dwójką dzieci? Poczuła piekące łzy.
– O mój Boże. – Ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała.
Czuła na sobie jego wzrok, mimo że się nie ruszał i nie odzywał. Jakież to upokarzające i zupełnie do niej niepodobne – tak się rozkleić przed obcym człowiekiem.
Powoli odzyskiwała kontrolę. Wreszcie uniosła głowę i wzięła głęboki oddech.
Mężczyzna wyciągnął chustkę z kieszeni na piersi i wręczył jej bez słowa. Wytarła zalaną łzami twarz.
– Dziękuję. – Znów odetchnęła głęboko i wyciągnęła rękę z mokrą od łez chusteczką. Zaraz jednak ją cofnęła i roześmiała się. – Ja… Ja dam ją do prania.
Co za głupota. Przecież nie ma pieniędzy, ubrania, nie ma dosłownie nic.
Oczywiście może się przedstawić, powiedzieć, w jakiej znalazła się sytuacji, może zwrócić się do lorda Stonecrofta. Kto jeszcze w Londynie mógłby jej pomóc? Ale po co miałaby prosić go o pomoc, skoro zamierza od niego uciec? Jeszcze gorsze od utonięcia byłoby przyjęcie roli klaczy rozpłodowej.
Lord Brookmore ponownie usiadł na krześle, odwracając twarz.
Powinna mu powiedzieć, że nie jest Claire Tilson. Że widziała, jak fala porywa Claire z pokładu statku. Mój Boże, dlaczego morze zabrało Claire, a nie ją? Claire była osobą niezależną, miała pracę, a co za tym idzie własne pieniądze, również szansę, że kiedyś znajdzie mężczyznę, którego pokocha. Sytuacja Claire wydała jej się o wiele lepsza niż jej położenie. Ona bowiem nie miała przed sobą żadnej perspektywy poza więzieniem w postaci małżeństwa. Dlaczego los nie pozwolił im zamienić się miejscami z taką łatwością, z jaką zamieniły suknie?
Ponownie zerknęła w stronę lorda Brookmore’a i serce zabiło jej żywiej.
Ten człowiek brał ją za Claire. Być może tylko ona jedna wie, że tak naprawdę jest lady Rebeccą Pierce, skazaną na małżeństwo z lordem Stonecroftem.
Nie zginęła w głębinach morskich zamiast Claire, chociaż bardzo tego pragnęła, ale teraz mogłaby zająć jej miejsce. Mogłaby żyć jej życiem. Uciec od własnego losu.
Lord Stonecroft z pewnością nie będzie jej opłakiwał. Poczuje się po prostu zawiedziony, że musi szukać innej klaczy rozpłodowej. Jej brat też nie będzie po niej rozpaczał. Po prostu przejmie jej spadek.
Poczuła się nieswojo, bo przecież w ten sposób oszuka tego bardzo przystojnego mężczyznę. Nieźle mu się odpłaci za jego dobroć. Jednak potrzebna mu jest guwernantka, czyż nie? A ona może być guwernantką. Czy to taka ciężka praca? Przynamniej w ten sposób mu pomoże.
– Ja… ja chyba miałam gorączkę – powiedziała. – Niewiele pamiętam poza… z wyjątkiem tego, jak wpadam do lodowatej wody, pewna, że to już mój koniec.
– Wiem tylko, że pani się uratowała i jest pani chora.
– Czy nadal zamierza mnie pan zaangażować jako guwernantkę?
– Jeśli czuje się pani na siłach podołać temu zadaniu, to owszem. – Jego głos był tak oficjalny i tak głęboki, że Rebecca nie tylko go słyszała, ale również czuła. – Jeśli będzie pani potrzebowała dłuższej rekonwalescencji…
– Czuję się wystarczająco dobrze. – Usiadła prosto, jakby chciała poprzeć swoje słowa dowodem. – Dam sobie radę.
– A zatem dobrze. – Mężczyzna wstał. – Poślę po pokojówkę, żeby przyniosła coś do jedzenia, jeśli jest pani głodna.
Rebecca nie bardzo wiedziała, czy jest głodna, ale kiedy lord Brookmore wspomniał o jedzeniu, zaburczało jej w brzuchu.
– Dziękuję, sir.
– Możemy zatem jechać do Brookmore House już jutro, jeśli czuje się pani na siłach.
Lepiej wyjechać jak najwcześniej na wszelki wypadek, gdyby ktoś spośród dziesięciu uratowanych rozbitków mógł wiedzieć, że ona to nie Claire.
– Jutro rano będę gotowa do podróży. Z całą pewnością.
– To bardzo dobrze. Gdyby pani czegoś potrzebowała, panno Tilson, to proszę mówić. Dopilnuję, żeby pani to dostarczono.
Rebecca popatrzyła po sobie. Potrzebowała wszystkiego! Lady Rebecca bez namysłu zażądałaby wszelkich niezbędnych rzeczy, ale przecież Claire nie mogła się zachować w ten sposób.
– Bardzo dziękuję, sir – wyszeptała.
– A zatem pożegnam panią – skinął głową – panno Tilson.
– Milordzie – odpowiedziała.
Gdy tylko Brookmore zniknął za drzwiami, odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka, nagle niespokojna. Drewniana podłoga wydała jej się lodowata, a nogi słabe. Podeszła do okna i wyjrzała na ulicę z pobielanymi domami, które lśniły w promieniach zachodzącego słońca. Wozy i powozy przejeżdżały ulicą, a mieszkańcy spieszyli w różne strony, jakby to był zwykły dzień.
Jej dni nigdy już nie będą takie same. Przeszył ją dreszcz. Miała być teraz zupełnie inną osobą. Potarłszy ręce, poczuła lekki zapach morza. Nie chciała tej woni! Wolałaby pozbyć się wspomnienia tej chwili, gdy wpada do wody, gdzie utonęło tak wiele osób.
Rozległo się stukanie do drzwi i weszła pokojówka z tacą. Zapach ciepłego dania, sera i piwa potwierdził jej życiowy wybór. Nowe życie.
– O, pani wstała – powiedziała dziewczyna. – Czy lepiej się pani poczuła? Pan zapłacił i powiedział, żebym przyniosła jedzenie i wszystko, czego pani potrzebuje.
– Czuję się dużo lepiej. Chyba miałam wysoką gorączkę. Jak masz na imię?
– Betty, proszę pani. – Pokojówka postawiła tacę z posiłkiem na stole. – Jakie ma pani życzenia?
– Chciałabym wziąć kąpiel, Betty.
Pokojówka uśmiechnęła się.
– Kąpiel będzie później.
– I będę potrzebowała czegoś do ubrania.

Nazajutrz rano Betty przyniosła jej bieliznę i suknię.
– Milord powiedział, żebym kupiła dla pani jakieś stroje, więc spełniłam jego życzenie – powiedziała dziewczyna. – To, co miała pani na sobie przedtem, nie nadaje się do noszenia.
Betty pomogła jej włożyć haleczkę, gorset i prostą sukienkę, podobną do tej, którą miała na sobie Betty. Pończochy wyglądały na zupełnie nowe, a mocno używane buciki z cholewką były tylko trochę za duże. W tobołku odzieży była też nowa szczotka i grzebień, jak również komplet szpilek. Betty pomogła jej zaczesać włosy do tyłu, tak jak czesała się Claire. Rebecca spojrzała w lustro, ale zobaczyła w nim tylko Claire Tilson. Jej oczy wezbrały łzami.
– Zawiadomię jego lordowską mość, że pani jest już ubrana – powiedziała Betty, pośpiesznie zaściełając łóżko. W chwilę po jej wyjściu pojawił się lord Brookmore.
– Dzień dobry, sir. – Rebecca nie zapomniała o ukłonie. Ten pan był mimo wszystko jej pracodawcą. Jego obecność sprawiała, że czuła się lekko podniecona, ale cóż, było to tylko zdenerwowanie. Ostatecznie okłamała tego człowieka. Przecież nie dlatego, że był bardzo wysoki i bardzo męski.
– Panno Tilson. – Skłonił głowę, a następnie wręczył jej zawiniątko. – Pozwoliłem sobie kupić dla pani rzeczy, które bez wątpienia przydadzą się pani w drodze do Brookmore.
Rebecca rozwiązała paczkę, w której znalazła kaszmirowy szal, jedwabny czepeczek i rękawiczki z koźlęcej skóry w kolorze lawendy.
– Jakie to piękne – szepnęła.
– Jak pani zdrowie dzisiaj? Jeśli nie czuje się pani dostatecznie dobrze, nie musimy wyjeżdżać.
– Ależ ja jestem zdrowa! – zapewniła go. Nie mogła się doczekać, kiedy rozpocznie nowe życie. Życie Claire. Podniosła wzrok znad prezentów.– Bardzo za to wszystko dziękuję. Dziękuję też za ubranie.
– Przecież musi pani mieć się w co ubrać.
Stał przy samych drzwiach. Wiedziona odruchem chciała go zaprosić, żeby usiadł, napił się herbaty, dokładnie tak, jak by to zrobiła w domu. Co za głupota! Przecież nie miałaby czym zapłacić za herbatę, no i jak guwernantka śmie zapraszać wicehrabiego, żeby usiadł?
Musi trochę popracować nad tym, żeby pozbyć się nawyków lady Rebecki.
Hrabia Brookmore czuł się niepewnie. Co chwila rzucał jej przelotne spojrzenia.
– A zatem idę zamówić powóz, jeśli na pewno jest pani gotowa do podróży.
– Jestem całkowicie gotowa – odparła.
Przeszła przez pokój po chusteczkę, którą uprała w wodzie z mydłem i wysuszyła przy kominku. Wręczyła ją hrabiemu.
– Jest czysta, sir.
Kiedy Brookmore sięgnął po chustkę, zatrzymał wzrok na Rebecce chwilę dłużej. Musnęli się palcami i wtedy poczuła dziwne gorąco. Cofnęła się. Hrabia odchrząknął.
– Pójdę zamówić powóz.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel